#Chapter Forty Two

DaeHee

-Nie ma go tu.

Cal stoi w przedsionku jak pokonany człowiek.

-Nie wiesz, gdzie poszedł? Muszę z nim porozmawiać.

-Myślę, że twoje działania są wystarczająco wymowne.

Czy popełnił błąd w przeszłości? Najwyraźniej. Czy jest mi go szkoda? Z perspektywy kryterium „też jestem człowiekiem" -tak.

Z perspektywy kryterium „kocham TaeHyung'a i chcę go chronić" -absolutnie nie.

-Co ja ci mam powiedzieć, DaeHee? -Pociera dłonią twarz.

-Wiesz, co? TaeHyung przez całe swoje pieprzone życie próbował dorównać twojej doskonałości. Starał się, ale nie dawał rady i nienawidził się za to, bo zawodził pod tyloma względami, że nawet sobie nie wyobrażasz... A ty pozwoliłeś mu w to wierzyć. Pozwoliłeś mu sądzić, że jest gorszy niż twój wspaniały wizerunek.

-Nic takiego nie zrobiłem -mówi, ale bez przekonania. Dumny mężczyzna, który nie potrafi okazać pokory.

-Nie masz tu nic na swoją obronę, Cal. -Podburzona i zaniepokojona o TaeHyung'a chwytam się za kark obiema dłońmi, żeby się jakoś uspokoić. -Myślałeś, że ten twój mały sekret nigdy nie wyjdzie na jaw?

Zwiesza głowę na moment, po czym wraca spojrzeniem do mnie.

-Wiesz, jakie jest prawdopodobieństwo, że ktoś, z kim miałaś romans lata temu, będzie mieć syna, który także zrobi karierę jako pierwszoligowy baseballista? Już samo to jest skrajnie nieprawdopodobne, a co dopiero, żeby ci chłopcy mieli tego samego ojca.

-Od jak dawna wiesz? -pytam. -Lata? Miesiące? Jak długo ukrywałeś to przed TaeHyung'iem?

-Santiago nie wiedział, że jestem jego ojcem. -Potrząsa głową, jakby wciąż nie umiał w to wszystko uwierzyć. -Po śmierci matki w zeszłym roku znalazł jakieś zachowane przez nią wycinki prasowe o mnie. Połączył kropki i w marcu skonfrontował się ze mną.

Osiem miesięcy.

-Minęły całe miesiące. Nie zamierzałeś powiedzieć o tym TaeHyung'owi, prawda? -Mój głos nie jest nawet w połowie tak rozgoryczony, jak się czuję.

-Nie wiem. -Milknie na moment. -Tak. Zamierzałem mu w końcu powiedzieć.

Nie wiem, czy mu wierzyć.

-A w międzyczasie co? Trzymałeś się na uboczu i obserwowałeś biernie, jak Santiago rujnuje TaeHyung'owi karierę?

Próbuje coś wykrztusić, ale słowa nie chcą wydostać się przez jego gardło.

-Ja... ja nadal jestem w szoku.

-W szoku czy nie, Cal, to przez niego -krzyczę, nie nadążając z wypowiadaniem słów. -To on celowo krzywdził twojego syna. To on zrujnował mu karierę. Nie obchodzi cię to? Nie przeszło ci przez myśl, by chronić go przed... -Nie masz pojęcia, co...

-Wiedziałeś o tym, zanim kontuzjował TaeHyung'a? -Mdli mnie na samą myśl o tym.

-Nie. Przysięgam. Nie wiedziałem. Santiago cierpiał. Stracił matkę, a przez całe życie nie miał ojca. I w takiej samotności uświadomił sobie, że facet, któremu zazdrościł kariery, jest jego przyrodnim bratem.

On cierpiał. Te słowa nie chcą się ode mnie odczepić. Poufałość jego głosu. Usprawiedliwianie czegoś niewybaczalnego. Cóż, TaeHyung też cierpiał -i cierpi -bardziej niż Cal sobie wyobraża.

Patrzę na niego z rozdziawionymi ustami i potrząsam głową, jakbym nie mogła uwierzyć w to, co słyszę.

-Błagam, tylko nie mów, że usprawiedliwiasz Santiago z tego, że skrzywdził TaeHyung'a -mówię lodowato zimnym głosem.

-Nie usprawiedliwiam. Ja tylko... Chryste. -Zaczyna chodzić po przedsionku.

Najwyraźniej wie, że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia.

-Nic, co powiesz, nie usprawiedliwia postępku Santiago. Jak możesz w ogóle dopuszczać go do swojego życia po tym, co zrobił TaeHyung'owi?

-Ale on jest moim synem. -W jego szepcie pobrzmiewa niedowierzanie.

-Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat TaeHyung był twoim jedynym synem. Zabawne, że nigdy nie widziałam, żebyś mu tak pobłażał, jak z całą pewnością pobłażasz Santiago.

Łzy wzbierają mu w oczach. Widzę jego ból. Niepewność, co zrobić. Chaos w jego duszy.

I bardzo maleńkiej cząstce mnie robi się go szkoda.

Ale inna część mnie gardzi nim za to, że zniszczył życie tak wielu osobom. Swojej żonie niewiernością, a potem potępianiem syna za to, że opiekował się nią z roku na rok, podczas gdy sam biernie patrzył na jej cierpienie. Swojemu synowi nieustannym wzbudzaniem w nim poczucia niższości, a następnie ujawnieniem swojego nieślubnego dziecka, co wyglądało jak akt szyderczej drwiny.

*

*

*

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Pozdrawiam was, Wanessa

PS

Zapraszam do "Danger Man"!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top