42. Wasze pierwsze spotkanie: John Murphy
Wasze pierwsze spotkanie
Minęło sporo czasu odkąd wysłali was na pewną śmierć. Każdy robi co umie aby jakoś przetrwać. Clarke leczy. Bellamy uczy chłopców walczyć. Reszta wykonuje ich polecenia. Są tak jakby dowódcami. Wszyscy im ufają. Nikt ich nie wybrał, ale też nikomu nie przeszkadza, że to właśnie oni trzymają wszystkich razem. Nikt nie ma aspiracji, żeby zająć ich miejsce. Może poza jednym chłopakiem, który zdecydowanie ma charakter buntownika. Nazywa się John Murphy. W obozie dużo się o nim mówi. Nikt tak naprawdę nie wie za co go zamknęli. Jesteś nim bardzo zaintrygowana. Chciałabyś go poznać, jednak wstydzisz się do niego podejść. Jesteś tylko szarą myszką i uważasz, że gdybyś opuściła obóz nikt nawet by tego nie zauważył. Jesteś jednak w błędzie.
- ( T.I. ) idź do kapsuły przynieś mi leki, szybko!- krzyknęła do ciebie Clarke przywracając cię do rzeczywistości.
Pochylała się nad kimś. Był ranny. Nie widziałaś jego twarzy, zasłaniały ją jej włosy. Pobiegłaś do kapsuły i wyciągnęłaś ze skrzynki apteczkę. Chwyciłaś ją kurczowo i wróciłaś do Clarke. Uklęknęłaś obok niej. To był on.
- Nie! Nie ma go!- krzyczała Clarke wysypując zawartość apteczki.
- Czego nie ma? - spytałaś drżącym głosem.
- Muszę iść do kapsuły. Zostań z nim.
- Ale Clarke, ja nie wiem co robić. - byłaś przerażona.
- Spokojnie, połóż tutaj obie ręce i przyciskaj. - wskazała miejsce pod sercem.
Został postrzelony? Przez kogo? Nikt z setki nie ma broni. A może jest tu ktoś jeszcze? Nie. Na pewno nie. Rana na szczęście była w bezpiecznej odległości od serca. Clarke pobiegła do kapsuły, a ty z całej siły uciskałaś klatkę piersiową chłopaka.
- Trzeba zatamować krwawienie. - szepnęłaś.
- Umarłem? - otworzył oczy i spytał.
- Nie! Dlaczego tak myślisz?- odpowiedziałaś sparaliżowana.
- Bo widzę anioła. - zaśmiał się delikatnie, po czym na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
Mimowolnie się uśmiechnęłaś.
- Jestem ( T.I. ) i daleko mi do anioła.
- John Murphy. Bardzo ze mną źle?
- Nic ci nie będzie, obiecuję! - powiedziałaś stanowczo sama nie wierząc w swoje słowa.
- Na paluszek?
- Na paluszek. Co ci się stało?
- Znalazłem bunkier w lesie. Był tam pistolet. Wyszedłem żeby obejrzeć go lepiej, w świetle. Później pamiętam tylko twarz Bellamiego pochylającą się nade mną. Musiałem się postrzelić.
- Trzymałeś broń pierwszy raz w życiu?
Clarke wróciła i odepchnęła cię od chłopaka. Nie czekając na jego odpowiedź, wstałaś i patrzyłaś jak Clarke walczy o chłopaka, który widzi w tobie anioła. Na myśl, że może jej się nie udać po twojej twarzy spłynęła pojedyńcza, słona łza.
~☆~
Wspolnie z guninmyhand ustaliłyśmy, że są to bardziej preferencje niż imaginy, więc zmiana nazwy. ;) Dodaję pojedyńcze postacie, ponieważ tak jest mi łatwiej. Dopiero zaczynam, więc wybaczcie błędy. Jest i John Murphy. Na wasze życzenie. Nie wiem czy wam się spodoba. Mam nadzieję, że tak. Kto następny? ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top