sixty-seven
Changbin nie był w stanie powstrzymać przeraźliwie wielkiego uśmiechu, który wkroczył na jego twarz, gdy tylko jego oczom ukazała się sylwetka Minho. Ostatnimi dniami widywał go jedynie w szkole, gdyż po ich pamiętnej rozmowie faktycznie ograniczyli kontakt, a on musiał przyznać, że tęsknił za nim. Właśnie dlatego też widok starszego w zwykłych, sportowych ubraniach, jadącego w jego kierunku na rowerze, a nie w eleganckiej koszuli, tak bardzo go ucieszył. Przypominało mu to o tym, że udało mu się umówić z Minho, a to dawało mu jakieś nadzieje, których nie miał zamiaru zawieść. Chciał udowodnić wyższemu, jak bardzo mu zależy, że chodziło o coś więcej, niż przy tamtym nieudanym i głupim żarcie.
Gdy tylko Lee znalazł się na tyle blisko, że bez problemu usłyszałby jego głos, odsunął się od swojego własnego roweru, czekając na to, aż wyższy stanie obok niego. Może mieszkali na tym samym osiedlu, ale jednak różniło ich mieszkania paręset metrów, a dla bezpieczeństwa umówili się pod domem młodszego z nich.
I gdy tylko Lee nareszcie zatrzymał swój rower tuż obok niego, jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, jakby widok nauczyciela był po prostu zbawieniem dla niego. Szybko zauważył, że już teraz policzki chemika były zaczerwienione od wysiłku fizycznego, a przez jego rozchylone, tak ślicznie różowe usteczka uciekały pojedyncze oddechy. Changbin nie potrafił oderwać wzroku od mężczyzny, który powoli zszedł z roweru. Zdążył przyjrzeć się i jego całej sylwetce, szybko zauważając, że brązowowłosy miał na sobie niebieską koszulkę, z małą falą wyszytą na piersi i zwykłe, czarne dresy. Pomimo tego jednak nadal wyglądał wspaniale i może właśnie dlatego Seo nie potrafił oderwać od niego wzroku.
Szczerze, nie wiedział do końca, jak powinien się zachować. W końcu Minho wyraźnie dał mu do zrozumienia, że nie powinni brnąć w to, co zaczęli, ale jednak z jakiś powodów zgodził się na wyjście na rower. I może Changbin próbował sobie wmówić, że to w końcu faktycznie nie było nic takiego, ale jednak gdzieś w sercu czuł, że i coś takiego wykraczało poza ramy relacji nauczyciela z uczniem.
Na szczęście rozwiązanie jego mentalnego konfliktu przyniósł Minho, samemu wybierając to, jak powinien się przywitać. Uścisnął młodszego tak szybko, jakby to wcale się nie stało, następnie uśmiechając się wstydliwie i nerwowo przeczesując dłonią swoje brązowe włosy, które były podtrzymywane przez czarną przepaskę.
Bowiem i Minho czuł się nieco zagubiony w tym, co czuł. Wiedział, że nie powinien tam przychodzić, że należało odmówić niższemu już wcześniej, jednak po tym jednym pocałunku czuł się, jakby coś przyciągało go do Changbina, niczym jeden biegun magnesu do drugiego. Pragnął więcej pomimo wszystko i nie potrafił przestać, chociaż doskonale wiedział, że musiał. Ta jedna próba zakończenia tego wszystkiego była marna, bowiem już teraz zaczynał z powrotem ulegać urokowi czarnowłosego, tak po prostu zgadzając się na przejażdżkę rowerową z nim.
— Hey, Minho — wydukał po chwili ciszy niższy, widząc, jak bardzo zakłopotany stał się starszy z nich. Już po tych paru intymnych chwilach, jakie zdążyli ze sobą dzielić, zauważył, jak szybko brązowowłosy był w stanie się zawstydzić, rumieniąc się przy tym ślicznie i właśnie dlatego nie wiedział czy czerwone wypieki tkwiące na policzkach nauczyciela nadal były powodowane przebytym wysiłkiem fizycznym, czy już czymś całkiem innym. — Mam nadzieję, że jesteś gotowy, bo podtrzymuję to, co powiedziałem. Przegonię cię.
Te słowa sprawiły, że Lee prawdopodobnie znów się rozluźnił, gdyż opuścił swoją dłoń, spoglądając na niższego z nich. Jeszcze raz uśmiechnął się szeroko, następnie kiwając głową.
— Chyba jestem gotowy — stwierdził, na co tym razem czarnowłosy pokiwał głową, następnie chwytając za kierownicę swojego własnego roweru, który stał tuż za nim. — Więc jedźmy, nim ktoś nas zauważy.
Tak też zrobili i już po chwili znaleźli się oboje na rowerach. Changbin jechał nieco bardziej na przedzie, gdyż to właśnie on znał cel ich podróży, jednak to nie przeszkadzało starszemu z nich w tym, by dotrzymać mu towarzystwa.
Minho szybko poznał, że zmierzali w kierunku lasu, który rósł niedaleko od ich osiedla. Szczerze, cieszył go nieco ten fakt, gdyż w jego głowie nadal tkwiła myśl o tym, że tak naprawdę w każdym momencie ktoś mógł ich przyłapać, a to mogło skończyć się bardzo, bardzo źle.
Gdy tylko znaleźli się nieco głębiej w lesie, nareszcie wywiązała się pomiędzy nimi konkretna rozmowa. Głosy ich obojga były przerywane przez ciężkie oddechy, gdyż faktycznie, młodszy z nich zgodnie z obietnicą narzucał dość szybkie tempo, jadąc przed siebie bez przerwy. I chociaż oboje doskonale czuli, że wieczorem będą niezwykle zmęczeni intensywnym wysiłkiem, to jednak teraz oboje byli zadowoleni.
I chociaż przed sobą Lee nie był w stanie się do tego przyznać, to jednak tak mocno zatracony był w osobie Changbina, że nie zdołał ujrzeć w jednym z przechodniów, którzy spacerowali po lesie, pewnej blondwłosej osoby. I choć mogło się wydawać to tak naprawdę niczym ważnym, to już za niedługo miało się odbić na nich obu.
Lee szczerze po jakimś czasie stracił świadomość tego, gdzie byli, gdyż przeprowadził się w te okolice dość niedawno i nie zapuszczał się do lasu dalej, niż w okolice jeziora, przy którym zawsze było mnóstwo ludzi. I chociaż przez ten fakt z początku przeleciała go fala strachu i zagubienia, to jednak zauważył, że Changbin zdawał się doskonale wiedzieć, gdzie jechał i właśnie to nieco go uspokoiło. Nakazał sobie jedynie jechać dalej, nadal zmuszając się do wysiłku fizycznego i podążając za czarnowłosym w nieznane.
I gdy tylko Changbin skręcił w jakąś boczną uliczkę, chciał się zatrzymać. W tamtym jednak momencie Seo obrócił nieco głowę, przelotnie na niego spoglądając, a następnie wykrzykując głośno parę pojedynczych, ale konkretnych słów.
— Zaufaj mi — wrzasnął, wiedząc, że szum wiatru nieco zagłuszał jego głos. — Nic ci nie grozi, Minho, obiecuję.
I chociaż może wydawało się to nieco naiwne, to jednak nauczyciel posłuchał, już bez zwątpienia podążając za swoim uczniem ciasną, ziemistą ścieżką. Świergot ptaków z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy, a drzewa pomiędzy którymi przyjeżdżali jakby zwężały się, ale starał się nie zwracać na to uwagi, po prostu jadąc przed siebie.
Na szczęście jego cierpliwość została wynagrodzona już po chwili, bowiem oboje wjechali na polankę tak małą, że korony potężnych drzew zabierały jej dostęp do światła. Szybko zauważył, że Changbin chciał zatrzymać swój rower, dlatego też zrobił to samo tuż obok niego. W moment po zejściu z pojazdu zaczął oddychać ciężko, podobną reakcję słysząc też u swojego towarzysza. Nie bardzo przyglądając się temu, co ich otaczało i nie zastanawiając się nad tym, czemu zatrzymali się akurat tutaj, przyznał się w duchu przed sobą, że Changbin niestety mówił prawdę z przeganianiem go i szczerze miał nadzieję, że reszta ich przejażdżki będzie nieco spokojniejsza.
Dopiero, gdy brązowowłosy zszedł z roweru, zaczął rozglądać się wokoło, szybko stwierdzając, że miejsce to było naprawdę urokliwe. Uśmiechnął się sam do siebie, teraz widząc, że warto było zaufać młodszemu.
Nie bardzo zwracał uwagę na to, co robił czarnowłosy, bowiem skupił się na przyglądaniu się otaczającej ich przyrodzie. Było nieco chłodniej, niż w miejscach, gdzie docierało więcej światła. Oddychał ciężko, starając się uspokoić tempo, z jakim po intensywnym wysiłku fizycznym biło jego serce. Po kolei przerzucał wzrok to z koron wysokich drzew, to na zieloną trawę czy też wszystko inne, co ich otaczało, jednoznacznie stwierdzając w duchu, że dobrze zrobił, zgadzając się na to wyjście z Changbinem, nawet jeśli mogło kosztować go to w rezultacie coś więcej.
— Jest tu... — westchnął, zbierając w głowie odpowiednie słowa. Nadal nie spojrzał na Changbina, który stał za jego plecami, jedynie rozglądając się wokoło. — Ładnie.
Dopiero wtedy obrócił się w kierunku swojego ucznia i szczerze parę sekund wystarczało, by jego serce dosłownie podskoczyło mu do gardła. Automatycznie cofnął się do tyłu, niemalże wpadając na swój rower i zauważając to, co trzymał w rękach Seo. Był to bowiem pistolet, wyglądający dość autentycznie, a z racji, iż ojciec jego towarzysza był w końcu agentem federalnym, mógł wnioskować, że był on prawdziwy.
Lecz chociaż straszy z nich znalazł się niemalże na granicy paniki, to jednak Seo jedynie zaśmiał się przyjaźnie, ku wielkiej uldze Minho wcale nie wymierzając broni w jego kierunku.
— Minho, spokojnie — zaśmiał się, ale nie był to śmiech ani trochę ironiczny, a ten przepełniony niezwykle przyjemną nutą, której Lee byłby szczerze w stanie słuchać bez końca. I może było to dość mocno paradoksalne, ale wbrew temu, że w dłoniach niższego nadal znajdowała się broń, to brązowowłosy faktycznie nieco się rozluźnił, odsuwając się też od swojego roweru, który tak naprawdę w każdym momencie mógł legnąć na ziemię. — To tylko na kulki — wytłumaczył, a te parę słów pozwoliło starszemu już całkowicie zlikwidować poziom strachu, jaki w nim wzrósł parę chwil wcześniej. — Nie wykradłbym ojcu prawdziwego. Aż tak głupi nie jestem.
Po tych słowach niższy z nich schylił się nieco, następnie odkładając przedmiot na trawę. W jego rękach znajdował się jeszcze plecak, z którego pewnie wcześniej wyciągnął ten pistolet na kulki, toteż Lee nie zdziwił się, gdy młodszy zaczął jeszcze raz czegoś w nim szukać. Przez jego głowę przeszła nagła myśl, że była to prawdopodobnie jedyna okazja, by uciec, jednak wtedy postanowił zacząć myśleć racjonalnie. Odetchnął ciężko, nadal nie rozumiejąc, co się działo i zbierając w swojej głowie konkretne pytanie.
— Co ty robisz, Changbin? — było jedynym, co zdołało ulecieć z jego ust. Skrzywił się nieco na dźwięk swojego głosu, gdyż doskonale słyszał, że był on niestabilny i nieco przepełniony zaniepokojeniem. — Po co ci to... Coś?
Właśnie wtedy czarnowłosy jeszcze raz się wyprostował, uprzednio zabierając z trawy broń na kulki i nareszcie wyciągając z plecaka przedmiot, którego szukał. Wtedy jeszcze Minho nie mógł być tego pewnym, ale uznał, że była to wydrukowana na kartce tarcza, co wywnioskował po widocznych na niej owalnych liniach. Seo jeszcze raz uśmiechnął się jedynie szeroko, odrzucając plecak na ziemię.
— Powiedziałeś mi, że nie jesteś pewny, czy mi naprawdę zależy na tym, co jest między nami — powiedział bezpośrednio. Minho czuł, że prędzej czy później rozmowa musiała zejść na tematy związane z tym, co ich łączyło i szczerze nie wiedział, czy go to cieszyło, czy wręcz odwrotnie. Racja, bał się tego, jakie mogły być konsekwencje jego zachowania, ale równocześnie coś ciągnęło go do Changbina tak mocno, że nie był w stanie tego zatrzymać. — Więc postanowiłem pokazać ci coś, co jest dla mnie ważne.
Po tych słowach gestem głowy niższy z nich pokazał brązowowłosemu, by ten odsunął się od rowerów i razem z nim podążył w głąb łąki. Stwierdzając, że może faktycznie nic mu nie groziło, Minho podążył za nim, najwyżej skazując się na śmierć. Niepewnym krokiem ruszył za Changbinem, obserwując, jak młodszy z nich podchodzi do jednego z drzew. Przymocował do niego trzymaną przez siebie tarczę, po czym obrócił się z powrotem w kierunku nauczyciela.
Minho potrafił jedynie wpatrywać się w młodszego, stojąc parę metrów od niego i cały czas przetwarzając w głowie jego słowa. Bo czy Changbin nie uderzył przypadkiem w punkt? Nie dlatego zgodził się wyjść na ten rower? Lee gdzieś w środku wiedział, że potrzebował od niższego potwierdzenia tego, że naprawdę mu zależało, że to było coś więcej niż zwykły żart, a właśnie to zdawał się chcieć w tej chwili udowodnić Changbin.
— Ojciec zabierał mnie tu, gdy byłem młodszy — westchnął w końcu czarnowłosy, następnie zagryzając na chwilę dolną wargę i zaczynając iść w kierunku starszego. — Gdy jeszcze pamiętał o moim istnieniu, nim mama zmarła — dodał cichszym głosem, a na te słowa Lee zdołał jedynie nerwowo oblizać wargi. Coraz bardziej czuł, że to, co robił Changbin, było szczere i naraz cieszyło go to, i przerażało, bowiem wiedział, że ciężko było mu odcinać od siebie rodzące się w nim uczucia. — Gdy byłem mały, chciałem pójść w ślady ojca, więc ten stwierdził, że nauczy mnie strzelać. Miałem chyba dziesięć lat, ale to taki szczegół — zaśmiał się, a w głowie starszego mimowolnie ukazał się obraz małego Changbina z bronią. Nieświadomie odwzajemnił uśmiech, cały czas przyglądając się czarnowłosemu, który to znalazł się już tuż obok niego. — To miejsce nadal jest dla mnie ważne i nigdy tu jeszcze nikogo nie zabrałem, więc pomyślałem, że teraz ja mogę nauczyć cię tego, co wtedy pokazał mi tata. Pozwolisz mi?
Minho pokiwał głową, nim tak naprawdę zdążył się zastanowić, czy aby na pewno była to dobra decyzja. W tamtej chwili kierowało nim coś innego, a on doskonale wiedział, że nie był w stanie opierać się niższemu. Ciągnęło go do Changbina stanowczo zbyt mocno i właśnie teraz doskonale to zauważał.
Lee po prostu popadał w zauroczenie coraz bardziej, a wszystkie obecne gesty Changbina prowadziły do tego, że był w stanie znów zaryzykować wszystko. I może wiedział, że nie powinien, że to wszystko zmierzało w złym kierunku, ale już wtedy czuł, że Seo naprawdę zależało, a on nie był w stanie już dłużej budować między nimi muru.
Gdy tylko czarnowłosy chłopak zauważył zgodę ze strony starszego, uśmiech na jego twarzy poszerzył się jeszcze mocniej, dzięki czemu Minho mógł ujrzeć rządek jego białych zębów. Mimowolnie i on się uśmiechnął. W osobie młodszego chłopak było coś, co sprawiało, że nie potrafił opierać się jego aurze, jakby przyciągając go do siebie jak magnes. Chciał popadać coraz mocniej w tę relację, pomimo tego, że nie mógł. Obecność Changbina sprawiała po prostu, że chciał olać wszystkie przeciwności i miał już dość konsekwencji.
Minęła chwila, nim Seo zrobił coś innego poza uśmiechaniem się, ale gdy już to nastało, Minho po raz kolejny przypomniał sobie o tym, jak mocno ciągnęło go do tego niższego chłopaka. Changbin bowiem wręczył mu do rąk broń, którą sam jeszcze przed chwilą trzymał, a wtedy ich paliczki się zetknęły. I może jakiś czas temu całowali się przez niemalże cały wieczór, a ich spotkanie prawdopodobnie skończyłoby się inaczej, gdyby nie przyjście rodzica młodszego z nich, to teraz brązowowłosego i tak przeszły dreszcze, gdyż zrozumiał, jak bardzo zatęsknił za bliskością Changbina. Czarnowłosy jednak szybko cofnął swoje dłonie, doskonale pamiętając o tym, że nie taki był jego cel. Następnie odsunął się nieco od wyższego chłopaka, po czym obszedł go wkoło, stając tuż za nim. Lee podążył za nim wzrokiem, niepewnie trzymając w dłoniach otrzymany przedmiot. Był cięższy, niż myślał, że powinien być, ale nie przeszkodziło mu to w tym, by z zainteresowaniem dalej przyglądać się poczynaniom czarnowłsoego. Nie bardzo wiedział, co miał zamiar zrobić i właśnie dlatego uważnie czekał na to, co nadejść miało już za chwilę.
— Okey — westchnął, a Lee wyraźnie słyszał, że jego głos był lekko poddenerwowany, jakby stresował się tym, co sam zaproponował. — Chwyć broń w obie dłonie. Prawdziwa broń jest jeszcze cięższa, więc to, jak posługują się nią bohaterzy filmów to jakaś bujda — Minho szybko posłuchał słów młodszego chłopaka, cały czas jednak patrząc przez ramię na czarnowłosego, dzięki czemu doskonale widział jego szeroki uśmiech połączony z nutką stresu. Bowiem chociaż Lee nie mógł być tego pewien, to jednak Changbin faktycznie się stresował, gdyż czuł, że była to jego jedyna okazja na to, by pokazać Minho, że naprawdę mu zależało. — Ale odwróć głowę, bo to nie we mnie masz strzelać — i chociaż słowa te były przepełnione radością, wyższy z nich momentalnie wykonał polecenie czarnowłosego, czując, jak jego policzki zachodzą się rumieńcami. Fakt, że Changbin przyłapał go na wpatrywaniu się w niego po prostu sprawił, że zawstydzenie ogarnęło go od środka, ujawniając się przede wszystkim w jego policzkach.
I szczerze, ostatnią rzeczą, jakiej spodziewał się Lee, był fakt, że dłonie niższego znajdą się na jego ciele. Myślał raczej, że Seo znów poinstruuje go słowami, a nie przejdzie do takiej realizacji swojego planu. Jedna z dłoni czarnowłosego wylądowała na talii Minho, prostując jego korpus, zaś druga ułożyła w odpowiedniej pozycji jego ramiona. Lee czuł się, jakby utracił władzę nad swoim własnym ciałem, pozwalając młodszemu po prostu na to, by zrobił to, co miał w zamiarze. Brązowowłosy po prostu skupił się na tym, jak blisko był Seo, a nie na tym, co robił, do czego go instruował. Również jego słowa mówiące o tym, co zrobić powinien Lee, umknęły mu gdzieś w tle, gdyż jedynym, na czym potrafił wtedy skupić uwagę, była bliskość młodszego chłopaka. To było to, za czym tęsknił przez te parę dni rozłąki, to, co sprawiało, że chciał wrócić do Changbina, pomimo wszystkich tych przeszkód. Znów miał ochotę rzucić wszystko w cholerę i po prostu poddać się uczuciom, które z każdym dniem mocniej przyciągały go do jego ucznia.
— Rozumiesz? — było tym, co nareszcie wyrwało starszego z tego dziwnego rodzaju transu. Zdał sobie sprawę z tego, że jego ramiona znajdowały się w nieco innej pozycji, jego palec spoczywał na spuście, a broń była wymierzona prosto w zawieszoną na drzewie tarczę. Minho jedynie pokiwał głową, chociaż nie bardzo wiedział, o co chodziło Changbinowi. Po prostu zbyt wiele wstydu kosztowałoby go przyznanie się do tego, że nie słuchał, skupiając się w zamian na bliskości młodszego z nich. — Okey, to jeśli chcesz, możesz strzelić. Jesteśmy daleko, więc nikt nie powinien tego usłyszeć, a może akurat ci ulży? — pytanie było to retoryczne, ale jednak Minho i tak poczuł dziwną chęć odpowiedzenia na nie i powiedzenia, że jedyną ulgą było przyznanie się do swoich uczuć. Na szczęście powstrzymał się w ostatniej chwili, nadal starając się powstrzymać od porzucenia swoich postanowień. — Nie wiem, mi pomaga. Zawsze przychodziłem tu, gdy nie radziłem sobie z problemami.
Po tych słowach obecność czarnowłosego kompletnie zniknęła, co oznaczało, że musiał on odsunąć się do tyłu, by dać Minho trochę przestrzeni. I chociaż starszy z nich nie był w stanie przyznać tego na głos, to momentalnie zatęsknił za bliskością Changbina. Przerażało go to, ale z każdą chwilą coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że nie był już dłużej w stanie kryć swoich emocji. I może mogło mieć to swoje przerażające konsekwencje, ale on nie potrafił już dłużej chować prawdy.
Brak jakichkolwiek słów ze strony Changbina oznaczał, iż młodszy czekał na jego ruch. Wiedział, że mógł odsunąć się i odmówić strzelania z broni albo po prostu spróbować, dać ponieść się chwili. Może Seo miał rację? Może faktycznie mogło przynieść to jakiś rodzaj ulgi?
Nie myśląc już za wiele nad tym, co może się stać, podjął decyzję. Coś w jego sercu podpowiadało mu, że fakt, iż Changbin zabrał go tu i pokazał coś, co było dla niego ważne, oznaczał, że naprawdę mu zależało. Właśnie dlatego też postanowił skorzystać z okazji, jaką dał mu niższy chłopak i faktycznie użyć trzymanej przez siebie broni. Miał jakąś głupią nadzieję, że pokaże to mu punkt widzenia czarnowłosego, pomoże podjąć odpowiednią decyzję.
Ale gdzieś w głębi serca Minho już wtedy wiedział, że nie da rady dłużej się opierać, że wybierze Changbina, a nie brak konsekwencji.
Huk wystrzału był cichszy, niż spodziwał się tego Lee. Naciśnięcie spustu sprawiło jednak, że odrzuciło starszego do tyłu, sprawiając, że nieco się zachwiał. I gdy już myślał, że jest szansa na to, że upadnie płasko na twardą ziemię, silne ramiona czarnowłosego złapały go, a on zaczął uśmiechać się niezwykle szeroko. Nie liczyło się to, że trafił w same obrzeża tarczy, że broń wypadła z jego dłoni, a jedynie to, co zrozumiał. Gdyż wraz z wystrzałem, jakby razem z kulką ulatującą z lufy i z jego serca spadł jakiś ciężar, zrozumiał, że musiał wybrać Changbina. Zbyt mocno ciągnęło go do niego, zbyt doskonale widział, jak mocno starał się Seo, by dalej go odrzucać. Nie liczyły się już konsekwencje — teraz ważne były uczucia.
I nim Changbin zdążył jakkolwiek zareagować, chociażby rozluźniając uścisk wokół talii starszego, Minho tak po prostu odwrócił się, momentalnie przyciskając swojej wargi do tych czarnowłosego. Dopiero teraz zauważył, że Seo był od niego wyraźnie niższy, ale w tamtej chwili jakby przestało się to dla niego liczyć — bowiem ważne było to, że zrozumiał, czego i kogo chciał. I gdy tylko dłonie niższego z powrotem wylądowały na jego talii, poruszył raz swoimi wargami, wkładając w to wszystkie emocje, jakie wybuchły chwilę wcześniej w jego sercu.
Reakcja Seo była natychmiastowa — oddał on pocałunek, delikatnie gładząc dłońmi boki wyższego i czując, jak ten układa swoje własne dłonie na jego policzkach. Miał wrażenie, że Lee całował go, jakby jutra nie było, jakby od tego pocałunku zależało wszystko.
Jednak tak właśnie poniekąd było — bowiem oboje wiedzieli, że właśnie teraz zaczynał się w ich życiach nowy, całkiem inny etap.
Chociaż pocałunek ten był niezwykle intensywny, to jednak różnił się znacznie od ich pierwszego zbliżenia — wtedy ich pocałunek był przepełniony pożądaniem, jakby oboje dążyli do czegoś innego, a tym razem dzielili ze sobą naprawdę wiele emocji. Minho oddawał każde kolejne pocałunki, czując dreszcze, które przechodziły jego ciało przez nadal gładzące jego boki dłonie młodszego. Sam nie pozostawał mu dłużny, wplątując dłonie w czarne kosmyki niższego.
Nie było języków, nie było napięcia seksualnego i pożądania — jakby skupili się jedynie na emocjach. I chociaż było to inne w stosunku do ich poprzednich zbliżeń, to jednak obojgu wydawało się, że w jakiś magiczny sposób było idealnie.
I gdy tylko po paru minutach Lee oderwał się od nadal kuszących warg czarnowłosego, oparł czoło na tym młodszego, czując, jak Seo objął jego talię, przyciągając go bliżej do uścisku. Oddechy obojga z nich były niespokojne, ale na ich twarzach tkwiły szerokie uśmiechy i to było w tamtej chwili najważniejsze.
— Przepraszam — wydusił w końcu brązowowłosy. — Za to, że cię odrzuciłem. Teraz widzę, że zrobiłem źle, że naprawdę ci zależy. Przepraszam, Binnie.
Jedna z dłoni czarnowłosego zniknęła z talii Minho, następnie odnajdując swoje miejsce na jego policzku. Pogłaskał czule jego ciepłą od rumieńców skórę, następnie nagradzając wyższego szczerym uśmiechem. Nim jednak powiedział coś, jeszcze raz przysunął się do brązowowłosego, składając krótki pocałunek na jego nieco rozchylonych wargach.
— Nie przepraszaj, Minnie — westchnął, nadal się uśmiechając. Serce starszego podskoczyło wysoko, chociaż nie był to pierwszy raz, gdy Seo zwracał się do niego zdrobnieniami. — Po prostu zaufaj mi i nie uciekaj ode mnie.
Lee jedynie zagryzł swoją wargę, kiwając zgodnie głową. Changbin miał rację — nie liczyły się same przeprosiny, a czyny, to, co zrobić miał zamiar później.
— Nie będę — wydusił chwilę później. — Obiecuję.
I chociaż na ich drodze czekało nich jeszcze wiele przeszkód, to wtedy nareszcie byli szczęśliwi.
...
[3630 słów]
gahshjwh strzelałam kiedyś z prawdziwej broni, ale to było jakieś 4 lata temu, więc wybaczcie, jak jebłam jakieś błędy rzeczowe :((
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top