nine

Paznokcie boleśnie wbijały się w skórę jego dłoni, gdy stał przed drzwiami klasy, czekając, aż wszyscy uczniowie, którzy wcześniej mieli tu lekcję, opuszczą w końcu salę. Musiał porozmawiać ze znajdującym się w środku nauczycielem, czując, że jeśli tego nie zrobi, to będzie zdolny do zrobienia czegoś głupiego. Dlatego też gdy ostatnia osoba opuściła nareszcie klasę, niezauważalnie wszedł do środka, momentalnie przyciągając uwagę nauczyciela, który to siedział za biurkiem, uzupełniając ważne informacje. Pan Bang szybko uniósł wzrok, nagradzając Hana przyjaznym spojrzeniem i radosnym uśmiechem.

— O, dzień dobry, Jisung — przywitał się, a jego głos jak zwykle był aż nad wyraz łagodny. Profesor Bang zawsze starał się budzić zaufanie wśród uczniów, gdyż chciał być dla nich oparciem. — Coś się stało?

Han pokręcił jedynie głową. Oczywiście, że przeczył swoim słowom, gdyż czuł się fatalnie. W tamtym momencie nie miał zamiaru znowu opowiadać nauczycielowi o swoich problemach. Chciał po prostu na chwilę odciąć się od tego wszystkiego, wyciszyć się choć na moment.

— Dzień dobry — odparł, spuszczając wzrok w dół. — Nie, nie — wytłumaczył. — Mógłbym przesiedzieć w klasie do rozpoczęcia lekcji?

Starszy skinął jedynie głową, podejrzliwie badając emocje, które przedzierały się przez twarz nastolatka. Odbył z Hanem już niejedną poważną rozmowę i wiedział, że gdy naprawdę młodszy czuł się źle, zaczynał wylewać z siebie dosłownie wszystkie myśli, nie potrafiąc dusić tego w sobie. Nie mylił się i już po chwili, gdy tylko chłopak usiadł w ławce, którą zazwyczaj zajmował wraz z Felixem, uniósł głowę, z powrotem spoglądając na nauczyciela.

— Czy to źle, że unikam Felixa? — zapytał, wiedząc, że owijanie w bawełnę tego, co chciał powiedzieć, nie miało najmniejszego sensu.

Przełknął nerwowo ślinę, ze stresu zagryzając również dolną wargę. Bał się rozmawiać o swoich uczuciach pomimo tego, że nie potrafił długo dusić ich w sobie. Było mu głupio wyżalać się nauczycielowi, ale nie potrafił się przemóc i powiedzieć o wszystkim przyjaciołom, a w takiej sytuacji pan Bang był jedną z dwóch osób, które wiedziały o wszystkim, co go przygnębiało, z każdym kolejnym dniem pogarszając jego stan psychiczny.

Jasnowłosy mężczyzna wstał od biurka, przy którym dotychczas zasiadał, a następnie podszedł do ławki, którą chwilę wcześniej zajął jego uczeń. Usiadł na jej brzegu, zatroskanym wzrokiem spoglądając na nastolatka. Naprawdę bał się o jego zdrowie i odkąd przypadkiem dowiedział się całej prawdy, czuł się poniekąd za niego odpowiedzialny.

— Co masz na myśli? — dopytał, posyłając w stronę brązowowłosego przyjazny uśmiech, gdyż nie chciał, by czuł się on niekomfortowo w jego towarzystwie. Był w końcu tylko parę lat starszy od swoich uczniów i starał się mu pomóc, jak tyko potrafił.

— Po prostu unikam go — wyjaśnił. — Dystansuję się, bo wiem, że i tak mnie zostawi, gdy pozna prawdę — dodał, czując, jak jego głos zaczynał drżeć. Naprawdę nienawidził w sobie tego, jaki był, a myśl o tym, że jego najlepszy przyjaciel mógł go odrzucić, łamała jego serce. — Jestem zbyt okropny, by chciał się ze mną przyjaźnić.

Straszy westchnął, kładąc dłoń a ramieniu zasmuconego chłopaka. To nie był pierwszy raz, gdy słyszał z jego st podobne słowa. Wiedział, że Jisung miał naprawdę niską samoocenę i dobijał go fakt, że chociaż próbował cokolwiek wskórać, to nic nie pomagało.

— Jisung, posłuchaj — zaczął, lecz nim zdążył kontynuować swoją wypowiedź, do sali w towarzystwie głośnego pisku ciężkich butów weszła kolejna osoba. Jej nadejście zwiastował również głośny i jak zwykle roześmiany głos, który już po chwili dotarł do pozostałej dwójki.

— Dzień dobry, panie Bang! — wykrzyczał nowy przybysz, a Jisung momentalnie rozpoznał właściciela ów głosu. Był to Felix. — Widział pan może gdzieś Jisunga? Uciekł mi gdzieś w szatni i nie umiem go nigdzie znaleźć, a mamy mieć teraz z panem lekcje i pomyślałem, że... — dopiero w tym momencie do rozgadanego chłopaka dotarło to, co rozgrywało się przed jego oczyma.

Gwałtownie stanął, rozchylając szerzej powieki i przyglądając się swojemu przyjacielowi, który siedział z niemalże zaszklonymi oczami i dłonią nauczyciela spoczywającą na jego ramieniu. Chciał coś powiedzieć, zapytać o to, co zastał, wchodząc do klasy, jednak nie potrafił wydusić ani słowa. I nim zdążył to zrobić, w całej szkole zabrzmiał dźwięk dzwonka, który zwiastował rozpoczęcie kolejnej lekcji.

Pan Bang bez słowa odszedł w kierunku drzwi, by zaprosić resztę klasy do środka, a srebrnowłosy chłopak w tym czasie zasiadł na swoim stałym miejscu obok Jisunga. Chciał spytać go o to, co przed chwilą zobaczył, jednak Jisung odwrócił głowę, wbijając wzrok w okno i nie obdarzając go ani słowem. W rzeczywistości czuł się zbyt słaby, by spojrzeć mu teraz w oczy, gdyż wiedział, że w jego własnych tęczówkach malował się obecnie cały ból, który od dłuższego czasu zabijał go od środka.

...

Jeongin w towarzystwie Hyunjina obserwował rok starszego szatyna już od kilku dobrych minut. Ciężko było mu przełamać się, żeby podejść do chłopaka, jednak po wielu namowach przyjaciela, wstał z miejsca i ruszył dość niepewnym krokiem w jego kierunku. Kiedy tylko Seungmin go zauważył, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

— Cześć, hyung — rzucił młodszy, jednocześnie drapiąc się nerwowo po karku. — Chciałem jeszcze spytać, czy te korepetycje to na pewno nie problem. Nie chcę być nachalny.

— Nie, no co ty. Jest w porządku. Mam trochę wolnego czasu — odparł praktycznie od razu, na chwilę zawieszając wzrok na twarzy Yanga.
Nie wiedział, co nim kierowało, jednak nie zamierzał przestać wpatrywać się w czarne tęczówki osiemnastolatka. W końcu ochrzanił się za to w myślach i postanowił spuścić wzrok. Zanim jednak to zrobił, ich spojrzenia spotkały się dosłownie na moment. Serce Jeongina zaczęło bić nieco szybciej, a wyższy — wciąż zachowując nieco zmieszany wyraz twarzy — zamrugał kilkukrotnie, aby po chwili wbić wzrok w podłogę.

Z tej dość niezręcznej sytuacji uratował ich dzwonek na lekcję. Obaj rzucili sobie krótkie "cześć" na pożegnanie i ruszyli do swoich klas.

...

Lee Minho był przerażony faktem, że już dosłownie za trzy minuty i paręnaście sekund zaczynał staż w szkole — ostatnią część jego edukacji, która zakończyć się miała otrzymaniem tytułu magistra. Jego dłonie drżały, a świadomość, że już zaraz pozna swoich uczniów doprowadzała go do szaleństwa. Bał się ,a zarazem był podekscytowany, i szczerze nie wiedział, która emocja w nim przeważała.

Miał wrażenie, że jedynym bodźcem, jaki do niego docierał, był dźwięk tykającego zegara. Lekcja z każdą sekundą zbliżała się nieubłaganie, a to tylko wzmacniało drżenie jego rąk. Może miał w głowie dokładnie ułożone to, co miał powiedzieć, jak przeprowadzić tę pierwszą lekcję, jednak wiedział, że zaraz to wszystko ot tak wyparuje.

Z ciężkim westchnieniem przymknął powieki, wiedząc, że dosłownie zaraz rozpocznie się lekcja. Istotnie w tym momencie dotarł do niego dźwięk dzwonka, który oznaczał początek lekcji chemii z klasą 3A. Wiedząc, że nie miał już innego wyjścia, odepchnął się od biurka, o które był oparty i podszedł do przymkniętych drzwi. Niepewnie je otworzył, tym samym wpuszczając uczniów do środka i oficjalnie rozpoczynając swoją pierwszą lekcję.

Jednym z uczniów, który niczym fala wody zaczęli wlewać się do sali, był niejaki Seo Changbin — czarnowłosy i nie za wysoki syn agenta specjalnego, który wśród nauczycieli nie cieszył się zbyt dobrą opinią, bo w końcu jak postrzegany może być ktoś, kto nie zdał raz klasy? On z kolei w przeciwieństwie do poddenerwowanego nauczyciela czuł się całkowicie inaczej — jego ciało przepełniała ekscytacja, zaciekawienie i chęć poznania nauczyciela, który miał objąć ich klasę po nagłym zniknięciu poprzedniej nauczycielki. Razem z pozostałymi uczniami wszedł do klasy i właśnie wtedy uznał, że ich nowy nauczyciel jest kimś wartym jego uwagi.

Miał jasnobrązowe, roztrzepane we wszystkie strony włosy i okrągłe oprawki, które wsunięte miał na lekko pomarszczony ze stresu nos. Był ubrany bardzo słuchanie i elegancko — białą koszulę z bliżej nieokreślonymi, ciemnymi wzorkami wysuniętą miał w czarne spodnie, które opinały się wokół jego smukłych nóg. Changbin zagryzł mocno wargę, momentalnie zdając sobie sprawę z tego, że jego nowy nauczyciel był cholernie przystojny, w zarazem i uroczy. W jego głowie od razu zrodził się pewien plan, dlatego uśmiechnął się w stronę nauczyciela, a następnie skierował się w stronę swojego stałego miejsca.

I to wcale nie tak, że Minho również zwrócił uwagę na pewnego czarnowłosego nastolatka, który pewnym krokiem wszedł do klasy, momentalnie przyciągając do swojej osoby jego wzrok. Dlatego też w momencie, gdy poczuł na sobie uciążliwe spojrzenie chłopaka, który zdawał się skanować wzrokiem całą jego sylwetkę, jego policzki zarumieniły się lekko. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się stało, gdyż w końcu osoba, która to wywołała, miała być jego uczniem i dlatego też już po chwili skarcił się za to w myśli, zdając sobie sprawę z tego, że wszyscy uczniowie znaleźli się już w klasie. Postanowił nie przejmować się tą niewinną sytuacją, która miała miejsce chwilę wcześniej, przechodząc do lekcji. Odchrząknął, wychodząc na środek sali w celu przedstawienia.

— Dzień dobry — przywitał się, następnie starając się uśmiechnąć, by chociaż trochę zamaskować kotłujący się w nim strach. — Nazywam się Lee Minho i jestem nowym stażystą w waszej szkoły. Jako, że wasza poprzednia nauczycielka zdecydowała się przejść na urlop macierzyński, teraz to ja będę uczył was chemii — wytłumaczył na jednym oddechu, czując, że jego głos drżał bardzo mocno. Czuł, że się plątał, jednak w momentach, gdy się denerwował, często dopadał bo słowotok. — Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze pracowało, bo szczerze żywię taką nadzieję i... — dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. Westchnął żałośnie, postanawiając zmienić nieco temat swojej wypowiedzi. — Muszę dowiedzieć się, na jakim poziomie mniej więcej jesteście, dlatego też przepytam was, a przy okazji się przedstawicie, w porządku? — jego propozycja oczywiście spotkała się z pomrukami niezadowolenia, ale wiedział, że musiał być nieustępliwy.

I w tym momencie stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewał. Ów czarnowłosy dzieciak, który wcześniej przykuł jego uwagę, podniósł w górę rękę. Gdzieś w środku czując, że nie mogło oznaczać to nic dobrego, skinął głową, tym samym pozwalając mu mówić.

— Ja mogę sam pokazać, co umiem — zaproponował i nim Lee zdążył jakkolwiek na to zareagować, kontynuował swoją wypowiedź. — Teoretycznie znam ich więcej, ale mam swoje dwa ulubione pierwiastki i są to potas oraz węgiel o symbolach K oraz C. Nie wiem czy taki związek istnieje, ale znam również związek KC, którego pełna nazwa to kocham cię. Na tym kończy się moja znajomość chemii — wraz z każdym kolejnym słowem nastolatka, zadziwienie na twarzy brązowowłosego pogłębiało się coraz bardziej. I chociaż wiedział, jak bardzo nieodpowiednie to było, to z nieznanych przyczyn jego policzki znów przybrały kolor różowy.

Już wtedy wiedział, że nie bez powodu zwrócił uwagę na akurat tego ucznia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top