fifty-eight

Jisung szczerze nie był pewny tego, czy przypadkiem nie stresował się wyjawieniem rodzicom prawdy jeszcze bardziej, niż przed rozmową z Felixem. Jego dłonie drżały, serce łomotało strasznie szybko i był pewny, że gdyby u jego boku nie było Felixa i ich nauczyciela angielskiego, pewnie poddałaby się, uciekł i nie pisnął rodzicom ani słowa. I może wiedział, że mimo wszystko nie musiał mówić im prawdy już teraz, bo w końcu miał jeszcze czas na coming out, to jednak czuł, że dalsze ukrywanie nie miało sensu. Wszystko kiedyś musiało wyjść na jaw, a fakt, że chciał zrobić to samemu, może mógł jakoś złagodzić sytuację.

Nieznośne tykanie zegara zdawało się być jedynym, co w tamtej chwili docierało do jego uszu. Według tego, co pan Bang powiedział mu po telefonie do jego rodziców, powinni oni być już na miejscu, a jednak nadal pozostawali w pomieszczeniu jedynie w trójkę. Jedna z jego dłoni może nieco zbyt mocno ściskała tę należącą do Felixa, druga zaś trzymała telefon, na którego widać było ślady potu powodowanego przez nieokiełznany stres. Co chwilkę załączał ekran urządzenia, chcąc zobaczyć, która była godzina, chociaż doskonale wiedział, że było już po czasie. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, jak nie myśleć o tym, że popołudnie to mogło skończyć się dwojako — tragedią lub wręcz całkowicie odwrotnie. Starał sobie wmówić, że wcale nie musiało się wszystko skończyć źle, ale znał nastawienie swoich rodziców do osób takich, jak on i wcale to nie pomagało. 


Razem z Felixem, który dzielnie trzymał jego dłoń, chociaż końcówki jego paliczków powoli nabierały jasnej barwy, siedział na jednej z pierwszych ławek, czekając, aż dwójka jego rodziców miała stawić się w sali należącej do ich anglisty. Pan Bang nieco niespokojnie przechadzał się wzdłuż sali, starając się nieco rozluźnić atmosferę i nawiązując nic nie znaczące w pojęciu ogółu tematy. Jisung jednak doskonale widział, że i on co chwilę zerkał na zawieszony ponad tablicą zegarek, jakby też stresując się nadejściem odpowiedniej godziny.

I szczerze, nie wiedział, czy dźwięk kroków dobiegający z korytarza bardziej nieco rozładował stres czekania, czy też podburzył go jeszcze bardziej. Momentalnie puścił dłoń swojego chłopaka, mimo wszystko wiedząc, że musiał najpierw powiedzieć prawdę, a dopiero później oznajmić rodzicom, co łączyło go z jego wieloletnim przyjacielem. Felix zdawał się wiedzieć o tym równie dobrze, bowiem nie zareagował na ten gest, jedynie wstając niespokojnie z ławki. Również najstarszy z ich trójki ustał swojego chodu, wbijając wzrok w otwarte drzwi do sali.

I nie mylili się, bowiem dźwięk kroków faktycznie należał do rodziców Hana. Średniego wzrostu mężczyzna i sporo niższa kobieta już po chwili znaleźli się w sali od angielskiego. I chociaż jeszcze żadne słowo nie opuściło ich ust, to jednak już wtedy Jisung wiedział, że nie byli w nastroju — i szczerze nie dziwił się temu, bowiem telefon ze szkoły swojego dziecka zawsze wzburzał w rodzicach strach i stres. W końcu nigdy nie było wiadomo czy oznaczyły one kłopoty czy coś wręcz odwrotnego.

Jisung zdołał jedynie wychwycić, jak usta pana Banga rozchylały się, zapewne w celu przywitania się, gdy ojciec Hana wciął mu się w zdanie. I szczerze, już wtedy brązowowłosy czuł, że ton jego głosu nie mógł zwiastować niczego dobrego.

— Jisung, co to ma znaczyć? — było pierwszym, co dotarło do jego uszu. Nerwowo przełknął ślinę, zauważając, że jego ojciec zapewne nie zobaczył znajdującego się również w pomieszczeniu nauczyciela. — Musiałem wyjść wcześniej z pracy, ponieważ zadzwonili do mnie ze szkoły. O co chodzi?

Jednak nim najmłodszy Han zdążył jakkolwiek odpowiedzieć, Bang odchrząknął głośno, zwracając tym samym na siebie spojrzenie wszystkim znajdujących się w pomieszczeniu. Jego ojciec jak i matka zapewne faktycznie dopiero wtedy zauważyli obecność anglisty, gdyż momentalnie skupili na nim całą swoją uwagę. Jisung wbił paznokcie w skórę swoich dłoni, nie potrafiąc znieść ogarniającego go stresu.

— Dzień dobry, państwo Han, jak zakładam — przywitał się kulturalnie, łącząc przed sobą obie swoje dłonie. Jedyna znajdująca się w pomieszczeniu kobieta skinęła nieco głową, potwierdzając tym samym słowa nauczyciela. — To ja dzwoniłem. Nazywam się Bang Chan, jestem wychowawcą państwa syna. Chciałem, a właściwie chcieliśmy — w tym momencie wskazał głową na stojących nieco dalej uczniów — z państwem porozmawiać w pewnej ważnej sprawie.

Najstarszy mężczyzna kroczył nieco głębiej w przestrzeń sali, a jego małżonka podążyła zaraz za nim. Wprawdzie pomiędzy nimi, a dwójką nastolatków, stał jeszcze pan Bang, ale Felix i tak jakoś nieświadomie stanął nieco przed Jisungiem, starając się w jakiś sposób go uchronić. Nie wiedział, jak zareagować mogli rodzice jego chłopaka, a obiecał mu w końcu, że będzie tam i zrobi wszystko, by skończyło się dobrze. I szczerze, Jisung nie miał pojęcia, jak mógł dziękować za ten gest, bo zapewnił on mu chociaż odrobinę więcej bezpieczeństwa.

— W takim razie słucham, o co chodzi? — głos jego ojca nadal był nieco poddenerwowany i to wcale nie prognozowało niczego dobrego. — Nie mam za wiele czasu, oboje zerwaliśmy się z pracy, bo baliśmy się, że stało się coś poważnego.

I problem tkwił własnie w tym, że Jisung doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to nadal była poważna sprawa, pomimo tego, że nie stało się mu nic fizycznie ani nie nabroił tego w szkole. I szczerze, naprawdę bolało go, że jego ojciec nie widział w tym niczego, co było warte jego uwagi. Po pomieszczeniu rozeszło się kolejne westchnienie pana Banga. Jeszcze prze przyjściem rodziców Jisunga uzgodnili, że to właśnie on rozpocznie rozmowę, bo Han doskonale wiedział, że on nie będzie w tamtej chwili w stanie wydusić ani słowa.

— Jisung poprosił mnie o pomoc — zaczął, chcąc naprowadzić nieco rodziców swojego ucznia na to, jak poważna miała być ta rozmowa. — Chce przekazać państwu coś ważnego, ale bardzo się stresuje i dlatego też do państwa zadzwoniłem.

Po tych słowach anglista obrócił się w stronę dwójki nastolatków, posyłając im przyjazny uśmiech i gestem dłoni pokazując im, by podeszli nieco bliżej. Jisung dość niechętnie na to przystał, robiąc parę kroków do przodu. Widział na twarzy podejrzliwy wyraz na jego ojca i to, jak jego brwi zmarszczyły się, gdy zdał sobie w pełni sprawę z obecności Felixa w pomieszczeniu.

Jednak nim Jisung zdołał wydusić chociażby słowo, mężczyzna jeszcze raz się odezwał, juz kompletnie sprawiajać, że cała odwaga uleciała z najmłodszego Hana. Naprawdę nie chciał tego robić i wiedział, że gdyby nie fakt, ze dowiedzieliby się prędzej czy później, naprawdę by stamtąd uciekł.

— No mów — pogonił go. — Co takiego ważnego stało się, musiałeś nas ściągać aż do szkoły?

I chociaż Jisung naprawdę mocno chciał wyjawić w tej chwili prawdę, wyrecytować mowę, którą stworzył w głowie już dawno temu, to jednak żadne słowo nie chciało przejść przez jego usta. Dopiero dotyk dłoni Felixa na jego ramieniu dodał mu chociaż odrobinę odwagi. Musiał to zrobić teraz albo nigdy i nie było innego wyjścia.

— Mamo, tato — wydukał niesamowicie drżącym głosem. Czuł na sobie wzrok każdej przebywającej w pomieszczeniu osoby. Jego serce uderzało jak oszalałe, wcale nie ułatwiając tej sytuacji. — Chciałem powiedzieć, że ja... — i znów słowa jak na złość utknęły mu w gardle. — Ja... — powtórzył, spuszczając wzrok na czubki swoich trampek. Nie był w stanie zrobić tego, patrząc im w oczy, a musiał zrobił to właśnie teraz. — Jestem homoseksualny.

Po tych słowach nastawała niemalże grobowa cisza, która przerywało jedynie tykanie zegara. Wzrok Jisunga nadal wbity był w podłogę, gdyż doskonale wiedział, ze nie był w stanie spojrzeć żadnemu z rodziców w oczy, gdyż czuł na sobie ich piekący jego skórę wzrok. Dłoń Felixa cały czas spoczywała na jego ramieniu, ale to wcale nie pomagało, bowiem cały się trząsł, nie mając pojęcia, czego się spodziewać. Bał się reakcji, a cisza go przerażała. Nie wiedział, co zrobić i co zrobią jego rodzice, i czy w razie czego Bang będzie w stanie pomóc.

I chociaż gdzieś w głębi jego serca jeszcze przed chwilą tliła się maleńka iskierka nadziei, która mówiła mu, że istniała szansa na to, że wszystko mogło skończyć się dobrze, to właśnie w tamtym momencie ona zgasła.

— Jesteś pedałem? — głos jego surowy i ostry, zdolny do przecięcia jego wrażliwego serca na pół. Już w tamtej chwili łzy zaczynały formować się w jego oczach. — O czym pierdolisz?

Jednak nim ktokolwiek inny zdążył się odezwać, w rozmowę po raz pierwsza wtrąciła się jego mama.

— Jisungie, synu, błagam cię, powiedz, że to żart — jej głos też drżał, jakby nie była w stanie zrozumieć tego, co przed chwilą powiedziało jej jedyne dziecko.

I własnie wtedy serce Jisunga dosłownie pękło, gdyż zrozumiał, że miał rację, że jego rodzice naprawdę nie akceptowali go takim, jaki był. To był koniec. Miał przechlapane.

Uniósł przepełniony bólem wzrok na rodziców, nie pragnąc w tej chwili niczego, jak po prostu rozpłakać się tam na środku. I kiedy jego oczom ukazały się zniesmaczone miny jego rodziców, faktycznie pierwsze łzy poleciały wzdłuż jego okrągłych policzków. Pokręcił głową, tym samym jeszcze bardziej pogarszając stan rzeczy.

— Przepraszam — wydukał półgłosem, nie będąc w stanie powiedzieć tego głośniej. — Ale taki jestem. To część mnie.

Tym razem to najstarszy mężczyzna pokręcił agresywnie głową. I szczerze, Jisung naprawdę próbował wmówić sobie, że nie widział, jak dłonie jego ojca zaciskają się w pięści.

— Nie, nie wierzę — rzucił agresywnie. — Nie tak cię wychowałem. Mój syn nie jest pedałem.

I właśnie w tamtym momencie nerwy nadal stojącego za Jisungiem Felixa dosłownie pękły. Nie był w stanie słuchać jak biologiczny ojciec najbliższej mu osoby go obrażał, wyzywał za to, kogo kochał. Dlatego też zrobił krok w przód, ignorując to, jak pan Bang uniósł nieco rękę, wyraźnie chcąc coś powiedzieć. Nie mógł pozwolić na to, by ktokolwiek tak traktował Jisunga.

— Niech się pan tak do niego nie zwraca — mruknął nieco bardziej stanowczo, niż jak zazwyczaj zwracał się do ojca swojego przyjaciela. W końcu znał go od bardzo dawna i nieraz bywał w mieszkaniu rodziny Han. — Nie ma prawa wyzywać go pan tylko dlatego, że kocha kogoś innej płci.

Odpowiedź była natychmiastowa.

— Kim ty jesteś dzieciaku, by się tak do mnie zwracać? — jego słowa były coraz bardziej przepełnione jadem.

I chociaż pan Bang znowu starał się wtrącić w dyskusję, skupiając swoje spojrzenie na Jisungu, który to z każdą chwilą rozpłakiwał się coraz mocniej, to Felix po raz drugi nie dał dojść mu do słowa. Nieco impulsywnie chwycił najmłodszego Hana za dłoń, stwierdzając, że nie mieli już niczego do stracenia, a bronienie Jisunga było dla ego w tamtej chwili najważniejsze.

Dumnie spojrzał na ojca swojego chłopaka, wiedząc, że nic nie było w stanie go powstrzymać. Obiecał Jisungowi, że będzie tam obok, by pomóc i własnie to miał zamiar zrobić.

— Jego chłopakiem — odparł pewnie. — I właśnie dlatego uważam, że nie ma prawa pan go tak nazywać, ponieważ każdy zasługuje na miłość.

W tym momencie pan Han zrobił jeszcze jeden krok w stronę dwójki nastolatków i jedynie fakt, że dłoń jego żony wylądowała na jego ramieniu, hamując jego ruchy.

— To twoja wina! — wysyczał przez zęby. — To przez ciebie mój syn został pedałem! Zawsze wiedziałem, że byłeś dla niego złym towarzystwem.

I właśnie w tej chwili pan Bang nareszcie wdarł się do rozmowy, widząc, że atmosfera stawała się stanowczo zbyt napięta. Był tam w końcu, by pomóc i nie mógł pozwolić na to, by ktokolwiek, nawet rodzic jego uczniów zachowywał się właśnie w taki sposób.

— Panie Han! — wtrącił podniesionym głosem, dzięki czemu wzrok każdego z zebranych wylądował właśnie na nim. — Proszę się zachowywać, nie powinien pan krzyczeć na syna w takim momencie, to naprawdę nie pomaga.

— Nie rozmawiam teraz z panem — odwarknął. — I to nie jest już mój syn. Nie wychowałem pedała.

Słowa te zabolały mocniej, niż cokolwiek wcześniej, sprawiając, że do oczu Jisunga napłynęła kolejna fala łez. Jego serce rozpadało się w tamtej chwili na miliony kawałeczków.

— Tato... — zdołał jedynie wydukać, nie bardzo wiedząc, co tak naprawdę chciał powiedzieć. Po prostu jego serce bolało w tej chwili zbyt mocno, by wyartykułować coś bardziej sensownego.

I właśnie w tej chwili wszystko pogorszyło się jeszcze bardziej, bowiem najstarszy z przebywających w pomieszczeniu mężczyzn po raz kolejny obrócił się w jego stronę, następnie robiąc coś, czego w życiu by się nie spodziewał. Dłoń jego ojca bowiem uniósł się w powietrzu, stanowczo zmierzając do tego, by uderzyć swojego syna. I może coś takiego by się stało, gdyby nie fakt, że ruch pana Han został zatrzymany przez ich wychowawcę. Pan Bang owinął swoje palce wokół nadgarstka mężczyzny, kompletnie blokując jego ruchy.

— Proszę stąd wyjść — rzucił stanowczym głosem i chociaż na jego twarzy widać było złość, to jednak ton jego wypowiedzi pozostawał spokojny. — Nie będę tolerował takiego zachowania wobec moich uczniów.

I po tych słowach mężczyzna wyrwał swoją dłoń z uścisku nauczyciela, cofając się na krok do tyłu.

— Z miłą chęcią — oznajmił. — Idziemy —dodał stanowczym głosem, spoglądając kątem oka na swoją małżonkę. — A ty — zwrócił się do Jisunga. — Nie wracaj, Moje mieszkanie nie jest już twoim domem.

Wypowiedziawszy te słowa, pan Han faktycznie obrócił się na pięcie, następnie w mgnieniu oka opuszczając salę. Jisung zdołał jedynie zaszklonymi oczami spojrzeć na swoją matkę, która pokręciła głową, następnie robiąc to samo. Został sam. Wszystko poszło tak, jak nie miało.

I gdy tylko dwójka jego rodziców opuściła salę, popadł praktycznie w histerię, przez dobra godzinę nie umiejąc się uspokoić nawet w ramionach Felixa. To było dla niego za dużo.

...

[2176 słów]

nie bijcie???

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top