Zdrada cz.4. Malija i Theo.

Pov.Malija
Obudziłam się. Gdy otworzyłam oczy ukazał mi się zamglony obraz przed oczami. Leżałam przymocowana do stołu, próbowałam się poruszyć lecz nic to nie dało. Gdy obraz trochę mi się wyostrzył zobaczyłam stojącą postać niedaleko mnie. Wytężyłam zmysł węchu by zidentyfikować osobę. Ten ktoś pachniał lasem i wyczułam też Liama, to był Theo.
Chłopak bardzo nerwowo przeszukiwał szafki i szuflady. Dżwi były zamknięte więc nikt nie mógł tu wejść. Nie wiedziałam co on robi ale po chwili wyjoł kilka pustych strzykawek i gdy podszedł do kranu napełnił je wodą. Następnie schował je pod ubranie. Uśmiechnął się lekko do mnie
-Wszystko będzie dobrze. Szepnął i wyszedł, zostawiając mnie samą. Niewiedziałam co kombinuje ale miałam mętlik w głowie. Po około piętnastu minutach przyszła Monroe i Theo. Chłopak od razu do mnie przyszedł.
-Mam nadzieję że pożegnałaś się ze wszystkimi. Kobieta cały czas się uśmiechała w swój paskudny sposób.
-CO chcesz zrobić? Scott i reszta już mnie szukają! Rzekłam stanowczo.
-Czyżby?? Nawet jeśli tu przyjdą to od razu tego pożałują! Scott zapłaci za wszystko i straci tych których kocha, najpierw straci Ciebie a potem zabije jego betę i resztę. Monroe powiedziała to z takim obłędem w oczach że Malija na moment się wzdrygła.
-Niby jak chcesz mnie zabić? Odezwałam się znowu.
-Zaraz się przekonasz. Rzekła.
Theo podszedł do mnie z jakąś strzykawką z dziwną przezroczystą substancją, w tym momencie do pomieszczenia wszedł Gerard. Theo wykożystał nieuwagę Monroe i zamienił strzykawki.
-Zaufaj mi. Szepnął.
-Zaufaj mi ten jeden raz
Pov.Malija
-Zaufaj mi,. Szepnął.
-Zaufaj mi...... Ten jeden raz.
-Ufam Ci Theo. Odpowiedziałam, nie kłamałam.
Theo zamienił strzykawki i potem wstzyknnoł mi wodę zamiast trucizny, byłam pod wrażeniem jak dobrze to rozegrał.
-Przez jak długo trucizna będzie działać? Usłyszałam mentora kobiety
-Przez dwie doby. Odpowiedział Theo
-Świetnie, więc mogę jedynie się z Tobą pożegnać Malija. Zwrócił się do mnie łowca a ja warknełam ukazując kły. Męszczyzna wyszedł wcześniej uprzedzając Monroe że ma do niego przyjść. Kobieta uśmiechneła się zwycięsko
-Theo, gratulacje to wszystko dzięki tobie. Możesz wybrać sobie następny cel. Powiedziała
-Beta Scotta Maccolla. Odrzekł. A ja kolejny raz byłam zdumiona tym jak bardzo chłopak dba o Liama.
-Świetnie. Zobaczymy się później. Następnie wyszła.
-Blisko było co? Zapytał
-Yhm. Cieszę się że wszystko poszło zgodnie z planem. Powiedziałam.
-Ja też ekhem, ekhem, ekhem. Theo strasznie kasłał.
-Theo? Co się stało? Zapytałam
-To nic poprostu nawdychałem się tojadu i tej trucizny, to wszystko ale zaraz mi przejdzie. Powiedział lecz ja wiedziałam że bardzo długo już tu siedzi i przydałby mu się odpoczynek albo chociaż spacer na świeżym powietrzu.
-Rozwiążesz mnie? Zapytałam
-Już.
Po chwili poczułam całkowitą swobodę ruchu dłońmi i nogami. Uśmiechnełam się do Theo. Chłopak odwzajemnił gest. Pomogłam mu usiąść i gdy dżwi były zamknięte poprostu tak siedzieliśmy oboje. Szczerze mówiąc właśnie w tym momencie chyba zaczęłam mu bardziej ufać. Cieszyłam się z tej zmiany.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top