Zdrada cz.3
Pov.Malija
Szłam spokojnie do watachy, byłam im potrzebna zwłaszcza Theo. Niewiedziałam dlaczego wybrał akurat mnie ale po dłuższej chwili się zgodziłam. Jestem ciekawa co wymyślił, mam tylko nadzieję że nie będę tego żałować. Nie ufam mu i już. Raczej to się nie zmieni.
Pov.Scott
Plan Theo był świetny i mógł się udać. Malija była chętna do współpracy tylko dlatego że wczoraj przekonywałem ją z dobre dwie godziny. Plan chłopaka polegał na tym że to właśnie Malija zostanie zabita. Oczywiście Theo wie co robić i ja mu ufam.
-Uważajcie na siebie. Powiedziałem.
-Theo? Malija ma wrócić cała i zdrowa. Powiedziałem groźniej.
Chłopak pokiwał głową a następnie oboje zniknęli za dżwiami. Miałem nadzieję że wszystko będzie dobrze.
Pov.Malija
Jechałam z Theo w miejsce spotkania. Theo prowadził. Byłam lekko zdenerwowana, bo nie wiedziałam co mogło mnie tam czekać, lecz starałam się zachować spokój. Dziwiło mnie że i chłopak był zdenerwowany, zaciskał mocniej ręce na kierownicy.
-Theo? Masz jakiś plan? Zapytałam
-Tak mam, mam do Ciebie prośbę.
-Jaką? Burknełam
-Zaufaj mi. Powiedział
-Słucham?? Warknełam.
-Zaufaj mi. Proszę.
-Nigdy Ci nie zaufam! Już raz to zrobiłam i skończyłam postrzelona! Daruj sobie! Liama i resztę może i przekonałeś do siebie ale jeżeli zrobisz coś podobnego jak kiedyś to pierwsza Cie zaatakuje i zabije!! Warknełam ze zdenerwowania.
-Staraj się nie przesadzić jak będziemy na miejscu. Usłyszałam jego opanowany głos. Zdziwiłam się.
Po chwili wydiadliśmy z auta. Theo mnie prowadził do pomieszczenia, słyszałam jego podwyższone tętno.
Gdy tam weszliśmy zauważyłam że nie ma większości łowców.
-Proszę, proszę jednak źle Cie oceniłem. Usłyszałam Gerarda i po chwili starzec wyszedł z cienia.
-Będziesz świetnym sprzymieżeńcem. Odpowiedział a ja wiedziałam że pora zacząć przedstawienie.
-Ty zdrajco! Krzyknełam i zaczęłam atakować. Pamiętałam co mówił Theo więc skończyło się jedynie na unikaniu i blokowaniu ciosów ale w końcu zraniłam go w ramię a on mnie unieruchomił.
-To aż tak cię dziwi?? Zapytał.
-ufaliśmy ci!!! Krzyknełam gdy łowcy gdzieś mnie zabierali.
Wepchneli mnie do ciemnego pomieszczenia i posadzili na krześle. Nie mogłam się wydostać z niego.
Monroe przyszła razem z Reakenem.
-Gdzie jest Scott Maccolle! Odezwała się.
-Nic Ci nie powiem! Warknełam.
-Theo. Zwróciła się do chłopaka a następnie ten do mnie podszedł i walnął moją głową o metalowy stół. Poczułam pólsujący ból w okolicach skroni.
-Radzę Ci odpowiedzieć na pytanie. Tym razem to on się odezwał.
-To dopiero początek mojej gry Malija a wy wszyscy jesteście jej częścią. Odpowiedział. Świetnie grał. Monroe i Gerard uwierzyli mu na wszystko.
-Zostawiam ją tobie do pilnowania a ja idę do Gerarda. Odpowiedziała Monroe.
Po chwili wyszła. Z rany na głowie zaczęła lecieć krew. Theo złapał moją rękę i po chwili poczułam jak ból zniknął. Spojrzałam jedynie na jego czarne żyły jak i na niego. Chłopak miał czyste zmartwienie w oczach.
-Lepiej? Zapytał
Pokiwałam głową. Potem wytarł krew z moich włosów. Dżwi otworzyły się i przyszedł Gabe z Nolanem.
-Teraz my ją pilnujemy Theo ty idź odpocznij, świetnie się spisałeś. Powiedział Gabe. Theo spojrzał na mnie i wyszedł. Po kilku minutach Gabe też wyszedł.
-Jak się czujesz?
-A co cię to obchodzi? Warknełam do Nolana.
-Bo pracuje razem z Theo, też się zmieniłem. Nie mogłam uwierzyć co słyszę.
-To jak się czujesz?
-Lepiej. Odpowiedziałam. Głowa nie bolała już tak bardzo.
Po chwili chłopak wyciągnoł strzykawkę.
-To tylko lek usypiający od Mellisy. Spokojnie. Powiedział i wstzyknnoł mi, poczułam się senna. Zamknełam oczu i zasnełam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top