trucizna na chimery. Laloba.

-Jak mam się uspokoić skoro on tam jest sam!!!krzyknął Theo.
-Nie możemy tam iść oni tylko na to czekają! Scott również się uniósł.
-To na co niby mamy czekać? Aż Monroe oswiadczy z dumą że straciłeś betę??
-Liam da nam znak i dopiero pójdziemy. Inaczej wszyscy wpadniemy w pułapkę łowców. Scott był zdenerwowany ale musiał trzymać się planu.
-A skąd wiesz że sam w nią nie wpadł? To trwa za długo.! Theo warknął.
Nagle do domu wpadł Mason.
-Liam jest cały i zdrowy. Stłukł kilku łowców ale przydałaby się mu pomoc. Powiedział zdyszany.
Theo i Scott popatrzyli na siebie. Theo nie czekając dłużej wybiegł z domu.
-Theo zaczekaj! Krzyknął Scott, lecz wiedział że himera i tak pobiegnie ratować Liama. Potem cała reszta ruszyła do szkoły. Po 20 minutach wrócili wszyscy z powrotem i nikt nie pajał szczęściem.
-Nie rozumiem dlaczego oni się wycofali? Mieli nas w garści! Powiedziała Malija.
-Nie mam pojęcia ale jak narazie musimy odpocząć i przygotować się na następny atak. Odpowiedział Scott. Liam szedł z Theo i chłopak mógł zauważyć że coś jest nie tak. Himera od razu położyła się na kanapie. Theo podkulił nogi pod klatkę piersiową która zdawała się palić żywym ogniem, natomiast reszta ciała była jakby lodowata. Przez chłopaka przeszedł dreszcz a Theo niekontrolowanie zaczoł się trząsc. Czuł że niewytrzyma długo w takim stanie.
-Scott. Szepnął
Kolejny raz zapiekły go rzebra, chłopak skrzywił się w bólu.
-Scott.
Theo miał nadzieję że brunet go usłyszy, lecz wspomniany chłopak dalej rozmawiał z Maliją. Jednak jakby wyczuł że coś jest nie tak odwrócił się i od razu podbiegł do himery.
-Theo co się dzieje? Maccolle był naprawdę zmartwiony widząc w jakim stanie jest chłopak.
-Nie wiem co się stało. Powiedział słabo.
Dopiero Liam zoriemtował się co mogło się stać.
-Laloba.
Wszyscy zwrócili się w jego stronę. Liam miał rację.
-Jak to mogło się stać przecież Theo był ze mną tylko przez chwilę a potem pobiegł pomóc Maliji. Odpowiedział Liam.
-Trucizna mogła być w sztylecie, którym dostał. Wyjaśnił Mason.
Scott delikatnie podwinoł koszulkę blondyna i zobaczył niedużą ranę a wokół niej czarne żyły, które po woli przechodziły na ręce.
-Musimy jechać do Ditona.
-Z Theo w takim stanie to niemożliwe. Odpowiedziała Lidia.
-W takim razie ja pojadę po leki dla Theo. Oświadczył Stails.
-Ja pojadę z Tobą. Lidia rzuciła szybko.
-Uważajcie na siebie. Powiedział Scott.
Potem Stails i Lidia wyszli z domu i skierowali się do kliniki. Reszta natomiast była z Theo. Scott przykrył Himerę swoją ciepłą bluzą, natomiast Malija poszła po opatrunki na ranę. Liam starał się jak najwięcej odebrać mu bólu. Liam syknoł tym samym przypomniał sobie o zranionej ręce.
Theo przejął od niego ból.
-Theo jesteś słaby i ranny a zabierasz mi ból oszalałeś?
-Twój ból Liam nigdy mnie nie bolał ani twój ani Maliji ani Scotta. Nigdy mnie nie bolał. Uśmiechnął się słabo. Malija położyła mu rękę na ramieniu i delikatnie gładziła. Liam jedynie westchnoł ale i się uśmiechnął.
-Postaraj się wytrzymać. Powiedział spokojnie. A potem podszedł do Masona, który cały czas próbował dodzwonić się do Coreya.
Malija natomiast zaczęła bandażować blondyna. Oboje musieli przyznać że ich relacja uległa zmianie. Dziewczyna już nie nienawidziła go lecz polubiła i zaufała mu na nowo. Dzisiaj nawet uratował jej życie.
-Malija, dziękuję. Usłyszała cichy głos Theo.
-Nie masz za co dziękować Theo. Odpoczywaj. Poleciła.
Chłopak natychmiast się skrzywił a następnie przechylił się i kasznloł krwią która nie przestawała lecieć. Malija szybko pobiegła po ręcznik. Scott szybko znalazł się przy chłopaku i podał mu wodę. Stails i Lidia gdy tylko wrócili od razu podali leki.
-Leki zadziałają dopiero za jakieś 20 minut. Wyjaśniła Lidia.
Reszta wiedziała że trzeba poczekać. Po 15 minutach gorączka wzrosła a czarne żyły zajęły ręce chłopaka. Theo był na skraju wyczerpania fizycznego jak i psychicznego. Ciągłe wymioty krwią i czarną mazią prowadziły do wymęczenia organizmu. Leki naszczęscie zaczęły działać i Theo nie pluł krwią lecz spokojnie spał. Malija i reszta stada pilnowali i czuwali przy chłopaku. Nikt nie wiedział jak to wszystko się skończy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top