Śmierć anioła który zmienił demona cz.3

Pov.Melissa
Potym jak Theo zasnoł wróciłam do Liama. Jego mama wyszła jakąś godzinę temu, była bardzo zmartwiona, nie dziwiłam się jej sama niemal straciłam Scotta 2 lata temu. Wolałam już nie wynikać w te przykre wspomnienia i zajęłam się przygotowywaniem karty pacjentów. W jednym momencie usłyszałam jak sprzęt medyczny strasznie pika. Spojrzałam na chłopaka, już wiedziałam co się dzieje. Liam się budzi.
Pov.Scott
Siedziałem przy Theo i zanim rozmawiałem. Rozmowa z nim mi pomogła zapomnieć o wszystkich zmartwieniach i o tym co się dzieje z Liamem. W pewnym momencie zauważyłem jak chłopak odwraca głowę i lekko mróży oczy
-Słyszysz? Powiedział
Wytężyłem słuch, usłyszałem pikanie maszyny i głos pielęgniarek
-Budzi się!
-Wszystko z nim w porządku?
Szybko wstałem i gdy już miałem wychodzić zatrzymał mnie chłopak
-Pójdę z Tobą!
-Lepiej odpocznij Theo, sprawdzę co się dzieje i wrócę. Zapewniłem go na co ten niechętnie znów położył się.
Pobiegłen korytarzem i skręciłem do sali Liama. Po przekroczeniu progu zobaczyłem swoją betę, był cały i zdrowy.
-Liam!
-Hej Scott
Przytuliłem chłopaka, tak za nim tęskniłem.
-Długo spałem? Zapytał
-2 tygodnie, regeneracja długo trwała. Wyjaśniłem. Po chwili ktoś jeszcze wszedł. Liam uśmiechnął się a ja gdy się odwróciłem zobaczyłem Theo. Himera od razu przytuliła Liama.
-Nigdy więcej mnie tak nie strasz! Myśleliśmy że już po tobie. W jego głosie było słychać czystą troskę.
-Obiecuję. Powiedział uśmiechnięy.
Potem przyszli pozostali członkowie stada. Wszyscy nie posiadali się z radości. To był zdecydowanie jeden z najlepszych dni w moim życiu.
2 tygodnie później
Liam
Od mojego wyburzenia minęły 2 tygodnie. W szpitalu zostałem ze względu na obserwacje. Choć przyznam że bardzo chciałbym wrócić już do domu. Mason mnie codziennie odwiedza jak i reszta stada, zwłaszcza Theo nie odstępuje mnie. Dzisiaj Mason miał przyjść na godzinę 15 a już jest 16.00. Po kilku minutach wbiegł cały zdyszany. Uśmiechnąłem się.
-Hej Mason! Przywitałem się radośnie. -Cześć..... Liam wybacz za..... Spóźnienie. Wysapał
-Nie masz pojęcia ile nam teraz zadają.
-Wyobrażam sobie. Zaśmiałem się.
-CO słychać u reszty? Zapytałem
-Dzisiaj rano było zebranie, byli na nim wszyscy. Ogólnie to nic ciekawego, musimy zebrać jak najwięcej informacji odnośnie tego co planują łowcy dalej.
-To chyba proste, razem z Monroe będą dalej zabijać.
-To ty nie wiesz??? Zdziwił się Mason
-Ale o czym?
-Liam.... Monroe nie żyje. Wyjaśnił a ja nie mogłem uwierzyć.
-JAKTO??!!! Co się stało?
-Theo ją zabił, po tym jak myśleliśmy że nie żyjesz.
Zamurowało mnie, lecz wsumie też nie dziwiło pamiętam jakie emocje wyczuwałem gdy był przy Mnie.
-A Scott? Zapytałem
-Nawet go nie powstrzymywał. Odpowiedział
-Jeden problem mamy z głowy. Odparłem.
-Powiedzmy.
-A co z Theo? Wszystko z nim w porządku? Zapytałem
-Z Theo? Tak wszystko okej. Był dzisiaj na zebraniu, rozmawiał ze Scottem a i Malija przestała go nienawidzić. Wyjaśnił a ja ucieszyłem się. Wiedziałem że dla Theo było to ważne by dziewczyna mu na nowo zaufała.
-Dlaczego o niego pytasz? Zaciekawił się mój przyjaciel.
-Tak jakoś. Należy do stada i jest moim przyjacielem. Powiedziałem mu.
Chłopak jedynie poruszył sugestywnie brwiami.
-Tylko przyjacielem?
-Znowu z Coreyem tworzycie jakieś teorie spiskowe??
-Nie ja tylko on. No więc?
-Tak tylko przyjacielem. Lekko się zarumieniłem. Dopiero wtedy zauważyłem za dżwiami stojącego Theo który się uśmiechnął, odwzajemniłe uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top