Podwieźć Cię?
Początek dnia zaczął się nudno. Poranna rutyna powróciła. Wstaje, jem śniadanie, myję zęby, maluję się i ubieram, a potem na autobus. Zajmuje mi to zazwyczaj pół godziny. Tego dnia ubrałam czarne rurki, które były miejscami specjalnie lekko potargane . Koszulę w kratę czerwono-czarną i trampki skórzane, tego samego koloru co spodnie. Mimo temperatury, która była wysoka, musiałam zasłonić moje obolałe ciało. Makijaż był mocniejszy niż wczorajszy, gdyż musiałam zasłonić siniaki i podkrążone oczy z niewyspania. Na początek użyłam mojego ulubionego kremu CC, który zasłaniał wszelkie niedoskonałości i wyrównywał koloryt skóry. Następnie nałożyłam trochę jasno-beżowego pudru i rozświetlacz, dzięki czemu moja skóra wydawała się bledsza. Gdyż nigdy nie lubiłam być opalona. Wyglądałam wtedy jak czarnowłosa marchewka. Oczy pomalowałam mocniej niż poprzedniego dnia. Na powieki nałożyłam szarawy cień oraz cienką czarną kreskę. Na rzęsy naniosłam odrobinę mascary, ponieważ one same w sobie były ciemne. Moje włosy jedynie wyprostowałam i byłam gotowa. Ostatni raz spojrzałam w lustro, które wisiało przy wyjściu z mojego pokoju. Było duże, dzięki czemu odbijała się w nim cała moja sylwetka. Wyglądałam dość dobrze. Szkoda, że tylko na zewnątrz...
Ojciec gdzieś wybył. Od wczorajszego popołudnia go nie widziałam. Nie zamartwiałam się nad tym gdzie jest ani co robi. Przesadził. Nienawidziłam go z każdym dniem coraz bardziej. Jednak musiałam to znosić do zakończenia liceum. Nawet trochę się do tego przyzwyczaiłam. Zastanawiałam się tylko dlaczego nie może być tak jak dawniej. Liczyłam dni do mojego wyjazdu na studia. To był najważniejszy cel. Przebiegłam przez malutki korytarz naszego domu. Wzięłam tylko klucze z niewielkiej szafki, która stała przy wyjściu i wybiegłam z domu.
Pognałam na przystanek autobusowy. To była kolejna rzecz, do której musiałam się przyzwyczaić. Wyciągnęłam z torebki mój odtwarzacz MP3. Włożyłam słuchawki do uszu i jak najgłośniej puściłam jedną z moich ulubionych piosenek. GO AWAY - 2NE1. Zawsze mi poprawiała humor. Nie wiedziałam dlaczego, ale tak było. W przeciągu pół godziny dotarłam do szkoły.Lekcje mijały dość szybko. Na szczęście. Dużo chłopaków na mnie spoglądało, zmiana stylu wyszła mi na dobre. Parę razy wpadłam na Caluma. ,,Przypadkiem,,. On również czasami na mnie spoglądał, ale wiedziałam, że to nic nie znaczyło. Jego wzrok był ponury, stąd moje wnioski. Na prawdę mi zależało, żeby się do niego zbliżyć. Jednak zdawałam sobie sprawę, że moje szanse są równe zeru.
Na angielskim pan Christopher jak zwykle zadał nam już zadanie. Uczył nas też w gimnazjum, ale najwidoczniej miał ochotę jeszcze nas pomęczyć. Jakim cudem mu się to udało... Tego nawet naukowcy nie wyjaśnią. Ja miałam z górki, bo w końcu każdy nauczyciel mnie lubił. Mądrala ze mnie. Taaak. Naturalnie, żartuje.
Według mnie początek roku był najtrudniejszy. Trzeba było przestawić się z trybu -WAKCAJE- na tryb -NAUKA-. Mimo, że nie miałam pochwały za każdą zdobytą szóstkę, miałam satysfakcje, że uczciwie na nią zapracowałam. Musiałam ciężko pracować. Jednak udawało mi się to.
Na moje szczęście ostatnim przedmiotem we wtorki była plastyka. Kto nie lubi plastyki? Zajęłam miejsce w ciemnym kącie i dawałam się ponieść natchnieniu. Naszym zadaniem było przedstawić jakieś wspomnienie z minionych wakacji. Jako że, nie posiadałam żadnych fascynujących przygód w czasie wolnym, postanowiłam postawić na abstrakcje. To miało zmylić moją nauczycielkę. Miałam nadzieje, że mi się uda. Nawet nie wiem kiedy, ale ostatnia lekcja dobiegła końca. Spakowałam swoje rzeczy, a następnie wyszłam z sali. Zostawiłam mój obraz na pastwę losu. Nie przejmowałam się tym. Nie byłam za bardzo sentymentalna, o ile ogóle byłam. Mniejsza o to. Przemierzyłam korytarz, prosto do wyjścia. Szłam w kierunku przystanku autobusowego, oddalonego kilkadziesiąt metrów.
Czasami miałam wrażenie, że nikomu nie byłam potrzebna. Głupie dziecko, wypadek przy pracy.Po co w ogóle się urodziłam. Nie doceniali mnie za naukę. Gotować nie umiałam, zbytnio. Prace domowe przychodziły mi z trudnością. Wiem, że robiłam je dla Amber, ale byłam zaślepiona. Wybaczcie. Zeszłam z tematu. Byłam własnym cieniem w tym momencie. Niby mnie widzieli, ale nikt do mnie nie podszedł. Byłam widzialna - niewidzialna. Wydawało mi się, że się mnie boją, albo wstydzą się ze mną gdziekolwiek pokazać. Przecież byłam córką alkoholika i prawie nie miałam mamy. Mogłam być niebezpieczna, ale tak nie jest. Też miałam uczucia. Nie znałam osoby, która to zrozumie. Mama rozumiała, ale jej nie ma w moim życiu. Jakby nie istniała.
Nagle zdałam sobie sprawę, że szłam ulicą, a po policzkach płynęły mi łzy. Musiałam wyglądać idiotycznie. Tak było. Kilka dziewczyn z naprzeciwka się ze mnie śmiało. Zamiast wejść z powrotem na chodnik, zamartwiałam się tymi laskami. Nagle przede mną z piskiem opon zahamował samochód. Przerażona spojrzałam na kierowce nowego porshe. Był nim Calum. Jeszcze raz popatrzyłam na samochód. W odbiciu widziałam zapłakaną dziewczynę. Wyglądała okropnie. Była smutna, samotna. Calum przyglądał mi się, aż w końcu opuścił szybę.
- Podwieźć Cię? Wiem, że mieszkasz kilka przecznic dalej - spytał.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - Ledwo potrafiłam z siebie wydać parę słów. W gardle tkwiła mi gula. Nadal chciało mi się płakać. Myślałam o wszystkich złych chwilach, które mnie spotkały. Chłopak natomiast wyszedł z pojazdu, a następnie go obszedł łapiąc mnie za rękę i wepchał na siedzenie pasażera. To było dziwne. Potem wrócił na swoje miejsce. Zamknął szybę i odwrócił się do mnie.
- Wszystko w porządku? - Otarł mi jedną łzę.
- Tak. - kogo ja chciałam oszukać? Nic mi się nie układało. Istny bałagan. - Nie. Nie jest w porządku, ale nie zawracaj sobie tym głowy. - poprawiłam swoją odpowiedź.
- Nie lubię jak dziewczyny płaczą.
- Ale Ty mnie nawet nie lubisz, więc nie powinno Ci to przeszkadzać.
- Kto powiedział, że Cię nie lubię. - spojrzałam na niego. Siedział prosto i patrzył przed siebie. Niee zdradzał żadnych emocji.
Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Nic więcej nie powiedział, ja też nie miałam zamiaru.
Kiedy dojechaliśmy pod mój dom grzecznie się z nim pożegnałam. Jednak chłopak zaskoczył mnie. Zaproponował mi podwózkę do szkoły. Odmówiłam. To wydawało mi się podejrzane. Tak nagle jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole zaoferował swoją pomoc. Poparzyłam na niego z mrugając i odeszłam. Idąc w stronę drzwi, jak na złość, musiałam potknąć się o kamyk. Calum zachichotał. Obróciłam się w jego stronę. Dlaczego jeszcze nie odjechał? pomyślałam.
Dalej już do samych drzwi doszłam bez szwanku. Czułam jednak jak moje policzki czerwienią się na myśl o zdarzeniu z przed chwili. Pewnie pomyślał, że byłam straszną niezdarą.
Aby przestać myśleć o chłopaku, moje myśli skupiłam na nauce. Postanowiłam nadrobić materiał na przyszły tydzień, żeby mieć później łatwiej. Odrabiać lekcje skończyłam po dwudziestej. Strasznie długo mi to zajęło. Byłam zdziwiona, zazwyczaj nauka gładko mi szła i o osiemnastej miałam już czas wolny. Jednak gorzej z praktyką. Cholerne zadania z angielskiego.
Po szybkim prysznicu, ubrałam moją ulubioną piżamkę, zmyłam makijaż i ułożyłam się do snu z ulubioną powieścią, którą czytałam już po raz setny. Jednak bardzo kochałam zakończenie tej książki. To był jak zwykle Happy End, ale ten był inny... Zasnęłam z książką w ręce, po której miałam same dobre sny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top