Czy muszę opowiadać o sobie?
Budzik zadzwonił. To oznaczało, że już koniec wakacji. Liceum witam! Przyszedł czas mojego triumfu nad Amber i resztą. Pragnęłam pokazać światu co potrafię.Ten rok szkolny zapowiadał się ciekawie. Miałam pewność, że wykonam zadania, które sobie wyznaczyłam.
Ubrałam się w czarną, króciutką sukienkę, która mocno przylegała do mojego ciała i mega wysokie szpilki w kolorze mojej kreacji, o ile można ją tak nazwać. Na ramiona założyłam białą koszulę. Wyprostowałam swoje czarne długie włosy. Moje oczy podkreślały ciemne kreski, a usta były krwistoczerwone. Ostatni raz spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam niesamowicie seksownie. Podobałam się sobie i żałowałam, że od początku tak się nie ubierałam. Wtedy moje życie może wyglądałoby inaczej...
Ojciec jak zwykle nawet na mnie nie spojrzał jak wychodziłam. Ciekawe czy w ogóle go interesowałam? Nie miałam zamiaru się nad tym zastanawiać. Po co sobie zawracać głowę jakimś gównem, skoro ten dzień miał być taki idealny. Mama natomiast znowu była w pracy, czyli nic nowego.
Na przystanku prawie każdy mężczyzna patrzył na moje cycki, były aż tak duże? Nie raczej nie, a może? Wyglądało na to, że jednak są. O czym ja w ogóle myślałam. Kurwa! Ari skup się!
Autobus jak zwykle się spóźnił. Dziesięć minut po siódmej wreszcie byłam w drodze na rozpoczęcie kolejnego roku nauki. Kolejne stracone pół godziny mojego życia spędziłam siedząc na dupie w obskurnym pojedzie publicznym, już tych trzydziestu minut życia nie odzyskam, niestety. Najgorsze jest to, że musiałam codziennie dojeżdżać do szkoły ,,tym czymś,, ,bo autobusem tego nazwać się nie dało. Patrzyłam na świat przez szybę. Niebo było pochmurne. Sprzyjało humorom wszystkim uczniom, którzy zmierzali na rozpoczęcie roku. Każdy budynek, który mijaliśmy, wydawał mi się taki sam. Szary, nudny, taki normalny. Wszystko co mnie otaczało było dla mnie takie zwykłe.
Spóźniłam się na akademię, a raczej (na szczęście) na przemowę dyrektorki. Ta baba za dużo gadała <blablablablabla>. Starałam się wejść na salę nie zauważona. Niestety drzwi za mną mocno trzasnęły. Wiatr, przeklęty wiatr. Wszystkie oczy nagle skupiły się na mnie. Dziewczyny patrzyły na mnie z zazdrością i zdezerientowaniem . Chyba się nie spodziewały mnie w takiej odsłonie. Natomiast chłopcy wytrzeszczyli oczy. Byli zaskoczeni, ale wydaje mi się, że mile. Moja przemiana została zauważona. Wtedy pomyślałam o Amber. Pewnie szczena jej do samej ziemi opadła. Przecież uczyłam się od najlepszych ( na myśli mam Am i jej cała świta różowych, plastikowych zombie ) Z miłą chęcią popatrzyłabym jak gapi się na mnie, ale nie mogłam jej dostrzec w tłumie uczniów. Jednak z pewnością jej mina była bezcenna.
Usiadłam na tyłach. Ktoś ciągle się na mnie gapił. Starałam się namierzyć tajemniczego obserwatora, ale nie udało mi się to. Jednak mogłam się domyślić, że był to ktoś płci męskiej.
Po wszystkich pogadankach, powitaniach licealistów i takie tam, rozeszliśmy się do klas. Na moją korzyść, w klasie byłam z CALUMEM! Chłopak był nieziemsko przystojny. Brunet miał brązowe oczy, idealne rysy twarzy i śliczne kości policzkowe. Jego uśmiech sprawiał, że każda dziewczyna na jego widok mdlała. Miał urodę azjatycką, która nadawała mu uroku. Mimo, iż nie był nim. Jego ciało było niczym ciało modela. Perfekcyjnie umięśnione. Oczywiście posiadał sześciopak. Od zawsze mi się podobał. Niestety chodził z Amber. Miałam z nim okazje rozmawiać tylko parę razy. Ta krótka wymiana zdań sprawiła, że chłopak zawrócił mi w głowie. Był dla mnie miły i szarmancki. Zachwyciły mnie jego dobre maniery. Był taki idealny...
Naszą nową wychowawczynią była pani Moon, najlepsza nauczycielka na świecie. Kobieta była miła i pogodna. Miała trzydzieści parę lat. Dość młoda, patrząc na resztę grona pedagogicznego. Była niską brunetką, o ciemnozielonych oczach. Zgrabna kobieta o niezłych kształtach. Większość chłopaków na lekcji zamiast jej słuchać, gapili się w jej cycki.
Nauczycielka przywitała nas bardzo radośnie. Zaproponowała nam, żeby każdy się przedstawił, opowiedział coś o sobie i swojej rodzinie. Zajebiście, a było już tak cudownie. Nie miałam najmniejszej ochoty opisywanie siebie. Nigdy nie wiedziałam co mogę o sobie powiedzieć. Nie lubiłam mówić o sobie. Byłam zwyczajną nastolatką pochodzącą, szczerze i niestety, z patologicznej rodziny. Od kilku lat nie było mnie stać na szczere uczucia. Stałam się samotna. Nie miałam przyjaciół. Jak każdy posiadałam wady i zalety. Interesowałam się muzyką. Kochałam tańczyć i jeździć na deskorolce. To by było na tyle. Moja osobowość była tak bardzo ciekawa <czytaj ironia, sarkazm>
Cała klasa chórem się zgodziła, no oprócz mnie. Każdy paplał o tym jak to ma fajnie. Ile to ona ma na koncie wyjazdów za granicę, o swoich każdych wieczorach spędzonych z normalną rodziną. Ile to on ma przyjaciół. Zdałam sobie sprawę, że wszyscy byli tacy sami. Znaczy były wyjątki, ale większość osób z mojej klasy byli rozpuszczeni i po prostu głupi. Jedna dziewczyna zwróciła moją uwagę Maya. Tak samo jak ja była Azjatką. Wydawała się być miła.
No i przyszła kolej na mnie.
- Mam na imię Aria. Wszyscy mówią mi Ari. Mieszkam tu od kilkunastu lat. Lubię sport i czytać książki. No ten... Czy muszę opowiadać osobie?
- Tak. Musisz. Każdy się wypowiedział, więc byłoby niesprawiedliwe, gdybyś Ty tego nie zrobiła. Przecież jesteśmy klasą i nie mamy przed sobą tajemnic. -odpowiedziała nauczycielka.
- No to jestem Ari. Moja mama się kiedyś wykończy w pracy, a ojciec jest alkoholikiem. Życie mi się wali, nikogo nie obchodzi co robię, gdzie jestem. W domu jestem jak duch. Niedostrzegana.
Pomyślałam. Ciekawe co by opowiedziała.
- No więc nie mam jakiś specjalnych zainteresowań. Szczególnie się nie wyróżniam. Wakacje spędziłam w domu, robiąc to co lubię. Mam dwójkę rodziców - na to wszyscy zaczęli się śmiać.
- Jak każdy - zaśmiał się Drake, najlepszy przyjaciel Caluma. - Zabłysnęłaś.
Wszyscy padali ze śmiechu, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemie. Moje policzki były czerwone. Na sto procent. Na moje szczęście pani Moon im przerwała i zaczęła mówić, szczerze nawet nie wiem o czym... Byłam zbyt zajęta myśleniem o niczym. Parę razy przyłapałam się na tym, że spoglądam na Caluma. On też nie szczególnie zwracał uwagę na słowa nauczycielki. Taki idealny... Zazdroszczę Amber, że może go mieć u swojego boku, ale jej na nim nie zależy. Liczy się tylko popularność. Biedny chłopak... On musi być mój!
Koniec tej popierdolonej godziny, przez którą mój nastrój zmienił diametralnie, był dla mnie jak zbawienie. Wkurzyłam się. Na domiar złego w drodze na przystanek upiorwozu <autobusowy>. Ktoś mnie złapał za ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam...
_________________________________________________________________
Więc pierwszy rozdział! To moje pierwsze opowiadanie. Dużo razy je zmieniałam i w ogóle :D Mam nadzieje, że się spodoba ;>
Kwestie napisane pochyłą czcionką są myślami bohaterów. Wiem, że główna bohaterka może się wydawać pusta i głupia, ale będzie się zmieniać w trakcie :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top