A ja niby nie kocham Caluma?!
*oczami Ari*
- Ari! - moja matka spojrzała na mnie karcąco. Nie obchodziło mnie to. - Przepraszam za jej zachowanie, Richard.
Mężczyzna popatrzył to na mnie, to na swojego syna.
- Coś nie tak? - nic nie musiałam mówić. Chłopak podszedł do mnie.
- Tato poznaj moją dziewczynę. - powiedział, po czym złączył nasze ręce. Moja matka strasznie zbladła, a ojciec Caluma otworzył szeroko buzię ze zdziwienia. Nie mogli się otrząsnąć z transu. Widać było, że bardzo ich to zaskoczyło.
- Tego się nie spodziewaliśmy. - w końcu odezwał się pan Richard.
- Obiad podano do stołu. - zza rogu pojawiła się młoda pokojówka. Miło się uśmiechnęła do mojego chłopaka. Jej uśmiech zbledł kiedy zobaczyła nasze splecione ręce. Ojciec Caluma z moją matką ruszyli w stronę jadalni. Obróciłam się twarzą do chłopaka. Jego oczy posmutniały.
- Cal... - objęłam jego twarz. - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Twoi rodzice rozstali się przez moją matkę. - chciałam ją za to udusić. Zniszczyła czyjś związek. Mocno mnie to zraniło.
- Nie obwiniaj za to siebie. Rozumiesz? - jego ręce znalazły się na mojej talii. - Przepraszam, że ukryłem to przed tobą, ale nie chciałem ci zawracać mną głowy. Sama masz tak wiele problemów.
Walnęłam go otwartą dłonią w głowę.
- Ty idioto. Przecież nie jestem tylko do przytulania. Ty mi pomogłeś. Chciałabym ci się odwdzięczyć za to co dla mnie zrobiłeś, a ty zamiast tego siedziałeś cicho... Matko, gdybym tylko znalazła dla ciebie więcej czasu. To moja wina, że nic nie zauważyłam. Prze... - jego usta przywarły do moich. Mimo, że mnie tym zaskoczył, szybko oddałam mu pocałunek. Wplotłam moje ręce w jego włosy, delikatnie je gładząc. On natomiast mocno złapał mnie w talii, przyciągnął do siebie. Nasze języki toczyły walkę o dominacje. Tak bardzo za tym tęskniłam. Był blisko mnie. Czułam jego mocne bicie serca. Calum takimi pocałunkami przyprawiał mnie o zawrót głowy. Jego ręce wsunęły się pod moją koszulkę. Dotyk chłopaka sprawiał, że zapominałam o całym świecie. O tym gdzie się znajdowaliśmy, o tym co nas spotkało. Liczył się dla mnie tylko on. I jego usta, oczywiście.
Ta chwila niestety nie trwała wiecznie. Przerwało nam głośne chrząknięcie. Od razu się od siebie oderwaliśmy. Przed nami stał ojciec Cal'a. Mocno złapałam chłopaka za rękę. Lekko pogładził moje palce. Czułam, że się rumienię.
- Zaraz do was dołączymy. - odparł Hood.
- Mam taką nadzieje. - po tych słowach pan Richard odszedł.
- Przepraszam poniosło mnie. - Calum uśmiechnął się łobuzersko. - A teraz posłuchaj mnie. Nie obwiniaj się o nic. Nie zrobiłaś nic złego. I pamiętaj nie pozwolę na to, żeby nas rozdzielili. - spojrzałam na niego.
- Ja też nie. - ruszyliśmy w stronę jadalni. Mimo wszystko ten dom był niesamowity. Taki elegancki, idealny. Wszędzie dominowały biel i jasny beż. Dom urządzony był w stylu wiktoriańskim. Gdzie nie gdzie wisiały zdjęcia rodzinne. Na żadnym z nich nie dostrzegłam matki Caluma.
Jadalnia również był bardzo elegancka. Wszystko w tym domu było takie idealne, że aż ciężko złapać w nim oddech.
Zajęłam miejsce obok mojego chłopaka. Znajdowało się na przeciwko mojej matki. Nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy. Byłam na nią wkurwiona na maksa.
Na przystawkę była zupa szpinakowa z grzankami. Mimo, że nie byłam wielką fanką zielonej trway, zupa mi smakowała.
Na główne danie osobisty kucharz Richarda przygotował łososia podanego z makaronem i sosem śmietanowo-koperkowym. Trafił w moje gusta.
Zjadłam wszystko. Nie mogłam się doczekać deseru. Tęsknym wzrokiem spoglądałam na wejście do kuchni.
Nagle ręka Hooda znalazła się na moim udzie. Od razu cała się spięłam. Czułam również, że na moich policzkach pojawił się delikatna czerwień. Spojrzałam na chłopaka. Patrzył na mnie. Był wyraźnie rozbawiony. Lekko się do niego uśmiechnęłam.
- Więc. - ojciec chłopaka starał się zwrócić na siebie uwagę. Odwróciliśmy głowy w jego stronę. - Pod waszą nieobecność porozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że nie będziecie się ze sobą spotykać.
Chciałam zaprotestować, ale moja głupia matka nie dała mi dojść do słowa.
- Kocham Richarda. I uszanuj to, że Calum zostanie twoim bratem.
Spojrzałam na nią jak na wariatkę. Po pierwsze, zdradzała mnie i mojego ojca. Po drugie zostawiła mnie samą sobie. Po trzecie nigdy mnie nie wspierała. Kiedy już ktoś mnie pokochał, ona musiała mi go odebrać. Nie mogłam na to pozwolić. Nie wytrzymałam. Dosłownie wybuchłam jak wulkan. Posypały się słowa, których nigdy nie pożałowałam.
- A ja niby nie kocham Caluma?! - wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam. Odsunęłam się od stołu i wstałam. - Skoro tak bardzo ci zależy na tej wielkiej miłości to proszę bardzo. Wybieraj. Ja albo on.
- Ari. - powiedziała władczo moja matka.
- No co?
- Siadaj do stołu.
- Nie.
- Nic nie zmienisz tymi swoimi wybuchami.
- Wiesz co? Gówno mnie obchodzisz. Żeń się. Stań się wreszcie upragnioną milionerką. Po co ci będę potrzebna? Kasa na pewno zapełni pustkę po mnie... - spojrzałam na moją rodzicielkę. Patrzyła na mnie niezrozumiale. Pierwsze łzy spłynęły mi po policzku, rozmazując tusz.
- Ari co ty...
- Nie, kobieto dość! Nie jesteś już moją matką. Nigdy mnie nie wybrałaś. Wolałaś bogatych mężczyzn, to masz. Nie będę ci już więcej przeszkadzać. - podeszła do mnie. Złapała mnie za rękę. - Odwal się ode mnie.
- Jak ty mówisz do swojej matki?! - wtrącił się do tego Richard.
- Ona już nie jest moją matką. - odpowiedziałam mu, po czym zwróciłam się do mojej matki. - Zapomnij, że kiedykolwiek miałaś córkę. Odchodzę.
Po tych słowach wybiegłam z tego przeklętego domu. Słyszałam kroki za mną.
- Ari!
Nie zatrzymywałam się. Biegłam dalej. Znalazłam się na ulicy. Łzy zasłaniały mi świat. Stanęłam, żeby je otrzeć.
- Ari! Ari nie!
Nie zdążyłam nic powiedzieć. Przeszył mnie ból. Coś mnie uderzyło. Potem była tylko ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top