twenty one

Jungkook powoli zwlekł się ze swojego wielkiego, wygodnego łóżka. Dzisiaj spało mu się bardzo dobrze, bo w końcu nie ma to jak własna miękka pościel, którą wywietrzyła mu wczoraj mama.
Tak, już od jakiś parunastu godzin przebywał w domu.

Z jednej strony bardzo cieszył się z powrotu do Tokio, ponieważ mimo wszystko zdążył już zatęsknić za swoimi rodzicami. Jednak nie chciał rozstawać się z Jinem, co niestety było nieuniknione przez kolejne dni, gdyż Kim po przyjeździe musiał zająć się jakąś papierkową robotą, o której nie chciał rozmawiać z Kookiem.

- Jungkook, śniadanie! – usłyszał krzyk swojej mamy. Na słowo „śniadanie" jego brzuch dał o sobie znać, poprzez burknięcie.

- Jeśli mama zrobiła tosty to obiecuję, że odrobię dzisiaj wszystkie dodatkowe zadania z matematyki, które zadał mi ostatnio pan Seokjin – przyrzekł sobie brunet, po czym zachichotał cicho, przez użyte określenie. Następnie jeszcze w piżamie pobiegł do kuchni, gdzie swoje miejsca przy stole zajmowali już rodzice. Przywitał się z nimi krótko, aby po chwili zająć się zajadaniem kanapek, o których wcześniej wspominał. Czyli jednak będzie musiał poświecić trochę czasu na naukę.

- Przyjdę później do ciebie i opowiesz mi trochę o tym wyjeździe, dobrze? – zapytała pani Jeon uśmiechając się szeroko do syna. Oczywiście przed puszczeniem Jeongguka do Shirakawy miała parę obaw, ale to normalne, że matka boi się o swoje dziecko. Jednak wszelkie uprzedzenia zniknęły, gdy wczoraj w drzwiach wejściowych ujrzała całego i zdrowego syna, który tryskał pozytywną energią na prawo i lewo.

- Dobrze – odwzajemnił jej gest, po czym powrócił do spożywania śniadania.

Jakąś godzinę później, ubrany oraz odświeżony po porannym prysznicu Kookie wyciągnął z pierwszej szuflady biurka plik kartek oraz jeden niebieski długopis. Następnie wygodnie usadowił się na łóżku i wraz z wcześniej przygotowanym podręcznikiem zaczął swoją pracę.

Czas mijał bardzo szybko, a zajęcie Jungkooka pochłonęło go całkowicie. Nawet nie zauważył, jak ktoś wchodzi do jego pokoju, a następnie siada na łóżku obok niego. Z transu dopiero wybudził go głos. Bardzo znajomy mu głos.

- Kookie, możemy pogadać? – momentalnie z rąk chłopaka wypadły wszystkie trzymane kartki.

Jungkook przełknął zalegającą mu ślinę i powoli odwrócił się w stronę intruza.

„Spokojnie, Kookie. Oddychaj powoli. Wdech i wydech" – uspokajał się w myślach.

Jednak, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały nie było mowy o jakimkolwiek spokoju, ponieważ najzwyczajniej w świecie wziął spakował walizki i uciekł. Pozostawiając Jungkooka samemu sobie.

- Eee... J-jasne – wydukał.

- Ja chciałem cię przeprosić. Wiem, że nie chciałeś, aby tak wyszło – Jimin podrapał się w zakłopotaniu po karku. – Wszystko sobie przemyślałem i nie mam ci tego za złe. Wtedy, wściekłem się, ponieważ byłeś moją pierwszą miłością. A dostanie kosza od osoby, którą darzy się tak wielkim uczuciem, sprawia ogromy ból – wyciągnął dłoń w stronę Jeona, a następnie złapał ją i splótł z sobą ich palce. – Chciałbym, żebyś dał mi drugą szansę. Nie jako drugiej połowie, a jako przyjacielowi.

Nadzieja, z jaką Park patrzył na Kookiego była wyczuwalna niemal na drugim końcu kraju, a przynajmniej tak uważał brunet. Był w stanie wybaczyć rudowłosemu wszystko, jeśli tylko on wybaczy jemu. Starszy zdawał sobie sprawę, że wina leży po obydwu stronach, przecież tylko samolub by tego nie zauważył.

- Jeśli t-tylko ty dasz d-drugą szansę m-mi – wydukał. – Przecież ja też nie jestem bez winy.

Jimin czym prędzej pokiwał szybko głową, po czym zamknął Jungkooka w szczelnym uścisku.

Oboje nawet nie wiedzieli, kiedy po ich policzkach zaczęły spływać łzy. Jednak nie były to łzy smutku, lecz radości.

Cieszyli się, ponieważ każdy z nich odzyskał swojego najlepszego przyjaciela.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top