[151]
— jungkook —
W moim mieszkaniu syf panuje zawsze i bynajmniej nie jest to niczym dziwnym, bo nie mam takiego fajnego zwyczaju odkładania rzeczy na miejsce, czy też sprzątania na bieżąco. Z tym że w ostatnim czasie moje lenistwo przeszło same siebie, bo od kiedy Jimin postanowił, że między nami to już koniec przestałem mieć siłę i chęć na naprawdę wiele rzeczy. Zaczynając od budzenia się rano, a kończąc na kręceniu filmów, co przecież jest moją pasją od nie wiem nawet kiedy.
Chłopaki na pewno zdają sobie sprawę z tego, że czuję się gorzej, ale co innego wiedzieć o tym, a co innego zobaczyć taki obraz nędzy i rozpaczy na własne oczy, dlatego przed przyjściem Taehyunga postanowiłem jakoś ogarnąć, co też robiłem właśnie teraz. Począwszy od zrobienia porządku ze sobą, w czym zawiera się wzięcie prysznica, umycie zębów i ogolenie, a kończąc na powierzchownych porządkach w mieszkaniu.
Ostatecznie tak ubrany w jakieś kompletnie zwyczajne ciuchy, znoszone już przez sporo lat spania w nich i ogólnie przemieszczania się tylko po domu, z wciąż wilgotnymi włosami i niechęcią do wszystkiego siadam na kanapie, wzdychając głośno i zaczynając patrzeć się w zgaszony telewizor. Przez chwilę nawet zamierzam coś włączyć, żeby tak nie zachowywać się jak totalny desperat, niepotrafiący zrobić ze sobą zupełnie nic. W tym jednak momencie słyszę jak rozbrzmiewa dzwonek do drzwi, sugerując mi, że Taehyung już przyszedł, możliwe że nawet w towarzystwie Hoseoka.
I naprawdę liczę na to, że będzie miał pod marynarką ze 4 butelki jakiegoś dobrego alkoholu. Inaczej go wywalę zanim jeszcze przekroczy próg. Nie no tak naprawdę nigdy bym tego nie zrobił. Raczej.
Wstaję z kanapy bardziej leniwie niż powinienem, przy czym przeciągam się jeszcze, strzepując z bluzy jakiekolwiek paprochy, których prawdopodobnie nawet tam nie było. Droga od sofy do drzwi to w sumie jakieś 10 kroków, które pokonuje z jednej strony powoli, ale z drugiej żwawo, ciesząc się na widok Taehyunga, nawet jeśli jeszcze go nie widzę.
Od kiedy przeprowadziłem się do Seulu nie widujemy się z Tae za często, co jest dość oczywiste, ale mimo to czasem łapię się na momentach tęsknoty za nim. To znaczy pewnie, że tęsknię za wszystkimi przyjaciółmi, ale Taehyung od zawsze był dla mnie o wiele bliższy. Bo nawet jeśli zazwyczaj wydaje się być błaznem, szczególnie w internecie to tak naprawdę jest bardzo inteligentnym człowiekiem, który swoje w życiu przeszedł.
Z nim mogę rozmawiać o wszystkim, niekiedy przez telefon dzwoniąc do siebie i zrzucając z siebie psychiczny ciężar jakiegoś dnia, czy pojedynczego zdarzenia, z jakim nie jesteśmy sobie w stanie poradzić sami. I naprawdę brakuje mi momentów, kiedy nad ranem siedzieliśmy już trzeźwiejąc na plaży, patrząc w morze i nawet nic nie mówiąc, czuliśmy, że żaden z nas nie jest sam. Ludzie strasznie boją się samotności.
Kiedy w końcu docieram do drzwi kładę na klamce jedną dłoń, podczas gdy drugą przekręcam zamek, żeby w ogóle dało się je otworzyć, po czym ostatecznie uchylam je szeroko. I tak, jak na początku mam zamiar po prostu Taehyunga przywitać i przytulić po tak długim czasie (kilku dniach) niewidzenia się, tak teraz zwyczajnie stoję z szeroko rozchylonymi oczami, patrząc na stojącego przede mną Jimina.
Ale nie jest to taki obraz do jakiego przywykłem, bo wyobrażając sobie w głowie jego osobę widzę czysty obraz ideału. Jimin zawsze ma perfekcyjnie ułożone włosy, nienaganny strój i ten swój wyraz twarzy, zawsze inny, ale przy tym zawsze taki sam. Tym razem to nie to. Tym razem włosy Jimina są rozburzone, ale nie tak jak tego poranka, kiedy u niego spałem, a były takowe dwa zresztą. Są porozwalane w każdym kierunku, zachodząc mu na twarz i wyglądają przy tym na lekko mokre. Ma na sobie wieczorowy garnitur, z tym że bez krawatu, z odpiętymi dwoma pierwszymi guzikami od koszuli. Jego nogawki są przemoczone, tak samo jak lakierowane buty, pokryte wszędzie kropelkami wody. A ja wciąż widzę takie samo piękno, jak zawsze gdy na niego patrzę.
Jednak to nie od komentowania jego wyglądu zaczynam. Szczerze powiedziawszy średnio interesuje mnie co i jak nosi, jak dokładny, czy rozmazany ma makijaż, czy też w jakim stanie jest jego fryzura. Co najbardziej mnie szokuje to to, że on tu w ogóle jest.
Nie mogę powiedzieć że się nie cieszę, bo pierwsze co czuję po położeniu na nim wzroku jest jakiś rodzaj szczęścia, ulgi, czy coś w tym rodzaju, czego nie jestem w stanie nazwać słowami. Przez jeden krótki moment zapominam wszystkiego co było, nie myślę o ostatnim czasie i o tym co się między nami stało, bo jedyne co jest teraz w głowie to to, że Jimin znowu stoi przede mną, że patrzę na niego i mam go na wyciągnięcie ręki. Mógłbym trwać tak w nieskończoność, aż nie przerywa mi on sam, odzywając się, czym sprowadza mnie na ziemię.
- Cześć, Jungkook. - ale dzięki temu przynajmniej upewniam się, że cała ta sytuacja dzieje się naprawdę. Po tych słowach znowu następuje cisza, kiedy patrzymy tak tylko na siebie, nie za bardzo wiedząc co zrobić dalej. Jimin zaciska ręce i widzę to mniej więcej kątem oka, przy czym mogę się na dodatek upewnić, że to ze stresu, bo zwyczajnie widzę jak cały się zachowuje. Bez dwóch zdań odczuwa właśnie jakieś negatywne napięcie, któremu właściwie to nawet nie wiem jak zaradzić.
- Wejdziesz? - tylko tyle udaje mi się jakoś powiedzieć, bo patrzenie na niego, jak tak stoi, widocznie przemoczony, może nie jakoś bardzo, ale wciąż, nie jest dla mnie ani trochę przyjemne. - Napijesz się czegoś? Może jesteś głodny? - pytam zaraz po tym, kiedy już zamykam drzwi i już mam zamiar skierować moje kroki do kuchni, kiedy nagle Jimin odwraca się powoli, patrząc na mnie przenikającym wzrokiem.
- Jungkook, musimy porozmawiać. - staję w miejscu, nie wiedząc co dalej zrobić. Czy pójść jednak do tej kuchni i zrobić coś do picia? Może pójść mu po jakiś koc? A może go wyrzucić, co tak naprawdę chyba nawet powinienem zrobić? Chociaż z drugiej strony może nie powinienem, bo już go raz wyrzuciłem ze swojego życia, a on mi się teraz jedynie odpłacił.
1:1
- Nie musimy. Wiem już wszystko przecież. Kochasz mnie, ale wciąż to z nim chcesz być. - nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo bolesne stanie się wypowiedzenie tych słów na głos. Wcześniej jedynie pisałem o tym chłopakom, z żadnym nie gadając ani przez telefon, ani na żywo. Ale teraz, mówiąc to do Jimina i do samego siebie jednocześnie... naprawdę jeszcze nigdy nie czułem takiego kopnięcia w brzuch. - Nie wracajmy do tego.
- Jongin mi się oświadczył. - naprawdę nie musi mi tego mówić. To oczywiste. To było i jest oczywiste.
- Tak wiem, Jongin to ideał i zrobił dla ciebie więcej niż każdy inny człowiek na tej...
- A mimo to odmówiłem, bo nie wyobrażam sobie budować życia z kimś innym niż ty. - wtedy opada mi szczęka, a tłum cichnie. Jedyne co wtedy robi mój mózg to każe mi oddychać bo nic innego w moich myślach wtedy nie ma. Kompletna nicość, dokropiona gdzieniegdzie pytaniem 'co?'.
Zaczynam mrugać jak szaleniec jakiś, czekając aż się obudzę jakoś o 3 nad ranem, orientując, że to sen, który okazuje się być wtedy powrotem do smutnej rzeczywistości, gdzie leżę tylko na łożku cały przepocony, bez żadnego Jimina naprzeciw, czy też obok. Ale tak się nie dzieje. Bo on tu nadal jest, tak samo jak ja stoję przed nim, dalej na niego patrząc, tak samo jak on patrzy na mnie.
- Odmówiłeś? - ponawiam to co on powiedział, z tym że tym razem jako pytanie. Może mówię to trochę za cicho, może nie, nie do końca nawet jestem świadomy, ale ostatecznie Jimin jednak słyszy, więc nie ma to większego znaczenia.
- Nie umiałbym kochać nikogo innego, Jungkook. - wciąż nie potrafię stwierdzić co czuję. Szczęście? No z jednej strony na pewno. Ale też wiem, że nie towarzyszą mi jedynie te pozytywne emocje, bo jednocześnie, słysząc co Jimin mówi skręca mnie jakoś tak negatywnie. Jakby tego wszystkiego było naraz za dużo i jakbym po prostu się gubił.
- Masz rację. Musimy porozmawiać. - mówię, wzdychając głęboko pod nosem, patrząc gdzieś pod nogi, kiedy kładę ręce na biodrach. Jednym szybkim ruchem głowy spoglądam jeszcze na niego, widząc znowu jak trzęsie się teraz, nie do końca nawet wiem z czego, ale domyślając się, że powodem może być zimno decyduję się jakoś temu zaradzić. - Zaczekaj. - dopowiadam, przy czym szybkim krokiem ruszam do sypialni, żeby wydobyć z szafy jakiś koc, który podaję Jiminowi, gdy tylko do niego wracam. - Przykryj się tym, ja zrobię herbatę. I... usiądź... gdzie chcesz. - macham dłonią, zostawiając go.
Nie mam bladego pojęcia co robić. Nie wiem o czym konkretnie będzie chciał rozmawiać i to mnie przeraża przez całą drogę od salonu do kuchni. A później to już staram się wyczyścić myśli przy dźwięku elektronicznego czajnika.
— jimin —
Bardzo mądre będzie to zdanie, ale koc Jungkooka pachnie Jungkookiem. I to najlepsze co teraz do mnie dociera. Jestem głupi. Głupi, bo to wszystko mogło potoczyć się tak strasznie inaczej. Gdybym tylko umiał pomyśleć rozsądnie chociaż raz w życiu i zrobić jedną rzecz dobrze, nie krzywdząc przy tym nikogo.
Chciałem wybrać mniejsze zło, a ostatecznie zraniłem dosłownie wszystkich, nie szczędząc przy tym nikogo.
Owijam się tym jego kocem jakoś tak pobieżnie, po czym mam zamiar usiąść na kanapie, tak jak w pewnym sensie Jungkook mi polecił, ale wtedy właśnie zauważam, że jedno z okien w pokoju jest rozsunięte na bok, przez co jedna z firanek powiewa zgrabnie na wietrze, przy czym okazuje się do tego, że to nawet nie jest okno, a drzwi balkonowe, do których zaraz podchodzę. Są uchylone na tyle, że mogę bez trudu przecisnąć się na drugą stronę, cały czas mając na sobie kolorowy koc, jakim owijam się szczelniej, gdy tylko wiatr uderza w moją skórę.
Na dworze już nie pada. Chociaż właściwie wcześniej i tak jedynie kropiło, ale mimo to takie nocne spacerki po Seulu potrafią trwać i trwać, szczególnie gdy klub, będący miejscem mojej imprezy urodzinowej i mieszkanie Jungkooka dzieli na oko 10 kilometrów. I może ten koc wcale nie jest aż tak potrzebny, ale samo to, że Jungkook pomyślał o tym, żeby mi go dać sprawiło, że nie mogłem go nie przyjąć.
Balkon Jungkooka jest mały, ale niesamowicie przyjemny. Cały kompleks mieszkaniowy mieści się raczej na uboczu miasta i widok prezentujący się przed moimi oczyma to kilka skromnych uliczek, może nie jakoś specjalnie atrakcyjnych ale oka, ale co jest naprawdę piękne to niebo. W centrum miasta zanieczyszczenie świetlne jest dość wysokie, co nie jest niczym dziwnym, ale tutaj widać ogromną różnicę, bo nie ma najmniejszej trudności w dostrzeżeniu gwiazd. Wszystkich gwiazd na całym czarnym nieboskłonie.
Pod oknem stoją dwa krótkie leżaki, takie przypominające bardziej osobliwe krzesła zrobione z dwóch różnych rodzajów tkanin, dwóch mieszanin różnych kolorów i dwóch całkiem odmiennych drewien, będących stelażem. Ale to jeszcze bardziej dodaje uroku temu miejscu. Tak samo jak mała, przelana roślinka, stojąca w rogu, zaraz pod ceglanym murkiem, oddzielającym balkon od przepaści.
Nie wiem za bardzo czy powinienem tak dalej stać, czy może jednak nie, ale ostatecznie decyduję się usiąść na jednym z leżaków, uświadamiając sobie zaraz jak bardzo jest on wygodny. A może to po prostu takie mam wrażenie po wędrowaniu po stolicy przez 2 godziny, ale mniejsza o to.
Siedzę sam przez kolejną chwilę, patrząc to na swoje ręce owinięte wełnianym materiałem, to na niebo, cały czas zachwycające mnie swoim urokiem poprzez jeszcze gdzieniegdzie sunące po nim chmury deszczowe. Jednak zaraz po tym na balkonie pojawia się i Jungkook, trzymając w obu dłoniach parujące kubki z napojem.
- Myślałem, że będziesz w środku. - mówi, cały czas nie ruszając się z miejsca, a jedynie stojąc wciąż przy wejściu.
- Tu jest... okej. - odpowiadam trochę niepewnie, nie wiedząc nawet do końca, czy grzecznie tak było ot tak wejść sobie na balkon Jungkooka, będąc w jego domu po raz pierwszy. Szkoda tylko, że wcześniej o tym nie pomyślałem.
Ostatecznie jednak chyba nie jest to dla niego problemem, bo kładzie oba kubki na ziemi, siadając przy tym na leżaku obok, znowu wzdychając, ale już dawno zdążyłem zauważyć, że takie wzdychanie to jego rzecz. Do tego dołącza zaraz jeszcze odchrząknięcie z jego strony, kiedy nachyla się do przodu, a zaraz po tym z powrotem siedzi oparty, patrząc w niebo, tak samo jak robię to ja.
- Więc... ty i Jongin zerwaliście? - pyta dość niezręcznym głosem, przy czym ja sam czuję się jakoś tak dziwnie, bo nie do końca umiem zareagować na to co powiedział. Może sprawa byłaby łatwa, gdybym faktycznie z nim zerwał, ale nie do końca to zrobiłem.
- No... wiesz... nie zerwaliśmy. To znaczy... jakby zerwaliśmy, ale nie wprost. - wzruszam ramionami, samemu plącząc się we własnych słowach, bo formułowanie tej wypowiedzi wcale nie jest łatwe. - Odrzuciłem jego zaręczyny i powiedziałem, że kocham kogoś innego. To tylko kwestia tego, kiedy następnym razem go zobaczę i powiem mu, że to koniec. - zaciskam wokół siebie koc mocniej, czując w pewnym stopniu kompromitację.
Jungkook mówi ciche 'mhm', które może nawet nie było skierowane do mnie, ale do niego samego, bo może myśli właśnie nad tym i sam próbuje w głowie odnaleźć się pośród wszystkich myślach, jakich z pewnością jest wtedy dużo.
- I... co teraz? - dodaje po chwili, zaciskając dłonie wokół swoich ramion. - Skończysz z nim związek i... co zamierzasz?
Spoglądam na niego z lekkim zdziwieniem. Chociaż nie wiem czy wolno mi się dziwić, ale naprawdę chciałem, żeby powiedział coś innego. Jungkook cały czas patrzy przed siebie, jakby niewzruszony zupełnie tym co mówię, tym o czym właśnie rozmawiamy. Czuję jak coś kłuje mnie w piersi, a ja sam zastygam, wpatrzony w jego profil.
- Jungkook ja... ja cię kocham. Wiem, że na ciebie nie zasługuję... spieprzyłem tak bardzo, tak wiele razy... - zaczynam, ale właściwie to nawet nie wiem jak skończyć ten monolog. Bo czy mam prawo w ogóle go o coś prosić? Przecież nie mogę od niego wymagać, żeby ot tak skakał jak mu zagram. Odkładać go na półkę jak jakąś zabawkę, żeby tylko sięgnąć po niego znowu, gdy tylko najdzie mnie ochota. Ale to nie było tak. To w ogóle nie było tak. Z tym że Jungkook właśnie tak mógł się poczuć. - Kocham cię. Ale wiem, że bardzo dużo zepsułem.
Znowu słyszę westchnienie Jungkooka, ale tym razem towarzyszy temu jego spojrzenie, jakim mnie raczy, dając mi do zrozumienia, że ta rozmowa rusza go tak samo bardzo jak i mnie.
- Ja też cię kocham. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cię kocham, Jimin. I wiem, że ty też mnie kochasz, nie musisz mi tego mówić, bo ja to widzę i po prostu wiem. - zagryza na moment usta, zjeżdżając oczyma na podłogę. - Ale... niektóre relacje... niektóre związki po prostu nie wychodzą, nieważne jak bardzo by się tego chciało. Tak widocznie miało być. Mieliśmy się poznać tak, jak się poznaliśmy, zakochać się tak, jak się zakochaliśmy. A teraz... mamy się rozstać. Właśnie tak.
W gardle robi mi się sucho, a oczy pokrywają łzy. Szklistym wzrokiem cały czas spoglądam na niego, kiedy Jungkook zaczyna patrzeć na mnie. Krzyżujemy spojrzenia tak długo, jak to tylko możliwe, aż po moich policzkach nie zaczynają spływać łzy, jakich nie umiem już dłużej utrzymać.
- Jimin... nie chcę cię tracić. Nie chcę tracić tak niesamowitego człowieka z mojego życia. - mówi, uśmiechając się do mnie smutno, ale przy tym pokrzepiająco, łapiąc mnie za przedramię, które lekko masuje. - Zacznijmy od początku, dobrze? Jako przyjaciele. Tym razem naprawdę jako przyjaciele.
W pierwszej chwili mam ochotę krzyknąć agresywne 'nie', byle tylko jak najlepiej zrozumiał, że naprawdę nie tego chcę. Że chcę go teraz przytulić i pocałować i po prostu usłyszeć jak mówi mi, że mnie kocha. I słyszeć to od niego codziennie, w nieskończoność.
Z tym że całe te myśli zakłóca jego dłoń, a konkretnie to kciuk, cały czas sunący po moim przedramieniu, w górę i w dół. Wtedy patrzę na niego, i w głowie też mam tylko jego. To wszystko co między nami było, wszystko to przelatuje mi przed oczyma. To jak Jungkook zerwał ze mną wtedy kontakt, to jak bardzo bez niego cierpiałem i jak bardzo chciałem usłyszeć jakiekolwiek słowo z jego ust, czy też dostać jakąkolwiek wiadomość. Nie mam żadnego prawa żądać od niego teraz czegoś więcej, niż sam mi proponuje. Nie mogę powiedzieć 'wóz albo przewóz', bo przecież równie dobrze mógłby od razu wyrzucić mnie z mieszkania, tłumacząc się tym, że nie chce mnie już więcej widzieć.
A jednak Jungkook tego nie zrobił. Mimo wszystkich tych krzywd, jakie na niego ściągnąłem on potrafił być ponad to, pokazując tym samym jak bardzo dojrzały jest, żeby chociażby umieć przeprowadzić tą rozmowę, jaką mamy teraz.
Ja też nie chcę tracić ze swojego życia kogoś tak cudownego i cholera, jeśli to oznacza, że mam być jego najlepszym przyjacielem na świecie to będę jego najlepszym przyjacielem na świecie. Nie muszę z nim sypiać, nie muszę słuchać od niego, że go kocham i nie muszę sam mu tego mówić. Nie muszę go całować, przytulać, ani w ogóle dotykać, jeśli nie zajdzie taka potrzeba. Mogę kochać go najbardziej platonicznie jak tylko się da. Bo każda miłość jest piękna, nawet taka do przyjaciela, szczególnie kiedy wiem, że Jungkook też kocha mnie romantycznie.
Ale taka postać rzeczy po prostu nie jest dla nas. Może to właśnie o to chodzi? Nie wyszedł nam związek, ale dlaczego mamy rezygnować z przyjaźni? Niczego nie pragnę tak bardzo, jak po prostu budzić się ze świadomością, że mogę w każdej chwili napisać do niego, porozmawiać, spotkać się, a on wesprze mnie, tak jak to robi przyjaciel. Nie mógłbym chcieć więcej.
Wtedy zaczynam rozumieć, dlaczego Jungkook się uśmiecha, bo ja robię to samo. Moje usta same z siebie wykrzywiają się w wesoły grymas, a ja wolną dłonią ścieram z twarzy wszystkie łzy, cały czas patrząc się na niego. Jungkook śmieje się cicho pod nosem, zauważając nagłą zmianę mojej miny. Wtedy też puszcza moją rękę, odchrzakając kolejny raz, po czym wyprostowuje się na swoim miejscu, siedząc już całkiem przodem do mnie.
- Jeon Jungkook. - oznajmia donośnie, podając mi prawą dłoń.
Przy tym śmieję się i ja, tak samo krótko jak on, po czym nie zwlekając już dłużej podaję mu swoją rękę, potrząsając nimi obiema.
- Park Jimin. - odpowiadam, uśmiechając się coraz wyraźniej, co jeszcze dziwniejsze lekko rozbawiony całym zajściem. Zupełnie tak, jakby wszystkie złe chwile rozpłynęły się za naszymi plecami. I jakbyśmy naprawdę zaczęli od nowa.
Nie mówimy już nic więcej, przez moment siedząc tak jeszcze naprzeciw, przy czym patrzymy to pod nogi, to na siebie wzajemnie, aż do momentu, kiedy nie odwracam się z powrotem w stronę ulicy i nie opieram znów o siedzenie, zaciskając ręce pod kocem, który na siebie lepiej nasuwam.
Jungkook podążając za mną robi to samo, opierając się o swój leżak, przy czym zaciska dłonie razem jakoś na wysokości bioder. Obaj wzdychamy spokojnie, ale głęboko w tym samym momencie, ja wciąż czując mokre ślady na moich policzkach. Bo mimo że naprawdę widzę to teraz jako najlepsze wyjście to wciąż czuję dziwną pustkę, jaka się właśnie narodziła.
Trwamy tak w tym półsiadzie, każdy z nas obserwując przy tym niebo na własną rękę. Nie spoglądam na niego ani na chwilę, on tak samo zresztą, bo ani razu nie czuję jego spojrzenia na sobie. Nie wiem ile dokładnie czasu mija, ale czuję że za długo, bo mój wzrok sam z siebie zaczyna uciekać w jego stronę, a ja odchrząkam raz, próbując ściągnąć tym na siebie jego uwagę, jednak kiedy to nie działa postanawiam się odezwać.
- Jungkook? - mówię z jednej strony pewnie, ale wciąż odczuwając przy tym jakiś rodzaj nieporadności.
- Tak, Jimin? - patrząc na niego widzę, że oczy Jungkooka są zamknięte, a jego dłonie wciąż pozostają w takim samym ułożeniu jak na początku. Jungkook wygląda na spokojnego i zrelaksowanego w tym momencie. Sam ten widok sprawia, że czuję ciepło i w pewnym sensie też dyskomfort i stres, biorąc pod uwagę to, co zamierzam powiedzieć.
- A... wiesz... może... moglibyśmy tak... ostatni raz się pocałować? - ostatnie słowo ledwo przechodzi mi przez gardło, a ja sam omal nie dławię się przez każdą następną jego literkę. Cały czas bacznie obserwuję jak zmienia się wyraz twarzy Jungkooka i muszę przyznać, że zmienia się bardzo.
Jungkook otwiera oczy, kilkukrotnie nimi mrugając, kiedy spogląda w moim kierunku i marszczy brwi.
- Pocałować? Ale... przyjaciele się nie...
- Ostatni raz. - przerywam mu, wiedząc doskonale co chce powiedzieć. Że przyjaciele się nie całują. Tak, nie całują się, ale nie dostaliśmy swojego pożegnania. Nie takiego, jakie powinniśmy.
Jungkook spogląda na moment na bok, żeby po niecałym ułamku sekundy powrócić do patrzenia na mnie, cały czas zajętego jego obrazem. I nie mówi już nic. Jedyne co to podnosi się bardziej, co robię też i ja, przysuwając się do niego znacznie. W brzuchu czuję motyle pierwszy raz od kiedy widzieliśmy się ostatnio. Teraz, gdy kładę mu dłonie na kolanach nie czuję nic więcej jak tylko przyjemne mrowienie rozchodzące się po całej mojej skórze, gdy tylko Jungkook łapie moje policzki, a później daje mi delikatnego buziaka w usta, nie kończąc na tym jednak, a jedynie tym drobnym aspektem zaczynając nasz pocałunek.
Nie do końca spodziewałem się tego, że całość zajdzie aż tak daleko, bo po chwili czuję jak Jungkook liże moją wargę, co staje się dość mocnym bodźcem do tego, aby w mojej głowie nagle pojawiło się to wszystko, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, przez co to nie on, a ja odsuwam się, przełykając ślinę i patrząc na niego z uśmiechem.
- Czyli przyjaciele? - pytam, prostując plecy i zaciskając mięśnie ramion tak mocno, jak tylko się da.
- Em... na to wygląda. - Jungkook potwierdza tylko, przy czym sam też przełyka ślinę, ale jego mina wskazuje na większe roztargnienie niż ta moja. I to na pewno, bo widzę, że jest jakoś dziwnie zagubiony po pocałunku.
Mimo to kładę się na najwygodniej jak tylko umiem, otulając kocem i zamykając oczy. Czuję jak moją skórę delikatnie owiewa wiatr, przez który jakieś 2 piętra niżej słychać drewniany łapacz wiatru, tańczący teraz łagodnie. Jungkook znowu ponawia moje ruchy, co słyszę, kiedy jego leżak wydaje charakterystyczny odgłos, a on kolejny raz wzdycha i nastaje następna cisza tego wieczora. Herbata stygnie, gwiazdy świecą, a my siedzimy, czy też leżymy wśród tego wszystkiego, myśląc tylko i wyłącznie o tym co teraz myśli ten drugi.
- Jimin? - słyszę jego głos, który brzmi jakoś inaczej. Zupełnie inaczej niż dotychczas, a jednak znajomo dla mnie.
- Tak? - pytam, właściwe to stawiając teraz wszystko na jedną kartę w swoich myślach. Ale widocznie znam go za dobrze.
- Jimin... ja... - otwieram oczy, patrząc na niego, przez co krzyżujemy spojrzenia. I już żaden z nad nie musi mówić nic więcej. - Nigdy nie przestanę cię kochać. Wiesz o tym, prawda?
Przełykam ślinę, uśmiechając się do niego lekko.
- Wiem. Ja ciebie też. - odpowiadam spokojnie, po czym zamykam oczy znowu. A później już nie padają żadne słowa. Czuję jak znowu lecą mi łzy. Ale nie płaczę. Jestem szczęśliwy.
Nareszcie znowu czuję się szczęśliwy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top