[145]

— jongin —

Jimin oczarował mnie już w pierwszej chwili, gdy tylko zobaczyłem go tego pamiętnego dnia, na sesji mającej promować równość seksualną. Wiadomym tematem jest, że w Korei homoseksualizm wciąż pozostaje w pewnym sensie kwestią dość kontrowersyjną, dlatego zaliczając się do tego, a nie innego środowiska postanowiłem wziąć udział we wspomnianej kampanii od razy, gdy się o niej dowiedziałem.

Kiedy tylko wszedłem do studia moje oczy napotkały kilkanaście osób, pracujących wtedy w wyznaczonym im miejscu. Jimin stał obok bufetu, trzymając w dłoniach plastikowy kubek, wypełniony napojem do połowy i rozmawiał właśnie z jakąś dziewczyną, która akurat nakładała sobie ciastka na talerzyk.

Pamiętam że zamarłem. Stanąłem zwyczajnie w miejscu i nie umiałem się nawet ruszyć, bo cały czas patrzyłem na niego. Jak uśmiechał się, jak jego oczy błyszczały w świetle tych wszystkich lamp, jak co jakiś czas przeczesywał smoliście czarne włosy, tak że rozkładały się w harmonicznym nieładzie po jego głowie.

Czułem się jak w jakimś śnie, a przez moją głowę przeszła nawet myśl, że może umarłem i właśnie stoi przede mną prawdziwy anioł, bo szczerze mówiąc wtedy nie potrafiłem uwierzyć w to, że człowiek może być aż tak piękny.

Obudziłem się z całego tego amoku, kiedy chwilę później usłyszałem jak obok mnie staje jakaś kobieta z plikiem kartek w dłoniach, po czym prosi mnie, żebym udał się do danego pokoju, w celu przywdziania makijażu.

Przez cały ten czas o nim myślałem. Za każdym razem, kiedy makijażysta nakładał na moją twarz kolejne warstwy korektorów, fluidów i innych rzeczy, w moich myślach pozostawał tajemniczy, śliczny chłopak.

Nie znałem go jeszcze wtedy i właściwie to wydawało mi się, że jest on tam w formie jakiegoś pracownika, jako że nie wyglądał na zbytnio przygotowywanego do sesji, ale niedługo później pojawił się w tym samym pokoju, siadając przy stanowisku obok, gdzie też zaczął być malowany.

Gdy tylko mnie zobaczył przełknął ślinę nerwowo, zaczynając sklejać nieudolnie jakieś rozrywane jąknięciami zdania, przy czym widocznie próbował dać mi do zrozumienia, że mnie zna i jest kimś w rodzaju mojego fana. Zaśmiałem się wtedy, bo sam chciałem powiedzieć to samo, ale nawet go nie kojarzyłem, a powinienem. Bo ktoś o takim pięknie powinien być znany każdemu na całym świecie. Taki cud jak on.

Jeśli chodzi o samą pracę to była chyba moja najgorsza sesja. Nie mogłem się skupić ani na chwilę, szczególnie na tych zdjęciach, na których stał obok. Cały czas łapałem się na tym, że spoglądam na niego mimowolnie i im dłużej go widziałem tym idealniejszy się stawał.

Jeszcze tego samego dnia zaproponowałem mu spotkanie poza pracą. Żeby pogadać dłużej i o innych rzeczach niż modeling. O mnie, o nim. Chciałem wiedzieć o nim więcej i więcej. Ale Jimin odmówił. Zrobił to w bardzo taktowny sposób co prawda, jednak wciąż była to odmowa.

Później znalazłem go na Twitterze. Zaczęliśmy pisać, z początku całkiem nie zobowiązująco. O dziwo to Jimin napisał pierwszy, zaraz po tym jak polajkowałem jedno z jego zdjęć. Uznał wtedy, że to, że się nie zgodził było głupie, po prostu był to dla niego niemały szok. I tak, umówiliśmy się po raz pierwszy.

Spotkanie odbyło się w ładnym miejscu, a samo ono było właściwie barem sushi. I to była kompletna wtopa. Okazało się bowiem, że Jimin nie przepada za sushi i ostatecznie zajadł głód ciastkiem z nadzieniem ze słodkiej fasoli.

Mimo moich propozycji nie chciał zmienić placówki, bo uznał, że spotkanie jest na tyle owocne, że nawet średnio interesuje go całe to jedzenie, na które przyszliśmy.

Rozmowa od początku się kleiła. Poruszyliśmy chyba każdy temat, jaki można poruszyć na pierwszym spotkaniu i wydawało mi się, że wszystko poszło naprawdę świetnie. Ale kiedy po wyjściu próbowałem złapać go za dłoń, Jimin odsunął się gwałtownie, za co właściwie od razu przeprosił, stwierdzając, że to dla niego trochę za wcześnie.

Kilka dni później napisał mi, że przeżył dużo. Naprawdę dużo. I że zbiera się właśnie po nieudanym związku, przez który trochę posypało mu się zdrowie mentalne. Już wtedy byłem pewny, że chcę mu pomóc. Jimin nie tylko był piękny, ale niesamowicie dobry i inteligentny. Już wtedy się w nim zakochałem, chociaż nie zdawałem sobie z tego sprawy na tamtym etapie.

Nasza historia razem zawierała dużo wzlotów i upadków. Jimin po kolei odkrywał przede mną kolejne karty swojej osobowości, nawet jeśli nigdy nie wracał do wydarzeń z jego przeszłości. Ale jeśli jemu to odpowiadało to mi też musiało. I akceptowałem wszystko co mówił i wszystko czego nie mówił też. Po prostu wiedziałem, że nigdy go nie zostawię. Bo nawet mimo wszystkich tych przeżyć, Jimin nadal nie miał i nie ma ani jednej wady. A w moich oczach, nigdy mieć nie będzie.

To samo czuję teraz. Kiedy stojąc obok wpatruję się w niego, w jego rozchylone usta i oczy odbijające wszystkie fajerwerki na nocnym niebie. Jimin jest piękny, zawsze był i zawsze będzie. A ja zawsze go kochałem i zawsze będę kochał. Jestem tego pewien na tym etapie. Zrobiłbym dla niego wszystko.

Stresuję się. Ręce mi się pocą, a gardło robi się suche, gdy tylko zaczynam intensywniej myśleć o tym, że to ta chwila. Całe urodziny wypadły idealnie, tak jak miały. Zarówno jedzenie było pyszne, muzyka idealne, wszyscy bawili się świetnie. Nie mogę znaleźć żadnej wady, jaką mógłbym przypisać temu dniu.

Dlatego ta chwila staję się tylko jeszcze bardziej perfekcyjna, kiedy przełykając ślinę kolejny raz wkładam dłoń do kieszeni marynarki i klękam na jednym kolanie, nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z miłości mojego życia.



— jimin —

Gdy tylko pokaz fajerwerków zaczyna się na dobre zaczynam panikować jak chyba jeszcze nigdy. Domyślam się, że to teraz. Szczególnie jak Jongin wyciąga mnie gdzieś na sam przód, a wokół nas robi się coś w rodzaju wolnego miejsca.

Staram się odpędzić te myśli, wmawiając sobie, że może to jeszcze nie dziś, że może to kiedy indziej i po prostu ja się pomyliłem. A może to wcale nie był pierścionek zaręczynowy? Może Jongin tak o kupił go sobie, bo mu się podobał? Marzę, żeby tak było. Bo przecież ja tego nie chcę.

Udaję więc, że wszystko jest w porządku. Cieszę się pięknym widokiem sztucznych ogni i delektuję wzrok ich pięknem. Aż do chwili, gdy nie czuję, że sylwetka Jongina zniknęła z pola mojego widzenia, a wszem wybuchają westchnienia i jakby kilka pisków. 

Wtedy spoglądam w bok, po czym lekko w dół, a ostatecznie zderzam wzrok z tym widokiem, którego tak bardzo się obawiałem.

Jongin klęczy przede mną, trzymając otwarte pudełko z tym samym pierścionkiem, który widziałem kilka dni wcześniej. To się dzieje.

Przełykam ślinę znowu, starając się uśmiechać na siłę, żeby nie zburzyć całej chwili. Bo jedyne na co mam teraz ochotę to upaść na ziemię i rozpłakać się w głos. Zawodząc mężczyznę, który pomógł mi odzyskać normalne życie. Jestem okropny.

- Jimin... - Jongin zaczyna, mówiąc na tyle głośno, żebym słyszał, ale na tyle cicho, żeby nie słyszał nikt inny. Jongin zawsze lubił naszą prywatność. Nawet jeśli wstawiał moje zdjęcia częściej niż swoje to nigdy nie dzielił się z nikim naszym życiem. - ...nie jestem zbyt dobry w słowach, ale... po prostu jesteś dla mnie wszystkim. I... kocham cię Jimin. Chcę spędzić z tobą całe życie. Jesteś moim marzeniem. Wyjdziesz za mnie?

Z każdą kolejną chwilą kolana uginają mi się coraz bardziej i to bynajmniej nie w pozytywnym tej sentencji znaczeniu. Jednak dopiero kiedy pada to ostatnie zdanie nie widzę już nic innego jak tylko pustkę.

Do mężczyzny przede mną nie czuję nic więcej jak tylko niezmierzony niczym szacunek i wdzięczność. Ale nie kocham go. Nie kocham i nie kochałem. Ani nie będę kochał. To wszystko co mówi jest niesamowicie piękne, ale dla mnie tak obrzydliwe, tak odrzucające.

Patrzę na niego cały czas. Na ten pochłonięty monologiem wzrok, w którym widzę jak wiele dla niego znaczę, chociaż właściwie to i tak mam tego świadomość. Jongin widzi mnie jako swój świat i niejednokrotnie nie tylko mi to mówił, ale i udowadniał, bo nawet jeśli często zdarza się, że brakuje mu czasu to ja wciąż czuję, że gdybym tylko o coś poprosił on zrobiłby dla mnie wszystko bez najmniejszego mrugnięcia okiem.

Klęczy przede mną, oferując mi przecudowny pierścionek zaręczynowy, który przecież miałem przyjąć. Obiecałem to sobie i każdemu, komu o tym mówiłem. Zostawiłem Jungkooka, mojego Jungkooka, tylko dlatego, żeby odwdzięczyć się Jonginowi za to ile dla mnie zrobił. Za to, że on poświęcił nieskończone godziny, dni, miesiące, żeby pomóc mi wyjść z depresji, która teraz wróciła, ze zdwojoną siłą, bo tym razem to ja sam zadawałem sobie cios w brzuch.

Wiem, że wszyscy na nas patrzą. Czuję na sobie ostre spojrzenia, czekające tylko aż powiem 'tak', aż przyjmę ten pierścionek, a później pewnie wskoczę Jonginowi w ramiona i pocałuję go, celebrując nasze zaręczyny. Ale nie potrafię już wyobrażać sobie naszej przyszłości razem. Jeśli chcę w ogóle jakiejś przyszłości to jestem pewny, że może mi w niej towarzyszyć tylko jedna osoba. I nie jest nią Jongin. Jak bardzo bym tego nie chciał, on nigdy nie stanie się dla mnie tym, kim jest i zawsze będzie Jungkook.

- Jongin. - zaczynam, sam nawet nie wiedząc co mówić. Powinienem mu to wyjaśnić, powinienem powiedzieć coś konkretnego, jakoś się usprawiedliwić, ale nie potrafię zupełnie zebrać żadnych myśli. Jedyne co mam w głowie to to, jak bardzo błędne jest to wszystko. - Ja... ja nie mogę. Ja... kocham kogoś innego.

Tak samo dobrze jak własne słowa usłyszałem też wrzawę, jaka rozniosła się wokół wraz z nimi. Oburzenie. Czyste i bardzo wyraźne oburzenie tym co powiedziałem.

I czuję się okropnie z tym co właśnie robię. Szczególnie jak widzę zmianę na twarzy Jongina. Jakby nic nie rozumiał, zupełnie nic. I wiem, że jeszcze czeka nas rozmowa, że to jeszcze nie koniec między nami, bo będę musiał mu to jakoś wyjaśnić. Ale nie teraz.

- Przepraszam. - dodaję tylko.

Zaraz po tym zbieram się w sobie i ostatecznie przebijając się jakoś przez ten tłum ludzi wokół, wybiegam najpierw z balkonu, a później z klubu, biegnąc przed siebie co sił w nogach, aż w końcu tracę świadomość tego, gdzie jestem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top