[126]

— jungkook —

Jak tylko otwieram drzwi pierwszym co widzę jest ta dziwna twarz Taehyunga, który opiera się jakoś niezgrabnie o futrynę, trzymając w dłoni paczuszkę.

- No już myślałem, że nigdy nie otworzysz. - dopiero jak totalnie zlewając to, że to moje mieszkanie, wymija mnie, gwałcąc teraz bezkarnie moją prywatność, zauważam, że zaraz za nim stoi Hoseok, uśmiechając się do mnie lekko.

- Cześć Kuku. - mówi, tak jak to on ma w zwyczaju, bo czym tym razem to ja wpuszczam go do środka, pozwalając zająć miejsce na kanapie.

Trochę robi mi się głupio, jako że oni obaj są ładnie ubrani, uczesani i ogólnie ogarnięci na tyle, że wyjście do ludzi nie jest dla nich wstydem, a ja sam chodzę w za dużej koszulce i tych samych gaciach drugi dzień z rzędu. Nie wspominając już o tym, że moja fryzura woła o pomstę do nieba, a twarz nie widziała maszynki do golenia już z tydzień.

Mimo to zaraz po tym wszystko to zaczyna po mnie jawnie spływać, kiedy w mojej głowie pojawia się myśl, że to Taehyung i Hoseok, a nie jakaś królowa brytyjska, i że niejednokrotnie widzieli mnie w gorszym stanie. Naprawdę, o wiele gorszym.

Rozglądam się chwilę po pokoju, żeby namierzyć wzrokiem całą tą paczuszkę, którą przynieśli, żeby na szybko rzucić wzrokiem na pierścionek zaręczynowy, jaki kupili BEZE MNIE. Ale jej nigdzie nie ma. Tak samo jak Kima.

- Taehyung, gdzie ty? - nawołuję, nie zauważając żadnego śladu, gdzie też on mógłby być, ale słysząc otwieranie drzwiczek od lodówki w głowie zapala mi się lampka. - No kurwa, zostaw moje jedzenie. - napominam, od razu kierując się w stronę kuchni, gdzie też znajduję go, szperającego pośród całej mojej spożywki.

- Jestem głodny, tak. - Taehyung kompletnie zlewa moją obecność, cały czas wybierając sobie jakieś produkty, które odstawia obok, pewnie z zamiarem zjedzenia ich za chwilę.

- Ty zawsze jesteś głodny, chudzielcu jebany. - parskam, machając na niego ręką, bo rozmowa z nim to jak ze ścianą.

- Odezwał się ten, co wcale nie wpierdala jak świnia, gdziekolwiek nie pójdzie. - Taehyung nie pozostaje mi dłużny, na co widzę, że Hoseok jedynie kręci głową sięgając po pilot do telewizora.

- Ale ja ćwiczę i muszę zapełniać dziurę kaloryczną. A ty żresz non stop, całe życie jedyne co to leżąc na kanapie i nie tyjesz. Nie szanuję takich ludzi, bo to pójście na łatwiznę. - dodaję, zakładając ręce na krzyż i siadam obok Junga.

- Chuj ci w ryj. - mówi z pełną buzią MOJEGO jedzenia.

- Chętnie. - przekręcam oczyma. - Mógłbym zobaczyć pierścionek, którym mam się oświadczyć? - pytam, nie znajdując już w sobie ani trochę cierpliwości na dalsze oczekiwania.

Mimo wszystko chęć zobaczenia pierścionka jest dla mnie mega ważna, bo wiem, że co prawda nie liczy się wygląd biżuterii, ale gest miłości, jakim mam potraktować Jimina, jednak ciekawość znacznie bierze górę.

- Nie. - odpowiada Kim.

- Taehyung pokaż mu pierścionek, a nie opierdalasz się cudzym jedzeniem, pizdokleszczu. - na szczęście uzyskuję wsparcie zarówno mentalne, jak i werbalne od Hoseoka, któremu naprawdę szczerze współczuję wyboru drugiej połówki. Ale z drugiej strony, nie wiem czy ja przypadkiem nie mam jeszcze gorzej, huh.

- No już, Boże. - właściwie mija moment, zanim Tae nie pojawia się w salonie, dzierżąc w jednej dłoni talerz z kanapkami (co już zignorowałem na szczęście), a w drugiej ekskluzywną torebkę, ozdobioną logiem jakiegoś jubilera. - Tylko się nie zesraj, bo jest zajebisty.

Ignoruję kompletnie jego słowa, przejmując reklamówkę, którą rozchylam powoli i wyjmuję granatowe pudełeczko, zamknięte jeszcze na razie. Ale po chwili zbieram się w sobie, żeby je otworzyć przez co zwyczajnie to robię.

I widok zapiera mi dech w piersiach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top