Epilog 3 - dodatek rodzinny

5756 słów

Dziękujemy wszystkim za czytanie kolejnego naszego raczka. I do zobaczenia pod innymi seriami ❤️

~~~~~~~~~~

Jeongguk:

Nadszedł czas na świętowanie. Bo już kolejny rok jakoś przetrwaliśmy z Yoongim nasze liczne sprzeczki, odmienne zdania i podejście do wielu spraw, a przede wszystkim podejście do wychowywania Mayumi. Dlatego piętnastego kwietnia mogliśmy świętować naszą piątą rocznicę.

Czasami zdarzało się, że rocznicowe przyjęcie organizowaliśmy w jednej z knajp Kyo, które użyczał nam na taką okazję. Jednak odkąd Mayumi podrosła, lepiej abyśmy ograniczali się do naszego mieszkania. Po prostu tutaj była spokojniejsza, nie psocąc.

Poprzednim razem naszym motywem były płatki kwiatu wiśni, dlatego wszystkie ozdoby i stroje ograniczały się do różnych odcieni różu. Natomiast na ten rok wymyśliłem sobie biel. Choć przy tylu dzieciakach nie wiem czy był to dobry pomysł. Bo oczywiście jak za każdym razem na naszą imprezę zapraszaliśmy tylko najbliższych, czyli Kyo i Jimina z dzieciakami, oraz moją mamę. Ale tak sobie to wyobraziłem i nic nie mogło mnie odwieść od tego pomysłu.

Mayumi i Yoonie chętnie pomagali mi w przystrajaniu naszej jadalni. Sztuczne kwiaty tu, sztuczne kwiaty tam, aby nie marnować tych prawdziwych, które i tak musiałbym po wszystkim wyrzucić, nie mając na nie miejsca w mieszkaniu. Cały stół również przyozdobiliśmy białym obrusem, białymi świecami i kwiatami. Yooniego ubrałem w atłasową bluzkę z lekkim dekoltem i z rękawem ¾ , wpuszczoną w beżowe spodnie, a Mayumi w białą, lnianą sukieneczkę, łapiąc jej włosy z tyłu i związując białą kokardą. Na szczęście oboje grzecznie się zgodzili na wybrane outfity, chociaż raz mi nie narzekając. No, Yoongi rzadko to robił, ale z Yumi różnie bywało. Sam także ograniczyłem się do czegoś luźnego i praktycznego przy pilnowaniu naszej córki. A biała, satynowa koszulka i zarzucony na nią biały, rozpinany sweter z tego samego koloru spodniami, musiały mi dzisiaj wystarczyć. Zwykle preferowałem coś bardziej obcisłego, ale nie przy Yumi.

Jeśli chodziło o kuchnię, nie miałbym czasu i siły, aby wszystko ugotować, dlatego zdecydowałem się na same desery. Główne dania i przystawki zamówiliśmy, żeby było łatwiej i sprawniej. Dlatego teraz mogłem się skupić na doklejeniu jeszcze kilku wywołanych zdjęć rodzinnych, układając z nich „5" na jednej ze ścian, otoczoną białymi kwiatami. Przez te wszystkie lata uzbierało się ich naprawdę sporo. W końcu robiłem nam mnóstwo wspólnych selek i zabierałem na mnóstwo wspólnych sesji, jak to obsesyjny Instagramer. Ale dzięki temu uwiecznialiśmy cudowne momenty.

Znalazłem też zajęcia dla moich pomocników, Yumi zlecając rozłożenie serwetek, a Yooniemu przyniesienie przekąsek, które już przygotowałem w kuchni. Rozmawialiśmy na luźne tematy, kręcące się głównie wokół pracy Yoongiego. Bo wiedziałem, że szykował się comeback Le Sserafim, więc chciałem wszystko z niego wyciągnąć! Ale ten uparciuch nawet po tylu latach mi nie ufał i nic nie zdradzał!

No cóż, komputer sam się niechcący włączy, a klawiatura sama wpisze hasło jak będę sprzątał w twoim studiu.

Od słowa do słowa przeszliśmy na inny temat. Temat dotyczący ostatniej sprzeczki naszych dzieciaków. Hyunjin był w końcu nieco energicznym chłopcem, zupełnie jakby przejął tę energię po Kyo. Za to Yumi, jak to Yumi, uwielbiała swoje przyjęcia herbatkowe, prowadzone w spokojnej atmosferze. A przy połączeniu ich energii, doszło do katastrofy. W dodatku na urodzinach Mayumi. Hyunjin wskoczył swoim dinozaurem na zastawiony stolik naszej córki, niszcząc jej herbaciane przyjęcie. Było dużo krzyku i płaczu, a Yumi do tej pory nie potrafiła wybaczyć tego synowi Kyo i Minniego. Dlatego Yoongi wolał poruszyć ten temat.

– Mayumi, proszę, nie krzycz dzisiaj na Hyunjina, dobrze?

– Postalam sie – odparła nasza myszka, dokładając kolejną serwetkę koło talerza.

– Jeśli coś się stanie, kochanie, po prostu przyjdź do nas, nie kłóć się z kuzynami – poprosiłem, choć nie wiedziałem czy mnie posłucha. Bo nawet jak teraz przyjęła to do wiadomości, później, przy odczuwaniu silnych emocji, mogła o tym zapomnieć.

Będę jej musiał dzisiaj przypilnować...

– No topse. Ale Hyunjin jes kupi – stwierdziła, choć do takich tekstów już przywykłem. I po raz enty mogłem po prostu jej wytłumaczyć, aby nikogo tak nie nazywała.

– Nie jest głupi, Yumi. Po prostu jest takim samym maluszkiem jak ty, który jeszcze wszystkiego się uczy. Nie wiedział, że sprawi ci to przykrość, skarbie – wyjaśniłem jej, licząc, że dzięki temu spojrzy na to inaczej. Ale znów – Yumi to Yumi...

Jej mała rączka zaraz wylądowała teatralnie na czole, jak gdyby przeżywała właśnie jakiś dramat. Normalnie jakbym widział mojego zbyt ekspresyjnego brata, który lubił sobie przy nas wszystko wyolbrzymiać, aktorząc.

– On jest cieciak. Ja nie – oznajmiła nam, na co popatrzeliśmy na siebie z Yoonim. Ja byłem przy tym nieco rozbawiony, a on po prostu załamany.

– Ty też jesteś nasza mała dziecinka – przypomniałem jej, bo przecież była nawet młodsza od Hyunjina.

Mój ukochany od razu to podłapał, zaraz do niej podchodząc, aby ją przytulić i dać buziaka.

– Nasza piękna, kochana księżniczka.

A na takie komplementy jak zawsze zareagowała radosnym śmiechem.

Również do nich podszedłem, chcąc skorzystać z idealnej okazji do bliskości z nimi. Dlatego objąłem moje dwa skarby, dając im buziaki i tuląc. Uśmiechaliśmy się do siebie, ciesząc z kolejnego tak pięknego momentu. Ale niestety na razie nie mieliśmy na niego zbyt dużo czasu.

– No rodzinko, już niewiele nam zostało, pracujemy – ponagliłem ich, odsyłając do ich zajęć.

Na szczęście naprawdę mało nam zostało. A Mayumi niestety za szybko skończyła zlecone jej zadanie. Bo zaraz zajęła jedno z krzeseł, korzystając z naszej nieuwagi, aby spróbować sięgnąć po jedno z ciastek, wyłożonych już na stole. Ale nie ze mną te numery. Zawsze obserwowałem ją kątem oka, nie pozwalając na takie sytuacje.

– Po obiedzie, Yumi. Bo będzie cię bolał brzuszek – przypomniałem, w ostatniej chwili odsuwając od niej talerzyk z ciasteczkami. A żeby mi nie marudziła i się nie awanturowała podałem jej jedną z serwetek, wymyślając jakieś zajęcie. – Zrobisz dla taty ładnego łabędzia? – zaproponowałem, bo ostatnio spodobało jej się origami i liczyłem, że tym razem chętnie się nim zajmie.

Niestety najpierw odpowiedziało mi dramatyczne westchnięcie. I już myślałem, że nic z tego, ale na szczęście grzecznie się za to zabrała. Ufff!

Jeszcze tylko kilka poprawek i wszystko było gotowe. I to Yoonie jako pierwszy zauważył pewien fakt:

– Nasi goście się spóźniają. Chyba są korki z lotniska.

– Na pewno zaraz dotrą – zapewniłem, nie tylko jego, ale i siebie. Choć moja ręka już sięgnęła po telefon, wybierając numer do mamy, którą Kyo i Jimin mieli przywieźć właśnie z tego lotniska. Wolałem się upewnić, że wszystko jest w porządku.

Pierwszy sygnał, drugi sygnał i...

– Już wysiadamy, synku. ... Hyunjinnie, zostaw proszę tę zabawkę. – Chaos, który usłyszałem w słuchawce sprawił, że mi ulżyło.

Czyli wszystko jest w porządku.

– Dobrze, już wam otwieram, paaa. – Rozłączyłem się, nie chcąc jej przetrzymywać przy telefonie, skoro byli już pod naszym blokiem.

Poczekałem jeszcze tylko aż dotarli pod drzwi wejściowe do bloku, aby je im otworzyć. A po szybkiej przejażdżce windą cały ten chaos wpadł do naszego mieszkania. I była to wina nie tylko Hyunjina, który szalał ze swoją maskotką–dinozaurem, a również Kyo, który przekomarzał się z Jiminem.

Wszyscy byli ubrani na biało, tak jak o to z Yoongim poprosiliśmy. Moja mama wyglądała na nieco zmęczoną – albo podróżą, albo głośnym Hyunjinem... i zapewne też Kyo.

Zaczęliśmy się witać, przytulając i dając sobie buziaki. I tylko Mayumi i Hyunjin stali z dala od siebie, patrząc na siebie niezadowoleni.

Oszaleję dzisiaj...

I nie dość że zapowiadał się konflikt tej dwójki, to jeszcze Kyo postanowił to mi podokuczać, kiedy podszedł do Yoongiego, klepiąc go po plecach i mówiąc:

– Noo, gratsy stary, że wytrzymałeś już te pięć lat.

A moja ręka już lądowała na jego ramieniu, aby mu za to przyłożyć.

– Ty zawsze wiesz co powiedzieć, żeby sprawić swojemu bratu radość – zauważyłem ironicznie, zaraz oczywiście będąc przygarnięty przez jego ramiona.

– No już, już, ktoś musiał usłyszeć ten tekst. A że ostatnio ziomkujemy się z Yoongim to sprawa jest prosta – wytłumaczył się Kyo, co niezbyt mnie zadowoliło. Ale niech mu będzie. Już wolałem takie teksty w moją stronę, wiedząc, że się przez nie na niego nie obrażę, niż miałby je kierować w stronę Yoongiego, który rozpocznie przez to kolejną słowną potyczkę. Ale faktycznie, odkąd po raz kolejny prawie się o niego pokłóciliśmy, a Yoongi postanowił się z nim spotkać i trochę pointegrować, wszystko już było między nimi w porządku.

– Spokojnie, gdy minie nam dwadzieścia pięć lat, to będzie gadał, że: „Gdyby się mnie pozbył w dniu ślubu, to właśnie by wyszedł" – dodał jeszcze Yoongi, a ja już nie miałem siły na te absurdalne żarty, więc razem z Jiminem wywróciliśmy na to oczami. A starszy jakby czytał mi w myślach, bo przeszedł do wręczenia mi jakiegoś ogromnego pakunku.

– Proszę bardzo. Mam nadzieję, że się spodoba – powiedział, a kiedy przejąłem go od niego trochę zaskoczyła mnie waga tego prezentu.

Co ten mój Jiminnie wymyślił?

Oddałem go Yoongiemu, aby móc sprawnie rozpakować. A kiedy zajrzeliśmy do środka mogliśmy zobaczyć...

Walizkę?

– To nie tak, że sugerujemy, byś sam gdzieś pojechał – wyjaśnił Jiminnie, na co od razu przyszła mi na myśl jakaś dramatyczna ucieczka z kraju, którą mogli mi sugerować. Bo Kyo miał różne pomysły, a to przecież prezent od ich dwójki.

Nie rozważałem jednak tego, po prostu ją otwierając, bo czuliśmy, że nadal coś się w niej skrywało. I faktycznie tak było. Bo w środku znajdował się wielki ręcznik, gruba, czerwona czapka z pomponem, google narciarskie i śnieżna kula? Domyślałem się co to sugeruje, ale zanim się odezwałem, zajrzałem do położonej na tym wszystkim koperty.

Lot do... Finlandii?!

Pokazałem to Yoongiemu, patrząc na niego nieco zaskoczonym spojrzeniem. Kyo chyba też był ciekawy tego prezentu, bo zaglądał mojemu ukochanemu przez ramię, również czytając treść włożonych do koperty voucherów, razem z voucherem na pobyt w hotelu igloo.

Czyli Minnie wszystkim się zajął, no tak.

– Miesiąc miodowy mieliście w ciepełku, to teraz pojedziecie ochłodzić tyłki – podsumował to Jiminnie, uśmiechając się do nas.

– Wow. Dziękujemy – odezwałem się, nadal tym wszystkim zaskoczony. Ale wyglądało to na... fajne wakacje. Nooo, przynajmniej w takim klimacie będę miał pretekst do tego, aby ciągle przytulać się do Yoongiego.

Pochowałem to z powrotem, wkładając kopertę do walizki, a walizkę zasuwając i zamykając w tym pudełku. Bo mama już czekała ze swoim prezentem.

Ponagliłem tylko resztę do jadalni, aby mogli się rozgościć, a razem z Yoongim przyjęliśmy jeszcze kwiaty od Changbina, przechodząc do prezentu od mamy. Od niej również otrzymaliśmy kopertę, w której także był voucher. Ale w przeciwieństwie do Jimina i Kyo nie była to wycieczka a sesja zdjęciowa! A na te zawsze byłem chętny!

Mamuś idealnie wie czego potrzebuję!

– I proszę o przesłanie odbitek. Muszę uzupełnić album – poprosiła, zaraz otrzymując ode mnie miliony całusów i podziękowania. Z Yoongim również się przytuliła, więc po odłożeniu tej koperty do pakunku od Kyo i Jimina, mogliśmy dołączyć do reszty naszej rodziny w jadalni.

Szybko wypatrzyłem Mayumi, która już ugadywała się z chłopakami na wspólną zabawę. No, bardziej z Changbinem niż z Hyunjinem, ale ugadywała. I już chciałem ją od nich zabrać, bo najpierw musiała coś zjeść, razem z resztą, ale nie zdążyłem tego zrobić, bo Kyo mnie w tym uprzedził, łapiąc ją pod pachami i podnosząc do góry, aby wziąć na ręce.

– Dzisiaj Yumi siedzi z wujkiem Kyoo – zapowiedział, do tego nie do mnie, a do niej.

– Dopla. – Mała brzmiała i wyglądała na zadowoloną z takiego obrotu sprawy, a ja patrzyłem na to wszystko niezbyt przekonany do tego pomysłu. Zwłaszcza gdy zauważyłem jak Hyunjin łapie Kyo za nogawkę, próbując zwrócić na siebie jego uwagę.

– A ja? – zapytał go mały.

No właśnie, a twój syn?

– Mam dwa kolana, pomieszczę. – Szybko znalazł na to jakieś rozwiązanie, choć nie sądziłem, aby było ono rozsądne. Dlatego kucnąłem, rozkładając ręce do mojego uroczego bratanka.

– A Hyunjinnie u mnie – zaproponowałem z uśmiechem, do niczego go jednak nie zmuszając, a po prostu czekając czy będzie chciał do mnie przyjść.

Chłopiec na szczęście na to przystał, zaraz wpadając w moje ramiona. Choć był ewidentnie niezadowolony z wyboru Kyo. I nic dziwnego, skoro pogniewali się na siebie z Yumi. A dziewczynka jakby na potwierdzenie tego wystawiła język do Hyunjina, na co Yoongi od razu zareagował, najwyraźniej uważnie ją obserwując:

– Mayumi, tak nie wolno.

– Yumi, nie wystawiaj języka, bo ci krowa nasika. Albo Berry, bo też potrafi takie cuda wyczyniać. A wiesz, że lubi z tobą spaaać – dodał Kyo, stawiając na lekkie „zastraszanie", za które od razu oberwał. I to nie ode mnie czy Yooniego, a od samej Yumi. Bo kiedy złapał ją za nos, mała zinterpretowała to trochę inaczej i... wysmarkała się w jego palce.

Roześmialiśmy się przez tę akcję. Przekazałem na razie Hyunniego Yoongiemu, musząc poprzynosić jedzenie.

– Baw się dobrze, braciszku – rzuciłem na odchodne, również wystawiając mu język rozbawiony.

– Aha! Już wiem po kim to ma! – krzyknął jeszcze za mną, na co już mu nie odpowiadałem, zwłaszcza że to Mayumi mnie uratowała, mówiąc:

– Po wujku!

– Nie da się ukryć. Te same dziwne pomysły – przyznał jej rację Jiminnie, co dotarło do mnie już na korytarzu.

– Dziwne tu krzyżówki powstały. Ewentualnie to ja mam na wszystkich tak dooobry wpływ – podsumował to wszystko mój brat, z którym oczywiście bym się zgodził, ale dotarłem już do kuchni, niezbyt ich słysząc i nie mogąc też przez to czegokolwiek dopowiedzieć.

Szybko uwinąłem się z przełożeniem wszystkiego na talerz i przeniesieniem na stół. A kiedy mogliśmy już na spokojnie usiąść i zająć się jedzeniem, przejąłem z powrotem Hyunjina od Yoongiego, mogąc go pokarmić.

Nadrobiliśmy trochę naszych dorosłych tematów, słuchając też opowieści dzieci. A kiedy pojedliśmy, przenieśliśmy się na kanapy do salonu, gdzie było znacznie wygodniej, zwłaszcza z dzieciakami. I mogliśmy zająć się deser, który już sam upiekłem, oczywiście z Yumi. A dla chętnych zrobiłem kawę lub herbatę. I mogłem trochę odsapnąć, siedząc przy Yoongim, który miał naszą gwiazdę na kolanach. Changbin znudzony naszymi tematami siedział z nosem w telefonie, a Hyunnie oglądał bajkę, którą włączyliśmy mu na telewizorze.

Kyo początkowo zanudzał nas jakimiś notowaniami akcji, ale widząc, że nie bardzo nas to interesuje i nie bardzo wiemy o czym mówi, przeszedł do... zanudzania nas swoimi samochodami. No tym razem jeszcze nie swoim. Po prostu chwalił się tym co zamierza kupić w najbliższym czasie, pokazując kolejnego warczącego potwora, zanieczyszczającego środowisko.

– Wszędzie carbon. Skrzydło carbon, vortex carbon, dokładki, splittery. Wszystko z górnej półeczki. Na najmocniejszej mapie 500 koni. No miodzioo – ekscytował się, składając dwa palce w kółeczko i przykładając je do ust, aby cmoknąć, rozkładając je tuż po tym. – Bandi trochę mi go podrasuje i będzie żyleta – dodał, już chyba planując jakieś szalone modyfikacje ze swoim łysym, wysokim mechanikiem, którego już zdążyłem poznać przez jedną z niewielkich kolizji na drodze. A raczej na parkingu, bo ludzie nie potrafili normalnie parkować...

Jiminowi chyba nie spodobał się ten pomysł Kyo. Ale nie dziwiłem się mu, bo mój brat przesadzał z tą ilością samochodów...

– Nie mamy już miejsca na twoje auta... Niedługo trzeba będzie kupić auto dla Changbina, gdzie go zaparkujemy? Osobny garaż każesz wybudować?

– Biały Mustang już nabrał na wartości, więc ustąpi miejsca Mitsubishi – wyjaśnił Kyo, zadowolony ze swoich planów. – Nie zamartwiaj się, Minnie, Kyo jak zawsze ma na wszystko plan. A Mulipla dla Binniego wszędzie się zmieści, więc o to też nie musimy się martwić – dodał, chyba specjalnie akcentując przy tym imię swojego starszego syna, aby usłyszał co planuje dla niego ojciec.

O zgrozo. Już bym wolał te warczące potwory.

– Nie ma opcji, papa obiecał mi granatową Maseratkę – stwierdził jednak Changbin, przez co Jiminnie uśmiechnął się pod nosem, biorąc łyka swojej herbaty i udając, że o niczym nie wie.

– Maseratkę... – powtórzył to blondyn, niedowierzając. – Jak pojeździć pół roku na torze to będzie i Maseratka – obiecał, przez co Changbin uśmiechnął się, zadowolony z tego.

– Nauczysz go przecież – dodał jeszcze Jiminnie, posyłając Kyo buziaka. A znudzony tym tematem Hyunjin postanowił go zaraz zmienić:

– Wuja, a kiedy pójdziemy do Lotte World? – zapytał, zwracając się do Yoongiego, który tak samo jak ja, nie spodziewał się poruszenia teraz tego tematu.

– Oj nie wiem. Ale może skoro babcia przyjechała, to pójdziemy wszyscy razem? – zaproponował i zanim ktokolwiek z nas zdążył jakkolwiek na to odpowiedzieć, wtrąciła się Mayumi:

– Ja nie ce iś.

Zaczyna się...

– To zostaniesz sama w domu Yumi? – zapytałem łagodnie, chcąc usłyszeć od niej: „Nie", na które odpowiedziałbym: „No właśnie, więc musisz z nami iść". Ale na co ja liczyłem...

– Z tatą – oznajmiła, chcąc objąć Yoongiego, dlatego zabrałem od niej w ostatnim momencie kubek, bo przecież zaraz jego zawartość wylądowałaby i na Yoongim i na kanapie.

– A jeśli tata też chce iść? – zauważył mój ukochany, ale przecież ta mała spryciula miała na niego swoje sposoby. Wielkie, smutne oczy zawsze na niego działały. I w tym przypadku również.

Oj Yoonie, mój Yoonie. Wszystko możemy u ciebie załatwić na ładne, smutne oczy?

Pokręciłem na to głową, mając ochotę westchnąć ciężko.

– Kyo z Yoongim się dogadali, to teraz Mayumi z Hyunjinem będzie się sprzeczać... – mruknąłem, choć bardziej do siebie niż do zgromadzonych. I musiałem wpaść na kolejny, lepszy argument. – Ale słyszałem, że Pan Orzeszek chętnie się wybierze do Lotte World. Ma pójść bez Mayumi? – zapytałem naszą gwiazdę, łapiąc za leżącą przy nas wiewiórkę. Ale... to też nie podziałało.

– Ja nie ce iś z Hyujinem! – krzyknęła, już bliska płaczu.

– Mayumi, słonko, przecież wiesz, że Hyunjinnie nie chciał cię zdenerwować w czasie przyjęcia... – odezwał się Minnie, włączając do tej rozmowy, za co byłem mu wdzięczny. Choć podłapał to również Hyunjin, co niekoniecznie było dobrą opcją w tym momencie.

– Nie płacz, bo to dziecinne – stwierdził, nadal siedząc spokojnie i oglądając bajkę. I nawet nie wiem kiedy, ale Pan Orzeszek poleciał w stronę małego. Oczywiście rzucony przez Mayumi.

Kyo na szczęście go złapał, uniemożliwiając uderzenie swojego syna.

– Yumi... – mruknął ostrzegawczo. A ja wiedziałem, że już dłużej tu z nimi nie posiedzę...

– Mayumi, nie wolno rzucać zabawkami – przypomniałem jej, stanowczym tonem, choć bez złości. Po prostu przejąłem ją od Yoongiego, wiedząc, że musi stąd na razie wyjść. – Chodź kochanie.

Przeszedłem z nią do jej pokoju, licząc, że to tam, po dłuższej rozmowie, przemówię jej do rozsądku. Ale to kropka w kropkę Yoongi, tak samo uparta i charakterna, więc znów – na co ja liczyłem?

Było dużo tupania, płaczu i krzyku. Oczywiście przez Mayumi, bo ja zachowywałem stoicki spokój, wiedząc, że jeszcze rok, dwa takie lata i tu oszaleję...

Mała w końcu na szczęście padła, zmęczona tym płaczem i emocjami. A ja zostałem przy niej jeszcze kilka minut, nie mając już dzisiaj na nic ochoty. Ale doskonale wiedziałem na co się piszę wiążąc i z Yoongim i decydując się na właśnie jego dziecko. Zresztą, Yumi była jeszcze malutka, więc było to dla niej normalne. Mogłem po prostu liczyć, że z czasem trochę z tym przystopuje, panując nad emocjami. W końcu patrząc na Yoongiego było to możliwe. Więc mogłem po prostu wyczekiwać tego momentu. Choć nawet podczas takich chwil nie żałowałem żadnego swojego wyboru. Yoongi był idealnym partnerem dla mnie. A Mayumi idealną córeczką dla naszej dwójki.



Jimin:

Rodzinne uroczystości z jednej strony były wyjątkowe, a z drugiej trzymaliśmy się tak blisko z Yoongim i Jeonggukiem, że nie było problemu, byśmy widzieli się przynajmniej raz w tygodniu. Niemniej rocznica ślubu moich przyjaciół była ważnym wydarzeniem, dlatego chciałem, aby prezent, który z Kyo im podarujemy sprawił im sporo radości. A nic tak nie uszczęśliwiało tej dwójki jak wspólne spędzanie czasu. Oczywiście pod warunkiem, że nikt ich wcześniej nie podkurwił.

Niestety nasze dzieci nie były tak wyrozumiałe, by grzecznie się dogadać. Dlatego awantura między Mayumi i Hyunjinem, zapoczątkowana już dobre dwa miesiące temu, nadal trwała. No jaki ojciec, takie dziecko. Nic dziwnego, że Jeongguk musiał zabrać płaczącą córkę do jej pokoju, by jakoś załagodzić sytuację. Nie było powodu, bym musiał upominać naszego synka za złe zachowanie, bo naprawdę nic złego nie zrobił (nie dzisiaj). Za to Yoongi tłumaczył się niepotrzebnie za córkę, wiedząc, że za bardzo ją rozpieścił traktowaniem jak księżniczkę. Machnęliśmy na to jednak ręką i skupiliśmy się na omówieniu planu wycieczki do Lotte World, gdyż dobrze było wykorzystać obecność mamy bliźniaków, która będzie mogła przez chwilę pilnować dzieci, byśmy również mogli skorzystać z atrakcji znajdujących się na terenie obiektu. Oczywiście na tych, na które nasze maluchy jeszcze nie mogą wejść.

Jeongguk w końcu wrócił do nas z miną męczennika. Zajął miejsce przy Yoongim i oparł głowę o jego ramię i westchnął ciężko.

– Czy to musi być twój mały klon? Wykończycie mnie kiedyś – poskarżył się, na co Min uśmiechnął się łagodnie.

– Mówiłem, żebyś ty był dawcą.

– No właśnie – Pani Jeon od razu podłapała temat. – Kiedy będziecie mieli drugie?

Jeongguk spojrzał na swoją mamę z pełnym powątpieniem.

– Kiedy się do nas wprowadzisz, mamuś, i pomożesz mi w wychowaniu Mayumi.

To wywołało radosny śmiech kobiety.

– Chcesz tego? Zapomniałeś, jak po miesiącu miałeś mnie dość, gdy się urodziła?

Wszyscy doskonale to pamiętaliśmy. Cyrk na kółkach. Pani Jeon miała swoje mądrości, które sprawdzały się przy wychowaniu Jeongguka i Kyo, gdy byli malutcy. Yoongi, który chciał być dobrym ojcem i kupił pięć książek o pielęgnacji dzieci i tego typu rzeczach miał swoje zdanie poparte „wiedzą naukową". I Jeon, który chciał robić wszystko po swojemu. DRAMAT W TRZECH AKTACH.

– No fakt... Więc nigdy – mruknęła moja bratnia dusza, wtulając się znów w swojego męża.

Chyba zrobiło się zbyt spokojnie, bo wszyscy lekko podskoczyliśmy, gdy Kyo nagle klasnął w dłonie.

– Dobra, rozruszamy trochę to sztywne towarzystwo! Bawimy się w chowanego – zaproponował, na co Hyunjinnie, który kochał tę zabawę, zerwał się na równe nogi.

– Ok! – krzyknął tylko i tyle go było widać. W szukaniu kryjówek był naprawdę niezły.

– Odpadam. – Jego starszy brat był jednak innego zdania. Changbinnie siedział z nosem w telefonie i zapewne relacjonował swojej bratniej duszy jak to musi się męczyć ze staruszkami.

– Nie. Wszyscy się bawimy! – Kyo natychmiast zabrał synowi telefon i schował do swojej kieszeni. – Szukam, chować się.

Wszyscy, oprócz pani Jeon, podnieśliśmy się ze swoich miejsc. Zgadzaliśmy się na te nieco absurdalne pomysły, bo mój małżonek zdradził nam jakiś czas temu, że lubi to, bo czuje jakby odzyskał dzieciństwo. Zwłaszcza odkąd mamy dzieci mógł nadrobić czas, którego był pozbawiony przez wylądowanie w laboratorium.

– Dla zwycięzcy nagroda w postaci długiego odpoczynku! – krzyknął Jeongguk, kierując się już w głąb mieszkania.

– Mogę dać milion dolców, ale nie takie cuda niewidy – zaproponował Kyo, na co Changbinnie od razu się ożywił.

– Ok, za milion to się bawię.

Mój ukochany zaczął liczyć do stu, a my w tym czasie poszliśmy szukać najlepszych kryjówek. Widziałem jak nasz starszy syn ukrył się w szafie na korytarzu, Jeongguk myślał, że go nie widać za zasłonami (chyba nie przemyślał tego, że nasz szukający ma więcej niż trzy latka), a Yoongi zakradł się na palcach do sypialni, gdzie jedyną opcją było schowanie się pod łóżkiem. To wszystko były tak banalne kryjówki, że naprawdę chciałem im pokazać, jak w to się gra!

– Pięćdziesiąt siedem...! – dobiegło z salonu, więc przyspieszyłem kroku, rozglądając się za ciekawą opcją. I w końcu znalazłem. Jedna z szafek w kuchni była wręcz idealna. Szybko przełożyłem kilka garnków w kąt i przesunąłem półkę, by spokojnie się tam wcisnąć.

– Dziewięćdziesiąt dziewięć... STO, SZUUUKAM! – dobiegło, a zaraz po tym krzyknął zaskoczony. Najwyraźniej nie spodziewał się zobaczyć swojej mamy na kanapie. Przez chwilę coś jeszcze do siebie mówili, ale w końcu mój małżonek ruszył na łowy.

– Kogo schrupię jako pierwszego... Hmm... Hm... Hmmm... – Jego złowieszczy ton był niebezpiecznie blisko, dlatego siedziałem cicho, rozbawiony absurdem tej sytuacji. – Binnie znaleziony! I po milionie dolarów! – zawołał po chwili, a niezadowolony nastolatek burczał coś, wracając do babci.

Po kolejnych kilku minutach usłyszałem krzyk zaskoczenia Jeongguka.

Mówiłem? Aż dziwne, że go pierwszego nie znalazł.

– Głupek! – krzyknął młodszy z bliźniaków, co starszy skomentował śmiechem.

Znowu przez kilka minut słychać było kroki, aż w końcu nastąpił śmiech. Kroki dwóch osób było słychać niedaleko kuchni.

– Szwagier, słaba miejscówa. No i milion dolców zostanie na naszym koncie, bo mamy jeszcze tylko Hyunjinniego i Minniego!

– Jakoś to przeżyję, mam swoje miliony.

– Ale DOLCE? – zapytał z powątpieniem, choć wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że Yoongi wcale źle nie zarabiał jako producent.

Kolejne dwie minuty miałem prawie zawał, bo za często było słychać kroki w kuchni. Starałem się nawet jak najciszej oddychać. Aż w końcu nasz szukający sobie poszedł i po chwili dało się słyszeć chichot mojego małego chochlika.

– Noo, chciałeś przykombinować, ale ojciec się nie dał. Minnie, wygrałeś! Chodź po nagrodę! – zawołał w końcu mój małżonek.

JESTEM NAJLEPSZY.

– Najpierw mnie znajdź! – odkrzyknąłem i zaśmiałem się cicho i krótko. Bo chyba naprawdę nie spodziewał się w jakim miejscu mnie znajdzie.

Dobrych pięć minut minęło nim Kyo zaczął gruntownie przeszukiwać kuchnię. Siedziałem grzecznie, ale kiedy pobliskie szafki były szybko otwierane i sprawdzane, wiedziałem, że to już na mnie pora.

– O ty pierunku mały! – powiedział zaskoczony, gdy w końcu otworzył prawidłowe drzwiczki, a ja pomachałem mu z uśmiechem ze środka.

Jednym sprawnym ruchem złapał mnie i wyciągnął, a zaraz po tym przerzucił sobie przez ramię, by dać mi klapsa. A tuż po tym postawił mnie na podłodze i pozwolił przytulić, a nasze usta złączyły się w szybkim buziaku.

– Milion na zakupyyyy! – stwierdziłem triumfalnie.

– Do tego od mojej mamyyyyy, yaaaay – stwierdził radośnie, już robiąc jakieś przekręty w swoich ustaleniach, po czym korzystając z okazji, że jesteśmy sami, pochylił się i pocałował mnie delikatnie. – Nagroda – wyjaśnił, a zaraz po tym pomacał mój pośladek. Jak zawsze pełen romantyzm. Dlatego od razu dałem mu po łapie.

– A, a, a, dostanę nagrodę od ciebie, to ty dostaniesz ode mnie – uprzedziłem rozbawiony, na co młodszy wyjął telefon i kilka stuknięć w ekran później dostałem powiadomienie na smartwatchu o otrzymanym przelewie.

– Już – stwierdził zadowolony, od razu przybliżając się do moich ust. Ja jednak zerknąłem na wyświetlacz i rozbawiony stwierdziłem, że mąż przelał mi milion dolarów, ale gujańskich, które w przeliczeniu dały niecałe pięć tysięcy dolarów amerykańskich. Przekręt goni przekręt.

– No nieładnie – mruknąłem rozbawiony, uciekając mu.

Zacząłem się kierować w stronę salonu, aby nie być zbyt niegrzecznym względem naszych gospodarzy.

– Co nieładnie? – zapytał blondyn, idąc za mną. – Przecież wysłałem dolary!

– Jak sobie za nie coś kupię, to przyjdę z nagrodą.

– Hmmm... Ale muszę to najpierw zaakceptować – powiedział cicho, pochylając się do mojego ucha.

– Więc jutro jedziemy razem po bieliznę – odszepnąłem i dałem mu szybkiego buziaka w policzek.

Oczywiście na jego twarzy od razu zagościł zboczony uśmieszek, ale ogarnął minę, gdy tylko weszliśmy do salonu.

– Tooo kto był znaleziony jako pierwszy?

Changbin od razu wskazał na babcię. Zdążył odzyskać telefon od ojca, więc nawet nie podniósł wzroku.

– O nie, nie, nie, nie zmusicie mnie do tego. – Pomimo swoich słów, kobieta była jedynie rozbawiona. Jednak jak na damę z wyższych sfer przystało, siedziała elegancko i piła herbatę, więc nie lubiła dołączać do realizacji naszych dziecinnych pomysłów.

– W sumie racja! Mamitka szuka. I daje zwycięzcy dwa miliony. Podwajamy stawkę.

Ledwo to powiedział, a Hyunjinnie już zwiał z pokoju, by poszukać nową kryjówkę.

– Changbinnie, pójdziesz z babcią na zakupy w zamian za zastępstwo? – zaproponowała pani Jeon, chwytając się jedynego działającego w tej rodzinie argumentu.

– Ale babcia płaci? – upewnił się, nauczony przekrętów, jakie potrafił im fundować Kyo.

– Sprytny jak ojciec... tak, babcia zapłaci.

– To ok – zgodził się nasz materialista i zaczął liczyć.

– Uczą się samych najlepszych cech – stwierdził dumny tatuś, po czym znów rozeszliśmy się po mieszkaniu.

Spędziliśmy jeszcze godzinę u naszych przyjaciół, ale w końcu Hyunjin też zrobił się senny, więc pora było wracać.

Korzystając z okazji, że Kyo niósł synka, zabrałem mu cichaczem kluczyki do vana i nim ułożył naszego małego dinozaura w foteliku, ja już zająłem miejsce za kierownicą, bardzo zadowolony. Co nie spotkało się z aprobatą mojego męża, który obrażony zajął miejsce z tyłu. Zaproponowałem miejsce obok mnie teściowej, jednak ta lepiej się czuła na tylnej kanapie, dlatego ostatecznie moim bocznym pasażerem został Changbin.

Z początku było dość spokojnie. Nasz młodszy syn spał, starszy opowiadał babci o swojej bratniej duszy i jej osiągnięciach jakie ma w szkole, czasem rzucając komentarz dokuczający Kyo jakim to ja jestem dobrym kierowcą i jak lubi, kiedy prowadzę.

Niestety nasza sielanka nie trwała za długo. Mój mąż postanowił się odwdzięczyć i zagłuszyć nas. Jak zawsze bez większego pomyślunku. Bo zaraz po dźwięku parowania telefonu przez bluetooth w samochodzie huknęło muzyką z jakiegoś trota. Niestety nagły głośny dźwięk obudził naszego malucha, który zdezorientowany i wystraszony zaczął płakać. Oczywiście zaraz zaczęło się wielkie uspokajanie go, jednak mało skutecznie. Dlatego nie pozostało mi nic innego jak zatrzymać się na poboczu i dokonać małej zamiany miejsc.

Razem z Changbinem usiedliśmy po bokach Hyunjina, by go zagadać i uspokoić, Kyo zajął swoje ulubione miejsce, a rozbawiona tym darmowym przedstawieniem teściowa grzecznie zajęła miejsce pasażera.

Po kilkudziesięciu sekundach płacz został zmieniony w śmiech, a potem śpiewanie piosenek o śpiących dinozaurach z jakiejś bajki, którą chłopiec lubił oglądać. Do końca podróży mieliśmy więc spokój, choć posyłałem groźne spojrzenia mężowi, gdy zerkał w lusterko.

Na szczęście Hyunjinnie znowu usnął, dlatego po dotarciu do domu, wyjąłem go powoli z fotelika i zaniosłem do jego pokoju. Po drodze mama Kyo oznajmiła, że także pójdzie już odpocząć, a Changbin bez słowa odszedł do swojego pokoju.

Poświęciłem więc chwilę na położenie młodszego synka i przebranie go tak, by się nie obudził, a po upewnieniu, że starszy także pójdzie się już myć i spać, poszedłem do mojej i Kyo sypialni. Byłem naprawdę szczęśliwy, że nie musimy już kombinować i po prostu razem sypiamy.

Akurat mój małżonek wyszedł z kąpieli, dlatego wymieniliśmy się łazienką. Dałem sobie dłuższą chwilę na kąpiel, odprężając się w ciepłej, pachnącej lawendą wodzie. Tego potrzebowałem po tym moim cyrku, którego nie wymieniłbym na nic. I to za żadne skarby.

Kiedy moje mięśnie były już rozluźnione, wyszedłem, wysuszyłem się, ubrałem i wróciłem do pokoju.

Blondyn siedział przy biurku i sprawdzał w laptopie jakiś raport. Nie chciałem mu przeszkadzać, ale potrzebowałem trochę czułości, dlatego podszedłem bliżej i przytuliłem się do jego pleców.

– Zmęczony? – zapytał, a ja nieco przeciągnąłem ramiona i pocałowałem go we włosy.

– Trochę – przyznałem.

– Przesadziłem w samochodzie? – zapytał niepewnie.

Zamknął już urządzenie i odwrócił się na krześle, abym mógł usiąść na jego udach okrakiem.

– Trochę – powtórzyłem, tykając go w nos.

– Zmęczenie i... choroba psychiczna – wyjaśnił ze śmiechem, jak zawsze obracając wszystko w żart. Zaraz po tym objął mnie, a jego usta znalazły się na moim obojczyku, przygryzając jedną z kości.

– Mam nadzieję, że nie gniewasz się za prezent dla brata? Wakacje dobrze im zrobią.

– Nieee, dlaczego miałbym?

– No bo z twojej karty poszło – zdradziłem rozbawiony, na co on przewrócił oczami.

– Jednej z wielu, Minnie. Wiesz, że możesz kupować co tylko chcesz. Byle z głową, zwłaszcza na te dwa nasze nicponie. Bo później będą tak rozpuszczone jak Yumi.

Pokiwałem głową i na moment się zawahałem. To chyba był najlepszy moment na rozmowę, którą chciałem zagaić już prawie od tygodnia. Dlatego zacząłem palcami jeździć po jego ramionach, by jeszcze trochę go odprężyć.

– Wiesz... Tak sobie myślałem... No bo mieszkamy w tak dużym domu i w ogóle... I czasem jest tu tak cicho... – zacząłem niewinnie. – Może jeszcze jakieś rodzeństwo byśmy przygarnęli?

Tak, jak się spodziewałem, mój ukochany zrobił wielkie oczy.

– Minnie... Jak my ich ogarniemy?

– Kupimy większego vana – rzuciłem pierwsze, co mi przyszło do głowy. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że każde dziecko to duża odpowiedzialność i masa czasu poświęcona na nich. Ale szczerze wolałem skupić się na byciu dobrym rodzicem, na którego szkraby mogą liczyć, niż na swojej ewentualnej karierze na uczelni. Przecież na to na pewno przyjdzie jeszcze czas.

– I to jest tylko kwestia samochodu? – zapytał rozbawiony, co wziąłem za dobrą kartę.

– Wiesz, że damy sobie radę. Widzisz jacy chłopcy są szczęśliwi. Dajmy jeszcze komuś to szczęście – poprosiłem, bawiąc się jego włosami. Jednak niepewny wzrok wskazywał, że muszę znaleźć lepsze argumenty.

– Ogarniemy czwórkę? Hmmm... Ale już zawsze to ja będę prowadził. Chyba, że sam zarządzę inaczej. Ok? – zapytał, a ja miałem ochotę ryknąć śmiechem.

Naprawdę będziesz się boczył o kierownicę, kochanie?

– Tak. Ale no... piątkę.

– Ej, ej, ej, hola, hola, spokojnie. Na razie mówimy o dwójce nowych. Musimy mieć też czas na inne rzeczy, Minnie.

– Ale są takie bliźniaczki z bratem... – zacząłem, robiąc najsłodszą minę na jaką było mnie stać.

Trzeba wytoczyć najcięższe działa w tej walce.

W odpowiedzi otrzymałem ciężkie, zrezygnowane westchnienie.

– Ty już sobie kogoś upatrzyłeś, tak?

Kiwnąłem głową.

– Musiałem ostatnio odwiedzić ośrodek, bo Hyunjinnie potrzebował dodatkowych dokumentów do szkoły... – wyjaśniłem, by wiedział, że nie jeżdżę tam nałogowo. Przekonałem ukochanego jeszcze przed adopcją chłopców, by co miesiąc wpłacać do innego sierocińca na terenie kraju jakąś ładną sumkę, aby mieli dla dzieciaczków, które tam mieszkały. Bo z moim miękkim sercem na krzywdę tych dzieci, to naprawdę zabrałbym je do nas wszystkie, by obdarzyć miłością, której potrzebują, i na którą zasługują.

– Halooo, niebiosaaa, mój Minnie mnie wykończy – jęknął do sufitu blondyn, gestykulując przy tym dramatycznie rękami.

– Minnie kocha swojego Kyo – nadal starałem się być uroczy. I w końcu zaczęło działać, bo kolejne westchnienie świadczyło o poddaniu.

TAK!

– Niech będzie. Ale naprawdę nie wiem, jak my to ogarniemy, skarbie.

– Bliźniaczki mają dziewięć lat, więc nie będzie tak źle.

– Już dziewięć?

– Tak. A mały Hyukkie... pół roczku. Ale Jeongguk na pewno nam podpowie co i jak. I może moja mama pomoże albo twoja...

Informacja o maluszku mogła być jednak szybciej przedstawiona, bo oczy Kyo zaświeciły się z radości. Pamiętałem jaki był rozczulony, gdy urodziła się Mayumi, i jak zachwycał się jak człowiek może być taki malutki. Serce mu całkowicie miękło, gdy mała piąstka zaciskała się na jego palcu.

– Taki maluch? Ale już lepiej, żeby Kook nam pomógł. Matki nas wykończą swoją pomocą...

Pokiwałem głową, zgadzając się z tą opinią. Nawet jeśli je kochamy, to potrafią zaleźć za skórę. Zwłaszcza w kwestiach wnuków, co nawet moja mama dała mi odczuć. Gdy adoptowaliśmy chłopców i zabraliśmy ich do Busan, była wniebowzięta i chciała im kupować wszystko, w każdym mijanym sklepie – czy to jakieś małe zabawki, czy przekąski.

– Na pewno się zgodzi. Gdy już wróci z wakacji – uściśliłem, bo jednak procedury adopcyjne trwają chwilę, więc akurat nasza rodzinka zdąży wypocząć w Finlandii.

– Wypocznie i do roboty pomagać do braciaka. I kiedy planujemy tę adopcję?

– Ustawiłem ci już kalendarz na przyszły tydzień, więc masz tam takie malutkie spotkanie, byśmy poszli lepiej poznać dziewczynki.

– DZIEWCZYNKI?! – Ponowne zaskoczenie tym razem nieco zbiło mnie z pantałyku.

– No... bliźniaczki – podkreśliłem, pewien, że już o tym wspomniałem.

– Nie wyłapałem tego faktu – stwierdził radośnie. – Ok, zgadzam się na sto procent! W końcu dam trochę spokoju Mayumi.

Pokręciłem na to wszystko głową, rozbawiony zachowaniem męża. Wiedziałem, że odkąd mieliśmy chłopców, jego stosunek do nich zmienił się z „Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Nie nadaję się na rodzica..." na „Będę najlepszym ojcem pod słońcem, a dzieci są takie słodziutkie i kochane!".

– Changbinnie je zna, więc myślę, że dogadają się między sobą. Będziemy mieć wielką, szczęśliwą rodzinkę. – Jeszcze jeden buziak, by podziękować za zgodę. – Kocham cię, mój najdroższy mężulku.

– Ja ciebie bardziej, kruszyno – stwierdził i złapał mnie lekko za nos, ale zaraz mina mu zrzedła i cofnął rękę. – Tylko nie smarkaj – powiedział przerażony, najwyraźniej mając jakąś traumę po dzisiejszym przedstawieniu swojej bratanicy.

– Dobra, koniec pogadanek, idziemy spać.

– E tam spać. Nie tak szybko – mruknął, już nieco seksowniejszym tonem, co od razu wywołało mój zadowolony uśmiech.

Bez najmniejszego problemu młodszy przeniósł mnie na łóżko, gdzie oddaliśmy się w swoje objęcia, chętnie wyrażając jak silne uczucia nas łączą. Byłem naprawdę najszczęśliwszą osobą pod słońcem. I naprawdę potrafiłem docenić wszystko, co mnie spotkało. W sercu już zawszę będę dziękował Yoongiemu, że przez tych kilka lat się mną opiekował, jako współlokator i przyjaciel. Jeonggukowi za bycie najlepszą bratnią duszą, jaką mogłem sobie wymarzyć. Oraz mojemu najwspanialszemu mężowi Kyo, że dał nam szansę na szczęście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top