Epilog 2

7428 słów

~~~~~~~~~~


Jeongguk:

Minęły już cztery lata od naszego ślubu i trzy lata odkąd na świat przyszła nasza córeczka, a ja czułem jakby to było co najmniej dwadzieścia lat. I nie ze względu na ciężki charakter Yooniego, bo z tym nauczyłem się już żyć, a głównie ze względu na wychowywanie naszej małej Mayumi, bo to był naprawdę ciężki kawałek chleba. Moja mama oczywiście pomagała nam w pierwszych miesiącach życia Mayumi, ale jej starodawne metody i ciągłe poprawianie mnie było na tyle denerwujące, że szybko stwierdziłem, że jestem już w stanie sam się nią zajmować, odsyłając mamę z powrotem do Japonii.

A propos Japonii. To w Kioto, tak jak planowaliśmy, wzięliśmy ślub. Do tego pod kwiatami wiśni, przez co tamta chwila była niezwykle magicznym wspomnieniem. Po ślubie czekał nas jeszcze miesiąc miodowy, ufundowany przez moją mamę, w dodatku na Malediwach, na których spędziliśmy kolejne cudowne chwile. Na Mayumi zdecydowaliśmy się niedługo po ślubie. Już od dawna myślałem o surogatce, wybierając na dawcę oczywiście Yooniego – geniusza i przystojniaka, który miałem nadzieję, że przekaże jej same najlepsze geny. I z początku oczywiście tak było, bo nasza malutka Mayumi była prześlicznym dzieckiem, w dodatku spokojnym przez pierwsze miesiące życia. I niestety na tym etapie ten spokój się zakończył. No bo jak, trzeba było zamęczyć Jeongguka, za dobrze by miał w tym życiu... Ech...

Nasza gwiazdeczka, owszem, była bardzo pomocna, kreatywna i kochała muzykę, tak jak ja i Yoonie, bo od małego jej ona towarzyszyła. Mój ukochany uwielbiał z nią grać na fortepianie, a ja tańczyć i śpiewać. Dlatego była niezwykle radosnym i szczęśliwym dzieckiem, o co dbałem każdego dnia. Ale w końcu pojawił się ten pierwiastek mojego męża, który miałem nadzieję, że nie przejdzie na Mayumi. Upartość, kapryśność i stanowczość. Musiałem się naprawdę długooo uczyć jak to z nią obejść bez zastraszania, manipulowania i bicia, do czego ograniczało się starsze pokolenie rodziców, czego przykładem był chociażby mój ojciec. Ale nie z moimi rocznikami takie numery. Nasze dzieci miały wychowywać się w spokojnym i pełnym miłości otoczeniu. Dlatego aby to osiągnąć, odstawiłem moją naukę na drugi plan, decydując się na studia zaoczne. Oczywiście po długiej rozmowie z Yoongim, bo to jednak były spore koszty, których moi rodzice już by nie pokryli, oczywiście ze względu na kapryśność ojca – przeciwnego mojemu związkowi z Yoongim i zdecydowaniu się tak szybko na dziecko. Jednak dla mojego ukochanego nie było to żadnym problemem, skoro wiązało się to stricte z wychowaniem naszej Mayumi.

To nie były jedyne zmiany w naszym życiu. Ze względu na rozrastającą się rodzinę, zmieniliśmy mieszkanie na większe. Nadal nie decydowaliśmy się na cokolwiek przesadnego, co proponował nam Kyo, chcąc nawet zasponsorować nam mieszkanie w Gangnam. Pewnie martwił się o nasze bezpieczeństwo, ale w innych dzielnicach, niewypełnionych seulską elitą, też byliśmy bezpieczni. Szybko się tutaj zadomowiliśmy. Sunny i Berry były przeszczęśliwe z tak dużej przestrzeni, mogąc się w końcu wybiegać. A my mogliśmy na spokojnie przygotować pokój dla naszej Yumi.

W końcu odważyłem się spotkać New Jeans, jakoś tuż po naszym ślubie, przez co dziewczyny mogły być w stu procentach pewne, że nie jestem jakimś szalonym fanem, który zaczął umawiać się z Yoongim tylko po to, aby je poznać. Wszystkie były tak samo urocze i słodkie jak na scenie i spotkaniach z fanami. I nawet po tylu latach nadal je kochałem, ucząc Yumi wszystkich ich piosenek. Zwłaszcza gdy odkąd hobbystycznie uczęszczałem na lekcje śpiewu – w ramach oderwania się od rodzicielstwa – nie bałem się prezentować Yoongiemu nowych układów, czy k–popowych piosenek. Dlatego przy naszej córce tym bardziej się tego nie obawiałem, zawsze śpiewając z nią czy to piosenki k–popowe, czy to dziecięce. A to moje nowe hobby nie tylko przekładało się na większą odwagę i wiarę w mój głos, a również na zdecydowanie się na dogranie wokalu do mixtape'u Yoongiego. Bo ciężko go było do niego namówić i musiałem go trochę zachęcić, obiecując, że dogram mu co tylko będzie chciał.

Mój Instagram nadal ograniczał się do moich zdjęć, a także zdjęć moich znajomych, Yoongiego, czy Jimina. Mayumi jeszcze nie zamierzałem pokazywać w Internecie. Była na to za malutka, a mój Instagram zbyt popularny, odkąd stałem się mężem TEGO producenta Hybe. Jednak nie korzystałem z tych zasięgów, nadal traktując to tylko jak album online ze zdjęciami, przypominającymi miłe wspomnienia.

Bycie rodzicem wymagało nie tylko tak rozsądnych decyzji, a także przełamania się do niektórych rzeczy. Jak na przykład zaprzyjaźnienie się z jedną z nudnych sąsiadek, która również posiadała dzieci w podobnym wieku do Mayumi. Po prostu potrzebowaliśmy kogoś takiego na wszelki wypadek. Bo moja mama była za daleko, aby nam pomóc gdyby cokolwiek się stało, a Kyo i Jimin mieszkali poza Seulem. Dlatego kiedy z Yoongim musieliśmy pojechać chociażby do lekarza na pół godziny, czy też wyjść pobiegać, Yumi lądowała u Liz, mogąc pobawić się z pięcioletnim Nikim i trzyletnią Kyujin. A kiedy to Liz potrzebowała pomocy, musząc gdzieś wyjść na godzinę czy dwie, Niki i Jinnie lądowali u nas. Taka obopólna pomoc. Która naprawdę pomagała nam w codziennym życiu. Zwłaszcza odkąd z Yoonim małymi kroczkami doszliśmy do wspólnego, porannego treningu, początkowo rozgrzewając się i wykonując kilka ćwiczeń w domu, aby zaraz po tym udać się pobiegać jakieś pół godzinki na zewnątrz. Byłem niezwykle dumny z mojego ukochanego. Bo przełamał sporo barier, odpuszczając sobie kawę całkowicie, aby pozostać dla nas zdrowym na długie, długie lata.

Mayumi, jak to dziecko Koreańczyka i Japończyko–Koreańczyka rozmawiała z nami i po koreańsku i po japońsku, aby później miała z tym trochę łatwiej. Zwłaszcza gdy znów odwiedzimy Kioto, tym razem z naszą księżniczką. Dlatego kiedy byliśmy sami starałem się mówić do niej tylko po japońsku. Tak jak teraz, kiedy po raz kolejny zdecydowaliśmy się na upieczenie czegoś słodkiego. Mayumi uwielbiała mi pomagać. Czy to w gotowaniu, czy to w sprzątaniu, dlatego miała nawet swoje własne, małe przybory kuchenne, co wyglądało na tyle uroczo, aby moja galeria po raz kolejny wypełniła się milionem zdjęć naszej gwiazdeczki, dołączając do porannej sesji przy lustrze. Oczywiście przeróżnych fryzur, z którymi znów kombinowałem. Bo uwielbiałem tworzyć jej nowe stylizacje na włosach. Czy to warkoczyki, czy to nieco zmodyfikowane kitki, a nawet i kokardki z włosów. Miała tak samo grube włosy jak Yoonie, więc mogłem tworzyć z nich co tylko chciałem. I obie strony były przy tym zadowolone, bo ja uwielbiałem ją ładnie czesać i ubierać, a ona lubiła ładnie wyglądać, chwaląc się kolejnym uroczym ubrankiem czy to Yoongiemu, czy to naszej sąsiadce, babci, czy wujkom.

I dzisiaj oboje mieliśmy ładne kiteczki. Ja moją zwykłą, japońską, odkąd zapuściłem te kilka lat temu włosy, teraz tylko je podcinając, a Yumi z małymi motylkami, które powplatałem jej około co dwa centymetry.

Kociaki kręciły się przy nas, miaucząc co jakiś czas, prosząc w ten sposób o ciastka, które już wystygły i mogliśmy zająć się ich przyozdabianiem. Narysowaliśmy kilka postaci z bajek, później zwierzaków, a teraz przeszliśmy do naszych kotek.

– Sunny już mamy, to teraz Berry – zadecydowałem, kiedy już skończyliśmy tworzyć wspólnie naszą białą kotkę. Odłożyłem to ciasteczko do wyschnięcia, podkładając nam kolejny wypiek w kształcie głowy kota, aby Yumi mogła stworzyć Berry. Nie wyglądało to ładnie, ale nie musiało tak wyglądać. W końcu to dzieło naszej malutkiej Yumi.

– Jesce lósofy – stwierdziła, po obrysowaniu głowy Berry czarnym barwnikiem, przechodząc teraz do jej noska. Szybko nam z tym poszło, dlatego zaraz podsunąłem jej kolejne ciasteczko.

– Tate też namalujemy? – zaproponowałem, będąc niezwykle ciekawy co takiego wymyśli.

Mayumi pokiwała głową, zaraz łapiąc znów za czarny barwnik, przez co przyglądałem się temu nieco niepewnie. Jednak widząc, że zdecydowała się na standardową minę Yooniego: „(^ㅡㅅㅡ^)", zaśmiałem się na to po prostu.

– Cały Yoonie. Idealne, Yumi – pochwaliłem ją, dając buziaka w głowę. I już łapałem za kolejne ciasteczko. – To teraz jeszcze papa, Mayumi, wujek Kyo i Minnie, Hyunjinnie i Changbinnie? I Marinette, Adrien, Dashie, Fluttershy i Rarity? – wymieniłem wszystkie bliskie jej osoby i postacie z bajek, które chciałaby na pewno narysować. No, nie wszystkie jej, bo akurat Fluttershy była moją ulubioną postacią z kucyków. Ale po obejrzeniu zarówno wszystkich sezonów Biedronki, jak i My Little Pony, sam stałem się ich fanem. Znałem wszystkie piosenki, wszystkie postacie. Niektóre odcinki znałem już na pamięć, bo tak Mayumi potrafiła je męczyć. I tak jak sama Biedronka była stworzona stricte dla dzieciaków, bo animacja nie była zbyt wymagająca, a fabuła zbyt wyszukana, tak w kucykach pojawiały się czasami tak mroczne wątki, że aż dziwiłem się, że to serio jest dla dzieci. Jednak wszystko było utrzymane w tak żartobliwym klimacie, zawsze kończąc się dobrze, jak to w bajkach, że nie przejmowałem się tymi krótkimi wątkami. Zwłaszcza gdy sam pokochałem Fluttershy. No ok, Mayumi mnie do tego zmusiła, tak samo jak Yoongiego, każąc mu wybrać ulubionego kucyka. A z racji tego, że główna szóstka kolorowych kucyków miała nie tylko różne kolory, ale i różne osobowości, wybór nie był łatwy. Yoonie postawił na niebieską Rainbow Dash, o tęczowej grzywie, która była cool atletką i lekkim rozrabiaką. Yumi na Rarity, o białym umaszczeniu i fioletowej, ładnie zakręconej grzywie, która była z nich najładniejsza, do tego mówiąc i zachowując się jak arystokratka. A mój wybór był oczywisty. Nieśmiały, uroczy kucyk, o zamiłowaniu do muzyki i zwierząt.

Dlatego przeszliśmy do tworzenia każdej postaci, nucąc przy tym jedną z piosenek z bajki. A kiedy wszystkie były już gotowe, przyszedł czas na naszych najbliższych. To Yumi była za to odpowiedzialna, bo znów byłem ciekawy co wymyśli. A widząc jak rysuje czerwony płomyk wiedziałem już jak to będzie wyglądać. Przyglądałem się jej kolejnym dziełom, czyli nieco koślawemu kurczaczkowi, dinozaurowi i rakiecie kosmicznej. A kiedy podsunąłem jej kolejne ciasteczko, te moje ukochane i urocze oczka przeniosły się na moją twarz, chyba nad czymś myśląc.

Co moja gwiazdeczka wymyśli swojemu papie?

Szybko wpadła na jakiś pomysł, zaraz łapiąc za kolejny barwnik, tym razem niebieski. I aż się obawiałem co zaraz ujrzę. Ale to raczej musiał być albo królik, albo... No właśnie.

Przyglądałem się małej nutce, która zaraz powstała na ciasteczku. Moje ręce od razu ją objęły, dając buziaka we włosy.

– Kto jest najmądrzejszym i najsłodszym słoneczkiem na świecie? Moja Mayumi – pochwaliłem ją, sięgając do jej policzka, aby dać jej kilka buziaczków za te starania.

– No fiatomo – stwierdziła, jak zawsze dumna z siebie. Ale tak to już było z pierwszym dzieckiem. Zawsze się je rozpieszczało, potrzebując przelać na tę małą istotkę jak najwięcej miłości. W efekcie czego Yumi nie dziękowała za komplementy, a po prostu im przytakiwała, wiedząc że to są fakty.

Ech... I tak źle, i tak niedobrze...

Mała uznała swoją pracę za zakończoną, schodząc nagle ze swojego stołeczka. Złapała jeszcze tylko za ciasteczko z podobizną Yooniego, oznajmiając mi co zamierza:

– Ite tać tacie.

– Poczekaj kochanie, pójdziemy razem. – Zatrzymałem ją jeszcze, musząc najpierw sięgnąć po plastikowe pojemniki, aby przykryć nasze dzieła, bo inaczej Berry i Sunny zaraz się nimi zajmą.

I złapałem tuż po tym rączkę Yumi, ruszając z nią do studia Yoongiego. Miałem tylko nadzieję, że nie przeszkodzimy mu w jakimś przypływie weny, co już niestety się zdarzało. I choć starszy w takich momentach starał się nie złościć, to widziałem po jego oczach rozczarowanie i lekkie zrezygnowanie, bo przez takie chwile nie mógł tak szybko zamknąć danego projektu, znów musząc czekać na przypływ weny.

Zapukaliśmy, oczywiście we dwoje, zaraz słysząc zaproszenie do środka. A po otworzeniu drzwi ujrzeliśmy mój ulubiony obrazek, czyli Yooniego przy fortepianie, ze swoimi pięknymi paluszkami na klawiszach. Niestety dość szybko stamtąd uciekły, widząc jak nasza córeczka kieruje się w jego stronę.

– Mayumi ma dla ciebie mały prezent, hyung – wyjaśniłem, przytrzymując dla niej drzwi. I dopiero kiedy weszła, również przekroczyłem próg studia, zamykając za nami, aby koty się tu nie znalazły. Bo nadal miały zakaz.

– Ciacho z tatą – wyjaśniła dumna swoje dzieło, podając starszemu ciastko z jego podobizną.

Yoonie przyjrzał się mu, zaraz śmiejąc rozbawiony.

– Tata robi takie miny? – dopytał.

– Tak. Safsze – przyznała mu mała, do czego musiałem dorzucić swoje trzy wony:

– Idealne odwzorowanie. – Również się zaśmiałem, dochodząc do nich. A moja ręka automatycznie wylądowała na głowie Yooniego, jak zawsze, już od kilku lat, rozpaczając nad długością jego włosów. Bo odkąd mieliśmy Mayumi, hyung nie zapuszczał już włosów, zawsze przycinając je dość krótko. Ale nieważne, już dawno się z tym poddałem, nie naciskając na niego o zapuszczenie włosów. – Papa ma nutkę, a tata... niezadowoloną minkę – dodałem, nadal rozbawiony tymi malunkami. Bo czy ta nutka nie powinna należeć do najlepszego producenta w kraju, a nie do amatora śpiewającego ze swoją córką piosenki z kucyków? Ale w oczach Mayumi na pewno byliśmy trochę innymi ludźmi niż sami się postrzegaliśmy.

– Jak to niezadowoloną? To moja błoga minka – sprecyzował mój ukochany, na co zmarszczyłem nieco brwi.

– Tata ma takom mine, kty głasku lobis – dodała nasza gwiazdeczka, przez co byłem jeszcze bardziej zdezorientowany, bo inaczej to odebrałem.

Aż zerknąłem na minę Yooniego. Yumi również chciała się postarać o wywołanie u swojego taty takiej miny, więc zaczęła sięgać do niego rączką, licząc, że dotknie jego włosów. Ale z jej wzrostem było to niemożliwe, dlatego zostawiłem głowę Yooniego, schylając się, aby ją podnieść, umożliwiając pogłaskanie swojego taty.

Hyung zaraz zrobił minkę z ciastka, przez co mogłem ujrzeć, że faktycznie idealnie do tego pasuje.

– Czyli już się starzeję, bo przestaję rozumieć emotki – stwierdziłem bardziej do siebie, kręcąc głową i posyłając Yooniemu niezadowoloną, choć nadal rozbawioną minę.

Starszy przejął ode mnie Yumi, sadzając ją na kolanach, dlatego powróciłem do poprzedniej pozycji, znów lądując dłonią w jego włosach.

– No cóż, trzeba się doszkolić, kochanie, bo jak nam córcia podrośnie, to nie nadążymy za nią – zauważył, z czym miał rację. Ale na razie kucyki i biedronki ogarniałem, więc jest w porządku.

Nasza córeczka zaraz wyrwała się do klawiszy, grając jedną z melodii, którą już dawno nauczył ją Yoonie, czyli „Twinkle, twinkle little star". Zresztą, ja też z nią pogrywałem, ale bardziej wolałem zająć się wymęczeniem jej tańcem i śpiewem, czy też innymi ruchowymi zabawami, aby w nocy grzecznie nam spała, a nie marudziła. Dlatego większość tych łatwych utworów to Yoonie ją nauczył.

– Szkoda że nie możemy zatrzymać czasu. Mogłaby taka pozostać na zawsze – powiedziałem nieco ciszej, smutny, że te trzy lata tak szybko nam minęły. W międzyczasie przejąłem od starszego wręczone mu ciastko, podsuwając je pod jego usta, aby je zjadł, bo jeszcze je odłoży na półkę z dziełami Mayumi. A nie potrzebowałem tu moli spożywczych.

– A ja myślę, że nasza zdolniacha zostanie idolką. I tata będzie jej pisał piosenki. Prawda, słonko? – stwierdził, znów powtarzając scenariusz, na który obiecałem, że nigdy się nie zgodzę. Ale nie chciałem się znowu kłócić. Bo Yoongi doskonale znał moje zdanie na ten temat.

– Tak. – Mayumi to jak zwykle podłapała, a mnie szlag chciał trafić, bo NIE, NIE ZOSTANIE ŻADNĄ MARIONETKĄ KOREAŃSKIEJ WYTWÓRNI. Bycie idolem brzmi fajnie i kolorowo, ale nie chcę zgotować takiego losu własnej córce.

Poczekajmy aż dorośnie, ludzie ją zobaczą i dowiedzą się czyją jest córką. No przecież nie wygram wtedy z nimi... Ech! Dwa uparciuchy!

Na tym się ten temat nie zakończył, bo Mayumi postanowiła zarapować jedną z piosenek Yooniego, przerywając granie na fortepianie. A takie momenty były idealne, aby je uwiecznić! Niestety zostawiłem telefon w kuchni. A nie chcąc teraz po niego lecieć, złapałem za ten Yooniego, leżący przy komputerze. Po tylu latach miałem do niego bezproblemowy dostęp. Tak jak on do mojego, bo niczego przed sobą nie ukrywaliśmy.

Zacząłem nagrywać ten krótki występ naszej księżniczki, nie mogąc przestać się uśmiechać, bo nawet jeśli nie brzmiało to idealnie, jej starania i chęć chwalenia się swoimi umiejętnościami sprawiały, że były to dla nas naprawdę wyjątkowe momenty.

Ująłem cały ten krótki występ, po wszystkim zatrzymując nagrywanie i chowając na chwilę telefon do kieszeni, aby zaklaskać Mayumi.

– Nasza gwiazda – powiedziałem z dumą, sięgając do jej włosków, aby ją delikatnie po nich pogłaskać, starając się nie przesadzić, nie chcąc zniszczyć jej fryzury. – Zagracie coś dla mnie razem? – zaproponowałem, znów wyciągając telefon, aby nagrać ich wspólny występ.

– Co zagramy? – zapytał ją Yoonie, umieszczając już palce na klawiszach.

– Pomidola – zadecydowała, wybierając jedną z koreańskich piosenek dla dzieci, którą zaraz zaczęli wspólnie grać i śpiewać. A ja byłem w siódmym niebie, ciesząc się kolejnym takim cudownym momentem.

Po „Pomidorze" przyszedł czas na „Motylka". I gdzieś w połowie nagrania wyskoczyło mi denerwujące połączenie przychodzące od Banga.

Ale sobie wybrałeś moment, człowieku...

Oczywiście je odrzuciłem, bo to Mayumi była na pierwszym miejscu na liście naszych priorytetów.

– I na grupę: „Projekt LS 4" – oznajmiłem po skończeniu przez nich występu i zatrzymaniu nagrywania. – Z podpisem: „Tak ciężko dzisiaj pracuję nad swoją częścią. Pozdrawiam" – dodałem, udając, że serio to wysyłam na konfę z innymi producentami, aby trochę pośmieszkować.

Ale Yoonie niezbyt się tym przejął. W końcu to też jego kumple, a nie tylko współpracownicy, więc dlaczego mieliby mieć mu to za złe?

– Nie ujawniaj jej tak szybko, bo Bang będzie ją chciał na treningi zaprosić – odgryzł się, tuląc ją do siebie, znowu poruszając ten temat.

Uduszę go za to kiedyś...

– No właśnie dzwonił – zdradziłem mu, podając mu już telefon i przejmując od niego Yumi, którą wziąłem na ręce, aby nie próbowała mi uciekać. – Chodź kochanie, musimy jeszcze posprzątać po naszych ciasteczkach. A tata musi porozmawiać ze swoim szefem – wytłumaczyłem jej spokojnie, aby nie było żadnej rozpaczy.

– No dobla – przystała na to, na szczęście! I przytuliła się do mnie, machając jeszcze do Yooniego. – Pa pa, tata.

Starszy jej odmachał, wymieniając się jeszcze ze mną uśmiechami, po czym już zaczął łączyć się z Bangiem, dlatego opuściliśmy jego studio.

Mayumi, jak każde dziecko w jej wieku, uwielbiała mi pomagać. Czy to w gotowaniu, czy to w sprzątaniu. Dlatego nie musiałem jej do niczego zmuszać, sprzątając wspólnie kuchnie, śpiewając przy tym „Winter wrap up", czyli jedną z kucykowych piosenek, która również była akurat o porządkach.

Schowaliśmy resztę ciasteczek, po wszystkim udając się do salonu, gdzie włączyłem nam jedną z interaktywnych bajek, aby razem z Yumi nie siedzieć przed telewizorem, wgapiając się w niego bez sensu. Wolałem, abyśmy trochę się poruszali, musząc wykonywać zadania razem z postaciami bajki.

Niestety mała szybko się tym znudziła, oznajmiając mi, że pora na herbatę, czyli jedną z jej ulubionych zabaw. Zgodziłem się na to, bo i tak nie miałem wyboru, nie chcąc zmuszać jej do czegoś innego, bo nie miałem dzisiaj na to siły.

Ustawiłem z nią mały, zabawkowy stolik, pomagając też przynieść cały zestaw do herbaty, czyli plastikowe filiżanki i talerzyki, razem ze sztucznymi kwiatami i wazonikiem. Zabawkowa Pinkie Pie również się tutaj znalazła, oczywiście jako jeden z gości. Dołączył do niej jeszcze Pan Orzeszek, czyli ruda wiewiórka, i towarzystwo było w komplecie.

– Panie Papa, plose siatać – zaprosiła mnie do stołu, jak prawdziwa dama, zakładając swój kapelusz, koraliki i za duże, białe rękawiczki, co jak zawsze było przeurocze.

Usiadłem grzecznie, kłaniając się jej powoli.

– Dzień dobry pani Mayumi. Co dzisiaj pani serwuje? – zapytałem, starając się brzmieć jak arystokrata, wczuwając się w swoją rolę, których było naprawdę dużo podczas wspólnych zabaw, aby jak najlepiej je urozmaicić.

– Helpatke. I ciacha – wyjaśniła, zabierając wszystkie talerzyki i udając się do kuchni. Ufałem, że nie zrobi sobie krzywdy, choć nasłuchiwałem co takiego tam robiła. Nie brzmiało to groźnie, więc nie interweniowałem, siedząc grzecznie. Mała przyniosła nam po ciasteczku. Po jednym dla kuca i wiewiórki oraz po jednym dla mnie i dla niej. Obserwowałem jak przynosi jeszcze małą butelkę wody, która stała na stoliku przy kanapie, aby ponalewać wszystkim „herbaty" do filiżanek. Oczywiście trochę przy tym rozlewając.

– Plose.

Uśmiechnąłem się na to, już chcąc złapać za swoją filiżankę, aby „spróbować" tej herbaty, jednak nie było mi to dane. Bo nagle dotarł do nas nie tylko uporczywy dzwonek do drzwi, a również charakterystyczne: „Puk, puk, PUK, puk, PUK, PUK, PUUUKK!!" w drzwi.

Westchnąłem ciężko.

– Zaraz wrócę pani Mayumi – oznajmiłem, jeszcze przez chwilę nie wychodząc ze swojej roli, kłaniając się patrzącej już w stronę drzwi dziewczynce.

Pobiegłem szybko do wejścia, otwierając Kyo zanim wybije dziurę w drewnie. Ja westchnąłem na jego widok, a on standardowo uśmiechał się szeroko. Też bym się cieszył z jego wizyty, gdyby nie atakowanie naszego dzwonka i drzwi. Za każdym razem...

– Elo, elo. Szybciej się udało ogarnąć – wyjaśnił na wstępie, podając mi jakąś teczkę z dokumentami. I nawet nie zdążyłem zapytać co to takiego, bo chłopak już śmignął obok mnie, zrzucając tylko buty z nóg i lecąc szukać Yumi. – Mayumiiiiiiiiiiiiii. Wujek wpadł do ciebieeeee.

Aaa, rozliczenie.

Na szczęście szybko sobie przypomniałem, zamykając za nim drzwi i kierując się z powrotem do salonu. Kyo już od kilku lat zajmował się naszymi papierkowymi sprawami. W końcu miał od tego najlepszych i zaufanych ludzi.

– Ceś fujek! – przywitała się z nim Yumi, już gotowa z kolejną filiżanką, do której najpierw nalała wody, a później jeszcze czegoś z plastikowego dzbanka. – Chces helpatke? S plontem, bo lupis, plafta? – dopytała, choć akurat to było już oczywiste. W końcu wujek Kyo lubił sobie pożartować, uświadamiając ją już jakiś czas temu, że on herbatę pije tylko z prądem...

– O kurde, ale trafiłem! – podekscytował się, zaraz przy niej siadając. Bo fakt, Kyo kochał Yumi tak samo mocno jak ja, czy Yoonie. I zapewne gdyby nie praca, własne dzieci oraz niechęć Yoongiego do niego, przesiadywałby u nas godzinami, chcąc bawić się z Mayumi. – Ale najpierw chce całusa – dodał, pokazując na swój policzek i nachylając się do niej. I tak jak zazwyczaj chętnie mu go dawała, tak dzisiaj najpierw pocałowała swoje palce, po prostu przykładając je po tym do jego policzka.

– Plose. Papa, choć – zawołała mnie, pokazując na miejsce, które wcześniej zajmowałem. Choć jeszcze przez chwilę nie potrafiłem się ruszyć, analizując to dziwne zjawisko.

Od kiedy Yumi nie daje całusów Kyo?

Chyba byłem zbyt zmęczony na taką analizę, bo mój brat szybciej na to wpadł.

– A czemu tylko taki pocałunek? Tatuńcio Yoongi ci tak kazał, Yumi? – stwierdził, zerkając przy tym na mnie, jak gdybym to ja był temu winny!

– Tak – przyznała mu rację, uciekając z piątym talerzykiem do kuchni, zapewne po kolejne ciastko. A Kyo od razu to wykorzystał do zwrócenia się do mnie:

– Widzisz jak traktuje mnie twój kochany mężuś? Dziecko ci nastawia przeciwko mnie – stwierdził, od razu rzucając oskarżeniami. Ale ja już nie miałem ochoty tego wysłuchiwać. Nie miałem ochoty oglądać jak na siebie warczą. „Bo Yoongi krzywo spojrzał", „Bo Kyo szyderczo się uśmiechnął", „Bo Yoongi...", „Bo Kyo...", „Bo Yoongi...", „Bo Kyo...".

A Jeongguk ma to już w głębokim poważaniu. Nie wychowam trójki dzieci na raz...

Westchnąłem po prostu, kręcąc na to wszystko głową.

– Nie mam już siły do waszej dwójki – mruknąłem, nawet na niego nie patrząc, bo to było stwierdzenie bardziej do siebie niż do niego.

Yumi na szczęście szybko do nas wróciła, podając Kyo jego talerzyk z ciastkiem.

– Plose, tla ciepie.

Blondyn od razu ugryzł nasze wspólne dzieło, smakując je. A wiedząc, że lubi maślane ciastka mogłem zaobserwować jak na jego twarzy pojawia się jeszcze szerszy uśmiech, a oczy szeroko się otwierają z miłego zaskoczenia.

– Widać, że Mayumi robiła. Najlepsze ciastka na świecie!

– Cienkuje. – Chociaż wujkowi dzisiaj podziękowała, przez co trochę mi ulżyło, bo już myślałem, że znowu mi wyskoczy z: „Wiem" albo: „Wiadomo.

Wychowywanie dzieci jest przecholernie trudne!

Yumi napiła się wodnej herbaty, zaraz znowu zwracając się do Kyo:

– Cy utał sie ostatni pal, panie Smith?

I tak jak ja miałbym niewielki problem z takim pytaniem, tak Kyo standardowo wpadł na jakąś głupotę:

– No ba. Była Beyonce i prezydent Biden. Nawet 50 Cent przyszedł. Wznieśmy toast! Za herbatkę w idealnym gronie. Jeszcze tylko Minniego, Hyunniego i Binniego brakuje i byłoby idealnie – stwierdził, robiąc to specjalnie! I zaraz wypił całą zawartość filiżanki, krzywiąc się przy tym lekko. – Uuu, mocne, dobry prądzik pani Yumi – skomentował ten napój, puszczając jej oczko. A moja wspaniałomyślna córka szybko wyłapała pewien fakt:

– Jesce tata – uświadomiła Kyo, z czego z jednej strony byłem dumny, bo to świadczyło, że zawsze pamiętała o Yoongim, a z drugiej... nagle wstała i po niego pobiegła! Nawet nie zdążyłem zareagować!

Przyciągnęła go do nas za rękę, jak gdyby na złość Kyo, Yoongiemu lub mnie...

– Witaj, Kyongguk. – Mój mąż przywitał się z Kyo jego nieużywanym od dawna imieniem. Z wiadomych powodów. Ale nigdy nie rozumiałem po co to robił? Aby zdenerwować Kyo czy mnie? Bo to zawsze kończyło się naszą kłótnią...

– Yoonji. – Mój brat również mu dogryzł, przekręcając jego imię na damskie, a dla mnie był to znak, aby działać.

– Czas na ciebie, Kyo – oznajmiłem mu stanowczo, wstając od razu, aby złapać go za ramię, próbując podnieść do góry. Ale ten uparty byk nie miał zamiaru się ruszyć. – Chodź żesz i mnie nie denerwuj – mruknąłem przez zęby, a Kyo widząc mój niezadowolony, ale i lekko zdesperowany wzrok, wywrócił oczami, podnosząc się powoli, abym się nie wywalił przy tym ciągnięciu go za ramię. Nie puszczałem go, nie pozwalając już usiąść.

– Pa Yumi – pożegnał się jeszcze z naszym dzieckiem, machając jej. – Pa Yoonjinnie. – Po czym zrobił to samo z Yoongim, posyłając mu przy tym dość ironicznego całusa. Na szczęście na tym zakończył tę szopkę, dając się stąd wyciągnąć. Mruczał jeszcze jakieś wyzwiska w stronę mojego ukochanego, dlatego uderzyłem go lekko gdzieś w łopatkę.

– Przestań – mruknąłem, bo wiedziałem, że dla nich to tylko takie niby niewielkie przekomarzanie, kiedy ja będę miał zepsuty humor na kolejne kilka dni, nie potrafiąc przez ich głupoty normalnie funkcjonować. Bo jak miałem to robić, kiedy moja największa i jedyna miłość tak bardzo nienawidziła mojego brata, będącego również moją bratnią duszą?

Kyo wyszedł, a ja potrzebowałem jeszcze chwili, aby uspokoić swoje nerwy, zostając na korytarzu. Dlatego miałem okazję usłyszeć pytanie Mayumi, skierowane do Yoongiego.

– Cemu nie lupis fujka?

No właśnie, czemu? Ona też tego nie rozumie.

– Czasem tak jest, że kogoś się nie lubi. Po prostu, bez konkretnego powodu.

Wywróciłem na to oczami, powtarzając to bezgłośnie, oczywiście przez zęby, bo podniósł mi tym jeszcze bardziej ciśnienie.

Bez powodu. Tak o, żeby sobie Jeongguka pomęczyć, bo to takie fajne i zabawne. Bo nie umie się wybaczyć czegoś, co wydarzyło się kilka lat temu, nie mając żadnego wpływu na teraźniejszość. No ba! Oczywiście że tak!

Nie potrafiłem na razie do nich wrócić, oznajmiając, że muszę skorzystać z toalety. I musiałem tam posiedzieć jakieś pięć minut, myśląc o tym wszystkim. Myśląc jak będzie to wyglądać i co z tym zrobić. Czy w ogóle da się coś z tym zrobić? Bo opcje były tylko dwie: albo Yoongi odpuści, albo to ja będę musiał odpuścić, bo przecież nie da się tak żyć na dłuższą metę...



Yoongi:

Bycie rodzicem było nieco męczące. Ale naprawdę tylko trochę. Bo choć malutka Mayumi, która ledwo pojawiła się na świecie, wymagała dużo uwagi, to nieco starsza była bardzo samodzielna. Lubiła mieć po prostu naszą nieustającą uwagę. Dlatego poświęcałem jej czas ile tylko mogłem, aby pokazać jak mi na niej zależy. Bardzo starałem się przy tym nie zaniedbywać mojego małżonka. Niestety nasze małżeństwo było dalekie od takiego filmowego ideału, bo zdarzały nam się kłótnie. Czasem o to jak należy wychowywać naszą córkę. Czasem o jakiś mały bałagan w łazience lub sypialni. Ale najczęściej zapalnikiem był bliźniak mojego ukochanego. Nawet jeśli od nieszczęśliwych wydarzeń minęło kilka lat, nie mogłem darować mu tego co zaszło. A przynajmniej tak sobie wmawiałem, bo widziałem, jak Jeon Kyo przechodzi powolną przemianę, stając się nie tylko odpowiedzialnym rodzicem, ale też przyjacielskim wujkiem dla mojej córeczki. Problem polegał na tym, że bardzo nie lubiłem przyznawać się do błędów i wolałem tkwić w mojej nienawiści do niego, często niechcąco nastawiając przeciwko niemu także naszą Mayumi. A naprawdę nie było to moją świadomą intencją. Wolałem, aby w razie czego miała do kogo zwrócić się o pomoc, jeśli z jakiegoś powodu ja i Jeongguk nie moglibyśmy się nią zająć. Czasem przed snem wyobrażałem sobie najgorszy możliwy scenariusz, w którym przez moje złe nawyki z przeszłości za szybko zabraknie mnie na tym świecie, a Jeongguk popadnie w taką rozpacz, że nie będzie mógł normalnie funkcjonować (oby nie, ale jak mówiłem – to najbardziej pesymistyczna wersja), dlatego Jimin i Kyo będą pierwszymi osobami, u których powinna szukać pomocy. Nadal jednak nie potrafiłem sobie zracjonalizować swoich myśli do tego stopnia, by zachować się jak dorosły, odpowiedzialny facet i zwyczajnie dogadać się z Kyo. Jeongguk jakoś to znosił, ale... jak długo to jeszcze potrwa, nim stwierdzi, że ma dosyć i po prostu...

Reszta dnia minęła we względnym spokoju. Mayumi jak zawsze padła niedługo po dziewiętnastej, więc mogłem zabrać się za przygotowanie posiłku, chcąc w tym odciążyć Jeongguka, który musiał z nią szaleć całe popołudnie. I dopiero po chwili zauważyłem, że mój ukochany stanął w wejściu do pomieszczenia, krzyżując ręce na torsie i przyglądając mi się z niezadowoloną miną.

Zaczyna się.

– Co tam, kochanie? – zapytałem, siląc się w pełni na spokój, choć wyczuwałem wiszącą burzę w powietrzu.

Gdyby Kyo tu nie przychodził, byłoby spokojnie...

– Chyba musimy porozmawiać o tym, czego byłem dzisiaj świadkiem i czego dowiedziałem się od naszej córki – powiedział, co nieco mnie zaskoczyło, bo nie takich słów się spodziewałem.

– To znaczy?

– To znaczy? Czemu nastawiasz ją przeciwko mojemu bratu, który jest nie tylko moim bliźniakiem i bratnią duszą, ale i wujkiem Yumi i twoim szwagrem? – podkreślił to wszystko zły.

A nie, jednak dobrze obstawiałem o co się dzisiaj pokłócimy.

– Nie nastawiam jej przeciwko Kyo – powiedziałem spokojnie, a w myślach dodałem „niespecjalnie, serio".

– Oooo, teraz to „Kyo", a wcześniej „Kyongguk"? Wiesz, że nie chce, żeby tak na niego mówić. I to nie jest jakieś jego widzimisię, więc nie rób tego. Poza tym nie mów Mayumi, że ma mu nie okazywać czułości – dodał ostro, a ja już miałem pełny obraz sytuacji.

Więc o to się rozchodzi.

Spokojnie skupiłem się znowu na krojeniu warzyw.

– Co ci w ogóle przyszło do głowy?

– Nie musi z nim być aż tak blisko.

– Musi. To mój brat, który nikomu niczym nie wadzi i kocha swoją bratanicę. Przeproś go i nie nastawiaj Mayumi przeciwko niemu.

– Nie zamierzam za nic przepraszać. Powinna wiedzieć, że ma prawo, aby szanować jej granice i jeśli nie chce, to nie musi nikomu dawać buziaków, czy kogoś przytulać. Nie nauczyłem jej tego ze względu na twojego brata, tylko ogólnie – wyjaśniłem spokojnie, absolutnie szczerze. Widziałem, że dziewczynka jest bardzo otwarta na bliski kontakt z każdym. Ale przy spacerach, czy wyjściu na plac zabaw, kiedy interesowały się nią obce ajummy, nie była zadowolona z kontaktu z nimi. Często dotykały jej policzków i zachęcały, by na przykład przytuliły ich wnuczki lub wnuków na powitanie. Dlatego wyjaśniłem jej, że nie musi tego robić. Najwyraźniej dzisiaj nie miała ochoty na większe czułości z wujkiem, co również było w porządku.

– Ma trzy latka, trochę za wcześnie na rozmowy o jej granicach.

– Wręcz przeciwnie – uznałem pewnie, nakładając z ryżowaru porcje do dwóch miseczek i położyłem je obok kimchi na stole. – Zaraz będzie bindaetteok, siadaj proszę.

– Jeżeli nie zmienisz swojego nastawiania do Kyo, to się pogniewamy, hyung – powiedział stanowczo, zajmując jednak miejsce zgodnie z prośbą. Tyle że przełożył sobie swoje porcje na przeciwną stronę stołu, najwyraźniej by być jak najdalej ode mnie.

Przez chwilę poczułem, jak wzbiera we mnie złość. Takie zachowanie nie było w porządku. Ale zdenerwowanie szybko ustąpiło miejsca rozczarowaniu. Bo mimo wszystko byliśmy małżeństwem i powinniśmy stać po swojej stronie. A Jeongguk za każdym razem brał stronę brata. Owszem, dzisiaj to ja zacząłem przepychankę między nami, ale blondyn też nie był święty nieraz wytykając mi różne rzeczy w niby żartach. A i tak to ja wychodziłem na tego złego, bo przecież „Kyo już taki jest". A ja najwyraźniej nie mogłem taki być.

– Rozmawialiśmy o tym nie raz, Jeonggukie. Nie zmienię o nim swojego zdania. Owszem, trochę wydoroślał, ale to nie zmieni przeszłości – powiedziałem Suho, nadal trzymając się mojej stałej wymówki.

– Ludzie się zmieniają, więc nie można mieć do nich cały czas takiego samego nastawienia. Po co żyjesz tą przeszłością?

No właśnie. Po co?

Nie odpowiedziałem na to, bo nie potrafiłem się przed nim przyznać do tego, że to naprawdę nie ma sensu. Dlatego skupiłem się na smażeniu placuszków z warzywami, udając, że żadne pytanie nie padło.

Cisza nastała na kolejnych kilka minut, jednak nic to nie pomogło. Gdy usiadłem do stołu z talerzem, Jeon nadal patrzył na mnie spod byka.

– Smacznego, kochanie – powiedziałem, starając się to zignorować i zabrałem za jedzenie.

Trzy gryzy później musiałem odłożyć pałeczki, bo ten wściekły wzrok wiercił mi dziurę w czole.

– Jeonggukie. Nie dogadam się z Kyo. Po prostu nie. Nadajemy na innych falach. Żyjemy w innych światach. Mamy inne wartości. Nie wiem, jak inaczej mam ci to wyjaśnić – powiedziałem.

– A jednak on potrafi się przy tobie normalnie zachowywać? Więc to nie jest żadne wytłumaczenie.

O PRZEPRASZAM BARDZO. Znowu to ja i tylko ja jestem ten zły!

– Zachowuje się przy mnie dokładnie tak samo jak ja przy nim.

– Zachowuje się normalnie, dopóki nie zaczynasz go atakować.

– Nie atakuję go. Jeongguk, czy naprawdę każda nasza kłótnia musi się kręcić wokół twojego brata? To zaczyna być męczące – powiedziałem nieco już poirytowany.

– Myślisz, że mnie to nie męczy? – westchnął ciężko, opierając na chwilę czoło o dłonie, oparte łokciami o stół. – Po prostu proszę cię o szanowanie drugiego człowieka, czy to tak wiele, hyung? – zapytał po chwili, podnosząc głowę.

Wdech i wydech.

– Będę się bardziej starał – powiedziałem w końcu.

– Dobrze, dziękuję. Smacznego.

Kolacja przebiegła już w całkowitej ciszy. Tak samo oglądanie odcinka serialu. I przygotowanie się do snu. Męczyło mnie to okropnie, postanowiłem więc uciec się do metody, która na mojego małżonka zawsze działała. Dlatego będąc już w łóżku przytuliłem się do jego pleców. Widząc, że nie ucieka i nie odpycha moich rąk, pozwoliłem sobie na rozpoczęcie planu i zacząłem go całować po szyi. Młodszy od razu się nieco spiął, jednak nadal nie uciekał.

– Kochanie – zamruczałem mu do ucha jego ulubionym tonem. – Przepraszam.

Zero reakcji.

– Jeonggukie – znów zamruczałem i tym razem złożyłem kolejne pocałunki. – Nie przymilam się dla seksu. Chcę, byś mi wybaczył – podkreśliłem, naprawdę chcąc go trochę udobruchać.

– To czemu całujesz mnie po karku? I mruczysz mi do ucha? – burknął z wyrzutem, dlatego grzecznie się odsunąłem.

– Tak lepiej?

Ciężkie westchnienie.

Nie jest dobrze.

– Dlaczego to mnie przepraszasz, hyung? To nie ja potrzebuję twoich przeprosin.

On też ich nie potrzebuje.

– Chcesz mnie wysłać na rozmowę do twojego brata? – zapytałem spokojnie, unosząc nieco brew.

Moje pytanie spotkało się z ciszą. Już miałem spróbować jeszcze jednego podejścia, gdy w końcu się odezwał:

– Nie. Bo jeszcze bardziej się z nim pokłócisz. Ale jeśli chcesz, żeby właśnie tak wyglądało nasze życie, to dobrze, dostosujemy się z Kyo.

Znowu cała wina na mnie.

Zrezygnowany odwróciłem się do niego plecami, nie mając już ochoty na próby udobruchania. I szczerze zamierzałem poczekać, aż to on przeprosi mnie za ciągłe obarczanie winą, jednak z każdą kolejną nieprzespaną minutą czułem ucisk w żołądku. Bo co, jeśli Jeongguk zdecyduje o rozwodzie? Nic mnie tak nie przerażało jak perspektywa reszty życia bez niego. I powodem naprawdę ma być jego debil bliźniak? Po moim trupie.

Pół nocy myślałem o tym i przekonywałem sam siebie, że to dobry pomysł, ale schowanie dumy w kieszeń naprawdę nie było łatwe. Dlatego następnego dnia godzinę walczyłem ze sobą, nim zadzwoniłem do Jimina, by zapytać go o aktualne położenie jego męża. Park był oczywiście zaskoczony i pomógł mi dopiero, gdy przysiągłem mu, że nie zamierzam zrobić nic złego. Podał mi adres oraz dane, jakimi w tym biurze posługiwał się Kyo, abym mógł się tam dostać. Wysłał też wiadomość do sekretarki, by nie robiła problemów z wpuszczeniem mnie do swojego szefa. Jeonggukowi powiedziałem, że jadę na chwilę do wytwórni, po czym ruszyłem do jednej z firm Jeona, specjalnie wybierając możliwie najdłuższą trasę. No dobra, kusiło, by objechać cały Seul naokoło, ale ograniczyłem się tylko do nadrobienia dodatkowych pięciu kilometrów, by dać sobie czas na psychiczne przygotowanie.

Wieżowiec, pod którym zaparkowałem, zniechęcił mnie do wejście i szczerze rozważałem powrót do domu. Wystarczyło jednak zerknięcie na telefon, by zobaczyć zdjęcie Jeongguka i Mayumi, a ruszyłem do środka.

Robię to dla niego. Dla naszej wspólnej przyszłości na emeryturze w Kioto.

Na ochronie otrzymałem przepustkę oraz zostałem skierowany do odpowiedniej windy, a kiedy wysiadłem w sekretariacie, siedząca tam kobieta zapowiedziała mnie swojemu prezesikowi. Przyglądała mi się z ciekawością i miną, jakby próbowała sobie przypomnieć skąd mnie kojarzy. Nie zamierzałem jej nakierowywać, czekając, aż podejdzie do odpowiednich drzwi i otworzy je dla mnie, bo najwyraźniej takie tu panowały zasady.

Gabinet był naprawdę wielki i zaczynałem podejrzewać, że Kyo ma jakieś problemy z manią wielkości. Zdusiłem jednak w sobie wszelkie uszczypliwe komentarze na ten temat.

Robisz to dla Jeongguka.

Mój szwagier stał przy rzutniku, przerzucając pilotem slajdy, pełne wykresów i liczb. Zerknął na mnie niezbyt zainteresowany.

– Coś od Kooka? Zajęty Mayumi? – zapytał, skupiony na prezentacji.

Dla Jeongguka.

Podszedłem bliżej, by nie krzyczeć przez całą długość tego gabinetu.

– Znajdziesz chwilę na poważną rozmowę?

Moje pytanie w końcu wywołało jakieś zainteresowanie.

– Poważną rozmowę? Na jaki temat?

– Jak bardzo dziwnie to nie zabrzmi – nas i naszej relacji.

Moje słowa go wyraźnie rozbawiły. Ale to zapewniło mi jego całkowitą uwagę.

– No dobrze, zapraszam – powiedział, wskazując na kanapę. – Herbaty, wody, jakiegoś soku? – dopytał, gdy zająłem miejsce. Sam usiadł w fotelu.

– Nie, dzięki.

Wdech i wydech. Dasz radę.

Kurwa, przemówienie po odebraniu nagrody jest łatwiejsze.

– Słuchaj, wiem, że od początku się nie lubimy. Ty masz mnie za sztywniaka, ja ciebie za infantylnego, wyrośniętego dzieciaka. I nadal mam do ciebie żal o to, co stało się Jiminowi i na co naraziłeś Jeongguka. Niemniej proponuję zawieszenie broni.

Kyo oczywiście przewrócił oczami na słowa, którymi go opisałem, ale nie przerywał.

– Skąd ta nagła zmiana zdania? – zapytał spokojnie.

– Po prostu nie chcę, by moje zdanie o tobie było powodem rozpadu mojego małżeństwa. Jesteś ważny dla Jeongguka jako brat i bratnia dusza. A on jest ważny dla mnie, jako moja miłość życia – powiedziałem wprost. Absolutnie nie miałem zamiaru powiedzieć, że po prostu się co do niego pomyliłem. Choćby mi broń do skroni przyłożyli.

– Ojjj, to chyba mocno ci się oberwało po uszach – stwierdził rozbawiony. – No ale dobra, dla mnie spoko. I tak od kilku lat tylko odpowiadam na twoje zaczepki – dodał, rozkładając ręce w bardzo teatralnym geście. TRZYMAJCIE MNIE. – Do tego bardzo grzecznie. Ale jesteś mężem Kooka, to obiecałem sobie nie przesadzać. Także luuuz – dodał, wyciągając do mnie rękę, aby przypieczętować zawarcie pokoju.

Chwyciłem tę dłoń i ścisnąłem.

– Serio przepraszam za te wszystkie zaczepki.

Wewnętrznie mnie skręcało, że musiałem to powiedzieć, a zszokowana mina mojego rozmówcy wcale nie była wystarczającą zapłatą za to.

– Ok? Wybaczone? – powiedział niepewnie. – Było, minęło. Ale dobrze to słyszeć, o.

– Chcesz po robocie pójść gdzieś się... pointegrować?

Kolejny szok i niedowierzanie.

– Czy to jest jakiś kolejny warunek Kooka? „Wychodzić z Kyo na piwo przynajmniej raz w tygodniu"? – zapytał, zupełnie już rozbawiony absurdem tej sytuacji.

– Nie. Po prostu wierzę, że to pozwoli mi cię poznać z lepszej strony.

Przez chwilę rozważał moje słowa, ale wydawał się zainteresowany tym pomysłem.

– Masz jakieś męskie hobby? Albo chciałeś kiedyś czegoś spróbować? – zapytał w końcu i teraz to ja potrzebowałem chwili na zastanowienie.

– Cały czas poświęcam muzyce i rodzinie. Masz jakąś konkretną propozycję?

– Postrzelamy, pogadamy. Albo pogadamy, pościgamy się? Znajomy ulepszył ostatnio swojego Lambo Huracana, mieliśmy przetestować go na torze, to może poszalejemy wspólnie tym wariacikiem? – zaproponował. I jak zawsze, kiedy mówił o samochodach, jego oczy zaświeciły z radości. Tak, widziałem takie rzeczy. Mimo wszystko spędzałem z nim jakiś czas na rodzinnych uroczystościach i temat samochodów zawsze wywoływał w nim sporo emocji. Sam nie ekscytowałem się jazdą, jednak skoro już tyle z siebie dałem, mogę dać jeszcze trochę i zapoznać się bardziej z tym jego hobby.

– Dobra. To na kiedy się zgadamy?

– No na dzisiaj. Siedemnasta?

– Niech będzie. Napisz mi na Kakao gdzie się widzimy – poprosiłem, po czym podniosłem się z miejsca.

Pożegnaliśmy się jeszcze i opuściłem jego gabinet, mając bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony czułem ulgę, bo jednak udało mi się wyciągnąć rękę na zgodę i zrobić ważny krok w zażegnaniu naszego konfliktu, a z drugiej tyle rzeczy mogło jeszcze pójść nie tak, że kto wie, jak to nasze spotkanie się skończy.

Wróciłem do mieszkania i oznajmiłem mojemu mężowi, że wychodzę z jego bratem. Oczywiście pojawiła się cała masa pytań jak do tego doszło, jednak nie chciałem mu za wiele mówić. Podkreśliłem jedynie, że jestem odpowiedzialnym i dorosłym mężczyzną, któremu zależy na szczęściu ukochanego, dlatego postanowiłem podjąć kroki ku temu.

O siedemnastej stawiłem się na torze. Nieprzekonany patrzyłem na sportowe auta, które tam na nas czekały. I dopiero, gdy zająłem miejsce pasażera w Lamborghini, by przejechać się z moim szwagrem, poczułem jak puszczają mi hamulce i po prostu dobrze się bawiłem.

Adrenalina towarzysząca prędkości, w pomieszaniu z testosteronem, była cudownym uczuciem. Dlatego Kyo nie musiał mnie namawiać, bym też zajął miejsce kierowcy. Trochę ponudził o specyfikacji tego całego Huracana, ale dał mi też dobrą lekcję jazdy. Choć oczywiście nie miałem zamiaru przerzucać się na takie auta na co dzień, bo nasz ekonazista Jeongguk by mi opony poprzebijał. Ale taki wypad na tor raz na jakiś czas może okazać się całkiem miłym sposobem na spędzanie wolnego czasu.

Z toru pojechaliśmy do baru, znajdującego się blisko mojego mieszkania, by nie musiał mnie za daleko holować. Zjedliśmy kurczaka i wypiliśmy całkiem sporo piwa. Zagraliśmy też w rzutki i chyba pierwszy raz tak po męsku pogadaliśmy. Nawet mecz koszykówki, który leciał w tle na telewizorze budził nasze emocje, a zdobywane punkty (niezależnie przez którą drużynę) były kolejnym powodem do picia.

Wróciłem z tego nietypowego, ale naprawdę przyjemnego spotkania, niedługo przed północą. Nieco podchmielony, ale trzymający się na nogach. Mój szwagier miał kierowcę, więc nie musiałem się martwić pomysłami w stylu „pojadę po pijaku do domu", bo wtedy to Jimin by mnie zabił za pozwolenie na to.

Ledwo wszedłem do mieszkania, gdy z salonu wychyliła się głowa Jeongguka. Przyglądał mi się, podczas gdy ja walczyłem z butami.

– Chyba... dobrze było? – zapytał niepewnie, a ja uniosłem kciuk w górę.

– Tak, było dobrze – przyznałem z szerokim uśmiechem. I prawie się wywaliłem przez sznurówkę.

Jeongguk zaraz się przy mnie znalazł i przytrzymał mnie, bym na koniec dnia nie stracił zębów.

– Jesteś pijany, hyung? – zapytał z niedowierzaniem.

– Tylko trochę. Przepraszam.

– Piłeś z... Kyo? – nadal nie mógł w to uwierzyć, choć widział dowody na własne oczy.

– Tak. A wcześniej jeździliśmy sportowymi brykami.

– Ty hyung? Sportowym samochodem? – Jego wielkie oczy nieco mnie rozbawiły.

Chłopak pomógł mi dotrzeć bezpiecznie do łóżka, choć naprawdę nie byłem tak pijany, by się zataczać.

– Było całkiem fajnie – przyznałem, zdejmując ubrania. Dopiero, gdy byłem już w samych bokserkach, postanowił to skomentować.

– No widzisz hyung? Dało się dogadać?

– Dało. Teraz będzie tylko lepiej – przyznałem, po czym podniosłem się na chwilę, by dać mu buziaka w policzek.

Zadowolony uśmiech na jego twarzy był wart tego wysiłku.

Młodszy złapał moją twarz w dłonie i złożył pocałunek prosto na moich ustach, wyraźnie szczęśliwy.

– Dziękuję, mój Yoonie – powiedział, przytulając się do mnie.

– Dla ciebie wszystko. Nie chcę, byś mnie zostawił.

– Nie zostawiłbym. Nie wiem, co byś musiał przeskrobać, abym zostawił jedyną osobę, którą tak mocno pokochałem – zapewnił, dając mi jeszcze jednego buziaka, tym razem w policzek. – Idziemy się umyć? – zaproponował, chcąc mi zapewne pomóc nie wywalić się pod prysznicem. – Czy może wolisz coś zjeść?

– Najadłem się. Więc prysznic i spanie.

W łazience poszło nam całkiem sprawnie, bo naprawdę nie wymagałem tego, by mój ukochany aż tak przejmował się moim stanem upojenia.

Potem jeszcze zęby, pielęgnacja twarzy (którą ukochany wprowadził jako obowiązkową część mojego dbania o higienę), suszenie włosów, i w końcu mogliśmy wylądować w łóżku.

Jeongguk przygotował dla mnie jeszcze butelkę wody na rano i położył się obok, od razu do mnie przytulając.

– Dobranoc, Yoonie hyung. Kocham cię – zapewnił, dając mi szybkiego buziaka.

– Jak bardzo mnie kochasz? – zamruczałem, z przymkniętymi już oczami.

– Bardzo, bardzo. Choć trochę mniej odkąd ściąłeś włosy – stwierdził rozbawiony i wtulił twarz w moją szyję.

Wydałem z siebie nieco nieokreślone, ale marudne dźwięki, bo nie spodobała mi się ta odpowiedź.

– A ja cię bardzo, bardzo, bardzo.

– A ja cię bardzo razy cztery – podłapał od razu.

– Ale ja cię bardziej. Zapuszczę znowu włosy.

– Zapuścisz? – zapytał, ekscytując się tym natychmiast.

– Jeśli będziesz mnie bardziej kochał.

– Aj, to był tylko żart. Będę cię tak samo kochał, nawet gdy ogolisz się na łyso. Tylko możliwe, że wtedy ograniczymy się do seksu po ciemku – wyjaśnił rozbawiony.

– Ach tak? – mruknąłem, przesuwając się tak, by znaleźć się nad moim mężem. – A może postaramy się dzisiejszej nocy o rodzeństwo dla Mayumi? – zamruczałem, co spotkało się z cichym chichotem.

Jego dłonie znalazły się na moim torsie, by pomóc mi się nad nim utrzymać.

– Oj hyung... Do spania – powiedział, kręcąc głową, po czym przewrócił mnie na bok.

Jednak te wszystkie wspólne lata nauczyły mnie, że Jeongguk lubi takie gierki, nim powie „tak". Nie wymyślam, sam mi to powiedział. Ustaliliśmy, że jeśli naprawdę nie ma ochoty na coś więcej, miał powiedzieć „stop", co było jednoznaczne z moim zostawieniem go w spokoju. Choć nigdy się nie zdarzyło, by to słowo padło.

– No kochanieeeeeee – zacząłem, a dźwięki które wydałem były podejrzanie słodkie jak na mnie. Nie przejąłem się tym szczególnie, mrucząc mu do ucha. – Hyung ładnie prosi.

Pijany hyung ładnie prosi – poprawił mnie i dał szybkiego buziaka. – Dobranoc.

Pomarudziłem jeszcze chwilę i nawet nie wiem kiedy po prostu zasnąłem. Nie dane mi jednak było oddać się już całkowicie Morfeuszowi, bo obudziło mnie energiczne ocieranie się o moje krocze. Oczywiście sprawcą był Jeongguk, który zdążył zdjąć nasze bokserki i robił co mógł, by mnie pobudzić. No i obudzić.

Z początku machnąłem ręką, jakbym chciał odgonić natrętną muchą, jednak po ataku szczypania podniosłem się i po prostu oddałem namiętności, która tak silnie nas ze sobą spajała. Bo Jeongguk był dla mnie naprawdę wszystkim, a moja miłość do niego nigdy nie przeminie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top