9 - Potsunento
[5624 słowa]
~~~~~~~~
Jimin:
Jeśli Koreańczyk chce z tobą pić, to nie ma opcji, byś odwiódł go od tego pomysłu. A już zwłaszcza, gdy ta osoba to twój szef, który chce ci podziękować za pomoc z zalaną knajpą.
Po zakończeniu pracy, zamiast grzecznie wrócić do domu, zasiedliśmy z resztą pracowników i szefostwem przy stoliku w knajpie, by świętować uzyskanie przez nich odszkodowania.
Razem z Minwoo zadbałem o przekąski, dziewczyny nalały nam piwa, a państwo Lee przynieśli soju. Jednak to był dopiero wstęp do tego wieczoru. Nawet nie wiem kiedy przenieśliśmy się na inną ulicę do baru, by się jeszcze doprawić, zjedliśmy coś na ulicznym straganie i dobrnęliśmy na karaoke, gdzie pani Lee wyła do mikrofonu serenadę do swojego męża. To było już za wiele dla pijanego mnie, więc wymruczałem coś o przewietrzeniu się i opuściłem ten lokal, nieco zataczając się na chodniku.
Ale tu dużo ludzi. Łażą i się kręcą bez sensu. DO DOMU SPAĆ, NIEROBY, JUTRO DO PRACY.
– Jimin–san!
Oderwałem wzrok od jakiejś szczerzącej się do siebie pary, by przenieść go na osobę idącą w moją stronę.
Tylko moja bratnia dusza się tak do mnie zwracała, więc uśmiechnąłem się, gdy Jeongguk zatrzymał się przede mną. Jego twarz przysłaniała nieco czapka z daszkiem, jednak promienny uśmiech był doskonale widoczny.
– Uskuteczniam porwanie – poinformował, nim w ogóle zdążyłem się odezwać.
– JEONG... – zacząłem, chcąc wyrazić moją radość na jego widok, jednak nie dane mi było dokończyć, bo reszta słowa zmieniła się w krótkie krzyknięcie, kiedy nagle jego ręce znalazły się na moim pasie, podnosząc mnie bez większego problemu i przerzucając sobie przez ramię.
Nie wiem czemu, ale niezmiernie mnie to rozbawiło, więc zacząłem się chichrać, patrząc na oddalający się budynek, gdzie siedziała reszta moich współpracowników.
– Gzie mie poryfasz? – zapytałem, machając w stronę budynku, bo czułem, że to jedyna opcja pożegnania się z imprezą.
– Na randeczkę. Będziesz grzeczny, prawda? – poprosił wesoło, a jego dłoń ewidentnie macała moją nogę, co tylko bardziej mnie bawiło. Ale też... podniecało? Chyba tak, bo czułem, jak zaczyna mi się robić cieplej.
– Bęęęęte – zapewniłem, a na zaprzeczenie swoich słów spróbowałem sięgnąć dłonią do jego pośladka, by go poklepać. Niestety nie miałem aż tak długich rąk, więc dotarłem jedynie do kości ogonowej. A to całkiem blisko tych krągłości, na które mogłem patrzeć z tej ciekawej perspektywy.
– A zie na ranteszke?
– Hmm... Przejedziemy się po mieście... Zjemy coś w drive–thru jak chcesz – powiedział, stawiając mnie w końcu na ziemię, przez co musiałem się go złapać na chwilę, gdyż nieco zakręciło mi się w głowie tą kolejną zmianą perspektywy.
Patrzyłem, jak młodszy sięga do klamki i otwiera drzwi, które podniosły się do góry.
Woooooow.
– Śmiało, Jiminnie – zachęcił mnie, na co ja znowu zacząłem się chichrać.
– Mój Jeonggukie sz... sz... szparuje kasą? – wydukałem, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę czeka na mnie wnętrze czarnego Maserati Ghibli. No ale nie będę przecież odmawiał, było zbyt piękne. Dlatego zaraz wpakowałem się do środka.
– Skąt masz to autko?
Nie uzyskałem od razu odpowiedzi. Moje drzwi zostały najpierw zamknięte (ale czad z tym zamykaniem!), a kierowca obszedł pojazd, zasiadając zaraz za kółkiem.
– Wypożyczyłem. Śliczne cacuszko, prawda? – zapytał, gładząc kierownicę.
Rozejrzałem się po nim. Nie sądziłem, że takie określenie będzie adekwatne do auta, ale było całkiem seksowne. Miało potencjał, by wydarzyło się w nim coś niegrzecznego. Musiałem to jednak sprawdzić, dlatego wygiąłem nieco rękę, kładąc ją na sufit, by ocenić wysokość.
– Małe – stwierdziłem, nieco marszcząc nos. – Cieszko py pyo sie psykać – wyjaśniłem mu, znów zaczynając chichotać.
Nie, nie wolno mi tak mówić do Jeongguka. On tego nie chce. Nie pociągam go. Jestem za brzydki.
– Szorki. Jećmy to Maka – dodałem, rozsiadając się wygodnie w tym cudownym fotelu.
Odpowiedział mi jednak śmiech, dlatego nieco mi ulżyło, że nie wygłupiłem się aż tak tragicznie.
– Dalibyśmy radę, Jiminnie – zapewnił, a jego dłoń wylądowała na moim udzie.
Znów poczułem uderzenie gorąca, ale moją uwagę zwróciła też skórzana rękawiczka.
Profesjonalny kierowca w cudnym aucie.
Obserwowałem jak ta rączka powoli przesuwa się wyżej, ale niestety nie tam, gdzie bym sobie życzył. Jeongguk sięgnął do mojego pasa i zapiął mnie. Miło, że o mnie dbał no ale... ja tu już się rozgrzałem...
Chłopak zapiął również swój pas, naciskając już przycisk i coś tam postukał w deskę, dzięki czemu silnik przyjemnie zamruczał. Miałem ochotę wydać ten sam dźwięk, jednak jakoś się powstrzymałem.
– Gotowy na przygodę? – zapytał z iście diabelskim uśmiechem, a w jego ciemnych oczach zatańczył ogień.
Dlaczego zrobiłeś się nagle taki seksowny, Jeongguk? Cholera, teraz pragnę cię tylko bardziej.
– S topą safsze. Chośpy na koniec śfiata – zapewniłem, a moja ręka wylądowała na jego udzie, chcąc sprawdzić, czy mój dotyk też tak na niego zadziała, jak jego na mnie. Jego seksowna mina nie uległa za dużej zmianie, najwyraźniej nie miał też nic przeciwko mojej dłoni.
Ruszyliśmy z piskiem opon, gdy tylko z głośników zaczęła dudnić jakaś muzyka typu „phonk". Z każdą chwilą w tej małej przestrzeni robiło się goręcej, dlatego rozpiąłem nieco moją koszulę. Może to nie tylko moje podniecenie, ale też klimatyzacja?
Starałem się ogarnąć, jednak jego osoba za bardzo przyciągała moje spojrzenie, dlatego znów przeniosłem wzrok na tego przystojnego diabła.
– Jeseś zisiaj parso sehsi – wyznałem.
Młodszy zerknął na mnie, posyłając zadowolony uśmiech na mój komplement. Wydawał się całkowicie wyluzowany za kierownicą. Prowadził jakby od niechcenia, trzymając kierownicę tylko jedną ręką.
Hmmm... Od kiedy on w ogóle ma prawo jazdy? Jakoś nie pamiętam, by chwalił mi się, że zdobył dokumenty. A zresztą, czy to ważne? Grunt, że mogliśmy spędzić przyjemnie czas.
– To dzięki tobie, mój Minnie. Wystarczyło te kilka minut spędzone razem, abym poczuł się jak pan całego świata... Chociaż w sumie nie muszę się tak czuć – stwierdził, a ja nie do końca załapałem, o co mu chodzi. Zapatrzyłem się na tę samotną dłoń leżącą na podłokietniku między nami. Wyglądała na taką smutną... Stanowczo brakowało jej towarzystwa, toteż chwyciłem ją delikatnie i przeniosłem na swoje udo.
No, tu jest twoje miejsce.
Zadowolony z tego dotyku, przykryłem jego rękę swoją, by spleść nasze palce.
– „Minnie"? – zapytałem, wyłapując to dziwne, a zarazem urocze zdobienie. – A jah ja mam si mófiś? Kookie?
– Hmm... Do tego jeszcze dojdziemy. Nie za gorąco? Włączyć klime? – zaproponował, unosząc kolano, aby to nim przez chwilę trzymać kierownicę. Uwolnioną w ten sposób dłonią włączył klimatyzację, która zaczęła miło dmuchać na moją twarz.
– Troszszke – przyznałem. – Chypa... sa tuszo fypieem. Szepraszam...
– Nie przepraszaj saiai. Wprosiłbym się tam i wypił z wami, ale wolałem spędzić z tobą czas sam na sam. W końcu.
– Tesz fole tylko s topą – powiedziałem nieco ciszej, opierając już moją nieco zmęczoną głowę o boczną szybę.
Seul jest taki piękny nocą.
– Jeonggukie... jestem kłotny – mruknąłem, czując jak w moim brzuchu coś bulgocze. A może to alkohol się przyjmuje?
– Już prawie jesteśmy. – Mój kierowca uspokoił mnie, a już po chwili podjechaliśmy na drive–thru. – Siema tygrysie. – Jeonggukie przywitał się grzecznie z głośniczkiem po otwarciu szyby, a ja zachichotałem. – Dwa największe zestawy z podwójnym serem i bekonem.
– I piciu. I loty. I kuczaka – wymruczałem, mając nadzieję, że głośniczek usłyszał. – Sepsueś mi test – powiedziałem, kiedy ruszyliśmy dalej, by zapłacić za nasze jedzonko. – Ja mufie, sze jestem kłotny, a ty masz sapytaś, co ce. A ja sze siebie – poinstruowałem go, chcąc przetestować kolejny suchy tekst na podryw. Nigdy nie wiesz, kiedy ci się przyda ta umiejętność. – Fies jesze ras. Jestem kłotny.
Jednak moja bratnia dusza nie chciała współpracować, śmiejąc się tylko.
Patrzyłem, jak wyciąga porntfel ze schowka i wyjmuje z niego czarną kartę. A przy stanowisku, do którego dojechaliśmy, zapłacił i ustawiliśmy się w trzyautowej kolejce po odbiór zamówienia. Dopiero wtedy zareagował na moją zaczepkę, zmieniając ją na znacznie przyjemniejszą.
– Co takiego chcesz, moja ponętna bratnia duszo, która śni mi się po nocach? – wymruczał, opierając się nieco o kierownicę, by odwrócić twarzą do mnie. – Już nawet nie wspomnę w jakich pozycjach.
– Potfójne frrrrytki – odpowiedziałem, zaczynając się kolejny raz chichrać z moich błyskotliwych żartów. Choć ta odpowiedź miała nieco maskować moje prawdziwe odczucia, gdyż najchętniej po prostu rzuciłbym się na niego, aby sprawdzić czy w tym aucie naprawdę da się uprawiać seks.
Tak bardzo cię pragnę.
Moje ciało było nieco szybsze niż myśli, bo nachyliłem się w jego stronę na tyle, na ile pozwolił mi pas.
– I busi.
Chłopak przewrócił oczami, widocznie rozbawiony moim zachowaniem. No ale jak można było oprzeć się tak słodkiej osobie? Nic więc dziwnego, że skuszony odpiął swój pas i przysunął się bliżej.
Patrzyliśmy w swoje oczy, a nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Nasze usta były już tak blisko siebie...
PIIIIIP PIIIIIIIP.
NOSZ KURWA MAĆ.
Niezadowolony posłałem mordercze spojrzenie kierowcy za nami.
OBY CI W DUPĘ POSZŁO, TY PADALCU.
Jeongguk wyraził swoje niezadowolenie pokazaniem środkowego palca przez okno, ale ruszył dalej, by podjechać do okienka po naszą paczuszkę z jedzeniem.
Postawił je między nami, a mi prawie ślina pociekła na zapach tego niezdrowego fast fooda.
Mnie nie pójdzie w dupę. Ja jestem miły dla ludzi.
– Musisz mnie pokarmić, Minnie – powiedział chłopak, wyjeżdżając już z parkingu.
– Ale chsiałem busi... – zauważyłem z nieco dramatycznym westchnieniem. Jednak zapach był zbyt kuszący, by nam żarełko stygło.
Zacząłem grzebać w torbie i zadowolony znalazłem kurczaczki.
Chociaż tyle z mojego zamówienia głośniczek dosłyszał.
Zacząłem jednak od wielkiego burgera, którego rozpakowałem, by zaraz po tym wgryźć się w bułę.
PYCHA.
– Chsesz? – zaproponowałem, podsuwając Jeonowi kanapkę pod nos, na co ten otworzył tę swoją paszczę i... połowa buły zniknęła.
O żesz ty.
– Dostaniesz dzisiaj ode mnie co tylko chcesz, kochanie – powiedział, gdy już przełknął tego „gryzka".
– To chse busi. Po nikty mi nie tajesz – zażądałem, wypominając mu te niefajne olewanie mojej potrzeby bliskości z nim tu i teraz. – A ja cie chypa kocham, fiesz?
Gdzieś widziałem frytki.
Odłożyłem burgera pod przednią szybę i wygrzebałem pudełko z frytkami, by zaraz delektować się tym tłuszczem w formie stałej.
– Ahaa, taki ze mnie słabiak? To musimy to zmienić. Najedz się i coś tu pokombinujemy – zapowiedział, co w końcu mnie bardzo usatysfakcjonowało.
Zjadłem jeszcze kilka frytek, oczywiście częstując nimi mojego kierowcę, po czym chciałem wrócić do burgera i z przerażeniem zauważyłem, że trochę sosu zostało na desce.
– Pszpszam... nie ciałem... – wymruczałem, szukając chusteczek, by jakoś to uprzątnąć.
Przecież to nie jego auto! Wypożyczalnia skasuje za to miliony monet!
Jakoś udało mi się zebrać ten niegrzeczny sos. Jednak w tym czasie ketchup z frytek postanowił zostać na mojej koszulce. Ale lepsze to, niż na tapicerce!
Jeongguk wydawał się jedynie rozbawiony moimi działaniami, nieszczególnie przejmując się stanem pojazdu. Bardziej niż drogą, był zainteresowany mną, i chętnie przyjmował wszystko, co mu podsuwałem do jedzenia. Miał chyba jednak konkretny cel w tej jeździe, bo niedługo później dojechaliśmy na jedno ze wzgórz, z pięknym widokiem na miasto.
Patrzyłem na panoramę z okna, nie mogąc się nadziwić jak z tej perspektywy Seul wygląda piękniej niż zwykle.
Zatrzymaliśmy się na płaskim szczycie, gdzie znajdował się niewielki parking i najwyraźniej punkt widokowy. Jeongguk przyciszył muzykę i spojrzał na mnie z nieco jakby... rozczuleniem? Niby tę minę u niego znałem, a jednak tym razem ta mimika była nieco inna.
– Co tu się podziało? – zapytał rozbawiony, zbierając palcem ketchup z mojej koszulki, by usmarować nim czubek mojego nosa.
– Nie mam stolika, Jeonggukie... musze im... imp... imprefisofaś – poskarżyłem się i dwoma ostatnimi frytkami zebrałem ten pomidorowy sos, zjadając je zaraz po tym. – Najatłem sie.
Młodszy zaczął zbierać śmieci po naszym posiłku, umieszczając je z powrotem w torbie, a następnie wrzucił ją niedbale na tylne siedzenie.
Oby nic się nie ubrudziło, bo naprawdę będzie miał kłopoty.
– Chyba musimy cię najpierw przebrać.
– Yhy – zgodziłem się, odpinając od razu mój pas.
Niegrzecznie siedzieć w brudnych ciuchach.
Jednak tłusty posiłek nie wypędził alkoholu z mojego organizmu, przez co te drobne guziczki na mojej koszuli stanowiły niemałe wyzwanie.
Co za debil wymyślił, by robić to kilkumilimetrowe ustrojstwo? Otworzę ruch Dużego Guzika. Wszędzie będą guziki o średnicy minimum pięciu centymetrów. Tak jest.
Mając dość nieudanych prób, złapałem po prostu za materiał, mając zamiar ściągnąć go przez głowę, jednak dłonie Jeongguka szybko mnie powstrzymały.
– Czekaj, czekaj, czekaj. Ja się tym zajmę – zaproponował i zabrał się do roboty, a moje ciało powoli było odsłaniane przed jego oczami.
Jednak odwołuję guzikową rebelię. Ktoś to dobrze wymyślił. Właśnie na takie okazje to było.
Znów poczułem gorąco, jakby każde łagodne muśnięcie przez niego mojego ciała posyłało iskry, podsycające ogień w moim sercu. Wręcz zaczęło mi brakować tlenu od tych intensywnych uczuć, przez co mój oddech stał się głośniejszy.
Apogeum gorąca nastąpiło w momencie, gdy Jeon pochylił się w moją stronę jeszcze bardziej i złożył pocałunek na moim torsie. Byłem gotów spłonąć od tego dotyku.
– Mój Minnie. Chociaż jednej nocy – wyszeptał.
Moje ręce same powędrowały w jego stronę, ostrożnie oplatając jego szyję.
– Nie chse tylko na jetną... chse siepie na safsze – poprosiłem, przesuwając dłonie na jego rozpalone policzki.
Najwyraźniej nie tylko ja czułem te rozpalające od środka uczucia. Jeongguk nachylił się jeszcze troszkę i nasze wargi w końcu się spotkały, a przez moje ciało przeszło coś... niezwykłego. Jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości, jaki kierunek powinna obrać nasza relacja, to w tym momencie nie było nawet cienia szansy na coś innego, niż bycie swoimi kochankami. Moje serce chciało bić tylko dla niego, aż po ostatni oddech.
Chłopak odsunął się ode mnie, poprawiając czapkę, która nieco mu się uniosła przez to zbliżenie do mnie. Wyglądał na zadowolonego, ale jednocześnie... rozczarowanego?
– Za bardzo mnie rozpalasz, Minnie. Musimy nieco przystopować – wyjaśnił, a mi nieco ulżyło. Byłem gotów na seks z nim, tu i teraz, no ale jeśli woli zaczekać, to faktycznie nie ma się co spieszyć. Mieliśmy resztę życia na bycie razem.
– Seksy innym rasem – zgodziłem się. – Kocham sie – dodałem już w stu procentach pewny.
– Wiem, że go kochasz – wymruczał, czego znowu nie zrozumiałem, jednak zaraz po tym zabrał się za zdjęcie mojej koszuli do końca. – Wymienimy ją na moją kurtkę, dobra? Żebyś jeszcze bardziej się nie usyfił – zaproponował, zdejmując swoją skórzaną kurtkę.
Grzecznie współpracowałem przy tej zmianie odzieży, wręcz topiąc się w tym materiale, który nie dość, że był przyjemnie ciepły od środka, to jeszcze czułem, jakby mnie przytulał zamiast swojego właściciela.
– Dobra, czas się przewietrzyć, bo mnie tu zamęczysz – zdecydował młodszy, odbezpieczając zamki w naszych drzwiach.
Chętnie wysiadłem, choć zderzenie z nieco chłodnym powietrzem, po nagrzanym wnętrzu w Maserati, zrobiło swoje, wywołując ciarki na moim ciele.
Ruszyłem w stronę barierki, by spojrzeć na miasto. Taki wiele ludzi jest tam w oddali i nie wie, jak szczęśliwy teraz jestem. Miałem ochotę zacząć krzyczeć, by każdy z nich dowiedział się, że Park Jimin dzisiaj zrozumiał, jak mocno kocha swoją bratnią duszę.
Odwróciłem się w stronę Jeongguka, który został przy samochodzie. Trochę miałem wrażenie, jakby jego ciało lekko parowało. Albo to mi oczy płatają figle przez alkohol.
– Potopa mi sie rantka – powiedziałem, podchodząc do niego szybko.
– Najlepsza na jakiej byłeś? – dopytał z uśmiechem, na co kiwnąłem głową.
– Po s topą. Pszpszam, sze jestem po alkoholu...
– Taki był plan – wyjaśnił, opierając się o czarną jak smoła maskę. Skrzyżował ręce na torsie, a jego spojrzenie wręcz wypalało dziury w moim ciele swoją intensywnością. Patrzył na mnie tak, jakby chciał wyryć sobie mój obraz w pamięci. A przecież miałem już zawsze być przy nim, więc to nie było potrzebne.
– Inaczej ciężko by cię było porwać.
Pokonałem tych kilka kroków, by zatrzymać się tuż przed nim.
– Nie musisz. Kocham sie i pójte sa topą fszesie.
– Taaak? A co gdybym cię porwał do siebie? I już nigdy nie wypuścił? – zapytał nieco cwanym tonem.
Cholera, było się bardziej przykładać do japońskiego, jeśli mam w Kioto wylądować.
– To sostałpym a topą – zapewniłem, kładąc dłonie na jego ramionach. Tak jak wcześniej policzki, czy jego dłoń, one również były gorące.
Nie pozwolił mi jednak za długo go dotykać, bo uciekł nieco w bok.
– Postaram się ziścić ten plan. Ale teraz musimy już chyba wracać, Minnie.
– Konies rantki?
– Na razie tak. Ale może jeszcze kiedyś na jakąś wyskoczymy – powiedział, puszczając do mnie oko.
Jeongguk podszedł do drzwi od strony pasażera i otworzył je dla mnie.
– Chodź, skarbie.
Uśmiechnąłem się na to piękne słowo, posłusznie wsiadając do środka, choć nie mogłem sobie odpuścić pogłaskania go jeszcze po policzku.
Jeon okrążył auto, by zająć swoje miejsce, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną do naszego mieszkania.
Wszystko zaczęło robić się dziwnie senne. Widok za oknem wręcz zlewał się w jedno, a moja głowa już nieco opadała, gdy poczułem jak prędkość zaczyna mnie nieco wbijać w fotel.
– Poszalejemy jeszcze, jak już trochę pojadłeś i zapewne lepiej się czujesz – wyjaśnił chłopak, ewidentnie dociskając pedał gazu do samej podłogi. – Następnym razem może sobie polatamy po jakimś parkingu. Jak będziesz trzeźwy, to dam ci poszaleć. Zresztą, jeszcze dwa miesiące i zima. A kto z pierwszym śniegiem po parkingu polata, ten nie będzie miał przypału do samego lata.
Nieszczególnie słuchałem, czując jak moje serce łomocze. I tym razem nie od pozytywnych emocji.
Uczepiłem się palcami fotela, czując rosnącą gule strachu w gardle.
– Jeonggukie, swolnij troche... prosze...
Jeszcze przez chwilę obawiałem się o nasze życia, jednak ten głupi wyskok był na szczęście tylko chwilowy. W przeciwieństwie do uderzenia adrenaliny, która szalała w moim organizmie przez resztę trasy.
– Dobraaaa, teraz nie będę szaleć. Ale na kolejnej randce przygotuj swój żołądek.
Pokręciłem na to głową, nie pisząc się więcej na takie rozrywki.
– Fystarszy... ićmy spaś...
– Podwiozę cię i uciekam, bo muszę oddać samochód. Wypożyczyłem go tylko na kilka godzin.
– No topsze... fróć szypko.
– Wrócę bardzoooo szybko.
Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Dopiero pod naszym blokiem nachyliłem się, prosząc ponownie o buziaka, którego na szczęście otrzymałem.
– Śpij spokojnie, słodki Minnie – powiedział cicho, posyłając mi swój piękny uśmiech.
– To sobaszebia w łószku.
Przeciągnąłem się i jęknąłem cicho, rażony światłem wpadającym przez okno do naszej sypialni. Przekręciłem się na drugi bok, uciekając od tego zdradzieckiego słońca. Jakby moja głowa nie dawała mi wystarczających powodów do cierpienia.
Naprawdę nie chcę więcej pić... Mam dość.
Niezadowolony skuliłem się nieco w pościeli, próbując wrócić do tego pięknego snu. Randka w czarnym Maserati. Tylko ja i on. I to gorąco. Gorąco rozchodzące się po całym ciele, za sprawą każdego dotyku...
Sięgnąłem po poduszkę, by móc ją do siebie przytulić. Jednak pod palcami poczułem materiał, którego nie powinienem mieć w łóżku. Otworzyłem jedno oko, unosząc głowę, by spojrzeć na złapaną rzecz.
CO DO...?!
Jeongguk:
Po wizycie w Hybe i studiu Yoongiego, nie mogłem się doczekać na Jimina. Siedziałem jak na szpilkach, chcąc w końcu poruszyć ten nieco delikatny temat. Ale Yoongi miał rację. Bez wyjaśnienia naszej relacji ani ja, ani Jiminnie, nie mogliśmy ruszyć dalej. Równie dobrze moja bratnia dusza mogła czuć to samo co ja do niej. Zresztą, przecież powinna! Skoro moje serce szalało za czarnowłosym producentem moich dziewczynek.
Ale musiałem to z nim omówić, nie wyciągając pochopnych wniosków. Dlatego czekałem.
Godzinę, dwie, trzy... a potem pięć i sześć. Mój organizm w pewnym momencie się poddał i po prostu zasnąłem na kanapie, to tutaj ostatecznie lądując. Nawet nie zdążyłem się wykąpać, kładąc tu tylko na chwilkę, bo liczyłem, że hyung zaraz się zjawi. W końcu to była pora, o której zazwyczaj wracał z pracy. Ale najwyraźniej nie tego dnia.
Wybudził mnie dopiero nieco dziwny dotyk. I to nie taki na moim ramieniu, policzku, czy gdzieś na torsie albo nodze, próbujący mnie zbudzić. Znajdował się on wszędzie, jakby ktoś... się na mnie znalazł. I chyba faktycznie tak się stało. Bo po otwarciu oczu ujrzałem nade mną znajomą postać.
– Heeeej – wymruczał Jiminnie, zionąc w moją stronę dziwnie pachnącym oddechem. – Szypko wrusiłeś.
Aha. I wszystko jasne.
– Jimin??? Jesteś... pijany? – Niedowierzałem, czując jak zaczyna się na mnie wiercić, wywołując tym lekki dyskomfort. Bo jeszcze nigdy nie znajdowaliśmy się w takiej pozycji.
Moje ręce uciekły od jego ciała, nie wiedząc jak się zachować.
– Tszoszke... – przyznał, zaczynając się do mnie tulić. – Jeśzisz za szypko. Niekrzeszny.
Nie bardzo go rozumiałem, ale starałem się rozszyfrować ten bełkot. Choć nie miał on żadnego ładu i składu.
– Jeżdżę? Co? – powtórzyłem to wybełkotane przez niego słowo. – Hyung, mogę wstać? Położymy cie do łóżka, hmm? – zaproponowałem zaraz, zanim zacznę tracić oddech. Bo Jimin leżał akurat tak, aby niedługo zacząć uniemożliwiać mi normalne napełnianie płuc powietrzem.
Starszy na szczęście mnie posłuchał, wstając grzecznie. Choć jak tylko do niego dołączyłem, zaraz się do mnie przykleił. O dziwo nie na długo.
– Nie jesteś jusz ciepły... – wymamrotał, odsuwając się i przyglądając mi nieco.
– Hyung, nie rozumiem o czym ty mówisz... Jutro porozmawiamy. Na razie połóż się spać, dobrze? – poprosiłem, bo nie widziałem w tym na razie sensu. Ani nie pogadamy o tym, o czym zamierzałem, ani nie wyciągnę z niego informacji o tym, o czym w tej chwili mówił.
Jimin na szczęście na to przystał, coś tam jeszcze do siebie pomrukując, ale grzecznie udał się do sypialni. Nawet nie zamierzałem namawiać go do wzięcia prysznica. Bo już dobrze wiedziałem, że w takim stanie nie było na to szans.
Zresztą, po ujrzeniu jak tuli swoją(?) kurtkę, leżąc na swojej połowie łóżka, dałem mu spokój. I nie zamierzałem dzisiaj zajmować przy nim miejsca, ograniczając się do kanapy. Nie ze względu na jego stan upojenia, a ze względu na nieco napiętą sytuację w moim sercu.
Sam oczywiście wziąłem prysznic, zabierając też moją poduszkę i jakiś kocyk, po czym ułożyłem się w miarę wygodnie na kanapie. Ta noc nie była łatwa, bo oprócz poprzedniego zmartwienia, doszło jeszcze to związane z Jiminem. Bo jak miałem mu teraz o tym powiedzieć? Kiedy po raz kolejny, po pijaku, pokazał że czuje do mnie coś więcej?
Na szczęście gdzieś po godzinie albo dwóch, w końcu udało mi się usnąć. A na drugi dzień wstałem jeszcze przed Jiminem, mogąc ułożyć sobie wszystko w głowie, a również przebrać się i przygotować nam śniadanie. Tak samo jak wywar na kaca dla mojego hyunga.
Starszy wstał długo po tym jak zrobiłem nam jedzenie. Zdążyłem już zasiąść do laptopa, rozwiązując kolejne testy na prawo jazdy. I akurat w trakcie bodajże dziesiątego z nich, Jimin wyłonił się z naszej sypialni, nie wyglądając za dobrze.
Na głowie miał standardowe gniazdo, twarz lekko spuchniętą, a w rękach trzymał jakąś kurtkę, to właśnie na jej temat zadając mi pytanie:
– To nie jest twoje, prawda?
Zmarszczyłem lekko brwi, przyglądając się jej. Bo raczej w mojej kolekcji ubrań nie miałem żadnej skórzanej kurtki. Nie, na pewno nie.
– Nie, hyung – zaprzeczyłem. – Dobrze się czujesz? Bo wczoraj chyba... trochę wypiłeś? – zapytałem ostrożnie, martwiąc się o niego.
– Tak. Stanowczo za dużo. Szefostwo stawiało – mruknął, kierując się w stronę kanapy, którą na szczęście zdążyłem już doprowadzić do ładu. I w sumie poniekąd go rozumiałem z tym piciem, bo w tradycji koreańskiej nie wolno było odmawiać szefowi takich wyjść. – Mam... przebłyski tego, co się działo – kontynuował, przytulając tę dziwną kurtkę. – Byłem pewien... mógłbym przysiąc, że zabrałeś mnie z tej imprezy.
Huh? Ja?
Aż przerwałem ten test, przymykając na chwilę laptopa i ściągając okulary, aby skupić się tylko na nim.
– To pewnie jakiś szalony sen, hyung. Albo... jakiś znajomy cię z niej zabrał? – stwierdziłem, pokazując na tę trzymaną przez niego kurtkę.
Najwyraźniej mój sobowtór?
Ale to nie byłoby nic dziwnego, przecież to się zdarzało. Każdy z nas miał około siedmiu sobowtórów na świecie. I może Jiminnie trafił akurat na jednego z nich?
– Możliwe... – przyznał, opierając głowę o zagłówek kanapy. – Przepraszam. Znowu zawiodłem i zabalowałem niepotrzebnie.
Nie chciałem ani zaprzeczać, ani przyznawać mu racji. W końcu poniekąd został do tego przymuszony. A poza tym co innego krążyło mi teraz po głowie.
– Hyung... – zacząłem, gdy moje usta już chciały coś kłapnąć, choć jeszcze nie powinny. Dlatego szybko zmieniłem temat, który zamierzałem poruszyć. – Jesteś głodny? Zrobiłem śniadanie – oznajmiłem, wstając od razu, aby zająć się rozkładaniem miseczek do czekającego na nas jedzenia.
– Tak... zjadłbym coś. – Chłopak ruszył za mną, już bez tej tajemniczej kurtki. – I wypił ten twój magiczny koktajl na kaca... – dodał, na co posłałem mu niewielki uśmiech, od razu wręczając z lodówki bidon, który już na niego czekał.
Jiminnie pił moje wywary, a ja w tym czasie przygotowałem nam na stole śniadanie, składające się ze smażonego ryżu i kimchi.
– Jesteś najlepszy – pochwalił mnie starszy, widząc zastawiony stół.
Zaraz zabraliśmy się za jedzenie, konsumując spokojnie. W sumie dopóki Jiminnie nie czknął, zaraz to komentując:
– Jadłem frytki?
Zmarszczyłem lekko brwi, tak samo jak on. Bo chyba obaj tego nie rozumieliśmy?
– A nie jadłeś? Na tej imprezie? – zauważyłem, szybko znajdując rozwiązanie, które było przecież oczywiste? Więc dlaczego tak go to zdziwiło?
– Możliwe, nie wiem... – stwierdził, biorąc kolejne łyki mojego wywaru, by zaraz po tym wrócić znów do jedzenia, poruszając nieco inny temat: – Miałem bardzo dziwny sen.
– O czym dokładnie?
– Byliśmy na randce. Wynająłeś takie czarne, sportowe auto, i jeździliśmy po mieście.
Randka? Czarne, sportowe auto? Jazda po mieście? Nie wspominał o czymś takim wczoraj po powrocie? Chyba serio za dużo wypił.
Mój wzrok przeniósł się na tę kurtkę, bo nadal nie znaliśmy jej właściciela.
– Może... z kimś jeździłeś? – zapytałem, bo to trochę nie trzymało się kupy.
– Nie sądzę... to na pewno byłeś ty. Nadal czuję ciepło w sercu. A to ciepło bratniej duszy. – Trzymał się swojej wersji, kładąc przy tym dłoń na sercu, jak gdyby to wspomnienie, czy tam sen, było dla niego bardzo ważne.
– W takim razie to był sen, hyung – oznajmiłem już nieco stanowczo, bo za bardzo o tym gdybaliśmy. – Bo wróciłem od Yoongiego i... siedziałem tutaj te kilka godzin, czekając na ciebie. Aż w końcu przysnąłem na kanapie i... to ty mnie obudziłeś.
Tak, czekałem na ciebie, żeby złamać ci serce. A teraz nawet nie umiem poruszyć tego tematu.
Starszy pokiwał głową, choć ciepły uśmiech nie znikał z jego twarzy.
– To musiał być... ładny sen? – podpytałem, jeszcze nie widząc u niego takiej reakcji na coś podobnego.
Jiminnie pokiwał na to głową, dodając:
– Mam nadzieję, że go nie zapomnę.
Kontynuowaliśmy jedzenie w spokoju, już nie poruszając żadnych dziwnych wątków. A zwłaszcza tych o naszej relacji. Chyba na razie nie byłbym w stanie w ogóle wypowiadać się na ten temat.
Obaj dość szybko skonsumowaliśmy to śniadanie, zaczynając po sobie sprzątać. A kiedy wszystkie miseczki, wraz z bidonem, wylądowały w zmywarce, ja zająłem się przecieraniem stołu, a Jiminnie skupił się na przyniesionym przez siebie ubraniu.
– Będę musiał zapytać czyja to kurtka
– Kopciuszek musi poszukać swojego księcia? – zażartowałem, kończąc przecieranie stołu i poprawiając wszystkie dekoracje na nim.
– Mam już mojego księcia – stwierdził nagle, patrząc przy tym w moją stronę i posyłając mi łagodny uśmiech.
Trochę zaskoczył mnie taki komentarz. I nawet nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Nie mogłem potwierdzić, zaprzeczyć, ani uśmiechnąć się, czy też pokręcić głową. Każda reakcja była zła albo sprzeczna z tym co czuję. Dlatego nie zareagowałem na to jakkolwiek.
Chłopak na szczęście złapał za tę kurtkę, zaczynając robić jej zdjęcia, aby zapewne popytać znajomych o jej właściciela. A ja, tak jak zazwyczaj, poszedłem jeszcze zaliczyć łazienkę, by zaraz po tym zrobić sobie kiteczkę i przebrać w dresy.
– Idę pobiegać, hyung – oznajmiłem starszemu, który na pewno nie będzie widział w tym nic dziwnego. Nawet jeżeli moje dzisiejsze intencje były nieco inne niż zazwyczaj. Musiałem po prostu pomyśleć. – Masz dzisiaj wolne?
– Tak. Ale nie licz na to, że będę biegał. Mam dzisiaj za ciężką głowę – stwierdził rozbawiony, choć broń boże nie chciałem, aby ze mną szedł. Nie dzisiaj. Nie po tym, co wydarzyło się wczoraj między mną a Yoongim.
– Nie, nie, nie. Nie wyciągałbym cię na kacu – zapewniłem z uśmiechem, starając się brzmieć przy tym normalnie. – To wrócę za jakąś godzinkę, hyung – obiecałem jeszcze, zabierając tylko telefon i wodę, i już uciekłem z naszego mieszkania.
Ale jak ja mu o tym powiem? Jak ja... złamię mu serce?
To właśnie te dwa pytania męczyły mnie przez najbliższe dwie–trzy godziny. Bo poniekąd straciłem rachubę czasu. I tylko słońce, zmieniające swoje położenie na niebie, dawało mi znać, że minęła więcej niż godzina odkąd opuściłem nasze mieszkanie. Ale jak miałem tam wrócić i mu o wszystkim powiedzieć? Zwłaszcza po tym jakie sygnały mi dawał odkąd tutaj przyjechałem?
Dobra, teraz albo nigdy! Przecież z czasem będzie tylko gorzej. Zwłaszcza że Yoongi jest jego najlepszym przyjacielem.
Zebrałem się w końcu do domu, biorąc głęboki wdech tuż przed wpisaniem kodu na panelu.
Będzie dobrze! Dasz radę, Jeongguk!
Przekroczyłem powoli próg naszego mieszkania, witając się z Jiminem donośnym: „Hej, już jestem", po czym zniknąłem w łazience, aby jeszcze pomyśleć pod prysznicem.
Nie, prysznic nie był wystarczający. W końcu blat w kuchni potrzebował wypolerowania. A lustro w korytarzu miało na sobie za dużo kurzu w moim mniemaniu. Tak samo jak wysoka szafka w naszej sypialni i... moja szafa, w której uznałem, że jest za duży bałagan, nawet jeżeli wszystko było ułożone w idealną kosteczkę.
No tak, wszystko lepsze niż poruszenie tak ciężkiego tematu.
W końcu to jeden, niewielki element na mnie wpłynął. A dokładniej nowa część mojej garderoby. Granatowa czapka z daszkiem. Uśmiechnąłem się na jej widok, przypominając te wczorajsze zakupy. Wzrok Yoongiego dokładnie oglądający mnie w każdej czapce, aby dopasować tę jedną, pasującą do mnie idealnie, za którym już tęskniło moje serce. I przy tym niezwykle się obawiało, że już nie będzie miało okazji do takich momentów.
Niee, nie mogę do tego dopuścić. Przecież... ja tego nie wytrzymam.
Odłożyłem ją do reszty moich czapek, nie zamierzając zakładać, aby przypadkiem nie zniszczyć.
W końcu zebrałem się w sobie, opuszczając sypialnie i niepewnym krokiem podszedłem do kanapy, powoli zajmując miejsce obok oglądającego coś Jimina. Chyba jeden z jego seriali.
– Hyung? Czy moglibyśmy porozmawiać o czymś, co zapewne obu nas nurtuje? – zacząłem delikatnie, nie wiedząc jak inaczej poruszyć ten temat.
Chłopak zaraz zatrzymał ten serial, przenosząc na mnie zaskoczone spojrzenie.
– Tak? O czym?
Poczułem się trochę niekomfortowo, dlatego moje ręce grzecznie ułożyły się na udach, a oczy zaczęły w nie wpatrywać.
– No... Bo w sumie... Już spędzamy ze sobą czas ponad tydzień i... Chciałem porozmawiać o naszej relacji, hyung – zacząłem, bardzo niepewnie i bardzo ostrożnie. Ani na sekundę nie odważyłem się na niego zerknąć, czując tylko jak zmienia nieco swoją pozycję, aby zapewne odwrócić się w moją stronę.
– No tak. Masz rację. To... jakie są twoje odczucia?
Czas się przyznać, Jeongguk.
– Ja... Hyung... – zacząłem, ale nagle wszystkie słowa uciekły z mojego umysłu, a język nie był w stanie współpracować. I zajęło mi to długieee sekundy zanim dokończyłem moją wypowiedź. – Jesteś mi bardzo, bardzo bliski. Jako... moja bratnia dusza... I jako mój... najbliższy przyjaciel – przyznałem nieco ciszej, a tuż po wypowiedzeniu tych słów... jakby mi ulżyło. Ulżyło, a z drugiej strony przeraziło. Bo nie wiedziałem jak teraz zareaguje na to Jimin?
Ach, nienawidzę takich rozmów.
Wczoraj ta z Yoongim. A dzisiaj z Jiminem...
– Hm... no tak. Jesteśmy przyjaciółmi – stwierdził, powtarzając końcowy fragment mojego wyznania, choć nie brzmiało to zbyt szczerze. Jakby... był tym rozczarowany? A jego drżący głos tylko mnie w tym utwierdzał.
– Hyung... Czujesz do mnie coś więcej? – zapytałem ostrożnie, mocno się tego obawiając.
– Nie. Nie czuję. W końcu bratnie dusze nie muszą być swoimi drugimi połówkami – przypomniał po prostu. I już nie dał mi na to odpowiedzieć, wstając nagle, przez co mój wzrok w końcu się na niego przeniósł, tylko na sekundę zauważając jaka emocja wymalowała się na jego twarzy. Rozczarowanie.
Ale czy ja się tego nie spodziewałem? No, może nie tak dramatycznej reakcji, jaką było nagłe ruszenie w stronę wyjścia i wybiegnięcie z mieszkania.
Nie zwlekałem z tym, szybko za nim ruszając, do tego w samych skarpetkach, aby jakoś uratować tę sytuację.
– Hyung! – krzyknąłem, chcąc go jak najszybciej zatrzymać, łapiąc dopiero kilka metrów od naszych drzwi wejściowych.
– Nie, zostaw mnie! Chcę pobyć teraz sam! – odpowiedział mi takim samym tonem, płacząc przy tym. A takiego widoku jeszcze nie miałem okazji oglądać.
Te załzawione, kochane oczy, z których płynęły słone krople sprawiły, że w moich oczach również pojawiły się łzy. Szybko go puściłem, odsuwając się.
– Przepraszam hyung – wyszeptałem, wycofując się szybko do tyłu.
A jednak złamałem mu serce, tak jak zakładałem.
I nie chcąc go ranić jeszcze bardziej, posłuchałem się, znikając z powrotem w naszym mieszkaniu. Przez chwilę martwiłem się tym, gdzie się uda. Zwłaszcza w samych klapkach i koszulce. Ale zaraz wstrząsnęła mną fala szlochu, przez co oparłem się o ścianę, chowając twarz w dłoniach i zanosząc się płaczem.
Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, więc nie wiedziałem co teraz zrobić, po prostu siadając na podłodze i płacząc.
Rozmyślałem o tym wszystkim, teraz żałując, że zdecydowałem się na wyznanie prawdy. Żałując, że poszliśmy wtedy na tamtą imprezę i poznałem jego przyjaciela. Nawet jeżeli moje serce tak bardzo cieszyło się na samo wspomnienie o nim.
Siedziałem tak może kilka minut, a może kilka godzin. Ewentualnie kilka dni. Ignorowałem wszelkie potrzeby, nie potrafiąc się ruszyć z miejsca. I dopiero dźwięk powiadomienia z KakaoTalk, pośród wszystkich innych powiadomień, wyrwał mnie z tego stanu zawieszenia, zmuszając na zerknięcie na tę wiadomość. Bo może to był Jiminnie!
Jakim rozczarowaniem było pojawienie się imienia jego przyjaciela, który przecież jeszcze wczoraj wywoływał we mnie tak pozytywne uczucia.
Yoongi poinformował mnie tylko, że Jimin jest u niego i nie powinienem się o niego martwić. A ja, moimi lekko drżącymi rękoma, starałem się mu w miarę normalnie odpisać:
„dziękuję hyung"
Odłożyłem telefon na bok, czując lekką ulgę, że moja bratnia dusza jest bezpieczna. Lekką, bo nadal miałem ogromne wyrzuty sumienia, że tak bardzo go zraniłem.
Minęły kolejne długie minuty, a ja nie potrafiłem się zebrać z tej podłogi. Dopiero skrajne pragnienie zmusiło mnie do udania się do kuchni po jakąś wodę. A gdy już wypiłem pół butelki wody, przeniosłem się do naszej sypialni, chowając cały pod kołdrą, czując się tu bezpiecznie.
W końcu oprócz Jimina nie miałem tu nikogo, a gdybym go teraz stracił... musiałbym wrócić do Kioto.
Moje kolejne negatywne rozmyślania przerwało znów to samo powiadomienie z KakaoTalk.
I tym razem, wiedząc gdzie moja bratnia dusza się znajduje, ucieszyłem się na widok imienia Yoongiego.
„Rozumiem, że nie było ci łatwo szczerze z nim porozmawiać. Ale nie martw się. Jesteście bratnimi duszami, przetrwacie wszystkie kryzysy"
„To nie takie proste. Jeżeli mnie kocha, nie mogę tego nazwać tylko 'kryzysem'"
„A jeśli nie kocha? Jeśli jego reakcja była strachem? Nie zadręczaj się, tylko idź spać. Doprowadzę Jimina do ładu i jutro porozmawiacie o swoich szczerych uczuciach. Jeśli potrzebujecie, mogę robić za mediatora"
Ale wymyśla...
„Nie ma nawet takiej opcji, hyung. Tobie nie wolno tu przychodzić, zwłaszcza teraz, kiedy jesteśmy w takiej sytuacji. Mówię to dla Twojego, mojego i Jimina dobra."
„Masz rację. Przepraszam. Jimin coś mówił o nowym mieszkaniu. Nastaw się, że może jutro palnąć coś o wyprowadzce z waszego mieszkania."
Wyprowadzce z mieszkania? Czyli naprawdę zostanę tu całkiem sam!
Znowu się rozpłakałem, zostawiając już telefon, bo nie chciałem czytać kolejnych, dołujących mnie wiadomości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top