39 - Yopparau

4616 słów

~~~~~~~~~


Jeongguk:

To był jakiś koszmar, w którym ani Jiminnie ani ja, ani Kyo nie powinniśmy brać udziału. Zresztą, Yoongiego też to dotyczyło. Tak samo jak rodziny Jimina czy jego przyjaciół. Wszyscy przeżywaliśmy to tak samo mocno. Choć tylko nasza trójka brała w tym udział. I nie wyobrażałem sobie żadnego innego scenariusza w całej tej sytuacji. Uratowałbym Jimina w każdej wersji planu Kyo, który mnie w nim nie uwzględniał. Ale czułem, jako ich bratnia dusza, że to nie skończy się dobrze. Że jeśli czegoś nie zrobię, stracę jednego z nich, albo nawet obu. Dlatego śledząc jednego z mafijnych kumpli Kyo, dotarłem do piwnicy, w której znajdowała się moja dwójka bratnich dusz. I w porę skojarzyłem ten płomień na włosach Kyo, który w dzieciństwie oznaczał kolejny jego wybuch. Jednak przecież doskonale wiedzieliśmy, że w przeciwieństwie do mnie, Minnie nie był na to odporny. I gdybym nie przebiegł tuż przed niego, starając się zasłonić swoim ciałem jak tylko mogłem, stracilibyśmy go. I co ja bym bez niego zrobił? Od zawsze był najważniejszym elementem mojego życia. Więc to nie wchodziło w grę.

Niestety efekty tych okrutnych tortur, przed którymi mój głupi brat go nie uchronił, oraz fragmenty jego ciała, których nie zakryłem przy wybuchu, zafundowały mu długi pobyt w klinice i wiele bolesnych operacji. Ja wyszedłem z tego tylko z wypalonym kolorem włosów na ciele i pasemkiem tuż pośrodku włosów. Kyo nic się nie stało... A nasi ukochani musieli teraz cierpieć. Bo przecież Yoongi również wylądował w szpitalu, tuż po informacji od Wonyoung o tym do czego doszło i gdzie wszyscy się znajdujemy. I dziękowałem jej, że została z nim wtedy na linii, mogąc szybko wezwać pomoc, a następnie pojechać z nim do szpitala. Bo inaczej...

Dlaczego aż tak wszystko musiało się pokomplikować? Czy to ze względu na ten spokojny i miły okres w naszym życiu? Na nasze zaręczyny i ślub Kyo i Minniego? Coś musiało się zepsuć...?

Nie zliczę łez wypłakanych od tamtego wydarzenia. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na skupianie na moim smutku i słabości. Mogłem płakać, ale musiałem też dalej zajmować się Sunny i Berry, tak samo jak naszym domem, odwiedzać Yooniego i Minniego w klinice, i studiować. Mój ukochany na szczęście potrzebował tylko odpoczynku, bo po około trzech dniach wrócił do domu, znów lądując na tydzień na chorobowym (bo przecież na więcej nie pozwolił sobie wypisać zwolnienia). I postanowił to dobrze wykorzystać, po prostu odwiedzając ze mną Minniego. Rozmawialiśmy z nim, czasami o głupotach. Opowiadałem mu o sytuacji na rynku muzycznym. O tym jak moje dziewczynki z New Jeans stały się najpopularniejszym zespołem w Korei. Czasami, aby poprawić mu humor zaprezentowałem mu kolejną z choreografii, czy to do Ditto, czy OMG, których nauczyłem się jeszcze przed jego wypadkiem, bo teraz jakoś nie byłem w stanie tego zrobić. Poczytałem mu jakieś ciekawostki i nowe memy, a kiedy widziałem, że nie ma na to humoru, po prostu przeszedłem do czytania mu jakiejś powieści, gdy on sam przymykał oczy, mogąc się zrelaksować. Innym razem po prostu przebywaliśmy w swoim towarzystwie, nie potrzebując rozmawiać. Doskonale wiedziałem o jego problemie z patrzeniem innych na niego, więc tego unikałem, aby czuł się komfortowo. I może właśnie to sprawiało, że przy Kyo, który ciągle przesiadywał w klinice, zachowywał się trochę inaczej. Bo jednak jego mąż patrzył na niego zmartwiony, ewidentnie nie mogąc się przed tym powstrzymać. Ale nie dziwiłem się temu, bo przy Yoongim zachowywałem się tak samo, nie potrafiąc nawet poprawić mu humoru, kiedy po raz kolejny wylądował u doktor Kaesun na obserwacji. Bo ile jeszcze razy do tego dojdzie? I czy za którymś razem...? No właśnie...

Minnie w końcu wrócił do domu. Yoonie wyglądał na zdrowego, słuchając się dietetyka i nie pijąc już kawy. Ja dalej studiowałem, zajmując się moją trójką domowników... Ale czy takie próby powrotu do normalnego życia są w stanie mi pomóc? Czy są w stanie pozbyć się z mojej głowy tamtego koszmaru, który rozegrał się w piwnicy? I widoku Yoongiego i Jimina w klinice?

Miałem chyba za dużo zmartwień, bo kiedy pewnego wieczoru wyskoczyłem ze znajomymi na miasto, znalazłem dla siebie idealne rozwiązanie. Nieodpowiednie i nierozsądne, ale na ten czas idealne. Dlatego aby mniej o tym wszystkim myśleć i mieć siłę na codzienne obowiązki, zanim Yoonie wracał z pracy, wypijałem lampkę wina. Częściej też wychodziłem na miasto ze znajomymi, znajdując sobie wtedy wymówkę na mój stan upojenia alkoholowego. Wiedziałem, że nie było to zdrowe i nie pasowało do mojego trybu życia, ale przez ostatnie miesiące całkowicie się on zmienił. I tylko udawałem, że tak nie było. Udawałem, że rano ćwiczę i biegam, choć po prostu chodziłem bez celu po okolicy, popijając moje alkoholowe smoothie. Udawałem, że studiuję, a tak naprawdę siedziałem na zajęciach, nic z nich nie rozumiejąc. A nawet udawałem, że nadal jestem przykładnym narzeczonym, zajmującym się moim ukochanym, naszymi kotkami i naszym mieszkaniem. W końcu o nich nie mogłem przestać dbać.

Sunny czuła, że coś jest nie tak, kręcąc się przy mnie częściej niż zwykle. Zwłaszcza tego wieczoru, gdy korzystając z zamkniętego od godziny Yoongiego w studiu, szykowałem dla niego mus owocowy, popijając w międzyczasie kolejną porcję wina, które pomoże mi dzisiaj zasnąć.

Sunny, siedząca tuż obok na blacie, szturchała mnie łapką czasami, jakby mówiła: „Już wystarczy, nie pij tego", ale interpretowałem to na inny sposób, tłumacząc kocimi sposobami na pozyskanie jedzenia od człowieka. Nawet jeśli kroiłem same owoce, które jej nie interesowały.

I kompletnie nie spodziewałem się, że kiedy będę brał kolejnego łyczka mojego wina, nalanego specjalnie do szklanki, do kuchni wejdzie nagle Yoongi. Bo przecież powinienem usłyszeć gdyby wyszedł ze studia!

Odstawiłem szybko tę szklankę, łapiąc za kawałek banana, którego akurat kroiłem, aby zamaskować choć trochę ten nieprzyjemny zapach alkoholu.

- Hyung – mruknąłem, niestety zaskoczony, choć starałem się na takiego nie wyglądać, udając, że nie robię tu niczego nielegalnego. A przecież tak było!

I tak jak zazwyczaj jego ramiona, obejmujące mnie od tyłu, były moim ulubionym sposobem na okazywanie mi uczuć przez Yoongiego, tak teraz nieco mnie wystraszył takim działaniem. Bo był za blisko mnie! I mógł coś poczuć!

- Jak się czujesz? – zapytał, jak gdyby nigdy nic. A przynajmniej tak brzmiało to pytanie. I miałem nadzieję, że do niczego nie nawiązywało?

Nie, na pewno nie! Tak tylko pyta! Booo... jest troskliwy!

Moja głowa szybko mi podpowiedziała sprytne rozwiązanie w tej sytuacji. I zaraz się odwróciłem, wtulając w niego i chowając w ten sposób twarz gdzieś w jego barku.

- W porządku. Dlaczego pytasz? – odpowiedziałem, dość automatycznie. Bo ostatnio słyszałem to pytanie od wielu osób, mając na nie tę wypracowaną odpowiedź.

- Martwię się o ciebie – stwierdził. A mi zapaliła się czerwona lampka. Zwłaszcza gdy kontynuował: - Ostatnio... zauważyłem sporo opróżnionych butelek po winach z mojej kolekcji.

O nie! O nie, nie, nie, nie, nie! To niemożliwe!!!

Początkowo zastygłem, spanikowany. Od razu poczułem jak moje serce przyspiesza, więc aby Yoongi tego nie poczuł, szybko wróciłem do krojenia owoców. A przynajmniej nieudolnego robienia tego, bo ręce trochę mi drżały.

Okay. Szybko. Jakieś rozwiązanie! I spokój! Zachowaj spokój!

- Po winach? Przecież czasami pijemy trochę do obiadu. I... przydają się do niektórych ciast i deserów – zauważyłem, przywołując zastosowania alkoholu, z których naprawdę rzadko korzystaliśmy. Ale co innego miałem powiedzieć?!

Porzuci ten temat?

Oby!

Proszę, proszę, proszę, proooooszę.

- Jeongguk, porozmawiajmy o tym, proszę. – Też postanowił mnie poprosić, nie ustępując. - Coraz częściej czuję od ciebie alkohol – dorzucił, dodatkowo sięgając po moją szklankę!!!

Jednak moja ręka była przy tym szybsza. Nawet od mózgu, który nie przewidział konsekwencji takiego działa. Bo przecież było to podejrzane! Zwłaszcza gdy zaraz skierowałem się z nią do zlewu, wylewając jej zawartość i chowając czym prędzej do zmywarki, do tego między inne brudne naczynia, aby czasem nie mógł jej zlokalizować i wyciągnąć.

To było... głupie.

Stałem tak chwilę przy tej zmywarce, zastanawiając się co mam teraz zrobić. Przecież nie powiem mu prawdy. Może po prostu... jakoś się stąd wywinę?

- Wiesz, że teraz jest... okres imprezowy – stwierdziłem, w sumie chociaż z tym nie kłamiąc, bo faktycznie pod koniec drugiego semestru rozpoczynały się festiwale dla studentów. - O właśnie, miałem podać Berry tabletkę – wpadłem na genialny pomysł, wykorzystując ostatnie niewielkie problemy zdrowotne naszej kotki. Bo choć już rano dostała swoją tabletkę, to Yoongi przecież o tym nie wiedział! Idealnie!

I ruszyłem do wyjścia, licząc, że faktycznie uda mi się zwiać. Ale przecież nie z Yoongim takie numery. Bo starszy zaraz złapał mnie za rękę, zatrzymując tuż przed wyjściem z kuchni.

- Jeongguk, naprawdę? Jestem twoim narzeczonym. Chcę ci pomóc – zapewnił, ale to przecież nie było takie łatwe. Nic nie było teraz łatwe.

- Jest... naprawdę w porządku – stwierdziłem, oszukując tym nie tylko Yoongiego, ale i samego siebie. Głos nieco mi przy tym zadrżał. Starszy na pewno to usłyszał, bo jego ręce znów mnie objęły, tym razem nie od tyłu. A taki gest, w takim momencie, po raz milionowy wywołał moje łzy.

Nie chciałem już płakać, bo czułem się wtedy jeszcze gorzej. Płacz w niczym mi nie pomagał. Jedynie dołował i przywoływał jeszcze więcej niemiłych wspomnień. A po wszystkim bolała mnie i głowa i oczy. A moja twarz wyglądała gorzej niż zwykle... Dlatego tak bardzo chciałem stąd uciec, unikając konfrontacji z Yoongim.

Jego dłoń zaczęła głaskać mnie po plecach, sprawiając, że jeszcze bardziej się w niego wtuliłem.

- Jeonggukie, pójdziemy do psychologa lub psychiatry. Już ci to z Kyo proponowaliśmy, ale nie chciałeś, wiem. Jednak potrzebujesz tego. To jest trauma do przepracowania – przypomniał, bo faktycznie nie chciałem takiej pomocy. Miałem po prostu za długą listę minusów takiej terapii, a za krótką plusów. Ale nie chciałem mu ich przedstawiać.

- To nie... Ja dam... dam sobie radę – zacząłem nieco dukać, uczepiając się rękoma ramion Yoongiego. - To tylko... okres... przejściowy. Wiem co... powinienem robić... i myśleć... Ale jeszcze... nie jestem chyba... na to gotowy – przyznałem, nie chcąc wdawać się teraz w szczegóły, bo jeszcze bardziej bym się rozpłakał

- Jeonggukie, proszę. Będzie ci łatwiej. Pojedziemy jutro do specjalisty. Ty dbasz o moje zdrowie, więc ja zadbam o twoje.

Znów po prostu pokręciłem na to głową, naprawdę nie chcąc tego robić. I uciekłem już z jego ramion, biorąc kilka głębszych wdechów, aby się uspokoić.

Nie rycz już. Nie rycz...

Przetarłem delikatnie oczy, tak aby nie naruszyć ich kącików, które były już wymęczone tym ciągłym płaczem, i teraz nieco szczypały. Aż żałowałem, że nie potrafiłem być tak twardy jak Yoonie czy Kyo, u których jeszcze nigdy nie widziałem łez. Chociaż w sumie... Jiminnie kiedyś wspominał, że Kyo zdarza się płakać i to dla niego normalne... Ale Yoongi? Chyba płakałem za nas dwóch...

- Tak jest mi łatwiej, hyung – mruknąłem, patrząc gdzieś w podłogę, a moje palce już odruchowo zaczęły skubać skórki, musząc się czymś zająć. A skoro musiały się czymś zająć zaraz powróciłem do krojenia owoców, skoro Yoongi nie chciał mnie stąd wypuścić. – Alkohol... pomaga mi się trochę uspokoić. A przy tym pozytywniej myśleć i odstresować. Nie chcę brać jakichś leków, przez które nie będę w stanie się wami opiekować – wyznałem, w końcu dzieląc się z nim moimi obawami. A raczej ich częścią. Bo drugim, ogromnym minusem rozmowy z psychologiem lub psychiatrą było otworzenie się przed kimś obcym. Jakoś... nie wyobrażałem sobie tego.

- Jeongguk, tak się zaczyna choroba, wiesz? Mnie też kawa pozwalała tylko dłużej pracować. A ja nie jestem przykuty do łóżka, byś musiał się mną opiekować i wszystko za mnie robić. Wiem, że sprawia ci to przyjemność, bo to twój sposób mówienia mi, że mnie kochasz, ale proszę, pozwól sobie pomóc – wytłumaczył, choć w ogóle mnie to nie przekonywało. Miałem swoją rutynę, do której inaczej nie mogłem wrócić. Dlatego pokręciłem uparcie głową.

- W takim razie nie mam wyboru. Twoja mama jutro do nas przylatuje – usłyszałem nagle, przez co moje ręce zaraz odłożyły nożyk i trzymany owoc, a głowa odwróciła się do Yoongiego. Patrzyłem na niego zszokowany, oczywiście na tyle, na ile pozwalały mi szybko schnące i szczypiące oczy.

- Po co, hyung? – zapytałem, nieco stanowczym tonem, bo po co mieliśmy ją w to wszystko wciągać?

- Ponieważ tak samo się o ciebie martwi. A skoro ani ja, ani twój brat nie jesteśmy w stanie do ciebie dotrzeć, to sięgnąłem po broń ostateczną – wyjaśnił, krzyżując przy tym ręce na torsie, na które przeniosłem przez chwilę wzrok.

No super! Ekstra! Po prostu CUDOWNIE!

- Powiedziałeś jej? Co dokładnie? – dopytywałem, obawiając się najgorszego.

- Prawdę. Że nie radzisz sobie z tym, co przeżyłeś. Przywiozę ją jutro rano z lotniska – wytłumaczył, na co mi ulżyło.

Czyli na razie nic o alkoholu... Ufff...

Westchnąłem ciężko, nie mając siły odciągać go od tego pomysłu. Zresztą, nawet trochę ucieszyłem się na przyjazd mamy. W końcu wiedziałem, że ona nigdy na mnie nie nakrzyczy, nigdy nie powie, że ją rozczarowałem, i choćbym nie odzywał się do niej latami, przyjęłaby mnie z powrotem z otwartymi ramionami. Jak każda prawdziwie kochająca swoje dziecko mama.

- Mówię hyung, że to tylko okres przejściowy. Niepotrzebnie się martwicie – zauważyłem, już nieco spokojniej i ciszej, a moja postawa znów zrobiła się bardziej uległa.

- To, czy to okres przejściowy, dowiemy się, gdy minie. A teraz usiądź, a ja dokończę – zadecydował. Jednak na to nie mogłem pozwolić, szybko wracając do mojego zajęcia.

Yoongi tylko na to westchnął, po prostu zostając przy mnie, zapewne aby mnie przypilnować z piciem. A bo jak... Ale czy się mu dziwiłem? Nie. Sam byłem gotów robić to teraz z jego kawą.

Na drugi dzień, tak jak obiecał, udaliśmy się wspólnie na lotnisko. Oczywiście moim samochodem, choć to starszy prowadził, bo ja byłem na to zbyt zmęczony i rozkojarzony. Zwłaszcza z tymi spuchniętymi oczami i bólem głowy, który przyćmiłem tabletką przeciwbólową.

Na lotnisku robiłem wszystko, aby znowu się nie rozpłakać, tuląc ją. A kiedy znaleźliśmy się już na tylnym siedzeniu mojego samochodu, standardowo wtuliłem się w jej bezpieczne ramiona, chcąc już w nich dzisiaj pozostać.

- Skarbie, opowiedz mi co się stało – poprosiła zmartwionym głosem, głaszcząc mnie po włosach.

- Nic, mamo, to Yoonie hyung panikuje – słusznie zauważyłem, do tego szeptem, aby to do niego nie dotarło.

- Nikt normalny bez powodu nie ściąga sobie na głowę teściowej. Więc mój przyszły zięć na pewno nie przesadza.

Tak, to prawda... Jak zwykle oboje macie rację...

- Później porozmawiamy – wyszeptałem tylko, do tego bliżej jej ucha, znów – aby nie dotarło to do Yoongiego. Bo jemu powiem wszystko w odpowiednim czasie.

„Odpowiednim"... Od razu powinienem mu wszystko zdradzić i poprosić o pomoc. To mój narzeczony, a nie ktoś obcy. Ale... co jeśli znowu mu się coś stanie? Naprawdę nie chcę go martwić...

- No dobrze. – Mama przystała na to, korzystając z mojej zmiany ułożenia, która pozwoliła jej sięgnąć do mojego policzka i go pogłaskać. Następnie przeniosła się tuż na jasny fragment włosów, o którym już zdążyłem jej opowiedzieć przy okazji rozmowy dotyczącej tamtych feralnych zdarzeń. Znajomi mówili mi że wygląda to jak coś wyjęte prosto z anime. A dla mnie... po prostu przypominało o niedokładnym zakryciu Jimina przed ogniem...

Dopiero gdy dotarliśmy do domu, złapałem za Sunny, która zaczęła kręcić się przy naszych nogach, i udaliśmy się do sypialni, siadając obok siebie na łóżku.

Nie mogłem się jednak zebrać w sobie, na razie skupiając na głaskaniu mojej głośno mruczącej kocinki.

- Powoli, Jeonggukie. Poukładaj sobie wszystko w głowie i jak zawsze zacznij od tego co ważne, a potem opowiedz chronologicznie – zaproponowała zmartwionym tonem głosu. Ale... trochę się pozmieniało. Teraz w mojej głowie panował chaos. A moje standardowe dzielenie się wszystkim co leżało mi na sercu, zamieniło się w milczenie. Bo wiedziałem, że tak było lepiej...

- Już... chyba tak nie umiem, mamo. Ostatnio... starałem się przestać tym wszystkim zamartwiać i chyba... zacząłem przesadzać z alkoholem – przyznałem, bardzo cicho, będąc przy tym sam sobą rozczarowany. Bo jakim byłem dla niej synem? Nigdy się dobrze nie uczyłem. Nie chciałem przejąć firmy taty, uciekając do Korei. Wybrałem najłatwiejszy dla mnie kierunek studiów, na szybko wymyślając sobie plan na życie zawodowe. A po kilku miesiącach znajomości i chodzenia z nowopoznanym chłopakiem, zaręczyłem się z nim. A teraz... to.

- Och... – Początkowo tylko to usłyszałem w odpowiedzi. Zerknąłem w jej stronę, obawiając się jaką emocję ujrzę na jej twarzy. Jednak mama po prostu jeszcze bardziej się zmartwiła. - To znaczy? Upijasz się często?

- Bardziej... popijam trochę prawie codziennie. Nie upijam się, po prostu... piję odrobinę, aby mieć na to wszystko siłę – wyznałem, podnosząc Sunny ze swoich kolan, aby ukryć w jej futerku choć trochę swoją twarz.

- Słońce, to brzmi jak problem. Dlaczego nie chcesz pójść do specjalisty?

W moich oczach już zaczęły się zbierać łzy. Jednak ile można płakać? Dlatego pomrugałem szybko, próbując je odgonić.

- Jak miałbym wtedy dbać o Yoongiego? Jest już... po drugim stanie przedzawałowym... Nie mogę się faszerować lekami, które uniemożliwią mi opiekę nad nim. A z drugiej strony... nie radzę sobie bez jakiegoś bodźca – wytłumaczyłem to wszystko, z mamą mogąc się tym podzielić bez żadnych obaw.

- Synku... pijany też mu nie pomożesz, a tylko dodatkowo zmartwisz. Pozwól sobie pomóc. Zostanę u was na dłuższy czas, będę zajmować się waszym mieszkaniem i wami, ale każde z was ma zadbać o siebie – zaproponowała, a mi trochę ulżyło. Bo chyba potrzebowałem takiej pomocy. I mojej mamy. Dlatego pokiwałem na to głową, zgadzając się. A po odłożeniu Sunny na bok, zastąpiłem ją ramionami mamy, w których znów się ukryłem, będąc jej tak bardzo za wszystko wdzięczny. Zresztą, Yoongiemu też, za to że ją do nas ściągnął.



Yoongi:

Czułem się, jakby moje życie zmieniło się w jeden wielki rollercoaster, z którego nie mogę wysiąść. Odkąd poznałem Jimina, moje życie zrobiło się całkiem przyjemne. Miałem fajnego współlokatora i przyjaciela, na którego mogłem liczyć. Nawet bardziej niż na własną bratnią duszę. Dani nie raczyła mnie nawet odwiedzić, kiedy byłem w szpitalu, ograniczając się do telefonu. I to za pierwszym razem, bo przy drugiej wizycie, gdy dowiedziałem się, w jakie niebezpieczeństwo wpakował się mój ukochany i potrzebowałem znowu rehabilitacji, nawet nie zainteresowała się moim stanem. A no właśnie. Jeonggukie.

Odkąd ten zjapońszczony chłopak pojawił się w moim życiu, wszystko zaczęło się gmatwać. Silne uczucie, jakim go darzyłem, sprawiało, że zmieniłem moje nawyki - najpierw stopniowo, a potem radykalnie (po części dla mojego zdrowia, a po części, by on był zadowolony). Zgadzałem się też na wiele rzeczy, o których normalnie bym nie pomyślał, jak adopcja dwóch kotów, aby tylko był zadowolony. Nawet oświadczyłem się mu po zaledwie kilku tygodniach znajomości, pewien, że to jest ten jedyny, z którym chcę spędzić resztę życia. I to się naprawdę nie zmieniło - kochałem, kocham i będę kochał mojego narzeczonego, ale czasem... Czasem było po prostu ciężko. Zwłaszcza, odkąd na scenie pojawił się jego brat.

Jeon Kyongguk był po prostu chodzącym nieszczęściem i zagrożeniem dla otoczenia, w każdym tego słowa znaczeniu. Choć starałem się przekonać samego siebie, że Jeongguk jest szczęśliwy poznając swojego bliźniaka, oraz że Jimin znalazł swoją drugą połówkę, która była mu pisana przez przeznaczenie, to szczerze miałem ochotę udusić go gołymi rękami. Nawet Kim Taehyung nie doprowadzał mnie do tak szewskiej pasji. I naprawdę nie wymyślałem sobie tego, skoro przez jego powiązania z mafią, Jimin i Jeongguk prawie zginęli! JIMINA PRAWIE SPALIŁ ŻYWCEM!!! A JEONGGUKA MOGLI W KAŻDEJ CHWILI ZASTRZELIĆ, KIEDY TAM BYŁ!!!

Czułem wściekłość na samą myśl o tej przeklętej jednostce, która nigdy nie powinna była opuścić tamtego laboratorium, o którym opowiadał mi mój ukochany. Tak dla wszystkich byłoby lepiej. Ale nie mogłem powiedzieć tego głośno, zostawiając takie myśli głęboko w moim sercu, mogąc tylko zgrzytać zębami na to wszystko. A dzisiaj znów miałem mieć ku temu okazję, gdyż wybieraliśmy się w odwiedziny.

Minęło już kilka miesięcy, odkąd Jimin opuścił szpital. Wrześniowe słońce grzało niemiłosiernie przez szyby, gdy jechaliśmy z Jeonggukiem do rezydencji Kyo i Jimina. Nie rozmawialiśmy za wiele, komentując jedynie dziwnych kierowców, którzy najwyraźniej nie znali zasad ruchu drogowego.

Mój ukochany stał się nieco milczący. Odkąd jego mama spędziła u nas część maja i cały czerwiec, wracał powoli do normalności, jednak do finału tej wędrówki była jeszcze daleka droga. Regularne wizyty u psychologa i leki na depresję od psychiatry, pozwoliły mu stanąć na nogi. Nie znałem szczegółów jego rozmów, ale wiedziałem, że praca nad traumami szła mu całkiem dobrze. Alkohol, podobnie jak kawa, zniknęły całkowicie z naszego domu. Obaj też bardziej o siebie dbaliśmy. Ja zmieniłem swój styl pracy, spędzając w studiu osiem godzin dziennie, ewentualnie robiąc jakieś nadgodziny raz na dwa-trzy tygodnie, ze względu na pilne poprawki w piosenkach. Bywałem w wytwórni tylko wtedy, kiedy trzeba było mojej obecności przy nagraniach lub na zebraniach, a tak to pracowałem z domu. Szefostwo mi na to pozwoliło, nie chcąc utracić nagradzanego producenta, który już dwa razy wylądował w szpitalu. Nawet jakieś portale plotkarskie o tym pisały, ale nie wnikałem w szczegóły, skupiając się na moim życiu prywatnym. Wprowadziłem aktywność fizyczną, którą była bieżnia, a także spacery i joga, wspólnie z Jeonggukiem. Dużą pomocą w nowej organizacji życia okazała się moja przyszła teściowa, która przed urodzeniem bliźniaków również prawie przypłaciła zdrowiem swój pracoholizm. Dzięki niej wszystko było dużo łatwiejsze i na pewno będę jej za to dozgonnie wdzięczny.

Jeśli chodziło o mojego ukochanego, to on znów zaczął o siebie dbać. Nie komentowałem w żaden sposób jego wyglądu, kiedy pojawił się problem z alkoholem i zrezygnował z makijażu, czy nawet nie przejmował się tym, co na siebie zakłada. Ale odetchnąłem z ulgą, gdy znów zaczął podkreślać swoją urodę, bo to był znak, że czuje się lepiej.

Nasz przyjazd oczywiście nie mógł być niespodzianką, gdyż z Jiminem bywało lepiej i gorzej. Często rozmawiałem z nim telefonicznie, aby sprawdzić jak sobie radzi. W końcu terapia zaczęła przynosić rezultaty, bo nie chował się już panicznie przed wzrokiem swoich bratnich dusz, ale mówił, że nadal czuje się niekomfortowo z własnym ciałem. Jednak nad tym też musiał jeszcze pracować. Dlatego umówiliśmy się na konkretny dzień, by przed wizytą potwierdził nam jeszcze, że czuje się dobrze i jest gotów spędzić czas z najbliższymi.

Gdy wjechaliśmy na teren posesji, mocno koncentrowałem się na tym, by panować nad swoją złością. Choć już nawet teren należący do Kyo mnie wkurzał.

Sytuacja nieco się uprościła, gdy zobaczyłem Jimina, czekającego na nas w drzwiach willi. Machał nam już z daleka, a ruda peruka na jego głowie mocno przyciągała wzrok.

- Hej Jimin - przywitałem się, gdy opuściłem pojazd, a chłopak podszedł do nas szybko.

- Super, że jesteście. Przewiduję na dzisiaj trochę zabawy. Ale zaczniemy od obiadu - powiedział radośnie, przybijając ze mną piątkę.

Mimowolnie zerknąłem na drugiego gospodarza, który również stał w wejściu i machał do nas niczym zbugowany NPC.

I najlepiej niech tam zostanie na resztę tej wizyty.

Jeongguk oddał kluczyki facetowi, który zajmował się odprowadzeniem aut do garażu i delikatnie przytulił Jimina, dając mu buziaka w policzek. Po tylu operacjach, które miał, nie było już tak bardzo widać ran, ale kolor skóry pozostał nierównomierny.

- Co to za zmiany? W takim kolorze wyglądasz przystojniej, hyung - zapewnił radośnie mój narzeczony, patrząc na rudą perukę.

- Wiem. Ale Kyo mi narzeka, że stylizuję się na seme - odparł, wyraźnie tym rozbawiony. - A przecież wszyscy doskonale wiemy, kto w tym związku dominuje - dodał, poruszając zabawnie brwiami. Zarówno to, jak i niezadowolona mina blondyna sprawiły, że zaśmiałem się krótko.

- Seme... - mruknął młodszy z bliźniaków, kręcąc na to głową. - Przynieśliśmy bułeczki z truskawkami. Będą na deser - dodał, wskazując na swoją torbę przewieszoną przez ramię.

Ruszyliśmy w trójkę w stronę drzwi. Jimin szybko znalazł się przy Kyo i objął jego ramię, a my z Jeonggukiem chwyciliśmy nasze dłonie.

- Ktoś tu ma dzisiaj wyjątkowo nierozrywkowy humor - stwierdził Jimin, tykając palcem bok swojego męża. - Proszę się uśmiechnąć, bo wieczorem nie będzie nagrody.

Przewróciłem na to oczami, mając ochotę zasadzić kopa blondynowi. Jednak z zewnątrz nadal pozostawałem spokojny, nie chcąc zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi.

Udaliśmy się do jadalni, gdzie już czekał na nas obiad, przygotowany przez ich kucharkę, którą sam chętnie bym zatrudnił, bo gotowała naprawdę nieziemsko. Oczywiście Jeonggukie też radził sobie znakomicie w kuchni, ale no, ona naprawdę nadawała się do prestiżowych restauracji.

Porozmawialiśmy trochę o codziennych sprawach, nie chcąc schodzić na żadne ciężkie tematy, a po posiłku udaliśmy się do jednej z salek. Jimin nadal musiał ograniczać większe aktywności, dlatego przygotował nam dzisiaj wizytę w pokoju ze sprzętem do karaoke. To dopiero sprawiło, że jego małżonek się ożywił i pierwszy wyrwał się do śpiewania trotów, czym skutecznie torturował nasze uszy, drąc papę do mikrofonu. Chętnie dołączyliśmy do przedstawienia, chcąc się rozerwać. Jeonggukie nie potrzebował wyświetlanego tekstu, by odśpiewać nam wszystkie piosenki New Jeans, a Jimin dołączał do trotów, miło przełamując to wydzieranie się Kyo. Do mnie należały rapowe kawałki, gdzie mogłem wyrzucać z siebie kolejne sylaby z prędkością karabinu, pokazując mój talent, który pozostanie zachowany tylko na nagraniach piosenek na moim dysku.

W końcu usiedliśmy na kanapie, słuchając kolejnej ballady w wykonaniu blond Jeona. Jimin zajął miejsce między nami, co Jeongguk chętnie wykorzystał, by go objąć i delikatnie przytulić do swojego boku. Było widać, że potrzebował swojej bratniej duszy.

- Jak jest teraz? Trochę lepiej? - zapytał łagodnie, a Park pokiwał głową.

- Nie jest idealnie, ciągle mam jeszcze dni, kiedy unikam całego świata, bo się wstydzę. Są dni, kiedy nie chcę pokazywać się Kyo, bo mam wrażenie, że patrzy na mnie z wielkim poczuciem winy. A potem mówię sobie: „Jimin, jesteś idiotą. Przejmujesz się takimi głupotami. Najważniejsze, że żyjesz, że możesz nadal być ze swoimi bratnimi duszami". Naprawdę nie wiem, jak ci się odwdzięczę, Jeonggukie.

Choć słowa Jimina były optymistyczne, pokazując, jak duży krok zrobił od czas, kiedy leżał w szpitalu, to nadal jego uśmiech pozostawał nieco smutny.

Mój ukochany też musiał to zauważyć, bo pochylił się i sprezentował swojej bratniej duszy buziaka w policzek.

- Nie musisz się za nic odwdzięczać. Uratowałbym cię zawsze i wszędzie - zapewnił. OBY NIGDY WIĘCEJ NIE MUSIAŁ. - Mój silny Jiminnie-san. Dajesz sobie świetnie radę z tym wszystkim.

- Co to za posępne miny? Bawimy się! - Kyo wydarł się nagle do mikrofonu, przerywając rozmowę, po czym wyciągnął siłą swojego brata na środek.

Jeongguk odwrócił się do nas i bezgłośnie rzucił: „Wykończy mnie", ale dołączył do kolejnej piosenki i tańca z Kyo.

Jimin siedział i klaskał, ale w pewnym momencie zastygł na chwilę, jakby zaczął się nad czymś głęboko zastanawiać, po czym nachylił się do mnie.

- Wyjdziesz ze mną na chwilę? Proszę...

Dwa razy nie musiał powtarzać. Kiwnąłem głową i obaj podnieśliśmy się ze swoich miejsc.

- Kyo, Jeonggukie, pójdziemy z Yoongim po napoje - powiedział mój przyjaciel i opuściliśmy pomieszczenie.

Czułem silny niepokój na ten spacer do kuchni, jednak Jimin milczał całą drogę. Może nie potrzebował rozmowy, tylko towarzystwa? Ale nieważne, jaki był powód. Jeśli chciał chwili spokoju od braci Jeon, to niech tak będzie.

- Yoongi, myślisz, że kiedyś wszystko wróci do normalności? - zapytał, gdy znaleźliśmy się w kuchni.

- A co definiujesz teraz jako normalność, Jiminnie?

- Sam nie wiem. Nasze uczucia? W sensie... Ja czuję, że nie jest dobrze. Nadal męczy mnie, że Kyo czuje się winny.

I słusznie.

- Ale co mogę poradzić? Zwłaszcza w dni, kiedy zamykam się w pokoju i płaczę z bezsilności? Naprawdę boję się, że przeze mnie znienawidzi samego siebie. Albo jeszcze gorzej - będzie tak zawzięcie eksperymentował z pozbyciem się mocy, że w końcu zgaśnie.

Nie wiedziałem, co mam na to powiedzieć. Obaj zdążyliśmy już na tyle poznać tego narwańca, by wiedzieć, że opcja druga jest możliwa. I żaden zdrowy rozsądek nie odwiedzie go od takich rzeczy, jeśli coś sobie ubzdura.

Dlatego w milczeniu wróciliśmy z Jiminem do pokoju, niosąc dwa dzbany wody z kostkami lodu, i szklanki. Na taki upał przyda się nawodnienie, choć oczywiście w ich domu było odpowiednio chłodno.

Jeongguk i Kyo poszaleli jeszcze trochę, potem Jimin zaśpiewał swojemu mężowi piosenkę pełną romantycznego przesłania, a na koniec ja i Jeonggukie zrobiliśmy duet, śpiewając jedną z piosenek chłopaków TXT - Sugar Rush Ride, której byłem autorem.

Przyszedł jednak czas powrotu do domu, więc pożegnaliśmy się z gospodarzami na podjeździe. Mój narzeczony wręczył mi klucze do swojego auta, samemu zajmując miejsce pasażera. Nie dopytywałem, bo widziałem, że był wymęczony.

Pomachaliśmy jeszcze Jiminowi i ruszyłem w stronę bramy.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top