33 - Aranami

4202 słów

~~~~~~~~~~~~



Jimin:

Czas spędzony z moją rodziną był naprawdę cudowny. Aż zachciało mi się trochę płakać z tęsknoty za czasami, gdy mieszkałem z nimi i chodziłem do szkoły. Ale wiedziałem, że nie zamieniłbym mojego obecnego momentu w życiu na żaden inny. Bo poznanie Kyo było najlepszym co mnie w życiu spotkało.

Ostatni dzień roku spędziliśmy bardzo tradycyjnie, jak zawsze ubierając hanboki. Bawiło mnie, że mój mąż znowu wybrał mi coś różowego, ale nie zamierzałem się z nim o to spierać. Najwyraźniej lubił Barbie, co potwierdzało się za każdym razem, gdy ktoś do niego dzwonił, a ja nie miałem nic przeciwko bycia jego uroczą laleczką.

Po obejrzeniu pokazu sztucznych ogni, poszedłem do łazienki jako pierwszy, bo moja mama jak zawsze uparcie wolała iść na końcu, by po wszystkich ogarnąć pomieszczenie. Tata był już tak upity, że pewnie dopiero rano dowlecze się do łazienki. Zwłaszcza, że już przysypiał na kanapie. Pomogłem mamie z przebraniem go, podczas gdy Kyo poszedł wziąć prysznic. A następnie udałem się na antresolę. Mój brat cicho pochrapywał na swoim łóżku, a ja ułożyłem się na moim, czekając na ukochanego.

Minęła dłuższa chwila i prawie już przysypiałem, gdy usłyszałem, jak mama podnosi się z podłogi i idzie pod antresolę. Uniosłem nieco głowę, nasłuchując, a moja rodzicielka zapukała do drzwi.

– Kyo, kochaneczku, wszystko w porządku? – zapytała, ale ani ja, ani najprawdopodobniej ona nie usłyszeliśmy odpowiedzi. – Jimin?!

Od razu podniosłem się i zszedłem pospiesznie na dół, chcąc sprawdzić, co się stało z moim mężem.

Złapałem za klamkę z zamiarem otwarcia, jednak okazało się, że jest zamknięte.

No szlag!

– Zięciu kochany, cho, bo się martwimy – bełkot dobiegł do nas od strony kanapy, skąd już podnosił się mój tata, kierując w naszą stronę. Ja jednak nie zamierzałem czekać. Kyo się nie odzywał, a ja już miałem najgorsze myśli w głowie.

Szybko wyjąłem z szafy, z części gospodarczej, skrzynkę z narzędziami, i zabrałem się za ekspresowe rozbieranie zamka. Nie raz ktoś zatrzasnął się w środku i razem z tatą pomagaliśmy mu się uwolnić, stąd doskonale pamiętałem, jak to rozkręcić.

– Mamo, tato, usiądźcie, nie stójcie nade mną – poprosiłem, bo zgromadzili się za moimi plecami, patrząc mi na ręce. A to nie pomagało, dodatkowo stresując.

Na szczęście mnie posłuchali i udali się na kanapę, a ja mogłem pracować. I już po niecałej minucie udało mi się dostać do środka. A to, co zobaczyłem, o mało nie zatrzymało mojego serca.

Kyo siedział na podłodze, w samych bokserkach, oparty o wannę. Głowa opadła mu na bok, a obok otwartej dłoni leżały dwie strzykawki – jedna pusta, z druga z czerwoną cieczą. Wyglądał, jak narkoman, który właśnie zaliczył złoty strzał.

Dopadłem do mojego ukochanego, a serce waliło mi tak, że w uszach słyszałem, jak pompuje moją krew.

Pierwsze co, to złapałem za rękawice, by nieco je zsunąć i rozeznać się w sytuacji.

Nie panikuj, Jimin. Musisz myśleć.

Niestety pęknięcia były szare. Już to widziałem na Bali, ale ta szarość była jakaś dziwna. Jakby nieruchoma.

Nie myślałem za wiele. Wydarłem się do mamy, by jak najszybciej się przy mnie zjawiła, a kiedy przestraszona zajęła miejsce obok niej, błagałem, by zaaplikowała zastrzyk. Sam niestety tego nie potrafiłem i już byłem pewien, że muszę się nauczyć. Bo nie przyjmowałem nawet do wiadomości, że mój mąż miałby się nie obudzić. Nie chciałem też zrobić mu krzywdy, gdyby przez moje trzęsące się ręce, igła się ułamała w żyle i go zabiła.

Na szczęście mama była doświadczoną pielęgniarką i pewną ręką złapała za strzykawkę, aplikując w blondyna wszystko, co w niej było. Odsunąłem ją zaraz po tym, w razie gdyby wybuchł ogniem. Ale po kilku sekundach sam zacząłem klepać delikatnie jego policzki, chcąc go jakoś ocucić.

– Kyo? Kyo! Obudź się! – błagałem.

Za radą mamy ułożyliśmy go prosto na podłodze i sprawdziliśmy czy oddycha. Pochyliłem się też, aby sprawdzić rytm jego serca, który był bardzo słaby i stanowczo za wolny. Zdjąłem całkowicie jedną z rękawiczek, aby móc zobaczyć, co z jego pęknięciami.

Sekundy mijały, ale w końcu szarość została zastąpiona przez pomarańcz i czerwień. Znów się pochyliłem nad torsem ukochanego i z ulgą wyczułem przyspieszające serce. Odsunąłem się w idealnym momencie, bo młodszy nieco się podniósł, otwierając oczy. I zaczął kaszleć iskrami.

– O cholera, ale zjazd – wymruczał, próbując usiąść.

Nie mogłem się już dłużej powstrzymać. Cały stres ostatnich kilku minut ze mnie zszedł w postaci łez, które bez pohamowania pociekły po moich policzkach, zamazując mi nieco obraz.

– Kyo... – wyjęczałem, próbując choć trochę się pozbierać, ocierając grzbietem dłoni zapłakaną twarz.

Chłopak zaraz się podniósł do siadu, ale nie dotknął mnie. Na pewno był teraz za gorący i musiał uważać.

– Minnie. Przepraszam, zajebałem się w akcji. Za duża dawka. Nie zdążyłem z tą czerwoną...

Pokręciłem głową na jego słowa i podkuliłem nieco nogi. Moja mama objęła mnie ostrożnie i starała nieco uspokoić, głaszcząc moje włosy.

– Co się stało? – zapytała, patrząc na Kyo, ale ten zdawał się jej nawet nie słuchać. Pozbierał strzykawki do pojemnika, który teraz rozpoznałem jako ten, który wyjmował w aucie ze schowka i założył rękawiczkę. Ostrożnie wyciągnął do mnie rękę i pogłaskał mój policzek.

Równie uważnie odsunąłem się od mamy, by przybliżyć do niego, a już po chwili byłem w jego ramionach, które na szczęście nie parzyły. Ale pierwszy raz cieszyłem się, że był aż tak ciepły.

– Już wszystko w porządku, Minnie. Wszystko jest okay – zapewnił łagodnie.

– Gdybyś poszedł ostatni... Gdybyśmy wszyscy zasnęli... – zaszlochałem, nawet nie chcąc sobie tego wyobrażać.

Znaleźlibyśmy go rano w łazience. Byłby nie do odratowania.

Na samą myśl robiło mi się słabo.

– To bym się wyspał i wstał za kilka godzin – stwierdził, choć obaj wiedzieliśmy, że to nieprawda. Spięcie jego ciała mówiło mi, że sam się wystraszył. Ale i tak nie powstrzymało mnie to od lekkiego uderzenia go w ramię.

– Nie będziesz już tego brał. Nie wolno ci. Nigdy.

Jeszcze przez chwilę tak siedzieliśmy, ale w końcu Kyo oparł się o wannę, potrzebując jeszcze kilkunastu sekund na zebranie sił, po czym wszyscy troje podnieśliśmy się z podłogi.

Mój mąż założył piżamę, a ja asekurowałem go, by się nie przewrócił. Dopiero po tym lekko ukłonił się mojej mamie, która nadal była przy nas, wyraźnie nie wiedząc, co ma o tym wszystkim myśleć.

– Przepraszam za to pani Kim. Zła dawka mojego leku – wyjaśnił cicho.

– Dziecko drogie, przecież takie rzeczy powinieneś robić w czyjejś asyście, w razie efektów ubocznych. Jestem pielęgniarką, mogłam ci pomóc...

– On jest po prostu głupkiem, który wszystko chce robić sam – wyjaśniłem, przytulając się mocno do pleców ukochanego.Jego dłoń ukryta pod rękawiczką, delikatnie pogłaskała moje.

– Nie chcę, żebyś też musiał tym żyć, Jimin – powiedział cicho, odwracając nieco głowę w moją stronę. – To mój problem i sam chcę dać sobie z nim radę.

– Mamo, zostaw nas na chwilę, proszę. I przepraszam, wiem, że chcecie z tatą spać, to zajmie chwilkę.

Mama pokiwała tylko głową i zmartwiona opuściła pomieszczenie, przymykając drzwi, których bez zamka nie mogła całkowicie zamknąć. Wiedziałem też, że nie daje nam to pełnej prywatności, bo ściany były tu naprawdę cienkie, jednak to było teraz mało ważne.

– Kyo. Jesteś moją bratnią duszą i moim mężem. To jest NASZ problem i NASZE życie. Więc zaufaj mi w końcu i pozwól sobie pomóc, bo kocham cię i nie chcę cię stracić.

– Wiesz dobrze, że tu nie chodzi o zaufanie, Minnie. Martwisz się już wystarczająco moją pracą. I masz już za dużo na głowie. A odkąd wytłumaczyłem ci, jak ten specyfik działa, również tym zacząłeś się martwić. Więc nie chcę, abyś mi przy tym pomagał.

– Ale tak byłoby bezpieczniej. I naprawdę nie powinieneś już go brać.

– Ok. To dzisiaj śpię na dworze, na asfalcie.

– Nie... Pojedźmy do jakiegoś hotelu. Może... położysz się w wannie z wodą? Będę cię pilnował.

– Nie przesadzaj. To wtedy i tak jeden z nas nie będzie spał, to niezbyt rozsądny pomysł. Zażyję zieloną ciecz, tylko w mniejszej dawce. I spokojnie pójdziemy spać.

Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, mierząc się spojrzeniami. Nie byłem tym ani trochę zachwycony. Wręcz miałem ochotę złapać go za ucho i zaciągnąć do samochodu, by wracać do Seulu, gdzie mógłby się normalnie wyspać. Ale byłem po alkoholu, a on też wydawał się jeszcze nieco osłabiony, by kierować pół nocy. Dlatego wyglądało na to, że nie mieliśmy wyjścia.

– Dobrze. Ale jutro wracasz do domu – zapowiedziałem.

Oczywiście zaraz musiał uderzyć w moje wyrzuty sumienia.

– Jeżeli już mnie tu nie chcesz, to ok.

– Dobrze wiesz, że wolę, byś wrócił do domu i odpoczął w bezpiecznych warunkach – syknąłem, niezadowolony z jego próby manipulacji. – Wyjdźmy już, bo mama i tata chcą się umyć.

Obaj opuściliśmy pomieszczenie. Po drodze Kyo zerknął na zamek i przeprosił moją mamę za konieczność wykręcenia go. Tata chrapał już cicho na kanapie, więc nawet nie było sensu go budzić.

Mój mąż zatrzymał się w kuchni, chcąc wziąć sobie zapewne jeszcze wody, ale też by zrobić jeszcze jeden zastrzyk (miałem olbrzymią ochotę zabrać mu ten pojemniczek i wyrzucić przez okno), a ja już chciałem go z tym przypilnować, gdy moja mama siłą zaciągnęła mnie znowu do łazienki.

– Jiminnie, o co chodzi? To jakieś narkotyki? Co ja mu właśnie podałam?

Dopiero teraz mojej mamie włączył się tryb paniki. Wcale mnie to nie dziwiło, dobrze, że wcześniej nie dyskutowała ze mną o konieczności podania płynu.

– Mamo, mówiłem wam. Kyo jest nieco... niezwykły. Widziałaś pęknięcia na jego ręce. W jego żyłach nie płynie normalna krew, tylko coś, co przypomina jakąś magmę, czy tam lawę.

Opowiedziałem cicho pokrótce o płynach stworzonych przez jego zespół naukowców i powodach, dla których musiał je przyjmować. Perspektywa nagłego zapłonu w mieszkaniu niezbyt ją pocieszyła, ale po jej spojrzeniu widziałem, że nie do końca wie, w co ma wierzyć. Jak wcześniej – to nadal brzmiało bardzo abstrakcyjnie. Nawet jeśli miała dowód przedstawiony tuż pod nosem.

W końcu, po małej naganie, mogłem opuścić łazienkę i chciałem udać się na antresolę. Kyo czekał w kuchni, opróżniając szklankę wody z lodem.

– Idziemy spać? – zapytałem cicho.

– Chodźmy.

Wszedłem na podwyższenie jako pierwszy i od razu zająłem moją część na materacu, który czekał na podłodze. Po mojej wyprowadzce rodzice pozbyli się mojego łóżka, by brat miał więcej miejsca, a ja nie miałem nic przeciwko spaniu na podłodze, kiedy ich odwiedzałem. Zresztą, dzięki temu miałem możliwość spania z Kyo, bo dawny mebel by nas nie pomieścił.

Mój ukochany położył się obok, jednak leżałem przez chwilę plecami do niego, by mu zademonstrować, że nadal jestem zły. Liczyłem jednak, że będzie chciał jakoś mnie udobruchać, ale nawet mnie nie objął! Dlatego sam w końcu się złamałem i odwróciłem do niego, by się w niego wtulić. Jego ręce od razu mnie objęły, a usta złożyły pocałunek na moich włosach. Ale to nieszczególnie mnie uspokoiło.

Niemal do świtu nie mogłem zasnąć, ciągle skupiając się na biciu jego serca.

Mam nadzieję, że wydarzenia tej nocy nie były zapowiedzią pecha, jaki czeka nas w nowym roku.



Kyo:

No i stało się. To, co nie powinno i nie mogło się stać. Do tego przy rodzinie Jimina! Jak gdyby los sobie nagle stwierdził: „A dojebiemy ci. Pod ten nowy rok..."

I choć starałem się jakoś z tego wybrnąć, to przy moim kochanym mężu przecież się nie dało. Byłem przez niego bacznie obserwowany, a dzięki temu łatwo ocenił sytuację. I tylko spokój mógł mnie w tym wszystkim uratować. Bo przecież nigdy bym nie przyznał, że dawka była odpowiednia i nie powinienem zaliczyć takiego zjazdu. A jednak zaliczyłem. I teraz pytanie: Czy ktoś maczał w tym palce? Może któryś z moich naukowców dostał w łapę i podmienił dawkę? Albo ten lek faktycznie zaczął na mnie negatywnie działać? Analizowałem to spokojnie, nie dzieląc się niczym z Jiminem. Czułem, że on też niezbyt mógł spać, ale sam udawałem, że już dawno zasnąłem. Jak gdyby nigdy nic się nie stało.

Rano przy śniadaniu wszyscy mieliśmy nietęgie miny. Pan Park zapewne ze względu na dzisiejszego kaca po wczorajszym piciu. Pani Kim i Minnie po wczorajszym incydencie. Ja głównie przez dalsze analizowanie tej sytuacji. A Jihyun... No właśnie. Chyba postanowił trochę wkurzyć swoją mamę i brata, bo skomentował to wszystko w mało delikatny sposób:

– Wyglądacie, jakby ktoś umarł – stwierdził, na co mój Minnie wzdrygnął się, a jego mama zaraz upomniała młodszego:

– Nie gadaj takich głupot, Jihyun. Lepiej jedz i się przebieraj, bo spóźnimy się do świątyni.

Świątyni? Właśnie to mamy teraz w planach?

W sumie nie znałem dobrze rozkładu naszych dni. To Minnie je znał i o nich pamiętał. Ja byłem odpowiedzialny za atrakcje na Bali, a on w swoim rodzinnym mieście.

I choć nie byłem religijny, to nie miałem nic przeciwko udaniu się we wspomniane miejsce. Zwłaszcza jeżeli było ważne dla rodziców mojego ukochanego.

– Daleko do tej świątyni, pani Kim? – kontynuowałem ten temat, chcąc poznać ich dokładne plany, aby wiedzieć co robić. W końcu niczego nie ustaliliśmy, a mój przypadek był na tyle wyjątkowy, abym tego potrzebował.

W międzyczasie czym prędzej pochłaniałem kolejne kęsy śniadania, bo zanim się gdziekolwiek udamy chciałem jeszcze wykonać kilka telefonów.

– Godzinka drogi. Pojedziemy metrem, a potem jeszcze kawałek pociągiem. Nie ma sensu brać auta, bo zawsze jest problem z parkowaniem – stwierdziła, na co od razu wiedziałem, że nie mogę się zgodzić. Ale początkowo starałem się to zakomunikować dość delikatnie.

– Autem będzie szybciej. A o miejsce parkingowe proszę się nie martwić, coś się na pewno znajdzie – zapewniłem, w najgorszym przypadku zastawiając jakieś auto. Ale wystarczy, że zostawię za szybą swoją wizytówkę. Dryndną i go przestawię. Nie ma się czym martwić.

– Niekoniecznie. Mogą być duże korki. Przerabiamy to co roku, Kyo – dołączył się do tego
Jiminnie, również negując mój pomysł. Dlatego wiedziałem, że jednak muszę im wyjaśnić co i jak. I postanowiłem też trochę zmodyfikować mój pomysł.

– Wolałbym nie poruszać się środkami transportu publicznego, to nie jest bezpieczne dla innych ludzi. Mogę po prostu dołączyć do was na miejscu – stwierdziłem, patrząc to na Minniego, to na jego mamę. Choć mógłbym się założyć, że samochodem i tak będę pierwszy pod tą świątynią.

Moja kruszyna nie wyglądała na zadowoloną. Albo z mojego pomysłu, albo... ogólnie z faktu, że wtrącałem się w ich plany? Ale sory, z moją mocą lepiej trzymać się od pociągów i autobusów z daleka.

– Nie ma sensu się rozdzielać. W takim razie pojedziemy razem autem – uznała w końcu pani Kim, za co byłem jej wdzięczny. I zanim cokolwiek dodałem, to Jihyun się wyrwał:

– Prowadzę – oznajmił wszem i wobec, na co Minnie i jego mama szybko mu odpowiedzieli:

– NIE.

A mnie z kolei co innego zaskoczyło.

– Masz już prawko? – Zdziwiłem się, bo w sumie ile on miał lat? Nie jakieś piętnaście?

Chyba nie... Minnie mówił że jest... o dwa lata młodszy? To w sumie... jest w moim wieku?! Aaaa, ok, to by wiele wyjaśniało. Dlatego tak szybko znaleźliśmy wspólny język!

– Mam. Zrobiłem zaraz po urodzinach – przyznał dumny, czemu tym razem się już nie dziwiłem.

– I jeździsz jak wariat. Samochód to nie twoje gierki, byś szarżował po drogach. Poza tym nie stać nas na kolejną naprawę auta po twoich stłuczkach – stwierdziła pani Kim, mówiąc do swojego syna, ale i jakby do mnie.

Umm... Muszę się pilnować z moją jazdą, żeby jej nie podpaść.

– Miałeś stłuczkę? – Minnie to innego wątku się uczepił, który akurat mnie nie dziwił.

– Oj tam stłuczkę. Po prostu źle zaparkowałem... – tłumaczył się, choć to go nie uratowało od krzyku pani Kim.

– I wjechałeś w słupek parkingowy! Nie wiem, kto ci zaliczył ten egzamin. Ja poprowadzę – postanowiła.

Dobra, najwyższa pora załagodzić jakoś tę sytuację.

– Zdarza się najlepszym – oznajmiłem, najpierw mamie chłopaków, choć zaraz posłałem pokrzepiający uśmiech Jihyunowi, którego poklepałem po plecach. – Stłuczki to nie wina kierowcy, a samochodu – dodałem, puszczając mu oczko. – Pojedziemy moim autem, dobrze pani Kim? I ja nas tam bezpiecznie zawiozę – postanowiłem na koniec, choć łagodnie, starając się za wszelką cenę nie używać mojego stanowczego tonu poza pracą.

– Och... no dobrze, w porządku. – Kobieta była nieco zaskoczona moją decyzją, choć nie rozumiałem dlaczego. Czy to nie tak, że spośród naszej piątki byłem tutaj najlepszym kierowcą? Jednak wszystko się wyjaśniło, gdy dodała: – Ale lepiej się czujesz?

– Tak, jest już okay – zapewniłem, biorąc jeszcze ostatni kęs mojej porcji ryżu. – Dziękuję za śniadanie, było pyszne. Wyjdę wcześniej, bo muszę jeszcze wykonać kilka telefonów – oznajmiłem wszystkim i zanim ktokolwiek zdążył to skomentować już uciekałem do swojej walizki, wyciągając zarówno garnitur, jak i moją kosmetyczkę.

A po szybkim przebraniu w łazience, umyciu zębów i ułożeniu fryzury na żel, aby aż tak mi nie przeszkadzała, pobiegłem do mojego Maseratka. Najpierw musiałem rozkręcić dramaty w moim labo, informując, że przyjrzę się dokładnie tej sprawie. A następnie podzwoniłem tu i tam, aby podpytać o tę niewielką inwestycję związaną ze straganem taty Jimina. Oczywiście wszystko było do zrobienia, jak oznajmił jeden z moich zaufanych ludzi, zajmujących się bardziej papierkowymi sprawami moich firm. Więc o to nie musiałem się już martwić, mogąc to dokończyć po powrocie do Seulu. Jeszcze szybka rozmowa z Namjoonem, szybka rozmowa z Wonnie i gdy kątem oka zauważyłem, że rodzina Jimina kieruje się już w stronę mojego samochodu, pożegnałem się z moim kwiatkiem, odkładając telefon na magnetyczny uchwyt.

Minnie założył dziś garniaczek, więc nie wyglądał już jak mój uroczy studenciak. Raczej jak seksowny model. Albo po prostu mój seksowny mąż.

Mmmm...

Uśmiechnąłem się na taki widok, śledząc go spojrzeniem, a przez to całkowicie zapominając o manierach. Bo przecież powinienem już dawno wyskoczyć na zewnątrz i otworzyć drzwi zarówno Jiminowi, jak i jego mamie.

Patrz co mi robisz, Minnie! Twoja wina!

Zacieszałem do niego, nawet nie wiedząc kiedy jego rodzina zdążyła zająć miejsca z tyłu, bo mój wzrok był skupiony tylko na tym pięknym blondynie.

Moja ręka jakoś tak sama wyskoczyła do jego uda, jak tylko zajął miejsce pasażera.

– Jaki przystojniacha – skomplementowałem go, oglądając jeszcze od góry do dołu, gdy moja dłoń lekko ścisnęła to piękne udo.

Jednak słowa jego taty, który postanowił skomentować moją Maseratkę, skutecznie oderwały nas od tych flirtów.

– Ło cholera, ale bajery – zachwalał moje cacuńko. A sądząc po reakcji pani Kim, chyba coś dotykał, bo dostał w rękę.

– Zachowuj się. I zapnij pas – upomniała go, a we wstecznym lusterku zobaczyłem, że mężczyzna zajął miejsce tuż za mną. Jihyun pośrodku, a pani Kim za Jiminem. I nie byłem do końca pewien takiego ułożenia. Czy jego ono bezpieczne na dłuższą trasę?

Aj, dobra, poradzę sobie.

Ruszyłem powoli, odpalając radio, aby nie męczyć uszu rodziny Jimina moimi phonkami i dziwnymi remixami memów.

– Chyba nie miałem okazji ci się pokazać w garniturze? Wonyoung mówiła coś o noworocznej kolacji z innymi inwestorami. Zamierzasz mnie zabrać? – wspomniał Minnie, choć nie bardzo wiedziałem do czego nawiązywał. Spotkań noworocznych na pewno trochę miałem. A to w jednej firmie, a to w drugiej, a to z moimi ludźmi... Więc nie wiedziałem o czym teraz mówi.

Jednak zanim mu na to odpowiedziałem, standardowo poprosiłem o wpisanie adresu tej świątyni, bo jego łapki sprawniej to zrobią od moich rękawiczkowych.

– Nie myślałem o tym... Muszę przejrzeć listę gości i wtedy zadecyduję, Minnie – oznajmiłem, choć zacząłem podejrzewać, że stwarza mi jakąś wymówkę do szybszego odpuszczenia Busan i powrotu do Seulu? W sumie sam nie wiedziałem jak to interpretować.

A gdy rozbrzmiało „Barbie Girl", informując mnie, że dzwoni „Ostry Gracz", łatwo mnie to odciągnęło od tej sprawy. Szybko go odrzuciłem, wyłączając zaraz telefon, czym dałem mu odpowiedź na jedno z jego pytań.

Działaj, chłopie, działaj. Na razie sam.

Przez całą podróż do świątyni niewiele rozmawialiśmy. Minnie chyba mi trochę przysypiał, ale pozwoliłem mu na to, zwłaszcza po tym co wydarzyło się dzisiejszej nocy.

A gdy dotarliśmy już na miejsce, wysadziłem wszystkich pasażerów, samemu wpychając się w miejsce niemożliwe do zaparkowania. A jednak! Z moimi umiejętnościami wszystko się dało! Musiałem tylko wyjść oknem, ale i z tym nie miałem żadnego problemu, przez gorsze dziury się przepychając w swoim życiu.

W świątyni starałem się dostosować do wszystkich tu obecnych, obserwując jak się zachowują, bo nigdy nie byłem w takim miejscu. Większość z nich po prostu się modliła, tak jak mój Minnie, dość długo stojąc ze złożonymi dłońmi i zamkniętymi oczami. Pozwoliłem mu na to, milcząc i nie chcąc tego przerywać. I dopiero gdy ruszyliśmy między ludzi, zaczynając spacerować pod rękę, poruszyłem ten temat.

– O co tak mocno prosiłeś? – powiedziałem tuż przy jego uchu, aby mój głos nie zaginął przez wszystkich rozmawiających tu ludzi. Większość z nich ubrana była w hanboki. Inni w podobne stroje do naszych. A niektórzy traktowali to jak zwykłe wyjście do parku, przychodząc w tym, co noszą na co dzień.

– O to, byś był bezpieczny w tym roku. Mam nadzieję, że limit pecha wyczerpałeś dzisiejszej nocy – stwierdził, czym niesamowicie mnie rozbawił.

– Limit pecha – powtórzyłem to, nie mogąc powstrzymać przy tym śmiechu, bo nie spodziewałem się takiego określenia. – Minnie, no pewnie że tak. Przecież wiesz, że jestem niezniszczalny – przypomniałem mu, a żeby to podkreślić podniosłem trochę wolną rękę, napinając w niej mięśnie i... aż coś trzasnęło. – O cholera. – Znów się roześmiałem, opuszczając już tę rękę i zaraz czując w niej większy luz, więc na sto procent zniszczyłem koszulę.

Pięknie, pięknie, przypakowane fest!

Minnie również się na to roześmiał, klepiąc mnie przy tym po torsie.

– Brawo, kochanie – pochwalił mój niezwykły wyczyn, z czego oczywiście zaraz byłem dumny.

– Widzisz Minnie... Tak trzeba żyć, żeby aż koszule pękały – stwierdziłem, znów chichotając.

– Czy to sugestia, że mam wrócić na siłownię? – Minnie trochę inaczej zinterpretował mój niewinny tekścik, choć poruszał przy tym sugestywnie brwiami, dzięki czemu wiedziałem, że na szczęście obejdzie się bez focha.

– Nie, podzieliłem się po prostu swoją filozofią życiową. Ale jeśli chcesz... Wiesz że mamy siłownię na niższym piętrze – przypomniałem, zaraz wpadając na genialny pomysł, którym oczywiście mogłem się z nim podzielić dopiero po przysunięciu do jego ucha. – Możemy wspólnie wypróbować któreś z urządzeń – zaproponowałem, już wyobrażając sobie jak wykorzystujemy którąś z ławek. Albooo jeden z tych bardziej skomplikowanych atlasów do ćwiczeń.

Hmmm, hmmm, hmmm...

Aż mój diabełek na ramieniu zaczął się cieszyć z takiej perspektywy.

– No dobrze, więc popracujemy razem – zgodził się na ten pomysł mój Minnie, posyłając mi przy tym równie niegrzeczny uśmiech. Choć uznał też, że idealnym pomysłem będzie poklepanie mnie po torsie. A to z kolei zaraz doprowadziło do napięcia moich mięśni klatki piersiowej. I JEB. Guzik poszedł.

Aż musiałem na to ciężko westchnąć.

– Chyba wziąłem za małą koszulę – uznałem, bo to już na pewno nie była kwestia mięśni. Zwłaszcza skoro od dwóch dni nie byłem na siłowni.

Mój piękny mąż zaśmiał się przez kolejną taką akcję.

– Wystarczy, bo trafisz kogoś tymi guzikami – uznał. I słusznie.

Jeszcze oberwę laczkiem od jakiegoś dziadka... Nie warto. Uważaj, Kyo.

– Zamach guzikowy. Noo, takiego jeszcze nie robiłem – zauważyłem, po raz kolejny dumny z mojego żarciku.

Aż chyba nazwę tak jakąś akcję!

– Jeszcze pewnie z pół godziny i możemy wracać. Odwieziesz nas? Czy pojedziesz prosto do Seulu? – Minnie zmienił szybko temat, sprawiając nim, że mój uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy.

– A mam się już stąd zmywać? – zapytałem, zaskoczony poruszeniem takiego wątku. Bo myślałem, że wczoraj co innego ustaliliśmy?

– Kyo, musisz wrócić do domu, by spać – znowu uznał. A ja znowu musiałem użyć tego mojego słabego tekstu z wczoraj:

– Jak mnie tu nie chcesz to okay.

I zaraz za niego oberwałem, do tego w miejsce, które straciło guzik, więc trochę zabolało!

– Wiesz, że nie o to chodzi. Nie możesz brać tego leku. Pół nocy nie spałem, sprawdzając, czy nie gaśniesz – przyznał się, na co cmoknąłem niezadowolony, ale i nieco zrezygnowany. Bo dokąd on z tym brnął? Jeżeli będziemy się tak o wszystko martwić, to oszalejemy w naszym wspólnym życiu.

– Jimin. Mówiłem ci, że masz się tym nie przejmować. Popadniesz w paranoje... – upomniałem go, starając się pozostać łagodny.

– Ty się nie martwisz, że ktoś mi zrobi krzywdę w ramach zemsty na tobie?

Co to za...

Ech.

– Nie. Jesteś dobrze chroniony. Jak nie jesteś ze mną, to cały czas ktoś cię pilnuje. Więc nie przywołuje niepotrzebnie takich rzeczy myślami – oznajmiłem mu, nadal spokojnie, bo tylko takie podejście ratowało mnie od trzymania go ciągle przy sobie. Tak samo jak Kooka.

Minnie westchnął na moje słowa, po czym przytulił się do mojej ręki, chcąc wyjaśnić swoje obawy:

– Po prostu bardzo mi na tobie zależy i boję się, że cię stracę.

– Nie stracisz. Ja też jestem chroniony. Poza tym wiedzą, że gdyby mnie zabili, wywołaliby wojnę gangów – przypomniałem mu jak to działa w moim świecie, choć Minnie nie to miał na myśli.

– O to się nie martwię. Tylko o twój płomień.

O mój płomień... On dla wszystkich jest zagadką.

– To tym bardziej nic mi nie będzie – zapewniłem, wbrew swoim myślom.

– Obiecaj mi, że nie będziesz już brał zastrzyków w samotności – poprosił mnie zaraz, czego początkowo nie potrafiłem skomentować. Bo jak miałem to niby robić?

– Zależy jakie to będą sytuacje. Bo czasami mogę być gdzieś na wyjeździe. Sam.

– Nie, Kyo. Zawsze ktoś musi być z tobą. Nawet jeśli nie ja. – Trzymał się tego uparcie. A skoro tak...

– Dobrze, będę wołał panią z recepcji w hotelu. Albo nie, seksowną sąsiadkę obok – stwierdziłem, korzystając z idealnego momentu do podroczenia się z nim.

– Dobrze. Może nawet stać przy tobie nago, jeśli chcesz, ale ktoś ma być obok – zarządził, na co zacząłem zacieszać.

– Ooo, okay. – Specjalnie powiedziałem to mocno radosnym tonem, za co zaraz oczywiście oberwałem prosto w klatę.

– I nie waż się tego nadużywać, bo następny seks będzie w kolejnym roku – ostrzegł. Ale co to były za groźby...

– Hmmm... Ciekawe kto dłużej bez niego wytrzyma – zauważyłem, a to już serio doprowadziło do focha, bo Minnie zaraz ode mnie uciekł, udając się na stragany z pamiątkami i jedzeniem.

Oczywiście znów go szybko udobruchałem, kupując mu koronę królowej i czaderskie, świecące okulary, w których musiałem strzelić mu fotkę. Pojedliśmy trochę na tych straganach. A po powrocie do jego rodzinnego domu udaliśmy się jeszcze na plażę, gdzie oczywiście trochę nas pomoczyłem, nawet pomimo chłodnej temperatury. Miło było zakończyć to w takim stylu, obserwując wspólnie piękny zachód słońca.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top