32 - Botsuraku
7882 słów
~~~~~~~~~~
Jeongguk:
Nasz pobyt w Kioto był spokojny i relaksujący. Nie przemęczałem już mojego ukochanego, tak jak to robiłem na początku. Byłem wtedy chyba zbyt podekscytowany na możliwość pokazania Yooniemu mojego rodzinnego miasta. A również na możliwość spędzenia czasu z mamą. Dlatego kiedy już zdążyliśmy wszystko na spokojnie pozwiedzać – udać się jeszcze na dwie, nieco spokojniejsze, wycieczki rowerowe, jak również na zakupy spożywcze, aby pokazać Yoongiemu przeróżne japońskie słodycze, których naprawdę brakowało w Korei – mogliśmy stworzyć sobie jakąś nową, tymczasową rutynę. Już nie wyciągałem starszego z łóżka z samego rana. Pozwalałem mu pospać tyle ile chciał. Czasami do dziewiątej, a innym razem nawet i do jedenastej. W końcu skoro po Nowym Roku obaj musieliśmy powrócić do pracy/nauki, mogliśmy sobie pozwolić na małe lenistwo.
Pożywne śniadanie, wspólny spacer lub leżenie, jeżeli Yoongi danego dnia bardzo na to nalegał. Późniejsze wspólne granie w jakieś gry planszowe lub karciane, oczywiście razem z mamą. Popołudniowe rozmowy i snucie wspólnych planów na najbliższy czas. Czasami lekko wymuszona na moim ukochanym sesja zdjęciowa na Instagrama. Czy to jego, wspólna, czy moja. Czasami obejrzenie jakiegoś filmu lub pomęczenie Yoongiego nowym, uroczym zdjęciem mojej Hanni. Co zapewne dla niego było jak pokazywanie mu jego uczennicy, ale dla mnie to po prostu chwalenie się ukochanemu swoją idolką. Bo kogo innego miałbym tym męczyć? Dodatkowo dom rodziców (bo już jednak nie mój) był oczywiście zaopatrzony w piękny fortepian, dlatego przy nim również przesiadywaliśmy. Czasami to ja, ku uciesze mojej mamy, zagrałem sobie coś z horroru albo anime, a innym razem to Yoonie się do niego wyrwał, w przypływie weny, kiedy jakaś melodia nagle zagrała mu w głowie. Nasza dwójka razem oczywiście również tam lądowała, bo uwielbiałem siedzieć przy moim przystojnym narzeczonym, spierając głowę na jego ramieniu, obserwując przy tym jego długie, smukłe palce, które sunęły z gracją po klawiszach fortepianu, ciesząc nasze uszy kolejną piękną kompozycją. A moje oczy jego dłońmi! (Ważne!)
A wieczorami zdarzało nam się obejrzeć coś wspólnie z mamą przy lampce wina lub odrobinie jakiegoś likieru domowej roboty. I tak jak ja bacznie obserwowałem relację Yoongiego z kawą, tak on bacznie obserwował moje podejście do alkoholu. Ale w sumie nie miał czego, bo potrafiłem męczyć tę jedną lampkę wina nawet przez pół godziny rozmowy i dwie godziny filmu, po których mój organizm domagał się już tylko snu. Snu, do którego czasami nie dochodziło tak szybko jak powinno. Bo właśnie, to były nasze wyjątkowe wieczory i noce. Oczywiście nie szaleliśmy tak jak w naszym domu. Wszystko musiało być wywarzone i przede wszystkim ciche, więc niektóre kombinacje i pozycje odpadały. Ale przez ten czas wystarczyła mi po prostu sama bliskość Yoongiego. A po wszystkim spokojnie zasypialiśmy, aby nabrać sił na kolejny dzień naszej Kiotowej, pięknej rutyny.
I tego dnia również chciałem jeszcze chwilę poleniuchować z Yoongim w łóżku, zanim zwleczemy się do łazienki i na śniadanie. Obaj sprawdzaliśmy nasze telefony, choć moja głowa spoczywała gdzieś na torsie starszego, bo już kilka razy zmieniłem pozycję, wiercąc się, aby znaleźć tę najwygodniejszą do przeglądania Instagrama. I akurat odpisywałem jednemu obserwatorowi na moje zdjęcie pięknego drzewa w Kioto, gdy nagle otrzymałem dość dziwną wiadomość od Kyo.
„My już po ślubie, a wy co loserzy?????"
I może i bym się tym nie przejął, bo potrafił mi wysyłać większe głupoty, ale dołączone do tego zdjęcie jego ręki z obrączką na palcu, sprawiło, że zmarszczyłem brwi, zaraz pokazując to Yoongiemu.
– To żart, no nie? Na pewno sobie żartuje... – stwierdziłem, w sumie zaraz starając się to na szybko przeanalizować.
– Pewnie tak. Jimin by nam powiedział, gdyby planowali ślub – przypomniał Yoonie, niezbyt tym zaskoczony. W sumie tak samo jak ja. Bo Kyo uwielbiał mnie prankować.
– Napiszę do niego – postanowiłem, zaraz wystukując wiadomość do mojego Jiminka.
„Jak wakacje? Kyo sobie żartuje z tym pierścionkiem, no nie? ⁀⊙෴☉⁀ "
„Wakacje bardzo przyjemne, choć nie sądziłem, że będziemy mieć całą wyspę dla siebie. Musimy tu kiedyś przylecieć w czwórkę. A co Kyo ci napisał?"
„CAŁĄ WYSPĘ DLA SIEBIE? W sumie to w stylu Kyo..."
– Mają całą wyspę dla siebie, hyung – streściłem to szybko mojemu narzeczonemu, lekko tym faktem zszokowany.
– Jakoś mnie to nie dziwi... – odburknął, jak zawsze mając do tego dość negatywne podejście. A zapewne sam chętnie by się wybrał na takie wakacje. Jak zresztą każdy człowiek.
„Napisał, że wzięliście ślub?????????? (╯•ᗣ•╰)" – kontynuowałem to wypytywanie, oczywiście czekając na odpowiedź w stylu: „Aj, głupoty gada, jak to Kyo", a nie:
„No, tak wyszło"
Aż musiałem na chwilę odłożyć telefon, wciągając głośno powietrze i zaraz znowu go łapiąc.
NIEMOŻLIWE!
„COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO? ŻARTUJECIE???"
– WZIĘLI TEN ŚLUB, HYUNG – poinformowałem tylko Yoongiego, w sumie nie mając podstaw, aby nie wierzyć Jiminowi.
Aż usiadłem. A Yoongi ze mną, nie wyglądając przy tym na zadowolonego.
– Dzwoń do niego, z kamerą. To jest niemożliwe – stwierdził, na co zmarszczyłem lekko brwi.
– No coś ty... – mruknąłem na to wspomnienie o kamerze, zaraz wkładając mu w dłoń mój telefon. I nieco niechętnie zwlokłem się z łóżka, szybko dopadając szczotki, którą przeczesałem i swoje i Yoongiego włosy.
No, teraz możemy rozmawiać nawet z samym prezydentem.
Resztą naszego obecnego, porannego stanu się nie przejmowałem. W końcu zarówno Jiminnie, jak i Kyo byli nam bliscy. Dlatego po ponownym przejęciu telefonu, zadzwoniłem do mojej starszej bratniej duszy.
Jimin zaraz odebrał, siedząc w... jacuzzi!
No proszę, jak się bawić to na całego!
– Hej. – Chłopak posłał nam nieco zakłopotany uśmiech, chyba analizując nasze nieco posępne miny. – Zanim na mnie nakrzyczycie, powiem na swoje usprawiedliwienie, że nic nie wiedziałem o tych planach Kyo.
– Pokazuj rękę – rozkazał Yoonie, zanim zdążyłem skomentować te „plany Kyo". A Jiminnie zaraz pokazał nam grzecznie swoją dłoń, na której widniała taka sama obrączka jak ta mojego brata! A do tego ładny pierścionek zaręczynowy, którego na razie nie widziałem zbyt wyraźnie, więc nie mogłem go opisać. Ale na pewno świecił się jak diamenty!
– Papier mogę wam pokazać po powrocie – dodał jeszcze po tej prezentacji, na co musiałem już wywrócić oczami, bo byli z tym niemożliwi...
– Jesteście wariatami – podsumowałem to wszystko, bo przecież jeszcze kilka miesięcy temu mój „Jiminnie–san" nigdy by się na to nie zgodził.
Sprawca całego tego zajścia zaraz podebrał mu telefon, kierując kamerę prosto na swoje usta.
– Stary dał ci tylko zaręczynowy, a ja od razu obrączkę. Loooooser – wymamrotał, trzeszcząc przy tym mikrofonem i oczywiście kończąc to dziwnym: „Blblblblblblblbl" robionym językiem. Po czym już na szczęście oddał telefon z powrotem Jiminowi.
Kyo wybija poza skalę cringe'u! Jest jak typowy żenujący, starszy brat. UGH!
Patrzyłem na to zdegustowany, zresztą, tak samo jak Jimin, który po skierowaniu na siebie kamery miał taką samą minę.
– Bo zaraz pójdę po papiery rozwodowe i w ciągu jednego dnia będziemy mieli komplet – stwierdził do niego, z czego oczywiście musiałem się zaśmiać, bo to byłaby po prostu akcja roku. Zaręczyny, ślub i rozwód w jednym dniu. Wow.
– Miło, że nas zaprosiliście na uroczystość. Rozumiem, że my was też nie musimy – skwitował to wszystko Yoongi, ze stoickim spokojem, co od razu podłapałem, choć w swoim podekscytowanym stylu.
– O właśnie! Zaprosimy wszystkich oprócz Jimina i Kyo – oznajmiłem im, również nieco urażony.
– No dzięki... – mruknął tylko na to posępnie Minnie.
– I też zorganizujemy to na rajskiej wyspie – stwierdziłem, aby rozczarować ich jeszcze bardziej, nawet jeżeli akurat tego nie planowaliśmy z Yoongim. Co zresztą zauważyłem po jego reakcji, którą była lekko uniesiona brew. – Pokaż pierścionki jeszcze raz!!! – zwróciłem się znowu do Jimina, na razie ignorując mojego narzeczonego. Bo na obgadanie tej sprawy mieliśmy jeszcze duuuuuuuuuuuużo czasu.
Jiminnie pokazał nam grzecznie swoją dłoń, fokusując odpowiednio kamerę na pierścionkach, dzięki czemu ujrzałem je teraz wyraźnie.
– Kyo ma nieco inny, by nie zrobił mu krzywdy, gdy się rozgrzeje – wyjaśnił, dotykając tę ciemną obrączkę, przypominającą kamień. Choć to nie ona przykuła moją uwagę. Bo ta zaręczynowa śnieżynka była prześliczna!
– Wooow, ładne! Oba! – podekscytowałem się, zaraz snując nam plany na najbliższe tygodnie: – To jak wrócisz będziemy mogli zrobić sobie sesje z pierścionkami na Insta – oznajmiłem z szerokim, szczęśliwym uśmiechem, bo to była cudowna perspektywa!
W sumie dobrze wyszło. Będą fajne, artystyczne zdjęcia!
– Spotkamy się po nowym roku u nas na obiedzie. A teraz kończę, bo mam męża do utopienia. Pa. – Starszy pożegnał się z nami. I zanim zdołaliśmy mu odpowiedzieć rozłączył się, chyba naprawdę planując mord na Kyo. Ale co nam do tego. Niech sobie radzi ze swoim małżonkiem.
Odłożyłem telefon na bok, znów powracając głową na tors Yoongiego, który zaraz ciężko na to wszystko westchnął.
– Mówię to niechętnie, ale myliłem się – przyznał, co sprawiło, że nieco się przekręciłem. Tak, aby móc go obserwować z tej perspektywy.
– Z czym hyung?
– Oni jednak do siebie pasują. Obaj są tak samo nienormalni – stwierdził, na szczęście z lekkim uśmiechem, co również wywołało mój krótki śmiech. – Jimin bardzo się przy nim zmienił. Kiedyś był spokojniejszy, bardziej oddany literaturze. Zawsze chodził z tomikiem poezji. Teraz jakby o tym zapomniał.
– Teraz chodzi ze swoim MĘŻEM za rękę – podkreśliłem. – Nie ma tam miejsca na poezję – stwierdziłem z westchnięciem, wiedząc, że teraz tomik poezji został wymieniony na mojego brata. – Ale to może nie są zmiany, a po prostu odkrycie samego siebie? W końcu jest Wagą, hyung, przypominam ci o tym. Wagi takie są – mruknąłem, w sumie nie wiedząc czy do siebie, czy do Yooniego. Bo przecież starszy przestawał mnie słuchać kiedy mówiłem o zodiaku. Miał wtedy chyba taki tryb jak faceci, którzy musieli słuchać o tym co takiego kupiła ich partnerka na całodziennych zakupach.
I zaraz miałem tego potwierdzenie, bo ewidentnie usłyszał tylko pierwszą część mojej wypowiedzi.
– Jeśli jesteś zazdrosny, że oni są już małżeństwem, to po powrocie do Seulu możemy iść do urzędu – wymyślił nagle, skąd to biorąc to nie wiedziałem??? – Wydawało mi się jednak, że chcesz mieć bardziej uroczystą ceremonię, w gronie rodziny i przyjaciół.
No właśnie?!?!?!
Ummm?
Rozmawialiśmy przed chwilą o poezji, wymienieniu tomiku na Kyo i zodiaku? Skąd się tam wzięła „zazdrość"??
Ale może... to nie chodziło o tę wypowiedź? Czy ja kiedyś mówiłem coś o ślubie? Hmm...
– Kiedy w jakiejkolwiek z moich wypowiedzi zauważyłeś zazdrość? – zapytałem, przypatrując się uważnie jego twarzy. – Mam dwadzieścia lat, hyung. Mam na to całe życie. Ten pierścionek ma nie mieć żadnego towarzystwa przez... co najmniej rok, dwa lata – ostrzegłem go, aby nawet nie śmiał mi czegokolwiek planować. Bo dopiero co zacząłem studia. Dopiero co stałem się pełnoletni! Na razie zaklepanie tego przystojniaka zaręczynami w pełni mi wystarczało.
– Akceptuję – stwierdził na szczęście, sięgając dłonią do mojego policzka, który zaraz został przez niego pogłaskany. I choć myślałem, że to tylko taka niewielka pieszczota, to starszy zaraz do tego dodał: – Mój piękny narzeczony. Kocia mama naszych dziewczynek. Mój wojownik w walce z kofeiną.
NO NIE!
Zaśmiałem się, łapiąc zaraz za moją poduszkę, którą zdzieliłem go lekko.
– Kto tu jest teraz cringem hyung – zauważyłem, rozbawiony, odrzucając już tę poduszkę, aby unieść się nieco i wtulić w niego, dalej śmiejąc z tych niemożliwych określeń.
Yoongi oczywiście dołączył do mnie z tym śmiechem, obejmując i głaszcząc po plecach, na co wtuliłem przez chwilę twarz gdzieś w jego bark.
– Wiesz, całkiem przyjemnie w tym twoim Kioto. Szkoda, że to tak daleko od Seulu – poruszył nieco inny temat, który od razu podłapałem.
– Przyjedziemy tu jeszcze w lato, to się zakochasz, hyung. I szykuj się na długie wycieczki rowerowe – zapowiedziałem, nie mogąc mu ich odpuścić, bo w lato, późnymi popołudniami, były one idealne. Zwłaszcza na tych wzgórzach.
– Do tego czasu będę musiał popracować nad swoją kondycją – stwierdził, słusznie zauważając. Bo fakt, trochę mnie ona martwiła. Nawet nie trochę, a BARDZO. Ale co ja z tym mogłem zrobić...
– Może w końcu wyciągniesz się na moje codzienne bieganie? – zapytałem, chyba po raz milionowy. Ale po co? Zwłaszcza gdy zaraz usłyszałem taką samą odpowiedź jak zawsze:
– Nie. Co najwyżej mogę kupić bieżnię – dodał o dziwo, czego jeszcze nie słyszałem. Bo zazwyczaj taka rozmowa kończyła się na: „Nie. I nie dyskutuj" albo „Nie. I daj mi z tym spokój".
– Dlaczego? – dopytałem, oczywiście ostrożnie, aby go nie spłoszyć.
– Wolę, by ludzie nie patrzyli na moje żałosne próby biegu – stwierdził, a moja głowa szybko zaczęła wymyślać jakieś alternatywy.
– Najpierw możemy porobić jakieś cardio w domu. A jak już będzie lepiej to zaczniemy razem biegać – zaproponowałem powoli i ostrożnie, kładąc mu przy tym ręce na ramionach, patrząc łagodnie w oczy.
Zgódź się, hyung! Już nawet nie chodzi mi o twoją kondycję, bo z tym sobie jakoś radzimy. Ale masz być zdrowy, hyuuung! I dożyć ze mną setki!!!
– Możemy spróbować – uznał, a ja starałem się ukryć moje podekscytowanie, uśmiechając tylko delikatnie. – Chyba nie tylko Jimin zmienia się przy swoim ukochanym.
NO W KOŃCU!!! SUKCESSSSSSSSSS!
– Ja dbam tylko o twoje zdrowie – przypomniałem, nie chcąc, aby znów to odbierał jako przymuszanie go do sportu. – A Jiminnie to Waga, już mówiłem, hyung – dodałem, znów zmieniając swoją pozycję na poprzednią. Choć nieco udoskonaloną, kładąc głowę na kołdrze, spoczywającej na jego udach. I objąłem je, przymykając na chwilę oczy, pozwalając im jeszcze odpocząć. – To co, odkładamy na ślub na wyspie? – przywołałem jeden z naszych poprzednich tematów, który urwaliśmy, a był na tyle ciekawy, aby go teraz omówić. Bo musiałem się przygotować. To nie było takie hop–siup, kiedy nie mam stałego dochodu.
– Nie wolałbyś tutaj, w Kioto? – zaproponował.
– Hmmm... W sumie... Którejś wiosny... Będzie tu wtedy pięknie – stwierdziłem, już sobie to wyobrażając. A hyung zaraz do tego dołączył:
– Złożymy sobie przysięgę pod drzewem wiśni, z którego będą się na nas sypać delikatne płatki – tworzył nam idealny scenariusz, wplatając palce w moje włosy, które zaczął gładzić, a ja uśmiechałem się do siebie na taką perspektywę, już wyobrażając jak moje serce chce wyskoczyć z piersi na jego widok pod takim drzewem. – A ja powiem, że będę cię kochał już zawsze – dodał, kupując mnie tym całkowicie. I aż musiałem nieco przekręcić twarz, chowając ją na chwilę w kołdrze, aby w nią zachichotać.
Co ten chłopak ze mną robi...
A CO TYLKO CHCE.
Jesteś niemożliwy, Min Yoongi...
Potrzebowałem chwili, aby się uspokoić i powrócić grzecznie do poprzedniej pozycji, tym razem nie potrafiąc zamknąć już oczu.
– I ile piosenek z tego powstanie? – kontynuowałem temat, nie mogąc tego pominąć.
– Jedna. Którą ci zagram na naszym ślubie – uznał, a jego dłoń pomiziała mnie po policzku.
AHA!
Ssdfhsuidhfsudhfsuiodhfsdiofh!
– Hyung jest dzisiaj tak romantyczny... To pokaż mi od razu jak mnie pocałujesz pod tą wiśnią – stwierdziłem nagle, chcąc wykorzystać ten jego humorek. Dlatego zaraz przewróciłem się na plecy, unosząc nieco na rękach do góry i czekałem aż Yoongi złączy nasze usta. Iiiii... zrobił to, ale na sekundę? A może nawet krócej!
Co to miało być?!
Zmarszczyłem nieco brwi, niezadowolony.
– Na więcej nie można sobie pozwolić przy innych – wyjaśnił to dziwne muśnięcie, na które jeszcze BARDZIEJ zmarszczyłem brwi, jeszcze MOCNIEJ niezadowolony.
– Taaaak? W sumie nie wiem czy w ogóle się pocałujemy... – uznałem, chcąc się z nim podroczyć, skoro on też zaczął to robić.
I uciekłem mu z powrotem na kołdrę, przekręcając się znów na brzuch.
– Dlaczego?
– Bo to miejsce publiczne – przypomniałem mu, nadal tym nieco rozbawiony.
– Oj, na malutki buziaczek zrobimy wyjątek? A po wszystkim, w czasie naszej nocy poślubnej, nadrobimy czułości – negocjował ze mną, gdy znów zamieniałem pozycję, tym razem ponownie lądując na plecach.
– Nooo... Możeeee w policzek – mruknąłem rozbawiony, patrząc na niego z dołu i czekając na jego kolejne argumenty. Ale Yoongi chyba uznał, że ciągnąłbym ten temat w nieskończoność, dlatego zamiast się odezwać, przeniósł się do pozycji leżącej, przysuwając do mnie od razu, aby dać mi kolejnego buziaka. I to mi wystarczyło do kolejnego przekręcenia i wylądowania twarzą tuż nad tą jego, aby zaraz złapać dłońmi jego policzki i zacząć obsypywać go pocałunkami.
Chichotałem przy tym do niego, od razu mogąc zaobserwować jak na jego ustach pojawia się szeroki, wesoły uśmiech, który uwielbiałem oglądać.
– Powoli zamieniam się w prawdziwego mieszkańca Seulu, więc nie musisz się o to martwić. Niedługo będziemy dumnie spacerować za rękę przez Hybe – uznałem, po tej terapii buziakowej, chcąc mu wyjaśnić jak się sprawy mają. – Noo... może nie przy Hanni – dodałem szeptem, nieco rozbawiony, oczywiście nie mówiąc tego na poważnie. Bo Hanni po pierwsze – była dla mnie za młoda, a po drugie – nie była Min Yoongim! Więc nigdy nie byłbym nią zainteresowany.
– O ile jeszcze wybierzemy się na zwiedzanie Hybe – stwierdził mi tuż po tym, na co zmarszczyłem nieco brwi, wpatrując się w jego oczy.
– A nie wybierzemy? – zapytałem, nieco ostrzegawczym tonem. Choć tak samo ja, jak i on, znów sobie po prostu żartowaliśmy, zwłaszcza gdy mi na to odpowiedział:
– No nie wiem, nie wiem...
Obaj się do siebie cieszyliśmy, wpatrując w swoje oczy.
– Powinniśmy to dokończyć. W końcu nie moja wina, że bolał mnie brzuch – przypomniałem, choć obaj już dobrze wiedzieliśmy jaki był prawdziwy powód szybkiego zakończenia tamtego zwiedzania.
– A jeśli zaprowadzę cię do New Jeans? – palnął mi nagle Yoonie, na co czułem, że tak jak w komiksach, nad moją głową zaczynają się pojawiać pytajniki. Bo co to za pomysł?!
– Nie żartuj sobie – mruknąłem, uderzając go lekko gdzieś w udo.
– Wtedy szliśmy na ich trening – wyjaśnił jak gdyby nigdy nic, wzruszając przy tym ramionami. A przecież na takie stwierdzenie aż musiałem się nieco do niego przysunąć, przyglądając jego twarzy uważnie.
– Nie żartujesz, tak? – dopytywałem, choć po jego minie stwierdziłem, że nie mogło być inaczej. A skoro tak... – A wezwałeś wtedy dla mnie od razu karetkę? Bo przecież bym tam padł tuż po wejściu na salę treningową – uświadomiłem go, powracając do poprzedniej pozycji, gdzie na chwilę się zawiesiłem, wyobrażajac sobie takie spotkanie.
Jeongguk wchodzi na salę. I zaraz w niej pada. Koniec.
Super...
– Czyli nie chcesz z nimi porozmawiać? – zapytał jeszcze hyung, przez co nawet bardziej się zestresowałem. Bo on chyba naprawdę nie wierzył, że jestem z tych raczej nieśmiałych fanów.
I nie wiem co wyczytał z mojej twarzy, ale jego ręka zaraz wylądowała na moich włosach, głaszcząc je pieszczotliwie.
– Jeonggukie – wymruczał łagodnym tonem.
– Chyba potrzebuję na to jeszcze trochę czasu – uznałem, szybko wtulając się gdzieś w jego brzuch, próbując pozbyć się z głowy wyobrażenia o takim spotkaniu.
– No dobrze. – Starszy nie przestał głaskać moich włosów, dając mi chwilę na uspokojenie. A kiedy już to sobie trochę poukładałem, postanowiłem mu przedstawić mój plan:
– Najpierw proszę mnie wepchnąć na ich fansign. Nie musisz się przyznawać, ale już dobrze wiem z Twittera, że na początku stycznia wypuszczają kolejny singiel, który będą promować. Więc na pewno też będą fansigny – zdradziłem, oczywiście to śledząc. Bo po Ditto, które było PRZECUDOWNE, szykowały się z OMG, które już przypadkiem widziałem u Yooniego na komputerze. Korciło mnie, aby podzielić się tym z moimi znajomymi z Twittera, ale nie chciałem być jak te wszystkie szalone sasaengi. Bo doskonale wiedziałem, że gdybym powiedział o tym choćby jednej osobie, zaraz wszyscy by się o tym dowiedzieli. No i po co? To ma być dla nas fajna niespodzianka. Zresztą, Yoongi na pewno ufał mi już na tyle, aby nie ukrywać plików, nad którymi pracował, licząc że nigdzie o nich nie napiszę. Więc tym bardziej nie chciałem tego robić.
– Nie ma problemu – oznajmił po przedstawieniu mojego idealnego planu, po którym otrzymał całusa, a później następnego i następnego. Bo był moim najukochańszym narzeczonym, zasługując na miliardy takich pieszczot!
Jimin:
Wizyta na Bali była najbardziej szaloną rzeczą, jaka mi się przytrafiła w życiu. Nie dość, że sama wycieczka była niezwykle spontaniczna, to jeszcze w ciągu zaledwie dwóch godzin zaręczyłem się i wziąłem ślub. Z miłością mojego życia, która ciągle zaskakiwała mnie swoimi pomysłami. Z jednej strony było to dla mnie oczywiste, że będziemy razem na zawsze, bo więź nam to w pewnym sensie gwarantowała. Ale takie formalne zawarcie małżeństwa zawsze było dla mnie ważne.
Przez krótką chwilę się zawahałem, bo kiedy w drodze do ołtarza Kyo wspomniał o swoim bracie, zaraz pomyślałem o całej rodzinie. W moich wyobrażeniach taki dzień miał być wielkim wydarzeniem, które dzieliłem z najbliższymi. Ale w sumie... czy to ważne, czy są wokół nas? Nie zmniejsza to rangi tej chwili, a możemy pozwolić sobie na to, by zrobić imprezę z wielkim rozmachem w każdym momencie. Najważniejsze, że teraz formalnie będę mógł go nazywać moim mężem.
Nie planowałem się tym chwalić póki co, ale Kyo wyprzedził mnie z poinformowaniem naszej bratniej duszy. Dlatego po rozmowie z Jeonggukiem i Yoongim, przekazałem informację mamie bliźniaków, a także razem z Nyoung popiszczeliśmy szczęśliwi do telefonu, ekscytując się tym wydarzeniem. Przy okazji dowiedziałem się, że to ona w dużej mierze pomogła w organizacji, za co byłem jej niezmiernie wdzięczny. Zdążyła mnie bardzo dobrze poznać i zadbała o to, by wszystko było idealne. Jednak moim rodzicom oraz bratu zamierzałem oznajmić dobrą nowinę osobiście. A mieliśmy ku temu doskonałą okazję.
Wakacje na Bali trwały krótko i wymagały ode mnie ciągłej czujności, gdyż moje niespokojne serce kazało mi obserwować Kyo. Jego eksperymenty z lekami od jego naukowców–lekarzy sprawiały, że z jednej strony cieszyłem się z jego „zwyczajności" i wykorzystywaliśmy każdą chwilę, by być jak najbliżej siebie, niemal cały czas się dotykając (nie tylko w tym intymnym znaczeniu oczywiście). Nie zmieniało to jednak faktu, że potwornie obawiałem się tego specyfiku. Bo nikt nie był w stanie powiedzieć, jak długofalowo wpłynie to na Kyo. A jeśli powoli go zgasi? Tak całkowicie?! Starałem się o tym nie myśleć i skupiłem już na tym, że prosto z Bali lecimy do moich rodziców do Busan.
W drodze udało mi się zająć kolejnymi akapitami mojej pracy oraz trochę odprężyć z Kyo na pokładowym łóżku. Natomiast na lotnisku w moim rodzinnym mieście, czekał na nas samochód, zapakowany kolejnymi walizkami z ubraniami, idealnie dopasowanymi do panującej w Korei pogody. Można doznać szoku, gdy z tak ciepłego klimatu wraca się w środek zimy.
Byłem świadkiem, gdy mój mąż wydawał instrukcje Wonyoung co do naszego powrotu, dlatego poprosiłem, by w aucie, oprócz walizek z ubraniami, znalazły się przygotowane przeze mnie paczki dla rodziny. Moi rodzice nie żyli w biedzie, ale nie byli też zbyt majętni, więc za zgodą Kyo zrobiłem im trochę większe prezenty, chcąc w ten sposób podziękować za te wszystkie lata, kiedy jeszcze z nimi mieszkałem oraz za możliwość wysłania mnie na studia. Choć martwili się, że nie chcę zostać prawnikiem czy lekarzem, to zawód nauczyciela jakoś zaakceptowali i starali się mnie wspierać. Dlatego paczki były pełne ubrań – nie od projektantów, bo tego nie potrzebowali, ale głównie ze sklepów sportowych, gdzie można dostać najlepsze jakościowo rzeczy. Dla każdego kupiłem porządną, zimową kurtkę, dwie pary butów, dwie bluzy, dwie pary spodni, siedem koszulek, dziesięć zestawów bielizny, w tym trzy termoaktywne. Trochę mnie przerażała wydana suma, ale mogłem sobie na to pozwolić. Po prostu jeszcze nie przywykłem do chodzenia po sklepach i niepatrzenia na metki. Dodatkowo dla mamy kupiłem torebkę Gucci, by miała czym się pochwalić koleżankom, kiedy będzie szła na swój pielęgniarski dyżur w szpitalu. Tata otrzyma drogi alkohol wybrany przez Kyo, a brat dostanie nową przenośną konsolę, o której wspominał mi latem.
Mieszkanie zajmowane przez moją rodzinę znajdowało się w jednym z większych domów, dzielonych z trzema innymi rodzinami. W pobliżu była plaża, na której spędzałem mnóstwo czasu za dzieciaka.
Uśmiechnąłem się na widok znajomej okolicy, jednak kiedy blondyn zaparkował, odwróciłem się do niego, nieco zestresowany.
– Kyo, mam do ciebie wielką prośbę – zacząłem ostrożnie. Miałem nadzieję, że się na mnie nie pogniewa, ale musiałem to powiedzieć. – Chciałbym, byś powstrzymał jakiekolwiek komentarze, które mogłyby urazić moich rodziców. Dobrze? Wiem, że nie robisz tego specjalnie, ale masz cięty język, na który różnie można reagować. Naprawdę ich kocham i nie chcę, by poczuli się gorsi dlatego, że nie mają za dużo pieniędzy – wyjaśniłem mu.
Wiedziałem, że mój ukochany to dobra osoba, ale jego specyficzne poczucie humoru mogło być problemem w stosunku do moich rodziców. Dlatego wolałem zaznaczyć, by uważał.
Chłopak przez chwilę się zastanawiał.
– A co im o mnie opowiadałeś? Żebym mógł się trzymać ustalonych faktów.
– Ostatnio rozmawiałem z nimi przed wylotem do Japonii, więc nie wiedzą jeszcze o zaręczynach i ślubie. Wcześniej powiedziałem im prawdę, że jesteś moją drugą bratnią duszą. No i że jesteś bogaty, bo jesteś inwestorem. Powiedziałem też o twojej mocy. Mama jest chyba tym wszystkim zmartwiona.
– O mocy? – Ta informacja mocno zbiła Kyo z pantałyku. – Mogłeś o tym nie wspominać. Utrzymywałbym, że mam chorobę skóry i dlatego chodzę w rękawiczkach – zauważył, na co pokręciłem głową.
– Nie chciałem ich okłamywać. Choć mam wrażenie, że mi w to nie wierzą – przyznałem. Sam bym nie wierzył, gdybym się nie przekonał na własne oczy. Bo kto by podejrzewał, że takie cuda chodzą po świecie? Antyszczepionkowcy, foliarze i ludzie od teorii spiskowych?
– O nie, nie, nie, ja im tego nie będę prezentował, Minnie. Mogłeś niczego nie mówić – powiedział i trochę zabrzmiało to jak pretensje, jednak starałem się tak tego nie odbierać.
– Nie proszę cię o to.
Mój mąż otworzył jedną ze skrytek w aucie i wyjął małe pudełeczko, które schował w kieszeni płaszcza. Nie dopytywałem co to, lecz po prostu wysiadłem razem z nim, by pójść do bagażnika po rzeczy. Kyo zabrał prezenty, a ja złapałem za walizki, które były stanowczo lżejsze.
Razem weszliśmy po zewnętrznych schodach na pierwsze piętro. Moja rodzina zajmowała górną połowę budynku, a i tak było to zaledwie jednopokojowe mieszkanie z antresolą. Poczułem smutek i wstyd, wiedząc, że moi rodzice od tylu lat z bratem gnieżdżą się w tym miejscu, a ja mieszkam teraz niemal w pałacu, który spokojnie pomieściłby małą wioskę. Wiedziałem, że nie poproszę Kyo o przeniesienie ich do nas, bo i dla niego byłoby to mocno niezręczne, a także moi rodzice by się na to nie zgodzili. Ale za jakiś rok, z pensji, które daje mi mój małżonek, będę w stanie kupić im porządne mieszkanie. Może nawet dwa osobne, by jedno miał mój brat na start.
W końcu obładowani weszliśmy na zewnętrzny taras i dotarliśmy do drzwi. Zadzwoniłem grzecznie i już po chwili drzwi się otworzyły. W progu stał Jihyun, mój młodszy brat. Nawet nie dał mi nic powiedzieć, bo zaraz uwiesił się na mojej szyi, przytulając mnie mocno.
– Cieszę się, że jesteście. Chodźcie. Mama czeka z jedzeniem – powiedział, biorąc ode mnie walizki.
Weszliśmy do wąskiego korytarza. Po prawej stronie znajdowały się drzwi do łazienki, a całą lewą ścianę zajmowała ponad trzymetrowa szafa, mieszcząca w sobie garderobę całej rodziny.
Szybko zdjąłem buty i wszedłem głębiej, docierając do salonu z aneksem kuchennym. Na przeciwległej ścianie do wejścia, we wnęce, znajdowało się łóżko moich rodziców, a schody za kanapą prowadziły na antresolę, która była sypialnią brata (i kiedyś moją). Nie było miejsca na porządny stół, dlatego na niskim stoliku przed kanapą były już wystawione pierwsze miseczki z jedzeniem.
Moja mama krzątała się między kuchenką, a blatem, szykując kolejne przekąski, podczas gdy tata podniósł się ciężko z kanapy, zostawiając na razie oglądany program i zjedzoną w połowie mandarynkę.
– Siema młody Jimin – powiedział Kyo, witając się w końcu sztamą z Jihyunem, który wyraźnie się nim zainteresował. Lub raczej paczkami, które zwinnie przejął od mojego męża i ustawił pod schodami.
– Cześć, jesteśmy! – przywitałem się radośnie, a mama od razu zaczęła wycierać ręce o fartuch, by móc mnie przytulić. Była niewiele niższa ode mnie. Chętnie chowałem ją w moich ramionach, czując się zawsze bezpiecznie, dzięki jej miłości.
– Mój synek! Nareszcie przyjechałeś!
– Tęskniłem za wami – przyznałem, nie mogąc się nacieszyć bijącym od niej ciepłem.
Mój tata także do nas dołączył, obejmując zarówno mnie, jak i mamę.
– Aigooo, nasz Jiminnie w końcu odwiedził swoich staruszków.
– Tato – jęknąłem, bo pomimo wieku nadal miał krzepę i potrafił przygnieść.
Kiedy rodzice się odsunęli i spojrzeli ponad moim ramieniem zaciekawieni, przyszedł czas na przedstawienie mojego ukochanego. Dlatego odsunąłem się nieco na bok, by mogli spojrzeć na mojego męża w pełnej okazałości.
– Mamo, tato. To jest właśnie mój Kyo. Jeon Kyo – zaprezentowałem, na co Kyo ukłonił się grzecznie. – Powiedziałbym, że mój chłopak, ale no... od kilku dni już nie – wyjaśniłem i pokazałem moją dłoń, gdzie nosiłem zarówno obrączkę, jak i pierścionek zaręczynowy.
Moja mama zrobiła wielkie oczy na to oświadczenie, przenosząc spojrzenie ode mnie na blondyna i z powrotem. Natomiast tata szybko wytarł ręce o swój sweter i złapał moją rękę, by podsunąć ją sobie niemal pod sam nos, by lepiej widzieć.
– Tak jakoś wyszło – przyznał Kyo, zupełnie spokojny.
– Prawdziwy? – zapytał zaszokowany tata, zaczynając zerkać na nas, podobnie jak mama.
Jeon kiwnął głową, a ja sam nie miałem nic więcej do dodania, czekając na burę z ich strony. Przeliczyłem się jednak, bo tata zaraz przecisnął się przy mnie do Kyo.
– Aigooo, mój zięć – zauważył wesoło, obejmując go ramieniem i uderzył w plecy.
Mogłem odetchnąć z ulgą. Przynajmniej w jego przypadku, bo przeniosłem spojrzenie na drobną kobietę, która wydawała się nieco zagubiona.
– Przepraszam mamo, zrobimy jeszcze tradycyjną ceremonię dla rodziny – wyjaśniłem szybko, nie chcąc, by było jej przykro, że nie uczestniczyła w ceremonii ślubnej swojego syna.
– W porządku słońce – zapewniła i na jej twarzy nareszcie wrócił uśmiech. – Najważniejsze, że jesteście szczęśliwi. Chodźcie, chodźcie. Na pewno jesteście głodni – dodała, posyłając uśmiech swojemu zięciowi.
– Macie dla mnie jakiś prezent? – zapytał Jihyun, schodząc z antresoli, na którą wniósł nasze walizki. Posłałem mu rozbawione spojrzenie i zapewniłem, że coś dostanie po obiedzie.
Zabrałem od Kyo bluzę i sam w końcu zdjąłem płaszcz, by zawiesić je w szafie. Tata w tym czasie zabrał mojego ukochanego na kanapę, gdzie już zacierał ręce. Mina Kyo natomiast wołała „POMOCY".
– To trzeba uczcić ten wasz nowy status – stwierdził tata i sięgnął pod stolik, skąd wyjął dwie butelki soju. Uderzył w denko z łokcia (robił to, odkąd w jakimś programie o tradycjach z różnych stron świata zobaczył, że Polacy tak robią, gdy otwierają alkohol i bardzo mu się to spodobało) i już chciał otwierać trunek, jednak mama miała lepszy refleks, zabierając mu butelki.
– O nie, nie, nie, nie, chwila moment. Obiecałeś zaczekać z tym do wieczora – stwierdziła oburzona, patrząc na swojego małżonka karcąco. – Jihyun, nałóż ojcu jedzenie.
Usiadłem z bratem przy stoliku na podłodze. A żeby być jakimkolwiek wsparciem dla Kyo, zająłem miejsce tuż przy nim i poklepałem jego kolano z pokrzepiającym uśmiechem.
Mój brat zabrał się za nakładanie ojcu na talerz jego ulubionych kąsków, a mama usiadła ciężko na podłodze obok ojca. Zapewne, by go pilnować, bo czułem, że tamte dwie butelki soju to dopiero początek jego „arsenału".
Tata był wyraźnie niepocieszony tą sytuacją, ale zaraz humor mu się poprawił, gdy znów spojrzał na swojego zięcia.
– Seulski inwestor, tak?
– Tak, głównie tak. Nie zająłbym się aż tyloma firmami. Objąłem stanowisko CEO tylko w trzech z nich.
– Omo, omo! Naprawdę... nasz Jiminnie trafił idealnie – stwierdził dumny, zacierając ręce. Coś wykombinował. Czuję to w kościach. – Mam niewielki stragan na targu rybnym może... nawiązalibyśmy współpracę – zaczął, a ja miałem wielką ochotę się roześmiać.
Mama jednak znowu stała na straży porządku w tej rodzinie, bo zaraz ojciec dostał jej laczkiem w ramię.
– Uspokój się, ty stary durniu. Jaki poważny inwestor w ten twój stragan będzie inwestował?
Razem z Jihyunem nie mogliśmy powstrzymać chichotu, dlatego szybko ukryliśmy się za miseczkami z kimchi.
– Aishhhh – syknął ojciec, ale grzecznie odpuścił temat. Ciekawe tylko na jak długo, bo czułem, że może to być jeden z jego nowych wielkich planów. Nie, żebym w niego nie wierzył, ale odkąd pamiętam, zawsze mówił, że jego stragan powinien być w czołówce najlepszych (nie pytajcie mnie czego, bo sam nie wiem, czy istnieją rankingi straganów). Podejmował już wiele działań, by jako rybak i handlarz się dorobić, ale ciężko się wybić w miejscu, gdzie cała masa osób żyje z tego, co ty.
Kyo obserwował całe to zamieszanie z pewnym zainteresowaniem, chyba pierwszy raz mając do czynienia z taką rodzinką. Choć byliśmy trochę tacy, jak w dramach, więc teraz mógł doświadczyć swojej ulubionej rozrywki na żywo. Zabrał się też za jedzenie, ale zauważyłem jego zawahanie, gdy patrzył po wszystkich ciepłych daniach, które parowały na stoliku.
– Pani Kim, mógłbym prosić o szklankę wody z lodem? – zapytał, zerkając na kubek z herbatą przy swojej miseczce.
No tak. Zawsze do posiłku to nasza kochana kucharka dba o niego. Co za wpadka! Jako jego mąż powinienem lepiej o niego dbać!
– Och, oczywiście. – Mama i już chciała wstać, ale byłem szybszy.
– Ja się tym zajmę – zapewniłem, zabierając Kyo herbatę.
Znalazłem w kuchni dzbanek, do którego nasypałem sporo lodu i napełniłem go wodą. W międzyczasie wypiłem napar, by się nie zmarnował. A mi nieco rozgrzewający napój dobrze zrobi, bo na zewnątrz było naprawdę chłodno.
Spojrzałem z kuchni na moją rodzinę i uśmiechnąłem się. Prawie wszystkie najważniejsze osoby w moim życiu w jednym miejscu. Gdyby byli tu jeszcze Jeonggukie i Yoongi, byłoby idealnie. Ale tak też jest wspaniale. I zamierzam się tym cieszyć.
Kyo:
Trochę obawiałem się tego pobytu u rodziców mojego Minniego. I już pal licho moją moc, moje blond włosy, czy brak studiów. Największym problemem, co moja kruszyna słusznie zauważyła, był mój niewyparzony język. Ale czasami, jako consigliere, nie potrafiłem inaczej. Komentowałem dane sytuacje w sposób w jaki tylko chciałem. Czy to ostatnio przy mateczce, czy od jakiegoś czasu przy Kooku, a tym bardziej przy jego tatuśku. Ale faktycznie, przy rodzinie Minniego, musiałem to ograniczyć do zera. Żadnych zbędnych komentarzy i pełna kulturka.
Dlatego po pierwszych, nieco stresujących i żenujących chwilach z tatą Jimina, starałem się już rozluźnić, nie przejmując tym co mówił. A domowa atmosfera, która tutaj panowała, znacznie to ułatwiała. Bo naprawdę nie sądziłem, że to aż tak będzie przypominać wszystkie koreańskie dramy. Jednak właśnie to była rzeczywistość osiemdziesięciu procent Koreańczyków. Moje życie, a nawet życie mojego brata, któremu udało się wyhaczyć sugar daddy'ego z wypasionym apartamentem, było na wysokim poziomie. I choć mogłem machnąć na to ręką, trzymając się stwierdzenia, że jedni mają szczęście w życiu, a drudzy nie, to w przypadku rodziny mojej bratniej duszy i mojego męża, nie mogłem tego zrobić. W końcu pozyskane przez ostatnie lata koneksje umożliwiały mi łatwe rozwinięcie tej niewielkiej działalności taty Minniego. Wystarczyło tylko trochę w nią zainwestować i znaleźć dobrego odbiorcę. Może gdzieś w Seulu, o ile się poszczęści. A jak nie to nawet i w Japonii. Chętnych na pewno będzie sporo. O ile produkty będą świeże i wysokiej jakości. Ale o to się zadba.
Siedziałem tak i gdybałem, na razie nie mogąc jeszcze ruszyć jedzenia, bo możliwe że temperatura mojego ciała zaczęłaby przez nie uszkadzać moje ubrania. A raczej nikt, oprócz Minniego, nie chciał mnie oglądać nago przy tym stole.
Mój kochany mężuś udał się po wodę z lodem, a ja dalej siedziałem, obserwując to jedzącego już Jihyuna, to pysznie wyglądający makaron, to kimchi... I aż czułem jak moja temperatura jeszcze bardziej wzrasta. Do tego nie przez brak wody z lodem, a po prostu przez narastający apetyt.
– Tak zimno na dworze, a ty jeszcze wodę z lodem pijesz? Kochaneczku, gardło ci wysiądzie – stwierdziła mama Minniego tuż po mojej prośbie o mój chłodny ratunek. I chyba faktycznie, tak jak moja kruszyna wspomniała, niezbyt w to wszystko wierzyli.
Co by im tu...
– Po prostu jestem... gorący chłopak – wypaliłem z szerokim uśmiechem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
To tyle z ograniczania moich głupich komentarzy. Bajo, bajoooo... Ech...
Przynajmniej jego k–dramowy tata był innego zdania, znów się do mnie przybliżając, żeby poklepać po plecach i zwrócić się do swojej żony:
– Niech pije co chce i ile chce Hyunbin–ah – uznał, ciesząc się do mnie, na co pokiwałem głową z jednym z moich łagodniejszych, choć nieco wymuszonych uśmiechów, bo nie miałem pojęcia jak na to reagować. Zwłaszcza na tę jego bliskość.
– Jimin mówił, że umiesz zapłonąć – odezwał się nagle Jihyun, chyba postanawiając uczepić tego tematu. I aż miałem ochotę westchnąć i krzyknąć do Jimina, żeby mi tu szybko wracał, bo nie wiem co im mogę mówić, a co nie.
A jak się bardziej w to zagłębią? Jak będą chcieli wiedzieć jak sobie z tym radzę w codziennym życiu? Czy nie przeszkadza mi to w pracy... Czy ktoś o tym wie... Co mam im niby mówić?!
Dobra, na razie spokojnie.
– W sumie nie kłamał – przyznałem, przenosząc wzrok na Jihyuna, choć widziałem, że zarówno ojciec Jimina, jak i jego mama bacznie mi się przyglądają, ciekawi mojej odpowiedzi.
– Rozumiem, że to nie znaczy, że konar ci płonie na zawołanie? – palnął młody, na co jego mama aż się zakrztusiła, nawet pomimo tego, że nic w obecnej chwili nie jadła. A ja, razem z ojcem Jimina wybuchnęliśmy śmiechem.
I ja miałem kontrolować moje komentarze, tak???
Zanosiliśmy się z panem Parkiem śmiechem, kiedy jego żona zaczęła już okładać młodego klapkiem. I znów było to tak bardzo k–dramowe, że nawet w tym momencie nie potrafiłem przestać się śmiać, jak gdybym oglądał właśnie mój ulubiony serial. A przecież poniekąd w nim grałem!
Minnie w końcu do nas wrócił, do tego z mocno zażenowaną miną. Ja natomiast uśmiechałem się do niego szeroko, nadal się chichrając. I miałem ogromną ochotę palnąć po tym: „Jiminnie odpowie ci na to pytanie, Jihyun, bo końcu to on ma największą styczność z moim konarem". Ale nie, to rodzinny, spokojny obiadek, nie wolno.
Chłopak postawił przy mnie cały dzban wody z lodem i cytrynką w środku, a tuż obok wylądowała również szklanka, napełniona już częścią tego cudu natury i pomysłowości ludzkiej. Od razu mu podziękowałem, zabierając się za picie.
– No co? Mam przed sobą kogoś żywcem wyjętego z komiksu o superbohaterach, chcę wiedzieć więcej – tłumaczył się Jihyun, kiedy akurat szybciutko opróżniłem pierwszą szklaneczkę. Więc mogłem mu coś na to odpowiedzieć.
– Brzmi jak Jeongguk – zwróciłem się początkowo rozbawiony do Minniego, ale zaraz postanowiłem załagodzić tę sytuację. – Jihyun później możemy o tym pogadać. Nie przy rodzicach – oznajmiłem, mówiąc to nieco konspiracyjnym szeptem.
Chłopak na szczęście na to przystał, a ja po kolejnej szklance wody mogłem się w końcu zabrać za te koreańskie pyszności. Byłem ciekawy zwłaszcza ryby, którą mama Minniego również przygotowała. Bo jak podejrzewałem to jedna z tych złowionych przez pana Parka?
I oczywiście nie myliłem się, kiedy kobieta wprost nam to oznajmiła, po zachęceniu do skosztowania jej. I wiedziałem już, że to będzie dobra inwestycja i dobra pomoc dla rodziny mojego męża.
Spróbowałem dosłownie wszystkiego, maksymalnie się zapychając, zresztą tak jak Minnie i cała jego rodzina. Bo jedzenie było zbyt domowo pyszne, aby się z nim ograniczać.
A kiedy mój ukochany był pewien, że wszyscy pojedli i popili, przytaszczył pod stół przygotowane prezenty, które rozdał swoim bliskim.
Uśmiechałem się na ich zaskoczenie i radość. Wszyscy wyprzytulali Minniego, ciesząc się z nowych, ciepłych ubrań. Pan Park komentował je w swoim typowo koreańskim stylu, do tego z busańskim dialektem, dlatego połowy z tego nie rozumiałem. A pani Kim prawie się rozpłakała, oglądając kolejny ciepły sweter.
– Synku, nie trzeba było...
– Trzeba, trzeba. Mam bogatego męża, to trochę rozpieszczę moją rodzinę. Zwłaszcza, że nie kazał mi podpisywać intercyzy – stwierdził nagle mój cwany żartowniś, posyłając mi szeroki uśmieszek, na który oczywiście już miałem gotową odpowiedź.
– Minnie, a czytałeś dokładnie co podpisywałeś na Bali? – przypomniałem, bo przywołując tamten moment w mojej pamięci nawet jeżeli prześledził fragment tego tekstu, na tym się jego czytanie zakończyło. I fakt, jeden z tych papierków zabezpieczał moje firmy. Ale nie przed samym Jiminem, a przed możliwością ewentualnego zmanipulowania go przez kogoś. Bo przecież wystarczył jakiś cwany przedstawiciel handlowy, sprzedający coś niby Minniemu, a tak naprawdę podsuwający mu jakieś dokumenty, które ingerowałyby w którąkolwiek z moich decyzji dotyczących moich inwestycji czy firm. Moja pozycja była zbyt ryzykowana, abym włączał go w ten świat. Bo przecież taka decyzja szybko dotarłaby do moich wrogów, chcących to wykorzystać.
Nie zagłębiałem się jednak teraz w ten temat. Jeszcze go omówimy po powrocie do Seulu. Nie chciałem go na razie zamartwiać takimi formalnościami, zwłaszcza na Bali. Dlatego rzuciłem to po prostu jako niewinny komentarz. I odszedłem całkowicie od tego wątku, udając się po pudełeczko, które ze sobą przyniosłem. Bo też chciałem coś od siebie wręczyć jego rodzinie. Czyli trzy czarne koperty. Jedną dla pani Kim, z ogromną ilością bonów na wszelkie zabiegi kosmetyczne w Busan, drugą dla pana Parka z bonami na alkohole luksusowe i do jednego ze sklepów budowlanych, a trzecią dla Jihyuna z doładowaniami do gier.
Minnie, tak samo jak jego rodzina, w ogóle się tego nie spodziewali. Jego rodzice i brat byli tym mocno zaskoczeni, a mój kochany mężulek wystawił mi język, zwracając się do mnie pieszczotliwie:
– O ty dziadu. – Minnie tulił przy tym swoją mamę, a ja posłałem mu piękny uśmiech, zadowolony z mojego przebiegłego pomysłu, do którego się przed nim nie przyznałem. Ale to miała być niespodzianka.
– Chłopcy, ale to naprawdę za dużo... – stwierdziła zaraz pani Kim, gdy Jihyun już popędził z nową konsolą pod telewizor, zaczynając ją uruchamiać.
Za to ja otrzymałem kolejny ciepły gest ze strony pana Parka, który znowu mnie objął, tuląc tym razem do siebie. Starałem się nadal przy tym uśmiechać, choć miałem ochotę uciec, najlepiej do mojego ukochanego, który jako jedyny mógł tak przesadzać przy mnie z bliskością.
– Mój zięć. No. To co? – mruknął mężczyzna, znów wyciągając jakieś soju spod stolika... albo kanapy? No, z jakiegoś swojego tajnego miejsca, którego jego żona zapewne nie znała, nie mogąc mu zabrać tej butelki. – Trzeba wygonić diabła – oznajmił i od razu się tym zajął, uderzając łokciem... w dno butelki? Nie miałem pojęcia co to za praktyka, ale przyglądałem się temu lekko zafascynowany, bo tego w k–dramach nie było.
Może to jakieś busańskie tradycje?
Mężczyzna zaraz już ją odkręcił z szerokim uśmiechem, zwracając się do mojej gwiazdy:
– O. Jiminnie, przynieś nam kieliszki.
No dobra, czas mu powiedzieć jak się sprawy mają.
– Mogę się dołączyć, ale tylko z wodą, panie Park – wyjaśniłem, starając się brzmieć przy tym grzecznie, aby się czasem na mnie nie obraził. Bo jednak tradycje to tradycje.
Pana Parka to zszokowało i przyglądał mi się przez chwilę, niedowierzając w moje słowa.
– Nie opowiadaj głupot, Kyo. Napijesz się z teściem – uznał, a ja znów chciałem mu odmówić i jakoś wytłumaczyć dlaczego, ale na szczęście Minnie mnie z tym uprzedził.
– Tato, Kyo nie może z tobą pić. Alkohol może spowodować, że jego ogień będzie niestabilny – wytłumaczył, na co zaraz dołączyła do tego jego mama, również chcąc mnie od tego uratować.
– Nie zmuszaj zięcia, jak nie chce. I zostaw to, bo naprawdę pożałujesz – ostrzegła go, sięgając po tę butelkę. Mężczyzna uciekł w ostatniej chwili ręką, nie pozwalając jej na to. A to z kolei wywołało burzę. Minnie się do tego włączył, starając ich uspokoić, a ja mając już okazję wcześniej ich poobserwować, wolałem stąd czmychnąć, udając się do Jihyuna, który już rypał w jakąś grę.
Złapałem za drugi pad, posyłając mu zaczepny uśmiech, nieco zdeterminowany na wspólną rozgrywkę.
– Multiplayer? – zaproponowałem.
– Spoko – zgodził się i zaraz odpaliliśmy odpowiedni tryb w Need for Speed, rozpoczynając nasze wyścigi.
I tak jak na drogach wręcz królowałem, mogąc poszczycić się moimi umiejętnościami wyniesionymi z toru rajdowego, tak tutaj... moje palce nie współpracowały, myląc niektóre przyciski. W końcu nie miałem w tym wprawy, nie mając czasu na gry. Ale nawet po przegranym wyścigu nie zamierzałem się do tego przyznawać.
– Nooo, pofarciło ci się – stwierdziłem z lekko urażoną dumą.
– Może łatwiej byłoby ci obsługiwać pada bez rękawiczek? – zaproponował młody, o dziwo nie przekomarzając się ze mną i nie szczycąc zwycięstwem. Ale najwyraźniej wolał mnie o coś innego pomęczyć.
– Chcesz żebym go stopił? Dawaj, do trzech – oznajmiłem, znów wybierając nam teren do wyścigu, zmieniając sobie samochodzik na inny sportowy.
– Dlaczego miałbyś go stopić? – Chłopak drążył temat, chyba w sumie nie wiedząc jak działa moja moc.
No tak, Minnie im tylko wspomniał, że ją mam. Nic poza tym.
Zostawiłem na razie to wybieranie, puszczając pada jedną ręką, aby sięgnąć do mojej beżowej rękawiczki, dopasowanej do outfitu. I odsłoniłem moje czerwono–pomarańczowe pręgi.
– Woooooooow – usłyszałem zaraz z ust Jihyuna. A trochę obawiając się jego dalszej reakcji i chęci dotknięcia mojej skóry, szybko poprawiłem tę rękawiczkę. Bo może był tak narwany jak Kook i zaraz by się poparzył.
– Dlatego rękawiczki to taka moja pierwsza warstwa skóry. Nie przeszkadzają mi już – wyjaśniłem. – Do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale... tak, teraz to było przez rękawiczki – stwierdziłem sprytnie, zacieszając, bo mogłem w ten sposób łatwo wyjaśnić moją przegraną. I tego mieliśmy się trzymać.
Chłopak na to nie protestował, zgadzając się ze mną. A dzięki temu mogliśmy wrócić do wyścigów. Widziałem kątem oka jak w międzyczasie Minnie wraz z rodzicami segregują wszystkie prezenty, układając je w szafach. Nie chciałem w to ingerować, bo tylko bym im przeszkadzał, dlatego skupiłem się na zabawie z młodym. Tym razem wygrywając!
A wieczorem, w ramach tradycji, przebraliśmy się w hanboki. Minnie w kolorze różowym, z białymi i złotymi akcentami. A ja w kolorze granatowym. Przez co wyglądaliśmy jak wojownik i jego piękna dama. Ewentualnie najpiękniejszy na całym dworze młodzieniec i zakochany w nim strażnik. Ojjj, mogłem tak wymyślać i wymyślać nam te role. Aż żałowałem, że nie kupiłem Minniemu czerwonej szaty, a sobie czarnej, abyśmy mogli do siebie mówić „królu" i „królowo".
Dobra, na następny rok to ogarnę! Ale będzie czad!
Tradycje koreańskie obejmowały również spędzanie tego czasu na przeróżnych grach. Jak Yut Nori czy Jegichagi. Dołożyliśmy do tego kilka gier słownych, przy których bardziej niż graliśmy to się śmialiśmy. A w międzyczasie mogliśmy przekąsić zamówionego panierowanego kurczaka.
Jeszcze nigdy nie spędzałem tak sylwestra. W tak domowej atmosferze. I było to znacznie przyjemniejsze od hucznych imprez z dużą ilością alkoholu. Nawet jeżeli w końcu i u nas pojawił się alkohol, który tylko pan Park spożywał. No i odrobinę mój Minnie. Ale na szczęście niewiele.
A kiedy wybiła północ wszyscy polecieliśmy do okna, które niestety było tuż przy łóżku, przez co musieliśmy na nim wylądować, aby zobaczyć fajerwerki. Pozwoliłem na to całej trójce, samemu woląc klęknąć na tym łóżku tuż za Jiminem, którego objąłem w pasie, tuląc się do jego pleców. Przysunąłem usta do jego ucha, uśmiechając się lekko.
– Rozpoczynamy nowy rok z nowym statusem, mój małżonku – przypomniałem mu, szczęśliwy, dając mu całusa w policzek. Choć w sumie ja rozpoczynałem ten rok w końcu z moją miłością, którą od tak dawna śledziłem, nie wiedząc czy kiedykolwiek będę ją miał. Bo jeszcze rok temu zakładałem, że to z Kookiem Jimin przeżyje tego sylwestra, patrząc na ich relację. A tu jednak... Minnie jest mój.
– Gdyby ktoś mi powiedział, jak szalona będzie końcówka tego roku, nigdy bym nie uwierzył – stwierdził, również cicho, odwracając się nieco do mnie, aby wtulić w moje ramiona.
Pozwoliłem mu na to, ale tylko przez chwilę, bo zaraz go nieco odsunąłem, aby złożyć na tych miękkich usteczkach kilka buziaków.
– A tu poznałeś wariata Kyo i cóż... – podsumowałem to wszystko, rozbawiony, bo nawet sam nie wiedziałem, że tak to się wszystko skończy.
– I już mam męża – dokończył, obcałowując moją szczękę i fragment policzka, na co się uśmiechałem.
– Seulskiego consigliere – zauważyłem, dumnie, choć nadal będąc przy tym rozbawiony.
Znów go po tym objąłem, a Minnie powrócił do poprzedniej pozycji, aby móc oglądać fajerwerki. Zostaliśmy tak jeszcze z kilka minut, pokazując sobie niektóre ciekawsze wybuchy. Jednak szybko się one skończyły, a nas też już brało spanie. W sumie mnie od jakichś dwóch godzin, ale trzymałem się dzielnie.
Jihyun jako pierwszy wymiękł, nawet nie udając się do łazienki, aby umyć, a po prostu przebrał się i walnął na swoje łóżko. W naszym przypadku nie było o tym mowy, dlatego musieliśmy obgadać co i jak.
– Kochanie, będziesz brał leki? – zapytał Minnie szeptem, aby nie dotarło to do jego rodziców, którzy nadal przy nas byli.
– Muszę. Ale ogarnę to w łazience, w czasie kąpieli, żeby nie traumatyzować twoich rodziców – uznałem, mówiąc to tuż przy jego uchu, aby na pewno ani pan Park, który już i tak ledwo kontaktował, ani pani Kim nie usłyszeli moich słów.
Minnie pokiwał na to głową, zabierając nas już z tego łóżka.
– Pójdę pierwszy do łazienki – postanowił, na co zgodziłem się krótkim skinięciem.
A kiedy już się tam udał, pomogłem panu Parkowi przenieść się na kanapę, bo już go na tyle wzięło, że sam chyba by tam nie przeszedł. Pani Kim zaczęła w tym czasie sprzątać po nas resztki kurczaka i szklanki po napojach, a ja pozwoliłem sobie jeszcze usiąść przy stoliku, zajmując telefonem. Bo wolałem być ze wszystkim na bieżąco, zerkając na te najważniejsze maile i wiadomości, jak na przykład od Wonnie, która życzyła nam szczęśliwego nowego roku i kolejnych udanych miesięcy współpracy.
Minnie dość szybko zwolnił mi łazienkę, tłumacząc jeszcze co i jak, abym się w niej odnalazł. Więc gdy już zostawił mnie w niej samego, dość szybko wziąłem prysznic, korzystając jeszcze z toalety, by na koniec zabrać się za wstrzyknięcie sobie odpowiedniej dawki leku. I chyba coś poszło nie tak, bo moje nogi odmówiły posłuszeństwa. I zdążyłem tylko pochwycić drugi rodzaj leku, niestety nie mając okazji go wstrzyknąć, bo wylądowałem na podłodze, tracąc przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top