3 - Hitome bore
WESOŁYCH ŚWIĄT! :D
[4923 słowa]
~~~~~~~~~~~~~~~
Jimin:
Poranek z Jeonggukiem był naprawdę przyjemny. Choć pamiętałem z naszych rozmów, że chłopak nie należy do rannych ptaszków, i raczej ciężko mu wstać z łóżka, to jednak udało nam się zjeść razem śniadanie.
Swobodna rozmowa o moim przyjacielu i naszych planach wprawiła mnie w wyśmienity nastrój, dlatego kiedy skończyłem jeść, nie protestowałem, by młodszy samodzielnie pozbierał nasze miseczki.
– Zrobię nam coś zdrowego na rozruszanie – powiedział, chowając już naczynia do zmywarki, na co chętnie pokiwałem głową.
– Przyda się na drogę. Tak jak woda – uznałem, widząc jak wyciąga owoce z miski na blacie, trochę ziół z szafki oraz sokownik.
Z tego ciekawego połączenia już po chwili wyszło mu coś... o wyglądzie i konsystencji błota. Lub dramatycznego rozwolnienia. Niezbyt zachęcające...
– Woda to swoją drogą – powiedział, wyłączając już maszynę, by przelać podejrzany eliksir do szklanek.
Gdybym nie widział, co wkłada do urządzenia, chyba bym tego nie ruszył. A z drugiej strony... może w urządzeniu był grzyb i tak to zabarwił???
Patrzyłem nieco podejrzanie na to smoothie, marszcząc odrobinę nos, ale zobaczyłem, że Jeongguk pije i nadal stoi zamiast umierać, więc postanowiłem ułatwić sobie sprawę.
Wstałem od stołu i wyjąłem z szafki nieprzezroczysty, zamykany kubek, do którego przelałem tę maź. Dopiero wtedy byłem w stanie się napić.
– Dobre? – zapytał od razu Jeonggukie, śledząc uważnie moje poczynania.
– Mmmm, dobre – przyznałem, szczerze zaskoczony tym całkiem przyjemnym smakiem. – Choć nie wygląda – dodałem, nieco tłumacząc moje wcześniejsze zachowanie.
– Wiem, wygląda jak smarki trolla – zawtórował, śmiejąc się radośnie, po czym dopił swój napój. Mnie zajęło to nieco dłuższą chwilę, bo przekonanie się do tej konsystencji wymagało nieco samozaparcia. Jednak nie ma tego złego, gdyż w tym samym czasie młodszy zdążył schować szklanki do zmywarki, a elementy urządzenia, niewymagające mycia, do szafki.
Akurat wziąłem ostatni łyk, gdy podszedł do mnie i objął od tyłu, dzięki czemu otrzymałem przyjemny buziak w kark oraz mogłem rozkoszować się ciepłem jego ramion. Niestety nie na długo, bo zaraz czmychnął w stronę sypialni.
– Idę się przebrać.
– Ej! Ja też muszę! – zauważyłem, bo nadal miałem na sobie piżamę, w której lubiłem siadać do pierwszego posiłku w ciągu dnia.
Nie zamierzałem jednak wchodzić w jego intymność na siłę, ani bezsensownie wykłócać się o kolejność w dostępie do szafy, dlatego grzecznie poczekałem na kanapie, ciesząc swoje oczy widokiem z okna.
Pogoda nam stanowczo sprzyjała i dzisiaj wcale nie żałowałem, że jesień jeszcze nie nadeszła. Nieco ponad minutę mogłem się nacieszyć promieniami słońca, padającymi na moją twarz, bo Jeongguk zwolnił sypialnie, kierując się jeszcze do łazienki.
Wykorzystałem tę okazję, by pójść się przebrać, a następnie spotkaliśmy się w kuchni, by zapakować na drogę po butelce wody i zakupione wczoraj przekąski na drugie śniadanie. I musiałem przyznać sam przed sobą, że ciężko było oderwać wzrok od jego uroczej kiteczki, która kontrastowała z bardzo męską posturą, choć niezbyt podkreśloną przez workowate dresy.
W przeciwieństwie do niego, postawiłem raczej na dość obcisłe spodnie i oversizową koszulkę, które najlepiej mi się sprawdzały w jeździe na rowerze.
Zarzuciłem jeszcze rozpinaną bluzę na ramiona, w razie, gdyby pogoda miała się zmienić.
– Gotowy – oznajmiłem, wyjmując telefon, aby w aplikacji znaleźć nam rowery miejskie. Trzeba przyznać, że osoba, która to wymyśliła miała świetny pomysł. Nie trzeba się było martwić o brak miejsca w mieszkaniu, czy o to, że ktoś ukradnie nam pojazd, który w ostatnich czasach wcale tani nie był, a można się było cieszyć przejażdżką. Oczywiście, jeśli jakieś sprzęty były w pobliżu.
Mieliśmy jednak szczęście, dlatego złapałem dłoń Jeongguka i opuściliśmy nasze gniazdko, by udać sie na romantyczną przejażdżkę. Ale super!
Park Yeouido Hangang był naprawdę urokliwym miejscem, gdzie mogliśmy się cieszyć nie tylko przejażdżką, ale też widokami. Rzeka Han płynęła spokojnie w pobliżu. Ludzie, którzy podobnie jak my, mieli nieco wolnego czasu, spacerowali krętymi ścieżkami. A nawet w jednym miejscu mogliśmy zobaczyć wiewiórkę, której oczywiście zrobiliśmy zdjęcia, zatrzymując się na chwilę. Mieliśmy też mały piknik, by zjeść zapakowane kanapki z truskawkami, kupione dzień wcześniej. A później zajęliśmy ławkę z widokiem na Han, by napić się wody i nieco odpocząć.
– W galerii musimy poszukać tego filtra – powiedział Jeongguk, wyjmując z plecaka swoją butelkę, z której zaproponował mi się napić. Czego nie odmówiłem, bo moja została opróżniona przy okazji jedzenia kanapek. – I musisz mi pokazać najlepsze koreańskie kosmetyki, bo inaczej... ciężko będzie z moją twarzą – dodał krzywiąc się, kiedy dotykiem sprawdził stan swojej skóry na policzku.
Zgodziłem się kiwnięciem głowy i oddałem mu napój, by on także uzupełnił płyny.
– Dziękuję. Jeśli chcesz, możemy poszukać kosmetyków, których używałeś w Japonii – zaproponowałem, choć wiedziałem, że mogą być problemy. W końcu rynek tych produktów był tak nasycony rodzimymi markami, że nie było potrzeby sprowadzać ich za bardzo z zagranicy.
– Niee, one się tu chyba nie sprawdzą. Poza tym koreańskie kosmetyki są podobnież najlepsze. Tak jak zespoły! – stwierdził młodszy, zaraz posyłając mi szeroki uśmiech. Oho, jego k–popowa dusza się aktywowała. – Pojedziemy teraz do Hybe Museum? Kupię sobie troszeczkę głupot i możemy dalej zwiedzać – poprosił, robiąc przy tym tak uroczą minę, że nikt nie miałby serca mu odmówić. A szczególnie ja – jego bratnia dusza.
– Jasne, nie ma problemu – zapewniłem, głaszcząc jego policzek. Zresztą, to było dosłownie na drugim brzegu rzeki, więc nie było problemu, by ruszyć mostem na tę małą, dodatkową przejażdżkę.
Podniosłem się z ławki, a Jeonggukie już spojrzał na mnie z małym przerażeniem.
– Już? Koniec przerwy? – zapytał, przerywając ledwo wzięty łyk wody, by zerwać się na równe nogi.
– Nie, nie, siedź – uspokoiłem go, popychając lekko, by zajął miejsce, po czym przeciągnąłem się i zacząłem nieco rozciągać, czując przyjemne ciepło w pracujących mięśniach. – Dawno nie miałem takiej frajdy – przyznałem z uśmiechem.
– Nawet takie zwykłe aktywności, ale wykonywane z bratnią duszą są bardzo wyjątkowe, prawda? – zauważył zadowolony, popijając sobie wodę.
– Prawda. W sumie oprócz tańca to za bardzo nie lubię ruchu. Więc taka jazda to dla mnie coś nowego. Ale pomyślałem, że ci się spodoba, bo park jest piękny – zdradziłem mu ten niecny plan, który ułożyłem na kilka dni przed jego przylotem.
– Po Kioto jeździłem głównie rowerem. W sumie poza większymi miastami jeździmy głównie rowerami, więc dziękuję że wybraliśmy się na taką przejażdżkę. Mogę poczuć się trochę jakbyśmy byli razem w Japonii.
– Na tym mi zależało – przyznałem, uśmiechając się radośnie, że moje kombinatorstwo w szukaniu fajnych rzeczy do zrobienia razem zaowocowało obustronnym zadowoleniem. – Ale jeszcze tam pojedziemy, obiecuję. Nie udało mi się nazbierać na bilet wtedy, ale teraz już będzie lepiej.
– Hyung, pamiętaj że jeśli miałbyś jakiś problem z pieniędzmi, zawsze pomogę. Rodzice na szczęście uznali, że nie będą jak ta większość surowych rodziców, zmuszających swoje dzieci do studiowania i pracowania. Także mogłeś wtedy powiedzieć, kupiłbym ci bilet.
Niechcący weszliśmy na mniej przyjemny temat, którym było nasze ciągłe odkładane w czasie spotkanie. Miałem wrażenie, jakby z jakiegoś niezrozumiałego powodu nasi rodzice uwzięli się na rozdzielenie nas. Ja nie mogłem polecieć do Jeongguka, ponieważ rodziców nie było na to stać. Całe życie odkładali pieniądze na to, by zapewnić mi dobry start, kiedy już pójdę na studia, dlatego zakup biletu był dla mnie poza zasięgiem. A pieniądze z prac dodatkowych ostatecznie szły na inne rzeczy, jak zakup okularów, nowego laptopa, bym miał do nauki w liceum. I tak ciągle odkładane pieniądze znikały... U Jeongguka sprawa wyglądała nieco inaczej, bo jako syn „ważnego prezesa, ważnej firmy" był aż za bardzo pilnowany. Przez to nie pozwolili mu do mnie przylecieć w odwiedziny, a ja nie chciałem prosić go o zakup biletu, bo było mi nieco wstyd.
– Nie, nie. Chciałem sam zarobić. Nie udało się niestety, ale to nic. Zapracuję i polecimy tam za rok w wakacje – obiecałem mu, mając nadzieję, że choć te obietnice uda mi się spełnić. Bo niestety musiałem pracować, by jakoś się utrzymać, zwłaszcza w mieszkaniu, które było w znacznie wyższym standardzie niż te, w których mieszkałem wcześniej z Yoongim. Nie chciałem, by Jeonggukie czuł się źle w nowym miejscu, dlatego starałem się jak mogłem.
– Za rok w wakacje KUPIĘ NAM bilety i polecimy – zapowiedział chłopak, mocno podkreślając swoje postanowienie. – I proszę nie sprzeczaj się o to ze mną, hyung – dodał łagodniej.
Nieco się zawahałem, ale wiedziałem, że tak będzie najlepiej. Unoszenie się honorem nie miało sensu.
Może powinienem poszukać lepiej płatnej pracy? Albo znaleźć jeszcze jedną pracę dodatkową?
– Więc będę oszczędzał na wszystkie atrakcje – postanowiłem, już mając zamiar przygotować listę gdzie pójdziemy, by spisać ceny biletów i przygotować się na takie wydatki. Łącznie z wizytami w restauracjach i biletami na różne środki transportu.
– Oo, na to się mogę zgodzić.
– W takim razie stoi – zadowolony zaklaskałem w dłonie, uśmiechając się przy tym radośnie, a następnie złapałem jego rękę, by podniósł się już z ławki. – Jedziemy dalej.
Dalsza trasa prowadziła już z parku, przez most, prosto do Hybe Museum, zgodnie z życzeniem mojej bratniej duszy. Choć słuchałem muzyki jak każdy, to nigdy jakoś nie wkręciłem się w ten świat szaleństwa za idolami. Dlatego nie ekscytowało mnie stanie w kolejkach i oglądanie eksponatów związanych z jakimiś zespołami. Ale dopóki Jeongguk był szczęśliwy – ja też byłem.
Podekscytowany chłopak biegał między kolejnymi rzeczami, tłumacząc mi co jest czym i dlaczego jest to ważne, a ja starałem się słuchać i jak najwięcej zapamiętać, by móc o tym z nim rozmawiać.
I tak spędziliśmy prawie dwie godziny w tym miejscu, a jeszcze czekał nas sklepik z pamiątkami.
– W Japonii też mamy dużo merchu, ale niektóre rzadkie rzeczy są tylko tutaj. A potrzebuję już wymienić moją kartę Hanni – wyjaśnił, pokazując mi swojego iPhone'a, w którego etui miał włożony ten kawałek papieru ze zdjęciem idolki. – I spokojnie, ciebie mam w portfelu, hyung – dodał szybko, biorąc już koszyk stojący na wejściu.
– No cóż, zazdrosny nie będę, spokojnie – zapewniłem z uśmiechem, wiedząc, że moja bratnia dusza była poza zasięgiem idolki, a ja miałem go całego dla siebie.
– Na pewno? – dopytywał żartobliwie, ale dalsza rozmowa nie mogła być kontynuowana, ponieważ chłopak aż za bardzo wciągnął się w szał zakupowy.
Nie minęło dużo czasu, a w koszyku, który za nim niosłem, wylądował case z królikiem (z tego co mi tłumaczył, było to logo tego całego New Jeans), brelok z królikiem, długopis z królikiem, ołówek z królikiem i koszulka. Jakby ktoś miał wątpliwości – też z królikiem. No i dwie szklanki, ale dla odmiany z podobizną tej całej Hanni i innej członkini, oraz zestaw jakichś kart. Jednak uśmiech szczęścia na twarzy młodszego był wart tego zachodu.
– Nie chcesz też może breloka hyung? Są urocze – zapytał, trzeci raz zatrzymując się przy tej jednej półce.
– Boję się, że jak mnie na ulicy zaczepią, to nie będę umiał żadnej piosenki – zażartowałem, choć te duperelki naprawdę były fajne. Ale jakie drogie!
– Spokojnie, poznasz niedługo wszystkie – zapewnił, wkładając jeszcze jeden brelok do koszyka, który mi zabrał i popędził do kasy.
– Oj, tego się obawiam – powiedziałem, dotrzymując mu kroku, by nie zgubić się w tym morzu fanów, którzy chyba zamierzali wykupić wszystko, co było w tym sklepiku.
– Obawiasz? To fajny zespół...
Jeongguk wydął nieco wargę, ale nie dostałem kolejnych argumentów, które miały mnie do tego przekonać, bo skupił się na wyłożeniu wszystkiego na ladę z koszyka.
– Ohayou gozaimasu – powiedział, ale zaraz jego policzki zapłonęły czerwienią. – Umm dzień dobry – dodał, widocznie speszony, że użył japońskiego zwrotu. To jednak sprawiło, że dziewczyna stojąca za kasą zachichotała tylko rozbawiona i zaczęła naliczać kolejne wielkie sumy za te drobne rzecz.
– Czekam, byś mnie przekonał – podpuściłem chłopaka, stojąc grzecznie obok.
– Jak tylko wrócimy do domu włączę na zapętleniu Attention i się zakochasz – uznał, posyłając mi kolejny uroczy uśmiech, któremu nie można się było oprzeć. I najwyraźniej nie tylko na mnie działał, bo kasjerka już miała maślane oczy... Na szczęście nie wdawaliśmy się z nią w żadne rozmowy, a młodszy ograniczył się tylko do nieśmiałego wymruczenia „kartą".
Wychodząc z budynku, niosłem przez chwilę torbę ze zdobyczami tego szalonego fana, by mógł sobie zmienić case na nowy, wraz z tą swoją wymarzoną kartą. Nie zamierzałem narzekać, bo nie było to ciężkie, a radość młodszego potrafiła wszystko wynagrodzić. Jednak kiedy już przejął ode mnie zakupy, wykorzystałem okazję, by złapać dłoń Jeongguka, która wyglądała na jakąś taką samotną bez mojej.
– Może wracajmy, zostawimy rzeczy i pójdziemy na obiad – zaproponowałem, czując, że jednak wystarczy nam już jeżdżenia rowerami po mieście. Jeszcze jakaś fanka by nas napadła, by porwać te skarby.
– Dobrze, hyung. Prześliczna, no nie? – zapytał, pokazując mi jeszcze raz tę nową kartę, z której był niesamowicie dumny. A to szczęście było po prostu zaraźliwe. Dlatego nie żałowałem ani minuty z tego wczesnego popołudnia, ciesząc się razem z moją bratnią duszą.
Jeongguk:
Nabyliśmy filtr do kranu i w końcu nasze życie w Seulu stało się perfekcyjne. Do tego zakupiłem merch, którego nigdy nie byłem w stanie zdobyć w Japonii. Bo Jiminnie, tak jak mi obiecał, wybrał się ze mną do Hybe Museum, poprzedzając to przemiłą wycieczką rowerową po naprawdę ładnych okolicach Seulu. Aż nie spodziewałem się, że można tu spotkać takie zakątki. Co prawda przy krajobrazach Kioto nadal te miejscówki wypadały nieco gorzej, ale w połączeniu z towarzystwem mojej bratniej duszy łatwo je przebijały.
Miałem ochotę spędzić z nim w ten sposób cały dzień. Po prostu ciesząc się swoją obecnością, swoimi rozmowami, czy też nadal nieśmiałym dotykiem, którym co jakiś czas się obdarowywaliśmy. A z racji tego, że chyba odkryłem mój „rodzaj okazywania miłości" – oprócz dbania o moją bratnią duszę, zmuszając go do picia moich dziwnych koktajlów – miałem też ochotę ciągle go przytulać, delikatnie głaskać lub dawać mu całusy na tych mniej wstydliwych częściach ciała (jak chociażby policzek, który przecież był tak blisko ust!).
Jednak spędzanie razem czasu tego wieczora nie było nam dane. Bo musieliśmy go dzielić z przyjacielem Jimina. A przynajmniej na to się umówiliśmy. Na imprezę...
Dlatego po zjedzeniu obiadu na mieście, zwiedzeniu jeszcze kilku miejsc, na które pozwolił nam czas, wróciliśmy do mieszkania, musząc się zacząć szykować do wyjścia. Miałem w tym trochę doświadczenia, co prawda szykując się zawsze bardziej na domówki lub jakieś wyjścia w plener. A przy takich okazjach streetwearowy styl sprawdzał się idealnie. Jednak niestety nie tym razem. Musiałem go w jakiś sposób połączyć z odrobiną elegancji? W sumie nawet nie wiedziałem jak to wygląda w Korei. Jak ubierają się ludzie do klubów w Korei...?
Postanowiłem jednak trochę się doedukować, wyszukując na Youtube jakiś „koreański makijaż na imprezę dla chłopaka". Ograniczyłem się oczywiście do czegoś najbanalniejszego i najmniej rzucającego się w oczy. Żadnych podkładów i innych cudów. Zwykły BB cream i trochę cienia do oczu. Ale tylko odrobinkę. Dla ich podkreślenia.
Ze strojem i włosami było gorzej. Koreańczycy, a przynajmniej ci z części idoli, mieli fikuśne fryzury, które zajmowały długieeee minuty, aby je ułożyć. Nie mieliśmy na to czasu, a ja nie miałem na to ochoty. Dlatego ograniczyłem się do kiteczki, wypuszczając trochę włosów do przodu, aby nadały mi wizerunek japońskiego wojownika. A na główną gwiazdę mojego outfitu wybrałem zakupioną dzisiaj koszulkę New Jeans – białą z błękitno–białym królikiem, która była dostępna tylko w Korei! Co było mocne niesprawiedliwe... Ale starałem się nad tym nie rozmyślać, dobierając jakieś białe spodnie, a do tego białe trapery na bardzo wysokiej podeszwie. Chwilę się zastanawiałem czy na pewno je ubrać, bo wiedziałem jak skończą w klubie pełnym ludzi, ale patrząc w lustro nie widziałem innej możliwości. Nic czarnego, czy też innego koloru do tego nie pasowało. Zresztą, nadal nie miałem wszystkich swoich ubrań, więc nie mogłem wybrzydzać.
– Ujdzie. Nie jest źle – mruknąłem do siebie, dokładając do tego ostatni element, czyli srebrną bransoletkę na lewy nadgarstek. Zrobiłem jeszcze szybkie zdjęcie, oczywiście samego outfitu, w końcu wychodząc z sypialni.
W salonie nadal rozbrzmiewała piosenka, którą włączyłem z MV na zapętleniu, na naszym telewizorze. Attention, tak jak zapowiedziałem mojej bratniej duszy, męczyła go już od kilkunastu minut, mając za zadanie wpaść mu w ucho. Tak jak zresztą większości Koreańczykom. W tym mnie!
Dlatego wychodząc na korytarz mimowolnie zacząłem bujać się w rytm tej idealnej melodii. A widząc jak mój Jiminnie opuszcza w końcu łazienkę nucąc przy tym Attention aż się uśmiechnąłem. Po pierwsze – z racji ewidentnego polubienia przez niego największego hitu Korei. A po drugie – z racji jego aparycji! Bo WOW?!
Mój uroczy hyung, któremu grzyweczka zazwyczaj zasłaniała całe czoło, a słodkie policzki zapraszały do ucałowania ich, przemienił się w... seksownego, koreańskiego idola! Jego włosy zostały nieco uniesione i przeczesane na bok. A satynowa, biała koszula idealnie współgrała z czarnymi rurkami, podkreślającymi jego nogi.
Moja ręka wystrzeliła w jego stronę, zanim zdążyłem ją powstrzymać, mając ochotę dotknąć ten ciekawy materiał koszuli. Był cudownie miły w dotyku. I już wiedziałem, że nie odkleję się dzisiaj od niego.
– Jaki fajny materiał, pięknie hyung wyglądasz – zauważyłem, przyglądając się mu zachwycony. Choć Jimin nie podzielał mojego zdania, to we mnie wpatrując się wzrokiem, którym ja się zapewne w niego wpatrywałem.
– Ja? Ty wyglądasz jak anioł, Jeonggukie – stwierdził, sięgając do mojego policzka, który delikatnie pogłaskał. I aż miałem ochotę złapać tę drobną dłoń, aby zostawić ją na swojej skórze chwilę dłużej. – Aż mi wstyd iść tak byle jak ubranym z takim ciachem – dodał, wygadując teraz kompletne głupoty. A na takie słowa szybko odwróciłem wzrok na bok, bo zrobiło mi się głupio.
– Dziękuję, hyung... ale ty i tak wyglądasz dużo lepiej – zapewniłem, niestety musząc się już pożegnać z dłonią mojej bratniej duszy, która ode mnie uciekła. Choć przyglądając się chwilę jego twarzy, wpadłem na ciekawy pomysł: – Może też ci zrobimy kiteczkę, żebyśmy fitowali?
Posłałem mu szeroki uśmiech, bardzo chcąc go zobaczyć w takiej odsłonie. Nie miał aż tak długich włosów jak ja, przez co kitka na pewno będzie mniejsza, ale i tak doda mu to uroku.
– Chętnie. Zawiążesz mi? – dopytał, niezwykle podekscytowany taką propozycją, co również wywołało we mnie radość. Zresztą, kiedy przy nim nie byłem radosny? Tylko takie uczucia we mnie wywoływał.
– Pewnie! – zapewniłem, nadal z szerokim uśmiechem, przez który już powoli zaczynały boleć mnie policzki. Ale to nic. Nawet nie miałem zamiaru zwracać na to większej uwagi.
Szybko czmychnąłem do łazienki, wyciągając z jednej z moich kosmetyczek małą gumeczkę. Niestety musiałem mu trochę popsuć tę ładną fryzurę, aby jego grzywka układała się podobnie do mojej. Na szczęście nie było to trudne zadanie i po niecałych dwóch minutach już przyglądałem się mojej bratniej duszy w takiej samej fryzurze jak moja.
Śliczny!
Moje serce nie mogło się tym nacieszyć, zaczynając wybijać kolejny szczęśliwy rytm. A moje ręce objęły go od tyłu, ciesząc się zarówno jego ciepłem, jak i materiałem tej koszuli. Akurat znajdowaliśmy się przed lustrem w korytarzu, więc łatwo mogliśmy zobaczyć w nim swoje odbicie.
– Teraz wyglądamy idealnie – zauważyłem, uśmiechając się do niego w lustrze. A nim zdążyłem zrobić lub powiedzieć cokolwiek innego, Jimin już sięgał do kieszeni po swój telefon.
– Trzeba to uwiecznić – zapowiedział radośnie. – I wywołać do albumu.
Nawet nie zdążyłem na to zaprotestować. Zresztą, przy mojej bratniej duszy nie chciałem tego robić, o dziwo będąc skłonnym na niewielką, wspólną sesję. W przeciwieństwie do tych solowych.
Uśmiechałem się do jego odbicia, nadal go przytulając. A przez moje wysokie buty górowałem nad nim, przez co ta niewielka sesja zdjęciowa była dla nas łatwiejsza, bo nie musiałem się zza niego wychylać. Jiminnie zrobił nam też kilka selek, na których starałem się naturalnie uśmiech. A znów – przy nim to nie było wcale trudne! A po wszystkim dostałem jeszcze za to buziaka w policzek!
– Dziękuję – powiedział po tym cudownym geście mój hyung, skupiając się chwilę na swoim telefonie, kiedy moje policzki robiły się nieco czerwone. Wykorzystałem to do ucieczki, znajdując sobie wymówkę w postaci wyłączenia telewizora.
A kiedy do niego wróciłem, już trochę się uspokoiłem, łapiąc za mój beżowy, długi płaszcz, bo w nocy mimo wszystko robiło się zimno.
– Yoongi po nas przyjedzie? Czy...? – zacząłem, nie znając naszego całego planu na wieczór.
– Nie, spotkamy się na miejscu. Będziemy pić, więc nie może prowadzić – zauważył Jiminnie, również łapiąc już za swój płaszcz. Choć w kolorze czarnym. A kiedy go na siebie założył, po raz ostatni przejrzał się w lustrze.
– Chyba jest ok – skwitował, a to nie był dla mnie satysfakcjonujący komentarz.
– Jest idealnie hyung, chodźmy – zapewniłem, wyciągając w jego stronę rękę, która od razu została przez niego złapana. – Choć teraz faktycznie wyglądamy jak aniołek i diabełek – dodałem z rozbawionym uśmiechem, patrząc po raz ostatni na nasze odbicia, widząc w lustrze całego białego Jeongguka i czarno–białego Jiminnie'ego.
– Myślę, że do diabełka mi daleko – słusznie zauważył, splatając nasze palce razem, co wywołało we mnie kolejne pozytywne uczucie.
Także jako dwa aniołki, choć jeden w przebraniu diabełka, mogliśmy ruszyć w stronę metra. Oczywiście założyliśmy na twarz maseczki, żeby nie tylko chronić się przed smogiem, ale i nie zwracać na siebie aż takiej uwagi. Bo słyszałem całkiem sporo o tutejszych praktykach zagranicznych fanek k–popu. I wolałem się nie wychylać.
Jiminnie uznał, że nasza kilkuminutowa podróż to idealny moment na opowiadanie mi do ucha jakichś sucharów na podryw. Każdy otrzymywał taką samą reakcją – zmarszczenie brwi i rozbawione „oj hyung, hyung". Ale rozumiałem, że chciał przećwiczyć swoje scenki przed zdobyciem dzisiejszej ofiary swojego przyjaciela.
W końcu trafiliśmy na odpowiednią stację i znów trzymając się za ręce, ruszyliśmy z tłumem na ulice. Ulice tętniące życiem. Pomimo późnej godziny było tutaj pełno ludzi. Bary, kluby i budki z jedzeniem były przez nich okupowane. Zresztą, sami zaraz mieliśmy do nich dołączyć. A widząc jak Jiminnie macha do kogoś w oddali, domyślałem się, że nastąpi to już za kilka sekund.
Starszy puścił moją rękę, kiedy znaleźliśmy się bliżej jego przyjaciela. Chłopaki zaczęli się witać jakimś swoim uściskiem. A ja miałem zamiar ograniczyć się do lekkiego ukłonu. No, może gdybym nie dotarł do niego na taką odległość, abym w końcu był w stanie go zobaczyć. W sumie po raz pierwszy na żywo. I po raz pierwszy bez spuszczonej głowy, którą widywałem na zdjęciach podesłanych przez Jimina i określonych jako „to mój przyjaciel Yoongi". I ZDECYDOWANIE nie spodziewałem się, że tak na niego zareaguję?!
Stanąłem jak wryty, nawet nie potrafiąc się jakkolwiek z nim przywitać. Bo te przydługawe, czarne włosy, puszczone do tyłu, nieco chłodne, choć pociągające rysy twarzy, a zwłaszcza długie palce, w których trzymał papierosa, sprawiły, że zapomniałem jak się oddycha.
Czemu TO JEST JEGO PRZYJACIEL?! I czemu TAK MI SIĘ PODOBA?!?!
Nadal nie oddychałem, nie mogąc uwierzyć w to co wyczynia moje serce. Tak bardzo głupie serce!
Czemu jestem taki głupi?!?!?!
Przestań Jeongguk!
Ale nie mogłem tego zrobić. Nie mogłem przestać na niego patrzeć.
Chłopak zaciągnął się papierosem, wypuszczając spomiędzy swoich warg biały dym. I przecież normalnie bym się na to skrzywił, stroniąc od papierosów, a tym bardziej od palaczy! Więc dlaczego nie mogłem oderwać od niego w tej chwili wzroku?! Czemu uznałem to za najseksowniejszą czynność jaką kiedykolwiek mogłem ujrzeć?!
– Siema. Co tak długo? Zresztą, nieważne. – Chłopak przywitał się z nami, a ten znajomy głos, na który kiedyś byłem przecież tak obojętny, teraz miło popieścił moje uszy.
O co chodzi?! Co się tu dzieje?!
Miałem ochotę stąd uciec, a jednak nie było mi to dane, bo jego spojrzenie w końcu się na mnie przeniosło.
– Jeongguk, trzymasz się z dala od nas, póki nie znajdę sobie kogoś – oznajmił, a ja nawet nie potrafiłem na to zareagować.
Mój wzrok uciekł gdzieś na bok, a ręce szybko wylądowały w kieszeniach płaszcza. Jedna zacisnęła się na telefonie, a druga zaczęła maltretować materiał ubrania.
Przestań na mnie patrzeć! Boże...
– Ej, ma prawo się z nami bawić. – Na szczęście to Jimin się odezwał, a ja miałem nadzieję że to odciągnie uwagę jego przyjaciela ode mnie.
Jednak na próżno!
– Jimin, ty widzisz jak on wygląda? Dzieciaku, będzie mi dziewczynki odbijał. Nie ma mowy. Kupię ci coś do picia i marsz na drugą stronę baru.
Znów zwrócił się prosto do mnie. Ale już nie patrzyłem w jego stronę. Ani na sekundkę.
Czy on... czy Jimin... czy Jimin widzisz jak ja...? Czy to...? Czy to był komplement??? Boże, on... Bożeee...
Miałem ochotę zapaść się przez to pod ziemię. Bo to mnie nie tylko zawstydziło, ale i sprawiło, że byłem jeszcze bardziej zmieszany.
Dobra, ratuj sytuację! Nikt niczego nie zauważył! Uspokój się i po prostu jakoś to uratuj!
– Hyung... – zwróciłem się do Jimina, odchrząkując, bo mój głos już chciał się lekko załamać. Zapewne przez brak oddechu. – Nie martw się, poradzę sobie – zapewniłem, uznając że ucieczka od Yoongiego jak najdalej to najbezpieczniejsza opcja.
Jiminnie tylko się tym zmartwił, zapewne uznając mój drżący głos za objaw smutku.
– Na pewno? Postaram się szybko cię znaleźć – oznajmił, na co szybko pokiwałem głową, mogąc się zgodzić na wszystko co sprawi, że znajdę się z dala od Yoongiego.
Dobra, weź głęboki wdech i powiedz to normalnie.
Zrobiłem tak, jak podpowiadał mi mój jedyny rozsądnie myślący organ w moim ciele, czyli mózg. Bo serce naprowadzało mnie na same totalne głupoty.
Powoli sięgnąłem do maseczki, ściągając ją pod brodę i przenosząc wzrok całkowicie na Jimina.
Jego przyjaciela tu nie ma. Na, na, na, na, naaaaa...
Nucenie sobie w głowie jakichś głupich melodyjek, które miały mnie chyba uspokoić, zaczynały mnie kwalifikować do szpitala psychiatrycznego. A to był kolejny znak, aby stąd zwiewać.
– Na pewno, hyung. Znajdę sobie jakiś ładny kącik i zaczekam – powiedziałem nieco ciszej, zwracając się tylko do mojego Jimina.
– Dobra, wchodzimy. – Jednak jego przyjaciel nie pozostał cicho, chyba kończąc swojego papierosa i zaczynając kierować się w stronę klubu.
Miałem ochotę tu zostać. Albo wrócić do domu. Bo coś czułem, że w dusznym klubie, po takich emocjach, zaraz tam padnę na posadzkę. Ale nie chciałem psuć naszej pierwszej, wspólnej imprezy z Jiminem.
Weź się w garść.
Yoongi i Jimin bez problemu przekroczyli bramki. Byli Koreańczykami, do tego stałymi bywalcami. A wystarczyło, że ochroniarz zauważył moją narodowość i już zaczął kręcić nosem. Słyszałem o tym i w sumie spodziewałem się tego. A moje koreańskie imię i nazwisko niczego nie ratowało. I zapewne bez chłopaków w ogóle bym tam nie wszedł. Ale najwyraźniej mieli tu już swoje znajomości.
Po udaniu się do szatni i zostawieniu płaszczy w końcu mogliśmy przejść na salę, na której dudniła zmiksowana muzyka. Poznawałem w niej niektóre kawałki kpopowe, choć mocno podbite basem. A to nie było w moim guście.
Jimin i Yoongi zaraz mnie zostawili. A ja przez chwilę pomyślałem o ucieczce stąd. Ale nie chciałem rozczarować mojej bratniej duszy.
Udałem się powoli do baru, zamawiając standardowo zwykły sok, którego i tak nie miałem zamiaru pić. Nie miałem ochoty wziąć nawet jednego łyczka. Bo moje myśli krążyły wokół tej czarnej, bujnej czupryny i kocich, seksownych oczu.
Co ja w nim niby zobaczyłem? Co ja w ogóle o nim wiem, żeby tak się poczuć? Jimin mówił, że ma... dwadzieścia cztery lata? Czyli jest dużo starszy ode mnie! Do tego... czy on w ogóle cokolwiek o mnie wie? Oprócz tego że jestem bratnią duszą jego przyjaciela? Niee... Jiminnie na pewno coś mu o mnie mówił... Ale raczej niewiele? Zapewne bardziej mówił o naszej relacji... Ugh, to głupie. To bardzo głupie! Na żadnych randkach w Japonii się tak nie czułem! A teraz, kiedy zacząłem układać sobie życie z Jiminem, dostaję od losu TO! Nie prosiłem się o to... Po co... Dlaczego...
Zamęczałem się takimi myślami, z których co jakiś czas wytrącała mnie jakaś pijana dziewczyna, zapraszająca do tańca. Kręciłem do nich przecząco głową, nie mając zamiaru się stąd ruszać. Zwłaszcza z kimś obcym. A żeby nie pogrążyć się w tych negatywnych emocjach wyjąłem telefon, wchodząc na Twittera, gdzie trochę wylałem swoje żale.
„>Miej najpiękniejszą i najcudowniejszą bratnią duszę, która w dodatku ci się podoba
>Spieprz to po ujrzeniu jego przyjaciela, który wygląda jak kopia Fujii Kaze'y"
„Imagine że w końcu wszystko idzie po mojej myśli. Rzecz niemożliwa!"
„Mieliśmy bawić się świetnie razem na imprezie a teraz będę ciągle myślał o tej czarnej czuprynie (๏ᆺ๏υ)"
Popisałem chwilę z osobami, które mnie obserwowały, a ja obserwowałem ich, rozpaczając nad naszymi losami. Dlatego ledwo do mnie dotarł głos jakiegoś chłopaka:
– Hej, masz może mapę?
Tfu, nie „jakiegoś chłopaka", a MOJEGO. Znaczy... mojej bratniej duszy!
Jiminnie uśmiechał się do mnie zawadiacko, czego jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem. Wyglądał przy tym zabawnie, może nawet próbował tak wyglądać. A przy tym tekście, który wiedziałem jak się rozwinie, od razu pokazałem na telefon:
– Hej, Google Maps wystarczą? – zapytałem, również się do niego uśmiechając, starając całkowicie zapomnieć o tym, co jeszcze przed chwilą zajmowało moją głowę.
– Nie wiem, czy w Google Maps będzie mapa do odnalezienia się w twoich oczach. – Mimo wszystko rzucił tym sucharem, ale ja i tak byłem nieustępliwy:
– A sprawdźmy – zaproponowałem poważnie, odpalając wspomnianą aplikację, w którą wpisałem „oczy Jeongguka". A zanim cokolwiek mi znalazło, skierowałem ekran w stronę mojej bratniej duszy, śmiejąc się przy tym.
Jiminnie również tak na to zareagował, co było moim małym sukcesem.
– Jesteś niemożliwy – oznajmił, a jego dłoń pogłaskała mój policzek. I pomimo tej dziwnej akcji z Yoongim zareagowałem na to tak samo, ciesząc się kontaktem fizycznym z moim hyungiem. – Zatańczymy? – zaproponował po chwili.
– Tak, możemy, ale zaraz. Napijesz się czegoś? – Wolałem najpierw może coś mu postawić, aby mógł się wyluzować po tym wszystkim.
– Tak, chętnie. Muszę zapić te wszystkie żenujące teksty.
Domyślam się.
Poczekałem chwilę aż barman zerknie w naszą stronę, po czym podniosłem do niego rękę, przywołując tym samym.
– Że też się nie wstydzisz, hyung. Ja bym zapadł się pod ziemię przed tymi dziewczynami. Jesteś niesamowicie odważny – zauważyłem jeszcze zanim podszedł do nas przywołany mężczyzna. Choć kiedy już się przy nas znalazł, zwróciłem się do Jimina: – Co lubisz, Jimin–san?
– Coś słodkiego poproszę. Tylko więcej alkoholu – zamówił z uśmiechem, kierując te słowa już do barmana, który przyjął nasze zamówienie, zaraz idąc się nim zająć. A hyung znów przeniósł na mnie swój wzrok. – Dlatego muszę się potem znieczulić.
Jakoś tak naturalnie moja ręka powędrowała na jego plecy, a kąciki ust znów się uniosły w uśmiechu. Przez co czułem, że to wszystko nic między nami nie zmieniło.
– Na szczęście już jesteś ze mną, to odciągniemy cię od to cringe'u – zapowiedziałem rozbawiony.
– Teraz te panienki zobaczą mnie z tobą i pomyślą „ale czubek, że z tym ciapą się zadaje" – skwitował, równie roześmiany jak ja.
– Nie wiedzą co tracą.
Dosłownie.
Barman postawił przed Jiminem jego drinka. A kiedy starszy się nim zajął miałem chwilę na uspokajające mnie przemyślenia. Bo najwyraźniej wystarczyło przebywać tylko z moją bratnią duszą, abym nie zajmował sobie głowy jego przyjacielem.
Jeżeli to będzie tak proste, jakoś będę w stanie z tym żyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top