28 - Naiyaku

5283 słów

~~~~~~~~~



Jeongguk:

Nadeszły święta. I tak jak zaplanowaliśmy z Yoongim, udaliśmy się na ten czas do Japonii. Hyung nie miał dobrych relacji ze swoimi rodzicami, o czym już nie raz mi wspominał podczas naszych głębszych rozmów. Dlatego nie namawiałem go do udania się do Daegu. Mogliśmy cały tydzień spędzić w Kioto. Co umożliwi mi ukazanie mu piękna tej miejscowości.

Berry i Sunny zostały zmuszone do udania się do jednego ze znajomych kociarzy Yoongiego. Ja niestety, oprócz Jimina i Kyo, nie miałem aż tak zaufanych osób, aby powierzyć im na ten czas nasze koteczki. A hotel dla zwierząt odpadał. Musiałyby prawie non stop siedzieć w klatce, zestresowane, nie wiedząc co się z nimi dzieje i dlaczego nas przy nich nie ma. Nie chciałem, aby znowu to przeżywały.

Zabezpieczyliśmy tylko odpowiednio nasze mieszkanie i w końcu mogliśmy wyruszyć w naszą, na szczęście, krótką podróż samolotem. Oczywiście z jedną przesiadką w Tokio. Bo nadal nie było bezpośredniego połączenia Seulu z Kioto. Co było dość frustrujące. Zwłaszcza patrząc na to jak bardzo oblegane przez turystów było to miasto.

Zdążyliśmy z hyungiem obejrzeć jakiś film w czasie tych dwóch godzin podróży, a ja mogłem odpocząć na jego barku, przytulając się do jego ramienia. Byłem zarówno podekscytowany spotkaniem z mamą i ponownym spędzeniem czasu z nią i Yoongim jednocześnie, jak i zmartwiony – przedstawieniem mojego ukochanego mojemu tacie. Bo po nim nigdy nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Ale... to był mój tata. Jak miałbym mu nie przedstawić miłości mojego życia?

Mama już czekała na nas na lotnisku, ściskając na powitanie zarówno mnie, jak i hyunga. A po udaniu się do jej samochodu, zadecydowaliśmy o tym, aby to Yoongi poprowadził, gdy my usiądziemy razem z tyłu, mogąc się cieszyć swoją bliskością. Zaczynałem podejrzewać, że los robił sobie ze mnie żarty, a moja mama to moja kolejna bratnia dusza. Ewentualnie znów za bardzo się za nią stęskniłem. Co podkreślałem, początkowo tuląc się do niej przez jakieś kilkanaście minut naszej podróży. I dopiero kiedy nacieszyłem się jej bliskością i poczuciem bezpieczeństwa w jej ramionach, zacząłem jej opowiadać o Sunny i Berry, które niestety musiały zostać u znajomego hyunga. Nie to że rozpaczałem, ale już zdążyłem za nimi zatęsknić. Aż miałem ochotę zaciągnąć moją mamę do Seulu, aby mieć zarówno ją, jak i Yoongiego oraz Sunny i Berry blisko siebie na święta. Jeszcze Kyo i Jiminnie mogliby dołączyć do tego pakietu i byłoby IDEALNIE!

Ale musiałem się cieszyć tym co zaplanowaliśmy. Zresztą, oglądając znów piękne krajobrazy malowniczego Kioto, nie żałowałem tej decyzji. W końcu to tutaj spędziłem prawie całe dzieciństwo, każdy moment – w czasie podróży na rowerze, czy to do szkoły, czy ze znajomymi – wspominając jak jakiś kadr z anime. Bo czy to w czasie wiosny, czy lata, a nawet zimy, było tu przepięknie. I właśnie to chciałem pokazać mojemu ukochanemu. Aby tak samo jak ja zakochał się w tym miejscu.

Teraz jednak, nawet pomimo tych ślicznych widoków, lekko się zamartwiałem, bojąc się jak to wszystko będzie wyglądać.

– Jest już tata w domu? Czy jeszcze nie wrócił z pracy? – zapytałem nieco ciszej, aby nie doleciało to do uszu hyunga i zostało tylko między mną a mamą.

– Tata... jak zawsze postanowił spędzić święta w podróży. – Mama również ograniczyła się do szeptu, rozumiejąc, że jest to zarówno dla niej, jak i dla mnie, ciężki temat. – Więc wyjeżdża dzisiaj wieczorem. Wrócił tylko po ubrania – oznajmiła, a mi... ulżyło. Bo obawiałem się jakby to wszystko wyglądało gdyby z nami został? Przecież... Yoongi by w końcu nie wytrzymał jego głupich gadek i rozpętałby wielką awanturę.

– A jak zareagował na wiadomość o przyjeździe Yoongiego? – zadałem kolejne pytanie, chcąc wyciągnąć z niej wszystkie informacje, które zaraz mi się przydadzą. Oczywiście przy konfrontacji z nim.

– W sumie... wcale – przyznała, wzdychając. – Nawet nie kiwnął głową. – Mama wiedziała, że trochę mnie to zmartwi, dlatego zaraz ujęła moją dłoń, głaszcząc ją delikatnie. I w sumie miała rację. Bo zawsze zastanawiałem się jakby to było gdybym miał z nim normalną relację? Gdyby ciągle nie pracował, nie był aż tak wymagający i chłodny w stosunku do mnie. Ale... niepotrzebne mi były teraz takie gdybania. Wolałem skupić się na tym, co zaraz nastąpi. Bo już zbliżaliśmy się do naszego domu.

– Więc... po prostu mu go przedstawię i zapewne na tym zakończymy nasze interakcje. Nie rozmawiał ze mną od mojego wyjazdu do Seulu, więc... teraz raczej tym bardziej nie będzie chciał ze mną rozmawiać – zdradziłem jej, znów cicho i nieco smutno, zapewne przez moje niepotrzebne przemyślenia.

Mama znów mnie przytuliła, głaszcząc po głowie, dzięki czemu przymknąłem oczy, czując jak jej obecność mnie uspokaja.

– Nie przejmuj się słonko. Tata nie musi niczego akceptować w twoim życiu. Masz mnie, a ja cię kocham za nas dwoje – przypomniała, za co byłem jej wdzięczny. Całym sercem. Bo doskonale wiedziałem co dla mnie robiła, abym mimo wszystko miał spokojne życie. Ile kłótni z tatą zniosła? Ile razy mnie wybroniła przed jego krzykiem?

W końcu dotarliśmy pod typowo japoński dom jednorodzinny, choć zbudowany w nieco nowoczesnym stylu. Wjechaliśmy na jego posesję, a hyung wypuścił mnie z mamą, pomagając wypakować walizki. Po czym zaparkował w garażu, zaraz do nas dołączając.

Szybko złapałem go za rękę, posyłając mu pokrzepiający uśmiech, choć zapewne sam go potrzebowałem.

Przywitamy się i uciekamy. Przywitamy i ucieczka. To jest nasz cały plan. Żadnych rozmów.

Na razie nie skupiałem się na otaczającym nas, wypielęgnowanym podwórku. Choć chciałem pokazać Yoongiemu moje ulubione zakamarki. Ale na to będziemy mieć czas później.

Na razie przywitanie. I ucieczka.

Po dotarciu do środka, zostawiliśmy w wejściu buty, tak samo jak walizki. Zatrzymałem jeszcze hyunga przed sobą, poprawiając mu czarną koszulę, którą sam dla niego wybrałem. Tak samo jak jego fryzurę, którą również z rana się zająłem. I dopiero gdy upewniłem się, że wyglądamy perfekcyjnie, złapałem go zestresowany za rękę, przedstawiając nasz plan:

– Przywitamy się i uciekamy.

– Dobrze kochanie – przystał na to cicho, oczywiście będąc spokojny. A najwyraźniej widząc mój stan, dał mi jeszcze pocieszającego buziaka w policzek.

Damy radę!

Mama poczekała aż się zbierzemy, po czym zaprowadziła nas do salonu, gdzie krzątał się tata. Tak samo elegancki jak mama, choć o całkowicie innym podejściu do życia i całkowicie innej aurze.

Mężczyzna szukał czegoś w jednej z szafek, a słysząc nasze kroki zaledwie zerknął w moją i Yoongiego stronę. Moje serce biło niespokojnie na to jego całkowicie obojętne spojrzenie. Jakby do tego salonu wszedł jakiś ogrodnik albo sprzątaczka, z którą nie łączyła go żadna bliższa relacja. No w końcu to tylko kolejny jego najwyraźniej niepotrzebny syn.

– Witaj tato – zwróciłem się w końcu do niego, oczywiście po japońsku, bo nie uznawał już innego języka. A przynajmniej nie w interakcjach ze mną, czy z mamą. Takie jego kolejne widzimisię...

Ukłoniłem się przy tym nisko, nie zapominając o okazaniu mu szacunku. Choć nawet tego nie widział, bo jego wzrok znów był skupiony na szafce, w której grzebał.

– Chciałem ci przedstawić mojego partnera – kontynuowałem mimo wszystko, sprawiając moimi słowami, że oczy mężczyzny w końcu na dłuższą chwilę wylądowały na moim ukochanym, oglądając go od góry do dołu. Nie zraziłem się tym, mówiąc dalej: – Nazywa się Min Yoongi, poznaliśmy się w Seulu...

I... chyba tyle mu wystarczy? Możemy... iść?

Trochę niepewny stałem dalej w miejscu, ściskając trochę mocniej dłoń Yoongiego.

– Czym się zajmuje? – O dziwo się odezwał, oczywiście po japońsku, dalej mu się przyglądając.

– Jest producentem muzycznym – zdradziłem, na co prychnął, patrząc na naszą dwójkę z niedowierzaniem.

– Niczego więcej się po tobie nie spodziewałem – skitował to, tym razem łapiąc kontakt wzrokowy tylko ze mną.

I... to jak zawsze zabolało. Ale czy nawet gdybym został prawnikiem albo lekarzem, zadowoliłbym go tym? Raczej nie... Więc wolałem kroczyć swoją ścieżką, nie oddając całego życia karierze, tak jak zrobił to on.

Mężczyzna w końcu znalazł to, czego szukał. A po chwyceniu tych dokumentów, złapał za szklankę z brązowym napojem, którym zapewne było whiskey. Wziął jeszcze łyka, po czym zaczął kierować się do swojego gabinetu, mijając nas obojętnie. I na tym zakończyła się nasza rozmowa.

Przywitanie... i... ucieczka...

Trochę nam nie wyszło.

Aż w tej chwili żałowałem, że nie mam do niego takiego samego podejścia jak Kyo, na co możliwe że zasługiwał. Bo po co od zawsze starałem się o jego uwagę, której on nie zamierzał mi dawać?

To Yoongi wyrwał mnie z tego stanu zawieszenia, obejmując i tuląc do siebie.

– Nie przejmuj się – wyszeptał, a ja chętnie się w niego wtuliłem, będąc wdzięczny, że pozostał przy tym spokojny.

– Idźcie może do pokoju Jeongguka zanieść rzeczy, dobrze? – usłyszałem zaraz za plecami, całkowicie zapominając o obecności mamy. Ale dobrze że przy nas została, w razie czego mogąc załagodzić sytuację. – Wiem, że pewnie liczysz na maminy obiad, Jeonggukie, ale może dzisiaj wyjdźmy zjeść – zaproponowała, co przez chwilę analizowałem. Bo choć miałem ochotę tutaj zostać... to na pewno nie z tatą.

– Tak, lepiej, żebyśmy gdzieś dzisiaj wyszli – zgodziłem się z tym, odrywając na chwilę od hyunga, aby spojrzeć na mamę smutnym wzrokiem, posyłając jej nieco wymuszony uśmiech.

Zaraz jednak zajęliśmy się już naszymi walizkami, wnosząc je na górę, gdzie na pewno będziemy mieli spokój, bo ojciec raczej tutaj już dzisiaj nie wejdzie.

Cały nasz typowo japoński dom, oczywiście miał tak samo nieporęczne typowo japońskie drewniane elementy, zdobiące każdy jego zakątek. A to rządek drewnianych listewek przy schodach, a to drewniane wzory na suficie, drewniane obramowania okien... i tak dalej, i tak dalej. Było tutaj naprawdę ładnie, ale niepraktycznie.

Zaraz dotarliśmy do mojego pokoju, którego drzwi były tak samo cienkie jak ściany. Duże łóżko, choć niezbyt wysokie, aby imitowało te umiejscowione tuż na podłodze, znajdowało się obok drzwi prowadzących na balkon. Kilka jasnych półek, szafa, biurko i całaaaa kolekcja mang. I choć chciałem się na nich skupić, by pokazać te ulubione hyungowi, to teraz inny temat musiał zostać poruszony.

Zostawiłem moją walizkę na środku, podchodząc do jednej ze ścian, aby w nią zapukać. Idealnie roznosiła dźwięk, w ogóle go nie tłumiąc.

– Jak papier, hyung. Musimy być cichutko – oznajmiłem mu szeptem, nieco tym rozbawiony. Bo w sumie wcześniej mnie to nie martwiło tak jak martwi teraz. W końcu nigdy nie przyprowadzałem tutaj jakiejś mojej dziewczyny albo chłopaka...

– Och, ale czy my planujemy coś niegrzecznego, by być cicho, mój króliczku? – Yoongi był tym równie rozbawiony, uśmiechając się i zwracając do mnie równie głośnym szeptem. Po czym zaraz dodał: – Spodziewałem się więcej New Jeans w twoim pokoju.

No nie! On ma mnie za jakiegoś szalonego fana! Pff!

– A co jak niechcący do czegoś dojdzie? – mruknąłem jeszcze na ten nasz początkowy temat, oczywiście tym stwierdzeniem go kończąc, bo nie będziemy nad tym gdybać. Jak do czegoś będzie musiało dojść, to dojdzie i już. Starszy doskonale o tym wiedział i raczej po prostu z tym żartował.

Podszedłem zaraz do jednego z regałów z moimi mangami, łapiąc za Klątwę Haru. Zawsze wolałem czytać jakieś pokręcone romanse. Iii... ostatecznie moje życie zamieniło się w taką właśnie mangę.

Przekartkowałem ją, kręcąc na siebie głową i pospieszyłem już Yoongiemu z wyjaśnieniami odnośnie tych plakatów:

– Przed przyjazdem do Seulu dopiero zacząłem ich słuchać. Wtedy jeszcze nie byłem jakimś szalonym fanem – przypomniałem, tutaj będąc za daleko nich, aby aż tak się w nie wkręcić.

– Cieszę się, że mogę zobaczyć skrawek twojego życia tutaj – skomentował to wszystko mój hyung, w końcu do mnie podchodząc, aby objąć od tyłu, wtulając w moje plecy. Jego podbródek zaraz wylądował na moim ramieniu, chcąc w ten sposób chyba dodać mi trochę otuchy. Nie tylko tym gestem, ale i bliskością. – Nie przejmuj się swoim ojcem. Rodzice nie muszą być częścią życia swoich dzieci, by te były szczęśliwe – zauważył, na co przestałem kartkować tę mangę, przeglądając jej obrazki, i odłożyłem ją powoli na półkę.

Pokiwałem na to głową, choć to nie było wcale takie łatwe. Nie dla mnie. I nie kiedy mama tak bardzo mnie kochała, a tata... cóż...

– Po prostu myślałem że... kiedyś choć trochę się zmieni. Że będziemy mieli normalną relację. Jak ojciec z synem – wyznałem, teraz już oczywiście w to nie wierząc. Bo może... za bardzo przypominałem mu o tym co zrobił ze swoim drugim synem? Albo... po prostu obydwu nas nienawidził i tylko na Kyo znalazł wymówkę, aby się go pozbyć?

Ale tworzysz scenariusze... A daj sobie z nim spokój!

– Przykro mi, że cię rozczarował. Ale naprawdę nie martw się tym. Chodź, pojedziemy z twoją mamą do restauracji i zjemy coś pysznego – zaproponował mój ukochany, na co odwróciłem się, dając mu długiego całusa w policzek. Nie tylko za jego pokrzepiające słowa, ale i zachowanie przy ojcu, tak samo jak jego obecność przy mnie. Zwłaszcza za jego obecność. I zdecydowanie się na związek ze mną.

Mój cierpliwy i kochany Yoonie.

Szybko zebraliśmy się na ten obiad. Mój hyung mógł posmakować prawdziwych japońskich dań, które tak mocno przypominały mi dzieciństwo. Tak samo jak cała okolica. A nawet sam zachód słońca. Mimo wszystko zakończenie tego dnia było idealne. Zwłaszcza gdy jak powróciliśmy już do domu, okazało się, że tata zdążył pojechać. Dlatego położyliśmy się spokojnie spać, a ja już planowałem nasz kolejny dzień. Dzień pełen aktywności!

Mój budzik nie musiał mnie dzisiaj za długo wybudzać. Byłem zbyt podekscytowany. Więc zaraz go wyłączyłem, przecierając tylko oczy i przeciągając się.

Czaaaaaas obudzić Yoongieeeeeeeegoooooo!

– Hyung, hyung, hyung, hyung, hyung, hyuuuung – zacząłem szeptać tuż przy jego uchu, szturchając lekko jego ramię. I choć starszy zaraz się po tym poruszył, przeciągając leniwie, to nie usłyszałem tego, czego oczekiwałem:

– Jeszcze chwilkę, kochanie – wymruczał, na co zacisnąłem usta niezadowolony.

Dobra. Chwilkę.

Westchnąłem, nie chcąc być aż tak nachalny. Bo przecież mógł być zmęczony po podróży. Dlatego dałem mu jeszcze kilka minut. W czasie których zaczął mi pochrapywać.

Ahaaa, no tak to się nie bawimy!

Nie miałem zamiaru już czegokolwiek do niego mówić. To moje zęby miały zamiar działać, uderzając prosto na jego szyję, którą zaczęły lekko kąsać. Chyba go to trochę załaskotało, bo roześmiał się tuż po ponownym wybudzeniu.

– Już wstaję – wymruczał. Choć nawet nie otworzył oczu. I już chciałem powrócić do gryzienia, ale nie zdążyłem. Bo starszy wstał nagle, do tego przenosząc się tuż nade mnie, umieszczając dłonie po bokach mojego ciała. – Pułapka – oznajmił zadowolony z siebie.

A taki widok nade mną – rozczochranego, lekko zaspanego Yoongiego sprawiał, że miałem ochotę poprosić go o nieco inną zabawę. Aleee może to właśnie do tego prowadzi? Hmmm...

Przyglądałem mu się nieco rozczulony, bo ten cudowny mężczyzna był mój i tylko mój. A moje ręce uniosły się nieco do góry, oznajmiając mu że się poddaję.

– O nieeee. I jak ja teraz ucieknę – udawałem zdruzgotanego tym stanem rzeczy, oczywiście zaraz śmiejąc się radośnie. A żeby podtrzymać tę narrację, przekręciłem się nieco, udając że chcę mu uciec. Choć zaraz powróciłem na poprzednie miejsce. A Yoongi oczywiście to wykorzystał.

– Bardzo łatwo powstrzymam cię przed ucieczką – stwierdził, nagle pochylając się w moją stronę. I spodziewałem się buziaka. Może w czoło, może w nos... ale nie PROSTO W USTA! Do tego w tak namiętny sposób!

A ta krótka, odstawiona przez nas scenka, zakończona takim pocałunkiem, wywołała we mnie tyle emocji, że zaraz go mocno objąłem, nie pozwalając się od siebie odsunąć choćby na milimetr.

Moje usta wypuszczały tylko kolejne westchnięcia w te jego. A dłonie już wplatały się w jego włosy. I może trochę niepotrzebnie to wszystko pospieszyłem, będąc już za bardzo nakręcony, bo moje kolano otarło się o jego krocze, niestety w ten sposób wszystko rujnując...

– O nie, nie, nie, króliczku – stwierdził nagle Yoongi, odrywając się ode mnie. – Mamy jakieś plany, prawda? Więc wstajemy.

I już go nade mną nie było.

Jęknąłem, mocno tym zawiedziony. A po jego rozbawionym śmiechu wiedziałem, że nic już teraz nie ugram.

Ale rzezimieszek...

Przymknąłem oczy, uspokajając mój oddech i moje myśli.

– Teraz to ja potrzebuję jeszcze chwilki – wymruczałem niezadowolony, przekręcając się na drugi bok, tyłem do hyunga. Bo wiedziałem, że zanim moje emocje opadną minie kilka minut.

Yoongi jeszcze się na to zaśmiał! I oznajmił tylko że idzie do łazienki, po czym zabrał swoje rzeczy i zostawił mnie samego.

– Cóż za idealny poranek – jęknąłem w poduszkę, chowając w niej głowę. A fakt, iż pachniała Yoongim w ogóle nie pomagał. Nic mi teraz nie pomagało! – UGH.

Leżałem tutaj tak długo aż mój wzwód choć trochę minął. I dopiero po tym zebrałem się do łazienki, mijając z Yoongim, na którego nawet nie spojrzałem.

Szybka pielęgnacja, przebranie się w wygodne dresy, które dzisiaj mają nam ułatwić aktywności i byłem gotowy.

– Zamęczę cię dzisiaj za to, Min Yoongi – oznajmiłem jeszcze z cwanym uśmiechem do swojego odbicia, po czym znów przybrałem moją naburmuszoną minę.

Yoongi nadal był w pokoju, kiedy do niego wróciłem. Przeczesałem tylko ponownie włosy, już nie mogąc ich związać, ale w sumie to było wygodniejsze.

– Żebyś ty tak ochoczo wstawał ze mną pobiegać, hyung – mruknąłem mu nadal niezadowolonym tonem, przypominając sobie wszystkie poranki, w czasie których namawiałem go na wspólne ćwiczenia. I nie chciałem go w ten sposób męczyć, po prostu martwiło mnie jego zdrowie.

Wypsikałem się jeszcze tylko perfumami, złapałem za telefon i stanąłem w wejściu do pokoju, czekając na starszego ze skrzyżowanymi na torsie rękoma.

Nie chciałeś się ze mną pobawić, Min Yoongi, to ja pobawię się z tobą.

Tryb Jeongguk diabełek uruchomiony!



Yoongi:

Wizyta w Kioto potwornie mnie stresowała. Pomimo tego, że poznałem już mamę Jeongguka oraz nie szykowałem się na ciepłe powitanie ze strony jego ojca, czułem, że ta wizyta jest kolejnym ważnym krokiem w naszym związku. W pewnym sensie miałem poznać historię mojego ukochanego, zobaczyć miejsce, gdzie się wychował i gdzie spędził większość życia. Sam nie mogłem go zabrać do Daegu. Nie byłem tam od lat i raczej jeszcze sporo minie, nim będę w stanie się tam udać. Za dużo bolesnych wspomnień wiązało się z tym miejscem. Najchętniej wymazałbym z pamięci wszystko co było przed Seulem. Ale to teraz nieważne. Ważne, że mieliśmy spędzić przyjemny tydzień w domu rodzinnym mojego Jeongguka.

Pierwszy dzień minął nam bez problemu, spędziliśmy większość czasu poza domem, udając się w parę pięknych miejsc. Ale wiedziałem, że mój ukochany szykuje mi prawdziwą wycieczkę w Boże Narodzenie, co zapowiadał mi już od dłuższego czasu, bym mógł się mentalnie przygotować na wyciskanie ze mnie siódmych potów. Dlatego wstanie z łóżka było jeszcze cięższe, niż zwykle. Nie chciałem jednak psuć tego wyjątkowego dnia i w ogóle naszego wyjazdu, dlatego grzecznie wstałem i poszedłem się ogarnąć do łazienki.

Chwilę później, odświeżony i ubrany w wygodny dres, który wybrał mi mój ukochany, znalazłem się z nim w kuchni, kierując się do stołka barowego.

Trzeba wykorzystać okazję do odpoczynku, póki nie zaczną się te tortury.

– Siadaj, hyung. Dzisiaj poranny detoks od kawy. Wyglądasz, jakbyś miał wystarczająco dużo energii – uznał Jeongguk.

Chyba nadal był na mnie nieco obrażony za podniecenie go z samego rana, ale cóż mogłem poradzić, że tak bardzo na siebie reagowaliśmy? Sam również musiałem opanować myśli podczas mycia twarzy.

– Dzisiaj wyjątkowo nie będę negocjował – zapewniłem, choć moje kubki smakowe wręcz błagały o chociażby odrobinę napoju. Jednak to Jeongguk jest priorytetem, dlatego byłem grzeczny. – Nie dąsaj się, króliczku. Sam mówiłeś o papierowych ścianach.

– Papierowych ścianach?

Odwróciłem się, by spojrzeć na zaskoczoną gospodynię, która patrzyła na naszą dwójkę, nie rozumiejąc, co mamy na myśli.

Młodszy przywitał się z mamą i posłał mi niezadowolone spojrzenie.

– Hyung wytłumaczy – uznał, wracając do krojenia owoców. Jak zawsze przygotowywał sobie sok, a dla mnie zaparzała się herbata.

– Dzień dobry mamo. Po prostu Jeonggukie miewa bardzo dziwne pomysły z samego rana. Ale lepiej, żebym nie wchodził w szczegóły – powiedziałem zupełnie spokojnie.

Pani Jeon roześmiała się i podeszła do syna, by dać mu buziaka w bok głowy.

– Co pysznego nam szykujesz?

– Ja miewam dziwne pomysły. Yhymm – powtórzył mój ukochany. Miałem wrażenie, że odnotował już sobie w pamięci, by wyciągnąć te słowa w najmniej spodziewanym momencie, czyli tak zwanej loterii przypierdolek. Oczywiście kochanych, słodkich i tylko mnie śmieszących.

Jeongguk przytulił się do mamy na chwilę i znowu wrócił do krojenia.

– Wolisz mamuś smoothie z kiwi i miętą czy same owoce?

– Same owoce. Ale zjadłabym dzisiaj płatki kukurydziane – zdecydowała kobieta, kierując się już do odpowiedniej szafki. Nie wiem, czy to było jakieś ustalone między nimi hasło, czy coś się wydarzyło, ale młodszy zostawił nóż i podszedł do swojej mamy, by ją mocno przytulić. A ona wcale nie wydawała się tym zaskoczona.

– Płatki kukurydziane?

– Oczywiście z owocami – dodała, posyłając mu uśmiech, ale było w nim coś lekko wymuszonego.

Odsunęła się od syna i sięgnęła po miseczkę, płatki i mleko, zajmując zaraz po tym miejsce obok mnie.

Jeongguk jeszcze przez chwilę się jej przyglądał, ale ostatecznie wrócił do owoców. Mniejsza miseczka smakołyków trafiła na stół przed panią Jeon, a talerz z truskawkami, bananami i gruszkami do mnie. Jak zawsze wyglądało to pięknie, wręcz żywcem wyjęte z Instagrama.

– Proszę. Niestety nie mamy czosnkowej deski, bo na takiej bym je dzisiaj chętnie pokroił – burknął mój chłopak, patrząc na mnie wymownie, na co znowu się roześmiałem. Pierwszą rzeczą, którą Jeongguk kupił po wprowadzeniu się do naszego mieszkania był zestaw desek do krojenia. Mama opowiadała mu, że w Korei owoce mają posmak czosnku, bo ludzie używają jednej deski do krojenia wszystkiego. A ponieważ w naszej narodowej kuchni używa się go tonami, to wszystkie deski nim przechodzą. Może i było w tym trochę prawdy, ale teraz był to dla mnie i Jeongguka synonim kary za małe grzeszki. No i miałem zakaz dotykania tego kompletu.

– Smacznego – powiedział, wracając do przygotowywania zielonego koktajlu, który swój kolor zyskiwał zapewne przez całą górę szpinaku.

Przeraża mnie jego sposób jedzenia. Ale póki nie wiem, co mi podsuwa, to nawet smaczne breje do picia robi.

– Czyli czeka mnie poznawanie nowych smaków.

Owoce i herbata były tylko przekąską. Mój ukochany przygotował nam tosty z awokado i jajkiem sadzonym, które upatrzył niedawno u jakiejś influencerki. Znowu – dziwne i zielone, ale ostatecznie smaczne jedzenie.

W tym czasie z mojego talerzyka zniknęło kilka truskawek i plastrów banana. A kiedy chłopak w końcu do nas dołączył, oczywiście nie obyło się bez zdjęcia posiłku oraz małej sesji mnie z przyszłą teściową.

– Smacznego hyung – powiedział w końcu mój ukochany, więc zabrałem się za jedzenie. Czasem nachodziła mnie wątpliwość, czy mnie w ten sposób nie tresuje...

– To jakie macie plany na dzisiaj? – zapytała gospodyni, zajadając się płatkami.

– Wolę nie zdradzać, bo hyung się wystraszy i nigdzie ze mną nie pójdzie – odparł niby konspiracyjnym szeptem Jeonggukie, na co przewróciłem oczami.

– Słyszałem.

– Pamiętajcie, by wrócić na obiad, dobrze?

– Na pewno wrócimy, mamo. Jeongguk wie, że musi mi dawkować atrakcje – zapewniłem, bo szczerze wątpiłem, czy nie wyzionę ducha w czasie zwiedzania. Preferowałem jazdę autem, a tutaj na bank czekało mnie zmierzenie się z rowerem.

– Najpierw wymęczę hyunga moimi własnymi atrakcjami, nieznanymi turystom, a później może zwiedzimy w trójkę Złoty Pawilon, ogród Zen Ryoanji, kompleks świątyń Fushimi Inari i targ Nishiki Ichiba? – wyliczał młodszy i miałem nadzieję, że to plan na cały tydzień, a nie na jedno popołudnie. – Zobaczymy, czy do Gion zdążymy, ale też chętnie bym ją pokazał Yooniemu.

– Może podzielcie to sobie na czas przed i po obiedzie? To trochę dużo słonko.

– Tak, wiadomo, tak właśnie planowałem.

Czyli jednak w jeden dzień. Wyzionę ducha. Gdzie jest mój testament, muszę go wykreślić.

– Po obiedzie dołączysz do nas mamuś? – dopytywał Jeon.

– Jeśli zechcecie mnie zabrać, to chętnie.

– Oczywiście że tak!

Patrzenie na szeroki uśmiech Jeongguka, który cieszył się z możliwości spędzenia czasu ze swoją mamą, radowało moje serce. Nie wtrącałem się za bardzo w ich rozmowę, dając możliwość nacieszenia się swoją obecnością, którą dawniej mieli cały czas. Kiedy zdarzało mi się w nocy obudzić, słyszałem jak Jeongguk mruczał przez sen „Kioto" i „mama", więc rozumiałem, że musi bardzo tęsknić.

– Toaleta, bierzemy najważniejsze rzeczy i szykuj się hyung na trip życia – oznajmił Jeongguk, gdy nasze talerze i kubki trafiły do zmywarki.

Pokiwałem głową, robiąc zbolałą minę i pozwoliłem chłopakowi udać się do łazienki, aby umył zęby. Sam zostałem z jego mamą, aby ustalić jeszcze kilka szczegółów dalszego przebiegu dnia.

Ciepłe dresy, czapki, buty sportowe i niewielkie plecaki z jedzeniem, były naszym całym ekwipunkiem. Patrzyłem z pewną wątpliwością na lekko ośnieżone drogi, gdy zmierzaliśmy z Jeonggukiem po rowery do garażu. Młodszy chyba to zauważył, bo uśmiechnął się cwanie.

– Czy hyung mi to przeżyje? – zapytał złośliwie, na co wzruszyłem ramionami.

– Najwyżej będziesz mnie reanimował.

– Oczywiście, bardzo chętnie! Już mogę zacząć – zapewnił.

Czekające na nas rowery były w doskonałym stanie i wymagały jedynie, aby siodełko w jednym z nich zostało przystosowane do mojego wzrostu.

Zgodnie z poleceniem ukochanego musiałem wykonać jeszcze rozgrzewkę, po której miałem już ochotę wrócić do domu, ale dzielnie dosiadłem metalowego rumaka, by ruszyć na tę wielką, nieznaną przygodę.

Jeśli po drodze się wywalę i połamię ręce, to mnie w Hybe zabiją.

Zimowe krajobrazy Kioto, zwłaszcza te na obrzeżach, naprawdę zachwycały. Promienie słońca i bezchmurne niebo dodatkowo uprzyjemniały tę wycieczkę, kiedy poruszaliśmy się po ścieżkach, mijając nielicznych pieszych. Wszystko zdawało się utrzymywać w lekkim półśnie. A to znacznie ułatwiało pokonywanie kolejnych kilometrów.

Na szczęście mieliśmy liczne przystanki, by mój chłopak mógł zrobić całą dokumentację w postaci setek zdjęć, zarówno widoków, jak i mojej męczarni. Bardzo starałem się nie sapać i ładnie uśmiechać, aby młodszy miał jak najpiękniejsze wspomnienia z tego dnia. Sam jednak też pamiętał, że prowadzimy inny tryb życia, dlatego pytał mnie o to, czy nie potrzebuję przerwy, nie narzucał też zbyt szybkiego tempa, choć widziałem, że aż go rwie, by przyspieszyć, bo czasem wysuwał się znacznie na prowadzenie. Dobrze, że mieliśmy w plecakach dużo wody i soków, to jakoś dałem radę.

Wróciliśmy akurat na obiad. Ostatni kilometr jechaliśmy pod łagodne wzniesienie, więc kiedy zsiadłem z roweru, nogi miałem jak z waty.

Chętnie skorzystałem z pomocy Jeongguka, aby doprowadził mnie do salonu, gdzie usiadłem na kanapie.

– Poleż, kochanie – poprosił, a ja nie zamierzałem się sprzeciwiać.

Wyzionę ducha. Naprawdę wyzionę ducha.

– Pójdę w tym czasie wziąć prysznic – powiedziałem, dając sobie minutę na odpoczynek.

Jeongguk za to już krzątał się po kuchni, zapewne by coś nam przygotować po takim wysiłku. Nadal nie miałem odwagi prosić, by dostać choćby łyka kawy, która na pewno postawiłaby mnie na nogi.

Podniosłem się niechętnie i powłóczyłem do łazienki, by zmyć z siebie cały pot i doprowadzić się do stanu używalności.

Jak ja mam przeżyć resztę dnia, jak już jestem na skraju wyczerpania? Ale muszę dać z siebie wszystko. To ma być udany wyjazd.

Zdjąłem z siebie rzeczy i westchnąłem ciężko, widząc koszulkę, która nadała się do wykręcenia, po czym wszedłem pod prysznic, myjąc się dokładnie.

W głowie już mi się trochę rozjaśniało i zaczynałem czuć lekkie poddenerwowanie.

Dasz radę, Yoongi.

Dłuższą chwilę zajęło mi wysuszenie za długich już włosów, a zaraz po tym poszedłem się ubrać i użyć perfum, które młodszy tak lubił ode mnie czuć.

Przez chwilę wahałem się co wybrać w kwestii garderoby, bo ciągnęło mnie do moich standardowych, czarnych outfitów, ale chciałem zrobić przyjemność Jeonowi, więc założyłem zieloną koszulę, którą mi niedawno kupił i dżinsy.

Dasz radę, naprawdę.

Wróciłem do kuchni, gdzie mama Jeongguka kończyła szykować obiad. Zaśmiała się na mój widok i pokręciła głową z miną wyrażającą wielkie współczucie. Nadal byłem lekko blady, więc usiadłem na stołku barowym.

– Nawadniamy się, hyung – zakomunikował młodszy, podsuwając mi sporą szklankę z koktajlem owocowym w kolorze różowym. Już naprawdę nie dociekałem, co to było, po prostu wypiłem.

Jeongguk poszedł się umyć i przebrać, a ja pomogłem pani Jeon w przeniesieniu wszystkiego na stół. Ona też podnosiła mnie na duchu.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, a kiedy mój chłopak wrócił, ubrany w białe spodnie i biało–niebieski golf, uczesany i umalowany, usiedliśmy do jedzenia.

Posiłek przebiegał spokojnie. Opowiadaliśmy, gdzie byliśmy, co widzieliśmy i oczywiście podzieliliśmy się zdjęciami, z których byłem zadowolony. Naprawdę nie było aż tak widać, że zdycham w trasie. Choć znalazło się kilka fotek z zaskoczenia, które pewnie jeszcze długo będą mnie prześladować, przez miny cierpienia, które się na nich zawarły.

Nie zdążyliśmy jeszcze zjeść wszystkiego, kiedy uznałem, że nie ma co dłużej zwlekać. Odchrząknąłem więc, zwracając na siebie uwagę współbiesiadników.

– Pani Jeon. Mamo. Myślałem o tym długo i uważam, że to najwyższy czas, by zrobić ten poważny krok. Dlatego chciałbym w pani obecności poprosić pani syna o rękę – powiedziałem grzecznie. Oczywiście, że kobieta wiedziała wcześniej o tym co zamierzam. Spiskowaliśmy od miesiąca.

Podniosłem się z miejsca i odsunąłem krzesło, by móc wygodnie uklęknąć na jedno kolano. Kątem oka widziałem, że mama zaczyna wszystko nagrywać.

Wyjąłem z kieszeni pudełeczko i otworzyłem, pokazując zawartość mojemu ukochanemu. Na poduszeczce leżał pierścionek.

– Jeon Jeongguk, jeszcze nim cię osobiście poznałem, czułem z opowieści twojej bratniej duszy, że jesteś osobą, z którą chciałbym spędzić resztę życia. Od pierwszego dnia, gdy spotkaliśmy się na parkingu lotniska moje serce rwało się do ciebie jak szalone. A kiedy zaczęliśmy się umawiać i zostaliśmy parą, poczułem, że moje życie jest kompletne. Dlatego na dowód mojej miłości chciałbym zadać ci to pytanie – czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz ze mną na resztę życia, bym mógł cię kochać do mojego ostatniego oddechu? Czy zgodzisz się wyjść za mnie?

Szok, który był wymalowany na twarzy Jeongguka, tylko powiększył mój uśmiech. Cieszyłem się, że udało mi się zachować wszystkie przygotowania w tajemnicy, choć podejrzewałem, że ktoś się może wysypać. Bo wiedziała nie tylko mama Jeona, ale również Jimin i Kyo.

Zaskoczone spojrzenie młodszego przenosiło się ze mnie na panią Jeon i z powrotem.

– Myślałem, że... Hyung ty... My... Oczywiście że tak! Yoonie hyung, oczywiście że tak! – wykrzyknął w końcu, a w jego oczach pojawiły się łzy. Szeroki uśmiech, który im towarzyszył uspokoił mnie jednak i już chciałem założyć mu biżuterię, ale chłopak wpadł mi w ramiona, o mało mnie nie przewracając. Jego usta od razu zaatakowały moją twarz, obsypując mnie pocałunkiami. – Tak, tak, tak, tak, tak, tak. Wiesz, że ZAWSZE tak, hyung – zapewnił, nie hamując cieknących mu po policzkach łez. Dopiero po chwili pozwolił mi odsunąć się na moment, by pierścionek mógł trafić na jego palec.

Obaj podnieśliśmy się i jeszcze raz przytuliliśmy.

– Mój piękny narzeczony – szepnąłem mu do ucha i ucałowałem policzek.

– Mój nawet piękniejszy narzeczony – odparł, chlipiąc w moje ramię.

Z szerokim uśmiechem spojrzałem jeszcze na panią Jeon, która odłożyła już telefon i pokazała mi kciuk w górę. Wiedziałem, że cieszy się równie mocno jak my. Przeprowadziliśmy długą rozmowę telefoniczną, w trakcie której zapytałem ją wprost, czy znając swojego syna uważa, że jest gotowy na tak śmiałe deklaracje z mojej strony. Akceptowała mnie też jako swojego zięcia, nawet jeśli jej mąż nie darzył mnie nawet najmniejszym pozytywnym uczuciem. Również za jej radą nie czekałem na jego łaskawe pojawienie się, by brał udział w tak ważnym dla nas wydarzeniu. Jeszcze mógłby wszystko zniszczyć jakimś uszczypliwym komentarzem, a to naprawdę ma być najszczęśliwsza wizyta Jeongguka w rodzinnych stronach.

Chłopak odsunął się ode mnie, aby otrzeć łzy i obejrzeć błyskotkę na swoim palcu. Bardzo starałem się nie przesadzić, ale wiedziałem też, że młodszy lubi wystawne rzeczy. Dlatego pierścionek składał się z dwóch złotych gałązek, które dwukrotnie oplatały palec. Zaczepione były na nich drobne diamenciki niczym małe pąki, a większy diament stanowił centralną część. Uważałem, że taka biżuteria będzie pasować do mojego ukochanego.

– Jaki śliczny! – powiedział i zaraz dodał małą bzdurę rozbawiony. – Aż do moich palców nie pasuje.

– No wiesz co, obrażasz mnie kochanie...

– Moje gratulacje synku. – Mama Jeona obeszła stół, aby móc go przytulić. Mój narzeczony chętnie z tego skorzystał, chowając się w jej ramionach.

– Żarty żartami, a tu jednak – zauważył. Nie zliczę, ile razy chodził za mną po mieszkaniu i powtarzał: „Yoongi, marry me".

– Widzisz? Wystarczy, że wyjechałeś, a od razu znalazłeś mężczyznę na resztę życia.

– Czyli jednak Seul był mi przeznaczony.

Jeszcze chwilę trwało, by Jeonggukie uwierzył w to, co się właśnie wydarzyło, całując mnie przy okazji parę razy. Ale ostatecznie wróciła jego natura, każąca mu uwiecznić ten moment na zdjęciu.

– Okay, muszę napisać Jiminowi! – zakomunikował, sięgając po telefon.

Nie zamierzałem go powstrzymywać, pozwalając się cieszyć tym momentem. Rozważałem zabranie go w jakieś piękne miejsce, zorganizowanie romantycznej kolacji przy muzyce na żywo. Albo jakiś wyjazd w odległy kraniec świata. Ale ostatecznie uznałem, że możliwość zapytania go o rękę właśnie w Kioto, które jest tak ważną częścią jego jestestwa, będzie najlepszym wyjściem.

Wróciłem do obiadu, kontynuując z przyszłą teściową temat wystawy w jednej z galerii sztuki, która miała ostatnio miejsce w Seulu, a Jeongguk nadal wymieniał się wiadomościami ze światem, aby ogłosić swoje szczęście.

Myślałem, że po tak przyjemnej wiadomości moje nogi będą mogły odpocząć, ale dalsze zwiedzanie mnie nie ominęło. Ale trudno, było warto. Dla uśmiechu mojego narzeczonego jestem w stanie obejść na piechotę cały świat. Tylko obym nie musiał...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top