25 - Mizugei
6172 słów
~~~~~~~~~
Kyo:
W końcu namówiłem Jimina do zamieszkania razem. A raczej przegoniłem Jeongguka do jego tatuśka. Więc było nam o niebo lepiej jeśli chodzi o codzienne interakcje. Bo z moim ciągle wypełnionym grafikiem nie zawsze znajdowałem chwilę, aby zabrać go chociaż na jakąś przejażdżkę. A teraz przynajmniej widywaliśmy się zarówno rano, jak i tuż po siedemnastej, czy też osiemnastej, kiedy wróciłem już z pracy. Przynajmniej wieczory mieliśmy tylko dla siebie. No, oczywiście o ile nie przerwał nam ich mój telefon lub Wonnie z ważną informacją do przekazania. W końcu moja profesja to nie było 9–5, gdzie po siedemnastej stawałem się wolnym od pracy człowiekiem. Czasami nawet w środku nocy byłem zmuszony wstać, aby załatwić jakąś nagłą sytuację. Ale Minnie to rozumiał, nie narzekając nawet kiedy jakiś telefon potrafił go obudzić w środku nocy, gdy uparciuch spał w mojej sypialni.
Kwestię pieniędzy też starałem się rozwiązać jakoś delikatnie. A „kieszonkowe" za pomoc Wonyo w jej obowiązkach wydawały się idealnym pomysłem, aby co tydzień wysyłać Minniemu około miliona wonów. Za które oczywiście po każdym przelewie robił mi awantury. Ale miałem nadzieję, że z nich skorzysta. Chociażby na paliwo do Landryny. Bo postarałem się o to, aby odesłać ich nie mógł.
Czasami zdarzało się nam jadać razem śniadania. A innym razem nawet i obiady. A dzięki temu mogliśmy się poczuć jak prawdziwa rodzina. Nie potrzebowałem do tego matki albo ojca, czy też kuzynostwa albo jakichś dziadków. Moją jedyną i najbliższą mi rodziną był Minnie. No i może trochę Jeongguk. Bo z nim nadal budowałem relację, nawet jeżeli poznałem go idealnie po zamienieniu z nim kilku słów. A ich dwóch w zupełności mi wystarczało.
Jednak skoro moja gwiazda zamieszkała ze mną, współpracowała z Wonyo oraz była przy mnie prawie non stop, musiałem zadbać o jej bezpieczeństwo. Dlatego pewnego spokojnego popołudnia, po wspólnym zjedzeniu obiadu przygotowanego przez Margaret, jak tylko zaczęliśmy się zbierać od stołu, podbiegłem szybko do Minniego, przerzucając go sobie przez ramię.
Starszy–młodszy mi krzyknął, raczej nie spodziewając się takiego manewru z mojej strony, bo zazwyczaj byłem grzeczny, nie planując takich szaleństw.
– A dzisiaj uskuteczniam kolejne porwanko – zapowiedziałem zadowolony z siebie, rozkoszując się przyjemnym ciężarem jego ciała.
Mimo wszystko chłopak zaraz się rozpogodził, rozumiejąc już moje zamiary, na co zaśmiać się krótko.
– Kyo... pójdę dobrowolnie, nie musisz mnie nieść.
– Ale lubię cię nosić – zauważyłem, a powód był raczej oczywisty. Zwłaszcza gdy moja dłoń poklepała go po tym pięknym, krągłym pośladku. Aż miałem ochotę go kąsnąć. Ale jeszcze skończymy przez to w lodowatej wodzie, u mnie w wannie. A nie takie mieliśmy plany na dzisiejsze popołudnie i wieczór. Dlatego zamiast tego złożyłem tam krótkiego całusa, kierując się początkowo do szafy, ukrytej w ścianie. A przynajmniej przypominała ścianę, tuż przy wejściu, mając za zadanie nie rzucać się w oczy. Popchnąłem beżową ściankę tej szafy, otwierając ją i przeszukując ją wzrokiem. Po tej stronie znajdowały się tylko kurtki i płaszcze Minniego. Bo druga była przeznaczona dla Wonnie. Ja oczywiście żadnych nie potrzebowałem, więc nie było tutaj sekcji przeznaczonej dla mnie.
– Czarny? Beżowy? Czy jakiś inny kolorek? – zapytałem początkowo, bo Minnie nie mógł ich zobaczyć. Choć zaraz wpadłem na inny pomysł: – A zresztą... Ja porywam, ja wybieram – stwierdziłem, nadal tak samo z siebie zadowolony, łapiąc zarówno za biały płaszczyk, jak i beżowy szalik, które idealnie pasowały do mojego aniołka.
Ruszyliśmy już do garażu, który był na tyle daleko, abym przez tę minutkę mógł poprzytulać się do pośladka Minniego.
Oj, częściej muszę go tak nosić! Najlepiej NAGO!
Mój blondynek siedział już grzecznie na moim ramieniu, nie szamocząc się i nie narzekając, dlatego kiedy dotarliśmy do garażu po prostu zapytał:
– A mogę chociaż wybrać czym jedziemy?
– Pewnie. Może sam nas zawieziesz? O ile czujesz się dzisiaj dobrze do jazdy – zaproponowałem, ufając już jego umiejętnościom. Bo przecież jeździł już Landryną ponad miesiąc.
– Czuję się dobrze – zapewnił, więc postawiłem go już na posadzce, aby zdecydował się na jakąś moją dziecinę. A on, jak na złość, pokazał na Maseratkę, używając przy tym swojego własnego określenia na nią: – Chcę Czarną Perłę.
Musiałem chwilę pomilczeć, chyba potrzebując minuty ciszy. Ewentualnie to Maseratka jej potrzebowała... Nawet jeżeli Minnie był dobrym kierowcą. Bo oddawanie jej innym bolało za każdym razem.
– To moja dziecinka. Masz być z nią bardzooo ostrożny, Minnie – poprosiłem. – Ma już zimówki, ale... to bestia, nigdy nie wiesz czy się nagle nie zdenerwuje i nie zaszaleje na ulicy – ostrzegłem dodatkowo, bo ona naprawdę bywała nieokiełznana.
– Dopóki to moje stopy decydują o dodawaniu gazu, nie spłoszy się – stwierdziła moja kruszyna, przez co zmartwiłem się o coś innego:
– Minnie, tylko proszę, nie trzymaj się przesadnie przepisów. Moje samochody są w Korei nietykalne, więc możemy poszaleć – przypomniałem, już raz mu o tym mówiąc. Policja doskonale znała moje samochody. I nawet gdyby mnie zatrzymali, zaraz by mnie puścili. Bo inaczej mogliby mieć problemy.
– Ja prowadzę, więc ja decyduję o prędkości – kontynuował to lekkie denerwowanie mnie. Więc pokręciłem na to głową, kierując się już do panelu z powieszonymi na ścianie kluczykami, wybierając ten odpowiedni.
Przepraszam cię, moja pani...
I z bólem serca poszedłem je oddać Minniemu. Oczywiście najpierw podnosząc je wysoko nad jego głową i tworząc z ust lekki dzióbek. A kiedy chłopak zrozumiał co mam na myśli, złapał mnie za kołnierz mojego swetra, zniżając mnie do swoich ust i dając mocnego całusa.
To chyba była zapowiedź przejęcia mojej roli, bo tuż po tej nietypowej pieszczocie, wydał mi pierwsze polecenie:
– Wsiadaj. – A sam ruszył na miejsce kierowcy.
O nie, nie, nie, Park Minnie. Tak się nie bawimy.
– No jak to? Proszę dla mnie drzwi otworzyć. Jestem w końcu passenger princess – zauważyłem oburzony, starając się zrobić jakąś uroczą, naburmuszoną minkę, kiedy już podszedłem pod drzwi pasażera.
Starszy–młodszy przewrócił oczami i obszedł grzecznie auto, otwierając mi drzwi.
No, grzeczniutki kotek.
– Uważaj sobie, bo będę jechał 20km/h – zastraszył mnie, czego nie skomentowałem, będąc na to gotowym. W końcu jeden raz przeżyję.
Wszedłem do środka, dostosowując do siebie siedzenie. Ale oczywiście na tym poprzestałem moje przygotowania do jazdy. W końcu dziś byłem księżniczką, którą to Minnie wozi. Dlatego jak tylko chłopak do mnie dołączył, uniosłem nieco ręce, czekając...
– Pasy – przypomniał, chyba nie mając pojęcia o co mi chodzi z tym uniesieniem rąk. Więc oczywiście zaraz go uświadomiłem:
– Proszę mi zapiąć – powiedziałem, akcentując każde słowo, jak na księżniczkę przystało. A mój Minnie grzecznie się do mnie nachylił. Nooo, może nie „grzecznie". Bo jego ręka wylądowała tuż przy moim kroczu, podpierając się tam, gdy druga sięgała po pas.
No co za piernik jeden mój.
Przyglądałem się mu z zacieszem, nie mając nic przeciwko temu. Zresztą, tylko mi tak dokuczał, zaraz zapinając już pasy i zostawiając mnie w spokoju. Ale dzięki moim dzisiejszym planom na pewno tak tego nie zostawimy.
Minnie ruszył, oczywiście poruszając się żółwim tempem. Ale nie zamierzałem narzekać. Jak to passenger princess zająłem się wybieraniem idealnej muzyki, którą był oczywiście jakiś słodki girls band. W sumie znałem tylko Twice, bo zainwestowałem w JYP trochę kasy, więc to na nie się zdecydowałem, włączając Likey.
Śpiewałem mojej gwieździe słodkim głosikiem, razem z tymi dziewuszkami, dodając jakieś swoje słowa i choreografię, bo przecież nie znałem tej oryginalnej.
– No patrz, gdybym wiedział że tak fajnie się tu siedzi, to częściej byś prowadził – stwierdziłem po odśpiewaniu pierwszej piosenki, przy której świetnie się bawiłem, wygłupiając i próbując sprowokować Minniego. Ale on był oczywiście nieugięty. Do tego sięgnął po moje okulary przeciwsłoneczne, zakładając je i strugając bossa.
W sumie taki power bottom Minnie... Hmmm... Ciekawa opcja. Trzeba kiedyś zrealizować.
– Więc będę cię częściej zabierał na przejażdżki, baby boy – odpowiedział na mój komentarz, używając do tego tak zabawnego określenia, że niestety prawie się zaśmiałem. Ale oczywiście musi być pełna profeska, dlatego przygryzłem wargi, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. A żeby odciągnąć od tego swoje myśli, capnąłem rękę Minniego, przenosząc ją na swoje udo.
– Tak proszę jeździć – przypomniałem mu, bo sam miałem taki odruch, nie potrafiąc trzymać dłoni tylko na kierownicy. Jedna zawsze musiała sobie macać to śliczne udeczko.
A kiedy takie podstawy już ustaliliśmy, zacząłem wbijać odpowiedni adres w panel nawigacji.
– Tam się kierujemy – oznajmiłem, niczego więcej nie tłumacząc.
Wszystko w swoim czasie...
Na razie mogliśmy sobie spędzić kilka minut na błogim szaleństwie w postaci słuchania tego słodkiego girls bandu i kilku trotków w moim wykonaniu. Które o dziwo przypadły Minniemu do gustu. Trochę bardziej od tych dziewuszek. A po tych małych wygłupach i bezpiecznym pokonaniu drogi do naszego celu, dotarliśmy na parking pod niewielkim i niepozornym budyneczkiem.
– Proszę ładnie tyłem zaparkować – poprosiłem, aby mieć później ułatwiony wyjazd. Bo z powrotem to ja na pewno będę prowadził. Taki był zamysł dnia.
Minnie sprawnie zaparkował, gasząc Maseratkę i zwracając się w moją stronę, zsuwając przy tym nieco okularki:
– Więc dlaczego tu przyjechaliśmy, baby boy?
Ojj tego tak od razu nie mogę ci zdradzić.
– Po prostu chodźmy – oznajmiłem z tajemniczym uśmiechem, opuszczając samochód i ruszając z Minniem do tego nieco oddalonego od reszty „cywilizacji" budynku. Budynku czekającego właśnie na naszą dwójkę.
Blondyn oddał mi kluczyk, który wrzuciłem do kieszeni spodni. A moja ręka zaraz go objęła, żeby trochę ogrzać przy tej chłodnej pogodzie. W końcu miał przy sobie darmowy grzejniczek i powinien z niego korzystać kiedy tylko mógł.
To jak mi moja gwiazda zareaguje? Wystraszy się? Będzie chciał wrócić do domu? Czy może... ucieszy się? No ciekawe, ciekawe...
Weszliśmy w końcu do obszernego pomieszczenia, utrzymanego w dość oldschoolowym stylu. Ale tak było najlepiej. Na ścianach znajdowały się liczne plakaty czołgów, wojska, żołnierzy, terenu oraz... broni. Czemu Minnie zaraz zaczął się przyglądać. A ja udałem się do mojego ziomka z recepcji, z dredami, bródką i cygarem między wargami.
– Siema mordunio – przywitałem się, zaraz zbijając z nim sztamę. Bo przez te kilka lat zdążyliśmy się zakumulować.
– Siemaaa, dzisiaj nie z Wonyo? – zapytał, zerkając na Jimina, który rozglądał się niepewnie.
– Dzisiaj z moim przystojniakiem. – Kiwnąłem na mojego blondyna, unosząc brewki do Yezuna.
– Początki? – dopytał jeszcze, bo w sumie nie miałem mu okazji przedstawić wydarzeń sprzed ostatnich kilku miesięcy.
– Początki – potwierdziłem. – Czas najwyższy. – Spoważniałem nieco, bo przy naszej tak bliskiej relacji, dzieleniu razem domu i wychodzeniu wspólnie na miasto chciałem go dodatkowo zabezpieczyć.
Yezun wręczył nam standardowe dokumenty do podpisania, którymi ja nie musiałem się już przejmować, wręczając je po prostu Minniemu. Daliśmy mu chwilę na zapoznanie się z ich treścią, po której chłopak mruknął do siebie:
– Więc to taka niespodzianka. To na pewno dobry pomysł? A jak zrobię komuś krzywdę?
– Jeżeli kiedykolwiek będziesz musiał tego użyć to tylko w samoobronie, więc to będzie dobre zrobienie komuś krzywdy. Twoje zdrowie jest na pierwszym miejscu, Minnie – uspokoiłem go, czekając aż podpisze ten dokumencik, a kiedy w końcu to zrobił, przekazałem go Yezunowi.
Na Minniego niestety nie wpłynęło to zbyt pozytywnie. W końcu przedstawianie takich scenariuszy nie było zbyt zachęcające. Dlatego zaraz postarałem się rozładować nieco tę napiętą atmosferę.
– No chodź, daddy – poprosiłem, szczerząc się i puszczając oczko do Yezuna, który wiedział co i jak, bo szczerzył się do nas tak samo. A widząc, że Minnie mimo wszystko nie rusza, podszedłem do niego od tyłu, kładąc mu dłonie na biodra i kierując do odpowiedniego wejścia. – Zobaczysz, to nie takie straszne – zapewniłem, kiedy już weszliśmy do małego korytarza, początkowo prowadzącego do pomieszczenia z szafkami. Coś a'la szatnia. Choć przechowywaliśmy tutaj nieco cięższy kaliber od brudnych majtek po treningu na siłowni.
Podszedłem do tej mojej, oczywiście z numerem „6", którą otworzyłem na kodzik i odcisk palca, dopuszczając nas do moich cacuszek. Miałem tutaj kilka różnych pistolecików. I dwa karabiny. Choć z serii tych nieco mniejszych, bo nigdy nie latałem z żadnymi wielkimi giwerami. Na razie jednak złapałem za ładnego Glocka, o brązowej barwie. I zanim podałem go Minniemu, opróżniłem mu magazynek.
– Potrzymaj, przyzwyczaj się. O ile już nie zdążyłeś wymacać tych moich w pokoju – stwierdziłem rozbawiony, bo już na pewno setki razy na nie natrafiał. W końcu leżały nie tylko w garderobie, ale i szafce nocnej, w biurku, czy łazience.
Minnie przejął go ode mnie, zaraz badając tę broń i oczywiście przyznając się do męczenia moich cacuszek.
– Noooo... tylko trochę. – Nie skupiałem się na tym jednak, obserwując jak przekłada Glocka z ręki do ręki, celując też nim przed siebie. Nie wyglądał jakby się bał, a to było najważniejsze. – Nie jestem szczególnie pewien mojej celności. Gdybym wiedział, wziąłbym okulary – oznajmił po chwili badania pistoletu.
– Nie masz dużej wady wzroku, jakoś sobie dzisiaj poradzimy – zapewniłem, łapiąc jeszcze za karabinek, do którego dorzuciłem potrzebną nam amunicję, przekładając ją do nerki. I już mogliśmy ruszyć do jednej z VIP–owskich sali. Bo wolałem nie ćwiczyć z localsami, którzy przychodzili tu głównie dla rozrywki.
A po wpisaniu kodu, dostaliśmy się przed trzy stanowiska z czekającymi na nas celami.
– Najpierw zajmiemy się postawą – zapowiedziałem, odkładając na razie cały sprzęt na stojący tutaj stolik. I zanim Minnie zdążył dokończyć rozglądanie się po tym pomieszczeniu, podszedłem do niego od tyłu, zaczynając go ustawiać. Akurat w tym nie było nic skomplikowanego. Jedynie mogłem to wykorzystać do przejechania dłońmi po jego bioderkach, przez pas, żebra, aż po paszki, prosto do rąk.
W końcu dzisiaj wypieszczę trochę to ciało.
Uśmiechnąłem się do siebie na wspomnienie naszych kolejnych planów, których już nie mogłem się doczekać.
Ale na razie się skupiamy Kyoooooooo!
Moje palce w końcuuu, powoliii dotarły do jego dłoni, układając je odpowiednio, razem z rękoma i stopami.
– Pamiętaj, że to ma niezłego kopa. Nie wystrasz się i zawsze trzymaj takiej pozycji. Przynajmniej na początku. Z czasem nie będzie to aż tak ważne – wytłumaczyłem, aż wspominając moje pierwsze nauki strzelania. A raczej pierwsze kradzieże broni strażnikom i pierwsze zabójstwa szalonych doktorków.
Ach, to były czasy!
Minnie wyglądał na w pełni skupionego, słuchając mnie uważnie i dostosowując się do instrukcji. Nawet nie reagował na moje dotykowe flirty. Ale nie miałem mu tego za złe.
– Możesz włożyć magazynek? – poprosił zaraz, na co się uśmiechnąłem, ciesząc że mimo wszystko sam wyraził chęć rozpoczęcia tej zabawy... no, nauki, niech będzie.
Sięgnąłem od razu do stolika, łapiąc za odpowiedni magazynek, aby umieścić go w pistolecie. A z racji tego, że już miałem w tym wprawę szybciutko poszło. Założyłem nam jeszcze słuchawki wygłuszające, zaraz powracając za Minniego. Za pierwszym razem chciałem to zrobić razem z nim, aby czuł moje wsparcie i mimo wszystko się nie bał. Dlatego umieściłem swoją dłoń na tej jego, powoli przesuwając jego palec na spust.
– Gotowy? – krzyknąłem, aby to do niego dotarło pomimo założonych słuchawek. A kiedy pokiwał na to głową, wypuściliśmy wspólnie pierwszy strzał. Tak jak mu to zapowiadałem, był lekki odrzut i głośny huk, przez co chłopak spiął się nieco. Choć po chwilowym opuszczeniu broni nieco niżej, zaraz powrócił do poprzedniej pozycji, chyba będąc gotowy oddać kolejny strzał.
No, moja dzielna gwiazda.
Pozwoliłem mu to zrobić samemu, choć jeszcze się od niego nie odsuwałem. W końcu to nie był koniec lekcji. Bo strzelanie to jedno, a celne strzelanie to drugie.
Minnie postrzelał trochę sam, a kiedy wyczuł tę broń, znów poprawiłem jego pozycję, tłumacząc na czym powinien się skupić, aby trafić w tarczę, a nie obok niej. Kilka takich wskazówek, kilka wspólnych strzałów i tarcza była pełna trafień. Byłem z niego dumny, że tak dzielnie sobie radził, więc zanim go zostawiłem na samodzielne strzały, dałem mu buziaka w policzek. Posłałem mu jeszcze zachęcający uśmiech, odchodząc na bok i pokazując ręką, aby kontynuował. Przygotowałem tylko kolejne kulki, aby naładować zaraz pistolet. A raczej nauczyć Minniego jak to robić. A po kilku mniej lub więcej celnych strzałach i przeładowaniu pistoletu, blondyn w końcu to skomentował.
– Nie jest aż tak strasznie, jak myślałem!
No mówiłem, że nie będzie.
Uśmiechnąłem się na to do niego, podchodząc, aby ściągnąć mu na chwilę słuchawkę, tak samo jak sobie. Bo nie chciałem do niego krzyczeć. Zresztą, przy broni którą teraz chciałem użyć, słuchawki nie były aż tak konieczne.
– Dobra, teraz twój baby boy się trochę popisze – zapowiedziałem z szerokim uśmiechem, łapiąc za karabinek i przechodząc do innej tarczy, aby nie ingerować w postępy Minniego.
Wycelowałem, skupiając swoje oko na czerwonej kropeczce. I choć przy pierwszej serii strzałów trafiłem tuż obok niej, to przy kolejnych już tylko w nią. Taka broń była łatwiejsza w użyciu przy ruchomych celach. I choć rzadko z niej korzystałem, potrzebując raczej pistoletów, to fajnie było sobie postrzelać w tarczę, zmieniając w międzyczasie sprawnie magazynki, co było ważną umiejętnością przy tej broni.
Na koniec przysunąłem do siebie tarczę, uśmiechając się dumny z siebie do Minniego, bo wszystkie moje strzały były na kropeczce, albo zaraz obok niej.
Starszemu chyba się spodobała taka zabawa, bo z daleka można było zauważyć, że mu się oczka na to świecą.
– Mogę też tym? – zapytał zaraz, zafascynowany moją fajniutką giwerą.
– O nie, nie, nie. Na razie nie. Do wszystkiego powoli dojdziemy, Minnie – zapowiedziałem, nie chcąc mu już na pierwszej lekcji dawać broni, którą ciężko było trzymać i celować. Dlatego powróciliśmy do pistoletu, kontynuując strzelanie do tarczy. Czasami poprawiałem mu jeszcze pozycję, innym razem pokazywałem jak sobie radzić z odrzutem. A przez tę godzinkę naszej nauki i wygłupiania, byłem w pełni zadowolony z mojej kruszyny.
– I co? Nie było tak źle? – zauważyłem, po znalezieniu się już w samochodzie, gdzie tym razem zająłem miejsce kierowcy.
– Nie, było fantastycznie. Nie sądziłem, że strzelanie jest tak przyjemne – odpowiedział, raczej szczerze. A przynajmniej tak to zabrzmiało. Zresztą, po co miałby mnie okłamywać? Czy byłbym o to na niego zły? A skąd, nigdy!
– Widać, że niuńka mafiozy – podsumowałem to jego zadowolenie z pierwszej lekcji, odpalając już samochód i włączając moje phoneczki. Ostatnio odkryłem super pioseneczkę, więc to ją włączyłem, racząc Jimina Maxwell the Cat Theme Remix. I poruszając głową w rytm tej schizowej nutki, ruszyliśmy w drogę. – Będziecie mieli nowe hobby z Wonyoung. Możecie tu wpadać kiedy tylko chcesz i masz czas. Yezun na pewno cię pozna, w końcu trudno, aby nie zapamiętać takiej ślicznoty jak ty, Minnie – wytłumaczyłem, dorzucając do tego komplemencik, przy którym poruszałem znacząco brwiami do niego.
– A propos hobby – morsowanie też mi podpasowało. Więc może zrobimy sobie strzelnicę, siedząc w bali z lodowatą wodą – zaproponował, nieco mnie zaskakując takim pomysłem, a zwłaszcza gdy dodał: – Czy dostanę swój własny pistolet do trzymania w garderobie, jak ty masz? Chcę różowy.
– Różowy? – powtórzyłem to, rozbawiony, ale w sumie dało się zrobić. – Ustalajcie z Wonnie. Ale znając ją na pewno chętnie zrealizuje taki szalony pomysł, a ja się chętnie do niego dołączę – dodałem, odpowiadając mu na pierwszą część jego szalonych planów
– Ekstra – stwierdził szczęśliwy, klaskając dodatkowo w dłonie. I teraz już byłem w stu procentach pewien, że nie żartował z tą radością. – Życie z tobą jest niesamowite – dodał lekko rozmarzony, na co od razu się uśmiechnąłem, ciesząc się że to słyszę. – Choć nie pochwalam twojej mafijnej roboty. Ale wiem już, że świat nie jest cukierkowy, dlatego nie będę cię namawiał do zmian.
Już raczej nie byłyby one możliwe.
Nie chciałem tego mówić na głos, bo wołałem się skupić na innym wątku, uśmiechając do niego ciepło i przenosząc dłoń na jego udo, które lekko pomasowałem.
– Bałem się, że nie zaakceptujesz mojego świata. Ale najwyraźniej moje dawkowanie ci tych wszystkich wrażeń, cóż, z niewielką wpadką po drodze – mruknąłem, przypominając sobie tę nieszczęsną akcję w klubie, na którą chłopak akurat musiał natrafić – dało radę. Minnie? – zapytałem, chcąc, aby na mnie spojrzał. A moja dłoń złapała tę jego, całując jej wierzch. – Cieszę się, że mimo wszystko przy mnie zostałeś – wyznałem, nie wyobrażając sobie teraz samotnego życia. – Ale... Najwyraźniej jestem zbyt przystojny, żeby mnie odrzucić – dorzuciłem, oczywiście nie mogąc się ograniczyć do samej słodkiej deklaracji. W końcu nie byłbym sobą gdybym czegoś nie dopowiedział.
Blondyn jednak to zignorował, skupiając się na pierwszej części wyznania.
– Jak mógłbym nie zaakceptować mojej bratniej duszy? Mojego przystojnego, kochanego Kyo – skomplementował mnie, głaszcząc po ramieniu, na co obaj posłaliśmy sobie uśmiechy. A jadąc na ten taras widokowy wpadłem na szalony pomysł, inaczej układając nasz plan na dzisiaj i jutro. Mając nadzieję, że miło zaskoczę mojego ślicznego ukochanego.
Jimin:
Wonyoung przygotowała mnie na to, że będę musiał w końcu pogodzić się z faktem, że jako chłopak mafiozy potrzebuję ochrony. A już w szczególności, gdy nikt inny nie może mi jej zapewnić. Dlatego zabranie mnie przez Kyo na strzelnicę nie było niczym niezwykłym. Znaczy inaczej – było niezwykłe, bo pierwszy raz znalazłem się w takim miejscu, ale spodziewałem się w końcu do niego trafić. Wiedziałem, że mamy nawet mini strzelnicę w domu, ale była ona przeznaczona do pistoletów na farbę. A ja musiałem oswoić się z ostrą amunicją.
Starałem się jak mogłem, by nastawić się pozytywnie do tej lekcji. I nie wiem, czy to miało na mnie aż tak duży wpływ, ale kiedy oddałem kilka pierwszych strzałów, poczułem czystą ekscytację. Delikatny odrzut przy użyciu broni, dźwięk i świadomość, jaką siłę masz w rękach. Siłę zdolną zabić. Aż sam bałem się swoich myśli, kiedy z Kyo oglądaliśmy sobie zachód słońca na tarasie widokowym. Patrząc na ostatnie promienie, myślałem o tamtej nocy w klubie, gdy obcy facet zginął na moich oczach. Analizowałem, co tak naprawdę wtedy czułem. Bałem się. Bałem się tego widoku. Bałem się śmierci. Ale... może kiedyś sam będę musiał sprowadzić na kogoś podobny los...
Następnego dnia obudziłem się z zupełnie spokojną głową. Oczywiście nocowałem w pokoju Kyo, więc wygrzebałem się ze wszystkich zabezpieczeń przed zimnem i wziąłem ciepły prysznic w swoim pokoju. Miałem dzisiaj tylko jeden wykład i po dwugodzinnej przerwie ćwiczenia, dlatego zjadłem śniadanie z moim ukochanym, który był jeszcze nieco zaspany, po czym pojechaliśmy do Seulu, do swoich obowiązków.
Dzień zleciał szybko, a ja mogłem nieco nadgonić moją pracę dyplomową w trakcie przerwy. Myślałem, że pisanie pójdzie mi szybciej, jednak tyle się działo w moim życiu, że było to naprawdę ostatnie o czym myślałem. Nawet nieco opuściłem się w regularnej nauce, przez co nie byłem z siebie zbytnio zadowolony... Stwierdziłem, że będę musiał to nieco nadrobić, układając z Nyoung jakiś plan, który lepiej pogodzi moją pracę dla Kyo z uczelnią. No i z naszymi randkami w czasie wolnym.
Wróciłem do domu moim autkiem, zamierzając zaraz po obiedzie zabrać się znowu za pisanie. Jednak powstrzymał mnie mały prezencik, który znalazłem na łóżku w mojej sypialni. Elegancko zapakowane pudełeczko nie było zbyt duże, ale i tak westchnąłem ciężko, już zapisując sobie w myślach, żeby opieprzyć Kyo za kolejne podarunki
Tyle razy mu mówiłem, że nic więcej nie potrzebuję, a ten uparciuch...
Jednak po otwarciu opakowania, znalazłem w nim bardzo nietypowy zestaw – tablet i tubkę lubrykantu.
Co on...?
W pudełeczku znajdowała się jeszcze kartka, na której widniała wiadomość zapisana dobrze mi już znanym charakterem pisma:
„Przygotuj się dla mnie, Minnie. Widzimy się później"
Włączyłem urządzenie, by dowiedzieć się, po co mi ono. Spodziewałem się jakiegoś nagrania porno i w sumie nie pomyliłem się, bo na głównym ekranie znajdował się tylko jeden filmik, którego treścią była... instrukcja rozciągania. I to wcale nie takiego przy normalnych ćwiczeniach.
A więc to już czas...
Będziemy się kochać.
Z podekscytowaniem i lekkimi rumieńcami pobiegłem zamknąć drzwi na dodatkowy kod, by nikt, nawet moja bratnia dusza, nie mógł tu wejść. I zabrałem się za obejrzenie nagrania.
Z każdą sekundą czułem jak robi mi się coraz ciaśniej w spodniach. Dlatego nie czekałem za długo, pozwalając sobie na zabawę, przygotowując dość długo i powoli, nie chcąc przesadzić z ilością przyjemności. Choć te słodkie tortury były równie ekscytujące, jak wizja naszej zabawy.
Wracaj już, Kyo... Chcę cię poczuć w sobie...
Mijały jednak minuty, a potem godziny. A ja nadal utrzymywałem się w stanie, który doprowadzał powoli do szaleństwa moje ciało.
Mógł mi dołączyć koreczek do zestawu. Albo jakieś dildo. Byłoby prościej.
Leżałem na boku, patrząc na zegarek wskazujący kilka minut po osiemnastej, gdy w końcu usłyszałem charakterystyczny dźwięk wbijanego kodu. Od razu podniosłem się i na nieco miękkich nogach, poszedłem otworzyć.
Oczywiście zapytałem najpierw kto znajduje się po drugiej stronie, nie chcąc nikomu prezentować się w samych majtkach i koszulce, rozgrzany ciągłymi stymulacjami, nie licząc oczywiście mojego ukochanego. Na szczęście to właśnie on zaszczycił mnie w końcu swoją obecnością.
Kyo uchylił tylko nieco drzwi, ukazując mi swoją postać w nienagannej czarnej koszuli i zaczesanymi do tyłu włosami, przez co nogi jeszcze bardziej nie chciały ze mną współpracować.
– Chodź, zjemy kolację, Minnie – zakomunikował, pochylając się, aby dać mi buziaka i jak gdyby nigdy nic odwrócił się, ruszając już korytarzem.
Zaraz. Co?
– Kyo... nie dam rady – powiedziałem, wychylając się nieco, aby nie pokazywać się cały na korytarzu.
– Dlaczego? – zapytał zaskoczony, odwracając się do mnie.
SERIO PYTASZ?! NIE WIDZISZ, W JAKIM JESTEM STANIE?!
– Bo... czekałem na ciebie. Gotowy... – przyznałem, zwieszając głowę, by ukryć nieco moje zawstydzenie.
Poniosło mnie. Znałem plan mojego chłopaka i wiedziałem, o której ma wrócić, a przez ten głupi prezencik myślałem, że zjawi się szybciej i mną zajmie.
Żałosne Jimin, żałosne.
Usłyszałem kroki i kiedy podniosłem spojrzenie, Kyo już wchodził do mojej sypialni, zamykając drzwi.
– To chodź na łóżeczko, Minnie – powiedział, idąc prosto do wspomnianego mebla, gdzie rozsiadł się nonszalancko na brzegu, zostawiając miejsce między swoimi nogami. – Zapraszam, mojego grzecznego chłopca – powiedział, wskazując na tę wolną przestrzeń, a ja szybko znalazłem się przy nim, siadając tak, by oprzeć się o jego plecy.
Jego dłonie, oczywiście chronione rękawiczkami, od razu znalazły się na moich udach, rozchylając je.
– Na razie nadal musisz sam sobie pomóc, Minnie. Rączka w majteczki, bądź grzeczny – wymruczał, przejeżdżając nosem po mojej szyi.
Uniosłem się na chwilę, by pozbyć zbędnej bielizny. Ująłem jedną dłonią moją dumnie stojącą męskość i w końcu dałem sobie możliwość zaspokojenia się.
– Kyo... – jęknąłem, przymykając oczy. I nawet nie musiałem używać mojej wyobraźni, bo szept ukochanego zdecydowanie wystarczał.
– O tak, mój grzeczny Minnie – wymruczał, zaciskając nieco rozgrzane dłonie na moich udach, a jego usta muskały moją szyję. I tyle wystarczyło, bym w niecałą minutę skończył ten długi czas tortur, wzdychając z rozkoszą i niemal omdlewając w jego ramionach. Doskonale czułem też przy moich pośladkach, że Kyo zrobił się twardy.
– Widzę, że moja niuńka dobrze się bawiła dzisiejszego popołudnia. Myślałeś o mnie wkładając w siebie swoje paluszki? – znów mruknął przy moim uchu, ewidentnie zadowolony.
– Cały czas... Dlaczego zostawiłeś mnie z tym na tak długo? – jęknąłem, odchylając przy tym głowę, aby móc sięgnąć jego ust. Złożyłem na nich delikatny pocałunek, nadal rozkoszując się tą przyjemną falą uczuć.
Ten komentarz ewidentnie rozbawił mojego ukochanego.
– Miałeś się tylko przygotować Minnie, a nie podniecić i na mnie czekać. Chodź, teraz pójdziemy coś zjeść – zaproponował, masując jeszcze przez chwilę moje udo.
Wstałem grzecznie i poszedłem do łazienki szybko się przemyć, po czym wróciłem do szafy, skąd wyjąłem czyste ubrania. Skończyłem na mojej koszulce i wytarłem dłonie w bieliznę, więc do kolacji potrzebowałem pełnego, czystego zestawu.
– Gotowy – zakomunikowałem radośnie, wracając do mojego ukochanego, który ujął mnie w pasie i ruszyliśmy do jadalni.
Niezastąpiona Margaret przygotowała dla nas pyszną kolację, trochę w stylu zachodnim, ale nie zamierzałem narzekać. Często na nasz ostatni posiłek jedliśmy coś z różnych stron świata, dzisiaj mając jakieś mięsne kuleczki i chipsy z ziemniaków i marchewki. Musiałem przyznać, że pomimo tak fantastycznych dań wcale nie tyłem, a nawet czułem się dużo zdrowszy. Jednak odpowiednia dieta jest ważna.
W czasie naszego posiłku, Kyo zaczął ekscytować się pogodą, która zaczęła już dawać się we znaki. O ile ja nie byłem zachwycony warunkami panującymi na jezdni, bo pojawiały się miejscami ślizgawki, tak mój chłopak był wniebowzięty możliwościami robienia driftów. Poddałem się już z wybijaniem mu takich rozrywek z głowy, bo niczym małe dziecko zatykał wtedy uszy palcami i śpiewał „lalalalalalalalala". Dlatego słuchałem po prostu masy dziwnych słów, które chyba stanowiły jakiś żargon samobójców drogowych. No dobra, starałem się jakoś delikatnie zasugerować, że to, iż jest żywym ogniem, nie znaczy, że ma kości ze stali, ale oczywiście szybko odbił piłeczkę twierdzeniem: „Śnieg pada po to, aby fani motoryzacji mogli podriftowac". I weź tu z nim wygraj jakąkolwiek dyskusję...
Najedzony i zadowolony z przebiegu tego dnia, chciałem już wrócić do mojej sypialni, aby zabrać się za pracę dyplomową, gdy Kyo znów pokrzyżował mi plany.
– Przejedziemy się jeszcze w sumie, pokażę ci kilka sztuczek – powiedział i pobiegł zapewne do swojego pokoju, aby przebrać się w wygodniejsze ciuchy.
Westchnąłem na to ciężko, po czym również udałem się do sypialni po cieplejsze ubrania.
Jeśli mnie wkurzy, to po prostu wysiądę i wrócę na piechotę. Nie będę się stresował głupimi driftami.
Obaj opuściliśmy nasze pokoje w tym samym czasie, dlatego trzymając się za ręce wspólnie trafiliśmy do garażu. Tym razem towarzyszem drogi miał być Mustang, który mruczał przy odpalaniu niczym jego właściciel, gdy widział mnie w samych bokserkach.
Choć na zewnątrz było już ciemno, drogi na posesji Kyo posiadały latarnie, dzięki czemu nie musiałem się martwić o nasze bezpieczeństwo. Nie obyło się bez tych jego sztuczek w zarzucaniu autem, dlatego trzymałem się nieco kurczowo siedzenia, dając młodszemu możliwość nacieszenia się tą zabawą.
Nigdy chyba nie zajechaliśmy aż tak daleko, a to tylko dodatkowo mnie przerażało, bo z każdym dniem miałem kolejne dowody na to jak wielką kasą dysponuje moja bratnia dusza, skoro mógł sobie pozwolić na posiadanie na własność tak rozległych terenów.
Okazało się, że mieliśmy jakiś konkretny cel tej wycieczki, którym nie był pokaz driftów. Dojechaliśmy do jakiegoś wzgórza, zupełnie niepozornego, na szczycie którego nie było nic szczególnego, nawet tarasu widokowego.
Chłopak zgasił jednak silnik, parkując na ewidentnie wyrównanym maszynowo terenie.
– Chodź po te sztuczki – powiedział tajemniczo, a kiedy obaj wysiedliśmy, ruszył w stronę skałek. – Ostrożnie, Minnie – ostrzegł, łapiąc moją rękę.
Miejsce nie było zbytnio oświetlone, dlatego zdałem się na niego, uważając na nieco śliskie podłoże, które schodziło nieco w dół zbocza.
Po chwili zobaczyłem wejście do jaskini, gdzie najwyraźniej zmierzaliśmy.
– Gdzie jesteśmy? – zapytałem zaskoczony, kiedy młodszy zdjął rękawiczkę, aby rozświetlić nam drogę ogniem wydobywającym się z jego dłoni.
– W mojej jaskini. Tutaj nikt nigdy nie mógł mnie znaleźć – wyjaśnił, a ogień odbił się w jego oczach, ukazując czający się w nich niebezpieczny błysk.
– Czyli moich zwłok nikt by tu nie znalazł? – zapytałem zupełnie spokojny, na co młodszy zaśmiał się krótko.
– Jak ty umiesz popsuć klimat – mruknął i ruszyliśmy w głąb jaskini.
Nie zaszliśmy jakoś szczególnie daleko, gdy wąski korytarz zmienił się w wielką, pustą przestrzeń. Kyo posłał kilka kul ognia w miejsca, gdzie do ścian groty przymocowane były pochodnie, które rozbłysnęły ciepłym blaskiem, oraz przeszedł się po morzu świec, stojących na podłodze, w różnym stadium roztopu, zapalając ich knoty. Dopiero wtedy zorientowałem się, że na środku jest spory zbiornik z wodą, stanowiący jakiś pół naturalny basen. I wtedy do mnie dotarło co się za chwilę wydarzy.
Młodszy nie czekając na mnie, i najwyraźniej w ogóle nie myśląc, po prostu wskoczył do wody, krzycząc z radością. Zaraz po tym wynurzył się, przeczesując sobie włosy palcami do tyłu.
– Chodź Minnie. Fajna, lodowata – zapewnił, gdy kucnąłem przy brzegu i sprawdziłem dłonią temperaturę.
– Do morsowania – powiedziałem cicho do siebie, zachwycony, i zabrałem się za rozbieranie. W przeciwieństwie do Kyo nie planowałem potem marznąć w mokrych ciuchach, dlatego ułożyłem je na skalnej półce.
Młodszy poszedł w moje ślady, jednak jego garderoba, zupełnie przemoczona, wylądowała byle jak niedaleko świec. Przez chwilę patrzyłem, jak woda wokół Kyo wręcz paruje, gdy zdjął nawet rękawiczki.
Zacząłem się nieco gimnastykować, by nieco rozgrzać ciało przed wejściem do wody, a młodszy zaczął pstrykać palcami. Z początku pojawiło się kilka iskier, ale już po chwili była ich cała fontanna. Zrozumiałem, że to w takich warunkach mógł bawić się swoją mocą, nie ryzykując niczyjego bezpieczeństwa. I to chyba były też te sztuczki, o których wspominał wcześniej.
W końcu usiadłem na brzegu i zacząłem zanurzać się w tej lodowatej wodzie, czując pierwsze dreszcze. Kyo od razu podszedł bliżej, a woda przy nim przyjemnie się ociepliła, pozwalając mi na zmniejszenie szoku. Jego ramiona już na mnie czekały, dlatego chętnie się w niego wtuliłem.
Pierwszy raz mógł mnie dotknąć bez rękawic, co wykorzystał, kierując swoje dłonie na moje pośladki. Dawały wspaniałe uczucie ciepła, ale na pewno nie parzyły.
– Czekałem na to baaaaaardzo długo – wyszeptał z zadowolonym uśmiechem, badając moje kształty. – W końcu mogę je poczuć.
– Też czekałem. Jestem cały twój – zapewniłem, patrząc w te psotne oczy, w których nie tylko szalał ogień, jaki znałem na co dzień, ale odbijały się w nim również płomienie otaczających nas świec, dodając jego osobie jeszcze bardziej magicznej aury.
– Dobrze się przygotowałeś, Minnie? – wyszeptał prosto w moje ucho i zaczął składać mokre pocałunki tuż pod nim, schodząc powoli z tą pieszczotą na szyję.
– Starałem się jak najlepiej – odpowiedziałem, oddając się uczuciu, które nawet w porównaniu z tym, co działo się w mojej sypialni kilka godzin wcześniej, nie było aż tak intensywne. Bo teraz w końcu czekało nas prawdziwe połączenie, pełne oddania się sobie nawzajem.
– Zaraz sprawdzimy – uznał, pomagając mi w opleceniu jego ciała nogami.
Oczywiście jego palce nie próżnowały, badając moje wejście aż trzema z nich. I mógł stwierdzić, że nie miały żadnej przeszkody. Najwyraźniej te długie przygotowania się opłaciły.
– Mówiłem. Za długo dzisiaj na ciebie czekałem.
– Mój grzeczny chłopczyk – pochwalił mnie, a jego palce zaczęły pracować w moim wnętrzu, wysuwając się i znowu wsuwając. Druga dłoń zaciskała się mocniej na pośladku, a usta chłopaka składały kolejne pocałunki na mojej szyi. Szybko zmieniły jednak swój obiekt zainteresowań na moje wargi, z czego byłem szalenie zadowolony, mogąc rozkoszować się nie tylko tym, co działo się na dole, ale także tą namiętną pieszczotą.
– Nie drocz się ze mną, kochanie – wyjęczałem, nawet na moment nie odsuwając się od tych kuszących ust.
– Co już taki niecierpliwy? – zapytał rozbawiony, ale nie odmówił mi.
Poczułem, jak cofa swoje palce, by nakierować swoją męskość na moje wejście i zagryzłem nieco wargi, czekając na ten moment.
Oczy Kyo nadal wpatrywały się w moje, wyraźnie badając uczucia wymalowane na mojej twarzy, a ja nie hamowałem się z żadnymi uniesieniami, jęcząc głośno, kiedy poczułem go w sobie.
– Kyo... tak cię kocham – zapewniłem, przesuwając dłonie na jego policzki, by zaraz po tym przysunąć swoją twarz i znów złączyć nasze usta. – Dotykaj mnie, proszę. Potrzebuję twoich dłoni – wyszeptałem między pieszczotami.
Dwa razy nie musiałem prosić. Chłopak początkowo trzymał mnie za biodra, aby było nam łatwiej znaleźć jakieś wspólne tempo. Nie szaleliśmy, skupiając się na razie na bliskości i czułości. Jednak w krótkich przerwach badał moje ciało dłońmi, w których nadal widziałem płynącą lawę, ale jakby przygaszoną.
– Mój Minnie. Ja ciebie bardziej kocham – wyznał między kolejnymi namiętnymi pocałunkami.
– Nie zgadzam się. Kocham cię tak samo mocno, jak ty mnie – wymruczałem, wplatając mu palce we włosy. – Kocham. Kocham. Kocham – powtarzałem, całując kolejno jego policzki, czoło i nos, co Kyo za mną powtórzył, by dopiero po tym wrócić do ust.
Czułem jednak, że nasze pocałunki muszą na chwilę zejść na dalszy plan, bo obaj skupiliśmy się na poruszaniu. Opór wody robił swoje i nie mogliśmy utrzymać szybkiego tempa, ale nie było nam wcale potrzebne. Choć przez już raz przeżyty dzisiaj orgazm, byłem w stanie wytrzymać nieco dłużej, to i tak rozlałem się niedługo później, chowając w ramionach Kyo.
Dreszcze przechodziły przez moje ciało, gdy młodszy potrzebował jeszcze kilku ruchów, aby do mnie dołączyć, wypełniając mnie swoim nasieniem.
– Mój, mój, mój Minnie – wyszeptał, a jego silne ramiona przycisnęły mnie do tego seksownego ciała.
– I mój, mój, mój Kyo – odpowiedziałem, uśmiechając się nieco czule.
Przybliżyłem usta do jego czoła, aby złożyć na nich jeszcze jeden pocałunek.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo nie mogłem się tego doczekać. Bycie tak blisko ciebie sprawia, że moje serce szaleje.
– To chyba dość często będziemy odwiedzać naszą jaskinię? A ja tę twoją? – zapytał, uśmiechając się już niczym diabeł.
Powoli przesunęliśmy się bliżej brzegu, aby mógł się oprzeć plecami o ścianę, ale ani na moment nie wypuścił mnie ze swoich objęć.
Woda przy nas również nie była aż tak lodowata, dlatego samo doświadczenie naprawdę pozostawało przyjemne.
– Bardzo chętnie. Przyznam, że w twoich ramionach, siedzenie w tej wodzie, jest dużo przyjemniejsze.
– Cieplutko, prawda? Nie ma się czego bać. Ze mną nie zmarzniesz – zapewnił rozbawiony, całując okolice mojego barku.
W jego ramionach było tak przyjemnie. Moje ciało idealnie do nich pasowało, jakby każde wgłębienie było przeznaczone na poszczególne moje wybrzuszenia lub wklęśnięcia. Gdybym miał wybrać, gdzie mam spędzić resztę życia, to powiedziałbym, że właśnie w ramionach Kyo.
Coś w mojej twarzy musiało się zmienić przez te myśli, bo młodszy od razu zaczął mnie uważniej obserwować.
– Hmm?
– Przepraszam... po prostu... Po prostu pomyślałem, że chciałbym móc się do ciebie częściej przytulać – wyjaśniłem cicho, nieco przepraszającym tonem, bo nieświadomie trochę zepsułem nam chwilę.
– Jeżeli nie będziesz się ze mną tak często droczył, to jest to jak najbardziej możliwe – stwierdził z zadowolonym uśmiechem.
– Chodzi o nierozpalanie ciebie? – upewniłem się, głaszcząc jego policzek. – Będę się starał.
– Tak, chodzi o niepodnoszenie mi ciśnienia, Minnie. I mniej kuszenia – uzupełnił, głaszcząc moje plecy i dając jeszcze buziaka w nos.
– A jak mam cię nie kusić, skoro nawet gdy się normalnie ubieram, to zaraz robisz się ciepły? – zauważyłem, dając mu buziaka w czoło z lekkim uśmiechem. – Przy następnym razie spełnimy moją fantazję? Proooooooszę – dodałem szybko, wpadając na pomysł.
– Jaką?
Wyczuwalny entuzjazm w głosie Kyo wziąłem za dobrą kartę, dlatego bez skrupułów poprosiłem:
– Będziesz mi mówił „hyung".
Mina młodszego od razu zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni.
– Nie żartuj sobie.
– Nie żartuję. Chciałbym to usłyszeć z twoich ust i bardzo mnie to jara – zapewniłem, głaszcząc kciukiem jego policzek.
Kilka niezadowolonych burknięć i jedno ciężkie westchnięcie świadczyły, że szala zwycięstwa jest po mojej stronie.
– No dobra. Seulski boss mafii będzie „hyungował" do swojej niuńki – wymruczał w końcu, poddając się. – Ale wystarczy już tego gaworzenia. Zabieramy się za rundę drugą, Minnie – stwierdził nagle i zamienił nas miejscami, dodatkowo odwracając mnie tyłem, bym mógł oprzeć się rękami o skały.
Sporo czasu spędziliśmy jeszcze w jaskini, ciesząc się sobą i spełniając takie mniejsze fantazje, trochę się też przy tym drocząc.
A kiedy wracaliśmy w środku nocy do domu, czułem błogą przyjemność i senność, zasypiając jeszcze w drodze, ciągle myśląc o moim ukochanym, który sprawiał mi tyle radości. Nie tylko dzisiaj, ale każdego dnia, odkąd nasze ścieżki mogły się stać jedną wspólną drogą przez życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top