23 - Eamatto

7346 słów

~~~~~~~~~~



Jeongguk:

I czekała mnie kolejna przeprowadzka tego roku. Bo tak jak to ugadaliśmy z całą naszą brygadą, najwyższa pora, aby Kyo i Jimin, jako bratnie dusze, w końcu zamieszkali razem. Tak samo jak ja i Yoonie, który potrzebował mnie w swoim życiu równie mocno jak ja potrzebowałem jego. Choć trochę obawiałem się tych niewielkich rewolucji, które zaprowadzę w jego codziennej rutynie.

Mieszkanie hyunga było przepiękne, nie potrzebując zbyt wielu zmian. Co oczywiście nie oznaczało, że w ogóle ich nie potrzebowało. Bo musiałem zająć się kilkoma dodatkowymi elementami dekoracyjnymi. To tu, to tam. Niektórym po prostu zmieniając miejsce, aby było bardziej estetycznie. Tylko domowe studio hyunga było nietykalne, ale rozumiałem, że to jego miejsce pracy, więc nie zamierzałem w nie ingerować. I tak największy problem był z moimi goodsami. Bo przecież nie mogłem obkleić naszej wspólnej sypialni plakatami New Jeans. Mimo wszystko wynegocjowałem jeden wielki plakat w ramce, wraz z zatrzymaniem wszystkich pluszowych króliczków, które w dzień miały zdobić nasze łóżko. A to i tak był spory sukces. Ale skoro ja musiałem znosić trucie się hyunga niewyobrażalną ilością kawy, on mógł znieść moje zainteresowania.

Kolejną kwestią były opłaty za czynsz. Choć jak się dowiedziałem, starszy nie wynajmował tego mieszkania, mając je już na własność. Dlatego mieliśmy się po prostu dzielić kosztami za media. A skoro na tym zaoszczędziłem, mając już kilka razy okazję ujrzeć garderobę Yoongiego, postanowiłem dokupić mu kilka ubrań. Wiedziałem, że stawiał na wygodę i wolał stonowane kolory, najczęściej ograniczając się do bieli, czerni i szarości. Ale na pewno mu nie zaszkodzi wprowadzić trochę więcej beżu, czerwieni, błękitu i brudnej zieleni, które również do niego pasowały. I choć Yoongi mocno mi na to kręcił nosem, to ostatecznie zgodził się na tych kilka nowych ubrań w jego garderobie. A z racji tego że mimo wszystko nadal miał ich mało, jakoś się pomieściliśmy we dwoje. A już się obawiałem, że po tych wszystkich prezentach Kyo będę musiał wynajmować osobne mieszkanie na moje ubrania... Zwłaszcza te raperskie łańcuchy i czapki, których przecież nigdy nie założę.

W przeciwieństwie do mojego i Jimina mieszkania, to Yoongiego nie posiadało zbyt wielu pomieszczeń. Miało raczej więcej przestrzeni. Do tego tylko jedną łazienkę i jedną toaletę dla gości. A to oznaczało mniej sprzątania dla Jeongguka. Uff... I na szczęście przez te kilka razy kiedy tutaj przebywałem, w ciągu dnia lub nocując, zdążyłem już co nieco posprzątać. A przynajmniej takie elementy, których normalny człowiek nigdy nie ruszał. Dlatego po mojej przeprowadzce tutaj, nie musiałem spędzać całego dnia na dopasowywaniu czystości tego mieszkania do moich standardów.

Obaj nie mieliśmy większego problemu z dopasowaniem do siebie naszej codziennej rutyny. Bo choć wstawaliśmy o różnych porach, głównie ja przez mój zmieniający się plan zajęć, to w ciągu dnia, tuż po ostatnich wykładach lub ćwiczeniach oraz jazdach, nie udawałem się od razu do naszego mieszkania, a standardowo przyjeżdżałem metrem pod Hybe. Nie miałem problemu uczyć się lub wykonywać ćwiczenia przy pracującym Yoongim. Hyung dobrze na mnie wpływał, uspokajając mnie swoją obecnością i pomagając lepiej skupić. W końcu mimo wszystko, w jakiejś niewielkiej części, był tą zodiakalną Rybą, dobrze wpływającą na moją Pannę.

I dziś jak zawsze wylądowałem po zajęciach w Hybe. Różnica była taka, że od jakiegoś czasu nie musiałem ściągać hyunga z góry, aby za jego zgodą dostać się do środka, dostając tymczasową wejściówkę. Mój ukochany postarał się o to, abym otrzymał spersonalizowany badge, umożliwiający mi bezproblemowe dostanie się na jego piętro i do jego studia. Był to SPORY FLEX, którym nie omieszkałem się pochwalić na Twitterze.

A po wyprzytulaniu go, zjedzeniu wspólnie zamówionego przez starszego obiadu, jak zawsze na jakiś czas skupiliśmy się na swoich zajęciach. I gdybym mógł, nie ruszałbym się z jego studia aż do powrotu do domu. Jednak potrzeby fizjologiczne czasami do tego zmuszały, posyłając mnie do toalety.

I jak zawsze liczyłem na szybkie załatwienie potrzeby i taki sam szybki powrót do Yoongiego. Ale akurat dzisiaj nie miałem takiego szczęścia. Zresztą, jak zawsze DO NIEGO nie miałem szczęścia. Ewentualnie tylko ON zwracał na mnie uwagę w Hybe. Bo już nie raz zdarzało mi się minąć z jakimś przystojnym chłopakiem lub śliczną dziewczyną, zapewne trainee. Jednak nikt nigdy do mnie nie zagadywał. W przeciwieństwie do chłopaka o karmelowych włosach!

– Och. Kogo my tu mamy. Jeon Jeongguk.

Jak na złość...

Akurat już myłem dłonie, bransoletkę do Yoongiego zdejmując na chwilę i umieszczając na umywalce, aby jej nie zalać. I wystarczyło kilka sekund, a już by mnie tu nie było. Ale przecież dzień byłby za spokojny...

– Cześć – odpowiedziałem na to, nie mając zamiaru go ignorować, choć przyspieszyłem proces mycia, aby zaraz stąd uciec.

Liczyłem, że Taehyung da mi po tym spokój i uda się do kabin, aby załatwić swoją potrzebę... Ale to przecież Taehyung. Skoro nie odpisywałem mu na wiadomości, to teraz oberwie mi się za to po uszach.

I nie sądziłem, że chłopak tak szybko się przy mnie znajdzie, do tego nachylając w moją stronę.

ZA BLISKO!

– Przestałeś się do mnie odzywać – stwierdził, na co odsunąłem się od niego gwałtownie, chcąc zachować dystans.

No ciekawe dlaczego, Taehyung...

– Po prostu... nie mam czasu – skłamałem, jak zawsze słabo, ale przynajmniej nie wypaliłem z tym, co chodziło mi po głowie.

– Tak? Teraz pewnie też go nie masz... – powiedział starszy, nieco smutniejszym tonem, co od razu uderzyło w moje serce. Bo przecież mogłem trochę inaczej zakończyć naszą relację. Ale... w tym wypadku innej opcji nie było. Za bardzo mi zależało na Yoongim.

– Przepraszam hyung... Po prostu... To nieco skomplikowane – wyjaśniłem w wielkim skrócie, nie chcąc się tłumaczyć z tego „ghostingu".

Uciekłem wytrzeć szybko ręce, osuszając je jako tako ręcznikiem papierowym. A po zakończeniu tego procesu, złapałem za bransoletkę, zakładając ją z powrotem. I gdybym tylko mógł, zwiałbym stąd w tej sekundzie...

– Chodzi o tamten pocałunek, prawda? – Taehyung drążył temat, a mój wzrok mimo wszystko usilnie nie podnosił się na jego twarz, skupiając na razie na tej bransoletce, przy której w dalszym ciągu gmerałem. – Przepraszam... Za dużo wypiłem, hyungowie też... Nie chciałem przez to stracić mojego pierwszego fana...

Za dużo wypiłeś... Wszyscy za dużo wypiliśmy... A później znów byśmy za dużo wypili iii...

– Hyung... To po prostu nie powinno się wydarzyć. Jestem... z kimś. I miałem przez to problemy w związku. Nie chcę, aby się to powtórzyło – przedstawiłem mu nieco okrojoną wersję wydarzeń, niczego dokładnie nie zdradzając. Ale miałem nadzieję, że moje słowa do niego dotrą i da mi dzięki nim spokój.

Tak, da, ale chyba nie w tej rzeczywistości. Bo Taehyung wolał powiedzieć coś, przez co na pewno dzisiaj nie zasnę, myśląc o tym pół nocy:

– Czyli dlatego, że pan Min mnie nienawidzi, to nie mogę się z tobą zadawać?

CO?! ALE ŻE...?! SKĄD ON...?!

Weź nie panikuj Kook...!!!

Ale nie umiałem w tym momencie nie panikować. Co starszy na pewno po mnie zobaczył. Zwłaszcza kiedy mój wzrok w końcu przeniósł się na jego ciemne oczy.

– Nie powiedziałem, że chodzi o Min Yoongiego. To... ktoś inny – próbowałem skłamać, co wyszło mi tak samo świetnie jak wszystkie moje poprzednie próby!

Wykończę się ze sobą...

– Pan Min nie kryje się z waszym związkiem w Hybe... Wszyscy o tym wiedzą... – stwierdził, kiedy tak wpatrywaliśmy się w swoje oczy. A to nie zabrzmiało zbyt „prywatnie", a przecież staraliśmy się, aby nasz związek właśnie tak wyglądał?

– Co? Jak to? – dopytałem, licząc na rozwinięcie tego wątku, bo Yoongi nic mi o tym nie wspominał.

– No... nie wiedziałeś?

– Nie – przyznałem, a Taehyung zmarszczył na to lekko brwi, chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewając. Ale przecież znał Yoongiego...

Czy on myśli, że przy mnie jest całkowicie innym człowiekiem i zwierza się z każdej swojej najmniejszej myśli? Przecież to moja rola w tym związku...

Właśnie! Dlatego to raczej niemożliwe!

– Skąd o tym wiecie? Bo jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie hyunga obwieszczającego związek ze mną – zauważyłem sceptycznie, w końcu odrywając wzrok od jego oczu i zmieniając nieco moją postawę na luźniejszą.

– No ja nie wiem bezpośrednio, bo z nim nie pracuję. Ale inni producenci między sobą rozmawiali przy mnie... – wyjaśnił, w co niezbyt wierzyłem.

– To trochę dziwne. Ale skoro tak, to trudno, nic na to nie poradzę – skitowałem, wzruszając ramionami i zerkając już w stronę drzwi, bo naprawdę nie chciałem dłużej ciągnąć z nim tego tematu. – Jestem szczęśliwy z hyungiem. I nie chce tego psuć, Tae – dodałem, licząc że po tych słowach już sobie odpuści i pójdzie w swoją stronę.

I oczywiście zamierzał to zrobić, ale zanim ruszył w stronę kabin, rzucił jeszcze:

– To smutne, że twój chłopak ogranicza twoje kontakty z przyjaciółmi. Ale to twoje życie i twój wybór, że chcesz żyć pod kloszem.

Nie spodziewałem się takiego wniosku. Do tego powiedzianego w tak bezpośredni sposób. Ale czy Taehyung miał rację? Czy Yoongi ograniczał moje kontakty z innymi?

Przez moment pozostałem w tym samym miejscu, kiedy starszy już dawno zniknął w jednej z kabin. I dopiero po dłuższej chwili zebrałem się i opuściłem toalety, próbując wyrzucić tę rozmowę z głowy.

Studio hyunga nie było już dla mnie zakazanym miejscem, do którego potrzebowałem jego zgody. W końcu teraz to moje „0901" wpuszczało każdego jego gościa. Tak samo jak mnie, po raz kolejny wywołując tym mój uśmiech.

I nie spodziewałem się, że w środku zastanę mojego czarnowłosego przystojniaka z głową opartą o oparcie jego fotela, zamkniętymi oczami i lekko rozchylonymi ustami.

Oj hyung, zamęczysz mi się tutaj...

Ale oczywiście nie miałem serca go budzić, nawet z tak niewygodnej pozycji. Bo doskonale wiedziałem, że jak się przebudzi, to zaraz wróci do pracy. Dlatego na paluszkach przeniosłem się na mój fotel, siadając na nim baaaaaaaaardzo ostrożnie. Ale przecież nie mogłem przewidzieć, że akurat postanowi sobie cicho skrzypnąć! A to wystarczyło, aby go wybudzić:

– Ok, jeszcze raz ostatnią linijkę – stwierdził, chyba do ściany, nieco zaspanym i zachrypniętym głosem. I przez chwilę tak czekał aż ta ściana mu zaśpiewa...

Odchrząknąłem, aby ostrożnie zwrócić na siebie jego uwagę, nie chcąc go wystraszyć swoją obecnością. I na szczęście tego nie zrobiłem, bo po prostu zerknął w moją stronę tymi zaczerwienionymi już oczami.

– Może przerwa na drzemkę, hyung? – zaproponowałem, choć już doskonale wiedziałem co usłyszę w odpowiedzi.

– Nie, nie. Nie jestem zmęczony. – Starszy pokręcił głową, wracając już spojrzeniem na ekran monitora, a ja mogłem tylko westchnąć na to cicho, nie mając zamiaru się z nim o to dochodzić. W końcu już próbowałem. Nie raz, nie dwa. A widząc, że moja zawziętość w tym tylko go denerwowała, nie chciałem w to ingerować.

Powróciliśmy do swoich zajęć. Na moim nosie znów znalazły się owalne okulary o złotych oprawkach, a w dłoni jeden z notesów, który był wypełniony dzisiejszymi notatkami z gramatyki opisowej. Jednak tak jak przed moją przerwą na toaletę, co jakieś dwie–trzy minuty, odrywałem się od nauki, aby napomknąć o czymś hyungowi, tak teraz moje oczy nawet nie śledziły wypisanego tekstu. W sumie niczego nie śledziły, wpatrując się tępo w tę zapisaną kartkę papieru.

„Wszyscy wiedzą"... Wszyscy? Ale... Nie, przecież... No chyba... Nie...?

– Jeonggukie? Wszystko w porządku? – Dopiero głos hyunga sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Najwyraźniej albo mi się przyglądał, albo czekał aż wypalę z jakimś: „A dzisiaj wbiegł nam pies na uczelnię i studenci z innego kierunku zabrali go ze sobą na aulę...". A skoro z niczym takim nie wypaliłem, coś musiało być nie tak. I miał rację. Ale nie chciałem tego przyznawać.

Zerknąłem tylko na niego, od razu zmieniając pozycję, aby nie siedzieć aż tak sztywno i nienaturalnie.

– Tak, hyung – starałem się go zapewnić, ale już sam smętny ton mojego głosu zdradził Yoongiemu, że to kłamstwo. I chyba tyle mu wystarczyło. Bo po ściągnięciu słuchawek, postanowił przejechać krzesłem pod mój fotel.

– Co się stało, mój króliczku? – zapytał, i to tak uroczo, że moje notatki od razu zeszły na drugi plan. Zwłaszcza że rzadko używał takiego określenia. A to oznaczało jedno...

– Miło się do mnie zwracasz, hyung. Więc naprawdę jesteś zmęczony – zauważyłem, odwracając się do niego z lekkim uśmiechem. Moja ręka zaraz wylądowała na jego ręce, a kciuk rozpoczął delikatne gładzenie jego skóry. – Prześpij się chociaż te kilkanaście minut, hm? – poprosiłem, patrząc zmartwiony w te zmęczone oczy.

Yoongi miał jednak inne plany. I na szczęście nie były one powrotem do komputera:

– Może wystarczy mi pracy na dziś. Jedziemy do domu?

– No, w końcu jakaś rozsądna decyzja – pochwaliłem go z radosnym uśmiechem, puszczając niechętnie jego dłoń, aby zacząć zbierać moje zeszyty i kserówki.
Hyung również powrócił fotelem na swoje miejsce, zapisując to, nad czym pracował, i powoli wyłączając wszelaki sprzęt.

I już myślałem, że sprytnie uniknąłem niewygodnego tematu, ale przecież nie z Yoongim takie numery.

– A powiesz mi o co chodzi? – znów zapytał, kiedy moje notatki lądowały już w brązowym plecaku, a jego palce kończyły wyłączanie sprzętu.

Czy mogłem jakoś z tego wybrnąć? Może...

Ale czy na długo? Na pewno nie. Więc to nie ma sensu.

– Porozmawiamy w samochodzie, dobrze? – odpowiedziałem po chwili, przechodząc już pod kanapę, przy której zostawiłem na wieszaku swoją kurtkę.

– Dobrze. – Yoongi na razie mi ustąpił, pozwalając się na spokojnie ubrać i założyć plecak. Złapałem też jego płaszcz, czekając z nim grzecznie, aby przypadkiem nie postanowił wyjść bez niego. Bo nawet jeżeli od wind na parkingu do jego auta nie jest daleko, to nie ryzykujemy żadnej choroby. Co to, to nie.

Starszy pogasił wszystkie światła, a kiedy grzecznie się ubrał i zamknęliśmy jego studio, ruszyliśmy do wind.

Jeden mijany pracownik... Drugi mijany pracownik... Trzeci mijany pracownik...

Oni faktycznie tak się gapią!

No, przynajmniej zwykli pracownicy to robili, zapewne producenci. Bo gdy natrafiliśmy na trainee nagle zmieniali drogę, znikając w jakimś pomieszczeniu, aby nie wpaść na Yoongiego. Ewentualnie tuż po szybkim ukłonieniu się mu, szybko przyspieszali, znikając w zastraszającym tempie. I w takiej reakcji wszystko było dla mnie normalne, gorzej z tymi pracownikami...

No teraz to nawet sam nie umiałbym nie poruszyć tego tematu. Ale gryzłem się w język, dopóki nie zajęliśmy swoich miejsc w samochodzie hyunga. I dopóki hyung spokojnie sobie nie wyjechał na drogę. Bo nie chciałem go zaskakiwać swoim pytaniem i spostrzeżeniem.

Starałem się, aby nie zabrzmiało to zbyt dramatycznie. Ale oczywiście mi nie wyszło.

– To już całe Hybe wie, hyuung? – jęknąłem, nieco zdruzgotany, bo to dosyć... niekomfortowe.

– Ale o czym? – Starszy oczywiście nie wiedział o czym mówię. Zapewne w ogóle nie spodziewał się akurat takiego tematu.

– Że jesteśmy razem – sprecyzowałem, nadal tym zdruzgotany. Bo problemem nie była świadomość innych ludzi o naszym związku, a po prostu świadomość pracowników samego HYBE o naszym związku.

– A co w tym dziwnego? Kochanie, masz już imienną wejściówkę na ochronie oraz jako jedyny znasz kod do moich drzwi. Więc dlaczego cię to dziwi? – Yoongi oczywiście trochę inaczej to postrzegał. W końcu dla niego to była codzienność. Zwykła praca.

I niby miał w tym trochę racji. A ja chyba za bardzo skupiłem się tylko i wyłącznie na naszej perspektywie. Bo dla mnie i Yooniego były to dość naturalne. I wygodniejsze. Skoro byliśmy ze sobą na tyle blisko, aby mógł mi zaufać w niektórych kwestiach, załatwiając choćby tę imienną wejściówkę, czy też podając kod do studia.

– Myślałem że... może tylko nieliczni o tym wiedzą? Moim dziewczynom też powiedziałeś? I... i innym gwiazdom Hybe? – zapytałem, dzieląc się z nim wszystkimi swoimi obawami. Bo przerażała mnie myśl o tym, że moje dziewczyny wiedziały! Po prostu... to trochę dziwne. To moje idolki i... jakoś sobie tego nie wyobrażałem. Ale skoro Taehyung wiedział...

– Jeonggukie, nie rozmawiam z idolami o takich sprawach. Mam kilku kolegów w pracy, z którymi jestem bliżej i to im wspomniałem. Co oni zrobili dalej z tą wiedzą, to już ich sprawa. Może ktoś z idoli słyszał moją rozmowę z tobą przez telefon na korytarzu, ale naprawdę nie wiem. Nie chodzę po wytwórni krzycząc, że niedługo się zaręczę z moim pięknym chłopakiem – wyjaśnił, czym już kompletnie rozwiał moje obawy. W dodatku tym ostatnim zdaniem wywołał u mnie tak szeroki uśmiech, że nagle tamte sprawy nie miały aż takiego znaczenia. W końcu Yoongi mnie kochał, a ja kochałem jego. I przecież to dobrze że tego nie ukrywał? A skoro zapewnił mnie, że idolom o tym nie wspomina, to czym ja się martwię?

– No dobrze, teraz to rozumiem. Po prostu... spotkałem kogoś w łazience i... dziwnie to zabrzmiało w jego ustach – wytłumaczyłem swoją perspektywę i źródło tych obaw, przecież nie potrafiąc zachować tego dla siebie. Nawet jeżeli Yoongi o to nie dopytywał. Najwyraźniej doskonale wiedział, że nie musi, bo wszystko mu wypaplam.

I tym razem na szczęście tego nie drążył. Możliwe że przez swoje zmęczenie, ewentualnie był zbyt skupiony na drodze.

– Ludzie plotkują, kochanie. Musimy się do tego przyzwyczaić – stwierdził tylko, już przy ostatnim słowie zaczynając ziewać, potwierdzając tym moje spekulacje.

Ale skoro był zmęczony, moje dłonie zaraz złapały te jego, poprawiając je na kierownicy.

– Nie ziewamy Yoonie hyung. Twój wzrok ma być skupiony na drodze – upomniałem go, pół żartem, pół serio. I żałowałem, że termin egzaminu mam tak późno, bo chętnie bym go w takiej sytuacji zastąpił, aby mógł odpocząć na miejscu pasażera.

– Zaraz się zatrzymam i zamienimy się miejscami – ostrzegł na to moje świrowanie i poprawianie.

– Dobrze, jeśli mamy zakończyć swoją podróż na czyimś samochodzie, to możemy się zamienić – burknąłem, krzyżując ręce na torsie, bo akurat dzisiaj nie czułem się zbyt dobrym kierowcą. – Dzisiaj prawie przejechałem na czerwonym... – dodałem, dzieląc się z nim jednym z wielu błędów, które po raz kolejny popełniłem na jazdach. Ale czasami ciężko się było skupić na kilku rzeczach na raz...

– Cicho tam, bo będziesz zadania robił za karę – wymyślił, choć akurat z tym nie miałem problemu.

– Wolę zadania niż parkowanie równoległe – podzieliłem się z nim kolejną katastrofą egzaminową, która raz wychodziła mi dobrze, a innym razem tragicznie.

– Poćwiczymy to jutro – zapewnił, czym choć trochę mnie uspokoił. Bo przynajmniej miałem w nim wsparcie i pomoc.

Aż do naszego mieszkania kontynuowałem ten temat, opowiadając o wszystkich niespodziewanych sytuacjach, które spotkały mnie na jazdach. Bo doskonale wiedziałem, że gdybym milczał, hyung zrobiłby się jeszcze bardziej senny. A nadal czekała go kolacja i mycie. Bo tego mu nie odpuszczę. Dlatego kiedy już dotarliśmy do domu, zaciągnąłem go do łazienki, samemu udając się do kuchni, gdzie na szybko przygotowałem ciepłą kolację. I dopiero jak zjedliśmy, też skoczyłem się szybko umyć, w końcu mogąc się położyć. A z racji tego, że sam nie byłem jeszcze senny, bo godzina była (jak dla mnie) wczesna, zająłem się jeszcze social mediami, przeglądając Instragrama. I tak od posta do posta w mojej głowie znowu pojawił się nieporuszony temat, który kiedyś ot tak zostawiłem, nie zagłębiając się w niego. I chyba bym nie usnął, gdybym go nie poruszył...

– Hyuung? Zanim zaśniesz, mogę mieć pytanie? – zapytałem ostrożnie, łagodnym tonem, najpierw badając też czy czasami już mi nie zasnął.

Na szczęście jego głowa zaraz się nieco uniosła, a jedno oko otworzyło niechętnie:

– Hm?

– Ale nie bądź zły, dobrze? – poprosiłem, trochę ciszej i niepewnie, a mój wzrok uciekł na chwilę od jego twarzy.

Ja nie umiem przemilczeć niektórych tematów, prawda? Zawsze wszystko muszę poruszyć... Ech... Zwłaszcza w takich momentach...

To go oczywiście trochę zaalarmowało, bo jego drugie oko też się otworzyło, a wzrok zaczął mi się uważnie przyglądać, zapewne analizując moją twarz.

– Co się stało? – dopytał, nie odpowiadając jednak na moją prośbę.

– Najpierw obiecaj – znów poprosiłem, wlepiając spojrzenie gdzieś sufit.

– Postaram się nie być zły.

Wywróciłem na to oczami, wzdychając, bo to nie była obietnica na jaką liczyłem. Ale chyba więcej nie mogłem od niego wymagać, dlatego to mi musiało wystarczyć.

– Pamiętasz naszą rozmowę po tym feralnym incydencie z jednej z domówek, na których byłem? – zacząłem ostrożnie, mając nadzieję, że od razu zrozumie co mam na myśli. Bo nawet jeżeli nadal zdarzało mi się chodzić na jakieś domówki, jak to na studiach, to na żadnej z nich nie doszło do tego, do czego doszło na TAMTEJ domówce. I Yoongi chyba doskonale to pamiętał, podnosząc się od razu do siadu i potwierdzając przy tym moje domysły.

– Dlaczego siadasz, hyung? Weź mnie dodatkowo nie stresuj... – wymruczałem, lekko tym zaniepokojony, bo to wyglądało jakby szykował się na kolejny moralizatorski wykład.

Chyba niepotrzebnie poruszam akurat TERAZ ten temat...

– By cię lepiej słyszeć – wyjaśnił swoje działanie, ale to w ogóle mnie nie przekonywało. Bo zabrzmiał w tej chwili jak zły wilk z jednej z bajek.

– Tak, tak, a oczy masz większe, by mnie lepiej widzieć. A kły długie, żeby mnie łatwo pożreć – wymruczałem, bardziej do siebie. Choć perspektywa dosłownego pożarcia przez Yoongiego nie była wcale taka zła... W końcu jego usta i zęby na mojej skórze... Jezus, o czym ja teraz myślę?! Jeongguk, wyrzucamy to z głowy, raz, raz! – Wracając... Pamiętasz co ci wtedy obiecałem? – dopytałem jeszcze, nadal nie chcąc powiedzieć tego wprost. A to z kolei jak zawsze lekko denerwowało Yoongiego:

– Pamiętam. Jeongguk, proszę, do celu.

– To nie jest takie proste, dobrze? – powiedziałem bardziej szeptem, biorąc głębszy oddech, aby w końcu to z siebie wyrzucić: – Dlaczego chciałeś, żebym ci to obiecał, hyung? Wtedy po prostu przystałbym na wszystko, czego byś chciał, abyśmy się tylko pogodzili. Dlatego wcześniej nie zastanawiałem się nad tym. A dzisiaj... jakoś tak zacząłem – przyznałem, czując lekki niepokój przy poruszaniu tego tematu. Bo powracanie do dnia, w którym prawie ze sobą zerwaliśmy, nie było łatwe. Chyba obawiałem się, że hyung mógłby nagle zmienić zdanie i stwierdzić, że niepotrzebnie dawał mi wtedy drugą szansę... Ale z drugiej strony nie potrafiłem tego dłużej trzymać w sobie. Zwłaszcza gdy Taehyung mi o tym przypomniał. W końcu nie czułem do niego żadnego przywiązania. Nie tęskniłem, ani nie wspominałem dobrze tamtego incydentu z pocałunkiem. Więc nie powinienem się tego obawiać, bo z czystym sumieniem mogłem przyznać Yoongiemu, że to nie miało dla mnie żadnego znaczenia.

Na razie jednak czekałem na jego wyjaśnienia, chcąc zrozumieć jego perspektywę.

– Ponieważ uważam, że Kim Taehyung jest kłamcą i manipulatorem, dlatego nie powinieneś się z nim zadawać – wytłumaczył, w sumie po raz kolejny tak samo.

– A jest, hyung? Znasz go prywatnie? Dla mnie był miły... Jako kolega – zauważyłem, ostrożnie i powoli, nie starając się go bronić, a po prostu pokazując mu jak to wyglądało z mojej strony.

– Trenuje u nas wystarczająco długo, bym widział wiele rzeczy. Tak jak ci wcześniej mówiłem – nie debiutował w zespołach, bo nie potrafi współpracować. Niszczy ludzi psychicznie. Innych trainee męczył tak gadaniem, że nigdy im się nie uda, że odchodzili z wytwórni. Jeden nawet zrezygnował z debiutu, gdy Kim siadł na niego, bo uważał, że tamten na to nie zasługuje. W dodatku kłamie bez zająknięcia. Tak samo, jak płacze na zawołanie.

Wysłuchałem go w ciszy, sam już nie wiedząc co o tym myśleć. Ale skoro starszy wiedział o nim takie rzeczy, dlaczego miałbym to podważać? Możliwe że to przy mnie zgrywał normalnego, fajnego kolegę.

– Rozumiem, hyung. Tylko o to chciałem zapytać – mruknąłem jeszcze, licząc na zakończenie tego tematu. A w mojej ręce znów wylądował telefon, do tej pory spoczywający na kołdrze.

Ale jak Yoongi mógłby to tak łatwo odpuścić? Nawet nie było takiej opcji...

Dlaczego nagle przyszedł ci ten temat do głowy? – zapytał, dość dosadnie, chyba już się czegoś domyślając. A ja szybko musiałem obrać jakąś taktykę...

– Tak jakoś – stwierdziłem niby obojętnie. I uniosłem się, sięgając do jego policzka, gdzie złożyłem szybkiego całusa. Po czym równie szybko odłożyłem telefon, odwracając się na drugi bok, tyłem do Yoongiego. – Dobrej nocy, hyung.

Przejdzie to? Przejdzie!????

– Jeon Jeongguk – zaraz dotarło zza moich pleców, do tego jego ton brzmiał dość ostrzegawczo. Ale nie chciałem się tak łatwo poddać. Nawet jeżeli moje serce zaczęło już bić niespokojnie.

– Min Yoongi. Tak, znamy swoje imiona i nazwiska, hyung – mruknąłem, a cisza która po tym nastała była NIEPOKOJĄCA. I to bardzo!!!

Te kilka sekund dłużyło się jak kilka godzin, bo czasami nie wiedziałem czego się po nim spodziewać. Czy zaraz westchnie i pójdzie spać, dając sobie z tym spokój. Czy będzie tak siedział, czekając cierpliwie aż powiem mu prawdę. Czy może jakoś to sprawnie na mnie wymusi...

Ale chyba ostatnia opcja była w tym momencie najłatwiejsza.

– Pisał do ciebie? Chce się z tobą spotkać? – zapytał, poniekąd trafiając.

Przecież mi tego nie odpuści...

Oj powiedz mu to po prostu i po kłopocie.

Przekręciłem się powoli z powrotem na plecy, zerkając na niego.

– Po prostu... spotkałem go dzisiaj w Hybe. I... chwilę ze mną rozmawiał. On ze mną, nie ja z nim – podkreśliłem, aby nie był o to zły. Ale najwyraźniej nie dało się tego uniknąć, bo jego twarz wyrażała w tej chwili niezadowolenie. W dodatku powrócił do pozycji leżącej, przysuwając się do mnie blisko, aby objąć mnie pod kołdrą.

Szybko się w niego wtuliłem, czując jak moje serce od razu się uspokaja. I nawet jeśli otrzymałem w ten sposób odpowiedź na moje niektóre obawy, mimo wszystko wolałem o nie dopytać:

– Hyung? Nie jesteś na mnie zły, prawda?

– Nie jestem – mruknął, zaczynając głaskać mnie miarowo po plecach. A to pozwoliło mi przymknął oczy i westchnąć cicho z ulgą. Bo najwidoczniej jego reakcja była zwykłym podkreśleniem naszych uczuć, na które Kim Taehyung nie zdołał wpłynąć. I tak już miało pozostać. Do końca życia! Bo nie wyobrażałem sobie innej opcji.



Jimin:

To już chyba lekka przesada? Czwarte miejsce do zamieszkania w tym roku? Co to za jakiś dziwny przeprowadzkowy rollercoaster? Koniec, dość. Na resztę życia zostaję tutaj. Nie, nie dlatego, że moim domem była obecnie willa Kyo. Proszę mi nie zarzucać jakiegoś nagłego lansowania się bogactwem mojego ukochanego. Po prostu pójdę wszędzie tam, gdzie on będzie chciał. Jeśli za tydzień stwierdzi, że przeprowadzamy się na północ Finlandii, by zamieszkać w igloo, to... po prostu walnę go w ten pusty łeb i przypomnę, że mam do dokończenia studia, a wyjechać możemy dopiero, gdy zdam wszystkie egzaminy i się obronię. W ogóle, czy Finowie mieszkają w igloo? Czy w ogóle ktoś jeszcze mieszka w igloo? Czy Eskimosi nadal istnieją? I w sumie po co mi dyplom z literatury koreańskiej w Finlandii? Nieważne.

Przyzwyczajenie się do mieszkania w domu pełnym służby, nie było wcale łatwe. Ciągle czułem wyrzuty sumienia, że ktoś za mnie gotuje i sprząta, dlatego poprosiłem, aby moja sypialnia i łazienka nie były dłużej porządkowane przez pracowników. Z drugiej strony uczciwie pracowali, zarabiając na siebie, więc odbieranie im pracy... Nie, tu jest wystarczająco powierzchni do sprzątania, bym mógł w spokoju sam szorować toaletę.

Co prawda ta przeprowadzka nie obyła się bez długich negocjacji z Kyo. Moim jedynym źródłem zarobku była praca w knajpie państwa Lee, stypendium i niewielkie kieszonkowe, które przesyłali mi rodzice. Odeszły mi koszty jakiegokolwiek utrzymania, bo podział rachunków był niemożliwy (nawet płacenie jednej dziesiętnej był kilkukrotnością mojego poprzedniego czynszu), a uzupełnianiem lodówki martwiła się służba (mająca na to odpowiedni kapitał od gospodarza). Jedynym stałym wydatkiem było paliwo na dojazdy na uczelnię oraz zakup posiłku czy kawy między zajęciami (choć Margaret przygotowywała mi fantastyczne drugie śniadania, przez co nawet na to nie musiałem wydawać). Chciałem jednak zarabiać jakieś pieniądze, by nie być takim darmozjadem na utrzymaniu Kyo. Oznaczało to jednak, że do domu w ciągu tygodnia przyjeżdżałbym tylko spać, co bardzo się nie podobało mojemu ukochanemu. Dlatego poszliśmy na mały kompromis – zrezygnowałem z pracy w knajpie, a w zamian miałem pomagać Wonyoung z jej obowiązkami, związanymi z organizacją życia biznesowego Kyo. Oczywiście tą legalną częścią, na co chętnie się zgodziłem, mogąc dzięki temu mieć najświeższe informacje na temat tego, kiedy możemy spędzić razem czas. Poza tym moja przyjaciółka też miała z tego korzyści, mając więcej wolnego czasu na wymienianie się wiadomościami ze swoim zauroczeniem. Trzymałem kciuki, by jej ojciec przekonał się do tego związku, ale póki co było to jedyne, co mogłem dla niej zrobić.

Nową, bardzo przyjemną rutyną okazały się dla mnie wieczory, kiedy razem z Kyo byliśmy w domu: jedliśmy razem kolację i spędzaliśmy godzinę w którymś z jego niezwykłych pokoi. Trochę tak, jakbyśmy codziennie byli na randce. Lubiłem też poranki, kiedy nasze plany dnia zgrywały się tak, byśmy mogli zjeść razem śniadanie. To było tak zwyczajne, a jednocześnie przyjemne, że mogliśmy rozmawiać o naszych planach na dany dzień. Ja mogłem pomarudzić o uczelni czy braku weny do pisania pracy dyplomowej, a on snuł przeróżne historie ze swojego życia, z oczywistych względów nie mogąc się ze mną dzielić sprawami zawodowymi.

Postanowiliśmy się w końcu rozerwać w weekend w kolejnym klubie Kyo, gdzie miała się bawić stała ekipa jego znajomych. Wonyo oczywiście prawie siedziała na kolanach Seunghyuna, robiąc do niego maślane oczy. A oprócz nas byli jeszcze Jinni i Jiyong, z którymi spotykaliśmy się na takich imprezach. W sumie brakowało dzisiaj Sunshine'a i Greya, ale w ich towarzystwie czułem się nieco niekomfortowo, bo dość mocno biła od nich taka aura mafiozów, więc to nawet lepiej dla mojego humoru.

Oczywiście, jak to przy takich okazjach, nie odmawiałem sobie drinków, pozwalając na całkowite rozluźnienie. Szkoda, że Kyo musiał dołączać się do naszych toastów jedynie wodą z lodem. Ale lepiej tak, niż miałby się zamieniać w żywą pochodnię przez niekontrolowane skoki ciśnienia spowodowane obecnością alkoholu w jego organizmie. A z drugiej strony dzięki temu zawsze mógł prowadzić, zabierając nas bezpiecznie do domu.

Nie lubiłem siedzieć za długo w loży, dużo lepiej czując się na parkiecie. Dlatego chętnie wyciągałem tam Kyo lub Wonyoung, bawiąc się w najlepsze. Aż szkoda, że robiło się przez to tak gorąco, że trzeba było co jakiś czas wracać do loży, by ugasić pragnienie.

Nie liczyłem zbytnio czasu, ale musiało być już sporo po północy, gdy zmęczony zorientowałem się, że zostałem na kanapie sam. Znaczy prawie, choć Wonyo flirtującą z jej prawie chłopakiem (czy tam tatusiem, bo w tym przypadku to chyba lepiej pasowało) można było nie liczyć. Byli zbyt zajęci sobą.

Chwila, on za bardzo jej wkłada łapę pod tę sukienkę. Nie ma tak, nie na mojej warcie. Jestem Jimin, samozwańczy obrońca cnoty mojej przyjaciółki, która nie straci dziewictwa, nim nie skończy dwudziestki. Znaczy, chyba nie straci? A może już straciła? Oby nie, trzeba żyć w czystości.

Podniosłem się i pokonałem dzielnie te trzy kroki, aby pochylić się do dziewczyny.

– Idę do toalety. Idziesz ze mną? – zapytałem nieco głośniej, by usłyszała.

Psiapsie chodzą razem, proszę mnie nie wysyłać samego. Zgubię się w tym ciemnym lokalu.

– Pewnie! Mon cheri – powiedziała jeszcze do swojego obiektu westchnień i dała mu buziaka w policzek.

Czekałem grzecznie, aż podniesie się z kanapy. I razem, nieco chwiejnym krokiem i trzymając się za ręce, udaliśmy się do łazienki. Znaczy ja bardziej szedłem slalomem i ciągnąłem ją za sobą, bo dziewczyna już się zataczała, nie tylko przez założone szpilki. Była to jednak bardzo zabawna droga.

Kompletnie zignorowaliśmy znaczki na drzwiach i fakt, że powinniśmy wejść do dwóch osobnych toalet. Choć na początku brak pisuarów mnie nieco zdziwił. Co prawda raz, na początku studiów, gdy byłem na imprezie ze znajomymi, widziałem jak moja koleżanka próbuje sikać, siadając na pisuarze. Ale no, to nie jest zbyt praktyczne dla babeczek, więc w sumie, po co miałyby być takie udogodnienia w babskiej toalecie?

Zająłem w końcu jedną kabinę, zostawiając Wonyoung przy umywalkach, by rozczesała trochę włosy, które Seunghyun zdążył jej ponakręcać palcami. Musiałem się chwilę przymierzyć, aby dobrze wycelować, ale w końcu misja zakończyła się sukcesem.

A kiedy zadowolony z nieoblania muszli, dołączyłem do przyjaciółki, by umyć ręce, z niezadowoleniem stwierdziłem, że mój makijaż nie jest już tak piękny, jak w momencie przyjścia na imprezę.

– Masz jakąś szminkę? Chyba swoją rozmazałem – zauważyłem, robiąc lekki dzióbek do swojego odbicia.

– Chodź, Minnie, zrobimy kilka poprawek – zadecydowała, całkowicie poważna, po czym wyjęła ze swojej małej torebki błyszczyk, puder, cień do powiek i lakier do włosów w jakiejś mini wersji.

Co ona, torebkę od Granger z siódmej części Pottera pożyczyła?

Stałem grzecznie przy umywalce z zamkniętymi oczami, pozwalając młodszej na działanie cudów. I o dziwo dokonała ich, bo pomimo swojego stanu, mój makijaż być poprawiony perfekcyjnie. Świeciłem się jak psu... Znaczy no. Świeciłem się, bo każdy kosmetyk zawierał w sobie jakieś drobinki brokatu. Wyglądałem, jakby mnie Dzwoneczek wróżkowym pyłem obsypał.

– Jesteś magiczna – skomplementowałem ją, zaraz po tym przytulając i dając buzi w policzek – Wracamy więcej pić!

– Czekaj Minnie, jeszcze selcaaa – wyjęczała, wyjmując telefon z tej torebki bez dna i zrobiła nam piękne zdjęcie z dzióbkami. – Teraz idziemy się bawić! Let's go! – wykrzyknęła, unosząc ręce.

Od samego wyjścia z pomieszczenia zaczęła bujać biodrami w rytm znów uderzającej w nasze uszy muzyki, a ja chętnie za tym podążyłem, idąc z nią prosto na parkiet.

Nasze tańce nie trwały jednak zbyt długo. Poczułem, jak cały wymieszany alkohol w moim żołądku, zaczyna niebezpiecznie bulgotać. Uuuuuuuups.

Nawet się nie tłumacząc Wonyo, po prostu pobiegłem znów do łazienki, gdzie ledwo zdążyłem dopaść muszli w kabinie, wyrzygując wszystkie kolorowe drinki, którymi raczyłem się tego wieczoru.

Taka strata... Taka strata!

Usiadłem na chwilę na podłodze i otarłem rękawem czoło.

Następnym razem poproszę Kyo, by zamówił jakieś przekąski do tego alkoholu. Może nawet coś porządnego do jedzenia. Jego klub, to niech nam zrobią coś ekstra. Na przykład... pizzę.

Ale zjadłbym coś włoskiego... Może polecimy kiedyś do Włoch?

Potrzebowałem jeszcze chwili, by pozbierać się z tej podłogi, po czym spuściłem wodę i poszedłem przemyć i przepłukać usta.

I znowu będę potrzebował błyszczyka. Echhhhh...

Wyszedłem w końcu z tej łazienki, trzymając się za pusty już brzuch, który domagał się jedzenia i wody.

Ale chyba powinienem wyjść w prawo? Albo dwa razy skręcić w prawo? Bo nagle znalazłem się na jakimś korytarzu, który chyba prowadził do prywatnych pokojów dla gości.

To tutaj ci bezbożnicy bzykają się po kątach. Takim to dobrze...

Chciałem zawrócić, by spróbować znaleźć jakoś parkiet, kierując się nieco mniej dudniącą w tej chwili muzyką, ale zza jednych z drzwi usłyszałem głos, który ewidentnie należał do Kyo.

O, on tu jest, to pomoże mi trafić do loży. Może zamówimy to jedzonko przy okazji?

Uchyliłem nieco drzwi, by sprawdzić, czy nie będę mu przeszkadzał. I trafiłem do pomieszczenia, całego w czerwieni, w którym jakaś striptizerka mogłaby dawać pokaz tańca na rurze. Przynajmniej tak był przygotowany. Ale to nie na pokaz pole dance się załapałem. Na środku podłogi leżał mężczyzna, może prawie pod czterdziestkę. Jego twarz wykrzywiała się w przerażeniu, gdy patrzył nad stojącego nad nim Kyo. Mój ukochany trzymał tego typa jedną ręką za koszulę, podczas gdy druga płonęła, zastygając w pozycji do ataku. Przeniosłem znów wystraszone spojrzenie na tego typa, zauważając, że ma już na twarzy wyraźny ślad po oparzeniu. A teraz płonąca dłoń Kyo znów zrobiła mu krzywdę, tym razem raniąc w szyję, co wywołało potworny krzyk.

– Mordunia, tygrysie. Myślałeś kurwa, że znowu będę się z tobą bawił? Niestety nie mam cierpliwości do takich śmieci jak ty. – Głos Kyo był zupełnie inny od tego, który znałem. Był zimny, z lekką nutą szaleństwa i dzikiej radości.

Moja bratnia dusza kiwnęła głową, a stojący przy nim ochroniarz, o posturze typowego goryla, podał mu butelkę, której zawartość została natychmiast wlana do gardła tego torturowanego mężczyzny.

– Żryj, żryj. Tylko się nie udław, bo nie będzie zabawy. – Kyo zaśmiał się złowieszczo, a kiedy butelka została opróżniona, podpalił język faceta. Z jego ust natychmiast buchnął ogień, więc to, czym go napoił mój ukochany, musiało być jakąś łatwopalną cieczą.

Byłem tak przerażony widokiem człowieka stającego w płomieniach, że krzyknąłem, cofając się gwałtownie. Ten nagły ruch spowodował jednak, że drzwi otworzyły się szerzej, ściągając na mnie uwagę Kyo i jego goryla. Pierwszy raz widziałem coś takiego na jego twarzy. Chorą wręcz fascynację.

Jedyne, czego w tej chwili pragnąłem, to znaleźć się jak najdalej stąd. I to jak najszybciej. Dlatego nie myśląc wiele, otrzeźwiony tym wstrząsającym widokiem, ruszyłem biegiem, starając się wydostać z tamtego korytarza. Ale zamiast prostej drogi na parkiet, znowu musiałem źle skręcić, wpadając w kolejny korytarz. A potem w jeszcze jeden.

KURWA, CZY TO JAKIŚ PIERDOLONY LABIRYNT?!

– Minnieeeee! Gdzie ty poszedłeś?! – Zza moich pleców dobiegł głos mojego ukochanego, który najwyraźniej podążył za mną, a ja – znów – nie myśląc, po prostu otworzyłem losowe drzwi, chcąc się gdzieś schować.

Trafiłem do pomieszczenia oświetlonego fioletowymi jarzeniówkami, który przypominał nieco jakieś pomieszczenie do BDSM, ale kompletnie mnie to nie obchodziło. Skuliłem się po prostu w jednym rogu, zaczynając szlochać. Starałem się jakoś skulić i zasłonić usta, by nie było mnie zbytnio słychać, jednak emocje wzięły górę i nie mogłem pohamować paniki, przez którą zaczynało mi brakować tchu

– Nie wygłupiaj się, kochanie! – Nawołujący mnie niczym w horrorze Kyo, zdawał się być coraz bliżej. Słyszałem, jak trzaska kolejnymi drzwiami, widocznie mnie szukając. Nie miałem już szans na ucieczkę.

Patrzyłem w stronę wejścia, mając nieco zamazany obraz przez łzy, które nie przestawały płynąć. Niestety w końcu i te drzwi zostały otwarte, a w progu stanął Kyo, z nadal płonącą dłonią.

– Jimin? Możesz grzecznie stąd wyjść? – zapytał, unosząc nieco dłoń, by bardziej rozświetlić pokój.

W końcu znalazł mnie wzrokiem, przez co skuliłem się jeszcze bardziej, odruchowo osłaniając głowę.

– Nie chcę... Zostaw mnie... Nic nie widziałem... Błagam... – wyjęczałem, próbując pohamować kolejne łzy.

– Nie wiem, jak się tam znalazłeś, ale faktycznie nie powinieneś tam być – powiedział po ciężkim westchnięciu, po czym podszedł do mnie, nie zważając na mnie prośby. – Czego się boisz? – zapytał łagodnie, kucając tuż przy mnie. Płonącą dłoń trzymał poza moim zasięgiem. – Mnie? Czy tego co zobaczyłeś?

Bardzo powoli cofnąłem ręce, nie chcąc, by miał do siebie pretensje, że mnie wystraszył.

– Nie chcę się ciebie bać – powiedziałem cicho, ocierając choć trochę policzki.

– To dlaczego się boisz? Przecież wiedziałeś, że sprzątaczką albo barmanem tu nie jestem – przypomniał, starając się pozostać łagodnym, choć w kąciku jego ust czaił się uśmiech.

– Wiem... ale... – Pociągnąłem nosem, próbując już się pozbierać z tych wszystkich emocji. – Ty naprawdę zabijasz... I to bardzo brutalnie...

– Praca jak każda inna – odpowiedział tak beznamiętnie, jakby mówił o pogodzie, a to sprawiło, że znów miałem ochotę zwinąć się w ciasną kulkę.

– Zostaw mnie teraz, proszę... Muszę... muszę się uspokoić – poprosiłem, dociskając mocno plecy do ściany, by choć trochę zwiększyć między nami odległość. Nadal miałem wrażenie, że brakuje mi powietrza, a taka fizyczna przestrzeń pomagała oszukać moją głowę.

Kyo jeszcze przez chwilę patrzył na mnie, nieco nieodgadnionym spojrzeniem. I w końcu wyszedł, zostawiając mnie samego z myślami.

Powoli uspokajałem oddech, co pozwoliło mi na oczyszczenie umysłu. Niestety nie pomogło to w pozbyciu się z głowy widoku płonącego od środka człowieka, który zapewne leżał teraz martwy niedaleko stąd.

Spróbowałem zastanowić się, czego tak naprawdę się boję. Czy bałem się, że Kyo zrobi mi krzywdę? Nie. Byłem pewien, że jestem przy nim bezpieczny. Wielokrotnie udowodniał, że dba o moje bezpieczeństwo, że jestem dla niego ważny, i że nigdy świadomie jego moc nie zostałaby skierowana przeciwko mnie. Czego zatem się bałem? Jego świata. Byłem przecież świadom, że działa w mafii. A każdy doskonale wie, że mafia to przestępcy. Organizacja tworząca państwo w państwie, według swoich prywatnych upodobań i zasad. To ludzie, którzy mają władzę i pieniądze, działając jednocześnie za pewną zasłoną. Ludzie brutalni i bezwzględni, oczekujący lojalności, za której brak karzą śmiercią. Ale wiedzieć o tym, a zobaczyć to na własne oczy to zupełnie inna sprawa.

Po raz pierwszy poczułem, że świat Kyo jest naprawdę niebezpieczny. A on sam, pomimo swojej mocy, nie był nieśmiertelny. Bo przecież mógł w każdej chwili zostać zlikwidowany przez wrogi obóz. Jego moc nie zatrzyma kuli pistoletu. W walce z bronią palną był tak samo bezbronny, jak każdy inny człowiek. Bałem się, że któregoś dnia to on może być na miejscu tego mężczyzny.

Otarłem twarz w koszulę, zostawiając na niej tonę brokatu, który mienił się w tym fioletowym półświetle. Po czym podniosłem się powoli.

Nogi jeszcze trochę mi się trzęsły, ale wyszedłem na korytarz, gdzie czekał mój ukochany. Jego ręka nie płonęła już żywym ogniem, a cała postawa świadczyła o tym, że czeka na mój ruch.

– Chcę wrócić do domu – powiedziałem cicho, patrząc na niego z błaganiem.

– To chodź, Minnie, zbieramy się – powiedział, ruszając zaraz po tym korytarzem.

Poszedłem za nim, utrzymując między nami dystans, ponieważ na pewno nadal był rozgrzany, a nie chciałem narobić nam problemu, gdybym się oparzył przez jego skórę. Lepiej zaczekać, by wziął lodowaty prysznic.

Nie wróciliśmy już do loży, kierując się prosto do wyjścia, a następnie do auta. Przez całą drogę nie odzywałem się, patrząc przez boczną szybę i rozmyślając o świecie, którego częścią mimo wszystko się stałem. Dopiero po wejściu do domu, gdzie przywitał nas jak zawsze pełen energii Chappie, poprosiłem Kyo o coś, o czym myślałem od opuszczeniu Seulu.

– Pokaż mi swoją rękę. Bez rękawiczki – poprosiłem, podczas gdy młodszy uspokajał psa.

– Po co, Minnie?

– Chcę zobaczyć, czy nie zrobiłeś sobie krzywdy. Czy twoje pęknięcia się bardziej nie rozrosły – powiedziałem cicho, szczerze zmartwiony o jego zdrowie i życie.

Chłopak zmarszczył brwi, ale po upewnieniu się, że nasza psinka nie skoczy na niego, zdjął rękawiczkę, po czym podniósł dłoń, abym widział. Pęknięcia nie były większe, ale lawa w jego żyłach była bardziej rozgrzana, żarząc się jaśniejszym kolorem.

– Dziękuję. Chodź Chappie, idziemy spać – powiedziałem do psa, łapiąc go delikatnie za obrożę. – Dobrej nocy Kyo. Kocham cię – dodałem jeszcze na odchodne, szybko ruszając korytarzem w stronę naszych sypialni.

– Jesteś jakiś dziwny, Minnie – stwierdził, ruszając od razu za nami. Nie miał większego problemu, by zrównać ze mną kroku. – Próbujesz ode mnie jak najszybciej uciec?

– Chcę po prostu odpocząć. Muszę sobie poukładać w głowie pewne rzeczy – wyjaśniłem, jednak nie spojrzałem w jego stronę. Trochę się bałem, czy może nie jest zły lub rozczarowany moim zachowaniem.

– Masz się mnie nie bać. Okay? – poprosił, nadal dotrzymując mi kroku. – I najlepiej spróbuj o tym zapomnieć.

Zatrzymałem się, bo nagle wpadła mi do głowy pewna myśl.

Nie boję się ciebie. I chcę ci to udowodnić.

– Chcę spać dzisiaj w twoim pokoju – powiedziałem, w końcu przenosząc na niego wzrok. – Nie w twoim łóżku, przyciągnę sobie materac i położę się w innej części sypialni – wyjaśniłem, nim zdążył zaprotestować.

Chłopak również się zatrzymał. Jego mina wyrażała zawahanie i widać było, że mocno analizuje tę propozycję.

– Nooo... niech ci będzie – powiedział w końcu, patrząc na mnie uważnie. – Ale masz założyć na siebie jakiś kożuch i piętnaście bluz, żebyś się nie przeziębił.

Pokiwałem głową, choć nie miałem w planach aż takich ekstremalnych przygotowań.

– Do zobaczenia za chwilę w twoim pokoju – powiedziałem tylko i prawie pobiegłem do swojej sypialni.

Zacząłem od poproszenia przez telefon jednego ze służących, by przyniósł mi butelkę wody i niewielki posiłek. Potem zmyłem resztki makijażu (wyglądałem tragicznie, aż dziwne, że Kyo tego nie skomentował), a po rozgrzewającym prysznicu zjadłem dostarczony posiłek. Taka tam przekąska o drugiej w nocy.

Stanąłem przed moją wielką szafa i starannie wybrałem ubrania na tę noc. Bielizna termiczna, spodnie dresowe i bluza. No i porządne skarpety.

Poprosiłem Philipa o przyniesienie zimowej kołdry oraz o pomoc w zdjęciu mojego materaca z łóżka i przeniesieniu go do pokoju Kyo. Zostawiłem wszystkie zbędne poduszki w swojej sypialni, zaopatrując się w jedną porządną pod głowę oraz wspomnianą wcześniej kołdrę. Przeprosiłem jeszcze Chappiego, że dzisiaj nie będziemy spać razem, gdyż mógłby w nocy wstać i pójść do swojego prawowitego właściciela, a to mogłoby się bardzo źle skończyć.

Kyo siedział na swoim ognioodpornym materacu całkowicie nago, przyglądając moim poczynaniom, podczas gdy ułożyłem się wygodnie na prowizorycznym łóżku, otulając kołdrą. Założyłem jeszcze kaptur z pluszem w środku. Było wręcz błogo w takim ciepełku.

– Minnie, na pewno chcesz mi tu dzisiaj marznąć? – zapytał niepewnie Kyo, patrząc na mnie niepewnie z odległości tych kilku dzielących nas metrów.

– Tak. Nie przejmuj się mną, tylko idź spać – poprosiłem, choć sam zamierzałem jeszcze nacieszyć oczy widokiem ciała mojego ukochanego. A dał mi do tego jeszcze lepszą okazję, bo podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do mnie, kucając przy moim legowisku.

– Daj mi jeszcze buziaka na dobranoc – poprosił, na co chętnie się podniosłem i ucałowałem te usta, które miały już normalną temperaturę. Chyba nawet nieco niższą niż zwykle, więc zimno już na niego działało. – No. I w nocy ani rusz z tego materaca, Minnie – ostrzegł, wyraźnie bojąc się, że mógłbym wpaść na idiotyczny pomysł położenia się przy nim. A takiego zamiaru stanowczo nie miałem.

Mój chłopak wrócił już na swój materac i niedługo później usłyszałem, jak jego oddech spowalnia, świadcząc o zapadnięciu w sen. Sam nie byłem w stanie tak łatwo oddać się w objęcia Morfeusza, myśląc jeszcze o tym, czego byłem świadkiem.

Godzinę później, kiedy już prawie zasnąłem, Kyo nagle stanął w płomieniach. To był spory szok. Nawet jeśli wiedziałem, że nic mu nie grozi, miałem ochotę pobiec go ratować. Jednak ten widok był mi potrzebny. Chciałem przekonać się, czy w płonącym ukochanym zobaczę jego ofiarę. Ale nic takiego się nie stało. Może byłem za mało czuły. Może ten nic nieznaczący dla mnie facet, który zginął dzisiejszej nocy w klubie, w nikim nie wzbudziłby współczucia. A może po prostu byłem tak samo lekko szalony jak Kyo.

Kolejne dni oswajałem się z całą sytuacją. Kiedy widziałem, że niepotrzebnie łapię dystans przy Kyo, od razu starałem się to zmienić, besztając w myślach samego siebie za tak irracjonalne zachowanie. Skupiłem się też na przekonaniu go, by jego sypialnia stała się naszą wspólną, bo spanie w takim ciepłym kokonie, nie było wcale złe. Jednak póki co wynegocjowałem jedną noc w tygodniu. Liczba ta miała wzrastać wraz z moimi postępami w morsowaniu, dlatego miałem nadzieję na kolejne zmiany. A póki co zamówiłem sobie dodatkowy materac, który miał leżeć w pokoju Kyo, czekając na moje odwiedziny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top