21 - Taigoku

6840 słów

~~~~~~~~~~



Jeongguk:

Po tym do czego doszło między mną a Yoongim, zarówno negatywnym – jak nasza kłótnia po tym feralnym filmiku, jak i pozytywnym – jak nasz pierwszy pocałunek, nasza relacja ewoluowała. Może nie aż tak drastycznie, abym rzucał się na niego z ustami przy każdym naszym spotkaniu, nawet jeśli miałem na to ochotę, ale na pewno bardziej się do siebie zbliżyliśmy.

Nadal nie mogłem sobie wybaczyć tego incydentu z Taehyungiem, którego obiecałem sobie, że nigdy przenigdy nie powtórzę z żadną inną osobą. To było głupie, dziecinne i mogłem tego uniknąć. Dlatego żadna wymówka mnie nie tłumaczyła i grzecznie wziąłem całą winę na siebie. A zerwanie z nim kontaktu było dość naturalne, bo nie zdążyłem stworzyć z nim głębokiej więzi. Oczywiście niczego mu nie wyjaśniałem, ignorując jego kolejne wiadomości na Kakao, pytające czemu mu nie odpisuję. Wydawało się to zbędne, bo nawet jeśli go polubiłem, nie potrzebowałem go w swoim życiu jeśli raniłoby to mojego ukochanego.

Kolejną kwestią był chłopak mojej bratniej duszy. Którego samochodem, jak gdyby nigdy nic, jechaliśmy właśnie na lotnisko. Jiminnie posiadał już dwa baaaardzo drogie naszyjniki, które nosił codziennie na swojej szyi. Do tego jakiś czas temu otrzymał w prezencie samochód, bo jego chłopak uznał, że mu się przyda. I to nie byle jaki, a Porsche! A mimo wszystko, za każdym razem kiedy pytałem o jego zawód, wygląd, dokładniejsze miejsce zamieszkania, mówił tylko, że niedługo go poznam. Ale kiedy to „niedługo" miało nastąpić? Bo mijały tygodnie, a o tym „Kyo" cisza.

Dlatego mknąc tym pięknym samochodem, o który również starałem się dbać, w czasie jazdy już nie raz mając okazję przeczyścić mu z kurzu deskę rozdzielczą, z jednej strony czułem ekscytację, a z drugiej nadal niepewność. Niepewność o osobę, która sprezentowała Jiminowi ten samochodzik. A ekscytację ze względu na cel naszej podróży, czyli odbiór mojej mamy z lotniska! Bo niby od naszego pożegnania minęły jakieś niecałe trzy miesiące, a jednak czułem jakby to były lata! W końcu przez całe życie miałem ją non stop blisko siebie, mogąc poprosić o radę lub pomoc. Przez telefon również byłem w stanie to robić, jednak... nie mogłem jej po wszystkim przytulić i otrzymać matczynego całusa w czoło, który zapewniał o tym, że przy niej zawsze wszystko będzie dobrze.

Ale teraz nie musiałem się tym martwić, bo przez tydzień zajmie jeden z naszych pokojów gościnnych, ciesząc moje serce swoją obecnością, a podniebienie swoją kuchnią!

Specjalnie wystroiłem się na jej wizytę, zakładając jasną koszulę w szare paski, a na to beżowy płaszcz i beżowe, o ton jaśniejsze spodnie. Standardowo przeczesałem włosy na bok, marnując na nie połowę lakieru do włosów, aby nie ruszyły się ani o milimetr, wyglądając perfekcyjnie, a tym samym zachowując mój elegancki wygląd. W końcu musiałem się pokazać mamie od jak najlepszej strony, podkreślając że Seul jeszcze mnie aż tak nie zmienił (jeszcze! – słowo klucz).

Jiminnie również ubrał się w podobny komplet, wyglądając tak samo elegancko. Jednak nie był przy tym zbyt pewny siebie, zerkając ciągle na kontrolki samochodu. Choć nie zauważyłem wśród nich niczego niepokojącego. Chyba nie mógł przywyknąć do ich ułożenia? Ewentualnie znów martwił go poziom paliwa, który tutaj naprawdę szybko spadał?

– Myślisz, że będzie ok? – zapytał, po kilku minutach nucenia przeze mnie włączonej piosenki, kiedy zakończyliśmy poprzedni temat, robiąc sobie krótką przerwę od rozmowy.

– Oczywiście, że tak – zapewniłem entuzjastycznie, ciągle zerkając na telefon, na którym włączyłem Google Maps i śledziłem naszą trasę, nie mogąc się doczekać dojechania do celu. – Bardziej niż przedstawienia ciebie, obawiam się przedstawienia Yooniego. Bo ciebie moja mama już kocha, doskonale znając z moich opowieści, a Yoongiego... tylko odrobinę – wyznałem, stresując się przyprowadzeniem mojego ukochanego do mojej mamy. Bo co jeśli nie będzie odpowiadał jej standardom? Albo... nasza różnica wieku będzie dla niej za duża? Ewentualnie jego podejście do świata i do pracy ją do niego zniechęci? Nigdy nie przyprowadzałem nikogo do domu, więc nie miałem pojęcia jak zareaguje na mojego partnera. Zwłaszcza TAK poważnego. Bo nadal nie wyobrażałem sobie bez niego życia. Nawet pomimo jego wad i naszych niewielkich sprzeczek.

– Trzeba przypomnieć hyungowi, by naćpał się cukrem przed spotkaniem, może będzie trochę weselszy – zaproponował Jiminnie, zjeżdżając już z sekspresówki i kierując się na parking lotniska.

– Dobry pomysł! – stwierdziłem, od razu zapisując go w notatniku, aby to kiedyś przetestować. W końcu hyung nie jadł przy mnie za wiele cukru, woląc swoją gorzką kawę. – Ewentualnie zastosuję jakąś terapię pocałunkową jeszcze na wejściu, to może się rozweseli – dodałem, trochę nieśmiało, od razu się nieco do siebie uśmiechając na wspomnienie wszelkich naszych pocałunków. Bo tak samo jak pierwszy, tak mocno wyryty w mojej pamięci, tak magiczny i romantyczny, którego cudowny posmak do tej pory pozostawał na moich ustach, tak każdy kolejny był równie wyjątkowy, łatwo rozbudzając nasze serca.

– Też dobra metoda – potwierdziła moja bratnia dusza, posyłając mi lekki uśmiech i zaczynając szukać już wolnego miejsca. Chciałem być pomocny, pomimo chęci opuszczenia już pojazdu i prędkiego udania się na lotnisko, dlatego zacząłem go szukać razem z nim. A kiedy w końcu coś wyhaczyliśmy, hyung ładnie zaparkował, gasząc już silnik.

– Zaczekam tutaj – oznajmił nagle, na co posłałem mu zdziwione spojrzenie.

– Nie idziesz ze mną?

Myślałem, że to oczywiste, że idziemy razem????

– Trochę stresuje mnie to spotkanie. Myślisz... że powinienem? – dopytywał, zmuszając mnie do lekkiego zmarszczenia brwi.

Pierdolety.

– Chodź, hyung, nie wymyślaj głupot – powiedziałem stanowczo, opuszczając już samochód.

A jak tylko Jiminnie do mnie dołączył, złapałem go szybko za rękę, aby nawet nie pomyślał o ucieczce. I prędkim krokiem ruszyliśmy do środka budynku, początkowo próbując odnaleźć strefę przylotów. I przecież gdybym nie zabrał ze sobą Jimina, zaginąłbym tutaj, bo to lotnisko było OGROMNE.

Na szczęście trafiliśmy w odpowiednie miejsce, o odpowiedniej porze. Akurat na te kilka minut przed przylotem mojej mamy. Zmusiłem moją bratnią duszę do stania ze mną, bo byłem zbyt podekscytowany, aby siedzieć. I non stop zerkałem to na tablicę przylotów, to na płytę lotniska.

Tablica przylotów, płyta lotniska.

Tablica przylotów, płyta lotniska.

Tablica przylotów, płyta lotniska.

Tablica przylotów, płyta lotniska.

Tablica przylotów, płyta lotniska.

Tablica przylotów, płyta lotniska.

JEJU AIR! JESTEŚ!!! NARESZCIE!!!

W końcu po tych dłuuuuuugich minutach, zauważyłem odpowiedni samolot, ekscytując się jeszcze bardziej. A kiedy po około dziesięciu minutach zaczęli się pojawiać jego pasażerowie, szukałem jej między nimi, czując jak serce próbuje wyskoczyć mi z piersi.

To ona?

Nie, nie, na pewno nie.

O! A tutaj...

Nieeee...

To może...

TAK! TO ONA!

Od razu puściłem rękę Jimina, którą chyba nieświadomie lekko ściskałem i ruszyłem szybkim krokiem w stronę elegancko ubranej kobiety, o długich, brązowych włosach i promiennym uśmiechu.

– Jeonggukie, moje śliczności. – Kobieta od razu mnie zauważyła, rozkładając ręce, przez które jeszcze bardziej przyspieszyłem, aby jak najszybciej się w nią wtulić.

– Mamooo. – Tylko tyle zdołałem do niej powiedzieć, chowając się w jej bezpiecznych ramionach, w których wiedziałem, że nigdy nic mi nie groziło. I w których choć przez chwilę nie musiałem się o nic martwić, znów czując jak ośmioletni Jeongguk, uznający ją za niezniszczalną superbohaterkę. Ale moja mama naprawdę nią była, zawsze mnie chroniąc, szanując moje potrzeby i emocje, robiąc wszystko, aby niczego nam nie brakowało, pomimo ciężkiego charakteru mojego taty.

A wszystkie te emocje, wspomnienia i tęsknota za nią szybko sprawiły, że tak jak przy naszym pierwszym spotkaniu z Jiminem, dokładnie w tym samym miejscu, znów zalałem się łzami. A jej zapach, tak bardzo przypominający nasz dom i Kioto, w ogóle nie pomagał mi w uspokojeniu się.

– Oj moja kruszynka – zwróciła się do mnie, używając jednego z tych uroczych określeń, których inne dzieci może i się wstydziły, zwłaszcza w moim wieku, ale ja nadal potrzebowałem go słyszeć, rozkoszując się nim, tak samo jak tym przytuleniem i jej dłonią, głaszczącą mnie spokojnie po plecach. – Czemu płaczesz? Źle ci tu? Chcesz wracać do domu? – dodała zmartwionym tonem, źle interpretując moje łzy, dlatego zaraz postarałem się wyjaśnić jej to emocjonalne powitanie.

– Nieee... Po prostu tęskniłem za tobą – przyznałem, chowając twarz gdzieś w jej barku, bo przez jej szpilki byliśmy podobnego wzrostu, więc mogłem się tam ukryć, czując bezpiecznie. – Może to ty u nas zostaniesz? Mamy wolny pokój. A tata da sobie bez ciebie radę – przedstawiłem jej mój genialny pomysł, który wpadł mi w tym samym momencie do głowy, nie wyobrażając sobie, że po tym tygodniu miałbym się z nią pożegnać, pozwalając jej wrócić do Japonii.

– Oj mój mały mężczyzno. – Mama doskonale wiedziała jak z tego wybrnąć, ani nie negując mojego pomysłu, ani go nie akceptując. A kiedy już choć trochę się nią nacieszyłem, powoli odsuwając, kobieta wycałowała zarówno moje mokre od łez policzki, jak również czoło, dając mi chwilę na wzięcie głębokiego oddechu i uspokojenie się. – Przedstawisz mnie swojemu przyjacielowi? – zaproponowała, na co zaraz postarałem się pozbyć delikatnie tych łez z moich policzków. Tak, aby nie zniszczyć makijażu.

A kiedy byłem już pewien, że znowu się nie rozkleję, a mój głos zaraz nie załamie, odwróciłem się w stronę Jimina, łapiąc jedną ręką bagaż mojej mamy, a drugą jej dłoń, aby wspólnie ruszyć w jego stronę. I dopiero gdy znaleźliśmy się tuż obok chłopaka, puściłem jej rękę, aby to jego objąć, posyłając jej uśmiech.

– Mamo, to moja kochana bratnia dusza – Park Jiminnie – przedstawiłem go, nawet jeżeli moja mama już go doskonale znała. Od najmłodszych lat. Bo opowiadałem jej wszystko, co Jiminnie mi opowiadał. Oczywiście od jakiegoś trzynastego roku życia odpowiednio to filtrując.

Starszy ukłonił się grzecznie, zaraz z nią witając:

– Dzień dobry. Cieszę się, że mogę panią poznać. Park Jimin.

– Dzień dobry Jiminnie. – Moja mama wymieniła z nim uprzejmości, po czym podeszła bliżej, posyłając mu uśmiech i przyglądając jego osobie. – Jaka urocza buzia.

– Prawda? Na żywo wygląda nawet lepiej niż na zdjęciach – od razu to podłapałem, tuląc się do jego boku, przeszczęśliwy, że w końcu miałem dwie ukochane osoby przy sobie.

Jimin oczywiście zaraz jej za to podziękował. A ja, nie chcąc tego przedłużać, bo wolałem zabrać ją już do naszego mieszkania, zaproponowałem:

– Zbieramy się? Na pewno chcesz odpocząć, mamo. – Znów złapałem jej walizkę, aby nie musiała się z nią męczyć.

– Dziękuję kruszynko. Chodźmy w takim razie – przystała na moją propozycję, dlatego całą trójką ruszyliśmy do wyjścia prowadzącego na parking lotniska.

Oczywiście moja mama została wtajemniczona w mój plan dotyczący pokrywania większości czynszu za moje i Jimina mieszkanie. Bo nie chciałem jej bez sensu okłamywać, skoro na razie to ona mnie utrzymywała. Dlatego musiałem ją również wtajemniczyć w prezent, który Jimin otrzymał od swojego chłopaka. W końcu jak miałbym jest wytłumaczyć, że nie stać go na tak drogie mieszkanie, ale na Porsche za pół miliona dolarów już tak?

A dzięki temu kiedy już dotarliśmy do odpowiedniego auta, mama popatrzyła na mnie tylko porozumiewawczo, niczego nie komentując. A po schowaniu jej walizki do bagażnika i zajęciu z nią tylnej kanapy, aby móc z nią rozmawiać, trzymając w międzyczasie za rękę, rozpoczęliśmy standardowe tematy dotyczące studiów i życia w Seulu. Bo na bieżąco informowałem ją o moich sukcesach i porażkach na uczelni. Tak samo jak o nowych znajomych i nowych obyczajach, powiedzonkach lub tradycjach, których się nauczyłem lub które tutaj odkryłem.

Droga do domu zleciała nam bardzo szybko, a kiedy dotarliśmy na miejsce mogłem ją oprowadzić po naszym mieszkaniu. Oczywiście zacząłem od mojego pokoju, w którym oprócz wielu gadżetów z New Jeans, znajdowały się również liczne zdjęcia, które dopiero jakieś dwa tygodnie temu oprawiłem w ramki, ustawiając na różnych szafkach i tuż przy łóżku, na szafce nocnej. Posiadałem w nich także zdjęcia rodziców, kilka moich z dzieciństwa z rodzicami, nowych znajomych ze studiów, jak również przyjaciół z Japonii, a przede wszystkim zdjęcia Jimina i Yoongiego. I właśnie to jednym z nich zainteresowała się moja mama, najpierw oglądając zdjęcie mojego ukochanego, zajmującego miejsce przed fortepianem, gdzie nie raz robiłem mu niechciane przez niego sesje. By zaraz po tym złapać jedno z naszych wspólnych zdjęć, na którym przytulałem go na urodzinach Jimina.

Ciężko było mi rozszyfrować w tej chwili emocje mojej mamy. Dlatego starałem nie spuszczać jej twarzy z oczu, wyłapując nawet najmniejszą zmianę w jej mimice.

– Więc to jest ten twój chłopak? Producent muzyczny? – zapytała w końcu, po chwili wpatrywania się w trzymane zdjęcie.

– Tak. Mój Yoongi – potwierdziłem, nie mogąc się przy tym nie uśmiechnąć, bo jego imię zawsze wywoływało ten pozytywny grymas na mojej twarzy. – Przystojny, prawda? Gdybym poznał go w Japonii, od razu bym go do was przyprowadził. Bo jeszcze nigdy nie czułem do jakiejś osoby tego... co czuję do niego – przyznałem trochę nieśmiało, nadal nie potrafiąc jej wprost powiedzieć, że „kocham go najbardziej na świecie".

– Jest chyba nieco starszy od ciebie? Jest po trzydziestce? – kontynuowała to wypytywanie, na które aż szerzej otworzyłem oczy. Bo co to za osądy? Mój Yoonie? Po trzydziestce?!

– Mamoo, Yoongi ma dwadzieścia cztery lata. To nie jest duża różnica wieku – zauważyłem, nawet jeżeli z obecną fryzurą i swoją... spokojną naturą, dodawał sobie kilka lat.

– Naprawdę? A to dobrze, to niedużo – stwierdziła na szczęście, zostawiając już moje zdjęcia, aby udać się pod jeden z plakatów moich dziewczynek. Moja mama była świadoma mojej ostatniej fascynacji New Jeans. Zresztą, od małego zawsze musiałem czymś zapełnić ściany mojego pokoju, dlatego zaraz to skomentowała: – Zupełnie jak w domu.

– Ostatnio byłem na ich koncercie – pochwaliłem się, nadal nie mogąc uwierzyć, że zobaczyłem je tak blisko. Zwłaszcza moją śliczną Hanni. – Występowały za darmo na naszych uczelniach – dodałem, choć na tym na razie chciałem zakończyć te opowieści, łapiąc ją za rękę. – Chodź, mamo, zrobiłem japchae specjalnie na twój przyjazd. Ocenisz.

I przeszliśmy do kuchni, aby w końcu zjeść coś ciepłego. Oczywiście wspólnie z Jiminem.

Mama była zachwycona moim daniem, co naprawdę mnie uszczęśliwiło. A kiedy już wysłuchała naszych opowieści o koncertach tak wielu artystów na naszych uczelniach, mogliśmy opowiedzieć jej o naszej przeprowadzce i problemach z nią związanych. Trochę o pracy licencjackiej mojej bratniej duszy. A trochę o naszym wspólnych życiu tutaj.

A po wyczerpaniu się tych tematów, kiedy sam byłem zajęty jedzeniem, mama zwróciła się z kolejnym pytaniem do Jimina:

– Jeonggukie wspominał, że ty też masz chłopaka, Jiminnie. Opowiesz coś o nim?

Mamoo, poruszasz temat tabu...

Patrzyłem uważnie na Jimina, który jak gdyby nigdy nic odpowiedział jej spokojnie:

– Myślę, że nie ma potrzeby. Odwiedzi nas jutro w czasie obiadu i będzie pani go mogła poznać osobiście.

ŻE CO?!

– Kyo do nas przyjdzie? – zapytałem zaskoczony, przyglądając się uważnie mojej bratniej duszy. – Nic nie wspominałeś, hyung.

– To taka mała niespodzianka. Ma w końcu czas, by nas odwiedzić – stwierdził jak gdyby nigdy nic.

Miałem sporo pytań na ten temat, ale moja mama skutecznie zmieniła temat, najwyraźniej nie widząc w tym nic zaskakującego:

– Fantastycznie. A Yoongi dzisiaj będzie, tak?

– Tak. Musi. Bo inaczej sam po niego pojadę... – skwitowałem, oczywiście zaraz dodając: – Co prawda metrem, ale pojadę.

A to wyglądałoby na pewno komicznie.

Porwanie ukochanego metrem. Byłbym prawie tak romantyczny jak chłopak mojej bratniej duszy.

Zarówno mnie, jak i moją mamę i Jimina, rozbawiło to stwierdzenie. A kiedy już dokończyliśmy ten obiad, starałem się znów skupić na rozmowie i interakcjach z mamą, aby nie zamartwiać późniejszą wizytą Yoongiego i tą jutrzejszą, niezapowiedzianą Kyo.

Szykuje się naprawdę ciekawy tydzień...



Yoongi:

Wiem, że w każdym związku musi nastąpić moment, kiedy trzeba poznać rodziców swojej drugiej połówki, ale nie spodziewałem się, że nastąpi to tak szybko. Nie ukrywam – mocno mnie to stresowało, nawet bardziej niż perspektywa odebrania nagrody na gali transmitowanej na cały kraj. Z opowieści Jeongguka wynikało, że nie powinienem się martwić, bo jego mama była raczej kobietą z wyższych sfer, a mając kontakty w świecie show biznesu, wiedziałem jak należy się zachowywać. Mogłem jednak nie zostać zaakceptowany, bo nawet jeśli miałem obecnie wysoką pozycję społeczną, to moje nadal pochodzenie było przeciwko mnie, a sam zawód wcale nie był tak stały, jak mogłoby się wydawać. Bo jeśli nie producentem, to kim miałbym być? Dlatego na kolację z ukochanym, jego mamą i Jiminem postarałem się nie tylko dobrze zaprezentować ubiorem i zachowaniem, ale także pomyślałem o małym wkupieniu w łaski, z pomocą prezentów. Choć kwiaciarka, która wręczała mi przygotowany bukiet dopytywała czy czasem nie wybieram się na oświadczyny, co trochę mnie przeraziło, bo może jak przyjdę aż tak odstawiony, to wręcz będzie się tego ode mnie wymagać? A choć nie miałbym nic przeciwko, to jednak nie posiadałem pierścionka. Dlatego zostawiłem muchę i marynarkę w samochodzie.

Drzwi otworzył mój chłopak, dając mi tylko możliwość powiedzenia: „Hej kochanie", bo już zniżał się nieco, by złożyć buziaka na moich ustach.

– Hyuung – powiedział cicho, patrząc na przyniesione przeze mnie rzeczy. – Moją mamę też zamierzasz porozpieszczać? – zapytał rozbawiony, a następnie znów się zbliżył, nie dając mi nawet zdjąć butów, bo już obsypał moją twarz pocałunkami. Lubiłem tę jego wylewność, choć czasem czułem, że to ja powinienem być tym, który inicjuje takie rzeczy. Nie narzekałem jednak, przyzwyczajony już do tej ilości czułości, które zawsze wywoływały mój uśmiech.

– Twoją mamę też. Ale przede wszystkim ciebie – wyjaśniłem, wyjmując na chwilę z kieszeni spodni małe pudełeczko. I teraz pomyślałem, że może ono trochę wyglądać, jak takie na pierścionek zaręczynowy... Ale chyba nie pomyśli, że...

– W końcu mi się oświadczysz. Do tego przy mojej mamie. Idealnie! – stwierdził szczęśliwy, a ja poczułem, że nieco blednę.

Oby nikt tego nie słyszał, bo się zrobi zamieszanie i będę jechał po ten pierścionek.

Na szczęście sądząc po minie Jeongguka, tylko sobie ze mnie żartował. Dał mi jeszcze jednego buziaka na rozluźnienie, po czym (gdy w końcu udało mi się zdjąć buty) zaprowadził mnie do kuchni, gdzie czekała już elegancka kobieta. Nawet mając na sobie fartuszek, zachowywała klasę. Była naprawdę piękna i stanowczo wiedziałem po kim Jeongguk odziedziczył urodę.

– Mamo, to mój ukochany i przyszły mąż – Min Yoongi – zapowiedział mnie, na co ukłoniłem się z szacunkiem.

– Dzień dobry. Miło mi panią poznać.

– Och, naprawdę przystojniutki – skomentowała mój wygląd, co przyjąłem z zadowoleniem, widząc, że mam duże szanse na bycie zaakceptowanym. – Mów mi mamo.

Chyba już wygrałem.

– Przyniosłem dla pa... mamy prezent – poprawiłem się szybko, podając jej trzymany bukiet kwiatów oraz torebkę z prezentem, w której znajdowały się perfumy. Oczywiście skonsultowane wcześniej z Jeonggukiem.

Mama mojego ukochanego zerknęła do torebki i uśmiechnęła się radośnie. Miała dokładnie taki sam uśmiech, jak jej syn.

– Och, naprawdę nie trzeba było – powiedziała od razu, wyjmując flakonik.

Zerknąłem na Jeongguka, który wyglądał, jakby był w siódmym niebie.

– Widzisz, hyung? Mówiłem, że łatwo pójdzie – powiedział cicho, podczas gdy jego mama poszła szukać wazonu, aby mieć gdzie wstawić kwiaty. – Moje serce wiedziało kogo sobie upatrzeć – dodał głośniej, obejmując moje ramię.

Również objąłem go w pasie, sięgając po pudełeczko, które w końcu oficjalnie mogłem mu wręczyć.

– Proszę. Niestety nie dzisiaj jeśli chodzi o zaręczyny. Ale mam nadzieję, że ci się spodoba – wyznałem od razu, aby nie było niedomówień.

Młodszy natychmiast je otworzył, a w środku była bransoletka z charmsem w kształcie małego bukietu kwiatów. Dużo osób uważało to za prezent, który pomaga kolekcjonować wspomnienia. A myślę, że poznanie jego mamy było właśnie takim kamieniem milowym naszego związku.

– Wiesz hyung, że czego byś mi nie dał, to zawsze mnie uszczęśliwisz, bo to prezent od ciebie – powiedział wesoło, wyjmując podarek, by go założyć. I oczywiście jak miał w zwyczaju, zaraz wyjął telefon i zrobił masę zdjęć swojej przyozdobionej ręce. – Mamo, chodź, zrobimy sobie selkę – poprosił, przysuwając się do mnie, bo oczywiście również byłem brany pod uwagę przy tym zdjęciu.

Kobieta podeszła do nas i pozwoliliśmy sobie na kilka zdjęć, zmieniając ustawienie tak, że czasem pani Jeon była między nami, obejmując nasze ramiona, innym razem przeszła na bok, bym mógł przytulić ukochanego.

– A gdzie jest Jimin? – zapytałem, gdy sesja dobiegła końca, a ja zorientowałem się, że przecież mieszka tu jeszcze mój przyjaciel.

– Och, chyba w swoim pokoju? – zastanowiła się mama Jeongguka, rozglądając zaskoczona, jakby spodziewała się, że Park zaraz skądś wyskoczy.

– Nie je z nami?

– Pójdę po niego – powiedział od razu Jeongguk i pobiegł do pokoju swojej bratniej duszy.

Patrzyłem, jak puka grzecznie i otwiera po chwili drzwi, a zaraz po tym Jimin dołączył do nas z radosnym uśmiechem, ubrany chyba najbardziej na luzie z nas wszystkich, bo w t–shirt i jeansy. Trochę mu pozazdrościłem, bo sam wolałbym mieć na sobie bluzę i dresy.

Jimin przywitał się ze mną, po czym zaczęliśmy znosić ostatnie dodatki na stół i usiedliśmy – mój przyjaciel i pani Jeon po jednej stronie, a ja i Jeongguk po drugiej.

Posiłek przebiegał dość spokojnie. Jimin skupiał się głównie na jedzeniu i chyba nieco błądził myślami, a mój chłopak i ja odpowiadaliśmy na zadawane nam przez jego mamę pytania. Głównie dotyczyły one mojej kariery i zawodowych planów na przyszłość, a ten temat łatwo przekształcił się w pytania o scenariusz naszego dalszego, wspólnego życia.

– Cóż... dopiero zaczęliśmy się spotykać. Więc jeszcze potrzebujemy trochę czasu, by chociażby razem zamieszkać – odpowiedziałem bezpiecznie, choć naprawdę gotów byłem jutro iść do urzędu, by podpisać odpowiedni dokument, czyniąc nas tym samym małżeństwem.

– Mamo, ćśś – poprosił Jeongguk, przykładając palec do ust. – Długo starałem się o względy hyunga. Teraz muszę tak samo długo starać się, aby coś tu zabłysnęło – wyjaśnił, poruszając znacząco palcami.

Spojrzałem na minę Jimina, który wydał się nieco zażenowany tym „wymuszaniem" zaręczyn, co tylko mnie rozbawiło.

– No ale zamieszkać moglibyście razem. Pokazałbyś Yoongiemu, że potrafisz się zajmować domem.

– Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale Jeonggukie chyba jeszcze potrzebuje nacieszenia się swoim pokojem – wyjaśniłem, dobrze wiedząc jak chłopak cieszy się, że może mieć wszędzie swoje goodsy z New Jeans. Gdy będziemy mieli razem zamieszkać, na pewno nie pozwolę na taką ilość plakatów. Może sprzedam mieszkanie i kupię większe, by miał swój pokój na tworzenie ołtarzyków idolek.

– Tak, hyung ma rację – przyznał Jeon ze śmiechem, choć obaj wiedzieliśmy, jaka jest prawda. Ze względu na bratnią duszę młodszego, powstrzymaliśmy się przed podjęciem tego kroku, aby chłopak nie został sam i nie wrócił do mieszkania na kilku metrach kwadratowych. Obaj mieliśmy po prostu na względzie dobro naszego przyjaciela. Przynajmniej dopóki ten jego chłopak–niby–nie–sponsor odpowiednio się nim nie zaopiekuje. Skoro kupił mu auto, to pewnie nie będzie problemu ze wspólnym mieszkaniem.

Pewnie w jakimś penthousie...

Yoongi, postaraj się mu po prostu zaufać i nie podejrzewaj go o prostytucję...

– Na razie będzie lepiej jak pomieszkam z Jimin hyungiem. Muszę jeszcze dorosnąć do tak poważnych decyzji – wyjaśnił mój chłopak.

– Gdy tylko Jeonggukie powie mi, że chce zamieszkać razem, od razu przyjadę po jego rzeczy – zapewniłem dodatkowo.

Na szczęście mamę młodszego zadowoliła taka odpowiedź. Jednak Jimin, który oczywiście o niczym nie wiedział, postanowił dorzucić swoje dwa grosze:

– Jakbyś już u niego nie sypiał... – wymruczał niby niewinnie, zaraz uciekając spojrzeniem w bok, aby ukryć psotny uśmiech przed panią Jeon.

– To mój dyskretny sposób na upewnienie się, że hyung śpi, a nie pracuje. – Jeongguk natychmiast odbił piłeczkę, a ja starałem się nie roześmiać.

– Bardzo cwanie – skomentowałem, głaszcząc kciukiem policzek mojego chłopaka.

– Cóż, mam nadzieję, że przy naszym następnym spotkaniu, będziecie już kilka kroków dalej w swoim związku. Nie robię się coraz młodsza, a wnuki chciałabym pobawić.

Takiej uwagi żaden z nas się nie spodziewał. Jiminowi aż wypadły pałeczki z dłoni, po które się szybko schylił, chowając pod stołem, spod którego zaraz doszedł nas jakiś niekontrolowany chichot. Ja natomiast z szeroko otwartymi oczami i lekko rozdziabioną buzią, przeniosłem wzrok na Jeongguka, bo jednak... sugestia jego mamy była mocno jednoznaczna, czego się od nas oczekiwało. I to chyba w najbliższym czasie?!

– Co masz na myśli, mamo? – wydukał w końcu młodszy, równie mocno zbity z pantałyku.

– No jak to co? W waszym przypadku to, co prawda, tylko adopcja wchodzi w grę. No, ewentualnie znalezienie surogatki. No, ale to zawsze coś.

Poczułem, jak policzki ostro mnie pieką od tych słów.

– To... bardzo daleko idące plany – zacząłem ostrożnie. Bo prawdę powiedziawszy, nawet przez myśli mi do tej pory nie przyszło planowanie takiej rodziny z Jeonggukiem.

– Chyba nie taką przyszłość wyobrażamy sobie z hyungiem, mamo – dodał Jeon, podobnie jak ja starając się załagodzić temat, a najlepiej z niego wybrnąć.

– Nie no, oczywiście. Decyzja należy do was. Tylko jesteś naszym jedynym dzieckiem... – stwierdziła nieco smutno, a Jimin nagle przestał się śmiać. – Szkoda, by nasza rodzina zakończyła się na tobie...

Nie wiem, czy to był przykład idealnej manipulacji, ale widziałem jak mój chłopak również robi się smutny, chyba przejęty tym stwierdzeniem. Zaraz dojdzie do tego, że zacznie szukać dziecka do adopcji!

– Zobaczymy co czas przyniesie, mamo – powiedział w końcu.

Dalsza część kolacji przebiegła w malutkim napięciu. Choć staraliśmy się rozładować atmosferę przez lżejsze tematy.

W końcu posprzątaliśmy ze stołu i mój ukochany zaciągnął mnie do swojego pokoju, prosząc mamę, by też poszła odpocząć. Widziałem jeszcze jak zajmuje kanapę w salonie, razem z Jiminem, który zaparzył im herbatę, i zamknęliśmy się w pokoju młodszego.

– Przepraszam cię za to, hyung. Nie wiedziałem, że poruszy takie tematy – powiedział natychmiast Jeongguk, przykładając sobie rękę do czoła w nieco dramatycznym geście i pokręcił głową, wyraźnie niedowierzając w to, co nas spotkało. – Poza tym wiesz, że tylko żartuję z tymi zaręczynami, prawda? Nie sądziłem że to też weźmie aż tak na poważnie.

Starałem się posłać mu nieco uspokajający, łagodny uśmiech, aby mniej się przejmował tą sprawą. Choć we mnie nadal buzował strach.

– Czym się przejmujesz? – zapytałem, głaszcząc jego policzek. – Gdyby nie fakt, że to naprawdę za szybko, już od dłuższego czasu chodziłbyś z pierścionkiem – zapewniłem, zbliżając się jeszcze bardziej, aby go pocałować. – Nie przejmuj się, rodzice już tacy są.

Widziałem, jak mina Jeongguka ulega zmianie, rozczulając się nieco na moje słowa.

– No i jak ja mam być niby rozważny, kiedy jesteś taki słodki, hyung? – zapytał, od razu obejmując mnie, abym mógł go zamknąć w moim bezpiecznym uścisku. Jak zawsze jedna z jego dłoni wylądowała w moich włosach, gdzie bawiła się kosmykami, wiedząc, że to bardzo lubię.

W końcu jednak ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie w policzki i usta.

– Nie prowokuj, bo zasypię cię pocałunkami – ostrzegłem, mając na to naprawdę wielką ochotę po tych małych czułościach. To jednak była raczej zachęta, niż przestroga dla Jeona, co ten zaraz udowodnił, znów dając mi całusa.

Sam się prosiłeś, króliczku.

Puściłem go, ale tylko na chwilę, by tym razem to moje dłonie ujęły jego policzki i przyciągnęły go do pocałunku. Krótkiego, ale bardzo namiętnego. Po czym obsypałem jeszcze tę wesołą buzię buziakami.

– Ostrzegałem – mruknąłem zadowolony, pozwalając mu ponownie się we mnie wtulić.

– I ja mam cię po tym puścić do domu? – zapytał, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.

– Jeśli myślisz, że twoja mama nie będzie miała nic przeciwko, to mogę zostać – zapewniłem, w sumie przyjeżdżając tu z takim zamiarem. Miałem w samochodzie torbę z potrzebnymi mi rzeczami, tak na wszelki wypadek. Woziłem ją do pracy, w razie zostawania na noc w wytwórni, co ostatnio zdarzało się coraz rzadziej, dlatego byłem przygotowany na taką okoliczność.

– To zostajesz, hyung. O ile jesteś na tyle odważny, aby tu spać – stwierdził rozbawiony, wskazując palcem na jego galerię plakatów.

– Że tak zażartuję – jakbym był w pracy.

– Nieśmieszne. Zazdroszczę – wymruczał, robiąc nieco niezadowoloną minkę. – To chodź, hyung, pomęczę cię jeszcze czułościami, zanim pójdziemy szykować się do spania.

Oczywiście zaraz wylądowaliśmy w łóżku, jednak powstrzymaliśmy się przed czymś więcej, skupiając na pocałunkach i niewinnych pieszczotach. Woleliśmy nie ryzykować sytuacji, gdzie mama młodszego wejdzie nam niespodziewanie do pokoju, przyłapując jak jakichś nastolatków. Jeszcze będzie czas w moim mieszkaniu na dopieszczenie chłopaka.



Kyo:

Kabarecik czas start!

W Seulu w końcu zjawiła się kochana mamuńcia, z którą przecież z przyjemnością się spotkam. Powspominamy stare, dobre czasy. Tych kilka lat razem, pełnych nienawiści i obelg z jej i ojczulka strony. Bo przecież mieli tak cudownie uzdolnionego syna. Taki skarb im się trafił. No po prostu pozazdrościć takiego ognistego chłopaczka.

Mimo wszystko obiecałem sobie jednak, że niczego nie odwalę. Przynajmniej na razie. I nie przy Jeongguku, który zaraz by się tam pewnie poryczał albo gdzieś zwiał. Może wykorzystam moment jak będę z nią sam na sam, dziękując za te wszystkie lata traumy i bólu. Niekoniecznie przy dzisiejszym spotkaniu. Jestem cierpliwy. Może nawet złapię oba Pokemony za jednym razem. Ojczulka Wieś Maca i Matule Mc Wrapa. Moje dwa ulubione Pokemony ze wszystkich generacji. Tak samo bezużyteczne i szkodliwe jak moi rodzice.

Nie zamierzałem udawać przy tym obiedzie kogoś, kim nie jestem. Dlatego poprosiłem Wonnie o dobranie mi idealnie dopasowanego, szarego garnituru, w full pakiecie – czyli nie tylko z marynarką, ale i tego samego koloru kamizelką, z bordowym krawatem i białą koszulą pod spodem. Na to zarzuciłem płaszcz, ale tylko na ramiona, jak prawdziwy OG BOSS. Trochę żeliku we włosach, tu i tam, aby dodać mi charakteru, pozbawiając choć trochę tych roztrzepańców na głowie. I byłem gotowy na to spotkanie po latach.

Miałem być o szesnastej. Więc jak na bossa przystało, zjawiłem się piętnaście po, dzwoniąc kilka razy dzwonkiem, by zaraz po tym zapukać donośnie do drzwi. I nie musiałem długo czekać, bo mój Minnie zaraz zjawił się po drugiej stronie, do tego w ładnym, jasnym fartuszku. Niestety miał pod nim ubrania, co było lekkim rozczarowaniem.

– Cześć – przywitał się, choć jakimś dziwnym, konspiracyjnym szeptem, który oczywiście zignorowałem, odzywając się do niego moim normalnym tonem:

– Minnie. Mmmmm. – Jeszcze zanim wszedłem, musiałem obczaić go od góry do dołu, zapamiętując taką wersję, ale w samym fartuszku, co na pewno umili mi dzisiejszy dzień. – Chodź tu, moja gosposiu – zachęciłem go, obejmując w pasie i przyciągając do siebie, aby dać mu buziaka prosto w usta. Początkowo tylko go cmoknąłem, ale nie chciałem się ograniczyć do takiego powitania, przy kolejnym całusie muskając jego ponętne wargi.

Moja mysza początkowo się do mnie uśmiechała, ciesząc z tych całusów, ale zaraz zmarszczył nieco brwi, przyglądając mi uważnie.

Oho!

– Na pewno chcesz z nią porozmawiać?

Pytasz dzika czy sra w lesie...

– No pewnie – potwierdziłem z łagodnym, może troszeczkę przesadzonym uśmieszkiem, który miał oddawać moją wewnętrzną chęć mordu.

Jimin chyba ją wyczuł, bo zaraz to skomentował:

– Przypominam ci tylko, że mam kaucję z mieszkania do odzyskania.

Wywróciłem na to oczami, już nie mając okazji tego skomentować, bo młodszy–starszy na szczęście zabrał mnie już do mojej mamuni i braciaka, którzy zajmowali kanapę w salonie, zajęci rozmową ze sobą.

– Jeongguk, pani Jeon. Przedstawiam mojego chłopaka – Kyo.

Przez chwilę po prostu tam stałem, posyłając im ładny uśmieszek. Matkę zamurowało, tak samo jak Kooka. I tylko do tego drugiego rwało się moje serce. W końcu nie miałem do niego żalu, on o niczym nie wiedział. Poza tym był moją bratnią duszą, z którą również chciałem spędzać czas.

– Witam kochaną rodzinkę – przywitałem się, całkowicie nieszczerze, wlepiając wzrok na razie tylko w mamusię.

– To niemożliwe... Kyongguk? – wydukała z siebie, używając tego obrzydliwego imienia, które starałem się w tej chwili zignorować. Jimin na pewno o tym wiedział, bo lekko ścisnął moją dłoń, jak gdyby sygnalizując, abym nie robił niczego głupiego, ewentualnie chcąc przypomnieć, że mam go przy sobie gdybym tego potrzebował.

– A jednak. Jestem silniejszy niż z ojcem sądziliście – zauważyłem jadowitym tonem, na razie kończąc tym pierwszą wymianę zdań z moją matką. Bo zaraz zwróciłem się do Kooka, któremu należały się wyjaśnienia, skoro WieśMac i Mc Wrap ukrywali całą prawdę przez tyle lat. – Cześć Jeongguk. Jestem twoim martwym bratem i twoją i Jimina bratnią duszą. Takie cuda niewidy. – Posłałem mu w miarę sympatyczny uśmieszek, który na pewno przez moje nastawienie był jakąś jego parodią. Ale miałem nadzieję że się nie obrazi. To dobry chłopiec. Kochany i przykładny synuś.

Matulka dramatyzowała, zasłaniając usta dłonią i zaczynając już ryczeć. A Kook standardowo otwierał i zamykał paszczę jak ryba, chyba nie mogąc pozbierać myśli. Bo na pewno swojej ulepszonej kopii to się dzisiaj nie spodziewał.

– Powinienem zostawić was samych? – zaproponował mój blondynek, na co pokręciłem głową.

– Zostań Minnie, pogaworzymy sobie w czwórkę – kontynuowałem moje przedstawienie, ciągnąc go na kanapę i siadając obok Kooka, a Minniego sadzając obok siebie. Aby żaden z naszej dwójki nie musiał siedzieć obok Mc Wrapa. Niech dramatyzuje w samotności.

Objąłem braciaka ramieniem, obserwując jak jego zaskoczenie zamienia się powoli w przerażenie, bo tak – wykonałem w jego stronę jakiś ruch! WOW. Szok. Do tego go DOTKNĄŁEM.

Niewiarygodne, Gguk!

– To co, zdałeś już ten praktyczny? Bo z teorią ci jakoś poszło – zagaiłem, licząc że może przy tym temacie coś bąknie. Ale gdzieee tam, na co ja liczyłem...

Odwróciłem się do Minniego, wzdychając.

– Ale rozmowna ta rodzinka... – skwitowałem to wszystko, zabierając już rękę z ramienia Kooka.

– Kyongguk, dziecko, to naprawdę ty. – Tym razem to matka znowu się uruchomiła, do tego jakby na potwierdzenie swoich słów, próbując złapać mnie za rękę, na co oczywiście jej nie pozwoliłem, szybko z nią uciekając, zdegustowany.

Weź babo, bo się poparzysz jeszcze, biedulinko.

– M–mamo? O–o co... tu chodzi? – wydukał tym razem mój braciak, zwracając się do Mc Wrap. Ale na co on liczył...

– Nawet nie wiem, od czego miałabym zacząć... – wymruczała, starając się pozbyć łez ze swojej twarzy, ale z racji tego, że do jej oczu napływały nowe, było to bezsensowne. Tak samo jak jej gadka, która wiedziałem jak będzie wyglądać, dlatego sam postanowiłem mu to wyjaśnić, popierając od razu dowodami.

– Jak już mówiłem. Jestem twoim bratem, którego nasi przeeeekochani rodzice chcieli się pozbyć – rozpocząłem z przekąsem, wstając powoli z kanapy, na której został przy okazji mój płaszcz, ale na razie było to mało istotne.

Stanąłem przed całą trójką, ściągając jedną z rękawiczek, aby pokazać im nie tylko moje rozcięcia, ale i płonącą dłoń, którą uruchomiłem. Piękny ogień otaczał moje palce, tańcząc między nimi. I wystarczył jeden odpowiedni ruch ręką a zatańczyłby również na ciele Seohyun.

Mmm, kusząca wizja.

Uśmiechnąłem się lekko do mojej dłoni, kontynuując wyjaśnienia:

– Dla nich byłem nienormalny, w końcu który człowiek jest chodzącym ogniem? Więc wylądowałem w psychiatryku, aby nie musieli się ze mną męczyć, i abym nie hańbił ich rodziny. Ale nasza kochana mamusia przecież doskonale zna tę historię. No, Seohyun opowiedz swojemu syneczkowi co zrobiłaś z jego bratem bliźniakiem? – Przeniosłem na nią wzrok, gasząc w końcu moją dłoń.

Kobieta wstała, z jakąś nagłą determinacją. A żeby znowu mnie czasem nie dotknęła, usunąłem się na bok, nakładając znowu rękawiczkę.

– To nie była moja decyzja, Kyongguk! Jesteś moim dzieckiem, tak samo jak Jeongguk, i tak samo cię kocham! – zarzekała się dramatycznie, ocierając w międzyczasie kolejne łzy wypływające z jej oczu. – Każdego dnia żałowałam, że nie sprzeciwiłam się waszemu ojcu. Że pozwoliłam mu na rozdzielenie nas. Że musiałam okłamywać Jeongguka, że jego brat bliźniak zmarł. Myślisz, że gdybym wiedziała, gdzie cię oddał, to nie próbowałabym się z tobą kontaktować? Dwa razy próbowałam cię znaleźć. Za każdym razem ktoś donosił o tym waszemu ojcu, który... – Kobieta wzdrygnęła się, na koniec jeszcze dodając: – Kyongguk, proszę...

Czy mogłem uznać, że mówiła prawdę?

Tak.

Czy cokolwiek to zmieniało?

Może troszeczkę.

Czy byłem jej w stanie teraz wybaczyć, wpaść w ramiona, popłakać się, biadoląc jak bardzo ją kocham i jak bardzo tęskniłem?

Nie. Nigdy.

Pragnąłem z nią konfrontacji, ale nie pojednania. Chciałem to tylko zrozumieć, po tylu latach i tylu krzywdach nie potrafiąc im wybaczyć. Nawet jeśli, jak twierdziła, nie miała na to wpływu.

Dobra, to czas jakoś to ładnie podsumować. Hmmm...

– Aha. To jednak tylko ojciec spłonie – stwierdziłem w końcu, całkowicie poważnie. Jednak widząc ich przerażone miny, zaraz wywróciłem oczami. – Oj nie znacie się na żartach. Co z was tacy sztywniacy? – wymruczałem, bardziej do siebie. Choć zaraz sam sobie na to odpowiedziałem: – Aa, no tak, nie macie zrytej czachy po ponad siedmiu latach w psychiatryku. – Pokiwałem głową ze zrozumieniem, rozkładając bezradnie ręce. – To co? Obiadek? – dodałem na koniec, zwracając się już do Jimina, bo przecież po to zebrała się tutaj prawie cała rodzinka. Jeszcze tylko WieśMaca brakuje.

Minnie popatrzył na nas niepewnie, podnosząc z kanapy.

– Chyba przyda się trochę wody na ostudzenie emocji. A ty bądź grzeczniejszy, bo inaczej wsadzę ci łeb pod kran – burknąłem do mnie, łapiąc do tego za nieużywaną przed chwilą rękę, która była chłodniejsza i ciągnąc za nią do stołu.

Grzecznie się poddałem, żeby mi później nie marudził.

– Wiem, że cała ta sytuacja jest dla was wszystkich ciężka, ale może łatwiej dogadacie się przy jedzeniu – zaproponował, na co wywróciłem oczami, łapiąc za przygotowane dla mnie drewniane sztućce.

– Kyongguk... – usłyszałem zaraz z kanapy, na szczęście męski głos, dlatego powędrowałem tam spojrzeniem.

– Kyo – poprawiłem Kooka, czekając na jego pytanie. Bo na pewno miał ich sporo.

– Kyo. Jesteś... młodszy czy starszy?

– Starszy. Jestem rocznik 92 – odpowiedziałem, nadal trzymając się mojej wersji, a tym samym sprawiając, że Jeongguk zmarszczył brwi, a Minnie oczywiście musiał się wtrącić:

– Nie wierz mu w to, Jeonggukie. On lubi dodawać sobie lat.

Oj od razu dodawać. Dobrze że lat, a nie centymetrów. Bo tego dodawać nie muszę. Jest ich wystarczająco dużo. He, he, he.

– Jest starszy, o trzy minuty – odezwała się po tym mamuśka, na szczęście sprawiając, że Kook zaraz to podłapał:

– Hyung.

– No, jedyny, który zwraca się do mnie z szacunkiem – zauważyłem zadowolony, patrząc przy tym wymownie na Jimina, który przecież był młodszy–starszy ode mnie i dlatego też powinien mi mówić „hyung", a nie tylko kyować.

Aj ten uparty Minnie...

– No właśnie, nauczyłbyś się od swojego brata szacunku do starszych – biadolił mi mój piękny, na szczęście zaczynając już przynosić jedzenie, czym radował mój wołający o pokarm żołądek. – Pani Jeon... proszę do nas dołączyć – zachęcił jeszcze moją matkę do zajęcia któregoś z miejsc. I słusznie zajęła jedno z najbardziej ode mnie oddalonych. Za to Kook klapnął tuż obok. I zamiast zająć się jedzeniem, zaczął wpatrywać się we mnie jak w obrazek. Dlatego zaledwie wziąłem dwa kęsy pysznego makaronu mojej gwiazdy, a już musiałem westchnąć, przenosząc na niego wzrok.

– Przepraszam – zreflektował się zaraz, wlepiając wzrok w swój talerz. – Po prostu to... niewiarygodne. Że mam... brata... Do tego bliźniaka... I... moją bratnią duszę? Z... supermocą? – zaczął dukać, chyba nadal będąc tego wszystkiego niepewny i nie mogąc w to uwierzyć, co było zrozumiałe.

– Oj przyzwyczaisz się – zapewniłem, klepiąc go po plecach. – Minnie na początku też trochę świrował. Prawda, kochanie? – zwróciłem się do blondyna, który jeszcze pląsał między nami, donosząc trochę warzywek.

– Oj tam zaraz świrował. Po prostu przyjąłem to do wiadomości.

Chłopak szybko skończył to donoszenie, zajmując miejsce obok Mc Wrapa, a ja kontynuowałem to lekkie droczenie:

– A kto mi wyleciał z: „Wooow, najprzystojniejszy chłopaku na świecie, czy ciebie to nie boli"?

– Chyba mylisz nasze wspomnienia ze swoimi fantazjami – stwierdził, na szczęście rozbawiony, a ja nie zamierzałem temu zaprzeczać, mrucząc tylko, że to możliwe.

Minnie zajął się również talerzem Jeongguka, który znów się we mnie wpatrywał, najwidoczniej zapominając o jedzeniu.

– Właśnie, jak to działa? To jest w tobie? Czy jakoś to wytwarzasz? – w końcu wyleciał z pytaniami, których od niego jak najbardziej się spodziewałem. Jednak zanim mu jej udzieliłem, ściągnąłem rękawiczkę, aby zademonstrować mu moją dłoń z bliska.

– No w sumie jest sobie we mnie. Jakoś się tam tworzy – wyjaśniłem pokracznie, nie chcąc się zagłębiać w te wszelkie naukowe bzdety, których słuchałem przez całe życie.

Chciałem mu też zrobić mały pokazik, dlatego zaraz pstryknąłem palcami, sprawiając, że moja ręka znów zapłonęła. I nie spodziewałem się, nawet mi to do głowy nie przyszło, że ten głupek nie ograniczy się do samego przyglądania, ale jak jakiś pięciolatek postanowi dotknąć mojej ręki.

Nasza reakcja była natychmiastowa. Ja uciekłem z dłonią, a Jiminnie zerwał się, łapiąc za wodę, aby szybko schłodzić palce Jeongguka. Jednak zanim w ogóle zdołał do niego wstać, powstrzymała go przed tym Seohyun, najspokojniejsza z całego towarzystwa.

– Jeongguk nie czuje tej temperatury, Jimin. Od zawsze jako jedyny mógł dotykać dłoni Kyongguka. Nawet kiedy płonęły, nic mu się nie działo – wyjaśniła, czym wszyscy byliśmy równie zszokowani.

Czyli Kook też ma supermoc! Odporność na moją supermoc! Nie wiem do czego nam się to przyda... ALE może się przyda!

Młodszy (o te trzy minuty, niech mu będzie) zaczął przyglądać się swojej dłoni, nie zauważając na niej żadnych zmian. Sam również skupiłem na niej wzrok, wzdychając na to z ulgą. Bo ostatnie czego chciałem to skrzywdzenie brata przy naszym pierwszym spotkaniu po latach.

– Weź mnie nie strasz chłopie – mruknąłem, uderzając go lekko w ramię za to jego wyrwanie bez ostrzeżenia. Bo kto normalny tak robił?!

I w ogóle się nie spodziewałem, że kiedy skończy oglądać tę swoją rękę, odda mi, również uderzając w ramię.

Tak się bawimy?!

Złapałem lekko fragment jego skóry na przedramieniu, szczypiąc go. Jeongguk chyba świetnie się bawił, bo znowu do mnie wystartował, naśladując mój ruch i również szczypiąc moje ramię, mając przy tym zaciętą minę. I chyba jako ten starszy i mądrzejszy, musiałem mu ustąpić, obejmując go ramieniem i po prostu czochrając te układane kilka godzin włosy.

– Oj Ggukie, Ggukie. – Zaśmiałem się, wiedząc że to będzie dla niego nawet większa kara.

I znów mnie zaskoczył, nie denerwując się przez to działanie, a po prostu do mnie przytulając.

– Czyli mam brata – skwitował to, radosnym tonem, na co Jiminnie posłał mi uśmiech, a nasza mateczka znowu się rozryczała.

I tyle spokoju...

Minnie po raz kolejny zaczął ją uspokajać, a ja chyba już wiedziałem po kim tak ryczę przy oglądaniu dram.

Na szczęście po tym incydencie i wstępnym wyjaśnieniu najważniejszych kwestii, mogliśmy przejść do posiłku. Starałem się na nim skupić, pozwalając Kookowi wypytywać mnie o niektóre rzeczy. Ale kiedy dołączała do tego Seohyun, odpowiadałem dość zdawkowo na jej: „Czy jesteś szczęśliwy?", „Czy jesteś zdrowy?", „Czy niczego ci nie brakuje?", „Czy jesteś bezpieczny?".

I tak pierwsze burzliwe spotkanie dobiegło końca. Jeszcze tylko na odchodne, po wyprzytulaniu i wymaltretowaniu Jeongguka, zapraszając go przy okazji do mnie, zostałem niestety przytulony przez matkę, na co jak się mogła tego spodziewać – nie zareagowałem.

– Naprawdę się cieszę, że jesteś cały i zdrowy. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz i będziemy mogli porozmawiać – wydukała mi gdzieś koło ucha, na co przewróciłem oczami, czekając aż mnie puści. A kiedy już to zrobiła, podszedłem do Minniego, dając mu kilka całusów prosto w usta. Jeszcze tylko ponowne zniszczenie fryzury mojego braciaka, który od razu się na mnie wkurzył i skierowałem się do wyjścia, zacieszając do nich.

– Na razie rodzinko.

Odmeldowałem się palcami, łapiąc swój płaszcz i opuszczając w końcu to mieszkanie, specjalnie w stylu czarnego charakteru, którym przecież tak długo dla nich byłem. Żałowałem tylko braku zaaranżowania jakiegoś ciemnego dymu, który rozniósłby się tuż przed moim wyjściem. To na pewno robiłoby wrażenie! Ale spokojnie, jeszcze na pewno kiedyś się spotkamy, w końcu trzeba złapać drugiego pokemona. I możliwe że go unicestwić.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top