19 - Asobu
4713 słów
~~~~~~~~~~~~
Kyo:
Tak jak obiecałem mojej gwieździe, nastał czas bibeczki. I to nie ZWYKŁEJ bibeczki, a kyowskiej bibeczki. Więc full wypas, najlepsze phonki, najlepsze dziunie i najlepsze mordeczki. Powoli musiałem go wprowadzać w mój świat, początkowo pokazując tylko moje włości, po drodze też Wonnie i moje dzieciaki. A teraz przyszedł czas na kumpli z branży i kolejny mój własny obiekt, w który zainwestowałem kupę forsy. Ale dzięki temu idealnie oddawał mój charakter i też umiejętności, o których wszystkie moje byczki dobrze wiedzieli.
Weekend był najlepszą porą na szaleństwo. Nawet lepszą niż piątek, piąteczek, piątunio. Bo wtedy wszyscy byliśmy wypoczęci i gotowi do zabawy, tylko w skrajnych przypadkach zajmując się w sobotni wieczór pracą. A takie w naszej branży niestety się zdarzały.
Czarne spodnie, czarna koszula, czarna marynara, włosy wymaltretowane przez Wonyo i przeczesane na bok, odsłaniając mój wygolony boczek głowy i byłem gotowy na balety.
Minnie lubił tańczyć, nie będąc przy tym przesadnym ochlejtusem (choć czasami mu się zdarzało, ale to jak każdemu!), więc wiedziałem że miło spędzimy ten szalony wieczór i szaloną noc. I aż zacierałem rączki, jadąc po niego maseratką, ciekawy czy przywdział jakieś seksowne, obcisłe rureczki, dzięki którym będę mógł oglądać te brzoskiwenczki. Nawet z tego dobrego humorku już zaczynałem rymować!
A podjeżdżając pod jego blok, opuściłem szybko szybę, pozwalając mojej muzyce rozbrzmieć na całe osiedle, racząc ich ostatnim hitem, który odkryłem, czyli Coco Chanel, idealnie zaprawiającym do naszego szaleństwa. A moje oczy już w czasie zatrzymywania się na jednym z wolnych miejsc, obczaiły moją gwiazdę od stóp do głów.
Uuu, daaamn. Gorący towar!
Minnie miał na sobie RURECZKI (!), do tego białą koszulę i jakiś czarny, elegancki fraczek na ramionach, bez rękawów. Kojarzyłem jak się to nazywało, bo Wonyo uczyła mnie takich rzeczy, aby nie było wstydu, ale teraz nie mogłem sobie tego przypomnieć.
Jakiś fifrak po prostu.
Poczekałem aż moja pięknota zajmie miejsce obok, bo z jego prędkością nawet nie zdążyłbym wyjść z samochodu, aby otworzyć dla niego drzwi, a już by siedział w środku.
No nie da się wykazać gentlemanowi Kyo. Ech.
– Hej – przywitał się jak tylko zajął miejsce, posyłając mi ten swój słodki uśmiech, do którego od razu musiałem się przecież przykleić moimi wargami.
– Cześć piękny – mruknąłem tylko, dając mu buziaka w usta, a później policzek, znów usta, nosek i policzek. Obaj się na to zaśmialiśmy, patrząc chwilę w swoje oczy. A po tym słodkim przywitaniu, mogłem grzecznie ruszyć, standardowo z piskiem opon, do tego w rytm: „Coco Chanel, na dobry dzień!". – Słyszałem, że zacząłeś jeździć swoim porszakiem – odezwałem się po wyjechaniu na ulicę. A kiedy nie potrzebowałem już drugiej ręki, standardowo wylądowała na moim ulubionym miejscu, czyli udzie Minniego.
– Dostałem wiadomość od twojej przyjaciółki, że auto ma się nie kurzyć, więc musiałem... – stwierdził niezadowolony, na co miałem ochotę wywrócić oczami.
W czym problem kochanie?
– No patrz jak Wonnie o ciebie dba, Minnie. – Ścisnąłem lekko jego udo, zauważając, że nie jest tak mięciutkie jak zwykle bywa. – Jesteś chyba lekko zestresowany? Nie bój się, to zwykła imprezka... No, może w sali dla VIP–ów, ale imprezka – podkreśliłem, naprawdę chcąc, aby czuł się komfortowo w moim, a raczej NASZYM świecie.
– Nie wiem, czy jestem odpowiednio ubrany i w ogóle...
Aha, tu cię boli, pięknoto moja.
Znajdziemy na to rozwiązanie w najbliższej przyszłości, nie martw się.
– Noo... Może bym zdjął tego fraczka i rozpiął ci kilka guzików. Ale poza tym wyglądasz jak zwykle seksownie – skomplementowałem go, kierując swój wzrok tylko na niego, bo akurat dojeżdżaliśmy do świateł, więc nie musiałem patrzeć na drogę. A moja ręka to wykorzystała, przemieszczając się trochę wyżej i wyżej...
Zero reakcji.
– Tak zrobię przed wejściem – obiecał dość twardo, chyba za bardzo tym wszystkim zestresowany. Ale czym tu się stresować? Tańcami? I piciem alko?
Pokręciłem głową, na razie nie potrafiąc mu z tym pomóc. Dopiero w klubie go rozluźnię. Może poznanie moich byczków i obecność Wonyo trochę mu pomoże i pozwoli spokojnie się bawić.
Oby!
Szybko dojechaliśmy pod odpowiednie miejsce. Jak zwykle sam nie musiałem odprowadzać mojego auta, bo tuż po opuszczeniu samochodu przeze mnie i Jimina, rzuciłem kluczyki parkingowemu, który chyba jako jedyny nie był wielkim, napakowanym kolesiem. Bo jednak ochrona w moim klubie musiała być TOP of the TOP.
A kiedy pozbyliśmy się mojej maseratki, skierowałem nas do przejścia VIP, przy którym zbiłem pionę z moim ziomeczkiem–ochroniarzem i weszliśmy do ciemnego korytarza, w którym już dudniła muzyka. Obiecałem Minniemu pomóc z wyglądem, więc zaraz go zatrzymałem, ustawiając tuż przed sobą. I choć nawet w takiej odsłonie wyglądał idealnie, to wiedziałem, że ten fraczek będzie mu tylko przeszkadzał w zabawie. Dlatego szybko się go pozbyłem, rzucając gdzieś za siebie. Bo co niby teraz z nim zrobimy? Rozpiąłem też ze trzy guziczki jego koszuli, dając mu tam całusa, bo przecież nie mógłbym się temu oprzeć. A skoro skóra między obojczykami otrzymała całusa, to czemu szyja miałaby nie otrzymać? A później szczęka i broda i w końcu jego usta. Usta, które po krótkim buziaku otrzymały muśnięcie. A później kolejne i kolejne, przeradzając to w nieco głęboki pocałunek. Bo nie tylko się za nim stęskniłem, przez cały czas bez niego myśląc tylko o tym co ostatnio robiliśmy w moim łóżku, a również chciałem go nieco rozluźnić.
Mój Minnie zdążył się nieco zarumienić, dlatego po tym przyjemnym pocałunku otrzymał jeszcze dwa całusy w oba policzki.
Jabłuszko namber łan, jabłuszko namber tu. A teraz jeszcze brzoskwinki wypadałoby wycałować i wypieścić językiem.
Mmmmm...
– Chcesz, by inni mnie takiego oglądali? – zapytał, obejmując mnie za szyję, choć już byłem gorący, licząc że go teraz nie ranię.
Leżałem pół godziny w wannie z lodem. Nadaremno. Jeden jego pocałunek i już płonę jak zapałka.
– Nie jestem zaborczy – przyznałem, chcąc po prostu podziwiać jego piękno i aby inni również je podziwiali, zazdroszcząc mi nie tylko pozycji, ale i prześlicznej bratniej duszy. – Oczywiście dopóki nikt nie zacznie tego wykorzystywać. Ale w tym towarzystwie nie ma na to szans – zapewniłem, uspokajając go i łapiąc już za rękę.
Skierowaliśmy się dalej ciemnym korytarzem, który zaprowadził nas do złotych schodów, biegnących w dół. Miałem nadzieję, że Minnie nie będzie dopytywał o wystrój tego wejścia, zarówno jak samego klubu. Bo tak, to było prawdziwe złoto. A przynajmniej wierzchnia jego warstwa.
Tak jak się tego spodziewałem, gdy dotarliśmy do środka, DJ zaraz mnie wypatrzył, krzycząc do mikrofonu: „Jest i nasz Wednesday", co zaraz wywołało niemałe zamieszanie. W końcu raczej 99% gości mnie tutaj znało.
Rozpoczęło się witanie z ziomeczkami. Z większością zamieniłem dwa lub trzy słowa, pytając o to jak się bawią, albo o ich dzisiejsze panienki, bo dzisiaj o robocie nie gadaliśmy. Przynajmniej nie tutaj.
Oczywiście w czasie zbijania pion, przedstawiałem im też mojego pięknego partnera, który wiedzieli, że jest nietykalny, bo inaczej spłonęliby żywcem. Nie to że im nie ufałem, po prostu każdy z nas na swój sposób miał chorą głowę i kto wie co któremuś z nich do niej kiedyś strzeli.
Panienki również zapoznawały się z moim Minniem, witając zarówno ze mną, jak i z nim całusem w policzek. Wszystkie, tak jak Wonyo, wyglądały jak modelki. Po prostu same anielice. Ale każdy bogacz mógł sobie pozwolić na taki wygląd.
W końcu ogarnąłem ten tłum powitalny, prowadząc Minniego do naszej loży. A dzięki znajdowaniu się jej na półpiętrze mógł przyjrzeć się mojemu klubowi kiedy wchodziliśmy po schodach. Utrzymywał się on w złotym motywie, gdzieniegdzie zdobiąc go buchającymi ogniami. Wszystko było z najwyższej półki, tak jak jego goście. Bo na ten poziom tylko VIP–y miały wstęp.
W końcu dotarliśmy do naszej loży, nieco oddzielonej od reszty klubu i ich gości, aby zapewnić nam prywatność. Przy okrągłej kanapie siedzieli już zarówno Wonyo i jej Seunghyun, jak i Seokjin, Laysha, Hoseok i Shuhua. A pośrodku naszego stołu, oprócz kieliszków na jego brzegach, stały już trzy szampany w wiadereczkach z lodem, tak samo jak kilka przystawek i sushi, które ledwo ktokolwiek ruszył. W końcu wszyscy przyszli tu pić, a nie jeść.
– Kyoooo, Minnieee. – Jako pierwsza wystrzeliła do nas Wonyo, ubrana w BARDZO skąpą, czerwoną, do tego KORONKOWĄ sukienkę.
Oj gdyby Namjoon się dowiedział, dziewczyno...
Ale sześćdziesioną nie jestem!
Mój kwiatek podbiegł do nas, dając zarówno mnie, jak i Minniemu całusa, a ja nie omieszkałem nie skomentować jej sukienki.
– Hu hu hu, kto to się tak wystroił – zauważyłem rozbawiony, lustrując ją spojrzeniem wymownie.
Wonyo dobrze wiedziała, że to było nieodpowiednie, zwłaszcza przy jej towarzyszu, który już pchał do niej łapska, dlatego puściła mi oczko, zadowolona z siebie.
Gdybym miał ojcowski instynkt, już byś moim pasem oberwała.
Ale nie psujmy tej przyjemnej atmosfery.
Zostawiłem już Wonnie w spokoju, podchodząc do Hosia i jego girl, żeby się z nimi przywitać. A tuż po tym do Jina i jego dziuni, również zbijając piony i dając jej buziaka.
– Minnie, to jest Grey i Sunshine, moi najbardziej zaufani ludzie – przedstawiłem mu ich, na co Hoseok zaraz do niego wystrzelił. Jak to Hoseok, przepełniony energią, nie mogąc usiedzieć na dupsku.
– Jaki ładniutki! Wednesday, mówiłeś, że jest słodki, ale żeby aż tak! – stwierdził, a jego łapsko wystrzeliło mi do Minniego, łapiąc go za policzek.
Zaraz nastąpiło szybkie wycofanie Jimina za moje plecy.
– O nie, nie, nie, Sunshine. Bez dotykania mojego skarbu. – Pokręciłem na niego ostrzegawczym paluszkiem, który zaraz mógł komuś podpalić dupsko.
Chłopak się tylko zaśmiał, mrucząc: „No dobra, dobra" i wracając do Shuhuy. A ja mogłem z moją kruszyną zająć miejsca obok Wonyo i jej ogiera.
Dziewczyna jak zawsze o nas dbała, już czekając z naszykowanymi kieliszkami z szampanem. Jeden wiadomo, że był bezalkoholowy i od razu go poznałem po zapachu, podając Jiminowi ten drugi.
– Pij, kochanie – poprosiłem, tuż przy jego uchu, posyłając mu ładny uśmiech, aby go do tego zachęcić. Nadal wyglądał na niego zestresowanego, ale już nieco mniej, przyjmując grzecznie kieliszek.
– Mam nie zwracać się tutaj do ciebie po imieniu? – zapytał, tak samo tuż przy moim uchu, co od razu postanowiłem mu sprecyzować, skoro już poznał moją „branżową" ksywkę.
– Tutaj możesz po imieniu. Poza tą lożą – lepiej mów mi Wednesday. Może... też ci wymyślimy jakąś ksywkę? – wpadłem na ciekawy pomysł, biorąc łyka swojego szampana, a drugą ręką zaczynając bawić się kosmykiem jego włosów. A moje oczy zaczęły przyglądać się tej pięknej twarzyczce, próbując coś do niego dopasować. – Petal? Feather? Peaches? Po twoich pięknych brzoskwinkach? – wymyśliłem zaraz, zacieszając, zadowolony z siebie. A moja ręce zjechała początkowo na jego plecy, by zaraz znaleźć się na tym ponętnym tyłeczku.
No JEDEN NA MILION. Nie ma drugiego takiego! Nigdzie!
– Ach tak? To może ja wymyślę tobie, specjalnie ode mnie, hm? Daddy. – Też wpadł na jakąś śmieszną ksywkę, która wywołała mój uśmiech. Ale niestety...
– Ta ksywka już jest zajęta. Ale możesz mi tak mówić w łóżku, Peaches. – Znów powiedziałem to tuż przy jego uchu, zaczepiając przy tym jego płatek.
– Najpierw mnie w końcu do niego zabierz na coś więcej niż pocałunki – oburzył się, zarzucając mi obie nogi na tę moją, najwyraźniej utrzymując mnie w ten sposób grzecznie przy sobie.
– Spokojnie, wszystko w swoim czasie – obiecałem, a moja niecierpliwa ręka zaraz wylądowała na jednej z jego nóg, jeżdżąc po niej.
– Właściwie dlaczego akurat Wednesday? – zmienił w międzyczasie temat. A tego pytania jak najbardziej się spodziewałem.
– Wiesz Minnie... każda ksywka ma jakąś historię – zacząłem, zerkając na moich kumpli. Chociażby Hoseoka i jego ksywkę Sunshine od jego historii ze słoneczkiem, której lepiej aby Minnie nie poznawał. Albo Seokjina i jego Greya, od filmu którym się wzorował przy jego pierwszej, poważniejszej misji. – Niektórych wolę nie opowiadać, bo są trochę niesmaczne na taki wieczór. Ale moja jest dość prosta – kontynuowałem, ograniczając się do mojej chorej głowy i jej wyobraźni. – Wednesday jest po prostu na cześć powiedzenia: „Środa – dzień loda".
Mój szeroki uśmiech i zadowolenie z siebie nie potrwały jednak długo, bo Jimin zamiast się zaśmiać lub być tym zaskoczony, postanowił się ze mną podroczyć.
– Ach tak? To w najbliższą środę zrobisz swojemu hyungowi prezent? – Tym razem to jego zęby zaczęły męczyć moje ucho, a skoro tak, przeniosłem ręce na oparcie kanapy, aby podkreślić moje kolejne słowa:
– Jeżeli będziesz w stanie mnie zdominować, Minnie, to jak najbardziej – oznajmiłem cwanie, czekając na jego kolejny ruch.
– Zobaczymy. Tak łatwo się nie poddam – stwierdził, o dziwo zadowolony, choć jak dla mnie brzmiało to jak „poddanie się". I już chciałem kontynuować to droczenie, ale w tym samym czasie podszedł do nas jeden z ochroniarzy, a raczej moich ziomków, mówiąc mi na ucho, że mamy „sytuację na zapleczu". No cóż, nawet w czasie wolnym musiałem pracować. Bo kto by to zrobił jak nie ja.
– Zaraz wrócę kochanie – powiedziałem jeszcze tylko, klepiąc go po tych ślicznych nóżkach, które niestety musiałem zdjąć z tej mojej. A skoro musiałem go zostawić, zaraz zwróciłem się do mojego kwiatka: – Wonnie, zaopiekujesz się Minniem? – poprosiłem, na co nieco zaskoczona dziewczyna zaraz się do nas przysunęła, wraz ze swoim kieliszkiem. A kiedy wstałem, kierując się do wyjścia z loży, usłyszałem jeszcze chwilę jej monologu:
– To Pinot Noir, Chardonnay oraz Pinot Maunier z winnic Grand Cru. Pyszny, prawda?
Dobrze, ucz go Wonnie, bo teraz będzie pił tylko tak wykwintne alkohole.
Uciekłem już stąd, zostawiając ich samych, aby szybko uporać się z tą nagłą sytuacją. Musiałem tylko utemperować jednego typka w VIP–owskich pokojach, w międzyczasie odwiedzając pomieszczenia, których miałem dzisiaj nie odwiedzać. Ale wolałem upewnić się, że z moim interesem wszystko gra.
A kiedy ostatecznie wylądowałem na jednym z balkonów, niedostępnych dla imprezujących, szybko wypatrzyłem na parkiecie szalejącego Jimina z Wonyo.
Moje dwa skarby się zaprzyjaźniły. Bardzo dobrze.
– Idziemy odbić! – oznajmiłem sam sobie, donośnym tonem, zaraz kierując się do schodków, które były szybsze niż winda.
Ludzie łatwo dopuścili mnie do Jimina, a gdy już do niego dotarłem, moje ręce szybko wylądowały na jego biodrach.
– Odbijany – mruknąłem tuż przy jego uchu, uśmiechając się do Wonyo, która zaraz mnie zrozumiała, posyłając nam tylko buziaka i już zniknęła. A ja zacząłem bujać Jimina, powoli obracając go w swoją stronę. Był już lekko spocony, a przez to jeszcze seksowniejszy.
– Wszystko w porządku? – zapytał, niepotrzebnie się martwiąc taką głupotą.
W międzyczasie złapałem go za rękę, obracając nim sprawnie, ciesząc się, że tak łatwo poddaje się moim ruchom.
– Sprawa załatwiona, możemy się bawić, Minnie. Wonyo z tobą potańczyła? – zapytałem, chcąc już zmienić temat, znów obracając go w swoje ramiona, przytulając od tyłu i mówiąc tuż przy jego uchu.
– Tak. Chyba nawet ją polubię. Ale i tak wolę twoje towarzystwo.
– Wiadomo – przyznałem, chcąc już całkowicie skupić się na naszym tańcu, dlatego moje dłonie z jego dłoni powędrowały na brzuch, przejeżdżając po nim powoli, gdy nasze ciała nadal bujały się w rytm muzyki.
– Jesteś cieplejszy niż zwykle – stwierdził mi tuż po tym, więc chyba dotykanie jego tak delikatnych rejonów nie wchodziło na razie w grę.
– Za szybko mi zauważasz takie rzeczy – odpowiedziałem na to, lekko tym rozbawiony, chcąc już tylko skupić się na naszym tańcu, w czasie którego będziemy mogli być nieco bliżej siebie. A przynajmniej przy moim stylu tańca. Choć ten Jimina był podobny, co zaraz mi udowodnił, kiedy obaj skupiliśmy się na seksownych i nieco sensualnych ruchach.
I przetańczyliśmy tak jedną piosenkę, a później drugą, trzecią, kolejną i kolejną. Robiliśmy tylko przerwy na szampana, a później drinki z wódką dla Jimina, a dla mnie po prostu wodę z lodem. I ostatecznie, po tej na szczęście spokojnej i pełnej tańca i mojego seksownego Minniego nocy, skończyłem z dwoma pijanymi osobami w moim Maserati. Jedną przysypiającą na tylnym siedzeniu, a drugą radosną i droczącą się ze mną całą drogę na siedzeniu pasażera. I tylko Drake rozbrzmiewający z głośników ratował nieco sytuację, pozwalając mi się skupić na rapowaniu randomowych słów, bo na tyle to ja angielskiego nie ogarniałem.
A po dojechaniu do mojego domu, na szczęście tylko jedną osobę musiałem wynosić z samochodu. I była nią oczywiście Wonyo.
– Aj przestań, Kyo. Mogę sama iść – bełkotała mi, próbując się ode mnie odepchnąć, ale nie miała na tyle siły. Przekazałem tylko kluczyki jednemu z moich ochroniarzy i już zacząłem kierować się do domu.
– No słyszę właśnie... – mruknąłem, kręcąc na nią głową.
Jak dziecko...
– Jesteś pijana w sztok. Masz słabą główkę, koleżanko. – Minnie również dołączył się do tego pijackiego biadolenia, choć on mówił wyraźnie, ale za to ze swoim busańskim akcentem. I na szczęście zadbał o to, aby zabrać jej torebkę, którą równie dobrze mogła zostawić w loży, co nie raz się zdarzało.
– Seunghyun chciał mnie koniecznie upić – mamrotała dalej.
– No wiadomo... – stwierdziłem nieco niezadowolony, zerkając przy tym na Jimina. Bo zapewne nie tylko Seunghyun liczył, że pijana Wonnie wyląduje z nim w łóżku.
Weszliśmy w końcu do środka, ściągając buty i mogąc ledwo postawić kilka kroków do przodu, bo zaraz przyleciał do nas Chappie, ciesząc się z naszej obecności i biegając wokół nas szczęśliwy.
Wonyo próbowała coś do niego powiedzieć, machając ręką, ale nie rozumiałem jej ani trochę.
– Pójdziesz do kuchni, Minnie? Zaraz do ciebie przyjdę – obiecałem, wiedząc, że muszę się zająć najpierw moim pijanym kwiatkiem.
A kiedy zaczął się kierować w już dobrze znane mu miejsce, sam ruszyłem z Wonnie do jej sypialni. Dziewczyna jeszcze mi coś mruczała niezrozumiałego po drodze, ale wiedziałem, że teraz to my sobie nie pogaworzymy, więc lepiej, żeby zasnęła.
Jednak wystarczyło, że przekroczyliśmy próg jej ślicznie urządzonej, różowo–białej sypialni, a mój kwiatek dostał jakby nagłego zastrzyku energii.
– Makijaż Kyo.
– Wiem – mruknąłem, kierując się w stronę łóżka i próbując ją utrzymać, choć zaczęła się wiercić. – Pomogę ci, nie cuduj – poprosiłem, kładąc ją już na narzucie.
– Chłopcy nie powinni oglądać dziewczyn bez makijażu – mruczała jakieś głupoty, nawet nie otwierając przy tym oczu, bo chyba już przysypiała.
– No wiem, bo możemy się was przestraszyć – zażartowałem, łapiąc ją za dużego palca u stopy, na co machnęła na mnie ręką, uciekając z nogą i przekręcając się na bok. – Zaraz, zaraz, Wonnie. – Od razu pomogłem jej wrócić do poprzedniej pozycji, zaczynając ściągać tę sukienkę z ciała, bo doskonale wiedziałem, że rano będzie na siebie zła, że zniszczyła jakąś Victorias Secretową „piękność". I nie spodziewałem się niespodzianki, którą postanowiła mi dzisiaj sprezentować!
Jak z nią żyć?! Dajcie mi siły, ludzie, dajcie mi siły!
– Wonnie, bielizna? Wiesz, że coś takiego istnieje? – mruknąłem do niej, lekko poddenerwowany, zasłaniając ten widok ręką, bo nie chciałem jej oglądać nago.
Pomruczała coś do siebie, a ja dokończyłem ściąganie tej sukienki, zasłaniając ją tym kocem i odkładając jej dzisiejszy strój na fotel.
Westchnąłem ciężko.
– Namjoon dał mi cię na staż czy na wychowanie, bo sam nie ma na to czasu? Albo nie umie? – pomruczałem do siebie, będąc już po prostu zmęczony tą nocą.
Podszedłem do niej jeszcze, dając jej buziaka w czoło.
– Zawołam Yuri, pomoże ci z resztą. Dobranoc.
Wymruczała mi coś jeszcze, co również brzmiało jak: „Dobranoc", po czym już ją zostawiłem, prosząc jeszcze jedną z pomocy domowych, aby zmyła jej makijaż i pomogła przebrać się w piżamę. Bo ja się tego nie podejmuję. A sam skierowałem się do kuchni, po drodze ściągając już marynarkę, którą przekazałem komuś ze służby, podwijając również rękawy koszuli i ostatecznie ściągając rękawiczki. Aby tuż po wejściu do kuchni, skierować się do zlewu.
– Głodny? Chcesz się czegoś napić? – zaproponowałem grzecznie siedzącemu tu Jiminowi, gdy już włączyłem lodowatą wodę, schładzając moje ręce.
– Już wziąłem sobie wody. Też chcesz? – zaproponował, na co standardowo poprosiłem o wodę z lodem, a kiedy Jimin zaczął się tym zajmować, postanowił poruszyć też nieco inny wątek: – Mogę cię o coś zapytać? Ale... to będzie bardzo trudne pytanie, na które potrzebuję odpowiedzi.
Oho, czym mnie jeszcze Minnie pomęczy? Też mi się rozbierze do naga? Jego ciała ręką na pewno nie będę sobie osłaniał. He he he.
– Śmiało, pytaj, postaram się odpowiedzieć – zaryzykowałem, widząc kątem oka jak Minnie wstaje, kierując się do lodówki po zimną wodę.
– Trochę obserwowałem ludzi w klubie, wasze ksywki i interakcje... czy... czy wy jesteście jakimś gangiem? – zapytał, akurat gdy skończył przelewać wodę do szklanki z lodem.
No ciekawie się zaczyna... Nie za szybko? Powinienem mu powiedzieć?
Noo jak nie dzisiaj to kiedy, Kyo?
Czas najwyższy.
– Tak... coś w tym rodzaju – przyznałem ostrożnie, ważąc słowa.
I skończyłem już to schładzanie, więc założyłem z powrotem rękawiczki, sięgając też po szklaneczkę, którą dla mnie przygotował. Kilka sporych łyków i już nie było jej zawartości. A Minnie dobrze już wiedział, że jedna to dla mnie za mało. Dlatego zaraz ją ode mnie odebrał, idąc znowu napełnić.
– A możesz powiedzieć mi coś więcej? Czy wtedy będziesz musiał mnie zabić? – stwierdził, zupełnie poważny, na co nie mogłem się nie roześmiać. No bo... no JAK? Co to za przemyślenia?
– Minnie... za kogo ty mnie masz? Nie wiesz że partnerzy gangsterów są przez nich najbardziej chronieni? Włos ci z głowy przy mnie nie spadnie – zapewniłem, a aby to potwierdzić podszedłem do niego, obejmując jego głowę dłońmi i dając jej całusa.
– Wolałem się upewnić – wyjaśnił, podając mi kolejną porcję wody z lodem, którą od razu się zająłem. A jak tylko ją skończyłem, chłopak wtulił się we mnie. – Czyli mimo wszystko muszę teraz uważać. Jeśli ktoś zatrzyma się autem i powie, że ty go po mnie wysłałeś, to będę uciekał – dodał, znów stwarzając jakieś pokręcone scenariusze. A na domiar złego poruszył wątek, który liczyłem, że już zostawiliśmy na parkiecie. – Byłeś cieplejszy, bo ktoś cię zdenerwował w klubie?
– Spokojnie, jesteś chroniony. A jeżeli dojdzie do tak dziwnej sytuacji, to tak, uciekaj. Uprzedzę cię jeśli ktoś ode mnie będzie musiał cię skądś odebrać – odpowiedziałem jeszcze na jego pierwszą część pytań, znów dając mu kolejne całusy w głowę, aby się aż tyle nie martwiła. Spokojnie, główko, spokojniee. – Byłem cieplejszy, bo musiałem użyć mojej mocy – dodałem, tłumacząc to w wielkim skrócie, bo szczegółów ze mnie nie wyciągnie.
– Boję się wiedzieć więcej. A skoro nieświadomość to najtańszy z psychotropów, to niech tak będzie – stwierdził, co było naprawdę rozsądną decyzją. A tuż po tym wspiął się na palce, dając mi lekkiego całusa prosto w usta i na szczęście zmieniając temat: – Domyślam się, że masz w swojej szafie piżamę w moim rozmiarze?
– Nie w mojej, ale mam – przyznałem, zacieszając do niego. – Moja sypialnia w nocy jest dla ciebie za chłodna. Więc masz swój własny pokój – wyjaśniłem, łapiąc go już za rękę, aby tam zaprowadzić. – Chodźmy. Chappie też? – zwróciłem się do mojej psinki, która od razu podniosła się z posadzki, chętna nam towarzyszyć. Dlatego ruszyliśmy tam w trójkę.
– Mogę spać w kurtce przy tobie... – zaczął mi marudzić Minnie.
– Nie ma opcji – odpowiedziałem mu stanowczo, akurat w tej kwestii nie idąc na żadne ustępstwa. Jego zdrowie było ważniejsze niż nasza przyjemność.
– To po co mam tu zostawać na noc, skoro i tak nie mogę być blisko ciebie?
Mówiłem, że to nie będzie łatwe, Minnie.
– Mogę z tobą poleżeć przed snem – zaproponowałem, choć już tak samo markotnie jak on.
– Nie o to chodzi – stwierdził, zatrzymując się i zmuszając do tego również mnie. – Tak to będzie kiedyś wyglądać? Każdy z nas będzie żył w swoim pokoju? Obok siebie, zamiast razem? Skoro masz rękawiczki, które chronią przed twoją płomienną krwią, to czemu nie mogę spać z tobą w jakichś ciuchach termicznych?
Tryb awanturnika mu się załączył. Tuż przed samym spaniem...
– Jimin... W nocy potrzebuję bardzo niskiej temperatury, bo nie kontroluję wtedy swojego ciała. Mogę równie dobrze zapłonąć i nie chcę żebyś był wtedy obok – wytłumaczyłem spokojnie, licząc że teraz odpuści ten temat. Rozumiałem, że obaj chcemy być blisko siebie, ale na niektóre rzeczy nie mogłem mu pozwolić.
– Och... No dobrze... – W końcu zrezygnował z tego przekonywania mnie, a ja zaraz zaproponowałem mu fajną alternatywę:
– Chappie ci potowarzyszy.
A że akurat dotarliśmy do odpowiedniego miejsca, wpisałem krótki kod w panelu, mówiąc go na głos, aby Minnie sobie zapamiętał, albo zapisał, po czym weszliśmy już do środka.
Jak każda sypialnia, ta również była obszerna, posiadając nie tylko łóżko, biurko, szafki i elementy dekoracyjne, ale i kanapę, telewizor i fotele, tak samo jak przyłączona do niego garderoba i łazienka. Dodatkowo była utrzymana w jasnych kolorach, pasujących do Minniego.
Oprowadziłem go trochę po niej, ostatecznie lądując w wielkiej łazience, posiadającej prysznic dla czterech, jak nie pięciu osób, ale to ze względu na jego opcje hydromasażu i innych szalonych funkcji, którymi Jimin był najwyraźniej zachwycony.
– Chyba będziesz musiał poczekać. Nie wyjdę stąd przed godzinę – stwierdził, szybko odpinając guziki swojej koszuli i rzucając ją na podłogę.
Mmm–mmm.
Uśmiechnąłem się zadowolony, krzyżując ręce na torsie i opierając się o framugę.
– Mogę chociaż pooglądać? – zapytałem, mimo wszystko nie wiedząc czy nie będzie go to krępować. Chociaż tego ja się nie spodziewałem po pijanym Minniem.
– Jeśli wytrzymasz – stwierdził, posyłając mi zadowolony uśmieszek, a ja znów mogłem sobie podziwiać jego ciało.
Minnie szybko pozbył się swoich spodni, odsłaniając te piękne uda. A tuż po tym zrzucił z siebie również bieliznę, odsłaniając te brzoskwinki.
Spokojnie, Kyo, nie głupiej. Nie wolno ci. NIE WOLNO CI.
Stałem grzecznie, podziwiając jego ciało, które nago wyglądało jeszcze lepiej niż w ubraniach. I po co mi to robił? Przecież miałem ochotę rzucić się na niego. A to z kolei sprawiało, że znów zaczynałem robić się gorący.
No pięknie. To tyle z mojego schładzania.
Pomimo mojego zdrowego rozsądku, podpowiadającego mi, abym stąd wyszedł, nie potrafiłem tego zrobić, zostając w miejscu.
Najwyżej sobie wybuchnę. No ba.
Albo spłonę szybciej niż myślałem, że spłonę.
Minnie zaczął odkrywać różne opcje tego prysznica, włączając przy tym radio, nastawione na jakąś klubową muzykę. I robił mi powtórkę z klubu, zabierając się w międzyczasie za mycie.
Nago wyglądało to znacznie lepiej. I miałem jeszcze większą ochotę na dotykanie jego ciała. I na wzięcie go pod tym prysznicem.
Na pewno wiesz co mi robisz, pierunku.
Muzyka szybko się zmieniła, na jedną z tych bardziej znanych, chyba jakichś z seksowną choreografią, bo Minnie zaraz zaczął mi ją prezentować, dotykając się, wypinając i patrząc na mnie prowokująco.
Pozostawałem spokojny, posyłając mu delikatny uśmiech i udając, że nie powinienem tego oglądać, bo moja ręka na chwilę zasłoniła widok oczom, oczywiście zaraz rozsuwając palce, aby zaraz dalej go podziwiać.
Pląsał mi, a kiedy prawie skończył, ruszyłem do jednej z szafek, wyciągając ręcznik i sięgając po szlafrok, podnosząc już do wyjścia spod prysznica.
Masz ty piorunku jeden.
Patrzyłem na niego z uśmiechem, nadal udając niewzruszonego.
– Dziękuję – powiedział, kiedy już wyszedł spod prysznica, odbierając ode mnie początkowo tylko ręcznik. Bo najwyraźniej uznał, że wycieranie się tuż przede mną będzie fajnym elementem jego pokazu.
No trzymajcie mnie – part dwa!
Zarzuciłem sobie ten szlafrok na ramię, krzyżując ręce i czekając cierpliwie.
– A ja dziękuję za ładny pokaz – stwierdziłem, w dalszym ciągu spokojnie.
– Jest mi trochę przykro, że cię nie rozbudził.
Co to za osądy?
– A sprawdź czy nie rozbudził – powiedziałem, wzruszając ramionami. I jak się tego spodziewałem, Minnie zaraz wystartował do mnie z rączką, macając mojego twardego penisa.
To alkohol czy mój Minnie? Chyba mój Minnie.
– Och... I nic z tym nie zrobisz? – zapytał, widocznie z siebie zadowolony. A ja mogłem się jeszcze chwilę z nim podroczyć.
– Hmm... Czy dzisiaj jest środa? Możemy uznać, że tak. – Zaprosiłem go gestem do mojego krocza, czekając co na to zrobi. A on oczywiście tylko postanowił mnie podrażnić przez same spodnie, patrząc przy tym prosto w oczy.
– Hmmm... Nie, myślę, że nie – stwierdził, zabierając mi szlafrok, zakładając go na siebie i znikając w sypialni.
Fajnie, fajnie.
Here we go again, jak to księga ulicy mówiła.
I jak setki razy, kiedy coś zjebałem, z czymś przesadziłem, ale najzwyczajniej w świecie się podnieciłem, nie mogąc nic z tym zrobić przez moje rozpalone dłonie, udałem się pod prysznic, nawet nie zdejmując ubrań. Włączyłem lodowatą wodę, aby mnie schłodziła i zmniejszyła moją kuśkę. A kiedy po dwóch minutach zaczęło to działać, nie przejmując się bałaganem który wokół siebie zrobię, wyszedłem spod prysznica, kierując się do sypialni. W końcu dwie–trzy minutki i znów będę suchy.
Minnie leżał już pod kołdrą, wyglądając uroczo w swoim nowym łóżku. Zwłaszcza z towarzyszącym mu Chappiem.
– Dobranoc, Minnie. Bądźcie grzeczni – poprosiłem.
– Nie zostaniesz ze mną nawet na chwilkę? – zapytał zaskoczony, podnosząc się z pozycji leżącej do siedzącej.
Chciałem, ale teraz przez twoje pląsy nie mogę, piorunie.
– Trochę pada na zewnątrz, zmokłem – ująłem to najłagodniej jak mogłem, mówiąc to trochę bez wyrazu, bo nienawidziłem tego uczucia. Już wolałem buchać ogniem.
– W takim razie... do zobaczenia rano. Kocham cię – pożegnał się już ze mną, ale nie chciałem go tak zostawiać, nachylając się nieco w stronę jego łóżka.
– Chodź, daj mi chociaż buzi – poprosiłem, robiąc dzióbek z ust. I na szczęście moja mysza zaraz do mnie przytuptała, dając kilka buziaków.
– Przepraszam, że cię sprowokowałem. Śpij spokojnie.
Mimo wszystko wywołało to na mojej twarzy uśmiech.
– Wiesz, że nawet zaspokoić się normalnie nie mogę. A ty mnie tak męczysz... – zauważyłem, kręcąc głową. Bo może i faktycznie jakieś tam sposoby na to były, ale nie chciało mi się teraz urządzać kąpieli. Wolałem jak najszybciej pójść spać, bo rano czekała mnie praca. – Dobranoc Minnie.
– Dobranoc – odpowiedział mi jeszcze, wracając do łóżka, a ja skierowałem się do wyjścia, mimo wszystko ciesząc się z tego wspólnego wieczoru i nocy. Bo w końcu mogłem poczuć się normalnie, z ukochanym u mojego boku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top