15 - Unjoubito

[6689 słów]

~~~~~~~~~~~~



Jeongguk:

Nie spodziewałem się, że studia pochłoną większość mojego czasu. Jednak jeżeli chciałem zrealizować mój plan na życie, musiałem się trochę poświęcić i przyłożyć do nauki. To już nie były te beztroskie lata w szkole średniej, gdzie jakoś dawałem radę. Teraz nie mogłem już „jakoś dawać rady", a starać się jak tylko mogłem. W końcu w Seulu, nawet pomimo studiowania na jednej z tych mniej popularnych uczelni, uczestniczyłeś w wyścigu szczurów. Bo pomimo zaprzyjaźnienia się z dwoma osobami z mojej grupy na studiach i stworzenia jako takiej paczki przyjaciół, która wspierała się wzajemnie materiałami i notatkami, reszta studentów z naszego roku uważnie się obserwowała, licząc na potknięcia rówieśników i zniknięcia z listy studentów. A przecież ja za nic w świecie nie mogłem sobie na to pozwolić. Po pierwsze – rodzice by mnie zabili. A po drugie – co ja bym powiedział mojemu chłopakowi? JAK ja bym mu to powiedział? „Aaa wiesz, ty w wieku dwudziestu paru lat zostałeś znanym producentem, a ja po miesiącu na uczelni zostałem z niej wywalony, bo jestem chyba za głupi na studiowanie w Seulu". Przecież nie było nawet opcji, aby do tego doszło. Dlatego musiałem spiąć pośladki i wykorzystać cały mój ukryty potencjał, aby nie tylko zmotywować się do nauki, a również zacząć walczyć o swoje, nie okazując przy reszcie studentów jakichkolwiek słabości.

Robienie prawa jazdy to druga kwestia, która mnie martwiła. Bo nawet jeżeli samo prowadzenie auta nie sprawiało mi żadnych problemów, a teorii byłem w stanie się łatwo nauczyć, tak ostrożność na seulskich drogach i niektóre przepisy drogowe w praktyce, po prostu mnie przerastały. Możliwe że gdybym w Japonii non stop nie ograniczał się do jazdy rowerem lub autobusem, a prosił mamę o poćwiczenie ze mną jazdy autem gdzieś na bocznych drogach, wyglądałoby to trochę inaczej. I teraz na szczęście, lub nieszczęście, miałem od tego Yoongiego. Hyung pomagał mi jak mógł, pokazując wszystkie skomplikowane manewry, nie tylko wymagane na egzaminie, ale i w codziennej jeździe na drodze. Nadal trochę przerastało mnie parkowanie tyłem lub równoległe, ale wiedziałem, że z czasem opanuję je do perfekcji. Co do minusów takich nauk – jak niby miałem się skupić na tłumaczonej mi przez starszego teorii, kiedy jego dłonie co jakiś czas poprawiały tę moją, lub głaskały mnie po ramieniu po wykorzystaniu jego wskazówek w praktyce i wykonaniu dobrze jakiegoś manewru?! No jak?!

Dodatkowo październik był miesiącem retrogradacji Merkurego. A co za tym szło – nie sypiałem zbyt dobrze, a mój humor był częściej pesymistyczny lub realistyczny, niż optymistyczny. A przy moich staraniach zmotywowania się do nauki materiału na studia, tak samo jak materiału na prawo jazdy, słabo to widziałem. Oczywiście do niczego nie przyznałem się Yoongiemu. Ta część mojej osobowości nie musiała być mu znana. Bo zdążyłem zauważyć jak na mnie patrzył przy chociażby malutkim wspomnieniu o astrologii. A przecież nie byłem jakąś szaloną zodiakarą! Nie bawiłem się we wróżbiarstwo, rytuały i tarota! A przecież mógłbym! Kilka manifestów i rytuałów, a hyung szybciej byłby mój! Powinien docenić, że po prostu śledzę same kosmogramy i wpływ ciał niebieskich na nasze samopoczucie. I nic poza tym! Ale przecież nie zamierzałem się z nim o to kłócić. W ogóle nie zamierzałem się z nim kłócić. Yoongi był moim wymarzonym chłopakiem i chciałem być dla niego tak samo idealnym partnerem. A mój w miarę ułożony charakter bardzo mi w tym pomagał.

Oczywiście znajdowaliśmy dla siebie wolne chwile, nie tylko na przesiadywanie u Yoongiego w studiu. Nadal udawało się nam wyjść na jakąś randkę, którą był kolejny miły obiad i możliwość posłuchania o jego kolejnych projektach i tajemniczych comebackach, o których przez NDA niewiele mi mówił. Możeeee jak kiedyś włożymy sobie obrączki na nasze palce, to odważy się coś mi o nich wyznać. Tak jak to zrobił przy naszym pierwszym spotkaniu w jego studiu? OBY! Chcę więcej spoilerów!

Ale w ten kolejny, nieco smętny wtorek, tuż po zajęciach na uczelni, prawie kończąc pierwszy miesiąc męczącej mnie nauki, jak to zwykle bywało, jako pierwszy pojawiłem się w umówionym miejscu. Nie chciałem, aby Yoongi na mnie czekał. Był starszy i zasługiwał na szacunek, który w ten sposób mu okazywałem. A dzięki szybszemu pojawieniu się w tej klimatycznej knajpce, mieszczącej niedaleko Hybe, miałem jeszcze chwilę na przeczytanie dzisiejszych notatek.

No po prostu kto by pomyślał, że ja, ten leniwy Jeon Jeongguk, który nigdy nie umiał się zabrać do nauki, teraz tak pilnie będzie się uczył. Do tego z dnia na dzień?!

Co ten Seul robi z człowiekiem... I co mój chłopak ze mną robi...

Niestety w czasie czytania kolejnej strony przyszło mi powiadomienie z Kakao. A widząc ikonkę Yoongiego, od razu zmarszczyłem brwi. W końcu nie pisałby do mnie gdyby już był w drodze lub był chociaż o te kilka minut spóźniony.

I oczywiście jak się tego spodziewałem, hyung dotrze tutaj nie z kilkuminutowym opóźnieniem, a kilkudziesięciominutowym opóźnieniem! A to od razu wywołało moje smutne westchnięcie.

Merkury psuje mi humor... Uczelnia też... Pogoda tak samo... A teraz nawet mój hyung...

Nie pozostało mi nic innego jak zdecydować się na jakiś niewielki deser, aby zajeść moje smutki. A kiedy mój wzrok, do tej pory skupiony tylko na notatkach i telefonie, przeniósł się na znajomą mi twarz, należącą do płaczącego osobnika, siedzącego w kącie knajpy, przekonałem się, że chyba nie tylko ja zajadałem tu moje smutki.

Zaraz... Skąd ja go znam?

Ten rozpaczliwy płacz, w czasie jedzenia zamówionego przez niego ramenu, ani trochę nie odejmował mu urody.

Zaraz, zaraz... Ten karmelowy kolor włosów. Skąd ja go... Chyba z... O BOŻE, TAK! To ten chłopak, z którym gadałem kiedyś w Hybe!

Przez chwilę przyglądałem się jak jego rozpacz przyciągnęła jakąś starszą panią. A po plakietce widziałem, że chyba właścicielkę knajpy? A przynajmniej tak zapamiętałem z innej restauracji, w której byłem kiedyś z hyungiem.

Kobieta próbowała go pocieszyć, głaszcząc zarówno po ramieniu, jak i po włosach. Jednak to niewiele dawało, bo Kim Taehyung nadal zanosił się płaczem.

Może jak... porozmawia z kimś znajomym to będzie mu lepiej?

Ale jaki ze mnie jego znajomy! Tylko raz zamieniliśmy kilka słów.

Ale... przecież go tak nie zostawię. Zwłaszcza gdy przez najbliższe minuty i tak nie mam co robić, czekając na Yoongiego.

Poczekałem aż właścicielka knajpy zostawi go już samego, na pewno nie mogąc za długo tak przy nim stać. A kiedy w końcu odeszła, zebrałem się w sobie, zostawiając moje rzeczy na stoliku i udając w stronę Taehyunga.

Raz kozie śmierć.

– Kim Taehyung–ssi? Wszystko w porządku? – zapytałem ostrożnie, kiedy już dotarłem do jego stolika. A nie wiedząc jak się do niego zwrócić, postanowiłem użyć mocno formalnego honoryfikatu.

Chłopak chyba już się nie spodziewał jakiegoś towarzystwa, bo po gwałtownym podniesieniu głowy do góry, popatrzył na mnie wystraszony. A chyba mnie rozpoznając, szybko zaczął ocierać swoje łzy.

– Przyjaciel pana Mina. Dzień dobry – przywitał się, tak samo formalnie jak ja. Do tego lekko się ukłonił, czego nawet ja nie zrobiłem. A to z kolei sprawiło, że trochę głupio się poczułem. Zwłaszcza z tym dziwnym tytułem, który od razu chciałem naprostować:

– Jeongguk, a nie „przyjaciel Pana Mina". – Starałem się posłać mu przy tym nieco ciepły uśmiech, ale w takiej sytuacji nie wiedziałem jak on wyszedł. – Mogę? – dodałem, łapiąc już za krzesło, stojące na lewo od niego. A kiedy chłopak pokiwał na to głową, powoli zająłem to miejsce, znów obserwując jak wyciera na szybko oczy chusteczką.

Nie byłem mistrzem w pocieszaniu. Zwykle po prostu przytulałem płaczącą osobę. Ale jak miałem to zrobić w jego przypadku? Nawet go dobrze nie znałem.

Moja ręka powoli przeniosła się na jego ramię, pocierając je odrobinę w pocieszającym geście.

– Co się stało, Taehyung–ssi? Może potrzebujesz w czymś pomocy? – zapytałem łagodnie, aby go nie spłoszyć.

Brązowowłosy pokręcił głową, ciągnąc przy tym nosem, a ja cierpliwie czekałem na jakieś wyjaśnienia.

– Raczej nic już mi nie pomoże – stwierdził pesymistycznie, jakby również przeżywał tę okrutną retrogradację.

Ciekawe jaki ma znak zodiaku. Na pewno to Ryba! Albo Waga. W sumie bardziej pasuje na Wagę.

– Z czym dokładnie? – Znów zadałem mu ostrożne pytanie, nie chcąc z niczym ponaglać.

Może jeszcze dwa lub trzy podobne pytania i...

Opiekun mi powiedział, że prawdopodobnie znowu nie wezmą mnie do zespołu. A to oznacza, że wyrzucą mnie z Hybe – oznajmił, znowu zaczynając płakać, choć zaraz szybko dodał: – Przepraszam, przepraszam. – I ukrył swoją twarz w dłoniach.

No takiej bomby się nie spodziewałem. W końcu kiedy ostatnim razem się widzieliśmy, podobnież nagrywał coś do debiutu? A teraz... jednak nie zadebiutuje? To okrutne...

– Och... – W takim wypadku nie było opcji, abym nie przysunął się do niego, obejmując i głaszcząc po drugim ramieniu, co zaraz oczywiście zrobiłem. – Może... spróbujesz przenieść się do innej wytwórni? To niemożliwe, aby koreański rynek cię odrzucił. Przecież JUŻ wyglądasz jak idol. Najwyraźniej nie potrafią cię tutaj docenić – stwierdziłem, szukając czegoś, co by go pocieszyło. A podkreślenie jego atutów, powinno choć trochę pomóc.

– Nikt mnie już nie przyjmie w tym wieku – rozpaczał dalej, nadal głośno płacząc. – Poświęciłem całą młodość dla tej wytwórni. Dwa razy mnie cofnęli od debiutu mówiąc, że nie jestem gotowy. A teraz chcą mnie wyrzucić.

Odsunąłem się nieco, aby widzieć jego twarz. I po prostu ograniczyłem się do głaskania go po włosach, szukając kolejnych słów, które byłyby go w stanie pocieszyć.

– Warto spróbować, Taehyung. Mimo wszystko nie wolno rezygnować z marzeń. Jak nie chcą cię tutaj, to udaj się gdzieś indziej. Może do SM? I jak nie idolem, to zostaniesz chociaż ich modelem? – proponowałem, szukając mu jakichś alternatyw, ale najwyraźniej dla niego nie były one dobrym rozwiązaniem w tej sytuacji.

– Nic nie rozumiesz. Ja od małego chciałem stać na scenie i śpiewać. Wszyscy się ze mnie śmiali, że wymyślam coś niemożliwego. A potem wzięli mnie na trainee. Myślałem, że już będzie z górki, przecież mam fantastyczny głos. Ale wcale nie. Trenuję od ośmiu lat, a z każdym kolejnym rokiem znowu wracały drwiny ze strony rodziny. A opiekunowie dormu traktują mnie jak popychadło. Rodzice przestali mi pół roku temu wysyłać pieniądze, mówiąc, że mam odejść, bo lepiej iść na studia. A ja poświęciłem tyle czasu! Mój kontrakt się kończy, wyrzucą mnie – wyjaśnił dramatycznie, naświetlając mi nieco swoją sytuację. Czytałem o takich historiach idoli, którzy ostatecznie kończyli jako zwykli pracownicy restauracji lub kawiarenek, wyrzuceni z wytwórni, której oddali całą swoją młodość. Dlatego pomimo mojego uprzywilejowania nigdy nie chciałem zostać wciągnięty w ten świat. Mogłem użyczyć Yoongiemu swojego przeciętnego głosu do jego piosenek, ale nic poza tym.

W takiej sytuacji już nie miałem pojęcia co mu powiedzieć. Bo w pracy idola widziałem za dużo minusów. Dlatego mogłem tylko kontynuować głaskanie jego włosów, nie chcąc aby został z tym sam.

Chłopak jeszcze łkał przez chwilę, kładąc się nieco na tym stoliku. Ale w końcu podniósł głowę do góry, po raz kolejny ocierając łzy ze swoich policzków. I musiałem przyznać, że nawet w tak opłakanym stanie wyglądał niezwykle przystojnie. Jak większość idoli płaczących na scenie. A to po raz kolejny pokazywało, że idealnie się do tego nadaje.

– Przepraszam. To ciebie nie dotyczy. Nie powinienem się tak rozklejać – stwierdził, sięgając już po swój ramen, chcąc chyba kontynuować jedzenie go. Choć nie zdążył złapać nawet pojedynczego makaronu, a już zaczął go komentować: – Znowu na mnie nakrzyczą, że przytyłem pół kilo. I dobrze. Nie będą mnie już ograniczać. Wiesz, kiedy ostatnio jadłem taki normalny posiłek? Trzy lata temu – przyznał, na co moja ręka znów rozpoczęła głaskanie go, tym razem po plecach.

– Bycie trainee, a potem idolem nie jest zbyt kolorowe – stwierdziłem, przyznając to zarówno do niego, jak i do siebie. I pomimo mojej opinii na temat takiej ścieżki kariery, znów wymyśliłem coś, co mogłoby go pocieszyć: – Ale mimo wszystko nie możesz się poddawać. Starsi idole debiutowali i do tej pory są na scenie – zauważyłem, znając takie przypadki, nawet w tych popularnych wytwórniach. Przecież Sakura i Chaewon z Le Sserafim są już po dwudziestce, a jednak ponownie zadebiutowały w tym wieku. Tak samo jak Yujin. Daleko szukać nie musimy.

Obserwowałem jak Taehyung w końcu próbuje nabrać trochę makaronu i wziąć choć jednego kęsa. Jednak w ostatniej chwili znów się rozmyśla, odkładając pałeczki.

– Nie mogę... – powiedział, znów bliski płaczu, co zaraz ponownie nastąpiło. – Zostaw mnie, proszę. Jestem żałosny w tym płaczu.

Żałosny czy nie, jak się komuś życie wali, to go nie zostawię. Zwłaszcza głodnego.

Nie miałem zamiaru mu tego mówić, po prostu łapiąc za pałeczki i nawijając na nie makaron, tak aby bez problemu przystawić go do ust Taehyunga.

– Zapomnij o tym na chwilę, po prostu zjedz na spokojnie – poprosiłem, starając się mówić do niego łagodnym tonem, aby mnie posłuchał i zjadł chociaż to, co podstawiłem mu pod usta.

– Nie, naprawdę... – Taehyung znowu chciał się zająć kolejnymi wymówkami, ale ani ja nie zdążyłem mu tego przerwać, ani on rozwinąć swojej odpowiedzi, bo dotarł do nas inny głos:

– Jeongguk? – A ten głos rozpoznałbym wszędzie. Dlatego po odwróceniu głowy w jego stronę, szybko odłożyłem te pałeczki.

Yoongi nie wyglądał na zdenerwowanego, czy też rozczarowanego. Ale tego, co mu w tej chwili siedziało w głowie nie mogłem ot tak wyczytać z jego obojętnego wyrazu twarzy. Z moim chłopakiem to tak nie działało. Zwłaszcza przy osobach trzecich.

I choć było to dla mnie dość naturalne zachowanie, bo nie raz podkarmiałem Jimina, czy też moich przyjaciół, dając im spróbować czegoś co sobie kupiłem, to akurat Yoongi nigdy nie był tego świadkiem. Dlatego chyba będę musiał się wytłumaczyć? Czy może... nie?

– Kim? Co tu robisz? Nie masz treningu? – zwrócił się do Taehyunga, kiedy już do nas dotarł w swojej standardowej czarnej koszulce, czarnym płaszczu, czarnych spodniach i czarnych butach. I choć sam również miałem ze sobą czarny płaszcz, który obecnie wisiał na moim krześle przy opuszczonym stoliku, to jednak przełamałem to białym golfem, aby nie poddać się całkowicie tej retrogradacji i wyrażać moje słabe samopoczucie kolorem ubrań.

– Hyung – zwróciłem się do Yoongiego, nadal zaskoczony jego obecnością. Bo chyba jednak przyszedł szybciej?

– Dzień dobry, panie Min. – Taehyung był nieco mniej zaskoczony obecnością mojego chłopaka, a przynajmniej tak wywnioskowałem z tonu jego głosu, bo na razie moje oczy skupiły się na Yoongim.

– Opiekun wie, że tu jesteś? – kontynuował wypytywanie go, co na pewno mu teraz nie pomagało.

– N... nie, panie Min – przyznał nieco ciszej. A pomimo uległej postawy Taehyunga, Yoongi w ogóle nie schodził z tonu.

– Jedz to i wracaj do wytwórni. Dalej się tak zachowuj, to na pewno nie zadebiutujesz – stwierdził ostro, czego miałem już dosyć, postanawiając się wtrącić:

– Hyung, daj mu trochę odetchnąć, nie jesteście w studiu, nie potrzebuje teraz tych zgryźliwości – zauważyłem stanowczo, wpatrując się w niego nieustępliwie.

– Jeongguk, nie wtrącaj się, proszę. Chodź, zjemy coś.

Nie wtrącaj się? To ty się tu wtrącasz! I jesteś niemiły!

Już miałem ochotę coś na to odpowiedzieć, i to niezbyt pozytywnego, ale szybko ugryzłem się w język. Bo jeszcze przed chwilą myślałem o tym, że jak to dobrze, że się nie kłócimy.

Ale czy to nie działało właśnie w taki sposób?

Yoongi jest z czegoś niezadowolony, a ja mu od razu ustępuję. Yoongi nie chce czegoś zrobić, a ja przestaję go do tego namawiać. Yoongi powie, że idziemy w dane miejsce, a ja się z nim o to nie sprzeczam, po prostu tam idąc.

Za nic w świecie nie chciałem go stracić, będąc skłonny pójść na każde ustępstwo. Nawet w tej sytuacji. A mojemu sercu wystarczyło jedno „proszę" w tym stanowczym nakazie, bym nie stawiał oporu, jeszcze tylko mówiąc do Taehyunga na odchodne:

– Nie przejmuj się, sprawa nie jest przesądzona. – Oczywiście przybliżyłem się przy tym do niego, aby nie dotarło to do uszu Yoongiego, który nie musiał o tym wiedzieć, skoro tak go traktował.

Chłopak pokiwał głową, a ja już go zostawiłem, wracając do mojego stolika. Choć Yoongi wyraźnie mi zakomunikował, co prawda niewerbalnie, że tutaj na pewno nie usiądziemy. I tylko czekał metr ode mnie, abym zebrał swoje rzeczy i za nim grzecznie ruszył.

Yoongi każe, Jeongguk robi.

Ruszyłem za nim w jeszcze gorszym humorze niż wcześniej. Nawet jego obecność, choć miała mi go poprawić, wpłynęła na niego negatywnie.

Czy on zawsze taki dla nich jest? Czy moje dziewczynki też tak traktuje? To trochę... nieludzkie.

Zająłem miejsce naprzeciwko Yoongiego, zaraz łapiąc za menu, wpatrując się w nie przez chwilę, bo mój wzrok mimo wszystko uciekał w stronę nadal płaczącego chłopaka.

– Na co masz ochotę? – Mój hyung chyba początkowo tego nie widział, również skupiony na czytaniu menu, jednak moje kolejne słowa skutecznie go od tego oderwały.

– Nie wiem, teraz na nic – przyznałem smutnym głosem.

– Naprawdę aż tak cię przejął ten chłopak? – zapytał jakby od niechcenia, przewracając przy tym oczami, co nie wpływało na mnie zbyt pozytywnie.

Ale ty jesteś... Ugh!

– A ciebie nie? – zdziwiłem się, choć szybko ta emocja ponownie ustąpiła miejsca smutkowi. Kiedy coś sobie przypomniałem. – Zresztą, was nie obchodzą te dzieciaki. Nawet kiedy przez takie uwagi jak twoja skaczą z mostów – przytoczyłem jeden z dobrze znanych faktów o Seulu, który nawet w tym momencie wywołał u mnie nieprzyjemną gęsią skórkę.

– Jeśli skaczą, to znaczy, że jako idole skończyliby tak samo. Ta robota nie jest dla każdego. – Znowu stwierdził to tak samo obojętnie, czym ponownie byłem rozczarowany.

– Połowa idoli jest tak samo zmęczona przez was psychicznie – zauważyłem niezadowolony, znów wlepiając wzrok w trzymane menu, bo nie chciałem w tej chwili patrzeć na niego. Nie kiedy mówił takie rzeczy.

I on niby jest zodiakalną Rybą? Pfff!

– Czy możemy przejść na lżejszy temat? Nie chcę się z tobą o to wykłócać – zaproponował, jak gdyby nigdy nic, na co mogłem tylko ciężko westchnąć, naprawdę nie mając już ochoty niczego jeść.

Chyba mój etap zauroczenia powoli mijał i w końcu widzę jego wady?

Jednak jeżeli zamierzamy być parą, to nie może tak wyglądać.

– Mógłbyś po prostu przystopować z takimi uwagami kiedy widzisz, że ktoś jest w takim stanie jak Taehyung – wytłumaczyłem mu spokojnie. Jednak na tym nie zamierzałem zakończyć tego tematu. Bo zaraz odłożyłem to menu, sięgając do mojej torby, z której wyjąłem kawałek kartki i długopis. Szybko zapisałem numer mojego ID z Kakao, razem z moim imieniem, gdyby nawet pomimo przypomnienia mu go na początku naszej rozmowy, zdążył je zapomnieć. I nie interesowała mnie w tej chwili reakcja Yoongiego. Po prostu wstałem ze swojego krzesła, mrucząc, że zaraz wrócę, i skierowałem się znów do Taehyunga.

– Gdybyś chciał porozmawiać, pisz – powiedziałem tylko, po dotarciu do jego stolika i podaniu mu tego kawałka papieru.

Chłopak chyba się tego nie spodziewał, bo patrzył na mnie mocno zaskoczonym spojrzeniem, zaraz go przyjmując i nieco się podnosząc, aby mi ukłonić.

– Dziękuję – wydukał, nadal poruszony całą tą nieprzyjemną sytuacją.

– I nie rób żadnych głupstw, dobrze? – poprosiłem, kładąc mu jeszcze rękę na ramieniu, aby dodać trochę otuchy. A kiedy pokiwał mi na to głową, zaraz wróciłem do Yoongiego, z nieco spokojniejszym sercem.

Dobra, zapominamy o jego uwagach, bo inaczej nie będę umiał normalnie z nim rozmawiać.

– Jak w pracy, hyung? – Tak jak prosił zszedłem na te jego „lżejsze tematy", może trochę zbyt obojętnym tonem. Ale mimo wszystko byłem zły o jego opinie.

– Jak zawsze. Może wolisz dzisiaj zjeść z nowym kolegą? – Starszy również powiedział to tak samo obojętnym tonem, co od razu sprawiło, zresztą razem z tym głupim pytaniem, że zmarszczyłem mocno brwi.

A więc jednak się kłócimy.

– Jeżeli to miałoby mu pomóc i odciągnąć jego myśli od jakichś głupich decyzji, to tak, hyung – odpowiedziałem na to mocno urażony, patrząc na niego zaciętym wzrokiem.

– No to idź do niego.

Aha!

Fajne prowokacje! Takie trochę... raniące mnie!

Pomimo moich myśli, łatwo prowadzących do totalnego rozklejenia się tutaj, pozostałem nieugięty, siląc się na tak samo zacięty ton głosu:

– Mam sobie pójść?

Na szczęście to Yoongi był tym, który ustąpił jako pierwszy. Choć początkowo jeszcze zacisnął na chwilę usta, chyba szykując kolejną bombę w stylu: „Idź i najlepiej już nie wracaj", co przecież sprawiłoby, że ryczałbym mu tu z godzinę, jak nie dłużej.

Ale chyba odciągnął od tego swoje myśli, biorąc głęboki oddech i uspokajając się.

– Nie. Nie chcę, żebyś do niego szedł – oznajmił w końcu, a mnie nie tylko ulżyło, ale i sprawiło, że wszelkie negatywne emocje ustąpiły tym neutralnym.

– Po prostu się martwię. Nawet jeżeli mało go znam... – przyznałem łagodnie, nie mając przecież złych zamiarów. Zwłaszcza takich, które zraniłyby Yoongiego.

– Rozumiem. Ale i tak nie uważam, by był odpowiednim towarzystwem – stwierdził, czego znowu nie rozumiałem.

– Dla kogo? Dla mnie? Przecież jest uprzejmy i miły. Aż za bardzo, bo chyba jestem młodszy od niego... – zauważyłem, przywołując w głowie te jego ukłony w moją stronę, które przecież nie pasowały do naszego wieku. Dlatego jak miałbym go oceniać w takiej sytuacji negatywnie?

– Nie znasz go, Jeonggukie. Nie wiesz o nim za wiele. A ja miałem okazję widzieć go przez ostatnie cztery lata. Więc uwierz mi, że to co pokazuje tutaj, wcale nie jest tym, jaki jest na co dzień.

Jakoś nie chce mi się w to wierzyć...

– Może przy tobie też stara się udawać kogoś innego, hyung. Aby pokazać, że jest na tyle silny, aby stać się idolem – podzieliłem się z nim jedną z moich obserwacji, które lepiej pasowały od tej Yoongiego. Bo nawet jeżeli był producentem w Hybe i widział wszystkie zakulisowe wydarzenia, żadnego z idoli, czy też trainee, nie znał w stu procentach prywatnie. Więc nie mógł ich tak łatwo oceniać.

– Naprawdę, zostawmy ten temat. To ciebie nie dotyczy – zauważył, na co przystałem, aby nie spędzić tego wieczoru w nieprzyjemnej atmosferze. – Na co masz ochotę? – zapytał, a ja już kontynuowałem czytanie karty dań, aby w końcu się z nią zapoznać. Ale tylko jedno danie przychodziło mi teraz na myśl...

– Zjem dzisiaj... ramen.

Yoongi na szczęście tego nie zrozumiał, po prostu zamawiając dla nas największe porcje tej zupy. A nasze tematy zeszły na te nieco lżejsze. O ile moją walkę o przetrwanie na studiach można określić mianem „lżejszego tematu".

A kiedy po tej godzinie, pełnej sprzecznych emocji i moich długich monologów, hyung odwiózł mnie do domu, ledwo posiedziałem trochę nad notatkami, a już wybiła godzina dwudziesta druga. I nie spodziewałem się, że wraz z tą późną godziną, otrzymam powiadomienie na Kakao. A łapiąc za telefon, nie wiedziałem czego się spodziewać.

„Hej. Dzięki za dzisiaj. Nie powinienem ci mówić tego wszystkiego, ale poczułem się trochę lepiej, gdy to z siebie wyrzuciłem"

– Ooo, a jednak. Jak dobrze że tego nie zignorowałem. I poniekąd postawiłem się trochę Yoongiemu – wymruczałem do siebie, zaraz zaczynając mu już odpisywać.

„Hej ⊂◉ Cieszę się, że mogłem choć trochę pomóc. Mam nadzieję że już jest w porządku?"

„Tak. Będę rozglądał się za nową wytwórnią"

„I tak trzymaj! Na pewno znajdziesz idealne miejsce dla siebie (' ᴗ)"

„Twoje słowa wiele dla mnie znaczą, dziękuję. Gdy już zostanę idolem i zdobędę pierwszą nagrodę, podziękuję ci ze sceny"

To było miłe, jednak... zupełnie niepotrzebne. W końcu byłem dla niego kimś obcym. Znajomym jednego z producentów. Który postanowił dodać mu otuchy. To wszystko.

„Nie wygłupiaj się. Ale będę trzymał kciuki, abyś w niedługiej przyszłości otrzymał tę nagrodę, Tae (〜^^ )"

„Dziękuję wracam na salę treningową, by jeszcze poćwiczyć"

„Paa~~~ Hwaiting! (//ω//)"

Na koniec otrzymałem jeszcze jego selkę, na którą mimowolnie się uśmiechnąłem, bo ten chłopak o karmelowych włosach, który w knajpie tak rozpaczał, wyglądał już na zmotywowanego i szczęśliwego. Więc nie mogłem nie odesłać mu typowo idolowej selki, tworząc przy tym serduszko z palców.

Obyś faktycznie się nie poddał, Taehyung. Bo teraz tym bardziej będę wyczekiwał twojego debiutu.



Jimin:

Październik minął, przynosząc nieprzyjemną, listopadową pogodę. Coraz trudniej było wstawać rano, przez panującą za oknem ciemność. A szary krajobraz dodawał tylko więcej pesymizmu do codzienności. Jednak chyba pierwszy raz w życiu, całe to otoczenie nie wpływało na mnie źle, raczej pozostając neutralne w moich oczach. A wszystko za sprawą mojego prywatnego płomyka, który rozświetlał każdy dzień. Nawet jeśli nie mogłem widzieć się z Kyo z powodu jego pracy czy mojej uczelni, wysyłaliśmy do siebie choć kilka wiadomości, najczęściej z dołączonym zdjęciem tego, co aktualnie się dzieje. Znaczy on otrzymywał głównie zdjęcia mojego kubka z herbatą i pojemnika z lunchem, moich nóg idących do biblioteki lub kawiarni, gdzie w przerwie między zajęciami pisałem kolejne strony pracy dyplomowej, oraz outfitów.

Na moje urodziny dostałem od Yoongiego kartę, doładowaną na dość sporą liczbę punktów, które mogłem wymienić w sklepach z odzieżą, butami lub kosmetykami (cwany wiedział, że zostawiłbym sobie kasę na jedzenie, gdyby nie wprowadził takiego ograniczenia), dlatego moja szafa powiększyła się o zupełnie nowe ubrania, które starannie dobierałem, z myślą o wyjściach z Kyo. Nowy, zimowy płaszcz był podstawą. Po nim starczyło mi jeszcze na dwie pary butów, dwie pary spodni i sześć koszul (do ostatniej musiałem dopłacić 15 tys. wonów). Mając to czułem się trochę lepiej, ale i tak po pierwsze – przeraziła mnie wartość prezentu hyunga, a po drugie – to nadal była pewnie kropla w morzu tego, co posiada Kyo... Musiałem jednak jakoś spróbować odnaleźć się w jego świecie. Jeśli mamy być razem, nie mogę odstawać.

Tego dnia pogoda była niezwykle senna. Wykład z historii filozofii był jednocześnie idealny i okropny do panujących warunków – wprowadzał w stan półsnu, podobnie jak ciepła herbata, którą popijałem z mojego kubka, oraz przyjemna bluza, w brązowym kolorze, z niedźwiedzimi uszami i ogonkiem. Miałem ochotę po prostu położyć się na ławce i zasnąć, słuchając założeń taoizmu.

Z tego przyjemnego stanu, wyrwał mnie wibrujący telefon, który trzymałem na ławce. Od razu sięgnąłem po niego i sprawdziłem wiadomość od Kyo. Oczywiście zawierała jego zdjęcie. Miał dzisiaj na sobie zwyczajną, błękitną bluzę, jego włosy układały się nad czołem w kształt serduszka, a z ust zrobił uroczy dzióbek. Widać było, że siedzi w aucie i miałem szczerą nadzieję, że nie robi tego zdjęcia w czasie jazdy, tylko zatrzymał się na poboczu lub chociaż na światłach.

„Czekam pod uczelnią, szybciutkooooo, już Cię tu widzę Minnieeeee"

Oczy mało nie wyszły mi z orbit, a gdyby nie ręka Sana, która przytrzymała mnie na miejscu, to po prostu bym wstał.

DLACZEGO ON TU JEST?!

„Kyo~ czemu nie napisałeś wczoraj, że przyjedziesz? Jestem źle ubrany na wyjście z tobą"

Czułem lekką panikę, patrząc na tego misia.

A mogłeś ubrać coś lepszego. Kiedy ty się nauczysz, że nie możesz dawać się zachciankom noszenia wygodnych i uroczych rzeczy? Masz teraz chłopaka!

„3, 2, 1... Czas się kończy"

Na szczęście nasz wykład dobiegał już końca, dlatego zacząłem pakować swoje rzeczy, orientując się, że nie robiłem praktycznie notatek. Na szczęście używałem dyktafonu, który miał mi pomóc w wyłapaniu tego, co ręka nie zdąży. A w dzisiejszym przypadku – po prostu pomoże ponownie posłuchać co profesor Lee miał nam do przekazania.

Opuściłem salę zaraz po tym jak wykładowca oznajmił koniec zajęć. I skierowałem się szybko do wyjścia z budynku. Nie wątpiłem, że mój blondyn doskonale wiedział, gdzie ma zaparkować, bo znał mój rozkład zajęć tak samo dobrze jak ja.

Wyszedłem na parking i rozejrzałem się za najdroższym autem, przyzwyczajony już, że nie zawsze przyjeżdża po mnie tym samym.

Oczywiście mój ukochany stał oparty o maskę pojazdu, więc westchnąłem tylko, zarzucając kaptur na głowę, by wiatr nie męczył moich uszu, i ruszyłem prosto do niego.

– Hej.

– Co to za misiak? – zapytał, zamiast powitania, a jego dłoń, osłonięta rękawicą, od razu zainteresowała się sztucznym uszkiem.

Poczułem, jak moje policzki płoną przez ten ubiór, a buziak wcale nie pomógł mi się ogarnąć.

– Już cię rozpalam? Ledwo cię dotknąłem – stwierdził rozbawiony.

– Na samą myśl o tobie mi gorąco – powiedziałem, posyłając mu mimo wszystko radosny uśmiech. Tęskniłem za nim, nie widzieliśmy się na żywo już trzy dni. – Naprawdę mogłeś napisać, że przyjedziesz – mruknąłem, tykając go palcem w mostek.

– Przecież napisałem. No... może niecałe dziesięć minut temu. Ale napisałem – uznał, niezwykle z tego zadowolony. – Chciałem zrobić niespodziankę mojej ślicznocie – wytłumaczył, przyglądając się uważnie mojej twarzy, po czym znów się do mnie nachylił, dając jeszcze jednego całusa w policzek, ale także drugiego w usta, przez co kolana mi nieco zmiękły. – Chodźmy, bo przez ciebie zaraz zrobię tu darmowy pokaz nie–sztucznych ogni – zażartował, otwierając mi już drzwi od strony pasażera. Oczywiście, jak w większości jego sportowych aut, w tym też drzwi otwierały się do góry.

Postanowiłem jednak nieco się z nim podroczyć.

– Wiesz, wydaje mi się, iż mówiłeś, że będę mógł poprowadzić któreś autko... – zacząłem, stykając ze sobą palce wskazujące parę razy, by wyglądało to nieco niewinnie.

Uśmiech nie schodził mu z ust, choć brew nieco się uniosła, jednak kazał mi gestem głowy wsiąść, dlatego nie kombinowałem już, po prostu spełniając polecenie.

Na jego komentarz musiałem zaczekać, póki nie zajął miejsca za kierownicą.

– Na pewno nie taki z trybem „Sport". Mam też spokojniejsze autka, to możemy się którymś dzisiaj przejechać po mojej okolicy. Dla tych bestii sam spędziłem pół roku na torze, szkoląc się z ujarzmiania ich. Inaczej codziennie kasowałbym po jednym aucie.

Na usta aż cisnął się komentarz, że pewnie i tak go na to stać, ale nie chciałem przeginać.

Zapiąłem więc grzecznie pas, a następnie bardzo niegrzecznie położyłem dłoń na jego udzie. Zwykle mogłem sobie pozwolić na taki dotyk, choć nauczyłem się już, że czasem był dla mnie za ciepły, wtedy albo on sam się cofał od mojego dotyku, albo ja to wyczuwałem, tych kilka centymetrów od jego skóry, i zabierałem rękę.

– Może nauczysz mnie kiedyś. Ale lubię z tobą jeździć, pod warunkiem, że nie wbija mnie w fotel – odpowiedziałem, chętnie poruszając temat jego szaleńczej jazdy, którą uskuteczniał na każdym prostym odcinku.

– Przecież taka jazda jest najlepsza, Minnie. Wtedy można poczuć moc tej bestii. – Kyo spokojnie pogłaskał kierownicę swojego Ferrari, jakby to był jego pupil. – Ale dobrze, postaram się z tobą nie szaleć. Choć kusi mnie, żeby się trochę popisać przy moim ślicznym ukochanym.

Ledwo skończył mówić, a z głośnika auta poleciała dobrze mi już znana melodia „I'm a Barbie Girl". Zerknąłem na wyświetlacz, będąc ciekawym, czy to ta jego asystentka Wonyoung, ale tym razem było napisane „Big Dick".

– Ty zawsze sobie znajdziesz idealną porę, kiepie – mruknął, odrzucając połączenie i na chwilę tracąc dobry humor, który jednak po kilku sekundach wrócił, wraz z tym, jak włączyliśmy się do ruchu. – Masz prawo jazdy od 19 roku życia, o ile dobrze pamiętam... – zagadał, ale ja chciałem wiedzieć więcej o „Big Dick".

– Dzwonił twój kochanek? Czyli bywasz na dole w związkach? Ciekaaaawe – powiedziałem, chcąc się jeszcze podroczyć.

– Chciałby, śmieć jebany – mruknął, na szczęście rozbawiony. – Wkurwia mnie od rana – dodał, a jego złość chyba odpaliła w nim tryb szalonego kierowcy, bo poczułem i zobaczyłem, że zaczyna szarżować między samochodami. – Powiedz, jak zacznie cię wbijać w fotel to zwolnię.

– Już wbija – odpowiedziałem od razu, zaciskając palce na krawędzi fotela, bo właśnie w ostatniej chwili skręcił na sąsiedni pas, by wyminąć auto przed nami.

– Nie jeźdź tak, proszę.

Na szczęście Kyo szanował moje prośby i zwolnił, choć nie aż tak, jak powinien, by jeździć zgodnie z przepisami. To chyba nadal była prędkość, przy której dostałby spory mandat.

– To jak z tym twoim prawkiem? Masz je już trzy lata? Ale nie jeździsz w ogóle samochodem?

– Mam prawko, ale nie stać mnie na auto. Poza tym jest mi niepotrzebne, wszędzie mogę dojechać metrem lub autobusem, a autem ciężko zaparkować – wyjaśniłem spokojnie, obserwując uważnie drogę, by nie być zaskoczonym ewentualnym wypadkiem samochodowym z naszym udziałem.

– Pouczymy cię dzisiaj jeździć i dopiszemy cię jako współwłaściciela boxterka – powiedział po krótkiej chwili zastanowienia. – Nawet jak na uczelnie nim nie dojedziesz, to zawsze możesz się wybrać na jakieś większe zakupy, czy tam do jakiejś galerii. No i mojemu braciakowi możesz pożyczać, jak już zda chociaż teorie – dodał, najwyraźniej bardzo zadowolony ze swojego niby genialnego pomysłu.

– Co? O nie, nie ma mowy, nie chcę twoich aut. Nie, nie i jeszcze raz nie. Dziękuję, ale dam sobie radę – odmówiłem natychmiast, zupełnie nie mając ochoty na kolejny tak drogi prezent od niego.

Czy ja nie mogę dostać po prostu kwiatów? Albo czekolady?

– Nie rozumiem tego słowa, Minnie. To coś po chińsku? Dobra, wracając do tematu. Boxterek jest różowy, więc będzie do ciebie idealnie pasował. Skórzane wnętrze, fotele sportowe, obniżone zawieszenie o 20 milimetrów, kierownica GT, w baku 64 litry, system PTV i PCM, przyciemnione światełka, zderzaczki GTS, podgrzewane lustereczka, 300 koników. Miooodzio, jest się czym cieszyć i jest czym poszaleć.

– Teraz to ja nie rozumiem, o czym mówisz. To po wietnamsku? – zapytałem, naprawdę nie rozumiejąc parametrów auta. Ale jeśli mówił o tym z taką dumą, to musiały być po prostu dobre. – Nie ma mowy, byś dzielił się ze mną jakimś autem. Naprawdę nie potrzebuję.

– Po Kyowskiemu – odparł. – Decyzja już zapadła Minnie. Znów poczułem, jak auto przyspiesza i zaraz zaczęliśmy wyprzedzać kolejne samochody.

Zorientowałem się, że powoli wyjeżdżamy z miasta, a obecnie jesteśmy na jednej z dróg ekspresowych.

– Nie ma mowy i nie kłóć się ze mną, bo jestem starszy – kontynuowałem naszą sprzeczkę, nie przejmując się tym, dokąd mnie wywozi. Całkowicie mu ufałem, nawet jeśli wiózłby mnie właśnie na lotnisko, by na miejscu oznajmić, że wylatujemy na wakacje. Co prawda dostałby opierdol stulecia za takie akcje, bo mam uczelnię i pracę, ale przecież bym mu wybaczył.

– Nie jesteś starszy. Dodatkowo z tego co Wonyoung mówiła, jesteś Wagą, czy jak to tam, więc nie możesz się kłócić z Lwem.

– O nie... to samo co brat... – jęknąłem, nie mogąc uwierzyć, że tego Jeona też w to wciągnęli. – I nie jesteś Lwem, tylko Panną. Młodszą ode mnie.

– ŻADNĄ PANNĄ – Ton Kyo był bardzo dosadny. – On na pewno nią jest. Ale z tego co Wonnie ustaliła – ja na pewno NIE. I nie kłóć się ze mną, bo ci zaraz zamknę te piękne usteczka – zagroził, kładąc nieco rozgrzaną dłoń na moim udzie.

– Kyo, rocznik 97, znak zodiaku Panna, ma być grzeczny dla swojego hyunga, bo inaczej hyung przełoży go przez kolanko.

Leżąca na moim udzie dłoń, zaczęła się robić nieprzyjemnie ciepła, więc Kyo od razu ją cofnął. Towarzyszyła jednak temu zaciśnięta szczęka i bardzo wymowna cisza.

Sięgnąłem do jego policzka i pogłaskałem go ostrożnie, uśmiechając się łagodnie.

– Nie dąsaj się przystojniaku.

– I tak weźmiesz ten samochód – mruknął i nagle driftem wjechaliśmy w jakiś zjazd, a mi herbata aż chlapnęła w żołądku.

Więc tak chcesz się bawić?

– Nie. Będzie stał na parkingu podziemnym, aż go kurz zarośnie.

– Dobrze. To dam kluczyki Jeonggukowi.

– Dobrze. Proszę, zwolnij trochę... – jęknąłem, widząc na liczniku, że jedziemy 200 km/h.

– Już prawie jesteśmy.

Wjechaliśmy w dość zalesiony teren, a choć droga wyglądała na porządną, to jednak nikt nią nie jechał.

Zwolniliśmy w końcu, ale ku mojemu zaskoczeniu powodem była brama, którą chłopak otworzył jednym z przycisków w samochodzie. A potem dojechaliśmy do kolejnej, tym razem otwieranej przez jakiegoś gościa w mundurze ochroniarza, któremu Kyo tylko pomachał. Czułem się jak Rachel Chu w filmie „Bajecznie bogaci Azjaci", która jechała na przyjęcie babci swojego chłopaka. I stanowczo byłem ubrany gorzej od niej. A rezydencja, która ukazała się moim oczom mogła spokojnie wystąpić w tamtej produkcji.

Ogromna willa, przed którą się zatrzymaliśmy, sprawiła, że moje gardło znów się zacisnęło. Spanikowany umysł kazał uciekać, bo to nie było moje miejsce, a jedynie serce nadal ufało, że „przecież to tylko dom Kyo, czym się martwisz? To źle, że mu się dobrze wiedzie?".

Wysiadłem na nieco trzęsących się nogach, poprawiając zaraz torbę na ramieniu. Budynek miał jedno piętro, ale dość ciągnął się na boki. Szedłem o zakład, że w środku było tyle pokoi, że codziennie przez miesiąc można spać w innym. Ale co najważniejsze... Kto jest tym biednym nieszczęśnikiem, który musi tu myć okna?

Do auta podszedł jakiś młody chłopak, którego zadowolony Kyo poklepał po ramieniu i wręczył mu kluczyki.

Matko, on ma człowieka od zaprowadzenia jego samochodu do garażu...

– Minnie.

Blondyn wyrwał mnie z mojej gonitwy myśli, wyciągając rękę w moją stronę. Złapałem ją, ale nadal patrzyłem niepewnie na to otoczenie.

– To... tutaj mieszkasz?

– No tak. Witaj na moich włościach – powiedział, kiedy przekroczyliśmy ogromne, podwójne drzwi i znaleźliśmy się w jasnym, choć nieco chłodnym wnętrzu.

Zarówno podłoga, jak i ściany, musiały być zrobione z jakiegoś kamienia, podejrzewałem, że może to mieć związek nie tylko z estetyką, co ze środkami bezpieczeństwa. Sama temperatura była też odczuwalnie niższa.

Nie zdążyłem się dobrze rozejrzeć, gdy w naszą stronę, niczym strzała, wyleciał pies. Naprawdę ogromny, brązowy pies, rasy nowofunlandzkiej.

Choć na moment serce mi zamarło ze strachu, to absolutnie nie było ku temu powodu. Zwierzak merdał radośnie futrzastym ogonem, skacząc na swojego pana z wyraźną radością. Patrząc na tę dwójkę, można by dojść do wniosku, że są do siebie niesamowicie podobni. Nieco przerażający na pierwszy rzut oka, a tak naprawdę dwie słodkie kluchy.

Kyo puścił moją dłoń, by wyprzytulać psiaka, porobić do niego słodkie minki i chyba z milion razy powtórzyć, jak bardzo tęsknił za swoim Chappiem. A to był widok, który chciałbym oglądać codziennie...

– Masz... ogromny dom – powiedziałem, kiedy mój ukochany zaprzestał swoich działań.

To jednak zwróciło uwagę zwierzęcia na mnie, a ten od razu ruszył na moją drobną osobę. Poczułem, jak tracę grunt pod stopami i w następnej chwili leżałem już na podłodze, lizany po buzi przez wielki, szorstki język.

– Ooo, już cię kocha. Będziemy chyba o ciebie walczyć – stwierdziła moja bratnia dusza, wyraźnie zadowolony.

– Miło cię poznać, Chappie – przywitałem się, równie szczęśliwy, bo ten nowofunlandczyk już skradł moje serce. Wytarmosiłem go, ciesząc z tak ciepłego powitania.

Nagle usłyszałem charakterystyczny stukot obcasów, więc postarałem się podnieść z podłogi, akurat w momencie, gdy do tego... przedpokoju weszła elegancka, młoda dama. I oj, stanowczo była to najpiękniejsza młoda kobieta, jaką w życiu widziałem. Jej ubiór był wybrany z klasą, włosy wyglądały jak z reklamy szamponu, a perfekcyjny makijaż dodawał czaru. Zadbane dłonie, z jasnymi paznokciami, trzymały notatnik.

Jeon Kyo, zajebię ciebie albo siebie za to, że muszę stać przed nią w moim misiu.

– Kyooo, Minnie – powiedziała melodyjnie, podchodząc bliżej. Zatrzymała się przy moim ukochanym i dała mu buziaka w policzek, a w moją stronę wyciągnęła rękę. – Jang Wonyoung. Wyczuwam od ciebie dobrą energię, Minnie. Bardzo miło mi cię poznać – dodała radośnie, rezygnując jednak z uścisku dłoni, a zamiast tego zostałem przytulony i też otrzymałem buziaka. Aż nie wiedziałem, co o tym myśleć.

– Hej. Miło cię poznać – wymruczałem, starając się jakoś ukryć za Chappiem.

– To co chłopcy? Jakiś soczek? Kawka? Herbatka? Kyo woda z lodem – zaproponowała i oboje zrobili pistoleciki z palców, udając, że do siebie strzelają, by zaraz po tym puścić sobie oczka. Nawet wstyd z powodu mojego ubioru nie powstrzymał zazdrości, która we mnie zapłonęła. – Minnie? Czego byś się napił?

– Wody. Poproszę wody – powiedziałem, opuszczając głowę, by nie musieć patrzeć na tę modelkę.

– Sure thing – odpowiedziała radośnie, ze słodkim akcentem, po czym podeszła jeszcze do Kyo. Przez swój wysoki obcas nie miała za daleko do jego ucha, więc wyszeptała mu kilka słów, kładąc przy tym rękę na jego ramieniu. Blondyn od razu spoważniał i zmarszczył brwi.

– To napisz do niego. To co zawsze.

Dziewczyna kiwnęła na to i pomaszerowała już do kuchni, odwracając się jeszcze po kilku krokach, by posłać w moją stronę śnieżnobiały uśmiech.

Powinienem iść na wybielanie zębów.

– I co? Po co mi tak o nią panikowałeś? – zapytał Kyo, który przysunął się do mnie i objął mnie od tyłu.

– Wygląda jak modelka. A ja... nawet się porządnie nie ubrałem... – zauważyłem. Pomimo przyjemności czerpanej z jego bliskości, miałem ochotę stąd uciec. – Nie pasuję tu.

– Pewnie byłaby modelką, ale to nie dla niej – przyznał całkiem swobodnie młodszy. Przez chwilę zdawał się nad czymś myśleć, ale zaraz dał mi całusa. – Nie żartuj, Jiminnie. Jesteś moją bratnią duszą. Pasujesz tylko do mnie.

Takie słowa działały jak balsam na rany.

Odwróciłem się, aby móc przytulić się do mojego kochanego chłopaka.

– Do ciebie tak. Ale twój świat jest dla mnie jak z innej bajki...

– Księżniczka w końcu trafiła tam, gdzie jej miejsce – uznał chłopak, przejeżdżając dłonią po moich włosach. – Chodźmy, bo Wonyo pewnie się niecierpliwi.

Kiwnąłem tylko głową, ale nadal nie byłem taki pewny jak on.

Ruszyliśmy w ślad za dziewczyną, a ja rozglądałem się po tych korytarzach, urządzonych chyba przez jakiegoś architekta wnętrz. Przyłapałem się na tym, że wręcz chodzę na palcach, starając się nie robić hałasu, jakbym miał zakłócić harmonię tego miejsca. Choć to Chappie wywoływał zamieszanie, skacząc wokół.

Wszystko było minimalistyczne i pełne piękna, ale znając zdolność Kyo zauważyłem też dużo rzeczy, które miały chyba stanowić ochronę przed potencjalnym pożarem. Przede wszystkim niemal całkowity brak materiałów łatwopalnych. Nawet jeśli coś z daleka wyglądało jak drewno, okazywało się kamieniem. Zauważyłem też masę osób kręcących się po tym domu, każda w podobnym uniformie, dlatego założyłem, że jest to służba. Zajęci sprzątaniem, odrywali się od swoich obowiązków, aby ukłonić się nam z łagodnym uśmiechem. Byli tu na pewno potrzebni, nie wyobrażałem sobie, by tak wielką powierzchnią miała zająć się jedna osoba.

W końcu dotarliśmy do dużej, słonecznej kuchni, gdzie Wonyoung już czekała ze szklaneczkami wody z cytryną i lodem.

– Woda raz, woda dwa. Nie daliście mi się wykazać. Myślałam, że może wybierzesz coś z alkoholem, Minnie. Kyo nie pija, więc nie mam przed kim pochwalić się moimi umiejętnościami – powiedziała, nieco smutna. – Jak ci się u nas podoba? – dodała przyjacielsko, patrząc na mnie z zaciekawieniem.

Co miałbym ci na to odpowiedzieć, dziewczyno... Że jestem naprawdę przerażony bogactwem mojego chłopaka? Że mam miliony obaw? Że nie... chwila. U NAS?! TO ONA TU MIESZKA?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top