14 - Kyoukiranbu
[5068 słów]
~~~~~~~~
Jeongguk:
Nadszedł ten wyjątkowy dzień. Dzień urodzin mojej bratniej duszy. Czyli wydarzenie, do którego przygotowywałem się miesiącami, planując gdzie je urządzić, jak je urządzić, kogo zaprosić, czy samemu coś przygotować do jedzenia, a może zamówić jakiś catering. Dobrze znałem mojego hyunga, wiedząc co jemu najbardziej by odpowiadało. Dlatego postanowiłem się po prostu tego trzymać. Zwykła domówka, z najbliższymi mu znajomymi i przyjaciółmi. Z daniami i przekąskami, które sam przygotuję. I z dekoracjami, które sam wykonam.
Rano jak gdyby nigdy nic udawałem, że tak jak Jimin, szykuję się również na uczelnię, mówiąc mu po prostu, że zaczynam pół godziny później od niego. Choć widząc w czym ostatecznie wychodzi z naszego mieszkania, zacząłem się obawiać, że coś podejrzewa. Bo od kiedy ubierał tak ładne koszule na uczelnię? I układał tak ładnie fryzurę? Coś mi tu nie pasowało... Jednak nawet jeśli czegoś się domyślał modliłem się jedynie, aby mi nagle nie wrócił w trakcie dekorowania domu lub w trakcie przygotowywania stołu. Bo jeśli chodziło o główny motyw dekoracji, przygotowywałem go już od kilku dni, aby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Dlatego tysiące wyciętych białych i różowych motylków, tak samo jak tego samego koloru kwiatków i serduszek, było już gotowych i tylko czekało na przyczepienie do ściany oraz zawieszenie pod sufitem. Najpierw jednak zabrałem się za kuchnię, przygotowując kilka ciepłych dań, które potrzebowały kilku godzin na przygotowanie lub dogotowanie. Więc tuż po nastawieniu wszystkiego zabrałem się za desery. Po deserach za balony, oczywiście różowe, napełniając je helem, przyozdabiając ich serpentyny serduszkami z papieru i wypuszczając po tym w salonie. Po balonach za kwiatki i motylki, które miały przyozdobić wielki napis: „STO LAT JIMINNIE", zrobiony na zamówienie z różowych balonów. Po kwiatkach i motylkach za stół ze słodkimi przekąskami, który wraz z miejscem na tort, znalazł się pod stworzonym dla mojej bratniej duszy napisie urodzinowym. Stanęła tu nawet mini czekoladowa fontanna, wraz ze stosikiem słodkich shotów, ustawionym na piętrowej tacy. A zaraz po tym stole, w końcu zabrałem się za główny stół, przy którym wszyscy mieli siedzieć, więc musiałem poświęcić mu najwięcej mojej uwagi. Lawendowy obrus, a na nim różowe podkładki, porozkładane pod każdym talerzem. Dużo motylków, brokatu i płatków róż walających się między zastawą i miejscami na dania i inne przekąski. A podsumowując to wszystko – po prostu chciałem stworzyć Jiminowi jego własny, bajkowy świat. Bo sam był tak niezwykłą i wartością osobą, jakby faktycznie uciekł z jakiejś bajki. A wszystkie te delikatne dodatki w postaci motyli czy płatków róż, idealnie do niego pasowały. Zresztą, na każdym zaproszeniu, które wręczyłem jego gościom – czyli mnie, Yoongiemu, jego przyjaciołom ze studiów – Minji i Sanowi, wraz z ich partnerami – widniała informacja o dress codzie. Był nim oczywiście kolor różowy, połączony z białym. Bo dzisiejszego wieczoru innego nie uznawaliśmy.
Oczywiście dziś najważniejsze dla mnie było idealne udekorowanie naszego mieszkania, jak i przygotowanie idealnych dań. Dlatego na samego siebie nie miałem zbyt wiele czasu, po prostu kombinując nieco z lakierem i opaską do włosów, którymi jako tako utworzyłem nieco uniesioną fryzurę, przeczesaną na bok. A po dobraniu satynowej koszuli, w kolorze pudrowego różu, i do tego białych spodni, zabrałem się za szybki makijaż, na który poświęciłem najwięcej tego szybko uciekającego mi czasu. W końcu zamierzałem robić dużo zdjęć. MNÓSTWO zdjęć. A do nich trzeba wyglądać przyzwoicie.
Jiaozi nadal potrzebowały chwili, aby dojść do siebie w gotującej się wodzie. Onigiri już grzecznie czekały na stole, tak samo jak sałatka ziemniaczana i ta z rzodkwi, sushi, mnóstwo warzyw i kiełków, jak również kilka słonych i słodkich przekąsek. Na główne danie oczywiście wybrałem zupę, która również potrzebowała dojść, aby gotujące się w niej mięso było miękkie. A skoro jedzeniem już się nie musiałem zajmować, powróciłem do moich motylków i serduszek, które nie wszystkie zdążyłem przyczepić. I choć na pierwszy rzut oka nie było to w ogóle widoczne, ja widziałem te niewielkie przerwy wokół napisu: „Sto lat Jiminnie". I musiałem to szybciutko poprawić póki nadal nie było gości. Choć nagły dzwonek do drzwi, który dotarł do moich uszu, szybko rozbudził moje spokojne serce, które teraz zaczęło panikować.
– CZY TO JUŻ SIEDEMNASTA?! Boże! Kiedy to zleciało?!
Spanikowany zerknąłem na jeden z kuchennych zegarków, który wskazywał...
Szesnastą trzydzieści sześć?
Kto tak wcześnie...?
– Aaa!
Od razu oderwałem się od tego poprawiania, wręcz biegnąc do drzwi, aby szybko wpuścić naszego gościa honorowego. A tuż po ich otworzeniu moje serce, tak samo jak oczy, jak zwykle nie mogły nacieszyć się jego widokiem.
Czy ja kiedyś przestanę tak na ciebie reagować, Min Yoongi?
Jednak wiedząc jak bardzo mój czas jest ograniczony, nie staliśmy jak dwa głupki, standardowo się w siebie wpatrując i wymieniając ciepłymi uśmiechami. Co dla postronnych za każdym razem na pewno wyglądało jak dwóch zakochanych nastolatków.
Zdążyłem tylko ocenić szybko jego outfit, który na szczęście zawierał w sobie choć trochę różowego – w postaci koszuli w tym odcieniu. Choć nieco ciemniejszym od mojego. I podejrzewałem, że czytając wręczone mu zaproszenie, już organizował sobie czas na zakupy, bo nie sądziłem, aby w swojej garderobie miał takie kolory. A przynajmniej nigdy ich na nim nie widziałem.
Różową koszulę i białą marynarkę przełamał czarnymi spodniami, na co miałem ochotę ciężko westchnąć. Ale jak miałbym to zrobić skoro jego długie włosy urosły o kolejny milimetr i właśnie na nowo się w nim zakochiwałem?
O jezus, uciekam stąd póki mogę!
– Cześć hyung – rzuciłem tylko na powitanie, zostawiając mu otwarte drzwi i już pognałem z powrotem do moich motylków.
W końcu nasza relacja nie była wylewna. Dla Yoongiego było to zapewne normalne. A dla mnie po prostu stresujące. Bo jak miałbym mu chociażby dać buziaka na powitanie?! Albo go przytulić?! Przecież gdybym poczuł jego perfumy chyba musieliby mnie wynosić stąd na noszach, bo tak by mi nogi zmiękły!
Na szczęście to były tylko króciutkie przemyślenia, które nie odrywały mnie od kontynuowania mojego zajęcia. I akurat przyczepiałem kolejne serduszko, gdy dotarł do mnie głos hyunga, który chyba zdjął już buty i zdążył dojść do salonu:
– Sam to wszystko przygotowałeś?
– Oczywiście że tak, hyung – odpowiedziałem mu trochę zaaferowany. – Chcę żeby to był dla niego wyjątkowy i niezapomniany wieczór – wyjaśniłem, na chwilę tracąc uwagę, a przez to szpilka, którą chciałem przebić motylka, trafiła w mój palec. Chyba po raz piętnasty. – Auć – jęknąłem cicho, zaraz na szybko pozbywając się tej kropelki krwi ustami. I już chciałem kontynuować to poprawianie, po prostu przez chwilę nie używając tego palca, ale o dziwo nie było mi to dane. Bo nawet nie wiedziałem kiedy Yoongi zjawił się przy mnie, łapiąc za rękę ze zranionym przed chwilą palcem i powstrzymując przed kontynuowaniem moich poprawek.
– Jeongguk, zostaw to, jest dobrze – zapewnił, a ja mogłem przez chwilę tylko wpatrywać się w te zmartwione, kochane oczy.
Starszy wyjął jakąś chusteczkę z jednej z kieszonek marynarki i owinął ją wokół mojego palca.
– Chodź, usiądź, bo niepotrzebnie się stresujesz – poprosił, na co grzecznie go posłuchałem, pozwalając się zaprowadzić na jedno z krzeseł stojących przy stole. Jednak pomimo tej uległości, która zapewne wzięła się też ze zmęczenia po całym dniu pracy, westchnąłem ciężko, zerkając na ten napis.
– Jeszcze muszę przypiąć kilka motyli – zauważyłem zmartwiony, nie ośmielając się jednak podnieść z tego krzesła.
– Wystarczy, Jeongguk – zadecydował mój hyung, któremu nie chciałem się sprzeciwiać, zwłaszcza gdy doskonale wiedziałem, że robi to po prostu z troski o mnie. I o moje okaleczone dłonie, którym zaczął się przyglądać, niezbyt zadowolony.
A zanim zdążyłem jakoś się z tego wytłumaczyć już mi zniknął w toalecie dla gości, skąd szybko wrócił z zestawem plasterków i jakimś środkiem odkażającym. Jednak skąd wiedział gdzie takie rzeczy u nas leżą? Czyżby był aż tak spostrzegawczy, aby podczas tych kilku krótkich wizyt u nas zapamiętać położenie takich rzeczy?
A mojego wołania oczami o przytulenie lub złapanie za rękę to nie widzi???? Ech...
Grzecznie na niego czekałem, obserwując jak do mnie podchodzi, by następnie kucnąć i zacząć opatrywać moje dłonie.
No trzymajcie mnie, przecież to kolejny dowód na to, że to mąż idealny!
Przez chwilę znów mogłem obserwować te jego piękne, jasne, długie palce, które sprawnie zajmowały się moimi rankami. I pomimo lekkiego szczypania, kiedy je odkażał, łatwo mnie tą czynnością uspokoił.
– Dlaczego nie zadzwoniłeś, bym wcześniej przyjechał? Przecież bym ci pomógł – stwierdził, choć nie miał pojęcia co mówi!
Taaak, pomógł! Rozpraszając mnie na każdym kroku swoimi oczami albo uśmiechem albo rękami, albo tymi cholernymi włosami! Ty serio nie wiesz co mi robisz Min Yoongi.
Jednak musiałem podać jakieś logiczne powody, dla których również nie mogłem go tu wcześniej ściągnąć. Bo te wymienione w moich myślach były absurdalne.
– Nie znam twoich umiejętności przy robótkach ręcznych, hyung. I przy gotowaniu. Poza tym stworzyłem sobie plan, który realizowałem krok po kroku. Tak było wygodniej – wytłumaczyłem zgodnie z prawdą, oczywiście jak na zodiakalną Pannę przystało, woląc być w takich rzeczach samodzielnym. Bo mój perfekcjonizm nie pozwoliłby na ingerowanie w to osób trzecich. Nawet kogoś tak bliskiego mojemu sercu. – Ale dziękuję za twoją chęć pomocy – dodałem, nie mogąc oczywiście tego nie docenić. A skoro nie mogłem już wrócić do mojego udoskonalania dekoracji, złapałem za jedno z tych fancy sushi z wyszukanymi składnikami, przystawiając je do ust Yoongiego. – Spróbuj hyung – poprosiłem, grzecznie czekając aż posmakuje moich eksperymentów, których sam nie byłem do końca pewien.
Jednak jak tylko ten gigantyczny kawałek wylądował w jego buzi, a starszy przez chwilę go smakował, jego oczy nagle zwiększyły swój rozmiar.
To dobrze czy źle?
Powiedz coś!
– Wspaniałe – oznajmił, dopiero po przeżuciu tego kawałka i połknięciu go.
Wspaniałe! Ufff!
Z szerokim uśmiechem sięgnąłem po jeszcze jedno sushi, choć z nieco innymi składnikami, aby tego również posmakował. I tym razem nie musiałem go o to prosić, bo hyung sam grzecznie otworzył usta, przyjmując go ode mnie.
Na szczęście zareagował na to takim samym zadowoleniem, dzięki czemu byłem już w stu procentach pewien, że dobrze wszystko połączyłem i jest smaczne.
W międzyczasie jedna z moich mniej skaleczonych dłoni została objęta przez te Yoongiego, co było bardzo miłym gestem, po raz kolejny wywołującym ciepło w moim sercu. I we wszystkich tych przygotowaniach, całodziennym bieganiu, gotowaniu i przystrajaniu, w końcu mogłem sobie pozwolić na miłą chwilę. Miłą chwilę z moim przystojnym chłopakiem.
– Zaprosiłeś znajomych Jimina? – zapytał łagodnie, nadal nie puszczając mojej ręki.
– Tak, Minji i Sana z partnerami. Powinni za niedługo dotrzeć – zauważyłem z uśmiechem, bo moje oczy najpierw wpatrywały się w nasze dłonie. A raczej te Yoongiego, które trzymały moją dłoń. Choć szybko uciekły na jego twarz, ciesząc się kolejnym posyłanym mi uśmiechem. I nie mogłem się w tej chwili powstrzymać od wystartowania do niego moją wolną dłonią, pozwalając sobie na poprawienie jednego z kosmyków jego włosów. Tych przepięknych, czarnych włosów, które mnie kiedyś wykończą! – Pasuje ci różowy, hyung. Ładnie wyglądasz – zauważyłem z ciepłym uśmiechem, nie mogąc się nacieszyć tymi perfekcyjnie dopasowanymi kolorami. Bo nawet jeżeli w swoich codziennych, czarnych ubraniach wyglądał przystojnie, to w takim różu i bieli wyglądał delikatniej, co idealnie oddawało tę część jego charakteru, którą pokazywał tylko najbliższym osobom.
– Na pewno mniej, niż tobie – oczywiście zaraz stwierdził, głaszcząc wolną dłonią mój policzek. Jednak nie odciągnął mnie tym przyjemnym gestem od posprzeczania się z nim o to, kto w czym wygląda lepiej. No, może nie tym gestem i może nie mój Yoongi, ale goście na pewno. Bo zaraz usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, oznajmiający ich przyjście.
Serce zabiło mi nieco szybciej, a żeby się aż tak nie stresować, po raz trzeci już podszedłem do tej piramidy z shotami, łapiąc za dwa kolorowe kieliszki. Jeden z nich podałem Yoongiemu, a drugi zostawiłem sobie. Hyung grzecznie mnie posłuchał, niczego nie komentując. I obaj zaraz przechyliliśmy przezroczyste kieliszki z kolorowymi trunkami. A ja, po wzięciu głębokiego oddechu, przekazałem starszemu pusty kieliszek, by wpuścić już gości, gotowy na zabawianie towarzystwa.
Na szczęście zarówno San, jak i Minji, razem ze swoimi partnerami, byli tak samo ekstrawertyczni jak mój Jiminnie. Dlatego nie mieli problemu, aby do przyjścia solenizanta zająć się rozmową między sobą. Bo ja musiałem jeszcze dokończyć te dwa ostatnie dania.
Yoongi na szczęście dobrze ich znał, kiedy zapewne wychodzili gdzieś razem na miasto lub wpadali na mieszkanie do Jimina. Oczywiście ja również miałem okazję już ich poznać, gdy odwiedzili nas pewnego razu w weekend i gdy zaprosili nas na domówkę u partnera Minji. A dzisiejszego wieczoru po raz kolejny będę mógł spędzić z nimi trochę czasu, poznając jeszcze lepiej.
Będąc w kuchni znów napisałem do Jimina, aby uzyskać od niego informację o której będzie już w domu, bo chciałem mu wręczyć prezent urodzinowy. Nie wymyślałem żadnych głupich powodów, bo zaraz by się zorientował, że coś kombinuję. Tak było bezpieczniej.
A kiedy uzyskałem pożądaną odpowiedź, przygotowałem wszystkich na odpowiednią godzinę, wyciągając już różowy tort, przystrojony jadalnymi motylkami i kwiatkami o takiej samej, choć nieco ciemniejszej barwie. I akurat zdążyliśmy podpalić w salonie wszystkie świeczki na torcie, a do naszych uszu zaraz doleciał dźwięk wpisywanego kodu do drzwi.
Minji szybko zgasiła światło, pozostając przy jego włączniku, aby jak tylko Jimin wszedł w końcu do mieszkania, przechodząc niewielki korytarz i docierając do salonu, z powrotem je włączyć.
Ze wszystkimi zebranymi zaczęliśmy śpiewać mu „Sto lat", sprawiając tym samym, że jego początkowe zaskoczenie, zamieniło się w czystą radość i klaskanie w rytm naszego śpiewu. Przynajmniej Jiminnie wiedział jak się zachować w tak niezręcznej sytuacji. A po odśpiewaniu tej męczącej każdego solenizanta piosenki, przyszedł czas na zdmuchnięcie świeczek i pomyślnie przez Jimina życzenia.
– Naprawdę się nie spodziewałem – odezwał się w końcu do nas, nieco tym wszystkim wzruszony. – Dziękuję!
Szybko odstawiłem ten tort na wcześniej przygotowane na niego miejsce na stole, aby mieć w końcu wolne ręce do przytulenia mojej bratniej duszy.
– Wszystkiego najlepszego, Jimin–san! Długiego życia ze mną, Yoongim i swoimi przyjaciółmi. Obrony pracy licencjackiej na sto procent. I odnalezienia najlepszej dla ciebie ścieżki kariery – złożyłem mu szczere życzenia, nie chcąc się ograniczać do „zdrowia, szczęścia i pieniędzy", albo do „znalezienia idealnego partnera", bo nie chciałem, aby tego dnia zadręczał się takimi myślami. A po dłuższym przytulaniu go, ruszając nieco naszymi ciałami na boki, dałem mu jeszcze kilka buziaków w policzki, zaraz chwytając mój prezent, czekający na krześle obok, i wręczając mu ten niewielki, czarny pakuneczek.
– Jeonggukie, nie trzeba było – skomentował to nasz solenizant, posyłając mi niewielki uśmiech. Jednak na tym zakończyliśmy naszą interakcję, bo musiałem pozwolić reszcie gości na złożenie mu życzeń i wręczenie prezentów.
A sam w międzyczasie zacząłem kroić ten tort, rozkładając go na stole dla każdego gościa. Jednak nie mogliśmy się ograniczyć do takiego posiłku na początku imprezy, więc zająłem się przelewaniem zupy do miseczek, które chciałem podać tuż po torcie. I akurat zdążyłem na ostatnie życzenia, od samego Yoongiego, który mówił do Jimina nieco przyciszonym głosem, by po wszystkim wręczyć mu kopertę, szybko zasłaniając jego usta dłonią, bo zapewne moja bratnia dusza już chciała się zacząć z nim o to kłócić. Jednak nie zdążył niczego z tym zrobić, zwłaszcza gdy ta koperta wylądowała na moim prezencie. Co oczywiście nie umknęło mojej uwadze! Bo moje oczy od razu wyłapią takie szczególiki!
A kiedy już zakończyliśmy segment z życzeniami, mogliśmy przejść do kolejnego punktu dzisiejszego wieczoru, który został przeze mnie oczywiście rozplanowany. No, a przynajmniej dopóki się nie upiję. Co zamierzałem dzisiaj zrobić, pozwalając sobie na to po całym tym stresie i ciężkiej pracy.
Jedząc tort, nasz solenizant zajął się rozpakowywaniem prezentów, dlatego karmiłem go po prostu co jakiś czas jego kawałkiem, aby miał wolne ręce i mógł podziwiać wszystkie podarunki.
Moje składane DIY pudełeczko, zawierające w sobie trochę słodyczy na rozkładanych ściankach, jak również nowy portfel, perfumy i nieco dłuższe życzenia w jego centrum, poszło na pierwszy ogień. Chciałem mu wręczyć coś pożytecznego, znając już dobrze jego gust, a przez to wiedząc, że akurat ten zapach będzie dla niego idealny. Zresztą, upewniłem się w tym kiedy pewnego razu w galerii zaciągnąłem go do perfumerii, sprawdzając zapachy z wyższej półki, na które Jiminnie narzekał. że są za drogie na jego portfel i tylko marnujemy czas szukając jego ulubionego zapachu.
E tam marnowaliśmy. Wybierałeś swój prezent, hyungie.
Reszta gości, tak samo jak mój Yoongi, również zdecydowali się na pożyteczne prezenty, nie kupując żadnych niepotrzebnych figurek czy dekoracji. A raczej kupując mu ładnie pachnące świeczki, ubrania lub inne elementy garderoby, czy też biżuterii.
A po zjedzeniu tortu i obejrzeniu prezentów, Jiminnie zdecydował się przebrać, zgodnie z tematyką imprezy, znikając nam na chwilę. A to z kolei dało mi czas na pozbieranie talerzyków po torcie, oczywiście zaraz pozyskując przy tym dwóch pomocników w postaci Minji i Yoongiego, którzy załadowali ze mną zmywarkę. A tuż po tym zabrali się za przenoszenie miseczek z zupą, którą powinniśmy zjeść zanim zabierzemy się za alkohol.
Po niecałych kilku minutach nasz solenizant powrócił, w idealnie pasującym do niego różu i bieli. A kiedy wspólnie skończyliśmy ten pierwszy treściwy posiłek, uciekłem po aparat, od roli gospodyni i wodzireja, przechodząc do roli fotografa – co było kolejnym punktem mojego planu. Ale lepiej się tym zająć na samym początku imprezy.
Jiminnie przy swoich balonach. Ja i Jiminnie przytulający się przy jego balonach. Jiminnie z Minji i Sunoo. Jiminnie z Sanem i Gaeul. Jiminnie z Yoongim i ze mną. Wszyscy przy stole. Wszyscy przed balonami. Trochę zdjęć dekoracji i rozmawiających ze sobą przyjaciół Jimina. A przy tym kilkadziesiąt zdjęć Yoongiego z ukrycia. Oczywiście tylko dla mnie.
A po wszystkim:
– Dobrze. Dopóki mam sprawne i trzeźwe ręce zdjęcia porobione – oznajmiłem wszystkim, zakańczając w ten sposób tę sesję, odkładając aparat na jedną z szafek, aby później każdy mógł porobić zdjęcia jakie tylko chciał. Bo takie po pijanemu też będą ciekawe. Ale ja za takie się już nie zabieram. – A teraz wypijmy za zdrowie Jimina. – Przeszedłem do kolejnego punktu imprezy, łapiąc za przeniesionego w międzyczasie szampana i oczywiście podając go Yoongiemu. – Otwórz hyung, ja się nie odważę – poprosiłem, bo przecież od tego go miałem.
Ja się wybuchających rzeczy nie podejmuję.
Przeniosłem tylko kieliszki na stół, czekające wcześniej na jednej z szafek, a kiedy Yoongi uporał się już z otwarciem, zabraliśmy się za toasty. Moja bratnia dusza jak zwykle opróżniła swój kieliszek w sekundzie, co nie było dobrą zapowiedzią tego wieczoru. Ale zresztą, to jego święto, mógł się upić.
Chociaż... jeżeli ja też zamierzam, to chyba Yoongi nie może za wiele pić, aby w razie czego się nami zająć. No cóż... Trudno.
I na całego rozpoczęliśmy to świętowanie. A dopóki jeszcze nie byłem pijany, mogliśmy zagrać w kilka gier słownych, oczywiście z karami, którymi były shociki z piramidy.
I tak powoli odhaczałem kolejne punkty z mojego planu, ciesząc się z udanych urodzin mojej bratniej duszy. Oczywiście dopóki nadal byłem trzeźwy, bo kiedy cały plan był już odhaczony, zacząłem wlewać w siebie kolejne shoty i kolejne trunki, mogąc po raz kolejny poimprezować z moimi najbliższymi i ich przyjaciółmi.
Jimin:
Podejrzewałem, że ten dzień jeszcze się dla mnie nie skończył. Moja bratnia dusza na pewno przygotowała coś w ramach mojego prezentu urodzinowego, ale nie spodziewałem się, że to będzie aż takie przyjęcie!
Jednak pod całą radością na te wszystkie dekoracje i możliwość spędzenia czasu z przyjaciółmi, było mi strasznie głupio, że moje starania przy urodzinach Jeongguka wypadły tak blado. W przyszłym roku postaram się bardziej, będę chodził więcej do roboty, by odłożyć na zabranie go gdzieś. Może do tej restauracji Kyo?
Tak, to byś musiał oszczędzać na to pół życia, a nie rok.
Starałem się jednak nie myśleć za wiele, skupiając na sobie, bo to jednak był mój dzień. A dużo łatwiej przychodziło mi cieszenie się wszystkim, kiedy wracałem myślami do popołudnia z moim ukochanym. W moim sercu wybuchał płomień za każdym razem, gdy wyobraziłem sobie jego przystojną twarz, szczery uśmiech i radosne oczy, w których czaił się ogień. Jednak z uwagi na ten wspólny obiad nie miałem za bardzo ochoty jeść, czując się po prostu pełny. Jedynie kawałek tortu byłem w stanie jakoś w siebie wepchnąć, ale tak poza tym nic sobie nie nakładałem. Nawet w piciu ograniczyłem się do kieliszka szampana i wody, pamiętając jeszcze to pyszne, drogie wino, jakim raczyłem się w restauracji.
Moi znajomi mieli okazję widzieć z kim odjeżdżam spod uczelni, ale na szczęście nie zadawali mi pytań przy Jeongguku i Yoongim. Znaliśmy się na tyle, by wiedzieli, że takie rzeczy możemy obgadać w trójkę, przy kubku kawy na kampusie, a nie w czasie przyjęcia. Za to ich właśnie uwielbiałem – wiedzieli, kiedy jest odpowiedni czas na wszystko.
Czułem jednak, że moje zachowanie nie przejdzie bez komentarza ze strony najmłodszego w towarzystwie, który już od dłuższej chwili przyglądał mi się podejrzliwie.
Atak nadszedł, gdy Minji, San i ich partnerzy powiedzieli, że idą zapalić na balkonie. Yoongi też wstał, kierując się do toalety. Zostałem więc sam z Jeonggukiem.
– Nie jesz dzisiaj za dużo – zauważył od razu Jeon, przysuwając swoje krzesło bliżej mnie. – I nie pijesz, hyung. Źle się czujesz?
– Nie, po prostu... najadłem się wcześniej. Gdybym wiedział, że coś szykujecie, nie jadłbym aż tyle na obiad – przyznałem wprost, uśmiechając się do niego przepraszająco.
– Jadłeś na mieście? Ze znajomymi z uczelni?
– Tak i nie. Tak – jadłem na mieście. Nie – nie ze znajomymi ze studiów. – Czułem, że na mojej twarzy zagościł bardzo błogi uśmiech, którego nie byłem w stanie kontrolować.
Młodszy jednak nie dawał za wygraną z tym jedzeniem, biorąc z miseczki truskawkę, którą podsunął mi pod usta, a ja po prostu grzecznie ją ugryzłem. Żułem ten kęs, patrząc jak moja bratnia dusza niebezpiecznie zbliża się do mojej twarzy, przyglądając mi badawczo. Tym razem to on był stanowczo bardziej pijany ode mnie i chyba nie ogarniał odległości.
– Poznałeś kogoś? – zapytał, a brzmiało to wręcz jak oskarżenie.
Odsunąłem się, chcąc zachować komfortowy dystans między nami.
– Może. – Uśmiechnąłem się dumny, choć moje policzki chyba zalał róż.
Nie tylko tobie udało się znaleźć swoje szczęście.
– Kogo???? – Szok wymalowany na twarzy młodszego i jego ponowne klapnięcie na krzesło, sprawiło mi nawet troszeczkę satysfakcji. Nie wiem czemu... Jestem złą osobą. – To ktoś ze studiów? Z pracy?
– Nie i nie. Z moich snów – wyznałem cicho, przykładając dłonie do policzków. Musiałem wyglądać, jak zawstydzona nastolatka opowiadająca swojej bestie o pierwszym pocałunku. – To ten od kurtki.
– Co to za miny? – zapytał Yoongi, zajmując miejsce na krześle po drugiej stronie Jeongguka i nachylił się do nas. – Jimin, coś ćpałeś?
Nim zdążyłem zaprzeczyć, Jeon podniósł rękę, próbując uciszyć swojego chłopaka. Oczy miał jednak nadal wlepione we mnie.
– Czekaj, czekaj, czekaj. Od kurtki? Ale przecież on... nie istnieje? – zapytał, a mi aż zrobiło się gorąco.
Jeon jednak nie zauważył zmiany na mojej twarzy, z której zniknęła błogość, bo sięgnął po telefon.
– Hyung, muszę o tym napisać na Twitterze, bo nie wierzę – powiedział dramatycznie, próbując trafić palcem w logo z ptaszkiem Larrym. Miałem ochotę zabrać mu ten telefon i utopić w kieliszku wina.
– Oczywiście, że istnieje! Nie wierzyłeś mi, że go spotkałem? – zapytałem, zaczynając czuć prawdziwe wkurzenie.
Czy Jeongguk miał mnie za tak żałosnego, by myśleć, że sam kupiłem tę kurtkę i wszystko wymyśliłem?! Od początku nie wierzył, że moje wspomnienie ze spotkania z Kyo jest prawdziwe!
– Czekaj Jimin, wolniej, bo chyba coś przegapiłem – poprosił Yoongi, marszcząc coraz bardziej brwi. – Co się dzieje?
– Pamiętasz, jak opowiadałem ci o tym jak piłem ze znajomymi z pracy i ktoś mnie porwał?
– Pamiętam, godzinę czasu namawiałem cię, abyś poszedł z tym na policję.
– No to wczoraj znów się spotkaliśmy. I dzisiaj też. Zabrał mnie na urodzinowy obiad.
Usta Yoongiego zmieniły się w cienką, zaciśniętą linię. Moje słowa chyba odwiodły Jeongguka od próby napisania czegoś mającego sens, bo odłożył urządzenie na stół.
– Twój porywacz ze snu zabrał cię na obiad?
Przytaknąłem ruchem głowy.
– Jimin, obcy facet cię porwał już dwa razy? Czy nawet trzy? – Yoongi nadal nie dowierzał w to, co słyszy.
– To nie jest porwanie, gdy idziesz dobrowolnie...
– Ale najwyraźniej cię śledzi, skoro się zjawia nie wiadomo skąd!
Na to nie miałem kontrargumentu.
– I jeszcze ci się to podoba! – zauważył Jeongguk, celując we mnie palcem z przerażeniem.
– Oj o co wam chodzi? Przecież nic mi się nie stało.
– Ale może ci się stać!
Pierwszy raz widziałem Yoongiego, który byłby aż tak wstrząśnięty. Na jego zwykle opanowanej twarzy, gościło teraz prawdziwe przerażenie, ale i złość.
– Powinieneś z tym iść na policję. Zobaczysz, że jak coś ci się przestanie podobać i spróbujesz się od niego odsunąć, to cię skrzywdzi... A może na organy chce cię uprowadzić!
Tego było już za wiele.
– Odczep się od niego, dobra?! Nic o nim nie wiesz, a rzucasz głupie oskarżenia!
– A ty wiesz, hyung? Jak się nazywa? Skąd jest? Ile ma lat? Jaki ma znak zodiaku? – wtrącił się od razu Jeongguk.
– Ma na imię Kyo. A więcej wam nie powiem, nie musicie wiedzieć.
– To ciekawe. Nic nie wiemy, a ty nic nam nie chcesz powiedzieć – powtórzył hyung, prychając z oburzeniem. – Pewnie sam nic więcej nie wiesz.
– Dokładnie, Jiminnie! Zresztą, jak nie znasz jego znaku zodiaku, to nic z tego nie będzie. Powinieneś sprawdzić najpierw jego kosmogram i dowiedzieć się czy do siebie pasujecie. Kiedy się urodził? Wiesz? Zaraz to wyliczymy.
Nawet Yoongi spojrzał z powątpieniem na Jeona.
– Przestań z tymi bzdurami – warknąłem na młodszego, nie mając w tym momencie ochoty na jego gadanie o jakichś magicznych właściwościach daty urodzenia. Choć znając go, to swoją kompatybilność z Minem sprawdził zaraz po naszej wspólnej imprezie w klubie. – Jesteśmy sobie przeznaczeni, wiem to. Czuję do niego...
– Tylko nie mów o miłości – przerwał mi Yoongi, coraz bardziej zły. – Jimin, zastanów się. Znasz go jeden dzień. Mam ci włączyć Frozen, byś się nauczył czegoś od bohaterów bajki?
Ten ostrzał oskarżeń w moją stronę od dwóch tak bliskich mi osób sprawił, że nie wytrzymałem. Czułem już łzy pod powiekami, więc podniosłem się z mojego miejsca.
– Odczepcie się obaj! Psujecie mi tylko dzień! – krzyknąłem na nich i po prostu poszedłem do mojego pokoju, gdzie rzuciłem się na łóżko, zaczynając płakać.
Jak mogą! W ogóle mi nie ufają! Nie mogę im przecież powiedzieć, że Kyo jest moją drugą bratnią duszą. I bratem Jeongguka. Wiem już naprawdę dużo, ale póki nie będę mógł go przedstawić, naprawdę nie mogę nic powiedzieć! A oni... oni...
– Hyuuung – Jeon zaczął pukać do moich drzwi i miauczał jak kot proszący o otwarcie drzwi do pokoju. – Wpuść mnie, na spokojnie porozmawiamy.
– Nie mam ochoty z wami gadać!
Popełniłem jednak mały błąd, zapominając o przekręceniu klucza w drzwiach, przez co kiedy moja bratnia dusza spróbowała szarpnąć za klamkę, od razu sobie otworzył i wszedł do środka, ignorując moją chęć prywatności.
– Hyuuung – znowu zaczął marudzić, podchodząc bliżej, aby mnie mimo wszystko objąć, na co nie reagowałem.
– Myślałeś, że go sobie wymyśliłem? Że tworzę sobie iluzję, bo między nami się nie udało, a ty masz Yoongiego? – zapytałem wprost, naprawdę rozczarowany postawą moich przyjaciół. – Kyo istnieje i jest dla mnie wyjątkową osobą.
– Niee, myślałem, że go sobie wymyśliłeś, bo to brzmiało po prostu niewiarygodnie.
Chłopak starał się tłumaczyć, ale zaraz jego palce dotknęły łańcuszków na mojej szyi. Leżałem tyłem do niego, więc zobaczyłem go dopiero, gdy wychylił się, by spojrzeć na mnie z przodu. Ale jak się okazało, to moje prezenty go zaciekawiły.
– „Kyo"? „Minnie"? To od niego?
– Tak. Mój prezent urodzinowy – mruknąłem, zasłaniając obie blaszki dłońmi. Trochę się bałem, że pijany Jeongguk może chcieć je zobaczyć z bliska, a jak zaczniemy się szamotać, to jeszcze mógłby je niechcący zerwać.
On jednak nie dał za wygraną i znowu złapał za jeden z łańcuszków.
– Wyglądają... na bardzooo drogie, hyung. Nawet moja mama takich nie nosiła.
No tak, zapomniałem, że dla niego drogie rzeczy są bardziej powszednie.
– Nawet mi tego głośno nie mów – jęknąłem, nie chcąc znowu wracać myślami do analizowania tego, ile pieniędzy wisi na mojej szyi. – Gdybym ci opowiedział, gdzie mnie zabrał na ten obiad... Moje serce mówi mi, że idealnie do siebie pasujemy, ale nasza różnica w statusie społecznym jest jak rów mariański...
– To jakiś seulski bogacz? To musi być stary. – Jednak wnioski, do jakich doszedł Jeongguk, tylko bardziej rozpaliły mój wkurw na niego. – Jiminnie – jęknął z wyraźną naganą i oburzeniem
No tak, czyli teraz będę się musiał tłumaczyć, że Kyo nie jest jakimś pieprzonym Hugh Hefnerem, a ja nie bawię się w bycie króliczkiem Playboya!
– Jest w twoim wieku – fuknąłem na niego, oburzony historiami, jakie się tworzyły w jego głowie.
– W MOIM WIEKU? No to... ma bogatych rodziców! – Najwyraźniej każda próżnia w wiedzy Jeongguka musiała być wypełniona jego domysłami. – Przecież nie ma tak młodych CEO. A jeżeli są... to co my robimy ze swoim życiem nie tak, Jiminnie? Przecież nawet mój ojciec oddałby mi firmę za jakieś piętnaście lat. Zresztą, nieważne to teraz. Najważniejsze jest... czy jesteś przy nim szczęśliwy, hyung? I bezpieczny? – zapytał, w końcu zadając jakieś sensowne pytanie.
– Jestem. Aż mnie serce boli na myśl, że nie mogę być przy nim cały czas.
– Ej, nie wolno ci ode mnie uciekać – zaprotestował od razu, kładąc głowę na moim torsie, jakby chciał przyblokować mnie przed potencjalną ucieczką. – Jiminnie? Musisz mi go niedługo przedstawić.
– Wkrótce. Obiecuję – powiedziałem, sięgając już do włosów młodszego.
Pomimo całej złości, czując jego ciepło przy sobie, nie potrafiłem się gniewać. To moja bratnia dusza. Przecież też bym się o niego martwił, gdyby wywijał takie numery jak ja.
– Dasz mi chwilę? Zaraz do was wrócę – poprosiłem, gdy czułem już, że jestem spokojny.
Jeongguk podniósł głowę i pokiwał nią, po czym pochylił się, by dać mi buziaka w policzek.
Patrzyłem, jak opuszcza mój pokój, a kiedy drzwi się zamknęły, poszedłem do łazienki poprawić mój nieco rozmazany makijaż. Już miałem wracać do reszty, ale przy łóżku jeszcze na chwilę się zawahałem. W końcu wyjąłem spod poduszki kurtkę należącą do Kyo. Założyłem ją i siedząc na skraju mebla, zrobiłem sobie zdjęcie w lustrze na drzwiach szafy, by wysłać je do mojego ukochanego.
„Tęsknię za Tobą. Dobrze, że mam coś na pamiątkę ♡"
Ledwo zdążyłem ją zdjąć, a już miałem odpowiedź.
„A teraz poproszę o zdjęcie w samej kurteczce i naszych naszyjnikach."
Zawahałem się.
Czy to był żart, czy nie... Będę jak te wszystkie głupie baby wysyłające nagie zdjęcia do swoich facetów...
Podszedłem do drzwi i przekręciłem kluczyk, by nikt mnie nie zaskoczył, a następnie zdjąłem koszulkę i założyłem własność Kyo. Była bardzo dziwna w bezpośrednim kontakcie ze skórą.
Poprawiłem szybko włosy palcami i zrobiłem kolejne zdjęcie, tym razem od pasa w górę, ale tak, by było widać, że nie zdjąłem spodni. Niech nie myśli, że tak od razu dostanie moje nagie fotki, trzeba się szanować.
Wróciłem do mojego imprezowego, różowego outfitu, a w tym czasie Kyo wysłał mi swoje zdjęcie. Z wielkim creepy–pedo uśmiechem.
Coś czuję, że jego telefon może być dzisiaj brudny.
„Muszę wracać do ludzi. Jeongguk zorganizował mi przyjęcie–niespodziankę"
Kurtka, równo złożona, wylądowała znów na swoim miejscu, a ja wróciłem do przyjaciół, którzy już dobrze wstawieni, zaczęli urządzać sobie tańce w salonie. Jeongguk od razu zaciągnął mnie do tańca przy remiksie Hype Boy (najwyraźniej urodziny były moje, ale w tym mieszkaniu nadal jedyną muzyką była ta, której słuchał młodszy), a ja się nie sprzeciwiałem, chcąc już wyrzucić z głowy tę całą niemiłą sytuację. Choć po spojrzeniu Yoongiego, który jako jedyny siedział przy stole, widziałem, że nie ominie mnie rozmowa z nim. Bardzo poważna, długa, pełna niedomówień i krzyku, ale nadal rozmowa. Jednak to zostawimy sobie na jutro. Dzisiaj tańczmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top