12 - Baasudee
[3798 słów]
~~~~~~~~~~~
Jimin:
Jeśli mam być szczery, to nieszczególnie podobało mi się to, że Jeongguk wybrał sobie akurat Yoongiego na swój obiekt westchnień. Nie dlatego, bym uważał hyunga za złą osobę, czy czuł zawiść, co to to nie. Bałem się po prostu tego, jak bardzo sposób życia mojego przyjaciela jest inny od tego mojej bratniej duszy. Hyung spędzał bardzo dużo czasu na pracy, a gdy czuł natchnienie potrafił trzy dni nie odrywać się od swojego sprzętu, zapominając nawet o śnie, czy posiłkach. Wiem, że odkąd przestaliśmy razem mieszkać, kupił sobie swój apartament, ale bywał w nim raczej gościem, spędzając mnóstwo czasu w Hybe, w swoim studiu. Natomiast Jeongguk był nieco delikatny, potrzebował dużo czułości i uwagi. Ale może jestem za dużym pesymistą? Może właśnie dobrze, że Jeon zaopiekuje się naszym hyungiem, zadba w końcu o jego zdrowie i oderwie od ciągłej pracy? Min z kolei może pomoże młodszemu stać się bardziej... hmmm... w sumie moja bratnia dusza jest całkiem samodzielna, potrafi gotować, sprzątać, jest całkiem zdyscyplinowany. Ale może nauczy go większego panowania nad emocjami, gdyż można było czytać z niego, jak z otwartej księgi.
Powiedział ten, który reaguje gwałtownie jak mały wulkan emocji...
Kolejne dni minęły mi całkiem spokojnie. Skupiłem się na mojej pracy oraz na studiach, które już się zaczęły. Znosiłem z biblioteki coraz więcej książek, które miały mi pomóc z napisaniem pracy dyplomowej, a także powoli przymierzałem się do jej realizacji, spędzając dużo czasu przy moim biurku, które obecnie stanowiło krzyżówkę policyjnej tablicy na zbieranie poszlak w sprawie z małą księgarnią. Najbardziej jednak doceniałem ciszę i spokój, które miałem w tym miejscu. Ciężko jednak było mi oderwać się myślami od kawałka materiału, z którym sypiałem. Kurtka nadal nie znalazła właściciela, a minęło już na tyle dużo czasu, by ewentualny żart ze strony moich znajomych został zakończony. Dlatego nadal liczyłem, że już niedługo spotkamy się i będziemy mogli porozmawiać.
Niestety fakt, iż musiałem napisać moją pracę licencjacką, nie zwalniał mnie z konieczności zarobku (ale może to i dobrze, bo jeśli mieliby mi płacić za pisanie, to byłbym biedny jak mysz kościelna). Dlatego każdy możliwy czas poświęcałem na pracę w knajpie państwa Lee. Dzisiaj również musiałem się stawić na mojej zmianie, robiąc tym razem za baristę. Niestety nie zostało za wiele w kuchni po całym dniu, dlatego zjedliśmy z resztą zmiany na miejscu i opuściłem lokal dopiero około dwudziestej trzeciej.
Powoli robiło się zimno, więc otuliłem się bardziej szalem, chowając też dłonie w kieszeniach płaszcza.
Oby zima jeszcze dała sobie na wstrzymanie, bo naprawdę nie mam jeszcze kasy na cieplejszą kurtkę.
Planowałem w głowie wszystkie zakupy na najbliższy czas, kiedy moją uwagę zwrócił bardzo nietypowy widok. Przy chodniku zatrzymał się czerwony samochód. Bardzo drogi samochód. Nie do końca kojarzyłem markę, ale logo w kształcie literki L w dziwnym kółku, to chyba Lexus? Nie wiem, nie znam się. W każdym razie patrzyłem zdezorientowany, jak szyba w aucie powoli zjeżdża w dół.
Rozejrzałem się szybko, ale nikogo wokół nie było.
Czyli to raczej nie pomyłka. Ktoś chce zapytać o drogę? Czy może...?
Z szybko bijącym sercem pochyliłem się nieco, by zajrzeć do środka. Siedzący tam chłopak miał założoną czapkę i maseczkę, więc niewiele było widać. Jednak jego oczy... one były aż za bardzo znajome. A jednocześnie nieco obce.
– Hej księżniczko. Podrzucić cię może?
Ten głos...
Aż złapałem za szelki plecaka nieco kurczowo, cofając się w głąb chodnika.
– Proszę zostawić mnie w spokoju, bo wezwę policję – powiedziałem, starając się brzmieć na bardzo pewnego siebie.
– Oj Minnie, przecież ja tylko proponuję – odpowiedział, zdejmując już maseczkę.
Czułem, jak nogi się pode mną uginają.
To był Jeongguk. Ale nie mój Jeongguk. To był TAMTEN Jeongguk. Z mojego nie–snu. Z najpiękniejszej nocy w moim życiu.
– Nie jesteś Jeonggukiem – zauważyłem ostrożnie, próbując zrozumieć, jak to jest możliwe.
Czyżby naprawdę w Seulu żył sobowtór mojej bratniej duszy, który postanowił akurat mnie wtedy porwać na przejażdżkę?
– Nie jestem? – zapytał, ewidentnie udając zdziwienie, po czym złapał za długopis leżący na siedzeniu i bez skrępowania narysował sobie serduszko przy obojczyku. Moje palce automatycznie powędrowały w tamto miejsce.
– Zerknij – zachęcił, a ja od razu rozsunąłem płaszcz i szal, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje. Ale rysunek naprawdę tam był. To BYŁA moja bratnia dusza. Ale... jak?!
– Nie, ktoś mi to wcześniej narysował – powiedziałem, nie mogąc pojąć, co tu się właśnie wydarzyło.
Jeongguk jest przecież w mieszkaniu. Nie okłamywałby mnie przez te ostatnie dni, robiąc mi nadzieję, że spotkałem kogoś wyjątkowego. Nie, po prostu to nie może być prawda.
Patrzyłem, jak chłopak powoli robi obok tego serduszka kreskę, która na moich oczach pojawiła się na mojej skórze.
– Hmmm czary – stwierdził i roześmiał się radośnie na moje przerażenie. – Chodź, Jiminnie, porozmawiamy – dodał, poważniejąc już.
Jeszcze przez krótką chwilę się wahałem. Ale jak miałby posunąć się do takiego oszustwa, kiedy naprawdę to widziałem?! Musiałem poznać prawdę i zaprzeczając całej logice, zdjąłem plecak i wsiadłem do tego auta. Od razu poczułem, że temperatura jest tu dość niska, ale od samego chłopaka jakby buchało ciepło. Może to tylko moje emocje podpowiadają mi takie dziwne spostrzeżenia?
– Spotkaliśmy się już, prawda? – zapytałem, patrząc mu prosto w te wesołe oczy, które jakby napawały się moim widokiem.
– Pasy, Minnie. Tym razem ci ich nie zapnę, bo widzę że trochę się mnie obawiasz – wyjaśnił, a ja szybko spełniłem polecenie, chcąc poznać odpowiedzi na moje pytania.
Ruszyliśmy dość gwałtownie z piskiem opon, przez co na moment żołądek podjechał mi do gardła.
– Tak, już raz cię porwałem – przyznał w końcu, koncentrując się na drodze. – I wyglądałeś wtedy na zadowolonego, więc zaryzykowałem drugi raz.
– Zdradzisz mi w końcu swoje imię? – poprosiłem, tuląc plecak, jakby miał mi dać jakiekolwiek ukojenie w tej mocno stresującej sytuacji. – I dlaczego mnie porwałeś? Wtedy i teraz.
– Kyongguk. Ale masz mi mówić Kyo. Tamto imię dla mnie nie istnieje.
Z głośników w aucie zaczęła sączyć się głośna, nieco dudniąca muzyka, bardzo podobna do tej z moich wspomnień z nocy „pierwszego porwania". Kierowca chyba mimowolnie zaczął poruszać głową w jej rytm.
– Mam do ciebie takie samo prawo, jakie ma Jeongguk. Skoro też jesteś moją bratnią duszą.
To, co powiedział, było tak absurdalne, że nawet nie wiedziałem, jak mam mu odpowiedzieć. Ale jednocześnie było to jak najbardziej prawdziwe. Czułem tę więź. Tak, jak przy zobaczeniu Jeongguka na lotnisku, wiedziałem, że to moja bratnia dusza, tak teraz też czułem, iż osoba po mojej lewej, to ta najbliższa mi w życiu. Była tylko jedna różnica w tych doznaniach. Od razu wiedziałem, że to nie przyjaźń jest tym, co przygotował dla nas los. Nasza czerwona nitka nie oplatała małych placów, lecz nasze serca. A mimo tych wszystkich dowodów, to nadal było absurdalne.
Chyba że... to jest Jeongguk?
Odwróciłem się, by spojrzeć na niego. Wyglądał naprawdę identycznie, jak mój obecny współlokator.
Co, jeśli Jeongguk miał dwie osobowości? Dwie dusze w jednym ciele, z którą jedną łączyła mnie linia przyjaźni, a z drugą miłości? Czy to oznacza, że będę musiał żyć w trójkącie, czy raczej czworokącie, dzieląc się z Yoongim Jeonggukiem–Kyo? Czy Kyo mógł zniknąć, jak to się często działo w różnych dramach o podobnej tematyce?!
– To niemożliwe. Każdy ma jedną bratnią duszę – wyszeptałem, nic z tego nie rozumiejąc.
– To chyba jednak nie każdy. – Chłopak zdawał się być na ten temat mocno obojętny. – Zresztą, powinieneś się cieszyć Minnie, że masz dla siebie taką lepszą wersję Jeongguka.
– Nie potrzebuję lepszej wersji Jeongguka. Mam już bratnią duszę, która jest moim przyjacielem – powiedziałem, patrząc twardo przed siebie.
Samochód powoli skręcił w jakąś uliczkę, która zakończona była prawie pustym parkingiem. Biorąc pod uwagę, że okolica nie wyglądała zbyt ciekawie, a wokół nadal nie było ludzi, moje serce świrowało ze strachu. Ale i... ekscytacji?
Czy ja jestem jakimś pierdolonym masochistą?!
Kyo zgasił silnik i odpiął swój pas niespiesznie, odwracając się w moją stronę. Odważyłem się w końcu spojrzeć na niego, ale nie była to najlepsza decyzja. Uczucia, które we mnie buzowały były niczym ogień. Każda komórka mojego ciała chciała się znaleźć jak najbliżej niego, a najlepiej nigdy już nie opuszczać boku tego nieco przerażającego osobnika.
Podobnie jak on odpiąłem pas i odłożyłem mój plecak pod nogi, chcąc usiąść wygodniej bokiem.
– Czyli wolisz, żebym zniknął z twojego życia?
– Powiedziałem, że nie potrzebuję drugiego Jeongguka. Potrzebuję ciebie – powiedziałem cicho, nie chcąc kryć moich uczuć. Jeśli był moją bratnią duszą, a nasza więź była wyjątkowa, to on czuł dokładnie to samo. – Nie mogłem zapomnieć o tamtej nocy. O tobie – wyznałem cicho, patrząc prosto w te brązowe oczy, w których czaiły się iskry.
Szeroki uśmiech, który zagościł na jego twarzy był na tyle zaraźliwy, że mimowolnie również się uśmiechnąłem.
– A jednak szybko poszło, Kyo – powiedział do siebie, przysuwając się do mnie, jakby chciał uważnie przyjrzeć się mojej twarzy. Nieco wstrzymałem oddech, czując ekscytację przez tę bliskość. – Jesteś piękniejszy niż na zdjęciach. Jeongguk jest głupi czy głupi, że wolał tamtego grajka? Ale na dobre wyszło, jego strata. Przynajmniej w końcu będziesz mój.
To jednak było nieco zaskakujące. Cofnąłem się nieznacznie, zdziwiony ilością szczegółów z naszego życia, o których Kyo wiedział.
– Od dawna mnie stalkujesz?
Jego niby niewinna reakcja, polegająca na wzruszeniu ramionami, wcale mnie nie uspokajała.
– Od niedawna.
Ani trochę nie brzmiało to szczerze.
– Akurat. Dlaczego nie zjawiłeś się wcześniej? Skoro wiedziałeś... – zapytałem, czując, jak zamiast złości czy strachu, czuję zwykłe rozczarowanie i smutek. Przecież mogliśmy się znaleźć wcześniej... Chyba, że to naprawdę była druga osobowość Jeongguka.
TO MA SENS!
Chłopak wrócił do poprzedniej pozycji, opierając się normalnie o fotel kierowcy.
– Moje życie było trochę skomplikowane, Minnie. A przez te dwa ostatnie lata mojej wolności, nie chciałem wam wchodzić w paradę, skoro stwierdziliście, że się kochacie, czy jak to tam było.
– Okazuje się, że brałem poczucie bezpieczeństwa za miłość. Ale... dwa ostatnie lata? – zapytałem niepewnie, chcąc jakoś delikatnie potwierdzić moją teorię.
Był tą drugą osobowością, a Jeongguk pewnie nawet nie wiedział, że jest chory. Musiałem jednak wykluczyć inne opcje, nim przedstawię tę, której się domyśliłem.
– Byłeś wcześniej w więzieniu?
Moje pytanie go rozbawiło, bo wybuchnął śmiechem, który w tej małej przestrzeni zdawał się wypełniać ją w całości. Był to tak przyjemny dźwięk, że sam mimowolnie się uśmiechnąłem kącikiem ust.
– Nieee. Chociaż wolałbym siedzieć w pudle, niż tam, gdzie mnie zamknęli. Ale to temat na inną chwilę. Dzisiaj twoje urodziny! – zawołał nagle, a ja poczułem się zbity z pantałyku. – Noo... za pół godziny, ale nieważne – sprecyzował, zerkając na zegar na desce rozdzielczej. – Powiedzmy, że to już.
Naprawdę czułem się dziwnie, bo kompletnie zapomniałem, że to już dwunasty październik. Tym razem w ogóle nie czekałem na moje urodziny, co było dla mnie nietypowe, gdyż zawsze lubiłem je świętować, kupując sobie małe prezenty. Widocznie ilość problemów i zmartwień, dotyczących wydatków, przytłoczył mnie na tyle, bym nie był w stanie pamiętać o sprawieniu sobie przyjemności w tym roku.
Najwyraźniej jednak zatroszczył się o to Kyo, który sięgnął na tylne siedzenie, skąd wziął małą paczuszkę. Zupełnie zaskoczony rozerwałem papier i aż zrobiło mi się gorąco, widząc dość charakterystyczne pudełko na biżuterię. Otworzyłem je drżącymi rękami.
Na atłasowej poduszeczce spoczywał prosty, złoty naszyjnik z zawieszką w kształcie koła, na której wygrawerowano: „Minnie", gdzie zamiast kropeczek nad i były dwie cyrkonie.
– Diamenty dla mojego diamentu – powiedział Kyo.
Zaraz. DIAMENTY?! To nie są cyrkonie?! Nieeeee, on sobie na pewno żartuje. Przecież... gdyby to były diamenty, to to by kosztowało fortunę.
To też jest pewnie tylko pozłacane srebro, Jimin, uspokój się. Przecież nikt normalny nie dałby ci naszyjnika z prawdziwego złota i z diamentami...
– Czy raczej z nadajnikiem do śledzenia mnie? – zapytałem, naprawdę nie dowierzając, by to był aż tak drogi prezent. – „Kyo" chyba byłoby lepszym grawerkiem. Ale dziękuję – powiedziałem, nie chcąc już dłużej brzmieć na niewdzięcznego, bo naprawdę rozczulił mnie ten prezent. Chyba gadaniem głupot reagowałem na taki stres...
Wyjąłem ostrożnie naszyjnik z pudełeczka i zawiesiłem go sobie na szyi, chowając od razu pod koszulkę, aby był bezpieczny.
– Ok, za kilka dni skołuję nowe – powiedział, szczerząc się do mnie. A patrząc na ten uśmiech aż się bałem, że to wcale nie był żart...
Powinienem ładniej podziękować.
Złapałem za klamkę, by móc opuścić pojazd, ale przy próbie otwarcie drzwi, okazały się zablokowane.
– Możesz otworzyć? – poprosiłem spokojnie, na co on od razu zrobił smutną minkę.
– A co? Już chcesz ode mnie uciec?
– Wręcz przeciwnie. Ty też wysiadaj.
– Mmmm. Już mi moja kruszyna rozkazuje, podoba mi się.
Po tej krótkiej wymianie zdań usłyszałem, jak zamek cicho kliknął, więc otworzyłem sobie i wysiadłem, podobnie jak mój kierowca. Okrążyłem szybko jego auto, by móc stanąć tuż przed nim. Nawet wzrost zgadzał się z tym Jeongguka. Czy to naprawdę był on?
– Bałem się, że to tylko alkohol – powiedziałem cicho, patrząc w te szczere, piękne oczy. – Ale nadal czuję to samo gorąco, co tamtej nocy – dodałem, wyciągając rękę w stronę jego policzka.
Z początku wydawało się, jakby chciał uciec od mojego dotyku, jednak ostatecznie udało mi się go dotknąć. Doznałem jednak wielkiego szoku. On był naprawdę ciepły. Nie tak, jak normalnie jest ciepłe ludzkie ciało. Raczej jakby miał gorączkę. Oglądałem kiedyś taką dramę. Dyrektor jakiegoś wesołego miasteczka czy czegoś takiego, gdy robiło mu się gorąco zmieniał osobowość. MOŻE Z JEONGGUKIEM JEST TAK SAMO?!
Zmarszczyłem brwi, przykładając drugą dłoń do mojego policzka, by porównać temperatury. Bo być może to ja mam tak skostniałe dłonie? Ale nie, wszystko było ze mną ok.
– Jesteś rozgrzany. Masz gorączkę? Powinniśmy pojechać do szpitala – zauważyłem, teraz już szczerze zmartwiony.
– To normalna temperatura. I tak dosyć niska, jak na mnie – powiedział, a brzmiało to tak, jakby ważył każde wypowiadane słowo. – Chodź, wrócimy do samochodu, nie chcę, żeby ktoś usłyszał naszą rozmowę na ten temat.
Cofnąłem już dłoń, patrząc na niego nadal z pewnym zmartwieniem. Jednak wysiadłem z auta w konkretnym celu, który zamierzałem uzyskać.
– A pochylisz się na chwilę? Chcę podziękować za prezent.
Kyo posłał mi łagodny uśmiech i zdjął czapkę, spod której wysypała się burza blond włosów. To stanowczo nie była fryzura Jeongguka.
Ale o matko, znowu mam nogi jak z waty. Wygląda tak seksownie!
Chłopak pochylił się do mnie, a ja nieco wspiąłem się na palcach, by sięgnąć jego ust. Zdążyliśmy ledwo raz musnąć nasze wargi, a Kyo już uciekł ode mnie, zaczynając spacerować wokół auta z przymkniętymi oczami.
Starałem się uspokoić walące mocno serce i trochę nawet cieszyło mnie, że nie tylko ja tak mocno przeżywałem ten całus.
– Chodź, wrócimy do samochodu, Minnie – poprosił, gdy znalazł się po stronie pasażera, gdzie otworzył mi drzwi. Jego czapka znów wylądowała na głowie, przykrywając włosy, w które miałem ochotę wpleść palce, by przyciągnąć go do kolejnego pocałunku. Tym razem dłuższego i gorętszego. Nie zrobiłem jednak nic w kierunku spełnienia mojego pragnienia, idąc po prostu do niego, by zająć swoje miejsce w aucie. Patrzyłem, jak... moja druga bratnia dusza okrąża auto, siadając znów za kierownicą.
– Opowiesz mi nieco?
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, a moje pytanie zawisło w powietrzu. W końcu jednak Kyo zdjął jedną ze skórzanych rękawic, które zauważyłem już wcześniej na jego dłoniach. Myślałem, że ma je, ponieważ czasem kierowcy po prostu zakładali takie do jazdy. Ale jego skrywały najwyraźniej tajemnicę.
Z niedowierzaniem patrzyłem na dłonie, które pełne były pęknięć. Wyglądało to, jak popękana skała, między którą płynie lawa. I wcale nie było to bezpodstawne skojarzenie, gdyż w ów pęknięciach znajdowała się dziwna ciecz, wyglądająca właśnie jak rozgrzana do czerwoności magma, tylko czekająca na możliwość wydostania się na powierzchnię.
Otworzyłem szeroko oczy na ten widok.
Dobra, Jeongguk stanowczo tak nie ma. To nie może być moja bratnia dusza. Nie ta, z którą mieszkam. Czyli... naprawdę jest kimś zupełnie innym? Ale AŻ TAK innym, by nie być nawet normalnym człowiekiem?
– Co to jest? Co ci się stało?
– Taki się urodziłem. Niech ci czasami nie przychodzi do głowy, żeby to dotknąć. To ogień – ostrzegł, choć niepotrzebnie, bo szczerze bałem się zbliżyć palce do tej świecącej lekko cieczy. – Jestem takim... superbohaterem. Nie, nie, Kyo. Źle to ująłeś. Jestem tym, który walczy z superbohaterami – wyjaśnił pokrętnie, uśmiechając się nieco smutno, by zaraz po tym zakryć dłoń rękawicą. – Myślisz, że czemu Jeongguk nawet nie wie, że istnieję? Moja kochana mamusia i tatuś się o to postarali. Dla niego zginąłem w wieku sześciu, czy tam iluś lat, kiedy zamknęli mnie w ośrodku dla psychicznie chorych. Psychiatryk, a później jakiś ośrodek badań. Byłem dla nich ciekawym przypadkiem do badań i eksperymentów.
Jego opowieść brzmiała jednocześnie niedorzecznie i okropnie. Dlaczego Jeongguk nigdy mi nie wspomniał, że ma, czy raczej miał brata, w dodatku najwyraźniej bliźniaka? I ten ośrodek badań... Takie miejsca naprawdę istniały?
Kyo jednak nie wyglądał na smutnego. Jego uśmiech w tym momencie był wręcz... złośliwy, by nie powiedzieć, że złowieszczy.
– I chyba się nie spodziewali, że jak mnie mocno zdenerwują, to ten ich ośrodek spłonie, razem z całym ich chorym personelem. A teraz... – Jego wzrok powoli przeniósł się na mnie, a twarz znowu przybrała bardziej łagodny wyraz. – Pół miasta jest moje. W końcu z taką mocą można wszystko – wyjaśnił jakby od niechcenia.
Najwyraźniej jednak chciał mi pokazać coś jeszcze, bo znów zdjął rękawiczkę, a po pstryknięciu palcami, jego dłoń tak po prostu zapłonęła. Nie wiem, czy byłem w stanie dźwignąć więcej. Może i nasze pierwsze spotkanie nie było snem, ale to stanowczo tak. Albo na początku naszej podróży autem nawdychałem się jakichś środków halucynogennych. Sam już nie wiedziałem. To wyglądało jak żywcem wyjęte z jakiejś fantastyki.
– Mam dwie bratnie dusze, które są rodzeństwem – zacząłem, starają sobie poukładać w głowie wszystko, czego się dowiedziałem tej szalonej nocy. – I jeden z braci ma nadnaturalne moce, bo w jego żyłach płynie magma. Albo lawa. Nie wiem, jak to nazwać, skoro jest pod skórą, a nie pod ziemią. I po prostu płonie na zawołanie. Absurd.
Przeniosłem spojrzenie na przednią szybę, kiedy dłoń Kyo zgasła, a on sam znów założył rękawiczkę.
To mi się naprawdę śni. Zaraz się obudzę wtulony w tajemniczą kurtkę i będzie mi przykro, że nasze prawdziwe spotkanie jeszcze nie nastało. Zaraz, czy jeśli pół miasta jest jego, to znaczy, że on naprawdę jest taki bogaty i na mojej szyi wisi właśnie złoto i diamenty?!
– To za dużo... – jęknąłem, odchylając nieco głowę i zamykając oczy.
Obudź się, Jimin. Proszę. Wystarczy tych fantazji.
Jednak po podniesieniu powiek, nadal nie obudziłem się w moim łóżku, lecz pozostałem w samochodzie na prawie pustym parkingu. A obok mnie była moja druga bratnia dusza, przez którego serce mi przyspieszało do szalonej ilości uderzeń.
– Świat trochę namieszał w naszym życiu. Wiem, że pewnie musisz to przemyśleć. Odwiozę cię już – powiedział spokojnie, zapinając swój pas. Zrobiłem to samo i ruszyliśmy w drogę do mojego mieszkania.
Jednak (jak się okazuje) młodszy nie zamierzał ot tak opuścić parkingu, robiąc wcześniej jakiś drift, przez który przewróciło mi się w żołądku.
– Nie chcę się jeszcze z tobą rozstawać – przyznałem się cicho, zerkając na niego.
Nawet jeśli to był tylko sen, chciałbym, by trwał wiecznie.
– Czy... możemy jeszcze razem posiedzieć?
– Pewnie, że byśmy mogli. Ale jutro masz wcześnie na zajęcia – przypomniał mi, posyłając mi zadowolony uśmiech, mając najwyraźniej bardzo dużo frajdy z faktu, że wypadliśmy z uliczki na główną ulicę tuż przed jakimś autem, które musiało gwałtownie przyhamować, by w nas nie uderzyć.
– Trochę mnie przeraża, że wszystko wiesz – wymruczałem, wbijając palce w fotel. Zaraz coś jednak przyszło mi do głowy. – Jeśli będę do ciebie pisał na ręce, Jeongguk też to zobaczy, prawda?
– Nieeee, jak będziesz chciał napisać tylko do mnie, to napiszesz tylko do mnie, Jeongguk tego nie zobaczy. Tylko nie rób tego na dłoniach i przedramieniu, bo może się zlać z pęknięciami. Zresztą, chyba najlepiej byłoby pisać SMS–y. Zapisz sobie mój numer.
Uśmiechnąłem się na tę propozycję i od razu wyjąłem telefon, zapisując numer, który mi podyktował.
Jeśli jutro się obudzę i nadal będę go miał... Może to naprawdę nie sen?
Oczywiście zadzwoniłem na podany numer, a z głośników auta poleciała nagle melodia... „Barbie Girl". Na pewno zaskoczyło mnie to bardziej, niż fakt, że miał już mój numer zapisany, bo na panelu od razu pojawił się napis, że dzwoni „Minnie".
– To zaczyna się robić przerażające, wiesz?
– To jeszcze nic, Minnie – zapewnił ze śmiechem.
– Ach tak? Masz też zdjęcia, jak śpię w mojej sypialni?
– Coś się znajdzie.
– Teraz naprawdę się boję.
– Aj żartuję. Przyzwyczaj się, Minnie.
– Kiedy znów się spotkamy?
– Jutro? A w zasadzie dzisiaj? Odebrać cię z uczelni? Chyba masz wolne w pracy?
Och, on naprawdę chce się ze mną znowu spotkać!
– Tak. Super. Pojedziemy coś razem zjeść?
– Możemy. Zabiorę cię do najwyżej położonej restauracji w Seulu. Piękne widoki – zapewnił, a nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć zorientowałem się, że jesteśmy już pod moim blokiem. Oczywiście, że nawet nie podałem mu adresu, a on go i tak znał. Echhh...
– Tylko nic nie mów na razie mojemu bratu – poprosił, gdy zaparkował przy chodniku. – Nie wiem, jak załatwić z nim tę sprawę. Czy w ogóle się ujawniać.
– Nie będę cię zmuszał, ale myślę, że powinieneś. Na pewno się ucieszy, a tobie przydadzą się dwie bratnie dusze, by cię kochać za cały ten czas, gdy nie byłeś z nami – powiedziałem, a jego uśmiech zrobił się niestety nieco smutny.
– Przywykłem do samotnego życia. Nawet nie sądziłem, abyś zechciał ze mną być. Chciałem cię po prostu poznać.
Nieco mnie to uderzyło. Czy... to co czułem do niego nie było odwzajemniane? Czy to, że mam dwie bratnie dusze jest aż taką anomalię, by moje odczucia były zaburzone? A może po prostu... znowu sobie wmawiam, że to miłość?
Na samą myśl nieco się skuliłem.
– Nie czujesz, by nasza więź jako bratnich dusz była... wyjątkowa? – zapytałem cicho, uciekając wzrokiem w bok.
– Jak powiedziałem – nie sądziłem abyś ty zechciał ze mną być. W końcu jestem kimś obcym? Nie panikuj mi już, Minnie.
– Jasne. Przepraszam – powiedziałem, odpinając już pas i złapałem za klamkę, czekając, by zwolnił zamknięcie.
– Do zobaczenia jutro.
Kyo miał jednak inne plany, uwalniając się na chwilę od pasa, by pochylić w moją stronę. – No chodź tu, mój piękny – poprosił, robiąc mały dzióbek z ust.
Mimowolnie uśmiechnąłem się, chyba niepotrzebnie martwiąc tym, co nas łączy. Bo to przecież było aż zbyt oczywiste.
Chętnie pokonałem dzielący nas dystans, by móc złączyć nasze usta, jednak tym razem nie zakończyło się na pojedynczym muśnięciu. Doszliśmy aż do trzech!
– Idź. I spróbuj dzisiaj normalnie zasnąć, nie myśl o mnie za dużo – powiedział cicho tuż przy moim uchu, zostawiając jeszcze mokrego całusa na moim policzku.
– To niemożliwe. Nadal śpię z twoją kurtką – przyznałem, posyłając mu uśmiech, podczas gdy moja bratnia dusza odblokował mi drzwi, bym mógł opuścić pojazd.
Wysiadłem grzecznie, zabierając mój plecak, a nim zamknąłem drzwi, pożegnałem się jeszcze grzecznie. I stałem na chodniku czekając, aż Kyo odjedzie. A on stał i najwyraźniej czekał, bym to ja pierwszy ruszył się z miejsca. Na zachętę nawet mu pomachałem, na co posłał mi buziaka, krzyżując ręce na torsie i robiąc zaciętą minę. Rozbawił mnie na tyle, bym poddał się w tej małej bitwie, idąc już do budynku. A gdy przekroczyłem próg usłyszałem, jak znów rusza z piskiem opon, na co pokręciłem głową.
Kiedy znalazłem się już w windzie, sam na sam z moim odbiciem w lustrze, po prostu się rozpłakałem. Łzy ciekły mi po policzkach jak szalone, a z ust wydobywał się szloch, przerywany śmiechem.
Naprawdę go spotkałem. On istnieje. Mam drugą bratnią duszę. Mam kogoś, kto jest dla mnie najważniejszy na tym świecie. I zrobię wszystko, by go uszczęśliwić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top