Kiedy nawet kot już nie pomoże
Tytuł mówi sam za siebie.
Mam tak zły humor, że nawet kot nie pomoże.
Aha. W tym rozdziale będę marudzić, więc wszystkich nie chcących czytać narzekań "jakie to życie jest nie fair" zapraszam do moich innych rozdziałów.
Tak tylko ostrzegam.
Zaczęło się niewinnie:
Ja: To będzie dobry tydzień!
Trzy sprawdziany: *jeb jej prawego sierpowego*
Ja: *na klęczkach* Zawsze mogło być gorzej. To będzie dobry tydzień!
Ostre przygotowania do kilku konkursów przedmiotowych: *podcięcie kostek*
Ja: *podpierając się na łokciach* Jest ok. Dam radę.
Niewyspanie i zaczynające się choroba: *kop w głowę*
Ja: *jeszcze się trzyma na tych łokciach* To nic wielkiego. Trzymam się dobrze.
Egzamin techniczny w muzycznej: *smyczkiem po łbie*
Ja: *już ledwo co daje radę, ale dzielnie się trzyma* Najwyżej nie zdam. To nic takiego.
Organizacja szkolnej imprezy: *chamsko potrąca jej łokcie*
Ja: *twarzą o podłogę* To miał być dobry tydzień i takim pozostanie...
Ciocia okres: *jeb z całej siły w brzuch*
Ja: *zwija się z bólu* Chociaż w sumie... może zostanę na podłodze...
Jestem taka wyczerpana, a jest dopiero środa.
Chciałam się położyć spać, ale nie mogę zasnąć, a jutro lekcje na 8:00 👌
Poleci ktoś jakąś książkę (najlepiej kryminał)?
Dziękuję cioci Eryczce, która zawsze potrafi poprawić mi (może minimalnie, ale jednak) humor swoją ksiunszkom.
A teraz żegnam Was, Kartoflana Młodzieży (mam wymyślić Wam jakąś nazwę?)
~Mała Susanka
PS. stwierdziłam, że w przyszłości chcę zostać trebuszem. Polecam.
Widziałam jeden na żywo. W Malborku 👌
PPS. To już część 66(6) lol
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top