Prolog
Pov Narrator:
Robert Lightwood powolnym krokiem chodził zamyślony po korytarzach Instytutu.
Mimo iż od zniknięcia Valentine'a minęło troszkę czasu mężczyzna miał wielki mętlik w głowie. Mianowicie czekała go poważna rozmowa z żoną, z którą ma swoje troje dzieci ( Isabelle, Alec'a i adoptowanego Jace'a).
Mimo tego mężczyzna jednak wiedział iż między nim a niegdyś ukochaną żoną wszystko skończone i właśnie na ten temat miała być ta jakże powazna rozmowa z panią Lightwood.
Chciał rozwodu...
Lightwood niespodziewanie zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami w kolorze ciemnego brązu i westchnął zrezygnowany.
Wiedział iż od tej rozmowy nie ucieknie i prawdopodobnie po niej już na bank nic nie będzie takie same.
Wszedł powoli do pomieszczenia gdzie była piękna i jakże cudowna biblioteka Instytutu, a przy oknie zaś stała ona.
Piękna kobieta jaką była Maryse Lightwood. Wpatrywała się w okno i obserwowała zachodzące słońce na niebie. Jej mina nie wiele mówiła co sprawiło iż Robert przełknął ślinę.
- Maryse...
- Musimy porozmawiać, Robercie.- powiedziała chłodno kobieta przerywając mężowi wypowiedź.
Maryse obróciła się w stronę męża i powolnym krokiem udała się w niego stronę.
W uszach można usłyszeć stukot czarnych obcasów kobiety, przez akustykę wydobywającą się z pomieszczenia.
Robert zszedł po schodach przez co wraz małżonką spotkał się w połowie drogi.
- O co chodzi? - zapytał spokojnie Robert, który tak naprawdę był kompletnie przerażony czego cudem nie było widać.
- Jestem w ciąży.- powiedziała prosto z mostu kobieta na co Robertowi opadła kopara.
Nie mógł uwierzyć w to iż jego żona jest trzeci raz w ciąży przez co po raz kolejny mężczyzna zostanie ojcem.
Jednak na samą myśl o tym iż będzie mieć kolejnego syna, dzięki któremu ród Lightwood'ow się poszerzy usmiech zawitał na jego twarzy.
Natychmiast zapomniał o tym iż chce z żoną rozwodu i postanowił wraz z małżonką wychować ich kolejne dziecko.
Widząc uśmiech na twarzy męża, Maryse odetchnęła z ulgą. Bala się reakcji ukochanego męża na wieść o kolejnym dziecku, które dopiero rozwijało się w jej łonie.
- Który to tydzień? - zapytał Lightwood żony zaciekawiony.
- Drugi. - odpowiedziała Maryse, na co Robert uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jak nazwiemy naszego syna? - zapytał po chwili na co Maryse uniosła zdziwiona brew.
- Syn? Dopiero w czternastym tygodniu ciąży zobaczymy na USG płeć.- powiedziała pani Lightwood z spokojem.
- To na pewno będzie chłopiec. Nazwiemy go Michael.- powiedział z dużą pewnością siebie Robert ani na chwilę nie dopuszczjąc myśli iż żona może mieć w sobie coś innego niż syna.
Pomimo iż kochał swoją córką Isabelle z, której się cieszył niezmiernie to i tak pragnął mieć jeszcze jednego syna, który mógłby dać mu stu procentową pewność iż Ród Lightwood'ów przetrwa.
Maryse zgryzła delikatnie wargę, nie odpowiadając na słowa męża. W duchu jednak łudziła się, aby faktycznie to był syn, aby nie rozczarować swojego ukochanego męża.
Jednak przecież nie zawsze mamy to czego chcemy... nieprawdaż?
- - - - - Kilka tygodni później - - - - -
Ciąża Maryse rozwijała się prawidłowo. Dziecko było zdrowe, a brzych kobiety rósł; coraz bardziej ukazując ciąże kobiety.
Dzieci Roberta Imaryse od razu spostrzegły zmianę w wyglądzie matki i kiedy tylko dowiedziały się o tym iż będą mieć rodzeństwo cieszyły się niezmiernie. Kiedy w końcu nadszedł czas w, którym Lightwood'owie mieli poznać płeć dziecka duma Roberta miała sięgnąć zenitu.
- I jak rozwija się mój syn?- zapytał lekarza Lightwood, kiedy ten wpatrywał się w monitor gdzie znajdowało się maleństwo.
- To nie chłopiec, panie Lightwood. Pana żona nosi w sobie dziewczynkę.- powiedział lekarz na co Nocnemu Łowcy zrzędła mina.
Był zły?
Trochę, ale bardziej rozczarowany tym iż nie będzie posiadał jednak kolejnego syna.
Kiedy wizyta się skończyła małżonkowie opuścili gabinet w ciszy i powrócili do domu.
- Nie chce tego dziecka. - powiedział Robert kiedy weszli na teren Instytutu.
- Przecież to nasza córka. -powiedziała Maryse wpatrując się w męża z zaskoczeniem.
- Ja chce syna nie kolejnej córki.- powiedział wściekły Robert na co kobiecie odebrało mowę.
Nie spodziewała się takich słów po mężu co wywołało na jej twarzy szok.
- To co mam zrobić?- zapytała kobieta.
- Albo usunąć albo oddać. Nie chce widzieć tego bachora na oczy.- powiedział oschle Lightwood na co Maryse kompletnie oniemiała.
Nie wierzyła w to co powiedział jej mąż. Kompletnie.
- A dzieci...
- Pojadę po znajomą czarownicę, która wymaże im pamięć o tym iż będą mieć rodzeństwo. - powiedział z spokojem i obojętnością Lightwood przerywając żonie.
Maryse już miała coś powiedzieć, lecz nagle ujrzała zbiegającego po schodach Alexandra. Chłopiec z uśmiechem na ustach podbiegł do rodziców, którzy jeszcze w kurtach stali przy drzwiach wyjściowych Instytutu.
- I jak się czuję, Michael?- zapytał chłopiec coś trzymając w rączkach coś ledwie widocznego.
- Bardzo dobrze, Alec.- powiedziała Maryse do syna, po chwili dodając.
- A co ty masz w rączce, kochanie?
- Zrobiłem branzoletkę dla Michael'a z drobną pomocą Izzy i Jace'a.- powiedział chłopiec po chwili pokazując to co miał w rączce.
W rękach chłopca była jasno niebieska brazoletka z srebnym znaczkiem ukazującym herb rodu Lightwood'ów.
Maryse uśmiechnęła się delikatnie na widok branzoletki, po czym wzieła ją do ręki i powiedziała.
- Bardzo śliczne. Michael'owi na pewno się spodoba.
Kobieta kątem oka spojrzała na męż, który wpatrywał się w jej brzuch z szczerą nienawiścią oraz wściekłością. Wiedziała że mąż nie da jej spokoju i musi jednak wykonać bardzo trudny wybór.
Wybór, który jednak był dla niej oczywisty.
Urodzić i oddać.
- - - - - Kilka miesięcy później - - - - -
- Dziękuję Ci, Seline że chcesz się zaopiekować Natalie. - powiedziała Maryse podając dziecko w zawinięte w biały kocyk.
- Maryse nie ma za co. Obiecuję że zaopiekuje się twoją córeczką i będzie ze mną bezpieczna. - powiedziała blond włosa kobieta o niebieskich oczach.
Seline Rainer jest młodą trzystu letnią czarownicą, która miała przyjacielskie kontakty z Lightwood'ami.
Była jednak bardzo zdziwiona kiedy dostała list z pytaniem od Maryse czy zaopiekuję się jej dzieckiem nie podając powodu dlaczego oddaje córeczkę.
- A jak z dziećmi? - zapytała spokojnie Seline trzymając z ostrożnością śpiące niemowlę.
- Robert chwile temu je zabrał do czarownicy, która ma wymazać im pamięć z całego czasu ciąży.- powiedziała smutna wpatrując się w córeczkę, która miała na rączce branzoletkę zrobioną przez jej starsze rodzeństwo.
- To okrutne z strony Roberta iż zrobił ci coś takiego. Nie powinien w końcu to wasza córka.- powiedziała czarownica z spokojem.
- Wiem, ale nie wiele mogłam zrobić. Przecież Robert patrzył na brzuch z nienawiścią, a na sam powiedział że nie chce jej widziec na oczy.- powiedziała z łzami w oczach Maryse.
- Maryse obiecuję Ci że będzie bezpieczna. Bez względu na wszystko.- powiedziała czarownica, po czym odwróciła się i powolnym krokiem udała się w stronę swojego domu.
Maryse zamknęła drzwi i oparła o beżowa ścianę Instytutu. Odsuneła się zapłakana na podłogę pozwalając łzą spływać po jej policzkach niczym rwący strumień.
Straciła dziecko, które nosiła przez wiele miesięcy w swoim brzuchu.
Swoją maleńką Natalie
~ • ~ • ~
W końcu mi się udało opublikować ten prolog.
Mam nadzieję że się wam spodobał i zachęcił do dalszego czytania.
Dedykacja dla
Nakir369 (hehe ciotka pamiętam Cię)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top