Rozdział 3 - Wujaszek
Dipper przekręcił gałkę drzwi i z zadowoleniem odkrył, że te nie były zamknięte na klucz. Stare, drewniane drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem zapraszając chłopaka do środka a ten charakterystyczny zapach stęchlizny i mokrego drewna uderzył w chłopaka, mile pieszcząc jego nos i gardło. Brunet przymknął oczy, chwilę rozkoszując się tak znanym mu zapachem starych książek, kurzu i tajemnic, który towarzyszył mu przez tamto pamiętne lato. Zaraz jednak niemiła myśl rozbrzmiała w jego głowie i zmusiła go do ponownego spojrzenia w mroki korytarzy.
Coś było nie tak. Coś było bardzo nie tak. Dlaczego wujowie zostawiliby otwarte drzwi? Prawda, mieli świadomość że chłopak przyjedzie jednak nawet w takich sytuacjach czujne oko Stana nie pozwalało sobie na takie zaniedbanie. Co jeśli ktoś spróbowałby się włamać i okraść jego dobytek? Albo jakimś cudem odkrył kod od automatu i dostał się do piwnicy? Chociażby ze względu na ten mały rodzinny sekrecik, logicznym było że nie powinno się w żaden sposób kusić potencjalnego złodzieja. Tym czasem drzwi nawet nie opierały się przy ich otwieraniu. Możliwe, że ktoś już był w środku i teraz właśnie przeszukiwał skrytki i plądrował sejf.
Dipper przełknął głośno ślinę i ostatni raz spojrzał na czerniejącą gęstwinę za swoimi plecami. Wystarczył jeden rzut oka na dziwny, trójkątny cień, by chłopak szybkim krokiem wszedł do środka i głośno zatrzasnął za sobą drzwi. Z dwojga złego wolał włamywacza niż stworzenia czyhające na jego życie, które raczej nie przegapiłyby żadnej, nawet najmniejszej okazji.
Nagły szmer dochodzący z jednego z pokoi, wywołał u chłopaka dreszcze przerażenia i spowodował uniesienie się drobnych włosków na rękach. Dipper odruchowo przesunął dłonią po drzwiach i ostrożnie sięgnął po czarną parasolkę, która stała wsparta o ścianę niedaleko drzwi. Zapewne wuj zostawił ją tam na wypadek deszczu lub ktoś z gości po prostu o niej zapomniał i teraz samotna stała, czekając aż ktoś zrobi z niej użytek. Choć może nie koniecznie taki o jakim w tej chwili myślał brunet. Pewnie chwycił przedmiot w obie dłonie i wolnym krokiem zaczął przesuwać się w stronę pomieszczenia, w którym jeszcze chwilę temu ktoś prawdopodobnie przebywał. Te osiem lat w jakiś sposób wpłynęło na chłopaka. Mason stał się bardziej odważny. Co jak co ale po przeprowadzce to on musiał zaopiekować się nieroztropną siostrą i nie raz stanąć w jej obronie, gdy ktoś podejrzany zaczepiał ją na imprezach. Jednak odwaga w tym momencie się kończyła. Co innego było stanąć do walki z niewyżytym nastolatkiem a co innego będzie oznaczało stanięcie oko w oko z uzbrojonym włamywaczem.
Szybki i nierównomierny oddech zdawał się być jedynym odgłosem, jaki z siebie wydawał. Bystre oczy wodziły po zarysach i kształtach mebli i framug drzwi prowadzących do różnych pomieszczeń. Hałas dobiegł wprost z salonu i właśnie tam Dipper spodziewał znaleźć się winowajcę. Krok po kroku przybliżał się do pomieszczenia, coraz bardziej odczuwając dreszcze strachu zmieszanego z zaciekawieniem i ekscytacją. Cokolwiek tam było, cokolwiek zagroziło jego wujkom zaraz miało się przekonać że ten oto niepozorny Dipper Pines ma w sobie na tyle sił by z łatwością stawić mu czoła.
Choć ta myśl była bardzo podkoloryzowana, chłopak starał uparcie się w nią wierzyć jakby magicznie mogła dać mu więcej sił i faktycznie umożliwiła mu pokonanie przeciwnika. Takie "motywujące"zabiegi zwykle sprawdzały się jeśli chodziło o naukę czy znalezienie w sobie wystarczająco sił aby po męczącym dniu zrobić pranie i umyć okna ich mieszkania. Zwykle działało na tak przyziemne zadania. Jednak tym razem zagrożenie było realne. Już nie chodziło tu o krzyki Mabel a o życie Dippera czy jego najbliższych, na które złodziej mógł się targnąć.
Kolejny szmer i dźwięk kroków.
Dipper zatrzymał się gwałtownie i momentalnie przywarł do ściany, gdy ciemna sylwetka poczęła powoli wysuwać się z pomieszczenia i zmierzać w stronę chłopaka. Zapewne nie dostrzegłszy Masona, mężczyzna postanowił wydostać się ze skradzionymi pieniędzmi. Jednak nie spodziewał się chwili, gdy parasolka z cichym łomotem uderzyła go w głowę. Mężczyzna zachwiał się i runął na podłoże. Nie poruszył się już.
Dipper dyszał głośno, drżącymi rękami trzymając końcówkę czarnego przedmiotu, który przyczynił się do ataku. Drżąca dłoń chłopaka przesunęła się po ścianie a gdy smukłe palce natknęły się na włącznik, delikatnie go wcisnęły. Dopiero jasne światło żarówki ujawniło, kim tak naprawdę był winowajca całego zamieszania. Czerwony fez leżał tuż obok starszego mężczyzny, który rzucając przekleństwa pod nosem, masował obolałą głowę.
-Cholera pryszczu, że też ci się zebrało na takie ataki- stęknął mężczyzna, z wyrzutem wpatrując się na zdezorientowanego Dippera. Parasolka z trzaskiem opadła na podłogę, gdy chłopak osuwał się plecami po ścianie, wciąż wpatrując się w swojego wuja.
-Dobry jesteś, nie spodziewałem się że z takiego mikrusa wyrośnie takie ziółko- Stan zaśmiał się radośnie, powoli podnosząc się z podłogi i otrzepując czarny garnitur z kurzu. Czekoladowe tęczówki przesunęły się po twarzy mężczyzny, w skupieniu rejestrując każdą zmarszczkę czy siwy włos opadający na twarz jego wuja. Stan nie zmienił się ani odrobinę od czasu, gdy Dipper widział go ostatnio. Wciąż tak samo uczesany, w tym swoim charakterystycznym, czerwonym fezie z frędzelkiem i życzliwym uśmiechem. To był właśnie Stanek, którego zapamiętał i którego kochał całym swoim sercem.
Kilka łez wzruszenia spłynęło z kącików oczu chłopaka, gdy ten rzucił się na wuja, mocno przytulając się do niego jakby chcąc upewnić się, że ten zaraz nie zniknie, że nie był tylko i wyłącznie snem.
-Emm... dobra pryszczu puszczaj już.... nie rozklejaj mi się tu.... to babskie- zakłopotany śmiech i lekkie klepnięcia ciepłej dłoni w ramię, wybudziły chłopaka ze swego rodzaju transu.
Dipper odsunął się, piąstką ocierając łezki i uśmiechając się przepraszająco do wuja. Nie był pewien, czy powinien przepraszać za płacz czy za fakt nabicia wujkowi sporego guza.-Przepraszam...- powiedział w końcu mając na myśli oba zdarzenia. Stan machnął ręką z uśmiechem i ostatni raz poprawił swój fez, ukradkiem zerkając na swoje odbicie w oszklonej ramce na zdjęcie.-Nie przejmuj się mały. Swoich czasów gorzej się zarabiało w łepetynę- zaśmiał się tym swoim charakterystycznym śmiechem, który sprawił że Dipper na samą myśl rozchmurzył się i zawtórował swoim własnym. -Chodź do kuchni, pewnie jesteś głodny- zaproponował, gestem zapraszając chłopaka do pomieszczenia. Dipper postawił swoją walizkę przed schodami prowadzącymi na piętro i w już lepszym humorze, ruszył za Stanem, po czym wygodnie rozsiadł się na krześle przy kuchennym stole, co wywołało u niego kolejną falę miłych wspomnień a zapach odgrzewanej potrawki mięsnej i herbaty ziołowej ukoiły jego zszargane nerwy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top