III

– Ałaj – skomentował Mateusz fakt, że został można powiedzieć potrącony przez Świętą Czaszkę.

– Przyganiał kocioł garnkowi. – powiedział Patryk, podciągając się w miarę swych możliwości znad dziury w podłodze.

– Spierdalaj. – rzekł Mateusz wstając – Ja przynajmniej umiem przeskoczyć te półtora metra. – stwierdził biorąc Czaszkę, po czym podając ją Patrykowi.

– Nie no, spoko, jednak ty można powiedzieć, że zostałeś tą Czaszką kurwa potrącony. – nie dawał za wygraną Patryk, chowając Czaszkę do plecaka, po czym zakładając go na plecy – Jak to w ogóle brzmi, został potrącony przez Świętą Czaszkę. – dodał, kiedy ruszyli w kierunku powrotnym z nadzieją, że te dwie Czaszki faktycznie otworzyłyby im drzwi do Miejsca Przeznaczenia.

– No przynajmniej jest to bekowo-bekowe, a nie debilnie bekowe jak w twoim wypadku. – stwierdził Mateusz, również nie dając za wygraną, kiedy wydawało im się, że obecnie droga przebiegała wyjątkowo spokojnie jak na te katakumby – Nie odnosisz wrażenia, że coś za spokojnie się zrobiło? – zapytał, kompletnie zmieniając temat i rozglądając się.

– W sumie faktycznie, raz w życiu masz rację. – rzekł, również odruchowo rozglądając się w prawo i lewo – Może te Czaszki mają na to jakiś wpływ? – wysnuł ten wniosek, wyjmując telefon i włączając go.

– Bez przesady, to, że mają w nazwie Święte nie oznacza automatycznie, że to ich zasługa. – stwierdził Mateusz, przy czym machnął ręką jakby nic specjalnego się nie wydarzyło – Chociaż z drugiej strony wnioskując po tym wierszu z dziennika to może ma to jakiś sens. – dodał, kiedy Patryk włączył nawigację do Miejsca Przeznaczenia, po czym zgodnie z nią zaczęli iść.

– Zobaczymy prawdopodobnie jak dojdziemy pod wejście do Miejsca Przeznaczenia. – podsumował ten krótki temat Patryk, gdy zaczęli schodzić w dół ogromnej wyrwy, którą tego dnia mijali już trzeci raz – A propos Miejsca – zmienił temat, kiedy Mateusz, rozglądając się, zaczął ponownie żałować, że nie wziął telefonu, to teraz mógłby zrobić temu miejscu kilka zdjęć – to ciekawym jest, że żaden z niewolników Grzegorza jeszcze nam nie przeszkadzał podczas drogi. – stwierdził, gdy w oddali spadło kilka kamieni, jednak jako iż owe wydają znany przeciętnemu człowiekowi dźwięk, to Patryk i Mateusz nie zaniepokoili się tym.

– Znaczy jak szedłem od rozjebanego samolotu do miejsca, w którym ponownie się spotkaliśmy, to spotkałem jednego. – zaczął swoją opowieść Mateusz, kiedy według nawigacji znajdowali się niezmiernie blisko Miejsca Przeznaczenia i nie dziwne, ze względu na położenie Świętych Czaszek – Akurat miał oderwane nogi i generalnie kilka chwil po tym, jak go spotkałem, dednął, więc nie dziwne, że reszta się tu nie zapuszczała. – mówił, gdy poza ich rozmową jedyne co dało się obecnie usłyszeć w tym miejscu to dźwięk wydawany przez palący się na pochodniach oświetlających te katakumby ogień – W ogóle to też pierdolił coś, że już po nas i, że jakiś Okrutny Grubas nas dojedzie czy coś. – kontynuował swoją przemowę, kiedy na horyzoncie zaczęły wyłaniać się drzwi do grobowca kryjącego w sobie jednocześnie i Miejsce Przeznaczenia, i Kielich Życia.

– Niewykluczone, że pierdolił przed śmiercią, niby nie jestem lekarzem, jednak nie wiadomo jak myśli lub nie człowiek znajdujący się na skraju śmierci z wykrwawienia. – skomentował opowieść swego kolegi tym długim zdaniem Patryk, gdy znaleźli się na równej powierzchni i przeszli te kilka kroków dzielących ich od zamkniętego przejścia – Z tego co nam mówił Globus, to jedynym naszym głównym wrogiem jest Grzegorz. – stwierdził ten fakt, zdejmując plecak i stawiając go na ziemi – A typ armię ma, także nie sądzę, aby potrzebował jeszcze kogoś do pomocy. – dodał Patryk, otwierając swój plecak – A tak kompletnie od tego odchodząc, to jaki rozjebany samolot? – zapytał, wyjmując z plecaka pierwszą z Czaszek.

– No ten nasz stary grat. – wyjaśnił Mateusz, sięgając do plecaka po drugą Czaszkę – Wbił się w ziemię jak Tupolew i z niego to już nie będzie, no chyba, że umiesz naprawiać samoloty. – dodał, kiedy na chwilę przystanęli aby dokończyć tę rozmowę oraz w tym samym czasie zastanowić się jak właściwie użyć tych Czaszek.

– Nawet jakbym umiał, to przecież nie mamy narzędzi do tego celu. – rzekł nieco zażenowanym głosem Patryk, kiedy Mateusz szeroko uśmiechnął się – No nic, jak Globus do nas nie zadzwoni to my zadzwonimy do niego i po prostu powiemy, że jakiś ciul przeciął nam przewód paliwowy w samolocie i rozbiliśmy się jak Tupolew. – wyjaśnił, przy okazji przy tym wyjaśnieniu wzruszając ramionami jakby nic się nie wydarzyło, po czym spuszczając wzrok w kierunku Czaszek – W ogóle, jak tego szajsu używać? – zapytał, po czym zwrócił wzrok w kierunku swego przyjaciela.

– Myślałem, że ty wiesz. – odpowiedział, również patrząc w jego kierunku – Czej, może w dzienniku Johnego Ceepa coś jest. – dodał, wyciągając owy dziennik z kieszeni, a następnie przeglądając go, co nie należało do łatwych, gdyż miał w tym celu dostępną tylko jedną rękę.

Przewertowanie całego dziennika zajęło mu kilka chwil, bowiem mimo iż na poszczególnych stronach, ze względu na wielkość zeszytu i pismo autora, nie znajdowało się dużo tekstu, to jednak dziennik posiadał wiele stron jak na swe rozmiary. Niestety, okazało się, że autor również nie wiedział jak owe Czaszki działają lub nie zdążył tego zapisać, bowiem Mateusz nic nie odnalazł.

– Kurwa. – skomentował swojsko po polsku zamykając dziennik – Nic tam na ten temat nie ma, tylko jakieś pierdoły. – dodał, chowając owy do kieszeni.

Po tych słowach, obaj zaczęli zastanawiać się jak owe Czaszki mogłyby odblokować im przejście dalej. Nie mieli żadnej koncepcji, również pierwszy raz mieli z nimi do czynienia. Cisza jednak nie trwała długo, bowiem po chwili Patryk wpadł na pewien pomysł, który wydał mu się tak prosty, że aż sądził iż owy by nie zadziałał. No ale jako iż wydawało się, że na razie na nic więcej nie wpadną to postanowił podzielić się ową koncepcją ze swym kolegą.

– Słuchaj, mam zajebisty plan. – zaczął rozmowę, odwracając się w stronę Mateusza – Może spróbujmy ustawić po jednej Czaszce pod oboma filarami przytrzymującymi te drzwi i zobaczymy co się stanie. – wypowiedział swój wyjątkowo banalny plan, kiedy jednak Mateusz nie wydawał się co do tej koncepcji przekonany.

– Sądzisz, że to zadziała? – zapytał, spuszczając w pewnym momencie wzrok w stronę Czaszki.

– A masz lepszy plan? – odpowiedział pytaniem na pytanie Patryk, wypowiadając to zdanie zamykające usta.

– No nie. – odparł Mateusz, unosząc wzrok w kierunku swego kolegi – Dobra, możemy spróbować i tak nie mamy nic do stracenia. – dodał, po czym obaj podeszli pod jeden z filarów i równo ustawili pod nim trzymaną przez nich Czaszkę.

Ku ich szczęściu okazało się, że tak banalny plan okazał się działać. Otóż, kiedy odeszli od Czaszek ich oczodoły zabłysły złotym światłem, po czym dało się słyszeć wspomniane przez Johnego Ceepa martwe echo. Owo brzmiało jak przeciętne echo, jednak z dodatkiem przytłumionego jęku umierającej osoby. Kiedy jednak echo zabrzmiało, drzwi prowadzące do grobowca otworzyły się torując Patrykowi i Mateuszowi drogę. Kiedy natomiast to nastąpiło, światło wydobywające się z oczodołów Czaszek stało się słabsze, jednak nie zniknęło całkowicie.

– Najciemniej pod latarnią, a oto dowód. – skomentował zaistniałą sytuację Patryk, zapinając swój plecak.

– Najważniejsze, że ten dziennik na coś się przydał, a nie okazał się zbędną pamiątką z podróży. – dodał Mateusz, gdy jego znajomy założył plecak na plecy i ruszyli w kierunku wejścia do Pieczary – Ciekawe czy jak już uratujemy świat i opylę ten dziennik na Allegro to czy ktoś go kupi. – zaczął się zastanawiać, kiedy Patryk przewrócił oczami korzystając z faktu, że Mateusz nie miał jak tego zauważyć.

– Ja pierdolę, a tobie tylko handel w głowie. – skomentował Patryk, gdy jego przyjaciel zaśmiał się – W każdym razie na sto procent, ludzie kupują różne dziwne rzeczy. – stwierdził, na wszelki wypadek wyjmując broń, bowiem nie mogli mieć pewności co czekało ich w grobowcu – A jeżeli wystawisz to na aukcję WOŚP to staniesz się milionerem. – dodał, kiedy przekroczyli próg i rozejrzeli się po nowym dla nich pomieszczeniu.

Pieczara wyglądem przypominała jaskinię ze względu na to, że na suficie znajdowało się dużo stalaktytów oraz sama została stworzona w sposób charakterystyczny dla jaskini. Dało się to zauważyć chociażby po typowym dla owych ułożeniu kamieni, z których stworzone zostały ściany. Pośrodku dało się ujrzeć podest w kształcie wysokiego sześciokąta, na którym stał legendarny Kielich Życia a obok niego leżał jakiś nietypowo wyglądający sztylet. Pomieszczenie, tak samo jak cała reszta katakumb, zostało oświetlone ogniem wydobywającym się z pochodni.


Niestety Patryk i Mateusz nie mieli możliwości w żaden sposób skomentować wyglądu tego miejsca, przyjrzeć się Kielichowi czy sztyletowi lub nawet skomentować obecności owych przedmiotów, gdyż ich spokój bardzo szybko został zakłócony. Otóż, z oddali, usłyszeli powolne kroki dochodzące z prawej strony. Nauczeni ostrożności w tych katakumbach od razu odwrócili się w tamtym kierunku. Po zrobieniu tego, ujrzeli zombie, jednak nietypowego jak na standardowych przedstawicieli tego gatunku. Wzrostem sięgał prawie do sufitu, od owego dzieliło go może z pół metra. Z kolei on sam został stworzony z połączenia wszystkich istot, które Patryk i Mateusz napotkali podczas swej podróży przez katakumby. Poza owymi istotami dało się również dostrzec, że zombie został stworzony też i częściowo z martwych żołnierzy wysłanych w to miejsce przez Grzegorza. Owy zombie nie wydawał żadnych dźwięków, poza tymi, które emitowały jego kroki.


Po zauważeniu go, Patryk i Mateusz rozszerzyli oczy ze strachu i zszokowania, nigdy nie spodziewaliby się, że zobaczyliby w swoim życiu taką istotę. Nie wiedzieli czy uda im się go pokonać, jednak wiedzieli, że musieli przynajmniej spróbować. Wszakże los całej planety leżał w ich rękach, czyż nie?

– Święta Cecylio... – skomentował ten widok Mateusz, nieco cofając się.

Mieli tyle szczęścia, że zombie jak to zombie poruszał się powoli, także mieli chwilę na wymyślenie co zrobić dalej. Oczywiście najprostsze rozwiązanie to użycie broni palnej, dlatego Patryk wycelował ową w tę istotę i strzelił kilka razy. Niestety, mimo iż pociski trafiły w przeciwnika i nawet zadały mu rany, to w żaden sposób nie wpłynęło to na zombie. Normalnie Patryk mógłby spróbować ustrzelić istotę z bazooki, jednak szybko przypomniał sobie, że już dawno skończyły mu się naboje. Musieli w takim razie wymyślić coś innego, jednak musieli działać szybko. Mimo iż zombie szedł wolno, to z każdą chwilą znajdował się coraz bliżej swych dzisiejszych ofiar.


Na szczęście Mateusz szybko wpadł na pomysł, który mógł przynieść im zwycięstwo. Otóż nieco bardziej się cofnął, a następnie rozpędził się w kierunku podestu. Kiedy natomiast podbiegł do niego, wyskoczył nieco i odbił się od owego, oczywiście uważając na Kielich Życia i sztylet. Natomiast po odbiciu się w kierunku sufitu wyrwał z niego jeden ze stalaktytów, wykonał efektowny obrót i opadając na ziemię wbił swoją broń w głowę zombie. Okazało się, że to przyniosło efekt i po chwili ich przeciwnik leżał martwy na podłodze.

– I gites majonez jak to by Pani Basia powiedziała. – skomentował swój wyczyn, odwracając się w stronę Patryka.

– Zajebiście, że to zadziałało, bowiem byśmy mieli trochę bardzo problem. – powiedział Patryk, kiedy Mateusz podszedł bliżej podestu i korzystając z okazji przyjrzał się bardziej owym przedmiotom się tam znajdującym.

Kielich wyglądał wyjątkowo prosto, co nieco zdziwiło Mateusza, bowiem podejrzewał, że taki artefakt posiadałby jakiś skomplikowany wygląd. Otóż owy przedmiot prezentował się nieco jak kielich mszalny koloru czysto złotego z dodatkiem czerwonych elementów na jego podstawce oraz nodze. Dodatkowo na samej podstawce znajdował się też czerwony krzyż. Jednak sztylet już wyglądał ciekawiej niż Kielich.


Na ostrzu świecił niebieskim światłem, a na rękojeści żółtym. Większa część trzymadła przypominała przezroczysty pazur, w którym znajdował się świecący na niebiesko płyn. Dolny fragment sztyletu też wyglądał nietypowo jak na ten przedmiot, bowiem przypominał z wyglądu falę. Górna część ostrza posiadała też częściowo emitujący żółte światło księżyc w fazie sierpa, zawierający pod sobą cztery żółte koła. Po lewej i prawej stronie ostrza dało się zauważyć dwie, również emitujące niebieskie światło, oddzielone części owego ostrza, z czego prawe z jakiegoś powodu zostało zagięte.


Mateusz nie miał pojęcia, co robił tutaj ten sztylet, szczególnie, że według Johnego Ceepa powinni zastać tu jedynie Kielich Życia. Oczywiście nie narzekał z tego powodu, wszakże to zawsze jakaś dodatkowa broń, a broni białej nie posiadali. No a wiadomo, na sto procent przy ostatnim Miejscu Przeznaczenia starliby się z Grzegorzem, więc nigdy nie wiadomo czy broń biała by się nie przydała. Jasne, walcząc z nim trzy lata temu broni białej nie musieli używać, jednak wszystko się zmienia. Może akurat teraz okazałaby się przydatna. Dodatkowo też ten sztylet wyglądał jakby posiadał jakieś ponadludzkie właściwości przez zawarty w nim płyn, więc kto wiedział. Może dzięki temu mogliby unicestwić Grzegorza raz na zawsze i wreszcie mieć od niego i jego szalonych pomysłów zniszczenia świata spokój?

– Lol, w tym Kielichu jest jakaś pomarańczowa ciecz. – skomentował Patryk zaglądając do Kielicha i przy okazji przerywając krótkie przemyślenia swego kolegi.

– Myślisz, że jak z niego golniemy to dostaniemy supermoce? – zapytał Mateusz również podchodząc bliżej Kielicha i zaglądając do niego.

– Nie liczyłbym na to. – odpowiedział zażenowanym głosem Patryk, stając prosto – Przecież ludzie nadprzyrodzonych zdolności nie posiadają, paszczurze. – skomentował, kiedy jego przyjaciel także stanął prosto i w odpowiedzi szeroko uśmiechnął się.

– No Grzegorz je ma. – storpedował argument swego znajomego Mateusz, gdy Patryk zdjął plecak.

– Skąd informacja, że na stówę jest człowiekiem? – zapytał Patryk, zawczasu rozpinając swój plecak – Nie wiemy tego, to, że wygląda humanoidalnie jeszcze o niczym nie świadczy. – kontynuował, stając prosto i zakładając ramię na ramię – Trzy lata temu przekonaliśmy się, że kosmici istnieją, więc cholera wie kim lub czym on może być. – stwierdził na dobrą sprawę zgodnie z prawdą, kiedy Mateusz na chwilę spojrzał w prawo, ale nic interesującego tam nie ujrzał, jedynie skalistą ścianę.

– Faktycznie, to ma sens, szczególnie, że żaden normalny człowiek nie próbowałby zniszczyć świata. – stwierdził ten fakt, zginając ręce w bok jakby na cały świat chcąc wskazać – No ale skoro ten Kielich to taki zajebisty koks według tego dziennika to nic tylko sprawdzić co robi ta ciecz. – rzekł, podchodząc do Kielicha i biorąc go, a następnie zniżając na swoją wysokość.

– W sumie co się może stać, co najwyżej zginiemy, bywa. – powiedział Patryk, gdy Mateusz zaczął pić połowę cieczy z Kielicha – Ludzie mają gorsze problemy. – dodał, czekając na swoją kolej.

– Smakuje jak sok pomarańczowy z dodatkiem octu. – skomentował smak cieczy Mateusz, po skończeniu picia swojej połowy – Gdyby nie ten ocet to byłoby zajebiście. – dodał, podając Kielich swojemu przyjacielowi.

Natomiast po podaniu owego przedmiotu swemu koledze ten wypił swoją połowę, co nie należało do długich i trudnych czynności. Kiedy obaj wypili, Patryk biorąc plecak powiedział:

– Cokolwiek by nam ta ciecz miała zrobić to przynajmniej nie będzie nam się chciało pić. – skomentował, wkładając Kielich do plecaka – Ale Kielich to sobie wezmę, zajebiście wygląda. – dodał, po czym, gdy Kielich już spoczywał w plecaku, Patryk wyjął z niego drugi impulsator.

– A sztylet bierzemy? – zapytał Mateusz, wskazując w kierunku osamotnionego przedmiotu.

– Jasne, dawaj go tu. – odpowiedział Patryk, gdy Mateusz wziął przedmiot – Nigdy nie wiadomo jak tym razem walka z Grzegorzem przebiegnie, może się przydać. – dodał, kiedy jego kolega podał mu broń, po czym Patryk schował ją do plecaka.

– Ej właśnie, a propos walki z Grzegorzem. – zaczął Mateusz, gdy jego przyjaciel postawił impulsator na podest – Jak my go kurła zajebiemy? – zapytał, kiedy Patryk przesunął w dół znajdujący się na impulsatorze ruchomy fragment – Przecież z wiadomych przyczyn nie mamy przy sobie miotacza cząsteczek neuronowych, więc chuj z dezintegracją. – zauważył ten fakt, gdy dioda zmieniła kolor z czerwonego na zielony, informując o poprawnym zamontowaniu urządzenia.

Patryk chciał odpowiedzieć na pytanie swego przyjaciela, jednak do słowa nie dał mu dojść dzwonek jego telefonu. Słysząc to, właściciel telefonu od razu wyjął z kieszeni owy przedmiot i sprawdził, kto do niego dzwonił. Okazało się, że połączenie przychodziło od Globusa, co nie zdziwiło Patryka w obecnej sytuacji. Kiedy natomiast odebrał połączenie wideo i spojrzał na ekran, ujrzał, że symbol impulsatora w lewym dolnym rogu zmienił kolor na zielony.

– Gotowe. – skomentował ich wyczyn Globus – Jeszcze tylko jeden impulsator i świat będzie wam wdzięczny. – dodał, gdy Mateusz podszedł nieco bliżej rozmówców.

– Nie no, zajebiście, jednak za chuja z tej Ameryki się nie wydostaniemy. – storpedował optymizm Globusa Mateusz, patrząc w kierunku ekranu telefonu – W Australii jakiś chuj przeciął nam w samolocie przewód paliwowy i rozbiliśmy się tutaj jak Tupolew pod Smoleńskiem. – streścił ich obecną sytuację, kiedy Patryk na chwilę uniósł wzrok znad telefonu, bowiem miał wrażenie, że coś zauważył za drzwiami.

– Wiem. – odpowiedział Globus, gdy Patryk nie ujrzał nic podejrzanego czy niebezpiecznego za drzwiami – Nowy czeka na zewnątrz. – dodał, kiedy właściciel telefonu spojrzał ponownie na ekran.

– Chwila, skąd...? – zapytał zdziwionym głosem Mateusz, kompletnie nie spodziewając się takiego obrotu spraw.

– To logiczne, że obserwuję wasze poczynania. – odpowiedział Globus, kiedy Mateusz na chwilę spuścił wzrok, jakby się nad tym zastanawiając – Muszę wszakże wiedzieć jak wam idzie i czy czasami, jak w wypadku tego samolotu, nie potrzebujecie pomocy. – wyjaśnił, gdy Mateusz uznając, że to miało jak najbardziej sens, uniósł wzrok w stronę ekranu telefonu – Tak w ogóle, jako iż w obecnej sytuacji czas to pieniądz – zmienił temat, kiedy Patryk oparł się o podwyższenie z impulsatorem – to na wasz telefon wysłałem nawigację, która poprowadzi was skrótem do wyjścia z tych katakumb. – dodał, kiedy za drzwiami Pieczary, w oddali, ponownie spadło kilka kamieni, jednak nie stanowiło to w tych katakumbach niczego niecodziennego.

– Dzięki – podziękował Patryk w odpowiedzi na te informacje.

– Nie ma za co. – odpowiedział Globus, gdy na ekranie telefonu Patryka pojawiła się informacja, że pozostało jedynie piętnaście procent baterii – W końcu stoimy po tej samej stronie. – rzekł, gdy Patryk włączył oszczędzanie baterii, po czym połączenie zakończyło się.

– W sumie to zaleta tego, że nas obserwuje. – skomentował Mateusz, kiedy przed wyruszeniem w dalszą drogę Patryk sięgnął do plecaka – Niby logiczne, że to robi, jednak i tak na początku miałem jedno, wielkie WTF, kiedy powiedział, że nowy samolot czeka. – dodał, gdy Patryk wyjął z plecaka kabel i power bank, po czym podłączył owo urządzenie do ładowania.

– Dobra, przynajmniej do pięćdziesięciu procent powinno starczyć, a tyle chyba styknie do uratowania świata. – skomentował ilość świecących się diod na power banku Patryk, pozornie ignorując wypowiedź swego kolegi – W każdym razie, wiem, też się przez chwilę zastanawiałem jakim cudem ten bambus mógł to wiedzieć. – odpowiedział na wypowiedź Mateusza, chowając power bank do kieszeni, po czym zapinając plecak.

Jednak, po tej rozmowie, na jakiś czas nastała cisza, bowiem nie wiedzieli po prostu o czym mieli dalej rozmawiać. Po chwili zaś, kiedy Patryk założył plecak na plecy i włączył nawigację w telefonie, zgodnie z nią ruszyli do wyjścia.


Podczas drogi panował kompletny spokój, co, wbrew pozorom, bardziej zaniepokoiło niż ucieszyło Patryka i Mateusza. Przez czas spędzony w tym miejscu wynoszący kilka godzin zdążyli się przyzwyczaić, że na każdym kroku musieli uważać, a spokój to jedynie cisza przed burzą. Jednak obecnie, mimo spokoju, nie działo się absolutnie nic dziwnego czy niebezpiecznego, co dodatkowo wyostrzało ich czujność. Nie wiedzieli czy to zasługa Czaszek bądź Kielicha, cisza przed burzą czy zupełny przypadek, jednak uznawali, że ostrożności nigdy zbyt wiele. Jednak mimo tego, spokojna droga towarzyszyła im przez cały czas aż do przekroczenia progu oddzielającego katakumby od świata zewnętrznego.


Natomiast po wyjściu z owych, bardzo szybko ujrzeli swój nowy pojazd, którym mieli dostać się w ostatnie Miejsce Przeznaczenia i wrócić do domu. Okazało się, że tym razem Globus przysłał im samolot radziecki.

– Ja pierdolę, kolejny złom z czasów drugiej wojny światowej, tylko tym razem radziecki? – zapytał z niedowierzaniem Mateusz, patrząc w kierunku pojazdu – Popierdoliło tego pajaca do reszty. – skomentował, zastanawiając się czy to w ogóle bezpieczne do owego wsiąść.

– Lepszy rydz niż nic. – skomentował Patryk, wzruszając ramionami – Wolałbyś z buta popierdalać w kolejne Miejsce Przeznaczenia? – zapytał, wyłączając nawigację i sprawdzając, gdzie znajduje się kolejne z Miejsc.

– No niby nie, jednak w tym wypadku jeszcze bardziej nie jestem pewien czy to bezpieczne wsiadać do tego grata. – mówił, kiedy powiał mocniejszy wiatr oraz obecne na niebie chmury przysłoniły na chwilę słońce – Wszakże wszyscy wiemy, że ZSRR i wszystko spod tej stajni stworzono metodą kopiuj-wklej. – dodał, gdy Patryk zauważył już, gdzie kolejne Miejsce Przeznaczenia się znajdowało, po czym wyłączył ekran telefonu.

– Jakby to miało nas zajebać, to Globus by nam tego samolotu nie przysyłał. – stwierdził słusznie Patryk, chowając swój telefon do kieszeni – A tak w ogóle, współrzędne mówią, że kolejne Miejsce Przeznaczenia znajduje się na środku Antarktydy. – zmienił temat, gdy obaj, nie mając zbytnio wyboru, ruszyli w kierunku samolotu.

– Też miejscówkę wybrał. – skomentował Mateusz, rozglądając się w prawo i lewo, jednak okolice katakumb nie należały do interesujących.

– W sumie Antarktyda to jeden z biegunów, więc co by nie mówić pasuje. – zauważył Patryk, kiedy obaj wsiedli do pojazdu.

Po wejściu do owego, Patryk standardowo zasiadł za sterami ich środka transportu, a Mateusz zajął miejsce za nim. Następnie zaś rozpędzili się do startu i, po wzbiciu się w powietrze, ruszyli na Antarktydę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top