III
— Kurwa mać. — przeklął Mateusz po tym, jak uderzyła go ostatnia złota czaszka.
— Hahahhahaha, co z ciebie za pierdoła. — zaśmiał się Patryk, wciągając się z powrotem na górne podłoże.
Jednak, po tej krótkiej rozmowie, Mateusz podniósł się, wziął leżącą obok czaszkę i rzekł:
— Przynajmniej mamy to cholerstwo.
— Daj mi to, bo jeszcze coś rozdupczysz. — odparł Patryk.
Po tych słowach, podał mu przedmiot, po czym Patryk schował ową rzecz do torby i oboje ruszyli w kierunku pieczary śmierci.
Droga minęła im bezproblemowo, co na te katakumby było niespotykane. Kiedy zaś dotarli do celu, pod wejściem Mateusz spytał:
— Ty, a wiesz może, jak się używa tych czaszek?
— Myślałem, że ty wiesz. — odpowiedział Patryk.
W tym momencie, nastała cisza. Po kilku chwilach, Patryk odparł:
— Mam zajebisty pomysł. Postawmy je po prawej i lewej stronie wejścia i zobaczmy, co się stanie.
— Myślisz, że to zadziała? — spytał Mateusz.
— A masz lepszy pomysł?
— Nie
— Właśnie, więc nie pierdol, bo rodzinę powiększysz.
Po tej wymianie zdań, wyjął on czaszki i ustawił je w odpowiednich miejscach. Kiedy to wykonał, oczy czaszek zabłysły na złoto, a po paru sekundach wejście do Miejsca Przeznaczenia otworzyło się. Kiedy to nastąpiło, oboje weszli do środka.
Pieczara była podobna do jaskini, gdyż na suficie było dużo stalaktytów. Po środku widoczny był podest w kształcie wysokiego sześciokąta. Pomieszczenie, tak jak reszta katakumb, oświetlone było za pomocą pochodni. Jednak, wbrew temu, co było zapowiedziane w dzienniku Johnego Ceepa, po Kielichu Życia nie było śladu.
Jednak, nim protagoniści zdążyli jakkolwiek zareagować, usłyszeli obok siebie dźwięk charakterystyczny dla zombie. Gdy się odwrócili, faktycznie takowego ujrzeli, jednak to, co odróżniało go od zombie znanych z filmów i seriali był fakt, że ten tutaj był gigantyczny. Widząc go, Patryk i Mateusz rozszerzyli oczy ze strachu i ze zdziwienia. Chwilę później, Patryk rzekł tylko:
— Święta Cecylio...
Lecz, jako iż zombie chciał ich zaatakować, musieli się bronić.
Walka nie trwała długo. W pewnej chwili, gdy Mateusz był pod środkową ścianą, wziął rozbieg i podbiegł do podwyższenia. Następnie, wskoczył na nie, wybił się w górę, oderwał z sufitu jeden z stalaktytów i, przed spadnięciem, gwałtownie wbił go w głowę zombie, zabijając go na miejscu. Gdy wylądował na ziemi, Patryk odparł:
— Przynajmniej mamy go z głowy. Ale teraz montujmy impulsator i spadajmy stąd.
Lecz, po odwróceniu się, ujrzeli na dotychczas pustym podwyższeniu jakiś nietypowy sztylet.
Owy przedmiot świecił na ostrzu na niebiesko, a na rękojeści i fragment pod nią na żółto. Większa część trzymadła była w kształcie przezroczystego pazura, w którym był świecący płyn. Dolny fragment uchwytu był wygięty jak fala. Na dwóch końcach była ona, po prawej stronie, zagięta ostrym końcem w górę, a po lewej stronie w dół. Na górnej części ostrza widniał, po części świecący na żółto, księżyc w fazie sierpa, a pod nim widniały cztery, żółte koła. Samo ostrze świeciło na niebiesko, a po jego prawej i lewej stronie były świecące na ten sam kolor oddzielone części ostrza, z czego prawe było zagięte.
Widząc go, podeszli bliżej, po czym Mateusz spytał:
— Skąd wziął się tu ten sztylet? Chwilę temu go nie było.
— Nie wiem, ale lepiej go weźmy. Może się przydać. — odpowiedział Patryk.
— Sądzisz, że to dobry pomysł?
— Tak. Każda dodatkowa broń może się przydać.
Po tej rozmowie, Patryk wziął ostrze, a następnie wyjął z torby jeden z dwóch impulsatorów, postawił na podeście i odpowiednio zamontował. Kiedy czerwona lampka zmieniła kolor na zielony, oboje usłyszeli dźwięk telefonu Patryka. Kiedy właściciel wyjął go i spojrzał na ekran, ujrzał Globusa. Również dostrzegł, że symbol impulsatora w lewym dolnym rogu zmienił kolor na zielony.
— Gotowe. Jeszcze jeden impulsator i uratujecie świat przed zagładą. — powiedział Globus.
— I wszystko byłoby idealne, gdyby nie fakt, że rozjebał nam się samolot. — odparł Mateusz.
— Wiem. Nowy jest na zewnątrz.
— Chwila, skąd...?
— Często obserwuję wasze poczynania, aby wiedzieć, jak wam idzie i czy nie jest potrzebna wam pomoc. W każdym razie, w telefonie macie nawigację, która zaprowadzi was do wyjścia.
A następnie się rozłączył. W tym momencie, Patryk sprawdził lokalizację kolejnego Miejsca Przeznaczenia i, po wykonaniu tego, rzekł:
— Współrzędne mówią, że mamy lecieć na Antarktydę.
— Ło kurwa. Też miejsce wybrał. — skomentował Mateusz.
— Zawsze mogło być gorzej.
Po tej krótkiej rozmowie, ominęli martwego zombie, wyszli z pieczary i ruszyli do wyjścia.
Gdy po jakimś czasie wyszli na powierzchnię, faktycznie ujrzeli samolot, tylko tym razem radziecki.
— Święta Cecylio. Czego ten padalec nie wymyśli. — rzekł Mateusz.
— Co chcesz. Ważne, że w ogóle coś przysłał. — odrzekł Patryk.
Po tej krótkiej rozmowie, podeszli bliżej, po czym Patryk zasiadł za sterami, a Mateusz za nim. Chwilę później, wystartowali w kierunku Antarktydy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top