R6
/26.03.1986/
Michael wpadł do pokoju, w którym Markus mnie przetrzymywał.
– Boże, Ann... – szepnął uwalniając mnie z "uprzęży" i lin – Już dobrze... Nie płacz skarbie... – wyjął mi to gówno z ust – Już dobrze... Kto ci to zrobił?
– Nie... – chciałam powiedzieć, że nie mogę mu powiedzieć, ale zwymiotowałam...
– Nie musisz mówić...Już dobrze... jestem tu skarbie... – wziął mnie na ręce, usiadł na łóżku i mnie przytulił – Już dobrze... nie płacz...
Zobaczyłam Markusa w drzwiach. Miał w ręku pistolet
– Anie? Czemu masz taką minę? – zapytał Michael otulając mnie swoją bluzą
– To był on... – szepnęłam wskazując Markusa
Chłopak podniósł pistolet i wycelował w głowę Michaela...
Zobaczyłam jak szykuje się do strzału...
Pchnęłam Michael'a na łóżko, żeby jego głowa była poniżej linii lotu pocisku...
Wystrzał...
Poczułam pocisk w szyi...
Ciemność...
Sygnał karetki...
Ciemność...
Światła szpitalnego korytarza...
Ciemność...
Zapłakany Michael...
Ciemność...
»Michael«
Byłem pewien, że Markus nie chciał skrzywdzić ani mnie, ani Anie. Teraz moja kochana Anie umierała.
Siedziałem pod salą operacyjną kilka godzin. Nie zważając nawet na ludzi na korytarzu zacząłem płakać...
Gdy operacja Anie się skończyła, kolejną dobę spędziłem czuwając przy niej...Zbyt się martwiłem by zasnąć, więc całą noc trzymałem Anie za rękę.
/26.03.1986/ / /27.03.1986/
Koło 00:00 Narkoza puściła i Anie odzyskała przytomność
– Będzie dobrze... Już jest...
– To był Markus... – szepnęła
– Nie martw się skarbie... Już cię nie skrzywdzi...
– Michael...On chciał cię zabić...
– Naprawdę?
– Tak... Zagroził, że jeśli się wygadam, to on cię zabije...
– Nie musiałaś mi mówić... Oszczędziłabyś mi nerwów...
– Wystraszyłam się go... Nie chcesz wiedzieć co on mi zrobił...
– Mogłaś ratować też swoje życie... Mam twoją krew nawet na włosach... Mówią, że to cud, że przeżyłaś drogę do szpitala... Straciłaś tyle krwi, że to cud, że żyjesz...
– Wyobraź sobie, że ciężko jest podjąć decyzję w sekundę.
– Nie martw się już... spróbuj zasnąć...ja będę czuwał...
– To pikanie nie da mi spać
– Postaraj się...
Dziewczyna przytuliła moją dłoń do policzka i zasnęła... Zdawałem sobie sprawę, że może skończyć sparaliżowana, ale nie robiło mi różnicy, bo kochałem tą osiemnastolatkę nad życie i oddałbym wszystko, byleby nie musiała cierpieć.
Do sali wszedł lekarz
– Śpi – szepnąłem wskazując Anie...
– Rozumiem, że uratował jej pan życie, ale w sali może przebywać tylko rodzina
– Człowieku, ja z nią jestem.
– Narzeczona?
Miałem w kieszeni jej pierścionek...
– Tak, ale pierścionek ściągnąłem jej przed operacją... – pokazałem lekarzowi pierścionek
– To może pan zostać...
– Gdyby nie ona... Zginąłbym na miejscu... Dostałbym kulkę w głowę...
– Rozumiem. Mogę wezwać psychologa, jeśli pan potrzebuje
– Przyda się... Jej bardziej... Przeżyła piekło...
– Rozumiem.... Za pół godziny pielęgniarka zmieni pana narzeczonej kroplówkę
Przytaknąłem.
Gdy pielęgniarka zmieniała kroplówkę Anie, ta się obudziła...
– Śpij kochanie – szepnąłem gładząc jej policzek...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top