#24

~Więc wreszcie jestem! Wczoraj wróciłam ze szpitala... dwa tygodnie leżenia w szpitalu to jakaś tragedia. Miałam już wczoraj dodać rozdział, ale byłam zbyt zmęczona, żeby cokolwiek wstawić. Mam nadzieję, że to rozumiecie. Teraz raczej rozdziały będą pojawiały się regularnie. Czeka mnie jeszcze ponad tydzień siedzenia w domu i odpoczynku więc wszystko powinno być tak jak jest w harmonogramie. Życzę wam jeszcze miło spędzonej majówki, bo ja swoją przesiedzę w domu, żeby nie trafić ponownie do szpitala. Pozdrawiam, Wanessa.~


-Że Lee pewnie będzie chciał cię zabić! Czy ty idiotko nie potrafisz tego zrozumieć!- cały czas na mnie krzyczał


-Czy ty właśnie nazwałeś mnie idolką?- zapytałam poważnym tonem stając na wprost niego

-Tak, bo się zachowujesz jak idiotka. Nie rozumiesz, że Lee może cię zabić. Aż tak jesteś głupia?!- gdy powiedział ostatnie słowo mocno uderzyłam go w policzek

-Jestem głupia tak? I co z tego? Co z tego, najwyżej zabije mnie i tyle. Serio chcę wrócić do domu i pójść do szpitala. Od kiedy tylko się spotkaliśmy cały czas się kłócimy i sprzeczamy. Nie wydaje ci się to dziwne, że niby tak się kochany, ale tak bardzo ranimy?- zapytałam patrząc na niego

-Nie, nie widzieliśmy się 6 lat, zmieniliśmy się od tego czasu. Potrzebujemy więcej ze sobą przebywać, żeby znów się tak dobrze znać jak kiedyś. A teraz siadaj i nigdzie nie idziesz.

-Powiedziałam, że idę! Wczep mi jakiś cholerny GPS i będziesz mógł mnie śledzić, Lee powiedział, że twoi koledzy mnie pilnowali.- odparłam

-Bo się kurwa o ciebie martwię, zrozum to!

-To czemu siedziałam 2 pieprzone tygodnie jako zakładnik?! Tak się o mnie martwisz? Tak bardzo ci na mnie zależy?!

-Nie mogłem wcześniej! Obmyślaliśmy plan jak cię odbić! To i tak cud, że nam się udało!

-Jeśli to taki cud, to lepiej nie zapeszaj tego. Chcę wrócić do domu i do mojej pracy.- powiedziałam

-Do jakiej pracy, przecież V powiedział ci jasno, że nie masz czego szukać w szpitalu.- odparł, a ja myślałam, że drugi raz przywalę mu w twarz

-Mam jeszcze kilku wspaniałych przyjaciół. Jakoś dam sobie radę. A teraz chcę do mojego domu.

-Co się nagle takiego stało, że chcesz wracać? Tak bardzo bałaś się, że umarłem, a teraz znów mnie nienawidzisz. Co się stało?

-Co? To, że mogę cię więcej nie zobaczyć! Może ta akcja będzie już ostatnia w twoim życiu?! Nie pomyślałeś, że chciałabym jeszcze widzieć mojego chłopaka, a nie jak przez ostatnie 6 lat odwiedzać jego grób?!- krzyczałam wściekła

-Amber! Nie umrę!

-Teraz może nie, ale nikt nie wie co będzie na innych misjach!

Rozpłakałam się, płakałam jak dziecko. Kocham Jeona, ale co jeśli kolejny raz stracę go, co wtedy zrobię? Już chciałam wyjść, ale Kookie złapał mnie i mocno trzymał w ramionach.

-To będzie ostatnia misja. Jeśli obiecasz mi, że będziesz ze mną na zawsze wtedy skończę z byciem agentem i zacznę pracować w policji. Zrobię to dla ciebie, ale obiecaj mi.- powiedział już spokojnie dalej trzymając mnie w objęciach

-Obiecuję.- odparłam cicho

-Przepraszam za to co powiedziałem. Odwiozę cię do domu. Piccolo i Chi Chi będą cię pilnować. Kiedy już będzie po wszystkim spotkamy się. Dobrze?- zapytał odsuwając mnie trochę od siebie tak, abym mogła spojrzeć mu w oczy

-Obiecujesz, że wrócisz?- spytałam najciszej jak tylko mogłam

-Tak, obiecuję ci, a teraz mogę odwieźć cię do domu. Piccolo będzie cię pilnował, a nasza specjalistka od komputerów będzie obserwowała cię.- odparł całując mnie delikatnie w usta

Już po tym jak się pogodziliśmy Kookie odwiózł mnie do mojego mieszkania. Pożegnaliśmy się, ale obiecał mi, że wróci. Kiedy już się rozpakowałam była dopiero 15. Postanowiłam, że pojadę do szpitala poprosić, aby Tae ponownie mnie przyjął. Wsiadłam do auta i pojechałam. Na miejscu byłam po jakiś 20 minutach gdy tylko wysiadłam z auta na parkingu przywitała mnie doktor Park rzucając się na mnie.

-Już myślałam, że nie wrócisz!- krzyknęła radośnie

-Wróciłam, jest aż tak źle beze mnie?

-Źle? Jest jeszcze gorzej. Szef chyba zwariuje z nowym ordynatorem.

-Przyszłam się zapytać czy mogę wrócić więc wybacz mi, ale muszę już iść. Jest jeszcze Kim prawda?

-Tak, siedzi w swoim biurze.

Zostawiałam dziewczynę i poszłam na samą górę, zapukałam do drzwi, a po chwili usłyszałam "Proszę" więc weszłam.

-Cześć V.- powiedziałam niepewnie wchodząc w głąb pomieszczenia

-Amber? To naprawdę ty?- zapytał widząc mnie

-A niby kto inny? Przyszłam się zapytać czy mogę...

-Wróć, wróć do nas, błagam cię.- prosił nie dając mi dokończyć

-Wrócę, tylko mam pracować dalej na tym samym stanowisku?

-Tak, kocham cię Amber.- odparł i przytulił mnie mocno

-Ja ciebie też V, od jutra mam zacząć?

-Jeśli mogłabyś to byłbym wdzięczny.

-Pewnie, to widzimy się jutro. Bardzo ci dziękuję.

-A ja za to przepraszam. Nie powinienem wtedy mówić tego o pracy.- odparł

Przez 3 tygodnie od mojego powrotu do szpitala nie miałam żadnych wiadomości o Jungkook. Piccolo i Chi Chi również nie dawali znaku życia. Przyznam, że bardzo bałam się od Jungkooka i resztę. Oczywiście liczyłam, że to tylko moje wymysły i Jeonowi nic nie jest. Jednak to uczucie kiedy rano budzisz się z nadzieją, że może to dziś wreszcie spotkasz osobę, którą kochasz, ale jednak po chwili uświadamiasz sobie, że może to jednak tylko twoje złudzenia i wcale tak szybko nie wróci. Kolejny tydzień był dla mnie męczarnią w pracy myślałam szczególnie o Jungkooku, a nie mojej pracy. V zauważył, że coś się ze mną dzieje więc dał mi 4 dni wolnego, abym odpoczęła. Minął już miesiąc od ostatniego spotkania z Jeonem. Siedziałam jeszcze w swoim mieszkaniu, bo było po 6, a na 8 miałam jechać do pracy. Siedziałam w salonie i oglądałam wiadomości z kubkiem gorącej kawy w dłoni jednak mój spokojny poranek przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Byłam zdziwiona, że ktoś tak wcześnie dzwoni, ale poszłam sprawdzić kim jest ta osoba. Otworzyłam drzwi, a w progu stał...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top