#15

-Tak?- zapytałam zaskoczona


-Tak, tylko nie przerywaj mi. Więc wiesz, że moje nazwisko to Jeon, a inicjały to JJ. Nazywam się Jeon Jungkook, ten sam, który miał być martwy. Planowałem popełnić samobójstwo. Stałem na moście i miałem już skoczyć, ale jakiś facet podszedł do mnie i zaczął ze mną gadać, zaproponował, żebym zaczął pracować w agencji. Był jeden warunek, musiałem być martwy. Idealnie się składało więc postanowiłem spróbować. Zostałem postrzelony przez tego gościa pana Lee, wtedy właśnie spotkaliśmy się. Od razu cię poznałem i chciałem być blisko ciebie. Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wcześniej, ale nie mogłem.

-Kłamiesz, nie możesz być moim Jungkookiem! Kookie nigdy by nie powiedział, że jestem dla niego nikim!- zaczęłam na niego krzyczeć, a po moich policzkach spływały słone łzy

-Nie chciałem tego mówić, że jesteś dla mnie nikim. Gdybym tak nie zrobił już dawno by cię zabił, chciałem, żebyś żyła. Dlatego to powiedziałem, Amber zrozum, że to ja Jungkook, twój Kookuś.

-Czyli chcesz mi powiedzieć, że jesteś Jeon Jungkook, ten którego kochałam i dalej kocham, tego który popełnił samobójstwo przeze mnie. Ten sam, którego tak bardzo kochałam, że prawie zwariowała?- pytałam nie dowierzając temu co właśnie mówi

-Tak, Amber bardzo cię przepraszam, ja nie chciałem, żeby do tego wszystkiego doszło. Ja tyko...- zaczął chciał mnie przytulić, ale odsunęłam się od niego

-Nie podchodź, nie dotykaj mnie. Odejdź z mojego życia i nigdy nie wracaj! To jest tylko jedne wielki jebany sen, z którego zaraz się obudzę i będzie wszystko dobrze.- powiedziałam siadając na sofie

-To prawda.- odparł i podszedł do mnie bliżej kucając przede mną- Kocham cię.- szepnął

-Jak możesz coś takiego po tylu latach mówić. Nagle pojawiłeś się i uważasz, że będzie dobrze. Przez 6 pierdolonych lat obwiniałam się, że to przeze mnie umarłeś, a ty tak naprawdę wciąż żyłeś i bawiłeś się w jakiegoś agenta. Nienawidzę cię.- mówiąc to zaczęłam płakać

-Wiem, że jestem najgorszy, ale musiałaś się tego dowiedzieć.- odparł

-Po co?! Czemu mówisz mi to tak nagle i znikąd. Pojawiasz się po miesiącu i mówisz mi, że nie umarłeś. Jak myślisz jak się teraz czuję?!- krzyczałam wściekła

-Pewnie nienawidzisz mnie, ale musiałaś wiedzieć.

-Tak, masz rację nienawidzę cię i nie chcę cię widzieć. Teraz gdy już wiem, że żyjesz chcę żebyś odszedł z mojego życia i wreszcie dał mi spokój. Chcę wreszcie zacząć normalnie żyć, założyć rodzinę i mieć kogoś kogo kocham.

-Ale ty kochasz mnie.- odparł

-Nie Jeon, nie. Kochałam cię, ale po tym co powiedziałeś to już przestałam. A teraz błagam cię odejdź i nigdy nie wracaj.

-Dobrze, ale pamiętaj, że zawsze będę cię kochał i nie przestanę.

-Wypieprzaj póki nie wezwałam ochrony! Nie chcę cię widzieć!- krzyczałam wściekła

-Uważaj na siebie Amber. Kocham cię.- odparł i wyszedł z gabinetu

Pod wpływem złości rozbiłam kilka rzeczy. Rozpłakana upadłam na kolana i płakałam.

-Amber! Co się stało?!- usłyszałam zmartwiony głos Jimina, który wbiegł do mojego gabinetu, jeszcze jego tutaj brakowało

-Jungkook.- odparłam cicho

-Co? Jungkook przecież nie żyje. Amber wszystko dobrze, może masz gorączkę?- pytał łapiąc mnie za ramiona i podniósł do góry sadzając na sofie

Racja, przecież nikt nie wiem, że to jest Jungkooka. Przecież wszyscy uważają, że on umarł. Jeśli zacznę coś o nim gadać to zaczną uważać mnie za wariatkę.

-Wszystko dobrze. Jimin nie przejmuj się. Po co przyszedłeś?

-Jak mam się nie przejmować, skoro rozwaliłaś połowę tego pomieszczenia?- zapytał

-Był tutaj jakiś chłopak i mnie zdenerwował. Już wszystko z nim wyjaśniłam, ale musiałam odreagować. To co cię do mnie sprowadza?

-Przyszedłem zapytać kiedy wreszcie się ze mną wybierzesz na małą "randkę" przyjacielską.

-Nie wiem Jimin, nie wiem. Wydaje mi się, że powinnam na jakiś czas wyjechać.

-Wyjechać? Niby gdzie? Do Busan, a może Daegu?

-Nie, Jimiś do Polski, wrócę do domu.- odparłam poważnym tonem

-Żartujesz sobie? Amber chcesz się trochę pośmiać, ale nie żartuj z czegoś takiego.

-Jimin nie żartuję, mówię serio. Pojadę do Polski. Muszę trochę odpocząć od tego wszystkiego.

-Amber czemu tak nagle, co się takiego stało?- pytał dalej

-Chim, wiesz, że zostałam w Korei tylko dla was, gdyby nie wy już dawno wyjechałabym do Polski i tam została. Zrozum, że wy przeżywaliście śmierć Jungkooka od razu, a ja dopiero teraz. Byliście w opłakanym stanie, teraz przyszedł czas na mnie.

-Kang nie możesz od tak wyjechać i zostawić nas samych, kto będzie godził i pomagał mi w związku, kto będzie zjadał wypieki Jina, kto będzie pomagał V w szpitalu, a jak J-Hope zrobi sobie coś i będzie potrzebował pomocy, kto mu pomoże?- pytał załamany

-Park nie przesadzaj, w Seulu jest pełno lekarz, Monster zawsze może ci pomóc, a wypiekami zajmie się Suga. Poradzicie sobie beze mnie.

-Dobra, pojedziesz, ale polecisz moim samolotem i ja polecę z tobą, przynajmniej cię odwiozę. Może być?

-Wydaje mi się, że innego wyjścia nie mam. Jesteś cudowny.- odparłam przytulając się do niego

-Wiem, że jestem świetny, kiedy chcesz dokładnie lecieć?

-Jutro, jak najszybciej. A teraz wybacz mi, ale muszę powiedzieć Tae, że zostanie bez ordynatora.

Zostawiłam Jimina samego i poszłam do V, aby powiedzieć mu o moim wyjeździe. Zapukałam i weszłam do środka.

-Cześć Amber, co sprowadza moją niezastąpioną ordynator?- zapytał

Dziękuję V, że jeszcze bardziej utrudniasz mi wyjazd tym zdaniem, ale muszę odciąć się, przepraszam.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top