#05

Zapukałam i na szczęście otworzyła mi Min.


-Dobry wieczór, przepraszam, że tak późno, ale musimy pogadać.- powiedziałam- Mogę wejść?

-Jeśli to tak ważne to proszę.- odparła

Weszłyśmy razem do domu i udałyśmy się do salonu.

-To czego ode mnie chciałaś?- zapytała

-Chodzi o Jimina...- zaczęłam

-Nie chcę o nim słyszeć!- krzyknęła zła

-Przestań! Pozwól mi powiedzieć do końca. Jimin cierpi przez to o co go oskarżyłaś. Jimin może i był inny w liceum, ale zmienił się. Jestem w 100% przekonana, że nie zdradza cię. Jego praca jest taka, a nie inna i nie zmienisz tego. Jest dyrektorem. W liceum był inny, tak był playboyem, ale zmienił się. Kocha cię i nie zdradziłby, jeśli tak uważasz, to nie zasługujesz na niego i powinnaś sama odejść. Przez ciebie Jimin się upił. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek był tak upity jak dziś i jeszcze płakał. Jak już mnie wysychałaś to albo wróć do niego albo odejdź z jego życia i nie rań go.- wstałam i już chciałam wyjść

-Amber, poczekaj.- złapał mnie za rękę, a ja odwróciłam się w jej stronę- Powiedź Jiminowi, że go przepraszam. Nie chciałam, żeby do tego doszło.

-Jeśli jest ci przykro to sama go przeproś, ale nie dziś. Jimin musi odpocząć. Jutro pewnie przyjdzie. Muszę już iść. Dobranoc.

Wyszłam z domu i pojechałam do pierwszego sklepu po dyktafon. W końcu od jutra mam nagrywać nasze rozmowy, żeby się więcej dowiedziała. Weszłam do sklepu i kupiłam jeden z wystawionych na półce. Zapłaciłam i już miałam jechać do domu, ale po drodze zobaczyłam, wypadek. Szybko podjechałam na miejsce i wybiegłam z auta. Auto, które wjechało w drugie, wyglądało to dość poważnie. Kilka osób, które stały przy autach.

-Są jacyś ranni, jestem lekarzem? Ordynator Kang.- pytałam

-Tak, w samochodzie jest mój syn, nie możemy go wyciągnąć.- odparła zapłakana kobieta, której ciekła krew z łuku brwiowego

-Proszę zadzwonić po pogotowie, postaram się pomóc.- odparłam

Ściągnęłam biały płacz i podeszłam do auta, w środku leżał chłopak, cały w krwi, miał złamanie otwarte prawej ręki.

-Proszę pana?- zapytałam dotykając go delikatnie, chłopak nie odpowiadał, był nieprzytomny i nie oddychał

Poprosiłam jednego ze świadków, żeby pomógł mi go wyjąć z auta. Kiedy już go położyliśmy na chodniku upewniłam się, że jest nieprzytomny i przystąpiłam do reanimacji. Powoli opadłam z sił, a chłopak dalej się nie obudził, na szczęście przyjechała karetka i zabrali go do szpitala. Podniosłam się i oparłam o maskę auta uspokajając oddech.

-Co będzie z moim synem?- zapytała kobieta, która wcześniej powiadomiła mnie o tym poszkodowanym

-Jest w dobrych rękach, powinien się niedługo obudzić. Może chce pani ze mną pojechać do szpitala, przy okazji opatrzymy pani ranę?- zapytałam

-Dobrze, dziękuję pani.

Kobieta wsiadłam ze mną do auta i pojechałyśmy do szpitala. Na miejscu kobieta została opatrzona, a ja udałam się do biura, żeby chwilę odpocząć. Usiadłam na fotelu i tak zasnęłam.

Obudził mnie dopiero któryś ze stażystów.

-Dzień dobry pani Kang.- usłyszałam głos JiSoo

-Co? A tak, dzień dobry, która jest godzina?- zapytałam podnosząc się

-7:30, spała pani tutaj?

-Tak, wiesz może co się stało z chłopakiem, który został tutaj przewieziony w noc z wypadku?

-Tak, już jest przytomny, jest z nim matka.

-To świetnie, możesz już iść, zaraz przyjdę.- odparłam

Dziewczyna wyszła, a ja przebrałam się w:

Założyłam jeszcze czysty kitel i identyfikator, związałam włosy w kucyka. Schowałam do kieszeni dyktafon i wyszłam z gabinetu. Poszłam jak codziennie na poranny obchód i mogłam odwiedzić mojego gangstera. Stanęłam przed jego salą i włączyłam dyktafon, wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Chłopak siedział na łóżku i czytał książkę.

-Dzień dobry, to może dziś coś więcej mi powiesz?- zapytałam i usiadłam obok niego- Czytasz "Demiana"? Wspaniała książka.- dodałam

-Co cię łączy z Taehyungiem?- zapytał nagle

-A co miałoby, to mój przyjaciel, z resztą czemu pytasz?

-Wczoraj widziałem was przez okno. Wyglądaliście jak para.- odparł jakby zły i smutny

-To raczej ja powinnam zadawać pytania.

-Nigdy nie odpuścisz, co tym razem?- zapytał odkładając książkę na bok

-To co przez ostanie kilka dni, chcę wiedzieć kim jesteś i czemu ktoś cię postrzelił, skąd znałeś moje imię? Odpowiesz mi i przestanę cię męczyć.- stwierdziłam

-Myślisz, że jestem głupi?- zapytał i włożył rękę do mojej kieszeni, wyciągnął z niej dyktafon- Chcesz tak bardzo wiedzieć kim jestem?!- zapytał i rzucił dyktafon o ścianę

Wystraszyłam się i pisnęłam chowając głowę w dłonie. Do pokoju wbiegli ochroniarze.

-Co się pani stało?- zapytał jeden podchodząc do łóżka

-Nic, tylko się zdenerwowałam. Możecie już iść.- powiedziałam, a mężczyźni tylko popatrzyli na naszą dwójkę i zaraz wyszli z pomieszczenia

-Czemu nie powiedziałaś im co zrobiłem? Mogłaś tak łatwo się mnie pozbyć?- pytał zdziwiony

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top