#18

-Kookie obudź się! Błagam nie zostawiaj mnie samej! Kocham cię idioto! Zawsze kochała, to co powiedziałam, że nie chcę cię widzieć to kłamstwo. Byłam wściekła, że wcześniej nie powiedziałeś kim jesteś. Proszę zostań ze mną.- płakałam i przytuliłam się do martwego chłopaka


-Przestań już udawać młody.- usłyszałam obok siebie głos jakiegoś mężczyzny

-Proszę?- zapytałam zdziwiona ocierając łzę i dalej przytulałam chłopaka

Jednak po chwili poczułam jak ktoś mnie mocno obejmuje, spojrzałam na Jungkooka, otworzył oczy i uśmiechał się do mnie.

-Też cię kocham Amber.- z jego ust wydobyły się te słowa

To on żył!? A ja właśnie wyznałam mu, że dalej go kocham!

-Jakim cudem... ty... żyjesz? Przecież on cię zabił?- pytałam zdziwiona

-Nie, Jeon przewidział, że będą chcieli go zabić więc założył pod kurtkę kamizelkę kuloodporną. A teraz wstawaj młody, bo nie mamy czasu.- odpowiedział na moje pytanie nieznany mężczyzna

-Jeon wytłumacz mi wszystko.- powiedziałam dalej będąc wtulona w chłopaka

-Może później, bo teraz musimy się zbierać. Oczywiście mogę zabrać ją szefie?- zapytał patrząc na tego samego faceta co wcześniej mi odpowiedział

-Niech z nami jedzie, ale ty jesteś za nią odpowiedzialny.- odparł i zaczął zbierać broń

-Amber wiem, że mnie kochasz, ale możesz ze mnie zejść?- zapytał Jungkook chcąc się podnieść

Speszona zeszłam z niego i stanęłam na wprost. Kookie usiadł i rozpiął swoją kurtkę, zdjął ją z siebie, a moim oczom ukazała się kamizelka w której utkwiły cztery naboje. Zdjął ją z siebie i założył ponownie kurtkę. Wziął do reki pistolet i schował go za spodnie. Złapał mnie za rękę i poprowadził po schodach na sam dół. Po drodze mijaliśmy ciała pracowników gangstera, którymi już zajęli się policjanci. W połowie drogi nie mogłam już iść, tak bardzo nie chciałam widzieć tych wszystkich martwych ludzi. Zatrzymałam się na schodach, a Jeon spojrzał na mnie zdziwiony i trochę zmartwiony.

-Spokojnie, oni już nie żyją, nie zrobią ci krzywdy.- powiedział spoglądając na mnie

-Wiem, ale...- zaczęłam

-Nie widziałaś w szpitalu żadnych ciał?

-To nie tak, miałam 2 przypadki zgonów, ale nie aż tak dużo.- odparłam

-Rozumiem.- odparł podchodząc do mnie o krok bliżej

Wziął mnie na ręce i zaczął schodzić po schodach. Schowałam głowę w jego ramię, aby nie widzieć tego przerażającego i smutnego widoku. Gdy byliśmy już na dworze Jeon podszedł do czarnego auta, od którego bagażnik był otwarty i posadził mnie na nim. Kucnął przede mną i złapał za rękę.

-Coś ci zrobił Lee?- zapytał spokojnie

-Nic takiego. Wszystko dobrze Jungkook? Nic cię nie boli?

To raczej ja powinnam się o niego martwić, prawie zginął, a to on pyta się mnie czy wszystko "ok". Kookie tylko zaśmiał się pod nosem, chodź nie wiedziałam co jest w tej sytuacji tak zabawne. Prawie oboje zginęliśmy, Lee uciekł, wszędzie pełno ciał, a on się śmieje.

-Co cię tak bawi?- zapytałam

-Powiedziałaś, że mnie kochasz. Martwiłaś się, że umarłem.

-I co jest w tym tak śmieszne? Prawie zginąłeś.

-Nie zginąłem, a ty powiedziałaś, że mnie kochasz.- odparł siadając obok mnie

-Nie wiedzę w tym nic zabawnego. A raczej tragicznego, nie złapałeś wreszcie Lee, a to wszystko przeze mnie.- powiedziałam i wstałam

Chciałam już odejść, ale Jungkook złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.

-Nie mów, że to twoja wina, nigdy bym sobie nie wybaczył, że on zrobił ci coś złego. Najważniejsze jest dla mnie, że żyjesz, Lee mogę później zabić, ale ciebie nie odzyskałbym tak łatwo.- powiedział poważnym tonem obejmując mnie w tali i przysunął do siebie łącząc nasze usta w delikatnym i czułym pocałunku

-Może już się od niej odkleisz Jeon?- zapytał mężczyzna i chyba był to jego szef

Chciałam się odsunąć jak najszybciej tylko mogłam, ale Jungkook przestał tylko składać pocałunki, dalej trzymał mnie w swoich silnych ramionach które za żadne skarby nie chciały mnie zostawić.

-Lepiej?- zapytał Kookie

-O wiele, a teraz zabierz ją do naszej bazy. Musimy ją przesłuchać.

-Przecież ona nic nie wie, muszę?

-Jeon rozumiem, że jesteście blisko, ale nie możesz przez nią rozwalić naszej misji. Już i tak narażałeś się na śmierć, drugiej szansy nie będziemy mieli.

-Dobrze szefie, przepraszam.- odparł

-Ale najpierw zrób coś z tą krwią.- powiedział pokazując na mnie

-Rozumiem.- odparł i pociągnął mnie w stronę jakiegoś czarnego vana

Posadził mnie na jednym z siedzeń, a sam zaczął czegoś szukać.

-Czego szukasz?- zapytałam

-Apteczki.- odparł nawet na mnie nie patrząc

Po minucie siedział przede mną z otwartą apteczką z której wyciągnął gazik, wodę utlenioną i plaster.

-Wiesz, że mogę to sama zrobić.- powiedziałam chcąc zabrać od niego wszystko

-Wiem, że jesteś lekarzem, świetnym lekarzem, ale teraz to ja muszę się tobą zająć.

-Jungkook poradzę sobie sama.

-Wiem o tym doskonale Amber, ale nie dam ci tego.- odpowiedział i zaczął zajmować się moją raną

Trochę jednak bolało, ale Kookie podmuchał i magicznym sposobem przestało piec. Zakleił ranę plastrem, a wszystko schował do apteczki.

-To jak, możemy ruszać?- zapytała jakaś dziewczyna wsiadając do auta i włożyła kluczyk do stacyjki


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top