5


   Gęsty mrok lasu otulił Orianę i Hardina niczym czarny całun. Słońce nie miało szans przed gęstą koroną drzew, a jedynym światłem były nikłe promienie księżyca przebijające się przez liście. Wilgotne powietrze było gęste od strachu, a każdy szmer wydawał się zwiastunem nieszczęścia. Towarzysze szli obok siebie, ale milczeli. Ich nienawiść do siebie była niczym rwący potok, który nie dawał się powstrzymać. W każdym spojrzeniu, w każdym geście, czuć było wzajemną niechęć.

Oriana nie wytrzymała napięcia, miała dość zmiennego nastroju Hardina.

   — Możesz mi wyjaśnić w końcu, dlaczego mnie tak nienawidzisz? — spytała, a jej głos drżał ze złością i frustracją.

Hardin zatrzymał się i popatrzył na nią pogardliwie. W duchu liczył, że ten temat nie zostanie poruszony tak szybko. Wolał, żeby zostawiła, to tak jak był do tej pory. 

Bez pytań.

   — A co? To nie do pojęcia, że uwielbiana przez wszystkich Oriana Light ma w kimś wroga? — zakpił, ruszając przed siebie. Starał się nie patrzeć na jej twarz, ale niestety ukradkiem zauważył, jak jej twarz robi się cała czerwona.

   — Stój! — krzyknęła stanowczo.

Obrócił się, a w jej oczach płonął gniew.

   — Czego chcesz? — warknął.

   — Chcę wiedzieć, co ci zrobiłam! — krzyknęła. — Dlaczego mnie nienawidzisz?

Hardin milczał przez chwilę, a jego twarz była napięta. Doskonale wiedział, że jego nienawiść nie była prawdziwa. Jedyne co było prawdziwe to jego zbytnie zainteresowanie dziewczyną i jego zazdrość pielęgnowana latami o jej relacje ze swoim ojcem.

   — Nie mam obowiązku ci tego tłumaczyć — powiedział w końcu.

   — To znaczy, że nie masz powodu — odparła Oriana. — To tylko zwykła, bezpodstawna nienawiść.

   — Może i tak — warknął Hardin. — Ale to mój problem, nie twój.

Oriana patrzyła za Hardinem, jak rusza bez słowa. W sercu czuła mieszankę złości, frustracji i smutku. Nie rozumiała, dlaczego chłopak ją nienawidzi. Nigdy mu nic nie zrobiła.

   Cień nienawiści wisiał nad nimi niczym czarna chmura, zatruwając każdy moment ich wspólnej wędrówki. Oboje rozmyślali nad ostatnią kłótnią. Tak naprawdę żadne z nich nie rozumiało do końca swoich skomplikowanych relacji.

Hardin gwałtownie się zatrzymał, gdy usłyszał łamanie gałęzi. Oriana, która szła za nim zapatrzona w ziemię, wpadła na niego z impetem. Gdyby nie szybka reakcja Hardina, narobiłaby wiele hałasu. Dziewczyna była zniesmaczona, gdy chłopak objął ją w pasie, chroniąc przed upadkiem. Nim zdążyła zaprotestować, Hardin zakrył jej usta dłonią i nakazał ciszę.

Nagle głowę Oriany przeszył niesamowity ból. Nawet silny uścisk Hardina nie był w stanie utrzymać dziewczyny wijącej się z bólu. Zdezorientowany chłopak spojrzał na kulącą się Orianę. Nie wiedział, co ma zrobić. Krzyk dziewczyny zagłuszał dźwięki z lasu, więc nie mógł stwierdzić, czy to coś, co słyszał wcześniej, zbliża się do nich. Rozejrzał się po lesie, który nagle zaczął pogrążać się w mroku.

   — Uciekajcie!

Z przerażeniem w oczach Hardin obserwował Orianę, która wpadła w szał, a po chwili zaczęła opadać bezwładnie na ziemię. Niemal bez zastanowienia chwycił ją na ręce i rozpoczął szaleńczy bieg. W oddali usłyszał ryk, który zmroził mu krew w żyłach. Rozproszony chłopak potknął się o wystający korzeń i upadł z impetem na ziemię.

Przeszywający ból przeszył jego bark, a ciałem wstrząsnął dreszcz przerażenia, kiedy mroczny miecz go ranił. To uczucie kojarzyło mu się z traumatycznego dnia, kiedy stwór z lasu porwał jego matkę. Wściekłość zalała jego umysł, gdy gwałtownie się odwrócił i dostrzegł zakapturzoną postać z koszmarów zaledwie kilka metrów przed sobą.

Mroczny głos odbił się echem w jego głowie.

   —  Znowu się spotykamy, synu ciemności.

Hardin czuł się zdezorientowany i przestraszony. Szybko spojrzał na nieprzytomną Orianę, nie wiedząc, co robić ani co oznaczały słowa istoty.

   —  Tym razem jej nie ochronisz. — Istota wyrzekła te słowa z złośliwą satysfakcją. 

Hardin obserwował, jak wokół postaci zbiera się gęsta mgła. Zrobił krok w tył i usłyszał brzdęk metalu. Zerknął w dół i dostrzegł zardzewiałe ostrze. Bez wahania chwycił je za rękojeść, a gdy ponownie spojrzał przed siebie, stwora już nie było.

Każdy mięsień w jego ciele spiął się jak stalowa sprężyna, jakby podświadomie przygotowywał się do nieuniknionej walki. Nagle zapadła grobowa cisza, tak jakby cały las wstrzymał oddech. Hardin słyszał tylko szybkie bicie własnego serca i świszczący oddech, niczym jedyne dźwięki w tym mrocznym świecie.

Z tyłu usłyszał szept 

   — Jest ciągle taka piękna. — Hardin gwałtownie się odwrócił, rzucając cios starym ostrzem w powietrze. Ale na próżno - nikogo nie było. Z przerażeniem dostrzegł, że czarna postać pochyla się nad bezwładnym ciałem Oriany.

Adrenalina buzowała mu w żyłach, a wściekłość zalewała umysł. Wykrzyknął z całych sił

   — Odsuń się od niej! — Rzucając się bez namysłu w stronę stwora i rozpoczynając nierówną walkę.


     Oriana, owładnięta mieszanką strachu i fascynacji, stanęła pośród ruin starego zamku. Wokół niej rozciągały się kamienne mury, oplecione zielonym płaszczem mchu i pnączy. Rzędy drzwi, niczym strażnicy dawnych tajemnic, skrzypiały na wietrze, wydając z siebie jęki jakby z innego świata. W sercu dziewczyny narastał niepokój, ściskając jej gardło niczym niewidzialna dłoń. Instynkt podpowiadał jej odwrót, ale jakaś niewytłumaczalna siła pchała ją naprzód, ku nieznanemu.

Z bijącym mocniej sercem Oriana kroczyła przed siebie, aż nagle dostrzegła miecz wbity w kamień. Rękojeść zdobił kunsztowny wzór feniksa, jego rozłożone skrzydła jakby gotowe do lotu. Dziewczyna poczuła nagły przypływ siły i odwagi, jakby sam miecz napełniał ją mocą. Wyciągnęła drżącą rękę i uchwyciła rękojeść, która zaczęła płonąc. W tym samym momencie za jej plecami rozległ się chłodny, kobiecy głos.

   — Witaj, Oriano. Nareszcie nadeszła chwila, na którą czekałam.

Oriana gwałtownie się odwróciła, a przed nią ukazała się starożytna kobieta. Długie, siwe włosy splecione w gruby warkocz spływały po jej ramionach, a przenikliwe, czerwone oczy patrzyły na dziewczynę niczym dwa okna do innego świata. W ręku trzymała ponury kostur, na którego szczycie widniał rzeźbiony feniks.

   — Kim jesteś? — Zapytała Oriana, starając się opanować drżenie w głosie.

   — Jestem strażniczką tego miejsca — odrzekła kobieta, jej głos niczym szept wiatru wśród ruin.       — Czekam na ciebie od wielu lat. Jesteś wybrańcem, który ma odnaleźć zapomniane miasto i zdjąć klątwę ciążącą nad tą krainą. To od was zależy czy cały świat przetrwa czy pogrąży się w wiecznym chaosie.

Oriana poczuła się zdezorientowana i zagubiona. O czym ta kobieta mówi? Jak od niej i Hardina może zależeć istnienie świata?

   — Nie rozumiem — wyznała cicho, a jej głos drżał z niepewności.

Strażniczka uśmiechnęła się smutno, a w jej oczach dostrzec można było smutek i troskę. 

   — Czas jeszcze nie nadszedł, abyś poznała wszystkie sekrety. — Powiedziała. — Ale jedno mogę ci powiedzieć: zapomniane miasto jest bliżej niż myślisz. Musisz tylko wsłuchać się w jego szepty. One poprowadzą cię drogą.

   — Szepty? — Powtórzyła Oriana zmieszana, jej brwi zmarszczyły się w skupieniu.

   — Tak. — Potwierdziła strażniczka. — Szepty zapomnianego miasta, musisz, je usłyszeć wypełniają każdy zakamarek tego miejsca. Słyszysz, je jak cię wołają i on też je słyszy. Musicie tylko otworzyć swoje serca i umysły, aby je usłyszeć i odróżnić od tych, które chcą was skrzywdzić. Inaczej nigdy nie odnajdziecie drogi, a klątwa rzucona wieki temu nie zostanie zdjęta przed letnim przesileniem.

Oriana spojrzała w dal, gdzie słońce chyliło się ku zachodowi, barwiąc niebo na purpurowe i pomarańczowe barwy. Letnie przesilenie było już blisko. Czuła, że nie mają czasu do stracenia.

   — Zgoda — powiedziała z determinacją, a jej głos nabrał siły i pewności. — Razem odnajdziemy zapomniane miasto i zajmiemy klątwę. Tylko muszę wiedzieć jedno. 

Oriana przeniosła wzrok na postarzałą twarz kobiety, która wydała się jej nieco znajoma. 

   — Czy zaginięcie matki Hardina ma związek z zapomnianym miastem?

Poczuła ukłucie, kiedy nieznajoma skinęła ledwo widocznie głową. Uczucie żalu wypełniło jej serce, było jej smutno, że nikt latami nie wierzył chłopakowi w to co mówi. 

   — Każde wydarzenie w waszej podróży ma związek z klątwą. — Odpowiedziała jej nieco zachrypniętym głosem. — Musisz już wracać on cie potrzebuje. Oboje siebie potrzebujecie. 

Oriana z mocą ścisnęła rękojeść miecza i zdecydowanym krokiem ruszyła przed siebie, odwracając się plecami od strażniczki. W jej uszach wciąż brzmiały jej słowa niczym echo: "Szepty zapomnianego miasta. Musisz je usłyszeć."

      W oddali dostrzegła oślepiający blask, który rozświetlił ruiny zamku niczym rozbłysk gwiazdy. W tym samym momencie poczuła, jak miecz w jej dłoni staje się coraz cięższy, a rękojeść rozgrzewa się niczym rozżarzony węgiel w letni dzień.

Nagle usłyszała stłumiony krzyk Hardina. Zmrużywszy oczy w blask oślepiającego światła, dostrzegła go osłabionego, podnoszącego się z ziemi. Jego ciało było pokryte licznymi ranami, a twarz wykrzywiona w grymasie bólu. Strach ścisnął jej serce, a ręka zacisnęła się jeszcze mocniej na rękojeści miecza. Chciała ruszyć mu na pomoc, ale jej ciało jakby odmówiło jej posłuszeństwa, niezdolne wykonać nawet najprostszego ruchu.

Z mrocznego cienia wyłonił się głos, tak głęboki i przerażający, że mógłby sparaliżować nawet samego diabła. 

   —  Kochasz ją. —  Powiedział. —  Zawsze ją kochałeś i nigdy się to nie zmieniło. Ale właśnie to sprawia, że przegrywacie. Żałosna miłość.

Oriana z przerażeniem spojrzała na Hardina, który oparty o taki sam miecz, jak ten w jej dłoni, próbował się bronić, ale bezskutecznie.

   — Nie masz o niczym pojęcia! — wykrzyknął Hardin z wysiłkiem.

Gardłowy śmiech mrocznej postaci rozległ się niczym echo w ruinach, wywołując u Oriany ciarki na plecach. — Nie mam? — Zapytał z drwiną. — Znam cię, księciu. Znam każdy twój ruch, myśl i uczucie. To ta dziewczyna uczyniła cię słabym. Przez miłość do tego mieszańca zapomniałeś o swoim celu! Minęły wieki, a twoje uczucie do niej wciąż jest tak silne, że muszę sam się tym zająć.

To był moment ataku. Oriana widziała, jak postać z mroku rusza z impetem na zdezorientowanego Hardina. Nie myśląc jasno, z całych sił uniosła miecz w dłoni, zaciskając powieki z przerażenia. Jej ciało przeszył lodowaty chłód, którego nie potrafiła opisać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top