Rozdział 1
Jashinie... Co mi tak na powieki świeci?! Leniwie otworzyłem oczy. No tak, nie opuściłem na noc tych pieprzonych rolet... Chyba momentami jestem trochę zbyt... nerwowy? Wstałem, przeciągnąłem się i spojrzałem na zegar. Piąta dwadzieścia, a słońce mi tak po gałach wali?! No w sumie... Jest czerwiec... Co ja się dziwię...
Poszedłem do łazienki i w miarę szybko się ogarnąłem. Moje srebrne włosy „przylizałem" żelem i zaczesałem do tyłu, wziąłem prysznic i przebrałem się. Zerknąłem na swoje odbicie w lustrze. Ubrany w białą koszulę, czarne spodnie, tego samego koloru buty oraz krawat, zgarnąłem ze stołu teczkę i żwawym krokiem ruszyłem na przystanek autobusowy. Wsiadłem do pojazdu i kasując bilet zauważyłem, że część damskiego grona przypatruje mi się z uwagą. Z resztą, mężczyźni również. Uśmiechnąłem się i rozejrzałem po autobusie. Nie mogłem przecież wyglądać na rozdrażnionego, bo w ten sposób tylko narobiłbym sobie wrogów. A tego, raczej wolałem uniknąć. Złapałem się drążka umieszczonego nade mną i z wyczekiwaniem wypatrywałem mojego docelowego przystanku.
Po paru minutach wysiadłem i stanąłem przed ogromnym budynkiem. Firma mojego kumpla, u którego pracuję - Taichi'ego - u którego mam dość spore długi. Sam nawet nie pamiętałem, jaka to była kwota. Wszedłem do środka. Każde piętro miało ściany pomalowane na inny kolor: sektor sortowania dokumentów - niebieski, drukowania i kopiowania - czerwony, planowania - żółty, a umów i pieniędzy - zielony. Ja pracowałem w sektorze niebieskim, a czasem zielonym.
Szybko minąłem recepcje, automat z kawą - z którego oczywiście skorzystałem - i dotarłem do windy. Kliknąłem przycisk i stanąłem w kącie. Zacisnąłem dłonie w pięści. Normalnie czułem, jak na czole uciążliwie pulsowała mi żyłka od monotonnej, a zarówno wkurzającej muzyczki. Maszyna zatrzymała się na moment i wkroczyła jakaś dziewczyna. Nie znałem jej, więc pewnie była nowa.
- Och - spojrzała na mnie trzepocząc rzęsami, na których znajdował się chyba z kilogram tuszu. - Witaj~ - uśmiechnęła się uwodzicielsko. Średniego wzrostu, choć niższa ode mnie pomimo szpilek, dość nieprzyzwoicie ubrana... Wyglądała, jakby szła na imprezę, bądź do burdelu, bo na pewno tak się do pracy nie powinno ubierać. Dość opalona skóra oraz pełne, pokryte dużą ikością szminki usta. Już nawet nie wspomniałem o tapecie na twarzy, którą musiała nakładać szpachlą. - Jestem Aika~ - wymruczała mi do ucha, na co tylko przewróciłem oczami. Jej mocne perfumy przyprawiały mnie o mdłości. Nie chcąc zwrócić swojego jako takiego śniadania, odsunąłem ją na bezpieczną odległość.
- Hidan - powiedziałem w miarę uprzejmie. Nie chciałem przecież popsuć sobie reputacji.
- Pracujesz tu?~ -spytała klejąc się do mnie. Nie kurwa, tak sobie łażę w eleganckim stroju i z teczką tu i tam - powiedziałem w myślach. W odpowiedzi jedynie skinąłem głową.
Chciała coś dodać, ale - chwała Jashinowi! - drzwiczki rozsunęły się i nareszcie mogłem w spokoju zacząć pracę. Wręcz wybiegłem i skierowałem się do mojego stanowiska. Rozsiadłem się wygodnie na fotelu wzdychając cicho. Schyliłem się po dokumenty leżące w szufladzie. Gdy poczułem dotyk na moim ramieniu, wzdrygnąłem się modląc, aby to nie był ten plastik z windy. Powoli się odwróciłem, lecz widząc przyjazną twarz swojej przyjaciółki, kamień spadł mi z serca.
- Hej Hidan - Satomi uśmiechnęła się do mnie. - Widzę, że już zapoznałeś się z nową pracownicą - poklepała mnie po plecach.
- Taaa... mruknąłem. W myślach utworzyłem już całą rozmaitą wiązankę słówek na temat Aiki. Wyszczerzyłem się w duchu, na moment zapominając o rzeczywistości. Po chwili jednak do głowy niczym John Cena wpadło zatrważające pytanie. – Ty, a wiesz może gdzie ona została przydzielona?
- Spójrz za siebie – uniosła kąciki ust w pełnym goryczy grymasie. Przełknąłem ślinę i będąc na skraju poryczenia się, obróciłem głowę.
Siedziała parę stanowisk dalej, patrząc się na mnie wzrokiem, który gdyby mógł, rozebrałby mnie w tym momencie. Gdyby nie to, że jestem zadłużony wybiegłbym z stamtąd od razu. Sprintem. Chociażby przez okno. Jęknąłem i walnąłem twarzą o blat biurka.
- A więc to tak rodzą się myśli samobójcze... - wymamrotałem.
Satomi wytłumaczyła mi parę rzeczy, pogadaliśmy, po czym pożegnała się ze mną, mówiąc, że już skończyła.
***
Ziewnąłem i dopiłem już piątą kawę w tym popieprzonym dniu. Przetarłem zmęczone oczy, po czym poczułem dłoń na moim ramieniu.
- Nie idziesz już do domu? - Taichiposłał mi delikatny uśmiech z cieniem troski. Odwzajemniłem gest i rozejrzałem się w koło. Zostało tylko niewiele osób zaczynających nocną zmianę. Na wszystkie czterolistne koniczyny tego pojebanego świata, nowej już nie było. Spojrzałem na zegar. Dochodziła dwudziesta druga. Chyba jednak lepiej, że troszkę za bardzo się ociągałem i nie wyszedłem stąd o tej, o której powinienem.
- Hidan, nawet nie wiesz, jak cieszy mnie to, że tak się starasz, ale musisz odpocząć... Pracowałeś dziś na dwie zmiany! Wracaj do siebie i wyśpij się. Jutro masz wolne.
Podziękowałem mu i nie zwlekając pozbierałem swoje graty, po czym poszedłem na autobus. Poczekałem chwilę i wsiadłem do pojazdu. Wyjąłem swoje notatki, aby je przeanalizować, ale zrozumiałem, że to nie miałoby sensu. Tak czy siak nie potrafiłbym się na nich skupić w tym gwarze. Tak, dokładnie. Gwarze. Mimo takiej godziny jakieś dzieciaki siedziały i wydzierały mi się za uchem. Więc co zrobiłem? Nie, nie wywaliłem najgłośniejszego przez okno. Niestety. Wyjrzałem jedynie przez szybę i zacisnąłem zęby. Po zaledwie paru sekundach któryś z nich nadepnął mi na stopę. No, i czara się przelała. Złapałem go za fraki, na co reszta przestała się śmiać. Ile oni mogli mieć? Jakieś czternaście lat, a zauważyłem u nich papierosy i piwo.
- Słuchajcie - syknąłem. - Jesteście w autobusie, więc się zachowujcie. No, chyba że chcecie mnie wkurwić i znaleźć się poza pojazdem bez zębów - warknąłem patrząc na ich twarze, które wyrażały tylko jedno - strach. - Zrozumieliście? - zmierzyłem ich wzrokiem. Zgodnie pokiwali głowami, więc puściłem chłopaka i usiadłem spowrotem. Resztę drogi spędziłem na szczęście w ciszy. Spokojnym krokiem ruszyłem w stronę domu. Wszedłem do mieszkania i niemal od razu położyłem się na kanapie. Co ja jutro będę robił? Zazwyczaj tylko pracowałem, a w wolny czas chodziłem na imprezy i balowałem póki mogłem. Więc chyba mam już plan na jutro... - pomyślałem i zamknąłem oczy. Nie zorientowałem się nawet, kiedy zasnąłem.
________
Równe 1000 słów! *unosi pięść w górę* Jestem z siebie dumna xD
Pomimo tego iż dwa razy ten rozdział mi się usunął i pisałam go od nowa -,-
Z góry przepraszam jeśli pojawią się błędy, ale nie chciało mi się sprawdzać xD
Mam nadzieję, że się podoba ^^
Bayo!~ Ashley
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top