Rozdział 2
Po południu obudziłem się wypoczęty i w dobrym nastroju. Niemal w podskokach wszedłem do łazienki zażyć ciepłej kąpieli. Napuściłem ciepłej wody do wanny. Po chwili namysłu dodałem jeszcze specjalny płyn zapachowy. W pomieszczeniu uniósł się zapach lawendy. Zaciągnąłem się nim uśmiechając się. Zdjąłem zbędną odzież, by następnie położyć się w moim "basenie". Westchnąłem błogo. Tego było mi trzeba. Ułożyłem się wygodnie myśląc nad spędzeniem czasu wolnego.
Po długiej chwili przyjemności przepasałem biodra ręcznikiem i wstąpiłem do salonu, żeby podłączyć głośniki do telefonu. Spojrzałem na playlistę. Zagryzając wargę szukałem jakiegoś utworu. Kąciki ust uniosły się do góry, gdy włączyłem wreszcie piosenkę i zacząłem do niej poruszać biodrami śpiewając razem z Neon.
I, I feel like I'm losing my mind, mind~
She crept into your life, life~
And cut me up like a knife, knife, yeah~
Podszedłem do lustra i wyszczerzyłem się. Odgarnąłem i zaczesałem swoje srebrne włosy do tyłu puszczając oczko do swojego odbicia. Nagle w całym domu rozległ się dzwonek oświadczający, że dostałem wiadomość.
Od: Satomi
Słyszałam, że masz wolne. Może skoczymy do klubu?
Zaśmiałem się cicho. W sumie i tak miałem iść do jakiegoś baru, więc to nie problem. I tak będę mógł wyrywać panienki, chociaż pewnie Satomi po wszystkim walnie mnie w głowę wygłaszając mi kazanie na temat mojego zachowania. Uważa, że powinienem się z kimś związać. No, niby tak, ale jakoś mnie to nie ciągnie.
Do: Satomi
Spoko, spoko. Do którego? ;D
Od: Satomi
Widzimy się o 19 w Green Lips ;)
Spojrzałem na zegarek. Piętnasta dwadzieścia trzy. No cóż, przez moje spanie przynajmniej nie będę aż tak długo czekał.
She's prettier than I'll ever be
Got yourself a beauty queen, yeah
But there's one thing I gotta say
Oczywiście nie oszczędziłem sąsiadów puszczając muzykę na cały regulator, przez co wychodząc na papierosa dostałem opierdziel od staruszki mieszkającej tuż obok mnie. Niby olałbym to, gdyby nie jeden fakt...
Ten. Pierdolony. Kocur.
Każdy chyba lubi koty, nie? To takie małe, słodkie i puchate zwierzaczki. Puszek - tak, tego zasrańca nazwała Puszek (od aut. bo zajada puszki xd) - odbiega od ustalonej normy. Tyle razy dziada zrzuciłem z parapetu, a on jeszcze zipie! Oczywiście nie ja zacząłem całą tą przepychankę. Ten przydupas staruchy zasrał mi cały balkon! I gdyby to był tylko jeden raz! Ale nie codziennie! Może zrobię zbiórkę pieniężną na kuwetę? Albo karabin?
Stał tam, za swoją panią, i mogłem przysiąc, że popatrzył na mnie zwycięsko. Nie chcąc psuć sobie nerwów, machnąłem na to ręką i wróciłem do mieszkania. Kiedy indziej się odegram.
Nagle wybiegłem z powrotem do miejsca gdzie paliłem i złapałem tego gówniaka za futro.
- I co? Łyso? -Uśmiechnąłem się triumfalnie i rzuciłem go na drzewo, przez co zaczął miauczeć. Pokazałem mu język i na spokojnie, tanecznym krokiem wszedłem ponownie do moich czterech ścian.
Rozłożyłem się na kanapie i położyłem ręce pod głowę. Uśmiechnąłem się na samą myśl dzisiejszego wieczoru.
She can fuck you good, but I can fuck you betta~
__________
Tak, wiem że mega krótki, ale cóż *śmieje się* Ktoś się cieszy?
Nareszcie po dość długiej przerwie spięłam cztery litery i coś tam nastukałam ;3
Mam nadzieję, że nie jest tragicznie *drapie się po karku*
~Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top