Rozdział 2
Taehyung pogrążony był we śnie, właśnie tego potrzebował od dłuższego czasu. Przez jego nocną pracę normalne funkcjonowanie nie było możliwe. Chłopak miał tylko jeden dzień, w którym mógł odespać wszystkie nieprzespane noce. Kim wtulił się w średniej wielkości, niebieską poduszę, pod którą poczuł niewielkie wibracje. Zawsze chował pod poduszką telefon, sam nie wiedział czemu. Przywykł już do tego. Westchnął, dźwięk budzika o tej godzinie doprowadzał go do szału. Sięgnął pod poduszkę, ledwo podnosząc swoją zmęczoną głowę, a powieki miał nadal zamknięte, odebrał, po czym szybko przyłożył źródło wibracji do ucha.
-Halo?- Kim powiedział ospale, ziewając przy tym około 3 razy.
-Kim Taehyung, tutaj twój szef. Masz pilnie stawić się w pracy, to bardzo ważne. Wiem, że masz teraz dzień wolny, ale ta sprawa nie może czekać.
- Dobrze, będę za około godzinę.- Chłopak przetarł swoje zaspane oczy, rzucił się na poduszkę, mówiąc w tym czasie wiele niezrozumiałych i wulgarnych słów.
Ten jeden dzień w tygodniu, wolny, bez pracy, bez ludzi miał spędzić za barem, bo jego szef sobie tak wymyślił.
Promienie słoneczne oświeciły twarz chłopaka, drażniąc go. Z wielką niechęcią ściągnął z siebie cienką kołdrę, zmierzając w stronę praktycznie pustej szafy. Wyciągnął z niej szarą bluzkę z krótkim rękawem i jeansy, po czym poszedł do łazienki. W tamtej chwili wyglądał jak jedna wielka katastrofa. Wielkie wory pod oczami, oczy błagające o pomstę do nieba, wiotkie ręce i nogi jak z waty, włosy, które przez spanie na prawym boku śmiesznie ułożyły się w tamtą stronę. Tae rzucił ubrania na pralkę, rozebrał się ze swojej pidżamy, składającej się jedynie z długich, szarych dresów. Wszedł do kabiny prysznicowej i odkręcił wodę. Strumienie przeźroczystej cieczy spływały po jego nagim, chudym ciele. Bardzo widoczne były u niego żebra, wyglądał jak kościsty worek. Pamiętał jeszcze te czasy, jak razem ze swoim rodzeństwem siedział przed telewizorem, w jednej ręce trzymając chipsy, a w drugiej ciastka. To były najlepsze chwile w jego całym życiu.
-Tae! Tae! Mama kupiła słodycze!- Krzyknęła siostrzyczka Kima, biegnąc w jego stronę z czekoladową babeczką w swoich malutkich łapkach.
-EonJin! Zjecie to po obiedzie, teraz lećcie umyć ręce.- Do salonu, w którym znajdowała się cała trójka rodzeństwa, weszła matka Tae, kobieta zawsze uśmiechnięta, wyrozumiała i miła. Kochała pomagać innym, była wzorem Taehyunga.
-Mamo! My nie jesteśmy głodni, prawda Tae?- Młodszy brat chłopaka zwrócił w jego stronę swoje kakaowe oczka.
-Jak zjemy obiad, to coś obejrzymy. EonJin, JeongGyu mama na pewno napracowała się przy obiedzie i mogę się założyć, że jest przepyszny jak każdy. -Tutaj mówił tylko prawdę. Pani Kim była najlepszą kucharką pod słońcem, a jej dzieci były zawsze przez nią "dokarmiane". Spowodowane było to śmiercią babci Taehyunga, a matki Pani Kim. Kobieta nie załamała się, w wolnych chwilach opowiadała o swojej mamie. Staruszka zmarła sześć dni przed narodzinami najstarszego z rodzeństwa. Za każdym, dosłownie każdym razem w oczach chłopaka zbierały się łzy. Zawsze chciał poznać swoją babcię, która wiedziała, że nie będzie żyła długo, lecz jej największym marzeniem było zobaczyć małego Taesia, swojego wnuka. Jej ciężka choroba nie pozwoliła na to, trafiła do szpitala gdzie mimo prób reanimacji zmarła. Z opowieści słyszanych przez Taehyunga, mama prawie poroniła, strata kogoś ważnego w trakcie ciąży nie była dobra dla dziecka. Na całe szczęście kobieta otrząsnęła się, powtarzała sobie, że musi urodzić swojego szkraba, już wtedy wyobrażała sobie synka bawiącego się ze swoimi rówieśnikami. Tylko on trzymał ją na siłach.
-Jak grzecznie zjedzie to... dam wam niespodziankę!- Krzyknęła , uśmiechając się od ucha do ucha. Rodzeństwo Tae zerwało się z miejsca i zaczęli skakać wokół mamy, pytając się, co to jest. Chłopak obserwował wszystko z brązowej kanapy, a prostokątny uśmiech nie schodził z jego twarzy. Gdy widział rodzinę szczęśliwą, jego serce się radowało. To była najpiękniejsza rzecz życiu.
Zakręcił wodę, wyszedł z kabiny, łapiąc za ręcznik, którym przetarł swoje ciało. Podszedł do umywalki i złapał za szczoteczkę, na której chwilę później znalazła się miętowa pasta do zębów. Niechętnie spojrzał w lustro wiszące nad umywalką. Dostrzegł tam siebie, a raczej wyniszczonego, przepracowanego chłopaka, z którego włosów spływały krople wody. Nienawidził patrzyć na siebie, jego obecny wygląd przyprawiał go o mdłości. Właśnie do takiego stanu się doprowadził, biedota, liczne głodówki, brak snu i praca, praktycznie niepłatna.
Ścisnął w dłoni szczoteczkę, jednak chwilę później syknął z bólu. Zupełnie zapomniał o swojej zranionej dłoni. Opatrunek był cały przemoczony i powoli zabarwiał się czerwienią. Taehyung westchnął zły na siebie. Nie miał w domu bandażu na zmianę, nawet o kilka tabletek aspiryny chodził do sąsiadki. Pani Bae zawsze służyła mu pomocą, a on odwdzięczając się staruszce, wyprowadzał jej psa. Tym razem nie chciał przemęczać kobiety, o tej porze na pewno spała.
Kim umył zęby, powstrzymując się od odruchów wymiotnych spowodowanych najtańszą pastą, jaka jest możliwa. Złapał za ubrania, w które szybko się przebrał. Wytarł włosy i skierował się w stronę małej kuchni. Z szafki wyciągnął małą, szklaną miseczkę, do której wsypał płatki i zalał zimnym mlekiem. Wyciągnął z kieszeni telefon, miał jeszcze 20 minut, a z jego domu do pracy było około 10.
-Wyrobie się...- Szepnął sam do siebie.
Po zjedzonym śniadaniu wrzucił do zlewu brudną miskę. Znalazła się na samej górze naczyń. Tae za każdym razem odkładał zmywanie ich, niestety wiedział, że kiedyś będzie musiał się za nie wziąć.
Włożył buty, złapał za swoją czarną, przykrótką bluzę i wyszedł. Na lekko wilgotne włosy zarzucił kaptur, jeszcze choroby mu tylko brakowało...
Na umówioną godzinę dotarł do swojego miejsca pracy. Zszedł po schodach w dół, by już chwile później stanąć przed dużymi drzwiami. Otworzył je i pewnym krokiem skierował się na zaplecze, gdzie kątem oka dostrzegł poddenerwowanego szefa, a obok niego jakiegoś mężczyznę.
-Dzień dobry szefie... Zaraz co ty tu robisz?- Spojrzał z byka na Jeongguka. Stał obok siwowłosego, krzyżując ręce na piersi.
-A więc panie Jeonie, proszę opowiedzieć to samo co mi panu Kimowi.
-Wczoraj, kiedy byłem tutaj z moim pracodawcą i wspólnikami miałem jeszcze swój portfel. Po tym, jak podszedłem do baru, gdzie stałeś właśnie ty, portfela nie było. Nikt inny nie miał styczności ze mną, oczywiście nie licząc przyjaciół. Teraz oddaj mi moją własność Kim Taehyungu. - Podszedł do Kima, wpatrując się ze złością w jego brązowe oczy.
-O czym ty mówisz? Nie widziałem żadnego portfela. - Wzruszył ramionami. Była to połowiczna prawda, Tae przypomniał sobie, jak jego stary przyjaciel upokorzył go, kładąc na blacie plik banknotów.
-Tak? To może zajrzymy do twojej szafki i przeszukamy cię, skoro jesteś taki pewny, hmmm? -Podszedł do małej, blaszanej szafeczki, po czym ją otworzył. Każdy pracownik tego miejsca posiadał takie miejsca, gdzie mógł zostawić swoje prywatne rzeczy. Taehyung praktycznie nigdy do niej nie zaglądał, więc był pewny, że Jeongguk zdziwi się z braku jego portfela. Niestety tym, który stal z szeroko otwartymi oczami był właśnie Kim. Jeon wyjął z jego szafki z numerem "47" czarny, skórzany portfel. Młodszy uśmiechnął się szyderczo. -Nie widziałeś go, tak?
-Kim, od dłuższego czasu obserwowałem cię.- Powiedział szef.
-I co pan zaobserwował?- Chłopak oparł się o ścianę, to był dopiero początek dnia...
-Chodzisz jakby nieobecny, rozwalasz coraz więcej rzeczy, za które płaci lokal, okradasz naszych najważniejszych klientów, i nawet nie umiesz zmienić głupiego opatrunku! Mam tego dosyć, zwalniam cię.- Szef wypowiedział to wszystko na jednym tchu. Tae zadrżał, przez tego idiotę Jeona właśnie stracił pracę, jego jedyne źródło marnych, ale zawsze jakichś pieniędzy.
Zacisnął zęby, usłyszał cichy śmiech Jeongguka.
-Jeszcze się z tobą policzę.- Zagroził mu, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Do jego powiek momentalnie napłynęły łzy. Teraz sobie nie poradzi, i tak za te marne grosze ledwo udawało mu się żyć a teraz? Teraz nie zostało mu zupełnie nic.
W tym samym czasie Jeongguk podziękował byłemu szefowi Kima, podając mu dłoń, skierował się do wyjścia, wyjmując swój telefon. Wybrał numer Kima NamJoona i czekał na sygnał. Chwilę później jego odbiorca się odezwał.
-I jak poszło Jeon?
-Wszystko zgodnie z planem, Tae już nie ma pracy, teraz tylko wcielić w życie resztę.- Powiedział, wsiadając do samochodu, włożył kluczyki do stacyjki i zaczął jechać, od razu przełączył NamJoona na głośno mówiący.
-Wszystko pozostawiam w twoich rękach, pamiętaj, jeśli się spiszesz, czeka cię nagroda.
-Jasne szefie, nie zawiedziesz się, Taehyung jeszcze mnie popamięta. - Ostatnie zdanie powiedział praktycznie niesłyszalnie, rozłączył się z rozmówcą i ustawił na GPS-ie trasę do domu starego przyjaciela.
-Oj Tae, Tae... Aż mi się ciebie chwilowo szkoda zrobiło. Pan NamJoon zawsze ma to, czego chce, a tym razem jego zachcianką jesteś właśnie ty.
___________________________
Witam Was ;w;
Czyta ktoś tą książkę? XD
Kolejne flaczki z olejem ;w;
To ja spadam pisać kolejne rozdziały ;w;
Gwiazdka + komentarz = motywacja ;w; :3
To bayu! *Chowa się pod łóżko* ~DM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top