In this sand castle | 04


Dom, słodki dom...

— Po moim trupie, Min!

Pięść uderzyła w stół, a siedzący na jego brzegu kot uciekł do pokoju.

— Twoje ciało umarło kilkaset lat temu, Hyung — westchnął siedzący naprzeciwko awanturnika rudowłosy wampir, który musiał na nowo posegregować diamenciki do swojej wyklejanki. Hoseok nie wydawał się jednak mieć wyrzutów sumienia z powodu zaistniałego bałaganu.

— Ciało może tak, ale głowę wciąż mam sprawną! I W przeciwieństwie do ciebie i twoich kretyńskich pomysłów! — Wskazał palcem na odwróconego do niego plecami Yoongiego, który w zamyśleniu zaparzał swoją ulubioną kawę. Mimo iż był wampirem, kochał ten ludzki wynalazek i rozkoszował się nim każdego poranka. — No dalej, Jungkook. Powiedz, co o tym wszystkim myślisz.

— Hoseok, Min ma rację. — Jungkook zmrużył oczy i pomasował się po czole. Ledwo oderwał się od pracy i usadowił przez chwilę na kanapie, a problemy pomaszerowały za nim. W jego życiu nie było miejsca na spokój. — Nikt nie ucierpi, jeśli się z nimi spotkamy. To tylko zaproszenie.

— Zaproszenie, ale nie byle jakie, bo do naszego domu! Poza tym, czy ty ich kiedykolwiek widziałeś na oczy? Nie bez powodu całe swoje życie spędzili zaszczuci w lesie. Nie mają pojęcia o dzisiejszych czasach! Przez całe życie pili deszczówkę, chodzili nago i polowali na jaszczurki.

— A ja tam ich lubię. Mają takie miłe, puszyste wdzianko — wtrącił Jimin.

— I szpony, którymi w każdej chwili mogą poderżnąć ci gardło! — Podniósł głos. — A babcia ostrzegała mnie, że nadejdą czasy, w których do nas wrócą. Pewnie wyczuły sytuację i zrozumiały, że mogą przejąć nad nami kontrolę. Na nich przynajmniej nie wynaleźli jeszcze antidotum.

— I właśnie dlatego powinniśmy trzymać się razem. — Odwrócił się w jego stronę Yoongi. — Co jeśli zechcą nam pomóc, tak jak my im przed laty? Razem zdobędziemy przewagę.

— Albo wpadniemy w jeszcze większe kłopoty. — Wywrócił oczami Hoseok i spoglądając na przywódcę dodał. — Dobrze ci radzę, Jungkook, przemyśl to.

Jak burza wyparował z salonu, sprawiając, że kilka kolorowych diamencików ponownie poleciało na podłogę, a zmęczony ich układaniem Jimin, odsunął się od stolika.

— Czy on przestanie się kiedyś wymądrzać? — spytał retorycznie Yoongi, gdy rudowłosy schował twarz w dłoniach.

— Min... — upomniał go Jungkook.

— No co? A nie mam racji? Nawet do ciebie nie ma szacunku.

— Trudno, żeby go miał, po tym jak wpakowałem nas w kłopoty...

— Nie byłeś niczemu winien.

— Przeze mnie prawie straciłeś Jimina.

— Nieprawda — włączył się do rozmowy Jimin. — Jungkook, nie pozwalam ci tak mówić! Ja też byłem za pomocą Tae. Był naszym przyjacielem, a zazdrość Hobiego nie ma tu nic do rzeczy.

Zapadła nieprzyjemna dla ich uszu cisza.

— Rozmawiałeś z nim o tym? — Jungkook zaprzeczył.

— Myślisz, że nie próbowałem? Pytałem, wiele razy. Ale za każdym razem się tego wypiera. Mówi, że jestem dla niego jak młodszy brat i po prostu się o mnie martwi. — Potrząsnął ramionami, a para wymieniła między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

— Jasne, że się martwi. Tym, kto następny zdobędzie twoje serce i posiądzie...

— Yoongi, skończ — zaprotestował rudzielec, podpierając ramiona na swych biodrach. — Jak jesteś taki geniusz, to czemu sam nie przemówisz Hobiemu do rozumu? Nie widzisz, że Jungkook ma już dosyć tego tematu? Ja zresztą też. Od tego ciśnienia zaraz pęknie mi głowa! — powiedział i szturchnął przywódcę w ramię. — Idę się przewietrzyć, przyłączysz się?

Ten wymruczał coś niezrozumiałego pod nosem, ale ostatecznie podniósł się z siedzenia i podążył za nim. Bo przecież nie mogło czekać go już nic gorszego.

Na dworze powitał ich ognik zachodzącego w oddali słońca i zimne powietrze okalające równie zimne, wampirze ciała. Jungkook zapiął szarą bluzę i popatrzył na Jimina, wyczuwając jego nagłą ekscytację, gdy ten oderwał stopy od ziemi. Rozumieli się bez słów.

— Nie wierzę, że mnie tu zabrałeś — odsapnął, zawisając na krawędzi dachu i rozglądając się po dobrze znanej mu okolicy, w której w jednym z domów zamieszkiwał posiadacz jego serca.

Potrzebowali kilku minut, by upewnić się, czy spoglądają we właściwe okno.

— Lepiej późno niż później — stwierdził Jimin, obserwując wspomniane mieszkanie na poddaszu, w którym paliło się żółte światło. Wnętrze wyglądało tak samo, jak zapamiętali je cztery lata temu. Te same ściany, fikuśne lampy i nawet kanapa w salonie, na której Jungkook spędził jedną z najgorszych migren.

Nic dziwnego, że na ten widok jego serce zrobiło niekontrolowanego fikołka.

Wstrzymał oddech, gdy z cienia w pokoju, wyłonił się drobny blondyn, który następnie podszedł do okna i zakrył resztki światła wpadającego do pomieszczenia ciężkimi żaluzjami.

— To nie on — westchnął z rozczarowaniem, odwracając się w stronę przyjaciela.

— Szkoda, chciałbym żeby do nas wrócił — zamyślił się Jimin. — Myślisz, że w szpitalu wciąż trzymają jego dane?

— O czym ty znowu myślisz, co?

— O niczym takim, Jungkook — mruknął, bawiąc się przydługimi rękawami niebieskiego sweterka. — Chcę po prostu dowiedzieć się, co u niego słychać, odwiedzić Hyori, i Jae. A ty, nie chciałbyś?

— Oczywiście, że chcę, ale nie mam na to teraz czasu. Klan ma wobec mnie zbyt duże oczekiwania. Myślę, że mój czas na miłość dobiegł końca.

— Nie mówiłbyś tak, gdyby Tae wciąż był z nami...

— Ale nie jest.

— A gdyby tak...?

— Jimin. — Popatrzył na niego zmęczonymi oczami. — Rób co chcesz, ale mnie w to nie mieszaj. Jeśli wpadniesz w kłopoty, to musisz wyplątać się z nich sam, zrozumiano?

— Tak, szefie! — zasalutował mu wampir, tuż przed tym jak zawrócili do domu.

Zostawiając za sobą spowite mrokiem miasto.

I ukrywającego się w tym mroku Hoseoka, który usłyszał o kilka słów za dużo.

...

Jestem sobie w hotelu i lecą odcinki „How i met your mother" na telewizorze, kocham.
+ chwytajcie ten mały gifcik dla nocnych marków :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top