Full of thorns | 02


...

Czym były dla niego cztery lata?

Cztery zimy spędzone nad nadmorskim wybrzeżu. Cztery lata wędrówek między kontynentami. Cztery lata pozbawionej celu wegetacji w obłudnej nadziei na to, że czas będzie wystarczającą pokutą za oddanie komuś własnego serca. I może wystarczyły; na spłatę długu, to jednak pamięć o nim pozostała i Jungkook już nieraz godził się z faktem, że zostanie tam na zawsze.

Wprawdzie od czasu swojej wyprowadzki z Korei ani razu nie ośmielił się ruszyć z powrotem, choć parę razy, budząc się z nocnych koszmarów, był gotów znów się tam przenieść. Bo nic nie niszczyło go tak bardzo, jak widok umierającego Taehyunga. Chciał być przy nim nawet jeśli człowiek go nie pamiętał. Czuwać przy nim nocami, obserwować z daleka jego szeroki uśmiech ze świadomością, że jego życie toczyło się szczęśliwie dalej. I być może, gdyby nie wpadli na siebie tego jednego wieczoru, Tae nie padłby ofiarą tej nieszczęsnej amnezji, żyjąc jak człowiek.

I chociaż cztery lata były niczym dla nieśmiertelnego bytu wampira, to pozwoliły uświadomić Jungkookowi jak wielki błąd popełnił ingerując w życie Tae. Patrząc wstecz, zachował się jak dzieciak, myśląc nie tyle o potrzebach śmiertelnika, co o własnym słodkim pragnieniu, by posiąść go i uczynić członkiem swojego klanu. Nie biorąc pod uwagę, jak oba ich światy różniły się od siebie i jak ingerencja w jeden z nich przyczyniła się do większych kłopotów.

W tym świecie nie było miejsca na miłość między wampirem, a człowiekiem i tuż po tym jak Jeon uświadomił sobie sens tych słów, postanowił przenieść swój klan z Seulu do pochmurnej i melancholijnej stolicy Anglii. Hulał się między nocnymi wypadami do pubów, a całodniowym przesiadywaniem w biurze w domu. Znowu więcej było o nim słychać niż widać. To wyruszał do Ameryki w odwiedziny do swoich kuzynów, a klan żył swoim życiem dowodzony przez Yoongiego albo Hoseoka, którzy nieustannie rozpętywali między sobą kocie wojny.

Na jak długo zniknął tym razem? Już sam się w tym gubił.

Liczył, że wkradnie się do domu niezauważony, korzystając z uchylonego do sypialni okna. Założył za uszy buntujące się i przydługie kosmyki ciemnych włosów i rzucił na fotel plecak, z którym tułał się przez kilka ostatnich tygodni. 

Gotów był już rzucić się na wygodne łóżko, gdy spostrzegł na sobie uważny wzrok intruza. 

Z głową przechyloną na bok, siedział na skraju łóżka. Jego nogi rozwarte były w luźnym rozkroku, dłonie natomiast oparte miał za plecami. Nic nie mówił, z prowokacyjną miną, czekając, aż to Jungkook pierwszy zajmie głos.

— O, a myślałem, że już śpicie — bąknął, przechodząc na środek pokoju, gdy siedzący wampir w ułamku sekundy przygwoździł go do przeciwnej ściany, przytrzymując go za kości szczęki.

 Zacisnął paliczki na jego skórze, tak mocno jak swoje usta, walcząc z samym z sobą, by uderzyć młodszego w policzek, na co ten był już przygotowany. 

Jednak kiedy Jungkook zamknął oczy, usłyszał tylko ciche pociągnięcie nosem, a wraz z uchyleniem powiek, dostrzegł jak w oczach jego przyjaciela zbierają się łzy.

— Ty, durniu...

— Bij, zasłużyłem sobie. — Nie poruszył się z miejsca, obserwując jak Hoseok bezwstydnie starł z policzka pojedynczą kroplę. — Za to, że zostawiłem was tutaj samych.

Starszy nie uczynił tego jednak, kręcąc głową i odwracając się do niego plecami. Może Jungkook źle ocenił jego nastawienie? Nie był na niego tyle zły, co po prostu stęskniony.

— Hyung, nie gniewaj się na mnie. — Podszedł do niego od tyłu; głowę przyciskając do jego ramienia, a ramionami obejmując go tak ciasno jak najcenniejszy skarb na ziemi. — Przywiozłem ci twoje ulubione wiśniowe czekoladki z likierem.

Słysząc, że dalej płacze, zaczął głaskać go po włosach.

— Oj, no weź... Gdzie podziało się moje słoneczko?

— Stul pysk. — Nie mógł powstrzymać się od parsknięcia, czując jak szatyn wyrwał się z jego uścisku. — Dociera do ciebie, że ktoś może się o ciebie martwić? Tyle teraz mówią o nadciągającej wojnie, a ty jakby nigdy nic wybywasz sobie bez słowa na miesiąc z domu!

— Potrzebowali mnie. 

— My też cię potrzebujemy.

— I dlatego zawsze do nas wracam — dopowiedział, starając się rozluźnić atmosferę, ale słowa troski niewiele na Hobiego podziałały.

— A możesz nam obiecać, że zostaniesz?

I tu był wampir pogrzebany...

— Jungkook, nie. — Zmęczony potarł swoje czoło. — Dopiero co do nas wróciłeś!

— Wiem, doskonale to rozumiem! Ale muszę im pomóc. — Pociągnął szatyna na łóżko, a gdy usiedli obok siebie, położył rękę na jego udzie. — Luhan nie wzywałby mnie bez przyczyny. Do tego rozmawiałem z braćmi z południa. Mówią, że policja zaczęła masowo przeszukiwać ich domy i aresztują każdego, kto stanie na ich drodze. Założyli tam teraz jakąś grupę tropicieli. Nazwali się "łowcami wampirów" i planują wypędzać wampiry ze swoich dzielnic.

— Łowcy wampirów z Seulu? — powtórzył za nim. — To całe szczęście, że mieszkamy w Londynie i nas nie dopadną!

— Hoseok, czy ty mnie słuchasz?! Oni odbierają nam nasze prawa. Jeśli tak dalej pójdzie, to nie będzie problem tylko Seulu, to będzie światowa zagłada! 

— Nie przesadzasz? Żyjemy na tej ziemi od kilkunastu lat! Ludzi może być nawet dwukrotnie więcej i nie zdołają nas zlikwidować. W przeciwnym razie, wszyscy z nich zostaną przemienieni, a my znowu obejmiemy przewagę. Nie mam racji? — Spojrzał na niego wyczekująco, gdy Jungkook podszedł nagle do swojego plecaka i wyciągnął z jego wnętrza zamkniętą w opakowaniu strzykawkę z buteleczką płynu. — Co to takiego?

Oblizał usta, śledząc jak wampir obracał przedmiot w rękach. 

— Na zachodzie nazywają to antidotum na nieśmiertelność, potocznie zwanym też jako lek na wampiryzm. Ale w praktyce nie jest żadnym lekiem, tylko trucizną, która zabija nas po kilku minutach od jego wstrzyknięcia. Podobno policja stosuje to w "ostateczności", ale sam rozumiesz, że jeśli udało mi się to kupić po cichu, to ludzie też nie będą mieli z tym problemu. 

— To co, chcesz tam wrócić, żeby dobrowolnie oddać się w ich ręce? 

— Wręcz przeciwnie, przypomnieć im z kim zadarli — poprawił go, zaciskając dłonie w pięści.

Najwyższy czas, aby wrócili do domu.

...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top