[25,0] - Psychopath

(Jimin's pov)

Zdziwiłem się trochę, że pierwszą osobą, jaką Taehyung chciał zobaczyć po odzyskaniu przytomności, byłem ja. Tym bardziej, że byłem nieco zajęty przesłuchiwaniem Hoseoka, którego wciąż jeszcze nie udało mi się złamać.

- Ech, co ja z tobą mam, hyung - mruknąłem, uśmiechając się do Junga i chwytając za moje ulubione szczypce.

- Nie, Jiminnie, błagam! - krzyknął, automatycznie zaczynając się rzucać na łóżku, do którego pieczołowicie go przypiąłem kilkanaście godzin wcześniej. - Tylko nie paznokcie!

Zbliżyłem się do niego, po czym przystawiłem narzędzie do jego sinego policzka. Ogromne limo ciągnęło się od oka aż do kącika ust, a w dodatku było moim dziełem. Mężczyzna skrzywił się, czując chłód metalu przy twarzy.

- Przyjemnie zimne, prawda? - spytałem, powoli sunąc szczypcami w dół jego ciała. Zatrzymałem się przy nagim podbrzuszu, uśmiechając się szeroko. - Tym też się zajmiemy, ale później.

- Proszę cię, Chim...

- Nie mów tak do mnie - warknąłem, unosząc narzędzie i z impetem spuszczając je na brzuch Hoseoka. Ten syknął z bólu, patrząc na mnie błagalnie. - Znasz mnie, Hoseokie. Zdradziłeś nas, więc nie licz na litość. Albo mówisz, albo kontynuuję.

- Jimin, nie mogę nic powiedzieć! Prawie nic nie wiem! - krzyknął, próbując odsunąć się od szczypiec, które nieubłaganie, ale bardzo powoli zbliżałem do jego dłoni.

- W takim razie mów to, co wiesz - mruknąłem. - I dlaczego to zrobiłeś.

Mężczyzna zacisnął usta w wąską linię, przestając chwilowo wierzgać na wszystkie strony. Patrzyłem mu beznamiętnie w oczy, nawet nie mając ochoty się wciąż uśmiechać. Ta zabawa męczyła mnie bardziej niż jakakolwiek poprzednia.

Może jednak nie jestem tak do końca stuknięty?

- On obiecał, że zlikwiduje Sugę - powiedział nagle, a gdy dotarł do mnie sens jego słów, aż się we mnie zagotowało.

- Wyrzynając połowę naszych ludzi?! Co jest z tobą, kurwa, nie tak, Hoseok?! - złapałem go za gardło, zaciskając mocno palce. Brunet nie mógł złapać tchu, posyłając mi błagalne spojrzenia i krzywiąc się z bólu. Dociskałem moją ulubioną, kolczastą obrożę do jego skóry, tym samym raniąc samego siebie, ale mało mnie to w tamtym momencie obchodziło.

- Ni-ie w-wiedz-ziałem - wydusił. Uderzyłem nim ze złością w łóżko, które zakwiliło żałośne, próbując chyba dorównać Hope'owi.

- Czego nie wiedziałeś, do cholery? Nie graj debila, siedzisz w tym tyle lat, a nie spodziewałeś się, że szlachetny James zrobi cię w chuja? - zaśmiałem się, puszczając jego szyję. Przyjrzałem się swojej poranionej dłoni, na której mieszała się krew moja i Junga. Zmarszczyłem brwi, powracając wzrokiem do bruneta normującego oddech. - Jesteś żałosny.

- A ty nigdy nie czułeś się gorszy? - patrzył na mnie, biorąc głębokie, świszczące wdechy. W jego oczach czaiły się dziwne iskierki, które tak dobrze znałem.

Szaleństwo.

- O czym ty pieprzysz? - odłożyłem na chwilę szczypce, przypatrując się Jungowi, który widocznie miał nadzieję, że uda mu się mnie przekonać. Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że jest aż tak naiwny.

- Nie wkurwia cię to, Jimin? Suga zawsze jest na pierwszym miejscu. Nie powiesz mi, że nie zabiegasz o względy [T/I]. Starasz się równie mocno, co ja, a i tak zawsze jest tylko Yoongi to, Yoongi tamto, Yoongi sramto. Nazwała cię kiedyś oppą? Przyznaj, jak bardzo byś tego chciał, Chim?

Milczałem chwilę, patrząc, jak na twarzy Hope'a wykwita szeroki uśmiech. Czy naprawdę zrobił to wszystko tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę Hyun? Poświęcił tylu ludzi, przyjaciół, współpracowników z jednego, emocjonalnego powodu?

- Widzisz, Jimin? Jesteśmy tacy sami - powiedział, a we mnie coś pękło.

- Nie - odparłem spokojnie. - Ty jesteś zdecydowanie bardziej pierdolnięty - warknąłem, chwytając szczypce i jego rękę.

Potem sprawiłem, że brunet nie był już w stanie złożyć żadnego sensownego zdania. Jednak jego wrzaski i błagania nie dawały mi kompletnie satysfakcji. Mimo to chciałem, by cierpiał.

Zdrajca powinien cierpieć.

Kiedy z bólu stracił przytomność po raz trzeci (uprzednio tracąc wszystkie paznokcie i część przyrodzenia), postanowiłem go już nie cucić. Sam miałem dość, jak nigdy. Szybko zatamowałem wszelkie krwawiące rany, wcześniej je odkażając. Nie mogłem mu teraz pozwolić ot tak umrzeć z wykrwawienia. Nie, kiedy nie wyciągnąłem z niego wszystkiego.

Kilka minut później odsunąłem się od niego, by obmyć ręce w zlewie i przepłukać twarz. Wtedy usłyszałem cichy, dziewczęcy głos.

- Jesteś potworem - szept dotarł do mnie jakby z zupełnie innego świata.

Zakręciłem kran i odwróciłem głowę, czując jak dreszcze przebiegają mi wzdłuż kręgosłupa. Mój umysł zdążył wykreować tysiące przeróżnych scenariuszy, ale wydawało się, że kompletnie zapomniał o bardzo ważnej rzeczy. Od początku nie byliśmy z Jungiem w mojej pracowni sam na sam. Była jeszcze Bubble.

- Co powiedziałaś, słoneczko? - spojrzałem na nią z uśmiechem. Była naprawdę rozkoszna, nie sposób było się na nią gniewać, nawet jeśli mnie obraziła swoimi słowami.

- Jesteś cholernym psychopatą! - wrzasnęła zachrypniętym głosem. Cóż, zdążyła zedrzeć sobie gardło, gdy się nią wcześniej zajmowałem.

Dziewczyna zaczęła szarpać krzesłem, do którego była przywiązana, jakby wierzyła, że uda jej się uwolnić. Gdybym chciał ją zmartwić, wytłumaczyłbym, że węzły, które zastosowałem są niemal nie do rozplątania, a z każdym ruchem obwiązanego zaciskają się jeszcze mocniej. Westchnąłem ciężko, jednak ruszyłem w jej stronę, chcąc ją uspokoić. W końcu miała mi dostarczyć trochę rozrywki w najbliższych dniach. Nie mogła się udusić.

- Spokojn-

- Nie będę spokojna! Jesteś najgorszym człowiekiem na świecie! Krzywdzisz niewinnych ludzi! - kontynuowała, wyrzucając z siebie tak okropnie raniące mnie słowa.

Przecież byli ludzie gorsi ode mnie, prawda?

- Hoseok nie jest niewinny. Zdradził nas. Z kolei ty jesteś winna, bo jesteś zbyt urocza - mruknąłem, kładąc dłoń na policzku szatynki, który sam naznaczyłem kilkoma bliznami.

- Nawet jeśli zrobił coś złego, to nie powinien być torturowany! Jesteś okrutny, nie masz serca! Jesteś nienormalny! Powinni cię zamknąć w zakładzie dla niezrównowa-

Szust.

Nóż przeciął powietrze, a głowa dziewczyny potoczyła się po podłodze, zatrzymując się kilka metrów dalej, pod ścianą.

Przez chwilę stałem w bezruchu, po czym przysunąłem policzek do ciała przede mną. Delektowałem się tym przyjemnym uczuciem, gdy lekko tryskająca, ciepła krew obmywała mi twarz. Uśmiechnąłem się, czując jak moje mięśnie nieco się rozluźniają.

Odgiąłem się, rzucając przelotne spojrzenie głowie na podłodze i nieprzytomnemu Hoseokowi. Kilka czerwonych kałuż zaczynało powoli zasychać. Nie lubiłem zdrapywać posoki, było to dosyć męczące zajęcie, ale nie miałem też ochoty zmywać jej akurat w tamtym momencie.

- Posprzątam później - zapewniłem sam siebie, ruszając w stronę wyjścia. Przecież Tae na mnie czekał.

Zatrzymałem się jeszcze na chwilę przy dużym lustrze w kostnicy, przyglądając się swojemu odbiciu. Kropelki krwi z moich włosów skapywały na twarz, przez co za każdym razem chichotałem cicho. Łaskotało.

W końcu pchnąłem drzwi, wychodząc z pracowni wciąż uśmiechnięty.

Wcale nie jestem nienormalny.

Prawda? 


*kilka godzin później*

(Jungkook's pov)

Taehyung siedział albo bardziej półleżał na łóżku z laptopem na kolanach, szaleńczo klepiąc w klawiaturę. Wzgląd na ekran miał stosunkowo ograniczony przez opatrunki na klatce piersiowej i ból w karku, jednak nie przeszkadzało mu to w błyskawicznym wprowadzaniu kolejnych danych do komputera. Jin patrzył na niego z politowaniem, krzątając się po pomieszczeniu, co chwilę wypominając V, że jedynie sobie szkodził. Szatyn siedział tak, od kiedy wyszedł Jimin, który też wyglądał dość... niecodziennie. Ja natomiast pomagałem starszemu Kimowi w porządkowaniu zdewastowanego wczoraj laboratorium i szpitala, w których wszystko walało się dosłownie wszędzie. Zastanawiałem się tylko, kiedy dostanę jakiejś nieprzyjemnej wysypki od kontaktu z przeróżnymi, zmieszanymi substancjami.

- Tae, naprawdę powinieneś leżeć - warknął Seokjin, stając nad szatynem, który kompletnie go zignorował.

Nagle palce Taehyunga się zatrzymały, a na jego zmęczonej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Kurwa, znalazłem go! - krzyknął uradowany, a ja spojrzałem na mężczyzn, którzy wpatrywali się w ekran komputera.

- Wiedziałem, że te czipy to dobry pomysł - pewny siebie różowowłosy wypiął pierś do przodu, również się uśmiechając.

- Czipy? - spytałem, na co obaj zerknęli na mnie.

- Ah, jakiś czas temu wszczepiliśmy kilku naszym czipy. Suga nie chciał się zgodzić, ale koniec końców pozbawiliśmy go przytomności przy jakiejś tam okazji, a potem wmówiliśmy mu, że zasłabł i uderzył się w kark. W każdym razie, dzięki czipom mamy wzgląd na lokalizację i akcje życiowe osobnika. Yoongi jest, zdaje się, w głównej siedzibie Jamesa, jednak ma się całkiem dobrze. Jest osłabiony, ale to twarda sztuka. Lecę po Nama, zaraz opracujemy jakiś plan zemsty na tych skurwysynach!

Seokjin wybiegł z laboratorium, zostawiając mnie samego z V. Patrzyłem przez chwilę na starszego, który kontynuował swoją pracę i westchnąłem.

- Martwisz się, młody - mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.

- A ty nie, hyung? - wstałem, podchodząc do jego łóżka. Pozwoliłem sobie usiąść w nogach, żeby mieć lepszy widok na szatyna.

- Tym razem jestem jakiś spokojny - zaśmiał się, zamykając nagle laptopa. - Przez to postrzelenie chyba poprzewracało mi się w głowie, bo zazwyczaj jestem zdenerwowany, jak diabli.

Zabrałem od niego komputer, kładąc go na stoliku obok łóżka i pomogłem mężczyźnie się wygodnie położyć. Podziękował mi skinieniem, po czym przymknął oczy, najwyraźniej chcąc sobie zrobić chwilową drzemkę. Już chciałem odejść, ale jego ostatnie słowa zmroziły mi krew w żyłach, przez co nie byłem w stanie się ruszyć.

- Jestem spokojny, bo to już koniec. Jeśli coś pójdzie nie tak, czuję, że będę martwy. A w tym momencie jedynym, co niesie ze sobą śmierć jest ukojenie. Albo oni albo my, Jungkook. Tak powinniśmy byli działać od samego początku.


to chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów, duh
btw, tylko 4 do końca~
/ a/n


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top