[15,0] - The Mortal
coooomeeeebaaaaack
(Jungkook's pov.)
Padłem na ziemię, zupełnie wykończony. Słońce zaszło już dawno, a Hyun wcale nie miała zamiaru dać mi spokoju. Gdy w końcu usłyszałem magiczne "na dzisiaj wystarczy", wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa i wręcz rozlałem się pod nogami dziewczyny.
[T/I] zaśmiała się ze mnie, siadając obok i przyglądając mi się przez chwilę. Już chciała sobie pójść i dać mi dojść do siebie w spokoju, ale wtedy przypomniało mi się, że miałem ją spytać o tę akcję, która spędzała Jinowi sen z powiek.
- Noona... - jęknąłem słabo, wyciągając rękę w jej stronę.
Hyun zatrzymała się, patrząc na mnie z politowaniem.
- Chyba jesteś świadom tego, że nie mam zamiaru cię stąd zbierać, prawda? - podeszła, lekko szturchając moje ramię butem. Kochana.
- Chciałem porozmawiać o czymś... - westchnąłem, z trudem podnosząc się do siadu.
- W takim razie zamieniam się w słuch - z powrotem opadła na miejsce, z którego kilka sekund temu wstała.
- Bo... Byłem dzisiaj u Jina. Opatrywał jakiegoś dzieciaka, potem opowiedział mi, co się stało z oddziałem. Mówił też, z tego co zrozumiałem, że szykuje się wojna z jakimś innym gangiem, ale nie za wiele wywnioskowałem, bo płakał i gadał trochę nieskładnie. Wiesz, jak to z Hyungiem bywa. Ponoć Monster się na coś uparł, a ty, ja i dużo innych osób ma brać w tym udział. Pomyślałem, że może wiesz coś na ten temat i mi to wyjaśnisz. Martwię się o Jina, wyglądał naprawdę okropnie. Niby obiecał, że się prześpi, ale...
- Dobra, czekaj - Hyun przerwała mi, unosząc dłoń. - To cholernie długa historia, Kookie. Jest już ciemno i za chwilę zrobi się zimno, a ty jesteś cały spocony, więc proponuję się stąd zwinąć.
Doskonale wiedziałem, że [T/I] potrafiła świetnie unikać tematów, które jej nie odpowiadały i wcale nie rzucała tekstami typu "To nie twoja sprawa, gówniarzu", tylko zaczynała mówić o czymś zupełnie innym, przez co sam zapominałeś, o co tak dokładnie chciałeś zapytać. Nie mogłem dać się wywieść w pole, bo gdybyśmy przełożyli tę rozmowę "na później", Hyun dołożyłaby wszelkich starań, żebyśmy już nigdy nie wrócili do tego tematu.
- Proszę, powiedz mi skrótowo - zrobiłem minę zbitego królika. - Gdyby nie chodziło o dobro Jina, to bym nie naciskał, naprawdę - dodałem. Powołanie się na Hyunga powinno przechylić szalę zwycięstwa na moją stronę.
- Dobra - westchnęła, siadając wygodniej i wzdychając. - W bardzo wielkim skrócie: Mój brat to chuj, który współprowadzi przeciwny nam gang. Tak naprawdę tylko oni są dla Organizacji jedynym, realnym zagrożeniem w Seulu. Żeby się do nich dostać, trzeba się było wkupić w łaski szefa. Dlatego też James oddał im mnie. Udało mi się uciec, poznałam Sugę, Monstera, Jina, potem wszystko się rozwinęło, bla, bla, bla. Na początku Yoongi chciał się na nich mścić, zresztą po dziś dzień sobie nie odpuścił. Na jakiś czas ten dziwny spór ucichł, ale niedawno Suga został postrzelony, nie? To właśnie mój braciszek go trafił. Teraz zabili młodych. Kulka była ostrzeżeniem, ale zasadzka - zwykłym wypowiedzeniem wojny. Wiedzą, że Namjoon im tego nie odpuści. Nie ma już odwrotu. Trzeba dopracować plan i wdrożyć go w życie. Wybacz, Jungkook. Miałeś robić zupełnie co innego w moim pierwotnym zamyśle, ale teraz wszystko wywróciło się do góry nogami. Tak naprawdę to chciałam zrobić z ciebie swoją prawą rękę, bo Hobi ostatnio... zresztą, nieważne - [T/I] popatrzyła w niebo, na którym zaczęły się pojawiać pierwsze gwiazdy.
- W porządku. Ja... pójdę już się położyć, okej? - podniosłem się, gdy otrzymałem pozwolenie.
Musiałem to sobie poukładać w głowie. Mimo, że dziewczyna wyjaśniła mi tak dużo, wciąż pozostawało wiele niedomówień. Huyn naprawdę chciała zastąpić mną Hope'a? Szykowała się wojna z gangiem jej brata? Czy umrę o wiele szybciej, niż zakładałem?
***
(Suga's pov)
Nigdy nie przepadałem za ludźmi. Zwłaszcza za optymistami, tymi wiecznie uśmiechniętymi. Brak instynktu samozachowawczego u co niektórych dodatkowo wyprowadzał mnie z równowagi. Na pewno też nie lubiłem, kiedy ktoś kwestionował lub ignorował moje zdanie. A gdy ten ktoś przystawiał się do mojej kobiety, to po prostu musiałem się go pozbyć.
Dlatego też nikogo chyba nie zdziwi fakt, że szczerze nienawidziłem Park Jimina, który idealnie pasował do powyższego opisu.
Psychopaty, zakochanego w mojej [T/I]. Mojej, do cholery.
Nie miałem pojęcia, czemu wciąż słuchałem jej próśb i nie robiłem żadnej krzywdy temu pojebowi. Hyun naprawdę go lubiła, co dodatkowo przyprawiało mnie o ból głowy. Wiedziałem o relacji, jaka ich łączyła. Jimin był niemal tak blisko [T/I], co ja. Nie miałem zamiaru dzielić się moją ukochaną z nikim, ale niestety jej nie mogłem się sprzeciwić.
Spełniałem wszystkie życzenia mojego słońca, nawet jeśli przez to trafiał mnie jasny szlag. Było tak i w tamtym momencie.
Ciągnąłem się za Chimem, który wiernie podążał ulicami Seulu zgodnie ze wskazaniami nawigacji z jego telefonu. Często zapominał umyć ręce przed wzięciem urządzenia, dlatego też różowe etui w kształcie kotka z przesadnie dużymi oczami miało na sobie sporo zabrudzeń od krwi i innych płynów ustrojowych, przy których na co dzień pracował młodszy.
Fuj.
[T/I] poprosiła mnie wcześniej, żebym przypilnował blond psychola, gdy ten będzie szedł po swoją najnowszą ofiarę, którą upatrzył sobie jakiś czas temu. Zabawny był z niego człowiek. Potrafił być bezlitosnym katem, znakomicie torturował wszelkich zakładników, wydobywając z nich odpowiednie informacje, a jednocześnie poszukiwał dziewczyn jednego typu, które... no w sumie też torturował. Niby mu się podobały, były w jego typie, ale postępował z nimi dokładnie tak samo, jak z każdym swoim "pacjentem".
Hyun była jedyną dziewczyną, której nigdy nie chciał poćwiartować. Może dlatego, że to ona zawsze wyciągała go z kłopotów, w które pakował się niemal zawodowo? Nie miałem pojęcia i też nie zamierzałem w to wnikać, jednak gdyby tylko spróbował zrobić krzywdę mojej ukochanej, to zająłbym się nim o wiele gorzej niż on kimkolwiek wcześniej.
- To tutaj, hyung! - krzyknął Chim, wskazując na jakąś obskurną kamienicę. Westchnąłem jedynie i wciągnąłem go do środka.
Wspięliśmy się po schodach i bez pardonu weszliśmy do jednego z mieszkań. Drzwi były otwarte.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, zanim wpuściłem tam Jimina, a potem udaliśmy się do sypialni, z której było słychać cichy szloch.
- Jaka słodka! - blondyn wparował do pokoju i zaczął skakać wokół dziewczyny, płaczącej na łóżku. Podniosła się, gdy tylko weszliśmy. Miała długie, brązowe włosy i naprawdę duże oczy. Okrągła twarz przywodziła na myśl... - Bubble, Bubble, Bubble! - właśnie. - Nie martw się, od teraz ChimChim się tobą zaopiekuje! - Jimin szybko wbił dziewczynie strzykawkę w ramię i wpuścił środek nasenny w jej krwiobieg.
- Kim wy... co tu? - dziewczyna chciała się wyrwać z mocnego uścisku Jimina, ale z chwili na chwilę miała coraz mniej siły, a oczy same jej się zamykały.
W końcu bezwładnie opadła w ramiona blondyna, na co ten uśmiechnięty wziął ją na ręce i skierował się do drzwi.
- Dziękuję za pomoc, hyung! Wracajmy! - powiedział wesoło, niosąc nieprzytomną dziewczynę.
Naprawdę nienawidziłem tego człowieka.
***
(Shion's pov)
Taehyung tępo wpatrywał się w sufit, zupełnie ignorując moje słowa. Doskonale wiedziałam, jak bardzo obwiniał się za śmierć tych czterech chłopców.
- Tae - westchnęłam. Nie miałam już siły, aby znowu próbować do niego dotrzeć.
- Wiem, przepraszam - mruknął tylko, obejmując mnie mocniej i przyciągając do swojego torsu. Ułożyłam głowę wygodniej na jego klatce piersiowej, czule głaszcząc jego przedramię.
- Nie przepraszaj mnie za to, że nie potrafisz przestać o tym myśleć - podniosłam się i pocałowałam go w policzek, przez chwilę znów obserwując twarz mężczyzny.
- Nie chcę cię martwić, skarbie. To dlatego - po raz pierwszy od ponad godziny spojrzał mi w oczy, przez co na chwilę zamarłam.
- Teraz jedynie musisz się skupić na nowych zadaniach. Wiesz, jakie to będzie ważne. Wierzę, że dasz z siebie wszystko, misiu - znowu się w niego wtuliłam, przymykając powieki.
- Obiecuję, że cię nie zawiodę.
Uśmiechnęłam się na te słowa.
- Nigdy mnie nie zawodzisz, TaeTae - powiedziałam cicho.
Po kilku minutach oddech Kima lekko zwolnił, a jego ciało zaczęło się rozluźniać, zapadając w sen. Sama również po chwili odpłynęłam, mając nadzieję, że to nie jest nasza ostatnia wspólna noc. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że moje przeczucia zawsze są trafne.
Tak bardzo chciałam pomylić się chociaż ten jeden raz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top