[13,0] - Pull the Pin

(Jungkook's pov)

Minęły dwa miesiące od dnia, gdy [T/I] sprowadziła mnie do rezydencji, a ja zgodziłem się na zostanie członkiem Organizacji. Sam nie wiedziałem, jak to się stało, że wytrzymałem tu tak długo. Zdążyłem poznać wielu ludzi, będących podwładnymi Monstera oraz poszczególnych osób, należących do tego dziwnego gangu. Zauważyłem też, że byli naprawdę skuteczni w tym, co robili. A było tego sporo. Od terroryzowania grubych ryb w Seulu i całej Korei, przez handel narkotykami i innymi nielegalnymi towarami, kończąc na zwykłych walkach ulicznych - tym wszystkim zajmowała się Organizacja.

Mimo upływu czasu, dalej nie dowiedziałem się, jaką robotę miałem wykonać, by mój brat był bezpieczny. Chciałem się z nim skontaktować, by móc jakkolwiek go ostrzec, ale miałem świadomość, że w taki sposób mogłem mu jedynie zaszkodzić. Zastanawiałem się, czy faktycznie zadłużył się u tych ludzi, czy była to tylko zwykła bajeczka, bym poszedł im na rękę. Bałem się jednak zapytać.

Koniec końców nie było mi tutaj znowu jakoś źle. Poza zerowym kontaktem ze światem zewnętrznym, miałem kilka rozrywek - treningi, siłownia, basen, sauna, konsola, książki i oczywiście inni mieszkańcy budynku. Było ich całkiem dużo, nie znałem imion nawet połowy z nich. Z jednymi spotykałem się na treningach, z innymi tylko na korytarzu. Z niektórymi natomiast widywałem się na co dzień, a były to najważniejsze osoby w tej bandzie.

Musiałem przyznać, że kopnął mnie prawdziwy zaszczyt. Codziennie widywałem się z Huyn, z którą dogadywałem się zaskakująco dobrze. Choć często bywała zimną suką, uwielbiałem z nią trenować, a także rozmawiać. Podobnie było z Jinem, z którym chyba dogadywałem się najlepiej. Często pomagałem mu w kuchni czy też w szpitalu, gdy tylko miałem trochę wolnego czasu. Dla chwili rozmowy z nim byłem w stanie przeboleć nawet te suche, ojcowskie żarty. Jednak na tym kończyły się moje pozytywne relacje. Sugi i Monstera unikałem jak ognia, Jimina zbywałem przy każdej możliwej okazji, za to Shion i V totalnie ignorowali mnie. Pozostała tylko Harin, od której nie byłem w stanie się czasem odgonić. Dziewczyna okropnie działała mi na nerwy, jednak czasem bywała naprawdę urocza.

"Jungkook, nie powinieneś mówić, że ta psychopatka jest urocza" pomyślałem, wychodząc z łazienki.

Było kilka minut po siódmej, musiałem więc się streszczać, by zdążyć z moją codzienną rutyną - pobudka, toaleta, śniadanie, siłownia, szybki prysznic, chwila odpoczynku, chwila dla Jina, obiad, trening z Hyun, kolejny prysznic (co jak co, ale nienawidziłem łazić spocony po wysiłku fizycznym), kolacja, toaleta, sen. W takiej mniej więcej sekwencji mijały mi ostatnie tygodnie. Najgorsze, że kompletnie przestało mi to przeszkadzać.

Ciągle gdzieś z tyłu mojej głowy czaiły się myśli o rodzicach, znajomych, studiach i moim dotychczasowym życiu. Czy bliscy i policja mnie szukają? Czy jeśli nie wrócę to zawalę semestr i tym samym całą moją karierę? Czy gdy się stąd wyrwę, będę mógł normalnie żyć? Czy w ogóle mi się uda? Z dnia na dzień miałem coraz więcej pytań, obaw i wątpliwości, a coraz mniej nadziei, że kiedykolwiek wszystko będzie tak, jak dawniej.

Zamyślony wszedłem na siłownię, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że nie jestem tam sam. Zdjąłem bluzę, pozostając w samych dresach i podkoszulku, po czym zacząłem rozgrzewkę.

Gdy po chwili usłyszałem zachrypnięty głos z drugiego końca pomieszczenia, byłem prawie pewien, że gdybym nie poszedł kilka minut wcześniej do toalety, to zwyczajnie bym popuścił.

- Twój mózg maleje proporcjonalnie do tego, jak rosną twoje mięśnie brzucha i ramion - Yoongi prychnął, stając luźno przy drabinkach. Patrzył na mnie tak, jak zazwyczaj - z pogardą i życzeniem rychłej, bolesnej śmierci.

- Wybacz, nie zauważyłem cię - mruknąłem, nieco wybity z rytmu ćwiczeń. Serce biło mi jak oszalałe. Po prostu bałem się tego faceta. Był przerażający i nieprzewidywalny, w jednej chwili z tobą żartował, a w drugiej przystawiał ci nóż do gardła i wtedy nie było ci już do śmiechu. Na domiar złego przez te dwa miesiące zdążyłem się nasłuchać wielu opowieści o Min Yoongim aka maszynie do zabijania bez jakichkolwiek ludzkich odruchów i żadna z nich nie zmieniała jego wizerunku w moich oczach na lepszy.

- Co ty nie powiesz? - mężczyzna parsknął krótkim śmiechem i otarł pot z czoła.

Przypatrywałem mu się, jak zwykle nie mogąc odwrócić wzroku. Było w nim coś, co sprawiało, że każdy mógłby się w niego wpatrywać godzinami, a z drugiej strony nie był z wyglądu jakoś nadzwyczajny. Miał na sobie jedynie szare spodnie dresowe, a więc po raz pierwszy w życiu mogłem zobaczyć go bez koszulki, przez co od razu obiecałem sobie, że będę się jeszcze mocniej przykładał do ćwiczeń nad własnymi mięśniami. Mężczyzna nie był bardzo rozbudowany, ale jego brzuch i ręce wyglądały wprost idealnie. Liczne blizny, szczególnie ta najnowsza po postrzale, jedynie dodawały mu męskości. Gdyby wszedł tak w kłębowisko napalonych nastolatek, na pewno by go rozszarpały i żadna technika walki, którą znał, nie pomogłaby mu.

Mężczyzna podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia palcem. Automatycznie się spiąłem, czując jego dotyk.

- No już się tak nie napinaj - mruknął. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. - Lepiej się ubiorę, bo jeszcze coś innego niż biceps ci stwardnieje.

- Nie jestem gejem! - krzyknąłem, trochę za szybko, od razu się czerwieniąc. Co ten konus sobie w ogóle wyobrażał?

Yoongi odwrócił się do mnie na chwilę, mrużąc oczy. Jeszcze przed chwilą się śmiał, ale teraz wyglądał, jakby układał w głowie szybki i łatwy plan ukrycia moich zwłok.

- Naprawdę nie obchodzi mnie twoja orientacja, ale dobrze ci radzę, trzymaj się z daleka od Hyun - mruknął, ubierając koszulkę.

Wyszedł z sali, zostawiając mnie w kompletnym szoku.

Trzeba byłoby być prawdziwym szaleńcem (takim pokroju Jimina), żeby przystawiać się do [T/I], szczególnie gdy choć raz widziało się ją w towarzystwie Sugi. Nie dało się nie zauważyć, że coś między nimi jest. Do tego nigdy nie pomyślałem o Huyn w ten sposób... No dobra, może raz czy dwa, ale na pewno nie było to na poważnie! Traktowałem ją raczej z szacunkiem i może trochę jak starszą siostrę, ale nie jako potencjalną partnerkę. Myśl o Yoongim, który rozrywa mi wnętrzności za pomocą narzędzi Chima skutecznie utwierdzała mnie w przekonaniu, że nigdy nie poczuję do [T/I] niczego mocniejszego. Jeśli już miałbym wybierać to...

Nie, kurwa, Jungkook, stój. Czy ty przed chwilą chciałeś pomyśleć, że... Nie. To niemożliwe.

- Navy mi się nie podoba - powiedziałem sam do siebie, aby mój mózg mógł to usłyszeć i przetworzyć.

"Nie zakochuj się w psychopatce, idioto..."

Szybko uwinąłem się z ćwiczeniami i po prysznicu skierowałem się do piwnicy, aby spędzić trochę czasu z Jinem.

Wszedłem do pierwszej sali szpitalnej i pogratulowałem sobie w duchu, bo od razu zastałem tam Kima. Opatrywał akurat jasnowłosego chłopaka, który musiał oberwać podczas jakiejś bijatyki.

Kiedy starszy majstrował coś przy nodze poszkodowanego, przywitałem się i przysiadłem na wolnym łóżku, obserwując poczynania Seokjina, nastawiającego nogę nastolatka. Gdy różowowłosy gwałtownie szarpnął kończyną, dzięki czemu ta wskoczyła na swoje miejsce, młodszy wydał z siebie tak wysoki dźwięk, że aż się skrzywiłem. Kiedy w końcu noga została opatrzona i usztywniona, Jin wręczył chłopakowi kule i nakazał chłopakowi iść do siebie oraz dużo odpoczywać, na co ten jedynie przytaknął, wychodząc powoli z pomieszczenia i dziękując za pomoc.

Seokjin jeszcze przez chwilę sprzątał swoje miejsce pracy, a ja wpatrywałem się w niego. Wydawał się być wykończony. Powieki same mu się zamykały, gdy układał narzędzia na stoliku. Jego różowe włosy nieco wyblakły, do tego pojawiły się już dość duże, ciemne odrosty, co nie wyglądało zbyt dobrze. Mężczyzna był okropnie blady, a pod opuchniętymi, lekko zaczerwienionymi oczami miał ogromne, sine wory.

- Jin-hyung, stało się coś? - zapytałem, gdy trybiki w moim mózgu zazębiły się. Starszy wyglądał, jakby przepłakał całą noc, zamiast porządnie się wyspać.

Kim odwrócił się do mnie z miną zbitego psa. Wypuścił głośno powietrze z płuc, po czym podszedł do łóżka, na którym siedziałem i niemal na nie upadł. Złapałem go delikatnie w locie, bojąc się, że może sobie coś zrobić.

- Jezu, co z tobą? - fakt faktem, wczoraj też nie czuł się zbyt dobrze, ale tym razem to była już przesada.

- Chcą zacząć akcję, Jungkook - powiedział, kładąc czoło na moim ramieniu. - Próbowałem przekonać Namjoona, że to jeszcze za wcześnie, ale wczoraj nasi najmłodsi zostali zaatakowani przez tamtych. Tylko dwóch zostawili przy życiu i kazali powiedzieć Monsterowi, kto ich tak przetrzebił. Widziałeś tego chłopaka przed chwilą, prawda? Był totalnie rozbity psychicznie, nie wspominając już o jego stanie fizycznym. To była ich druga misja, a tamci urządzili zasadzkę. Wiedzieli, że mają do czynienia z zupełnie niedoświadczonymi dzieciakami. Oni niczego się nie spodziewali, a V nawet nie wziął pod uwagę, że coś takiego może się stać. Wiesz, jak on się o to obwinia? Rozmawiałem z nim wieczorem. To okropne. Wiedziałem, że tak będzie...

- Hyung, nie mam pojęcia o czym mówisz - mruknąłem, gdy mężczyzna nieco się podniósł.

- Jungkookie, ty też będziesz musiał wziąć w tym udział. Jesteś naprawdę dobry. Hyun miała rację, już na samym początku mówiąc, że się nadajesz. Boję się o nią, boję się o Namjoona, boję się o ciebie... O wszystkich się boję, Kookie. Jesteście dla mnie jedyną rodziną, nie przeżyję, jeśli ktoś z was umrze - Seokjin już nie powstrzymywał łez. Czułem, jak koszulka na moim ramieniu robi się mokra. Przytuliłem starszego do siebie mocniej, chcąc jakoś go uspokoić. Totalnie nie potrafiłem pocieszać ludzi, a w tamtym momencie naprawdę przydałaby mi się taka umiejętność.

- Hyung, spokojnie... Powinieneś odpocząć, inaczej sam się wykończysz. Chodź, zrobimy szybko obiad, pomogę ci, a potem pójdziesz się położyć. Pewnie całe dwa dni nie spałeś, a wiesz przecież, że to niezdrowe. Jesteś nam potrzebny żywy, w pełni sił. Szczególnie mnie. Jesteś moim najlepszym przyjacielem tutaj, hyung... - sam byłem zdziwiony swoimi słowami, nie mówiąc już o Jinie, który nawet cicho zachichotał.

- Przepraszam, że tak się rozkleiłem, Namjoon jest cały czas zajęty i nie miałem okazji mu się wyżalić - zaśmiał się, ocierając łzy. Kim zawsze grał, że wszystko z nim w porządku. Coś się we mnie zagotowało, gdy zauważyłem, jak płynnie znowu próbował wcielać się w swoją rolę. Momentalnie poczułem złość na szefa - w końcu Jin był jego partnerem, powinien widzieć, że coś jest z nim nie tak, nawet gdy był zajęty. Seokjin zdecydowanie zasługiwał na kogoś lepszego, jednak dobrze wiedziałem, że zaczynanie tego tematu nie miało najmniejszego sensu. Starszy kochał Namjoona i nawet gdyby ten traktował go jak najgorszego śmiecia, on dalej byłby w stanie rzucić się dla niego w ogień. Taki już właśnie był.

- Nie musisz przede mną udawać, że jest dobrze. Jeśli Monster nie ma dla ciebie czasu, to zawsze możesz przyjść do mnie. Może jestem tylko głupim gówniarzem, ale umiem słuchać, a ty często potrzebujesz się wygadać. Naprawdę cię lubię, hyung, serio - spojrzałem mu w oczy, a ten szczerze się uśmiechnął na moje słowa, jakby mu ulżyło. Odwzajemniłem uśmiech, przysięgając sobie w duchu, że postaram się wspierać różowowłosego jak najlepiej. Chociaż tyle mogłem dla niego zrobić.

- Dziękuję, Kookie. Kochany jesteś - wstał, poprawiając ubrania. - Dobra! Chodźmy ogarnąć jedzenie, potem wezmę jakieś uspokajające, nasenne tabletki i się kimnę. Kim się kimnie, czaisz? - poruszył sugestywnie brawami, na co się zaśmiałem. Te żarty bywały gorsze.

Cieszyło mnie, że udało mi się poprawić mężczyźnie humor, jednak powód jego niewyspania skutecznie zbił mnie z tropu. Obiły mi się o uszy historie związane z Hyun, jej rzekomym bratem i jakimś innym gangiem, ale nie sądziłem, że będziemy z nimi prowadzić jakąś wojnę czy coś w tym stylu. Dalej zresztą nie mogłem być tego pewien. Jin zbyt dużo mi na ten temat nie powiedział. Musiałem się dowiedzieć więcej.

Jedyną osobą, od której mogłem dostać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania była sama [T/I].

***

Wieczorem udałem się zwyczajowo na salę, w której ćwiczyłem z Hyun. Gdy podszedłem do drzwi, znalazłem na nich karteczkę. Było na niej napisane jedynie "Idź na strych". Zdjąłem papierek i rozejrzałem się. W pobliżu nie było nikogo.

"Dziwne, zazwyczaj często tędy przechodzą... "

Udałem się na schody, które prowadziły na wyższe piętra. Posiadłość była naprawdę ogromna, a poruszanie się po niej wymagało nie lada wysiłku, zarówno fizycznego jak i logicznego. Jedynie piwnica miała jedną klatkę schodową dla kilku pięter, chociaż w różnych częściach podziemi znajdowały się też inne przejścia między poziomami. Na górze nie było tak kolorowo - do każdego piętra prowadziły zupełnie inne schody, położone w tak bardzo losowych miejscach, że zapamiętanie, które prowadzą gdzie zajęło mi chyba z dwa tygodnie.

Westchnąłem, wspinając się na sam szczyt budynku. Jeśli [T/I] chciała sprawdzić moją kondycję, to miała bardzo dobry pomysł. Gdy już znalazłem się na ostatnim piętrze, zauważyłem ślady dość ciężkich, ale małych butów na zakurzonej podłodze. Poszedłem za nimi, uważnie rozglądając się po okolicy - nigdy wcześniej tutaj nie byłem, zresztą rzadko ktoś tutaj w ogóle wchodził. Kręty, wąski korytarz zaprowadził mnie do drabiny, gdzie ślady się urywały. Wziąłem głębszy oddech i złapałem się szczebelek, wchodząc wyżej.

Wystawiłem głowę, przez otwór w suficie i uświadomiłem sobie, że znajduję się na płaskiej części dachu. Wyszedłem na niego i od razu zauważyłem Hyun, stojącą tyłem do mnie nieopodal.

- Już myślałam, że nie trafisz - mruknęła, nawet na mnie nie patrząc. Chyba podziwiała słońce, chylące się ku zachodowi. Był koniec listopada, ale wciąż było naprawdę ciepło.

- Aż tak głupi chyba nie jestem - dziewczyna zaśmiała się na moje słowa, w końcu odwracając się w moją stronę.

- Mam nadzieję, że podobała się rozgrzewka - uśmiechnęła się, a gdy skinąłem głową, dodała szybko: W takim razie zaczniemy od małego sparingu, co?

Nie zdążyłem nawet mrugnąć, a już dostałem z pięści w twarz. Mówiłem, że lubię z nią trenować? W takich momentach żałowałem swoich słów.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top